Zawaliłam. Wiem. Nie dawałam znaku życia i w ogóle było to całkiem nie fair z mojej strony. Nie miałam czasu, siły i weny na pisanie, ale wreszcie udało mi się przebrnąć przez ten rozdział i oto jestem. I przepraszam. Bardzo.
Jak już zapewne wiecie, Blogger wycofał się z tego gówna i mój blog na szczęście pozostanie tutaj, bo jak na razie nie ogarniam wordpress ;/
Chciałam też podziękować wszystkim za komentarze, bo to jest tak przyjemne, gdy czytasz coś miłego na temat tego, co robisz i jest dla Ciebie ważnie i w ogóle chyba zaraz się wzruszę, kurde.
Ale dobrze, koniec tego. Zapraszam was wreszcie na ten długo wyczekiwany rozdział.
Ach, i jeszcze jedno! To już ponad 55 000 wyświetleń!
______________________________________________________________________________
Pogrzeb był głośny. Z dużą ilością gości, prasą i żałobną otoczką, która wywoływała w Harrym uczucie farsy. Wszyscy szlochali, wylewali swe żale, ale on miał wrażenie, że tak naprawdę tylko nieliczni cierpią z powodu śmierci dyrektora. Niektórzy po prostu rozpaczali, przeczuwając, że Voldemort po tym incydencie nie będzie się już hamował.
Przez całą uroczystość siedział z tyłu, niemal miażdżąc dłoń swojego chłopaka i ze łzami w oczach wpatrywał się w białą trumnę, która dryfowała po ciemnej tafli wody. Ostatnie dni były ciężkie. Śmierć Dumbledore'a - człowieka, który zrobił dla niego naprawdę wiele - bardzo w niego uderzyła. Może ostatnimi czasy nie zgadzał się z nim w różnych aspektach, ale... szanował go. Bardzo.
Na niewielkiej wysepce znajdującej się na środku jeziora został usytuowany sporej wielkości grobowiec z jasnego marmuru w kolorze ekri. Wewnątrz niego znalazła swe miejsce biała, drewniana trumna, a dźwięk, który towarzyszył zamknięciu grobowca wywołał w Harrym nieprzyjemne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Zacisnął na chwilę powieki, starając się pohamować łzy, które chciały spod nich wypłynąć. Wreszcie, odnosząc niesatysfakcjonujące zwycięstwo, otworzył oczy i zauważył, że Draco wpatruje się w niego z czymś na miarę zmartwienia widniejącego w szarych tęczówkach.
- Chcesz stąd iść? - zapytał miękko.
Harry pokręcił głową w geście zaprzeczenia. Czuł się fatalnie, ale nie mógł wyjść w trakcie ceremonii. Czuł wewnętrzną potrzebę pozostania tutaj i oddania części dyrektorowi.
Posłał krzywy uśmiech Ślizgonowi i wstał. Teraz miał nastąpić ten symboliczny moment, tak typowy dla pogrzebowych uroczystości czarodziejów. Na znak profesor McGonagall wszyscy obecni unieśli różdżki, z których posypały się czerwone iskry. Był to wyraz szacunku dla umarłego.
Potter uniósł swoją różdżkę, z pewnym rodzajem melancholii patrząc na czerwień znikającą pośród niewielkiej ilości białych obłoków.
''I tyle'" - pomyślał Harry, z roztargnieniem spoglądając na ludzi, którzy ''spełnili swój obowiązek'' i właśnie wstawali ze swoich miejsc, rozchodząc się. - ''Tak kończy największy czarodziej ostatnich stuleci''.
Coś szarpnęło się w jego piersi, agresywnego i nieokiełznanego, sprzeciwiając się temu, ale zdołał to powstrzymać, nim zrobił coś głupiego. W tym momencie nienawiść zatruła jego żyły, burząc w nim krew i wywołując niezdrowe rumieńce na policzkach. Myślał o tym od dwóch dni. Sprawa ta nie dawała mu spokoju, a on nie potrafił uwierzyć, że dyrektor dał się od tak zabić grupce Śmierciojadów z Voldemortem na czele. Przecież był genialnym czarodziejem!
Dowiedziawszy się, jak Dumbledore zginął (prawdopodobnie podczas spotkania ze starym znajomym, które okazało się pułapką) nie potrafił w to uwierzyć. Gdyby dyrektor był tak naiwny i łatwo wpadał w pułapki, już od dawna by nie żył.
A jednak nikt nie miał problemu z uwierzeniem w taki przebieg zdarzeń! Każdy zdawał się sądzić, że Voldemort wreszcie dopiął swego i stworzył plan doskonały.
On w to nie wierzył. Riddle nigdy nie zdawał się być bardziej przebiegły od Dumbeldore'a i zawsze się go obawiał. Po jego głowie krążyła jednak inna myśl, możliwe, że bardziej przerażająca, niż świadomość, że dyrektor na koniec okazał się naiwnym starcem. Miał nadzieję, że tym razem jego gryfońska intuicja go zawiedzie.
Chcąc jednak rozwiać swe wątpliwości, przeprosił Draco, który spoglądał na niego z nieodgadnioną miną i samotnie ruszył w stronę zamku. Nie uszedł jednak daleko, bo na jego drodze stanęła osoba, której widok mimowolnie wywołał na jego twarzy delikatny uśmiech.
- Witaj Harry.
- Cześć Remusie.
Stali tak przez chwilę, patrząc na siebie z lekką nostalgią, aż w końcu mężczyzna wyciągnął do niego ramiona, a on wtulił się w niego z niemal dziecięcą ufnością. Tęsknił.
- Dobrze cię widzieć - mruknął, gdy odsunął się trochę.
Lupin miał na sobie stare, mocno zużyte szaty w kolorze wypłowiałego brązu. Jego twarz była blada, pokryta znaczną ilością blizn, a w oczach widniał głęboki, przejmujący smutek.
- Ciebie też. - Spojrzał na niego współczująco. - Harry, jeśli chciałbyś porozmawiać o...
- Nie! - burknął, ale szybko zreflektował, dostrzegając zaskoczone spojrzenie mężczyzny. - Przepraszam. - Spuścił wzrok. - Ja... po prostu nie mam teraz na to siły.
- Rozumiem. - Mężczyzna drgnął, a jego brwi zmarszczyły się. - Co jest...?
Ku zaskoczeniu Harry'ego, Remus pochylił się i... obwąchał go. To było dziwne.
- E... dobrze się czujesz?
- Pachniesz... inaczej.
- Że... jak? - wykrztusił.
- No wiesz... - zmieszał się. - Twój zapach jest inny niż zwykle.
Gryfon uniósł wysoko brwi.
- Acha - mruknął. - W takim razie co jest ze mną nie tak?
- To trochę tak jakbyś... - Obrzucił go dziwnym spojrzeniem. - Nie, niemożliwe.
- Co? - Nic już nie rozumiał.
- Um, wybacz mi Harry. Tonks mnie woła. Zobaczymy się później, dobrze? - Posłał mu szybki uśmiech, poczochrał włosy i tyle go widział.
Potter zrobił zaskoczoną minę.
Co tu się właściwie stało?
***
Spotkanie z Remusem okazało się zbawienne, ponieważ sprawiło, iż Harry przestał choć na chwilę myśleć o swoich podejrzeniach. Teraz jednak, schodząc po schodach prowadzących do zimnych lochów, jego głowa była pełna czarnych myśli, które zatruwały jego świadomość i wywoływały nienawiść. Dużo nienawiści.
Przystanął na chwilę i przymknął oczy, oddychając głęboko. Nie chciał działać pod wpływem emocji. Z doświadczenie wiedział, że to nigdy nie przynosi niczego dobrego. Poza tym... nie był jeszcze pewien...
Z westchnieniem otworzył oczy i ruszył dalej. Nim się zorientował, stał już przed masywnymi drzwiami, wpatrując się w nie z krzywą miną. W końcu skapitulował i zastukał, przeczuwając ciężką rozmowę. Nie wiedział jak to zniesie.
- Potter. - Wysoka postać pojawiła się w progu, gdy drzwi uchyliły się, a do jego uszu dotarł aksamitny głos. - Nawet dobrze, że przyszedłeś.
Harry uniósł brwi i bez pytania wszedł do środka, ignorując grymas na twarzy mężczyzny.
- Hmm... dlaczego?
Snape zamknął drzwi i odwrócił się, łopocząc swą nietoperzą szatą.
- Za dwa dni będzie już po wszystkim. - Coś przypominającego uśmiech pojawiło się na twarzy nauczyciela i Potter poczuł, że zaczyna kręcić mu się w głowie. Ten dzień stawał się coraz dziwniejszy...
- Eee... - mruknął elokwentnie.
- Jesteś idiotą, Potter. - Skrzywił się. - Za dwa dni zabijesz Czarnego Pana, a ja będę wolny. - Coś w oczach mężczyzny kazało mu się cofnąć i szybko zweryfikować wszystkie informacje o nim. Mylił się... prawda?
- D-dwa dni? To... bardzo szybko. - Skwitował.
- Im szybciej tym lepiej, nie sądzisz? - Uśmiechnął się szyderczo. - Chyba nie zamierzasz teraz zrezygnować, co? - Jego twarz stała się nagle bardzo poważna. - Rozumiem, że się boisz, Potter. Każdy z nas odczuwa strach. Ale nie możesz zrezygnować. Nie teraz. - Jego głos brzmiał niemal tak samo jak zawsze. Niemal. Coś w nim zadrgało, jakaś dziwna nuta, której Harry nie potrafił zidentyfikować, ale właśnie to kazało mu zadać następne pytanie:
- Co się stało?
Snape zmarszczył brwi, więc Harry spróbował inaczej:
- Wiedziałeś o ataku Czarnego Pana na d-dyrektora?
- Dobrze wiesz, że nie. - Jego głos był niczym stal.
Zmrużył oczy.
- Czyli mam rozumieć, że Czarny Pan przestał ci ufać?
- To już nie ma znaczenia, Potter. Już nic nam nie przeszkodzi.
Obsydianowe oczy zabłysły dziko i Harry po prostu WIEDZIAŁ, że jego intuicja po raz kolejny go nie zawiodła. Pokręcił głową, czując suchość w ustach. Nie wierzył, że tak bardzo się pomylił co do tego mężczyzny.
- Jak mogłeś...? - szepnął.
- Nie rozumiem o czym mówisz. - Jego twarz przybrała typową, przerażającą maskę, a on sam odwrócił się i powoli zasiadł za swoim biurkiem, zabierając się za sprawdzanie wypracowań. - Myślę, że powinieneś już iść.
Chłopak zacisnął dłonie, a gdzieś z boku wybuchło kilka fiolek z eliksirami. Nawet tam nie spojrzał. Nie obchodziło go to. Teraz jedyne co czuł to nienawiść. Tak wielką, jakby wszystko to, co odczuwał względem tego mężczyzny przez ostatnie sześć lat, skumulowało się i miało teraz wybuchnąć. Wrzało w nim.
- Wystawiłeś go na śmierć! - wrzasnął, po raz pierwszy od bardzo dawna, tracąc nad sobą kontrolę.
Snape wstał gwałtownie, oparł dłonie na blacie biurka i pochyliwszy się, spojrzał na niego z wściekłością.
- Zrobiłem to, co było konieczne!
- Zabijając człowieka, który ci pomagał?!
- Pomagał?! Dumbledore niczym nie różnił się od Czarnego Pana!
- Ty sukinsynu! - Rzucił się wściekle do przodu, chcąc go zniszczyć, zmiażdżyć, unicestwić, ale... nic takiego się nie stało, bo odbił się od niewidzialnej tarczy i upadł na tyłek, tłukąc sobie kość ogonową.
Zerwał się szybko na nogi i zmroził go spojrzeniem. Nienawidził go!
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się złośliwie i z gracją opadł na swoje krzesło.
- Cieszysz się, że mnie tego nauczyłeś, Potter?
- Kiedyś cię zabije!
- Tylko na to czekam. - Jego twarz po raz kolejny przybrała poważny wyraz. - Nic nie rozumiesz, ty głupi Gryfonie. Nigdy nie uwolniłbym się od służby u Dumbeldore'a. Nawet po śmierci Czarnego Pana musiałbym być obok i spełniać jego rozkazy. To nigdy by się nie skończyło.
- Nieprawda. - Pokręcił głową. - Dumbledore taki nie był.
- No jasne... - parsknął. - Oczywiście, że dla Wielkiego Wybrańca Dumbledore był święty. - Skrzywił się. - Wynoś się stąd, Potter.
Harry zacisnął zęby i wycofał się do drzwi, wciąż spoglądając prosto w obsydianowe tęczówki.
- Kiedyś cię zniszczę! - syknął.
- Będę o tym pamiętał.
Drzwi zamknęły się przed jego nosem, gdy tylko zatrzymał się tuż za progiem. Z westchnieniem oparł czoło o drewno i powoli rozluźnił wszystkie mięśnie.
Jego instynkt po raz kolejny go nie zawiódł. Snape okazał się zwykłym Śmierciojadem.
Warknął. Miał ochotę coś zniszczyć. Odwrócił się gwałtownie i szybkim krokiem ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Wiedział, co chce teraz zrobić. I było tylko jedno miejsce, które idealnie się do tego nadawało.
***
Oddychał głęboko, leżąc na podłodze i spoglądając na kamienny sufit. Czuł się... spokojniej. Destrukcyjne zachowania zawsze były czymś, co go uspokajało. Teraz mógł pomyśleć i zastanowić się nad swoimi dalszymi krokami. Czy wydanie Snape'a byłoby dobrym pomysłem? Nie sądził. Gdyby poszedł do McGonagall i powiedział jej prawdę o Severusie, musiałby również powiedzieć o swoich spotkaniach z nim, a od tego już prosta droga do wyjawienia ich planu. Nie chciał tego. Wciąż miał zamiar zabić Voldemorta, choć na razie nie wiedział jeszcze, jak się do niego dostać. Co prawda myślał o Draco, który mógłby go zabrać na spotkanie, ale na razie wykluczył tę możliwość. To było zbyt niebezpieczne.
Z trudem podniósł się, czując ból w mięśniach i z lekkim zdziwieniem rozejrzał się po zdemolowanym pomieszczeniu. Możliwe, że trochę jednak przesadził...
Szybko wyobraził sobie ładny pokoik z dużym łóżkiem i już po chwili znajdował się w nim, a po zniszczeniach nie pozostało ani śladu.
Sypialnia była niewielka w kolorze jasnego beżu. Większą jej część zajmowało duże łóżko z czterema drewnianymi kolumienkami. W przeciwległej ścianie znajdował się wbudowany kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Na podłodze przed kominkiem leżał biały, puszysty dywan.
Harry pomyślał, że taki sam mógłby znaleźć się w sypialni Dracona.
Koło łóżka stała niewielka szafka nocna, na której Harry położył swoją różdżkę, którą wyciągnął z kieszeni szaty. Uwielbiał Pokój Życzeń.
Powoli zaczął ściągać z siebie rzeczy, darując sobie prysznic. Mógł wziąć go rano. Postanowił również nie wracać dziś do lochów. Nie miał na to siły.
Najwyżej Draco jutro go zabije. Nic straconego.
Ułożył się na miękkim materacu, z lekką przyjemnością przymykając oczy. Ten dzień był naprawdę ciężki. Wydarzyło się tak wiele... Nie czuł już złości. Nie, teraz czuł chyba jedynie smutek i zwyczajne rozczarowanie. Zaufał Snape'owi. Był w stanie powierzyć mu swoje własne życie. I na końcu się zawiódł. Ha! Nie zdziwiłby się, gdyby po śmierci Voldemorta ten chciał zabić jeszcze jego. Przecież tak bardzo nienawidził Potterów...
Zrozumiał dziś, że jest sam. Tak naprawdę na nikogo nie może liczyć. Od zawsze wszyscy go zawodzili i najwidoczniej to się nie zmieniło.
Oczywiście miał Draco, ale nie chciał go mieszać w swoje plany. Gdyby coś się nie udało... Nawet sobie nie wyobrażał, jakie konsekwencje mogliby ponieść. Obaj. A na to nie mógł pozwoli. Obiecał sobie chronić Malfoya. I dotrzyma słowa. Za wszelką cenę.
***
Harry zjadł śniadanie w Pokoju Życzeń, na które złożyły się maślane bułeczki i dżem truskawkowy oraz sok z pomarańczy, przyniesione przez Zgredka. Sądził, że po wczorajszym dniu nie będzie miał ochoty na jedzenie, ale gdy obudził się tego ranka, był tak głodny, że mógłby pożreć wszystko. Już dawno nie miał takiego apetytu.
Gdy jego brzuch był już pełny, a lekkie zawroty głowy, które czuł przez chwilę, minęły, wstał z łóżka i ubrał się we wczorajsze rzeczy, postanawiając się przebrać, gdy weźmie już prysznic. Wyszedł z Pokoju Życzeń, uważnie rozglądając się na boki. Nie widząc jednak nikogo, spokojnie ruszył w stronę wieży Gryffindoru. Zajęcia zaczynały się dziś wyjątkowo późno ze względu na niewielką ilość zagranicznych gości, która zdecydowała się na spędzenie nocy w zamku, więc miał jeszcze dużo czasu.
Przeszedł przez dziurę za portretem i jak zwykle, ignorując wszystkich wokół, wszedł po schodach prowadzących do sypialni chłopców. Po drodze minął Deana, z którym wymienił delikatne uśmiechy i krótkie powitanie. To było przyjemne.
Gdy znalazł się już w dormitorium, wyciągnął pierwsze lepsze rzeczy z szafy i szybko ruszył do łazienki. Czuł się okropnie nieświeżo i... tak... koniecznie musiał umyć zęby.
Piętnaście minut później był już świeży, pachnący i gotowy do wyjścia. I choć na zewnątrz wyglądał całkiem nieźle, wewnętrznie czuł się fatalnie. Nieprzyjemne myśli, ani na moment nie opuszczały jego głowy, a jedynym pocieszeniem zdawał się być fakt, że tego dnia nie miał eliksirów. Chyba nie potrafiłby siedzieć tam spokojnie i patrzeć na obłudną twarz mężczyzny.
Spakował torbę, do której wrzucił najpotrzebniejsze przybory i kilka książek. Wziął również swój telefon i różdżkę i jedyne co pozostawało mu zrobić przed wyjściem to napełnić miskę Silvera, który zdążył już przywłaszczyć sobie jego łóżko i właśnie spał sobie na nim smacznie, mając wszystko w swoim puszystym kuperku. Harry, patrząc na swojego małego przyjaciela, zastanawiał się nad jego magiczną rasą. Za każdym razem postanawiał wybrać się do biblioteki i dowiedzieć czegoś o kociaku, bo był niemal pewien, że ten nie jest zwyczajnym kotem. Niestety, jego plany zawsze ulegały zmianie i jak na razie Harry wiedział o Silverze tylko tyle, że ten jest strasznie wybredny, leniwy i całym swoim kocim serduszkiem nie znosi Draco. Z wzajemnością.
Pokręcił głową, trochę zaskoczony kierunkiem, którym podążyły jego myśli. Rasa Silvera była teraz chyba ostatnią rzeczą, która powinna go interesować. Wyczarował karmę dla kota i zabierając ze sobą torbę, którą przewiesił przez ramię, opuścił dormitorium. Zbiegł po schodach, dopiero teraz zwracając uwagę na godzinę, która coraz bardziej zaczęła przybliżać go do kolejnego spóźnienia. Zaklął w myślach i zaczął biec. Jak to się stało, że ten czas tak szybko zleciał?!
Z lekkim poślizgiem zbiegł po schodach, omal nie taranując grupki uczniów stojących pod klasą transmutacji. Wszyscy szeptali między sobą, zastanawiając się, kto zastąpi profesor McGonagall, która zajęła posadę dyrektora szkoły i nie mogła sprawować już funkcji nauczycielki.
Harry'ego osobiście to nie obchodziło. Ufał opiekunce swojego domu i wiedział, że posadę tę zajmie godna zaufania osoba. Tylko tyle się liczyło.
Zamyślił się. Czy McGonagall wciąż była opiekunką Gryffindoru? Hmm... to akurat było ciekawe...
- Gdzie byłeś w nocy?
Drgnął i odwrócił się, natrafiając wzrokiem na swojego chłopaka, który nie wyglądał na złego, a jedynie na... zmartwionego. Zaskakujące.
- Chciałem pobyć trochę sam. - Wzruszył ramionami.
- Mogłeś mnie uprzedzić! - wycedził. - Szukałem cię!
"I wraca stary, dobry Draco..." - pomyślał, uśmiechając się lekko.
- Może - mruknął. - Nie pomyślałem.
Draco obrzucił go zachmurzonym spojrzeniem.
- Jakoś mnie to nie dziwi... - burknął buńczucznie.
Harry już chciał mu odpowiedzieć, gdy ponad jego ramieniem dojrzał znajomego mężczyznę podążającego w ich stronę w nauczycielskiej szacie i z delikatnym uśmiechem na popękanych ustach.
- Remus - szepnął, szczerze zaskoczony widokiem przyjaciela. Nie spodziewał się.
- Dobrze cię widzieć, Harry. - Lupin puścił mu oczko i przeszedł obok nich, otwierając drzwi od klasy. - Zapraszam!
Gryfon rzucił okiem na Malfoya, który nie wyglądał na zadowolonego. To jednak nie zrobiło na nim żadnego wrażenia i z delikatnym uśmiechem wszedł do sali, aby już po chwili zasiąść na swoim stałym miejscu. Może ten dzień nie miał być najlepszym w jego życiu, a czarne myśli wciąż gdzieś tam krążyły po jego głowie, ale tak fantastyczna niespodzianka zdecydowanie poprawiła mu nastrój i nawet złość Dracona nie mogła tego zepsuć. Widok mężczyzny, jedynego człowieka, którego uważał za rodzinę i który mu pozostał, w sali od transmutacji, okazał się... uspokajający. On i Remus byli rodziną, a teraz nareszcie mogli spędzać ze sobą tyle czasu ile zapragną i to było coś, o czym Harry zawsze najbardziej marzył.
Rodzina.
***
Powrót do szkoły był przygnębiający. Wszystko wokół zdawało się być przepełnione żalem po śmierci dyrektora. Nawet on wyczuwał pustkę wyzierającą z każdej ściany zamku. Sam również odczuwał delikatny smutek. Przez ostatnie sześć lat zdążył się przyzwyczaić do tego zwariowanego staruszka, który co roku witał ich swoimi sławetnymi przemowami. Ale jednocześnie czuł też delikatną ekscytację, ponieważ... znów mógł go zobaczyć. W ciągu tych wolnych dni, które spędził w rodzinnym domu, wysłuchując swojej matki ględzącej w kółko o tym samym ("Kochanie, kiedy w końcu przedstawisz mi jakąś dziewczynę?"), naprawdę tęsknił za jego widokiem. Poza tym słowa matki zawsze bardzo go bolały, ponieważ wiedział, że pewnego dnia po prostu powie jej prawdę i zniszczy jej marzenia o przyszłej synowej i gromadce dzieciaków. Nie wspominając już o jej podejściu do homoseksualistów...
Szukał go na pogrzebie. Stał z boku wraz ze swym ojcem i młodszym bratem. Ubrany w czarny garnitur, prezentował się fantastycznie, a Seamus nie potrafił oderwać od niego wzroku. Idąc korytarzami Hogwartu, kierując się w stronę biblioteki, wciąż wspominał ten widok, nie potrafiąc racjonalnie wytłumaczyć swej fascynacji Krukonem. Całkowicie oszalał na jego punkcie, a przecież nawet się nie znali! Poza tym musiał przyznać, że słowa chłopaka bardzo w niego uderzyły, bo od ich pierwszego spotkania z nikim się nie bzykał, a to jak na niego było naprawdę wielkim wyczynem.
Wszedł do niemal pustego pomieszczenia, od razu kierując się w stronę regałów z książkami o różnych istotach magicznych, za którymi stał jeden ze stolików, właśnie ten, który upodobali sobie znajomi Daniela z nim samym na czele. Nie był pewien, czy chłopak tu będzie, ale miał jednak delikatną nadzieję, że będzie mógł go zobaczyć chociaż na chwilę. Krótkie zerknięcia podczas śniadania i obiadu mu nie wystarczały. A tutaj... tutaj mógł patrzeć do woli.
Nie mylił się. Starszy Krukon siedział na swoim stałym miejscu, całkowicie skupiony na czytanej książce, którą trzymał w dłoniach. Ku uciesze Seamusa, chłopak był sam, więc nie musiał znosić słuchania jego wkurzających kolegów, którzy sprawiali, że samoocena Gryfona drastycznie spadała. Może byli to Krukoni, a jak wiadomo oni są cholernie inteligentni, ale czasami nie potrafił nawet zrozumieć o czym rozmawiają! A przecież nie był głupi...
Delikatnie oparł się o regał, starając się niczego nie zrzucić i patrzył. Widział czarne, długie włosy, które luźno spływały po plecach chłopaka, który zmienił pozycję, pochylając się bardziej do przodu. Jego szata wisiała luźno na oparciu krzesła, a on sam ubrany był w zwykłą koszulkę i jeansy. Gryfon musiał nawet sam przed sobą przyznać, że w takich ciuchach również świetnie się prezentował. Zapatrzył się na jego twarz, na ostre rysy twarzy, które sprawiały, że Daniel wyglądał na surowego i... prawdopodobnie taki był, jak zdążył zauważyć Seamus, obserwując go.
- Wyjdziesz stamtąd wreszcie?
Drgnął, a jego oczy otworzyły się szeroko, z przerażeniem spoglądając na Krukona, którego oczy zdawały się go prześwietlać na wylot. Ale... ale to nie mogło być skierowane do niego, prawda? Przecież stał za regałem, spoglądając przez dziury, które były spowodowane brakiem niektórych książek. Nie mógł zostać zauważony!
Niebieskie oczy zmrużyły się, wciąż patrząc wprost na Gryfona, który stał w jednym miejscu, niemal jak sparaliżowany.
- Wyłaź Finnigan!
Gryfon przełknął, niepewnie zerkając w stronę, z której przyszedł. Chyba... chyba nic by się nie stało, gdyby teraz uciekł, prawda? Oczywiście, wyszedłby na tchórza, ale i tak wydawało mu się to lepszym wyjściem, niż stanięcie oko w oko ze zdenerwowanym Krukonem. Już miał zamiar kierować się w stronę upragnionego wyjścia, gdy obca dłoń zacisnęła się na jego przegubie, wywołując lekkie skrzywienie na jego twarzy. Zabolało.
Niepewnie odwrócił się, starając się nie wykręcić sobie przy tym manewrze ręki i uniósł nieco głowę, spoglądając na przystojnego Krukona i jego kamienną minę.
- Już mi nie uciekniesz.
_____________________
Następny rozdział: 28.03
Bardzo się cieszę,że to Remus zastoąpił Magongall nie spodzewałam się takiej reakcij Severusa wiedzałam,że Remus coś wyczuje bardzo podobała końcówka i do Simusa uśmiechneło się szczęście pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak tak tak wreszcie nowy rozdział, czyżby Harry był w ciąży?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, z resztą jak zawsze.
OdpowiedzUsuńRemus i ten jego super-węch xd Czyżby Finnigan był zauroczony do tego stopnia, że postanowił sobie celibacik zrobić ? xd No no no dzieje się dzieje.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i życzę weny
droga autorko trafiłam na Twoje opowiadanie w weekend, no i tak mnie wciągnęło, że już przeczytałam wszystkie rozdziały, och to było boskie, wspaniale piszesz historia jest ciekawa, jak w ogóle mogłaś uśmiercić Phila, polubiłam tego chłopaka, a Draco no cóż czasami mam ochotę go poćwiartować, zakopać, odkopać i znów poćwiartować ;] traktuje Harrego jak jakąś rzecz... a Seamus no też mnie wkurzył, ale po tym rozdziale, och musiało go nieźle wziąść, celebacik sobie zrobił.. Severus mnie rozczarował, hahha Remus i ten jego węch czyli mówiąc krótko musiał wyczuć, że Harry jest w ciąży... no ciekawe jak Draco zareaguje na taką nowinę ;]
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że nie zapomniałam o niczym.. no i masz nową od teraz czytelniczkę...
multum weny Tobie życzę
Pozdrawiam Aga
Mam pytanie,co z opowiadaniem znajdującym się na ff?Link nie działa a bardzo zależy mi na przeczytaniu,uwielbiam paringi z Tomem ...co do tego opowiadania...wolałabym gdyby Harry był z Deanem niż Draco,Na początku wolałam Phila ale skoro ten już nie żyje (jak mogłaś?!).
OdpowiedzUsuńTamto opowiadanie jest zawieszone do odwołania i na razie nie ulegnie to zmianie.
UsuńAno mogłam xD Cóż, może jeszcze uda mi się przekonać Cię do Draco ;),
Dlaczego piszesz tak świetne opowiadania? Błagam ;-; Dzisiaj trafiłam na twojego bloga i co? I przeczytałam wszystkie rozdziały ;-; Rehab-e piszesz genialnie :) Życzę Ci dużo weny i zdrowia <3 Zabiłabym Cię za to, że tego jest tak mało :p Ale rozumiem, że pisanie jest trudne ( ja sama troszkę pisuję :p ) i wiem, że wtedy nikt by nie dokończył tej pięknej historii. ;-; I o co chodzi Draco? W jednej chwili taki kochany i wgl, a potem taki hmm.... Wkurzony :( Wahania nastrojów to on ma jak baba w okres XD Ale i tak go kocham <3 Harrego również <3 I Ciebie jako autorkę <3 No. wiem, że ta wypowiedź jest lekko chaotyczna, ale nie mogę zebrać moich słów w inny sposób :)
OdpowiedzUsuńHej, hej, hej,
OdpowiedzUsuńwróciłam, i chyba w miarę na bieżąco będę mogła czytać już...
aaa tak, tak Harry jest naprawdę w ciąży, bo to by tłumaczyło zachowanie Remusa, czyli to Snape zdradził, lubiłam go i jakoś tak....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Co jest Harremu? Ma objawy, jakby był w ciąży, na dodatek tekst Remusa, że zmienił się jego zapach??
OdpowiedzUsuńNo, ale jak może być w ciąży, skoro później Seamus wspomina, że nie będzie mógł dać wnuków swojej matce? Czy może nowa umiejętność tak wpłynęła na Harrego?
Nie spodziewałam się, że Severus zabije dyrektora, ale w sumie on zawsze dbał o swoje interesy i to nie powinno dziwić Harrego.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, tak, tak Harry jest naprawdę w ciąży...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o tak jak myślałam... Harry jest naprawdę w ciąży...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza