niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 30

Długo czekaliście, ale w końcu udało mi się coś naskrobać i oto jestem. Wena długo nie chciała do mnie wrócić, ale na szczęście znalazła do mnie drogę i tak oto powstał ten rozdział.
Mam nadzieję, że na kolejny nie będziecie musieli znowu czekać tak długo.
Pozdrawiam ;)

_____________________________________________________________________________

- Wow. - Cichy szept wydobył się z pomiędzy malinowych warg, które rozchyliły się z zaskoczenia. Idąc z Draco, nawet przez myśl mu nie przeszło, że ten zaprowadzi go do Pokoju Życzeń, w którym przygotował dla nich kolację. Dwie czerwone świece paliły się wdzięcznie, ustawione na niewielkim stole, pomiędzy wysokimi kieliszkami. Przyjemne zapachy nęciły nozdrza Harry'ego, wywołując dość kompromitujące dźwięki z jego brzucha. A przecież dopiero co jadł!
- Kiedy to zrobiłeś? - zapytał, spoglądając na niego roziskrzonymi, szmaragdowymi oczyma. Podobała mu się ta niespodzianka.
- Myślałeś, że poszedłem do wioski... - przysunął się bliżej niego - ...a ja ten czas wykorzystałem na przygotowanie wszystkiego. - Objął go w talii i poprowadził na środek komnaty, gdzie został ustawiony stół.
- Wiem, że ostatnio zachowywałem się trochę podejrzanie... - zaczął, patrząc na niego jakoś tak dziwnie tymi swoimi szarymi oczami. - Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Gryfon uśmiechnął się delikatnie i przysunął bliżej chłopaka, obejmujące go za kark.
- Ja też nie zachowywałem się najlepiej. Ciężko mi było z tą sytuacją i... przepraszam. - Wtulił się ufnie w jego silne ciało.
- Um... - Zagryzł wargę, odsuwając się nieco. - Jemy już? - Nic nie mógł poradzić na to, że ślinka mu ciekła, gdy czuł ten wspaniały zapach potraw.
- Psujesz chwilę, Potter - burknął, ale uśmiechnął się jednym kącikiem ust. - Dopytujesz się, jakby cię głodzili. - Zaśmiał się. - W porządku, siadajmy.
Harry wydął dolną wargę, patrząc na niego nieco urażonym wzrokiem.
- No wiesz! - prychnął. - Zobacz jaki chudy jestem. Sama skóra i kości. - Posłał mu psotne spojrzenie, zajmując miejsce przy stole.
- Wmawiaj sobie, Potter. - Ślizgon uśmiechnął się wrednie. - Tyjesz i żadne słowa tego nie zmienią. - Zasiadł naprzeciwko, biorąc w dłoń butelkę czerwonego wina i rozlewając do kieliszków.
- Niczego innego się nie spodziewałem... - Brunet wywrócił oczami, przyjmując kieliszek wina i upijając trochę. - Mhm, dobre. Zaskoczyłeś mnie.
- Doborem wina? - Uniósł jedną brew.
- Nie... - Pokręcił głową, uśmiechając się trochę ironicznie. - Tym... wszystkim. - Wskazał dłonią w nieokreślonym kierunku.
- Mam nadzieję, że pozytywnie. - Blondyn posłał mu seksowny uśmieszek.
- Mhm, tak... - Uśmiechnął się z lekkim rozmarzeniem i zabrał za jedzenie. Kaczka w pomarańczach. Pycha.
Zjadł szybko, oblizując wargi z lekko kwaśnego sosu, co chyba z lekka rozbawiło drugiego chłopaka, bo zaśmiał się cicho pod nosem.
- Szybki jesteś - skomentował, jeszcze bardziej zawstydzając Gryfona.
- Eee... No... Głodny byłem... - Mruknął, czerwieniejąc. Ostatnio ciągle miał apetyt.
"Jak kobieta w ciąży" - pomyślał i zaśmiał się, zarabiając tym samym podejrzliwe spojrzenie szarych oczu.
- Nie, nic. - Pokręcił głową. - Po prostu pomyślałem sobie coś głupiego i tyle. - Spuścił wzrok, nieco zażenowany.
- Yhym... - Wciąż patrzył na niego uważnie, aż w końcu na jego usta wypłynął drwiący, tak typowy dla niego, uśmieszek. - Chcesz jeszcze deser?
Harry chciał. I było to nawet dla niego niemałym zaskoczeniem, bo nie wiedział, gdzie miałby to zmieścić, ale chciał. Tylko, że nie chciał wyjść przed Draconem na jeszcze większego łakomczucha, więc pokręcił głową, dziękując cicho za propozycję. Wziął w dłoń kieliszek i upił trochę. Bardzo mu zasmakowało to wino. Oblizał usta, spod rzęs patrząc na przystojnego Ślizgona. Jakiś dziwny prąd przebiegł po całym jego ciele, sprawiając, że zrobiło mu się gorąco.
Draco, zupełnie jakby wiedział, co się z nim działo, uśmiechał się jednym kącikiem ust. Szare oczy płonęły, odbijając blask czerwonych świec. Nagle zrobiło się tak nastrojowo i... intymnie.
- Zatańczysz?
Harry, jakby wyrwany z jakiegoś dziwnego transu, zamrugał i spojrzał na wyciągniętą dłoń Dracona. Kiedy on wstał? I od kiedy gra ta powolna, klimatyczna muzyka?
Skinął głową i przyjął ofiarowaną dłoń, wstając i przechodząc z nim bardziej w bok. Objął go za kark, przysuwając się bliżej gorącego ciała i kołysząc się z nim w powolnym, niespiesznym rytmie.
- Kocham cię - szepnął, nie mogąc się powstrzymać.
Ramiona Dracona nagle zacisnęły się mocniej wokół jego talii, wiążąc go i odbierając oddech.
- Wiem. - Jego głos był dziwnie ciężki, ale brunet nie zwrócił na to uwagi, zbyt zajęty rozkoszowaniem się chwilą. Tak było idealnie. Razem z Draconem. Nie chciał szybko wracać do szarej rzeczywistości, więc szepnął:
- Kochaj się ze mną...
Stół zniknął, zastąpiony przez duże, dwuosobowe łóżko.
Potter wyślizgnął się z jego objęć i złapał jego dłoń, ciągnąc go w stronę łoża. Uśmiechał się przy tym delikatnie, może nawet filuternie.
Ułożył się na miękkim posłaniu, wyciągając ręce ponad głowę i prężąc swoje smukłe ciało. W szmaragdowych oczach można było dostrzec diabelski błysk.
- Chodź do mnie, Draco...

***

Seamus był zdenerwowany. Minęły już trzy dni od jego randki z Danielem, a ten nawet się z nim nie skontaktował, by umówić się na kolejną...
Czuł rozczarowanie. Wiedział, że tak to się skończy. Krukon zanudził się na ich randce, zobaczył jak beznadziejny jest Gryfon i zrezygnował.
"Mógł mnie chociaż przelecieć na koniec, to by wyszło, że od początku o jedno mu chodziło!" - pomyślał ze złością, wychodząc z męskiej toalety. - "Przynajmniej nie dałby mi wtedy takiej nadziei..."
- Cześć.
Z zaskoczeniem uniósł głowę i spotkał parę kobaltowych tęczówek, patrzących na niego zadziornie. Zacisnął dłonie w pięści, spoglądając na tego oszusta z irytacją.
- Cześć - burknął i spróbował go wyminąć. Nim się jednak zorientował w czym rzecz, został wciągnięty do pustej łazienki. Nie zdążył nawet zareagować, a już był całowany przez te cudowne, kształtne wargi. Przez chwilę miał ochotę go od siebie odepchnąć, ale na szczęście szybko wyparował mu z głowy ten głupi pomysł i już po chwili wczepiał się w niego, z pasją odpowiadając na pocałunek.
Daniel oderwał się od niego, oddychając szybciej i płycej. Jego wzrok przesuwał się po jego twarzy z jakimś takim nieznanym mu dotąd rozgorączkowaniem, co prawiło, że poczerwieniał na polikach.
- Spotkasz się dziś ze mną? W Pokoju Życzeń?
- Ja... - Wysunął palce z jego czarnych, długich włosów. - Tak...
Został nagrodzony szerokim uśmiechem i jeszcze jednym, tym razem delikatniejszym, pocałunkiem.
- Świetnie. Do zobaczenia.
Seamus jeszcze chwilę wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknął przystojny Krukon. Z lekkim niedowierzaniem dotknął dwoma palcami swoich ust. Ten pocałunek był...
Zamrugał i szybko się opamiętał. Podszedł do kranu i opłukał twarz, czując pod palcami gorące policzki.
Przerażającym było, jak bardzo działał na niego Daniel. Za bardzo.

***

Następny tydzień był niezwykły. Pomiędzy nim, a Draco znów było czuć tę chemię i... odnajdywali się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze. Wszystko zdawało się wrócić na swoje miejsce. I choć Harry czasami myślał o dyrektorze, o Mistrzu Eliksirów i całej tej sytuacji, to i tak zdawał się wręcz promienieć. Niesamowitym było, jak wielki wpływ miało na niego zachowanie Ślizgona. Zupełnie tak, jakby ten był częścią jego samego.
Z doskonałym humorem, przeskakiwał ze stopnia na stopień, ciesząc się z chwili przerwy pomiędzy zajęciami (miał się spotkać z Draco), aż zauważył przed sobą Lavender. Lavender zachwiała się niebezpiecznie i byłaby spadła, gdyby nie Harry, który złapał ją za ramiona, w ostateczności ratując przed upadkiem i sturlaniem się z ruchomych schodów.
- Nic ci nie jest? - Zapytał, z zaniepokojeniem przyglądając się nieco zamroczonej dziewczynie.
- Nie, nie. Tylko zakręciło mi się w głowie. - mruknęła. - Dziękuję.
- Nie ma za co. Może odprowadzę cię do wieży, co? Raczej nie powinnaś iść na zajęcia w tym stanie.
- Chyba masz rację... - Zamrugała. - Gdyby nie ty, pewnie bym spadła. - Położyła dłoń na swoim wystającym już brzuchu. Ten opiekuńczy gest wywołał coś ciepłego we wnętrzu Pottera i sprawił, że na jego usta wypłynął łagodny uśmiech.
- Powinnaś bardziej na siebie uważać. - powiedział pouczająco i wziął ją pod rękę, zawracając.
- Uważam - burknęła, czerwieniejąc. - Po prostu ostatnio nie czuję się najlepiej. Sam rozumiesz. - Wskazała palcem na swój brzuch.
- Ta. Ale wiesz, też ostatnio gorzej się czuję. - Skrzywił się. - Ostatnio cały czas mam poranne mdłości. - Postukał palcem wskazującym w podbródek. - Jak kobieta w ciąży. - Zaśmiał się. - A najgorsze jest to, że zupełnie nie mam pojęcia co się dzieje. Mój organizm chyba kompletnie oszalał.
- E... Nie chce nic sugerować, czy coś... - zawahała się - ...ale... może ty też jesteś w ciąży?
Zamrugał, a następnie roześmiał się, odbierając jej sugestię za zwykły żart.
- To było dobre. - Wyszczerzył się. Jego uśmiech szybko jednak zbladł, gdy ujrzał powagę na twarzy dziewczyny. - Ty chyba nie na poważnie, co? Jestem chłopakiem, Lav. Nie mogę być w ciąży.
- Teraz to ty chyba żartujesz... - Spojrzała na niego sceptycznie. - Jesteś czarodziejem, Harry. Oczywiście, że możesz być w ciąży. - Zmarszczyła swoje kształtne brwi. - Chwila! Nie wiedziałeś?
- J-ja... ja... - zająknął się. - T-to... skąd mogłem wiedzieć? Mugole nie zachodzą w ciążę! Jak to jest w ogóle możliwe... Merlinie... - Czy było to możliwe? Czy faktycznie mógł być w ciąży? Przypomniał sobie swoje codzienne mdłości, rosnący apetyt, ciągłe podjadanie wszystkiego... I przypomniał też sobie tę jedną noc, gdy Draco całkowicie się zapomniał i nie użył gumki... - O kurwa! - Spojrzał przed siebie. Nawet nie zauważył, że znaleźli się na odpowiednim piętrze. - Poradzisz sobie sama? Muszę lecieć.
- Tak, oczywiście. Ale, Harry, gdybyś faktycznie był i...
- Nie kończ... - wymamrotał, teraz już blady i przerażony. - Mam nadzieję, że to tylko głupie przypuszczenie. Na razie. - Pożegnał się i szybko zbiegł po schodach, wpierw chcąc udać się do biblioteki. Może Lavender coś namieszała i to wcale nie mogło być prawdą? Oczywiście sam w to nie wierzył, ale cóż... Nadzieja matką głupich, czyż nie?

***

"Męskie ciąże to rzadkość w czarodziejskim świecie, aczkolwiek nie jest to mit jak twierdzą niektórzy. Znikomy procent tego zjawiska ma prawdopodobnie swą przyczynę w nietolerancyjnym społeczeństwie czarodziei. 
Zajście w taką ciążę nie jest łatwe. Potrzebne są specjalistyczne eliksiry, których uwarzenie nie jest zbyt proste, a dostępność ograniczona. Istnieją jednak przypadki, kiedy to czarodziej zachodzi w ciążę bez pomocy eliksirów. Są one wyjątkowe i rzadko spotykane. Na całym świecie odnotowano tylko kilka takich przypadków. Czarodziej, który ma możliwość zajścia w ciąże bez żadnych pomocy z zewnątrz, musi spełniać jeden warunek. Warunkiem spełniającym jest w tym przypadku moc. Musi to być czarodziej o niesamowitej, niezwyklej sile magicznej. Tylko wtedy istenieje taka możliwość, choć nie zawsze sprawdza się to w rzeczywistości. 
Sama ciąża jest..."
Harry nie czytał dalej, blady, zszokowany i zaniepokojony. Rozejrzał się, sprawdzając czy nikogo nie ma w pobliżu i pospiesznie odłożył książkę na półkę. Niepewnie dotknął swojego brzucha, gładząc go niespiesznie. Czy to możliwe, że tam w środku znajduje się jego dziecko? Ich dziecko. Jego i Draco.
Merlinie...
Musiał to sprawdzić. Musiał się jakoś dowiedzieć. Pierwszą myślą był Remus. Jemu najbardziej ufał i wiedział, że ten nie wyda jego sekretu. Szybko jednak przypomniał sobie, że następnego dnia ma być pełnia i Lupina nie ma obecnie w zamku, bo przygotowuje się do przebrnięcia przez comiesięczną męczarnię. Poza tym, gdy tak pomyślał trzeźwiej, opuszczając bibliotekę, zrozumiał, że pójście do Remusa nie miałoby sensu. Jakkolwiek ten nie byłby świetny nauczycielem i czarodziejem, na medycynie z pewnością znał się tak dobrze, jak Harry na eliksirach.
Szkolna pielęgniarka nie była wyjściem. Od razu powiedziałaby dyrektorce i wszystko by się wydało. Jego moc, prawdopodobna ciąża... Nie, nie mógł do tego dopuścić. I wtedy właśnie zdał sobie sprawę, że w tym zamku była jeszcze jedna osoba, która doskonale znała się na tego typu rzeczach.
Zatrzymał się wpół kroku, zauważając, że znajduje się przy schodach. Nawet nie zauważył, że do nich szedł. Spojrzał niepewnie na stopnie prowadzące w dół. Do lochów. Do Snape'a, który prawdopodobnie mógłby mu pomóc. Tylko, że... jak miał mu teraz zaufać i powierzyć własne, a może nawet też swojego dziecka, życie? Przecież nie mógł tego zrobić. Nie po tym, jak ten zabił dyrektora.
Choć z drugiej strony... Raz jeszcze rzucił okiem na schody, nieświadomie dotykając swojego brzucha. Aż w końcu podjął decyzję.

***

- Potter? Czego chcesz? Nie mam ochoty słuchać kolejnych wrzasków. Jestem zajęty. - Snape stał w drzwiach swojego gabinetu, patrząc na niego jak na największe gówno tego świata i Harry po raz kolejny zadał sobie pytanie, co on do jasnej cholery wyprawiał.
- Potrzebuję pana pomocy - wymamrotał.
- Słucham? - Uniesiona brew. - Możesz powtórzyć? Chyba się przesłyszałem. - Szyderczy uśmieszek.
- Potrzebuję pana pomocy! - syknął, zaciskając zęby. Co za dupek!
- W takim razie wejdź... - Odsunął się, wpuszczając go do środka. - Jak mógłbym nie być ciekaw, co skłania wielkiego Wybrańca do proszenia o pomoc zwykłego Śmierciożercę...
- Przestań! - syknął, raz jeszcze na szybko analizując swoją sytuację. Prawdopodobnie po raz kolejny podejmował jedną z tych bezmyślnych decyzji w swoim życiu, ale co tam. Zawsze tak robił i jakoś jeszcze żył.
- Chciałbym, żeby pan mnie zbadał - mruknął.
- Zbadał? Czyżby jakieś problemy z głową? Może zaburzenia tożsamości?
Harry zacisnął dłonie w pięści, oddychając kilka razy głęboko, aż w końcu wymamrotał:
- Wydaje mi się... - przełknął ślinę - ...że mogę być w ciąży.
Chyba po raz pierwszy dane było mu oglądać prawdziwe zaskoczenie na twarzy mężczyzny. Ten zastygł, jakby niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, aż w końcu z pomiędzy jego wąskich warg wydobyło się tylko jedno słowo:
- Słucham?