niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 2

Bardzo przepraszam za to opóźnienie, ale niestety brak czasu zrobił swoje ;/ 
Jednakże teraz będą święta, soł postaram się wszystko nadrobić. 
Bardzo dziękuję za te miłe komentarze ;) 
Caathy.x1 - już kiedyś czytałam Twoje opo, ale jakoś tak przerwałam. Teraz chętnie do niego wrócę ;)
_____________________________________________________________________________

Srebrzysta poświata wydobywała się z zaciśniętej dłoni czarnowłosego Gryfona. Magiczna substancja będąca zawartością szklanej fiolki przyciągała i czarowała wszystkich, którzy na nią spojrzeli. Złota nić przecinająca srebro przedstawiała to wspomnienie w zupełnie innym świetle. Jakby było ono szczęśliwe i dobre. Nic bardziej mylnego... Choć może jednak? Bo przecież w każdym nieszczęściu możemy znaleźć takie małe światełko nadziei, którym tak naprawdę może być wszystko. Czy akurat to wspomnienie posiadało taką nić? Najwidoczniej tak. Jednakże w porównaniu z dominującym srebrem, nie była ona niczym innym jak tylko ulotną mgiełką, która mogła w każdej chwili zniknąć, zastąpiona przez zło i nieszczęście. 
Osoba, która miała zobaczyć owe wspomnienie miała być katem albo kolejną iskierką nadziei w tym smutnym, szarym świecie, który otaczał czarodzieja. I tylko od niej zależało, kim zostanie. 

***

Harry schodził właśnie ze schodów prowadzących do dormitorium chłopców, gdy został pociągnięty przez kogoś i nim się zorientował, już siedział na fotelu koło kominka, a przed nim piętrzyła się masa podręczników. Spojrzał ze zdezorientowaniem przed siebie i ujrzał burzę brązowych loków tuż przed swoją twarzą. Wcisnął się głębiej w brązowe siedzenie i spojrzał na nią z wyrzutem. Nie miał teraz głowy na odrabianie prac domowych. Za godzinę miał iść na szlaban do opiekunki Gryfonów, a poza tym ciągle rozmyślał o prawdopodobnej reakcji Snape'a na jego wspomnienie. To nie był odpowiedni czas na myślenie o tym kiedy znaleziono pierwsze skrzeloziele. 
- Harry, musisz wreszcie się za to wziąć! Niedługo będziesz musiał oddać obecne prace domowe, a co dopiero te stare, których nie zrobiłeś! Poza tym, może wreszcie mi powiesz, czemu podczas wakacji nie odrobiłeś lekcji?! I co to znaczy, że nie było cię w domu?! - Hermiona skończyła swoją wypowiedź i odetchnęła głęboko, a zielonooki posłał jej znużone spojrzenie. 
- Mówiłem ci, że nie chcę o tym rozmawiać...
- Ależ Harry... - jęknęła. - Zawsze mówiłeś nam o wszystkim, co działo się w twoim życiu, a teraz nagle zamykasz się w sobie i jesteś jakiś nieobecny. Powiedz co się dzieje... - Posłała w jego stronę pokrzepiający uśmiech. Harry wykrzywił tylko wargi. Nie potrafił mówić o tym, co go spotkało. I mimo faktu, iż byli przyjaciółmi już tyle lat, nie chciał im przekazywać swojego wspomnienia, nie czuł się przy nich dobrze, już nie. 
- Nic się nie stało. Po prostu się zmieniłem i tyle. - Mruknął tylko i wstał. - A jak chcesz wiedzieć, gdzie spędziłem wakacje to wiedz, że u przyjaciół. Tych, którzy naprawdę chcieli zabrać mnie od Dursley'ów. - Wiedział, że zranił ją tymi słowami. Potwierdzeniem tego były jej zaszklone oczy, które patrzyły na niego ze zdziwieniem. Niestety nie mógł inaczej. Nie potrafił. W ostatnim czasie wszystko się zmieniło. Bez względu na to, czy na lepsze, czy na gorsze, ale jednak. A co najważniejsze: on się zmienił i to co było, już nigdy nie wróci. 

***

Severus Snape siedział na ciemnozielonym fotelu, trzymając w dłoni szklaneczkę wypełnioną bursztynową cieczą i wpatrywał się w fiolkę, która stała na stoliku tuż przed nim. Wspomnienie, które znajdowało się w środku podobno miało być odpowiedzią na wiele pytań, które teraz kłębiły się w jego głowie, ale jakoś nie potrafił się przemóc, by wlać je do myślodsiewni i obejrzeć. Westchnął lekko. 
Jego oszalałe myśli ciągle krążyły wokół Złotego Chłopca, który tak bardzo zmienił się podczas ostatnich wakacji. Nie był już takim rozwrzeszczanym bachorem, jak jeszcze rok temu. Wydawał się być spokojniejszy, ale jednocześnie mniej wesoły. Jego pewność siebie również wzrosła, choć rzadko kiedy ukazywała swe oblicze. Poza tym Potter nie wydawał się być już tak odważny jak kiedyś mimo, że nadal garnął się do walki z Czarnym Panem. Gryfon bał się dotyku. To chyba najbardziej dziwiło czarnowłosego mężczyznę. Jako Śmierciożerca widział i słyszał wiele, dlatego kojarzył sytuacje, w których ofiary po pewnych zdarzeniach obawiały się chociażby najdrobniejszego muśnięcia. Ale czy to mogło spotkać Złotego Chłopca? Jakoś nie bardzo chciało mu się w to wierzyć... 
Wypił duszkiem resztę whisky i wstał powoli z fotela, kierując się ku szafce, w której trzymał naczynie pozwalające oglądać wspomnienia. Pozostało mu z tamtego roku, gdy uczył tego gówniarza oklumencji. Nadal nie mógł mu wybaczyć tego, że grzebał w jego prywatności. Nie miał prawa! Zacisnął szczęki i postawił myślodsiewnę na stoliku. Jakoś od tamtego czasu Dumbledore nie chciał jej odebrać, więc Severus miał ją tylko i wyłącznie dla siebie. Nie narzekał. 
Wlał srebrny płyn do naczynia, a to zawirowało i błysnęło dziwnym światłem, którego Ślizgon nigdy wcześniej nie widział. Westchnął. Wszystko co wiązało się z tym nieszczęsnym Gryfonem, nie mogło być normalne. Mistrz Eliksirów pochylił się nad misą i poczuł jak nieznana siła wciąga go do wnętrza historii, która zmieniła życie Złotego Chłopca Gryffindoru. 
Czarodziej znalazł się kuchni należącej do wujostwa Pottera. Przebiegł szybko wzrokiem po całym pomieszczeniu, dostrzegając nastolatka stojącego przy kuchence i smażącego bekon. 
Otyły mężczyzna siedział przy stole i czytał gazetę, kobieta o wyglądzie przypominającym tyczkę, krzątała się po pomieszczeniu nie robiąc nic konkretnego, a tłusty dzieciak, który wyglądem przypominał prosiaka, siedział tuż przed telewizorem i obżerał się chipsami. Czarodziej wykrzywił wargi w brzydkim grymasie. Ta mugolska rodzina była okropna. Zanim jednak zdążył wykpić ich wszystkich w swoich myślach, usłyszał coś, co wprawiło go w lekkie zaskoczenie. 
- Znowu to przypaliłeś! Ciągłe tylko kłopoty z tobą, mieszańcu! Wynoś się na górę i nawet nie próbuj schodzić dopóki cię nie zawołam! - Silny głos mężczyzny rozniósł się po pomieszczeniu, wywołując u Gryfona dreszcz i szybkie wyjście z kuchni. Severus stał jeszcze chwilę, jakby zastanawiając się nad tym co dalej robić, aż w końcu ruszył za czarnowłosym na górę. Reakcja chłopaka na krzyk wujka nie była normalna...poza tym gdzie jedzenie dla tego gówniarza? Przecież dokładnie widział jak Potter przygotowywał śniadanie i nakładał wszystkim na talerze. 
Wszystkim prócz siebie. 
Podczas lekcji oklumencji, które miały miejsce w tamtym roku, Mistrz Eliksirów dostrzegł pewne wspomnienia, które mogłyby wskazywać na to, że młody czarodziej nie jest tu dobrze traktowany, ale gdy tak spoglądał na tego bachora, stwierdzał, że na pewno jest on nastolatkiem sprawiającym wiele problemów i kary mu się należą. 
Widział również czasami jak po powrocie z domu tych głupich mugoli Potter wraca zmizerniały, ba, wręcz wychudzony, ale uważał to za zwykłe hormony. Jednakże teraz, gdy widział, jak chłopak nie otrzymuje jedzenia, choć tak naprawdę nie zrobił nic złego, musiał zweryfikować swoje poglądy. 
Potter wszedł do swojego pokoju, który był tak mały, że mógłby robić za składzik na składniki do eliksirów, usiadł na łóżku, które wyglądało na stare i niewygodne i wziął się za jedzenie bułki, która na pewno nie była świeża. Severus widział jak nastolatek nerwowo zerka na zegarek. To było zastanawiające. Siedzieli tam razem, chłopiec kręcący się na miejscu, ciągle poszukując jakiegoś zajęcia i mężczyzna, niewidoczny dla chłopaka, kalkujący wszystkie zdobyte przez siebie informacje. Dopiero po dłuższym czasie usłyszeli głos Petunii, którą Severus niestety już poznał w swojej przeszłości, wołającą Gryfona na dół. Młody czarodziej zszedł do połowy schodów i nagle zatrzymał się zaskoczony, a Snape prawie na niego wpadł, przez co zaklął szpetnie. Tuż przed nimi stał starszy mężczyzna, ubrany w bardzo elegancki garnitur i spoglądał na nastolatka w sposób, który w ogóle nie spodobał się Mistrzowi Eliksirów. On już widział ten wzrok. Śmierciożercy często spoglądali tak na młode kobiety, które zanim zostały zamordowane, były brutalnie gwałcone. Severus wzdrygnął się lekko, gdy do jego umysłu wdarły się ostatnie wspomnienia z takiego spotkania. Szybko odrzucił je od siebie i rozejrzał w sytuacji. Brunet był wysyłany z tym człowiekiem do jego domu, aby pomóc mu w przeprowadzce, ale Severusowi nie umknęło dziwne zachowanie Dursleya. Był poddenerwowany i widać było, że śpieszy mu się do zamknięcia drzwi za gościem i Potterem. To było podejrzane. 
W samochodzie nie działo się nic szczególnego. Jechali różnymi ulicami, krajobraz zmieniał się lekko, ale poza tym żadnych niespodzianek. Do czasu. 
- Harry... może opowiesz mi coś o sobie? - Usłyszał i zmrużył oczy. 
- Przykro mi, proszę pana, ale nie sądzę, by zainteresowało pana moje życie. - Najwidoczniej Potterowi też nie podobał się ten mężczyzna. 
- A mi się wydaje, że jesteś interesującym młodzieńcem - powiedział. Severus spojrzał na niego krzywo. Jechali jeszcze jakieś dwadzieścia minut zanim zatrzymali się przed dużym, jednorodzinnym domem. Potter chyba był myślami zupełnie gdzie indziej, bo nawet tego nie zauważył. To było nierozważne, ale czego innego można spodziewać się po tym bachorze? 
- Masz piękne oczy, Harry. - Severus rozwarł szerzej powieki. Wiedział już co się wydarzy. Ten wzrok, głaskanie policzka... to wszystko prowadziło tylko do jednego... 
Teraz wszystkie fakty połączyły się w jedno: dziwne zachowanie Pottera, jego strach przed dotykiem, nieodrobione lekcje...
Weszli do środka. Henry poprowadził dzieciaka na górę, a Mistrz Eliksirów niechętnie podążył za nimi. Nie chciał tego oglądać, nic bardziej nie obrzydzało go niż gwałt. Niemniej jednak, wiedział, że musi tam wejść. Znalazł się w środku akurat w chwili, gdy Gryfon został rzucony na łóżko i przyciśnięty do niego przez cięższe ciało. Zacisnął pięści z bezsilności. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłby takiego losu. A potem to usłyszał, to jedno słowo, które sprawiło, że w środku zapłonęła żądza zemsty. Sprzedany. Dursleyowie sprzedali swojego własnego bratanka! Na twarzy Snape'a pojawił się drapieżny uśmiech. Już on zadba o to, aby odpokutowali swoje winy, oj tak... 
Severus nienawidził dzieciaka, to prawda. Jednakże czuł się zobowiązany... chłopak został zgwałcony i nie powiedział o tym nikomu... tylko jemu. Zaufał osobie, która szykanowała go przez ostatnie sześć lat. Mężczyzna poczuł się... wyróżniony? Chyba tak. 
Spojrzał na łóżko. Wszystko się skończyło. Na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. 
Potter ubrał się szybko i z trudnością zszedł na dół. Gdy wyszli, skierował swe kroki ku ścieżce prowadzącej do parku. 
Severus ruszył za nim. Widział jak Gryfon szlocha w parku, jak jakaś nieznajoma dziewczyna pochyla się nad nim i szepcze kojące słowa, jak wysoki chłopak o zaskakującym wyglądzie bierze go na ręce i gdzieś zabiera, a Potter płacze i drży, nie zdając sobie sprawy z tego co dzieje się wokół. 
Nagle, niezidentyfikowana siła przyciągnęła go do siebie i już po chwili stał w swoich prywatnych komnatach, patrząc niewidzącym wzrokiem na myślodsiewnię. Westchnął. To nie było przyjemne doświadczenie. 

***

Petunia Dursley należała do tego rodzaju kobiet, które zawsze miały wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Posprzątany w niemal pedantyczny sposób, dom, nienaganną opinię i brak niezapowiedzianych gości. Życie kobiety było przewidywalne i nudne. Dlatego, gdy szesnaście lat temu w progu jej domu pojawiło się dziecko zmarłej siostry i zaburzyło jej 'idealny świat', znienawidziła go od razu. A gdy każdego ranka musiała oglądać jego zielone oczy, tak podobne do tych należących do siostry, której zazdrościła całe życie, nienawidziła go coraz bardziej. 
Poza tym bała się. Obawiała się tego, że ktokolwiek mógłby dowiedzieć się jakie dziwadło mieszka pod jej dachem, ale najbardziej chyba przerażało ją to, że ten gówniarz był w stanie zrobić krzywdę jej rodzinie. 
Z roku na rok, palące uczucie, które wypełniało ją od środka rosło i rozprzestrzeniało się, aż w końcu nadszedł ten dzień. Tydzień po tym jak ten bachor przyjechał do nich na wakacje, pozbyła się go. Nie obchodziło ją to, co się z nim stanie. Najważniejsze było to, że wreszcie go nie było, a przy okazji rozwiązały się ich kłopoty finansowe. Nie interesowało ją nic innego. 
Jej szczęście nie trwało jednak długo. Już następnego dnia w ich progu pojawił się wściekły mężczyzna, który zażądał zwrotu pieniędzy. Okazało się, że ten bezczelny gówniarz, jak zwała go Petunia, uciekł i znowu narobił im problemów. Po długiej awanturze, wreszcie doszli do porozumienia. Pani Dursley wiedziała, że on tu wróci. Jeśli nie do nich, to chociażby po swoje rzeczy. 
I tak jak przewidywała, pojawił się. W ostatnim dniu wakacji zapukał do ich drzwi, jak gdyby nigdy nic i wszedł do środka, nie odzywając się ani słowem. Kobieta już się nie bała. Wiedziała, że bez swojej różdżki dzieciak jest bezsilny. 
Myliła się. Jedno spojrzenie Pottera sprawiło, że Vernon wylądował na ścianie. To było straszne. Jeszcze nigdy nie widziała tyle nienawiści i żalu w jakichkolwiek oczach, jak właśnie w szmaragdowych tęczówkach dzieciaka. 
Wtedy widziała go po raz ostatni. 
Dlatego, gdy cztery dni po tym wydarzeniu do jej domu wkroczył mężczyzna, którego tak dobrze znała, była przerażona. Stary przyjaciel jej zmarłej siostry stał przed nią i obrzucał ją wściekłym spojrzeniem. 
- Crucio! - syknął i machnął różdżką, a jej ciało wygięło się w bolesny łuk, upadając na podłogę. 
Petunia jeszcze nigdy nie czuła takiego bólu jak w tamtej chwili. Miała wrażenie, jakby coś paliło ją od środka, a jednocześnie rozrywało każdą cząsteczkę ciała. 
Za to Snape, sycił się dźwiękami, które wydobywały się z gardła kobiety. W końcu przerwał zaklęcie i spojrzał z politowaniem na skuloną postać. 
- A teraz poczekamy na resztę rodzinki. - W jego obsydianowych oczach pojawił się groźny błysk, będący zapowiedzią bardzo długiej sesji tortur. 

***

Harry wiercił się ze zniecierpliwieniem na ławce, jedząc, a raczej dziobiąc swoje niezbyt duże śniadanie. 
Była sobota. Dokładnie wczoraj dał swoje wspomnienie profesorowi i nadal nie był pewien swojej decyzji. Jakby tego było mało, Snape'a nie było dziś na śniadaniu, przez co Harry miał mieszane uczucia. Może już oglądał... może nie chce na niego patrzeć... albo zamierza z niego kpić... Zielonooki już naprawdę nie wiedział, co ma myśleć. To było przytłaczające i irytujące. Ta niepewność coś w nim wypalała i sprawiała, że nie potrafił nawet usiedzieć na miejscu. 
Poza tym dochodziła jeszcze sprawa Rona i Hermiony. Jego przyjaciel nadal się do niego nie odzywał, choć ten wciąż nie wiedział dlaczego. Przecież przeprosił Ginny. Za to brązowowłosa posyłała mu jakieś dziwne, długie spojrzenia przez co Harry czuł się niczym szczur w laboratorium. 
Jej zachowanie było podejrzane... 
Potter pokręcił energicznie głową. Musiał odgonić od siebie dziwne myśli, bo czuł, że zaraz przez to zwariuję. Jakby tego było mało, czuł się obserwowany. I to nie tylko przez Hermionę. Zdecydowanie wyczuwał na sobie wzrok jakiejś innej osoby, ale za każdym razem, gdy rozglądał się w koło, nie widział nic zadziwiającego. Paranoja. 
Gryfon wstał od stołu i udał się w stronę jednej z pustych klas, w której kiedyś odbywały się lekcje transmutacji. Zapewne jeszcze rok temu poszedłby tam ze swoimi przyjaciółmi, ale teraz wszystko się zmieniło i z każdym kolejnym dniem oddalał się od nich coraz bardziej. Uśmiechnął się smutno. Nie chciał tego, ale czuł przy nich niezidentyfikowany niepokój, który sprawiał, że chłopak był zdezorientowany i niepewny.
Wszedł do klasy i rozejrzał się. Tony kurzu okrywające ławki, biurko oraz szafki uniosły się ku górze, gdy drzwi zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem. Harry kaszlnął lekko i skupił swoją moc, by już po chwili móc oddychać w normalny sposób. Sala lśniła czystością. Zielonooki uśmiechnął się nieznacznie i usiadł na jednej z wielu ławek. Zamknął oczy i wyciągnął dłonie, w których zmaterializowała się gitara akustyczna. 
Harry spojrzał na nią z rozczuleniem. Tylko to kochał i tylko to potrafiło go uspokoić. 
Szarpnął strunami. Jeden raz, drugi. Delikatne dźwięki łączyły się ze sobą, układając się w balladę opowiadającą o niespełnionej miłości. Z ust zielonookiego wydobywały się ledwo słyszalne słowa, które dopełniały całość i tworzyły niesamowity nastrój. Chłopak miał talent. Niezaprzeczalny i prawdziwy. Miał też artystyczną duszę i oddawał się muzyce, nie zwracając uwagi na nic innego. Chyba nawet nie zauważyłby Voldemorta, gdyby ten stanął przed nim i zaczął tańczyć jak tancerki z klubów go-go. 
Właśnie dlatego, Harry nie zwrócił uwagi na otwierające się drzwi i osobę, która weszła do środka. Chłopak stojący przy wejściu patrzył na Pottera dziwnym wzrokiem, jakby nie wiedział, co ma w tej chwili zrobić. Postanowił jednak nie przerywać i skupił się na słuchaniu piosenki, która o dziwo, i jemu przypadła do gustu. 
Dopiero, gdy czarnowłosy po raz ostatni szarpnął strunami, czarodziej, który pojawił się w pomieszczeniu przemówił kpiącym tonem:
- No, no, no. Potter. Nie wiedziałem, że posiadasz ukryte talenty. - Aksamitny głos jasnowłosego czarodzieja rozbrzmiał w klasie, sprawiając, że zielonooki drgnął lekko i wbił w niego zaskoczone spojrzenie. 
- Malfoy - powiedział obojętnie. W tej chwili, ten człowiek nie znaczył dla Pottera zupełnie nic. Harry nie czuł wściekłości, czy nienawiści. Jedyne, co przychodziło mu na myśl, gdy patrzył na blondyna to obojętność. 
Ten spojrzał na niego w jakiś bliżej nieokreślony sposób i powiedział władczym tonem: 
- Graj dalej. - Czarnowłosy spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale ten tylko uśmiechnął się kpiąco i usiadł na jednym z wielu krzeseł. Harry wzruszył w końcu ramionami i oddał się muzyce. Nie przeszkadzała mu publiczność, nawet taka w postaci Dracona Malfoya. W chwili rozpoczęcia gry, wypełniała go miłość do muzyki. 
Tylko to, nic więcej. 

***

Harry nie wiedział, czy robi dobrze, przychodząc tutaj, ale skoro już to zrobił, to postanowił skorzystać z tej słynnej, gryfońskiej odwagi i zapukać do gabinetu Snape'a. Odetchnął głęboko i przełknął głośno ślinę w wyrazie zdenerwowania. Nadal był niepewny, co do prawdopodobnej reakcji mężczyzny. 
Przymknął lekko oczy i zapukał. Raz, drugi, trzeci. Odpowiedziała mu cisza. Kamień spadł mu z serca. Chyba jednak nie był jeszcze gotowy na konfrontację z Mistrzem Eliksirów. Nie zdążył jednak odejść, gdy drzwi otworzyły się nagle i stanął w nich postrach całego Hogwartu. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco i mruknął: 
- Pan Potter... co za wątpliwa przyjemność, widzieć pana w progu mojego gabinetu. - Zielonooki skrzywił się lekko. Czasami humor nauczyciela bawił go, ale równie często, po prostu irytował. 
- Równie mocno napawa mnie to radością - mruknął obojętnie i spojrzał mężczyźnie w oczy - Mogę wejść?
- Oczywiście - sarknął, ale wpuścił go do środka. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszał pytanie, którego się spodziewał:
- Oglądał pan? 
- Tak. - To jedno słowo sprawiło, że serce Harry'ego zamarło na kilka sekund, by następnie zacząć bić ze zdwojoną siłą. 
Zrobiło mu się gorąco. Poczuł wstyd. Wszechogarniające uczucie, które zdawało się palić jego skórę żywym ogniem. Jedyne czego pragnął w tej chwili to zapaść się pod ziemię. Właśnie w tym momencie żałował wszystkich swoich decyzji, które doprowadziły go do tej sytuacji. Spuścił wzrok i począł wykręcać nerwowo palce. 
Tymczasem Severus zasiadł za biurkiem i wbił w niego przenikliwy wzrok. Potter wyglądał w tej chwili jak zaszczute zwierzątko. Gdyby ciemnooki miał w sobie jakieś cieplejsze uczucia względem bachora, zapewne ten widok bardzo by go rozczulił. Bo trzeba przyznać, że Gryfon wyglądał w tej chwili naprawdę uroczo. Jednakże Severus nic takiego nie czuł, więc westchnął jedynie i powiedział: 
- Cóż... zapewne w tej chwili, twoje wujostwo kona w zaciszu swojego paskudnego mieszkania. - Jego głos pobrzmiewał lekką nutką zadowolenia. Harry zamarł. 
- A-ale jak to? - wyjąkał. 
Mistrz Eliksirów wywrócił oczyma. 
- Normalnie, Potter. Postanowiłem złożyć im bardzo... przyjemną wizytę. 
- Och - mruknął tylko. Miał mieszane uczucia. Mimo, że wiedział, iż Dursleyowie zasługują na wszystko, co najgorsze po tym co mu zrobili, to z drugiej strony nie pragnął ich śmierci. Nic więcej jednak nie powiedział. Słowa mężczyzny zbyt mocno go zszokowały. Snape zrobił coś dla niego? Pomijając oczywisty fakt, że prawdopodobnie zabił jego rodzinę, wciąż robił to z jego powodu. Dla niego. To było miłe. Mimo wszystko. 
- Wydaje mi się, panie Potter, że powinien pan już iść. Cisza nocna już niedługo, a chyba nie chce pan kolejnego szlabanu... - Mężczyzna wykrzywił wargi w kpiącym uśmiechu. - ...dlatego widzimy się jutro po lekcji. A teraz wynocha! 
Harry wyszedł szybko z gabinetu, rozmyślając nad wydarzeniami rozgrywającymi się jeszcze przed chwilą. Snape wydawał się być bardziej... ludzki? I nawet oszczędził mu kpiących komentarzy, przynajmniej po części. To było dziwne. 
Zanim jednak zdążył dokładniej zastanowić się nad motywami Snape'a, ktoś objął go w pasie i przyciągnął do siebie. 
- Witaj Harry. 
- Seamus? - Zaskoczony głos chłopaka rozniósł się echem po pustych lochach. Zielonooki był zdezorientowany i zdenerwowany przez zachowanie swojego kolegi z domu. 
- Wiesz Harry... ostatnio słyszałem bardzo ciekawe plotki na twój temat... - wyszeptał wprost do ucha czarnowłosego Gryfona. 
- T-tak? - Potter przeklinał swój głos, który brzmiał niepewnie, ale prawda była taka, że się bał. Te ramiona owinięte wokół jego talii przypominały mu o bolesnych wspomnieniach. Znowu. 
- Yhym - wymruczał. - Pogłoski mówią, że jesteś gejem. - Ręce brązowowłosego wsunęły się pod zieloną koszulkę bruneta. Harry zesztywniał. 
- Z-zostaw m-mnie - wyjąkał. Gula w jego gardle była tak duża, że wypowiedzenie tych dwóch słów przyszło mu z wielkim trudem. 
- Ależ Harry... - musnął jego policzek ustami - ...rozluźnij się... - przeniósł się na ucho chłopaka - ...może być nam przyjemnie... - Gdy jego wargi dotknęły delikatnej skóry na szyi bruneta, ten jakby ocknął się i z zadziwiającą siłą, wyszarpnął się z żelaznego uścisku. 
- Odpieprz się! - syknął. Magia wokół niego pulsowała wściekle. Nie pozwoli sobie nic zrobić! Nie będzie znowu ofiarą! 
- Oj nieładnie, Potter... - zacmokał i spojrzał na niego kpiąco. - Chyba nie chcesz, żeby cały czarodziejski świat dowiedział się o twojej orientacji, co? 
Harry zamrugał. Dopiero po chwili dotarł do niego sens słów wypowiedzianych przez chłopaka, stojącego przed nim. 
- Co ty pieprzysz?! - warknął. 
Seamus uśmiechnął się szeroko. 
- To proste, Harry. Prześpij się ze mną, a nikt się nie dowie. - Zielonookiemu coś przekręciło się w środku na te słowa. 
- Chyba kpisz! - krzyknął i zacisnął dłonie w pięści. 
- Ależ skąd, kochanie. - Uśmiechnął się sztucznie i przejechał opuszkami palców po policzku zielonookiego nim ten zdążył odskoczyć. - Masz tydzień! - Warknął i odszedł, już po chwili znikając za jednym z wielu zakrętów. Harry opadł na kolana. W jednej chwili, emocje opadły, a Gryfon stracił wszystkie siły. Był w szoku. Nigdy nie przypuszczał, że Seamus mógłby być do czegoś takiego zdolny. Przecież znali się tyle lat... Może nie byli przyjaciółmi, ale w końcu mieszkali ze sobą przez ostatnie sześć lat... nie byli wrogami. Zresztą, Harry nigdy nie domyśliłby się, że Finnigan jest gejem. Nigdy nie zdradził się chociażby najdrobniejszym gestem. Czarnowlosy też nie pragnął się ujawniać. Nie wiedział jak świat czarodziejów zapatruje się na homoseksualistów, ale z pewnością nie chciał znaleźć się na pierwszych stronach gazet. Jednakże z drugiej strony, na pewno było to lepsze niż seks z Seamusem. 
Łzy bezsilności spłynęły po policzkach nastolatka. 
- Cholera! - Zaklął i uderzył pięścią w podłogę. Zapowiadał się interesujący tydzień...

***

Zamaskowana postać otworzyła żelazną bramę i weszła na teren ogromnej posiadłości należącej do Czarnego Pana. Śmierciożerca przeszedł szybko przez aleję, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem pięknych róż i krzewów okupujących rozległe ogrody. Wszedł do ogromnego holu i skierował swe kroki ku sali, gdzie odbywały się spotkania sprzymierzeńców ciemnej strony. Otworzył drzwi, które zaskrzypiały cicho i przekroczył próg, od razu kierując swój wzrok na postać siedzącą na ogromnym tronie. 
- Panie - powiedział i opadł na jedno kolano, opuszczając swą głowę w wyrazie szacunku i całkowitego poddania. Voldemort dał znak, by ten uniósł ją, a następnie przemówił:
- Czy wszystko idzie zgodnie z planem? 
- Tak, mój panie. Potter jest nieufny, ale wystarczy trochę czasu, a wszystko się zmieni. 
- Pośpiesz się. Chcę widzieć postępy. - Warknął. - Jeśli ci się uda, otrzymasz należytą nagrodę, mój wierny Śmierciożerco. 
- Tak jest, mój panie. - Sługa skinął głową i pośpiesznie opuścił pomieszczenie. 
Voldemort spojrzał na zamknięte drzwi. 
- Już niedługo znów się spotkamy, Harry Potterze. Już niedługo. 
Zimny śmiech rozniósł się echem po ponurym pomieszczeniu, a krwistoczerwone oczy zapłonęły w ciemności niezdrowym blaskiem.