Jak zauważyliście, pod każdym postem zostały ustawione reakcje, bo chciałabym znać wasze zdanie, a wiem, że nie zawsze jest czas na pisanie komentarzy. Oczywiście nie chcę, byście rezygnowali z pisania ich, bo są one bardziej motywujące, ale reakcje są dla tych, co nie zawsze mają czas. Także klikajcie ;)
Byłam pytana o 'Księżycowe Jezioro'... opowiadanie to zostało tymczasowo zawieszone, ale jeśli dobrze pójdzie to nowe rozdziały zaczną pojawiać się od początku roku szkolnego.
Pozdrawiam ;)
_____________________________________________________________________________
Tej nocy Harry nie spał. Wciąż rozmyślał nad ostatnimi wydarzeniami. Sprawa ze Snape'em wszystko pokrzyżowała i w chwili, gdy ten już myślał, że jego życie może być naprawdę przyjemne, wszystko się spieprzyło. Wciąż nie wiedział, co takiego powiedział, że aż tak zirytował mężczyznę, ale to nie to, nie dawało mu spokoju. Chodziło o coś innego. Czy to możliwe, że Snape miał rację? Czy Draco mógł coś kręcić? W końcu mężczyzna nie mylił się, sądząc, iż Potter nic o nim nie wiedział. To była prawda. Draco nic mu o sobie nie mówił, podczas, gdy Harry wyznał chłopakowi prawdę o ostatnich wakacjach, a to było dla niego naprawdę trudne.
Czy teraz to on powinien zapytać o coś Dracona? Czy ten odpowiedziałby Gryfonowi?
Harry chciałby wiedzieć o nim wszystko. Jakie jest jego hobby, co lubi jeść, jaki kolor jest ulubionym Ślizgona. Może to były nic nie znaczące sprawy, ale dla niego takie informacje stały się raptem ważne.
Westchnął. Wiedział, że już nie zaśnie. Spojrzał w bok, gdzie na szafce nocnej spał jego kociak, zwinięty w puszysty kłębek. Uśmiechnął się. Silver wciąż był obrażony, ale jego widok i tak wywoływał u niego pozytywne uczucia. Odkąd pamiętał, zawsze chciał mieć jakieś zwierzątko. Oczywiście było to niemożliwe, ponieważ mieszkał z Dursleyami, a oni nie tolerowali zwierząt, nie wspominając o tym, że jego nie znosili jeszcze bardziej. Dlatego, gdy dostał Hedwigę od Hagrida, był w siódmym niebie. A teraz miał też ślicznego, puszystego kotka, do którego mógł się zawsze przytulić. Oczywiście pomijając te momenty, w których ten był obrażony i odwracał się tyłem, unosząc wysoko ogonek, gdy tylko go widział.
Harry uśmiechnął się lekko do swoich myśli i powoli wstał z łóżka, starając się zachowywać jak najciszej. Był pewien, że już nie uśnie, więc mógł ten czas spożytkować na coś innego. A miał parę rzeczy do zrobienia, jak na przykład napisanie eseju na Zaklęcia. Ostatnimi czasy wszystkie jego myśli oraz wolne chwile pochłaniał Draco, więc jego prace domowe poszły w odstawkę. Teraz miał okazję nadrobić choć trochę. Tak naprawdę jego oceny przestały go interesować już dawno temu, ponieważ dla niego w obliczu wojny nie miało to najmniejszego sensu. Jednakże później, gdy Voldemorta już nie będzie, chciał znaleźć dobrą pracę. Sam już nie wiedział, czy wciąż pragnął zostać Aurorem. Miał jednak jeszcze trochę czasu, by się nad tym zastanowić, więc odegnał od siebie te myśli, by zająć się czym innym. Spakował odpowiednie książki i wziąwszy swoją torbę, zszedł do Pokoju Wspólnego. Oczywiście ten był pusty, a w kominku wciąż się tliło, więc z westchnieniem usiadł na jednym z foteli i wyjął podręczniki wraz z pergaminem i atramentem. Miał zadanie do zrobienia.
***
Tym razem Harry udał się na śniadanie wraz z Ginny. Dziewczyna złapała go, gdy opuszczał Pokój Wspólny. Posłał jej delikatny uśmiech i ramię w ramię podążyli na dół. Wciąż nie mógł zapomnieć o wczorajszym dniu, ale postanowił na razie się tym nie martwić. Przynajmniej do czasu, póki nie spotka Snape'a. Na szczęście dzisiaj nie miał z nim zajęć, więc później w spokoju będzie mógł to wszystko przemyśleć.
Gdy tylko weszli do Wielkiej Sali, jego spojrzenie podążyło w kierunku stołu Ślizgonów. Niestety, ku jego niezadowoleniu, nie zauważył tam blondyna. Posmutniał. Chciał go zobaczyć.
Ginny szturchnęła go w bok.
- Masz kogoś na oku? - Zaśmiała się.
Potter poczerwieniał gwałtownie i szybko zaprzeczył.
- Nie, nie! Oczywiście, że nie!
Dziewczyna tylko się uśmiechnęła.
Westchnął i spojrzał na nią z rezygnacją.
- Jestem z kimś... - szepnął i ruszył w stronę stołu Gryfonów, zajmując swoje, od początku roku, stałe miejsce. Zdążył tylko usiąść, a przy jego boku wylądowała najmłodsza z Weasleyów, patrząc na niego z rozgorączkowaniem.
- Co?! Kogo?! - krzyknęła cicho i spojrzała na niego z wyczekiwaniem.
Pokręcił głową i podtrzymując napięcie, najpierw nałożył sobie trochę bekonu i jajek sadzonych na talerz. Dopiero potem odwrócił się w stronę dziewczyny i uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Pochylił się bardziej w jej stronę i szepnął:
- Chodzę z Malfoyem.
Ginny zamrugała, otworzyła usta, zamknęła je i dopiero po pięciu sekundach, krzyknęła:
- Żartujesz!
Harry rozejrzał się szybko, z irytacją zauważając wpatrzone w nich oczy i spojrzał na rudowłosą krzywo.
- Mogłaś być ciszej... - mruknął. - I nie, nie żartuję. Choć mi też ciężko jest w to uwierzyć.
- Wow. To mnie zaskoczyłeś - szepnęła. - A... a długo już jesteście razem?
- Dzień? - Zaśmiał się.
- Och. - Sapnęła. - Więc... powodzenia na nowej drodze życia?
Harry zaśmiał się i przekornie, dla zasady, szturchnął ją w bok.
- Spadaj - mruknął i z uśmiechem na ustach zabrał się za śniadanie. W tej właśnie chwili, do jego drugiego boku przysiadł się Neville. Spojrzał na niego wzrokiem pełnym skruchy i mruknął:
- Przepraszam, Harry.
Harry przełknął i odwrócił się bardziej w jego stronę, patrząc na niego z konsternacją.
- Hmm... O co chodzi?
- Czy Snape znalazł cię wczoraj?
Potaknął, z zażenowaniem przypominając sobie wielkie wejście Mistrza Eliksirów, który zastał go w łóżku prefekta.
- Um... tak.
Longbottom poczerwieniał.
- Przepraszam Harry... Snape szukał cię wczoraj i... ty wiesz, jak ja się denerwuje, gdy z nim rozmawiam i... ja tak jakby wspomniałem, że ty i Draco jesteście ze sobą... bliżej...
Harry pokręcił głową, lekką wstrząśnięty wyznaniem Gryfona, ale spojrzał na niego bez wyrzutu.
- Spokojnie, Neville. Nic się nie stało.
I to faktycznie było prawdą. Ku zaskoczeniu Pottera, nikt nie dowiedział się o jego nocowaniu w kwaterze Ślizgonów. Podejrzewał, że Draco miał z tym coś wspólnego i ów czasu zapobiegł wszelakim plotkom.
Chłopak mruknął coś i wygiął sobie palce. Jak na dłoni było widać, że jest zdenerwowany.
- Po prostu jest mi wstyd, że tak bardzo się go boję... - mruknął.
- Cóż, to nie twoja wina. Snape czasami nawet mnie przeraża. - Posłał w jego stronę pokrzepiający uśmiech.
- On wszystkich przeraża. - Ginny wtrąciła się, od początku przysłuchując się rozmowie chłopaków. - Żebyście widzieli minę niektórych Puchonów, gdy mamy z nim lekcje... - Zaśmiała się.
Harry uśmiechnął się do niej z wdzięcznością, widząc, jak Neville rozluźnia się. Był wspaniałym chłopakiem, ale czasami jego napady zdenerwowania były nie do zniesienia.
Pił właśnie sok, gdy koło nich wylądowała duża, brązowa sowa z nowym wydaniem Proroka Codziennego. Rudowłosa szybko zapłaciła za egzemplarz i spojrzała na pierwszą stronę. Jej brązowe oczy patrzyły w szoku na nagłówek, a usta otworzyły się z przerażenia.
- Ch-chłopaki... - wydukała. - S-spójrzcie...
Potter z zaciekawieniem pochylił się nad gazetą, przybliżając się do dziewczyny.
ATAK NA MUGOLSKI SIEROCINIEC!
Tym razem Sami - Wiecie - Kto zaatakował w najmniej spodziewanym miejscu. W nocy grupa Śmierciożerców wtargnęła do mugolskiego sierocińca przy West Side we wschodniej części Londynu. W budynku mieszkało ponad trzydzieścioro dzieci w różnym wieku wraz z trójką opiekunów. Jeden z aurorów komentuje:
- Już dawno nie widziałem takiej masakry. To nie była śmierć. To było piekło.
Ile jeszcze niewinnych osób musi zginąć, by ktoś wreszcie zaczął działać?
Więcej informacji na str. 3
Harry poczuł jak cała krew odpływa mu z twarzy. Niewinne, niczego nieświadome dzieci zginęły, bo? Bo Voldemort jest niezrównoważonym psychicznie gadem? A może dlatego, że to on, Harry Potter jest tym kimś, o kim piszą w Proroku i to on nic nie robi? W końcu to on jest "Wybrańcem" i jego zdaniem jest zabicie Riddle'a. Tylko jak ma to zrobić, siedząc tutaj i kłócąc się ze Snape'em o byle sprawy?
Spojrzał na stół nauczycielski. Niektórzy z nich siedzieli nad gazetą, a inni rozmawiali cicho. Mistrza Eliksirów nie było. Cóż, mógł to przewidzieć. Domyślał się, że Snape jako zaufany Śmierciożerca, brał w tym udział. Wzdrygnął się, a jego żołądek zaczął protestować. Nie chciał sobie wyobrażać mężczyzny, którego mimo wszystko szanował, torturującego niewinne dzieci.
Rozejrzał się po sali. Wszyscy rozmawiali tylko o jednym. Nie miał siły tego słuchać. Na drżących nogach wstał od stołu i ruszył w stronę wyjścia. Po raz kolejny spojrzał na stół Ślizgonów, ale wciąż nie widział tam blondyna. Był lekko zdezorientowany. Draco zawsze pojawiał się na śniadaniu.
Wzruszył ramionami. Miał nadzieję, że zobaczy go na Transmutacji, którą mieli mieć zaraz razem.
***
Draco nie pojawił się na Transmutacji, ani na Zaklęciach, które mieli razem. Harry wciąż zastanawiał się, co mogło się stać i przez to był zdekoncentrowany, co sprawiło, iż profesor Sprout odjęła mu dziesięć punktów. Była jedną z nauczycielek, które jawnie krytykowały jego homoseksualizm i patrzyły na niego krzywo. Czasami zastanawiał się, czy mają do tego prawo, ale wolał nie składać żadnych skarg do dyrektora. Miał swoją dumę.
W porze obiadu ruszył w stronę lochów, aby wreszcie dowiedzieć się, co stało się z Malfoyem, ale został zatrzymany przez rękę, która znikąd złapała go za przedramię.
- Chodź, Potter! Dyrektor nas wzywa.
Harry odwrócił się gwałtownie, wyrywając rękę z uścisku i patrząc podejrzliwie na stojącego przed nim rudzielca.
- Nie dotykaj mnie! - warknął, co zostało skwitowane głośnym prychnięciem ze strony chłopaka. - I ja niby mam ci zaufać?
- Po prostu chodź! - Weasley ruszył przodem.
Harry odetchnął głęboko i opornie podążył za rudzielcem. Nie ufał mu, ale wolał nie ryzykować nie pojawieniem się na spotkaniu z Dumbledore'em. Przezornie jednak szedł z tyłu. Nie chciał oberwać zaklęciem.
Gdy dotarli pod chimerę strzegącą wejście do gabinetu dyrektora, zielonooki ujrzał brązowowłosą Gryfonkę, która usilnie starała się nie patrzeć w ich stronę. Ku ich zaskoczeniu, nie potrzebowali hasła, bo wejście otworzyło się samo. Weszli na schody, które samoistnie ruszyły ku górze. Potter patrzył przed siebie, w ogóle nie zwracając uwagi na towarzystwo.
Złota Trójca znów razem, co? - prychnął w myślach.
Granger zapukała dwa razy, a gdy usłyszeli pozwolenie, weszli do środka. Harry był zaskoczony obecnością profesor McGonagall oraz Moody'ego To wydało mu się podejrzane. Poza tym zastanawiał się, dlaczego został wezwany wraz z tą dwójką. Czyżby coś się stało?
Skinął głową i wymamrotał zwyczajne "Dzień dobry", kierując je w stronę dyrektora oraz dwójki nauczycieli. Szalonooki nauczał Obrony przed czarna magią od początku tego roku i był chyba jedynym nauczycielem, który nie zwracał uwagi na życie towarzyskie Harry'ego. Potter to szanował i w duchu cieszył się z tego. Żałował tylko, że nie spotkał więcej takich osób.
- Siadajcie, moi drodzy. - Dumbledore wskazał na trzy krzesła stojące naprzeciwko biurka. - Chciałbym o czymś z wami porozmawiać.
- Coś się stało, panie dyrektorze? - zapytała Granger, która usiadła po prawej stronie. Weasley zasiadł po lewej, co sprawiło, iż Harry musiał zająć miejsce w środku. Nie był z tego zadowolony.
Dumbledore westchnął, a Potter po raz pierwszy zauważył, jak ten człowiek musiał być przemęczony. Pod oczami widniały ogromne sińce, dłonie drżały, a niebieskie tęczówki nie świeciły zwykłym blaskiem.
- W związku ze zwiększającą się przewagą Śmierciożerców... - Kolejne westchnięcie. - ...postanowiliśmy rekrutować nowych członków do Zakonu Feniksa.
Tego się nie spodziewał. Jeszcze rok temu był skłonny błagać, by go przyjęli i pozwolili mu walczyć, ale teraz... przestało mieć to sens. Co mógłby zdziałać w tym wieku? Oczywiście dużo, patrząc na jego nagle rozwinięte umiejętności, ale jak na razie nikt o nich nie wiedział prócz Snape'a i wolał by tak pozostało, a wątpił by z wiedzą nabytą w szkole, puścili ich do walki. Poza tym, domyślał się, że wezwanie ich razem miało jakiś głębszy sens i mógł się jedynie domyślać, że chodziło o ich wspólną współpracę. Cóż, w tej sytuacji to było raczej niemożliwe.
- Mamy wstąpić do Zakonu?! - Głos Weasleya pobrzmiewał entuzjazmem i Harry miał ochotę zaśmiać się. Nie to, żeby się tego nie spodziewał...
- Tak, panie Weasley. - McGonagall odezwała się. - Oczywiście będziecie musieli przejść odpowiednie szkolenie z profesorem Moodym...
Ten stuknął swoją laską, a jego magiczne oko obróciło się dookoła osi.
- A czy to szkolenie trwa długo, pani profesor? I jakie byłyby nasze zadania? - Granger jak zwykle zaczęła zadawać masę pytań, przez co Potter czuł się niczym w surrealistycznym śnie. Było tak, jakby ostatnie dwa miesiące nie miały miejsca, a on po raz kolejny spędzałby dzień z Ronem i Hermioną, rozwiązując jakąś sprawę. Zaklął w myślach. Nie powinien tak o tym myśleć. To co było, już nie wróci.
Nauczycielka Transmutacji coś mówiła, ale on już nie słuchał. Szczerze powiedziawszy, w ogóle go to nie interesowało. I tak wiedział co zrobi, a w tej chwili wolałby znaleźć się w lochach, aby dowiedzieć się, co stało się z Draco.
- Harry? - Głos Dumbledore'a wyrwał go z jego przemyśleń, co spowodowało, iż poderwał głowę, czując lekki wstyd.
- Przepraszam, profesorze. Zamyśliłem się.
Dyrektor uśmiechnął się delikatnie, ale jego spojrzenie wciąż było badawcze i oceniające.
Potter dopiero teraz zauważył, że na biurku dyrektora znajdują się trzy wisiorki z małymi, srebrnymi feniksami. Harry mógł się jedynie domyślać, że był to znak przynależności do Zakonu. Co prawda nigdy go jeszcze nie widział na żadnym z członków, ale zapewne był on dobrze ukryty.
- Chciałem oficjalnie zapytać cię, czy zostaniesz nowym członkiem Zakonu Feniksa i czy przysięgniesz strzec tajemnicy oraz szlachetnie walczyć po Jasnej Stronie?
Głos Dumbledore'a wydawał się dziwnie odległy, a Harry odniósł wrażenie, że mężczyzna jest myślami zupełnie gdzie indziej.
To się zdziwi - pomyślał, a następnie z delikatnym uśmiechem odpowiedział:
- Nie.
To, co wywołało to jedno słowa, można określić tylko jednym - szok. Najprawdziwszy szok. Nie tylko na twarzy Weasleya, czy Granger, ale również profesorów wraz z zawsze nieprzeniknioną twarzą dyrektora na czele.
- Czyżbym się przesłyszał, mój chłopcze?
Harry powstrzymał lekki uśmieszek, chcący pojawić się na jego twarzy. Był dziwnie zadowolony z konsternacji starego dyrektora i miał wrażenie, że zdecydowanie za długo przebywał ze swoim chłopakiem. Robił się wredny.
- Nie, profesorze. Nie przesłyszał się pan. Nie widzę sensu we wstąpieniu do Zakonu.
- Ależ, Harry. Jeszcze rok temu byłeś bardzo chętny do zostania jednym z członków Zakonu. Poza tym wasza trójka od wielu lat była bardzo... skuteczna i myślę, że Zakon bardzo by się ucieszył, gdybyście do nas dołączyli.
Tym razem nie potrafił się powstrzymać. Parsknął śmiechem.
- Naszej trójki? Nie wiem profesorze, czy pan zauważył, ale Złota Trójca Gryffindoru już nie istnieje.
Mężczyzna zamrugał, a jego wzrok stał się nagle twardszy.
- Mój drogi chłopcze... - zaczął. - ...jestem pewien, że jeśli znów zaczniecie współpracować to...
- Nie, dyrektorze! - warknął. Nienawidził, gdy ktoś próbował mu coś wmówić. - Po prostu nie chcę zostać członkiem Zakonu i z pewnością nie pragnę zadawać się z tą dwójką. - Wskazał na Granger i Weasleya.
Rudzielec prychnął.
- A może to znak, że wolisz zostać Śmierciożercą? - syknął.
Gwałtownie odwrócił się w jego stronę.
- A może to znak, iż nie chcę zostać jednym z Zakonników, którzy boją się powiedzieć "Voldemort"? - warknął.
Spojrzał na ściągnięte usta McGonagall i stężałą twarz Moody'ego. Jakoś go to nie wzruszało.
- A teraz, jeżeli to wszystko... - zwrócił się do Dumbledore'a. - ...chciałbym iść na obiad.
- Oczywiście, panie Potter - odpowiedział sucho. - Chyba się zrozumieliśmy.
Czarnowłosy skinął głowa i pośpiesznie opuścił pomieszczenie. Gdy był już poza drzwiami, przetarł twarz dłonią. To była zaskakująca wizyta, ale miał nadzieję, że wyjaśnił już sobie wszystko z dyrektorem. Westchnął. To była kolejna sprawa, którą musiał przemyśleć. Ale nie teraz. Teraz musiał się dowiedzieć, co się dzieje z Draco.
***
Był idiotą. Był zdeterminowany dowiedzieć się, dlaczego jego chłopak nie pojawił się na zajęciach, ale nie przewidział jednego. Jak miał dostać się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, nie znając hasła? I tutaj naszła go jakże trafna konkluzja - był idiotą. A teraz stał tam i czekał, aż jakiś Ślizgon pojawi się i z chęcią wpuści go do gniazda węży. Merlinie, dlaczego był tak głupi? Wątpił, by jakikolwiek ze Ślizgonów zechciał go wpuścić do środka, nawet jeśli jego i Draco łączyło coś więcej poza dawną rywalizacją.
Już miał odejść, gdy jego wzrok zarejestrował jakiś ruch po drugiej stronie korytarza. Odetchnął, gdy ujrzał samotną Pansy Parkinson. To była jego szansa. Ta jeszcze go nie zauważyła, więc westchnął głęboko i starając się być miłym, zaczął:
- Parkinson?
Ta spojrzała na niego swoimi przeszywającymi oczyma i warknęła:
- Potter?! Czego tu chcesz?!
- Eee... - Potarł kark w geście zdenerwowania. - Wiesz może, czemu Draco nie było na zajęciach?
Dziewczyna spojrzała na niego najpierw z zaskoczeniem, a później uśmiechnęła się kpiąco.
- Nie wiesz, co się dzieje w życiu twojego chłopaka, Potter?
Harry odetchnął głęboko, starając się być spokojnym i po raz kolejny zapytał:
- Mogłabyś mi powiedzieć?
Pansy założyła ręce na piersi i teatralnie wywróciła oczami.
- Matka Draco zachorowała. Pojechał ją odwiedzić.
Potter spojrzał na nią z zaskoczeniem. Tego się nie spodziewał.
- A nie wiesz, kiedy wróci?
- Nie.
- Um... dzięki - mruknął i odwróciwszy się, pośpiesznie ruszył w drugą stronę.
Zastanawiało go tylko jedno: dlaczego Draco o niczym mu nie powiedział?
____________________
Następny rozdział: 09.08
Szczeże jestem zaskoczona tym,że Herry nie chce być członkiem zakonu a jeszcze bardziej rakcją derektora dobrze,że Herry powiedzał Damledorowi,że złota trójca już nie wróci pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOpowiadanie mnie zaciekawilo bardzo. Mam tylko nadzieję że nie zostanie przerwane gdzieś w połowie.
OdpowiedzUsuńWenyi wróć do pisania księżycowego jeziora, proszę...
Znalazłem twojego bloga parę dni temu. Pomyślałem sobie "Phi, pewnie kolejny banalny pomysł. Nie wciągnie mnie" Hah, ale się pomyliłem! Wciągnęło mnie od pierwszego rozdziału, fabuła bardzo mnie zainteresowała ^^ Koncert Mettalici? Genialneee <3 Jeśli chodzi o Phila- roar, podoba mi się! Ale mogłabyś trochę dokładniej opisać wygląd Alice, trudno mi ją sobie wyobrazić.
OdpowiedzUsuńNiechaj Wena będzie z Tobą.
Dominik
Witam, witam droga autorko
OdpowiedzUsuńbardzo miło mi jest przeczytać coś takiego, że nie przechodzę przez rozdziały jak jakaś zjawa, i to widzisz... cóż mam taką zasadę, zwłaszcza, że dziś mogę przeczytać rozdział, a kiedy następny to nie mam pojęcia...
a co do rozdziału szkoda, że Harry zrezygnował z wstąpienia do zakonu, no pewnie Grenger i Wesley wstąpią... ciekawe co z Draco i czy ten wyjazd do chorej matki jest prawdziwy bo dochodzi sprawa z atakiem na ten sierociniec...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Czy Harry nie wiedzie, że jest coś nie tak, Draco znika a dzieci w sierocińcu nie żyją, Harry przejrzyj w końcu na oczy.
OdpowiedzUsuńMina dyrektora, gdy Harry, powiedział "nie" musiała być bezcenna.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wielka szkoda, że Harry to zrezygnował z wstąpienia do zakonu, pewnie Hermiona i Ron wstąpią... zastanawiam się co z Draco i czy ten jego wyjazd do chorej matki jest prawdziwy, bo pojawiła się ta sprawa z atakiem na ten sierociniec...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ech szkoda, że Harry zrezygnował z wstąpienia do zakonu feniksa, ale pewnie Hermiona i Ron to wstąpią... co z Draco i czy ten jego wyjazd do chorej matki jest prawdziwy, bo pojawiła się ta sprawa z atakiem na ten sierociniec...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza