poniedziałek, 26 października 2015

Rozdział 1

Hej kochani! Już ponad miesiąc minął, od kiedy pojawił się ostatni rozdział pierwszej części. Nawał pracy w szkole, który wręcz zwalił mnie z nóg nie pozwolił mi na rozpoczęcie pracy nad drugą częścią. Na szczęście udało mi się w końcu skończyć pierwszy rozdział i po stoczonej dziś bitwie z moim staroświeckim komputerem, oto jestem! :D
W jednym z komentarzy było pytanie odnośnie streszczenia, tudzież opisu tego, co wydarzy się w tej części i od razu mówię, że spojlerów nie przewiduję. Musicie cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń ;)
Bardzo chciałam podziękować wszystkim za komentarze i kliknięcia i mam nadzieję, że nie zawiodę Was tą częścią :P
Pozdrawiam!

_____________________________________________________________________________

- Każdy myśli, że wszystko zaczęło się na naszym szóstym roku. To nieprawda. To zaczęło się już wcześniej, przy naszym pierwszym spotkaniu. Już wtedy wiedziałem, że nasza znajomość nie będzie zwyczajna. I nie myliłem się. 

- Wciąż mam wątpliwości, Remusie.
- Daj spokój, Minerwo. Wierzę, że pomożemy Harry'emu. Sama widzisz, co się z nim dzieje. Od początku poświęcił się pracy aurora, a gdy wreszcie namówiliśmy go do odejścia, jest jeszcze gorzej. On potrzebuje tej pracy.
- Wiem, ale nie o tym mówię. Dobrze będzie znów zobaczyć go w Hogwarcie. Nawet Severus zdaje się przychylny naszemu pomysłowi. Mam jednak wątpliwości, co do drugiej części naszego planu. Nie powinniśmy ukrywać tego przed Severusem.
Lupin prychnął, a następnie posłał kobiecie uspokajający uśmiech.
- Severus nigdy by na to nie pozwolił. Czasem mam wrażenie, że zapomina, iż ja też jestem przyjacielem Harry'ego i chcę dla niego jak najlepiej. Może to trochę szalone posunięcie, ale wiem, że on tego potrzebuje. Oni obaj tego potrzebują.
- Po tym co się stało...
- Po tym co się stało, każdy z nich potrzebuje przebaczenia. Gdy widzę smutne oczy Harry'ego, który śmieje się i wydaje się być zrelaksowany, ale tak naprawdę wciąż cierpi... Czasem szczęściu trzeba pomóc, Minerwo. - Położył jedną z dłoni na ramieniu dyrektorki, pragnąc ją uspokoić i przekonać do swojego pomysłu. Może nie powinien ingerować w życie Harry'ego, ale uważał, że jego przybrany chrześniak zasługuje na szczęście. A w ciągu tych ostatnich pięciu lat przekonał się, że na tym świecie żyje tylko jedna osoba, która jest w stanie mu to szczęście dać.
Lupin spojrzał na swój podpis złożony pod krótkim listem, a następnie przywołał swoją sowę. Czuł, że podjął właściwą decyzję.

***

Draco zerknął na list, który wciąż leżał na jego łóżku. Na podłodze stała walizka z całym jego dobytkiem, który potraktował zaklęciem zmniejszającym. Wciąż nie był pewien, czy dobrze robił. Gdy dostał list z Hogwartu z propozycją objęcia funkcji nauczyciela numerologii, nie zastanawiał się ani chwili. Nigdy nie podejmował decyzji pod wpływem impulsu, ale w tamtym momencie właśnie tak zrobił. Sięgnął po pergamin i pióro, a następnie nakreślił pospieszną informację, że się zgadza i pojawi się w Hogwarcie tuż przed końcem wakacji. Dopiero potem, gdy jego niewielka sówka zniknęła mu z pola widzenia, zrozumiał, co zrobił. Zadeklarował, że rzuci wszystko, co udało mu się osiągnąć w Paryżu i wróci do Londynu.
Długo zastanawiał się nad swoją decyzją. Przez te dwa tygodnie myślał o tym dzień w dzień, nie raz biorąc pergamin z chęcią wysłania swojej rezygnacji. Nie był jednak w stanie tego zrobić. Myśl, że może wrócić do Londynu...
Nigdy nie sądził, że to będzie możliwe. Myślał, ze już na zawsze będzie niemile widziany w swoim rodzinnym mieście i nie próbował tam wracać, nawet do mugolskiej części, a tu nagle taka propozycja... Starał się nie myśleć o reakcji rodziców uczniów. Nie chciał sobie wyobrażać tej sterty listów od oburzonych rodziców, którzy nie będą chcieli by ich dzieci uczył Śmierciożerca. Może i został uniewinniony, ale w oczach społeczeństwa zawsze będzie sługą Czarnego Pana. Poza tym, kwestia jego uniewinnienia była raczej dyskusyjna. Sam nie potrafił zrozumieć tego, co kierowało Harrym, gdy podjął tę decyzję.
Harry...
Minęło pięć lat, od kiedy widział go po raz ostatni. Na początku było ciężko. Koszmary nie pozwalały mu normalnie funkcjonować, ciemne cienie pod oczami nie opuszczały jego twarzy, a on sam nie rozstawał się z butelką Ognistej. Dopiero po upływie prawie dwóch miesięcy, gdy zaczęło mu brakować oszczędności, postanowił się ogarnąć. Zdał owutemy, zrobił specjalizację i zaczął pracować jako magomedyk we francuskim szpitalu dla czarodziei. Można by powiedzieć, że jego życie powoli wracało do normy. Tutaj, w stolicy Francji, jego przeszłość nie miała znaczenia. Mógł zacząć wszystko od nowa. Prawie wszystko.
Był samotny. Tęsknił za Harrym każdego dnia, każdej nocy przez te pięć lat. Czasem budziły go koszmary, w których trzymał martwe ciało bruneta w swoich ramionach i patrzył w jego puste, zielone oczy. Czasem były to fantazje, po których budził się z brudnymi bokserkami. Nie był w stanie zapomnieć o Potterze.
Próbował, oczywiście. Pierwszy raz uprawiał seks z kimś innym niż Harry około rok po śmierci Czarnego Pana. Była to jakaś kobieta, którą poznał w jednym z klubów. Pamiętał, że była ładna, ale ciężko mu było się przy niej podniecić. Stwierdził wtedy, że była to kwestia płci i następnym razem sprowadził do swojego mieszkania mężczyznę. Seks był jedynie troszkę bardziej satysfakcjonujący i Draco był bliski załamania. Jedyne o kim był w stanie myśleć to Harry. Nigdy nie przestał go kochać i pragnąć. W końcu zaczął szukać mężczyzn podobnych do bruneta i w trakcie stosunku wyobrażał sobie, że osoba, która znajduje się pod nim to Gryfon. Metoda ta nie działała jednak zbyt długo, bo każde rozczarowanie po orgazmie było zbyt wielkie, by mógł to ciągnąć dłużej. W końcu przestał szukać potencjalnych partnerów i od dwóch lat do rozładowania napięcia używał swojej dłoni.
Fantazje nigdy się nie skończyły. Koszmary też nie. Nie sądził, by był w stanie raz jeszcze kogoś pokochać. Harry uwolnił go, ale w zamian ukradł jego serce, które chyba już nigdy nie miało zabić mocniej dla kogoś innego.
Dlatego się zgodził. Zrobił to, bo jego podświadomość, nie zważając na konsekwencje, miała nadzieję, że w Londynie znów spotka Harry'ego i... Sam nie wiedział, na co liczył. Był głupi, pozwalając sobie na tę idiotyczną nadzieję. W końcu będąc w Hogwarcie, nie będzie miał zbyt wiele czasu na życie poza murami zamku. A nawet jeśli udałoby mu się wyrwać i gdzieś przez przypadek spotkałby Pottera... Co miałby zrobić? Co mu powiedzieć? Nie miał żadnego wytłumaczenia, żadnych słów, które znaczyłyby cokolwiek w obliczu tego, co zrobił. Nie chciał widzieć nienawiści i pogardy w jego oczach. To chyba do reszty rozerwałoby mu serce.
Nawet jeśli miał wątpliwości, a jego pragnienia były sprzeczne, nie wysłał rezygnacji. Zwolnił się z pracy, pożegnał ze znajomymi i zerwał umowę wynajmu z właścicielką mieszkania.
Raz jeszcze obrzucił spojrzeniem swoją dotychczasową sypialnię, która była tak samo niewielka jak całe mieszkanie. Za kilka godzin miał się znaleźć w Londynie. Miał nadzieję, że nie pożałuje tej decyzji.

***

Dziwnie było znów znaleźć się na błoniach Hogwartu. Wspomnienia uderzały go z każdej strony i czuł, że już zaczyna żałować swojego powrotu, choć przecież jeszcze nawet nikogo nie spotkał, z nikim nie rozmawiał. Nie mógł jednak powstrzymać tych wszystkich uczuć, które pojawiły się wraz ze wspomnieniami. To było wstrząsające. Cała złość, żal i uczucie, którego nie powinien nigdy poczuć... To wszystko zostawił właśnie w Hogwarcie, a teraz jak zupełny szaleniec, z własnej woli do tego wracał.
Przybrał chłodną maskę, starając się ukryć burzę, która rozpętała się w jego wnętrzu i dostojnym krokiem przeszedł przez drzwi wejściowe. Zadowolony, że nie widzi nigdzie Filcha, ruszył w stronę gabinetu dyrektor McGonagall. Walizka dryfowała za nim, unosząc się metr ponad kamienną posadzką.
Dojście pod chimerę nie zajęło mu wiele czasu. Nie miał też problemu z hasłem, bo ledwie stanął przed rzeźbą, ta odskoczyła w bok, a jemu ukazały się ruchome schody. Wszedł na nie, czując jak coś ściska go w środku ze zdenerwowania. To miało być jego pierwsze spotkanie z kimś z jego dawnego życia. Oczywiście nie okazał tego po sobie, pewnie pukając w drzwi od gabinetu dyrektora.
- Proszę.
Pewnym krokiem wszedł do środka, nie pozwalając sobie na okazanie jakiejkolwiek emocji. Mimo wszystko, wciąż był Draconem Malfoyem.
- Dzień dobry.
- Witam, panie Malfoy. - Kobieta siedząca za biurkiem skinęła mu głową i wskazała krzesło naprzeciwko. Tuż koło niej stał Lupin, który uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Dobrze pana widzieć, panie Malfoy.
Draco miał ochotę prychnąć, ale powstrzymał się. Usiadł na wskazanym krześle, zakładając nogę na nogę i patrząc na dyrekcję Hogwartu z powagą.
- Cieszymy się, że zgodził się pan przyjąć naszą ofertę. - Wilkołak postanowił przejąć inicjatywę i pokierować rozmową. - Przeprowadziłem drobne śledztwo i widziałem pańskie wyniki owutemów. Doprawdy, imponujące. - Szeroki uśmiech nie opuszczał jego twarzy, ale oczy zdawały się skupione i jakby... oceniające. - Wiem też, że pracował pan jako magomedyk i nie kryję, że to ja zasugerowałem Minerwie pana kandydaturę na stanowisko nauczyciela numerologii. Pamiętam, że miał pan świetne wyniki z tego przedmiotu.
- Tak, to zawsze w jakiś sposób mnie fascynowało... Wydaje mi się, że jestem w stanie czegoś nauczyć uczniów tej szkoły. Mam też dużo książek, które wypełnią luki w mojej pamięci... - Uśmiechnął się krzywo. - Niemniej jednak mam pewne obawy, co do reakcji niektórych uczniów, rodziców, a może nawet profesorów, gdy dowiedzą się, kto został nowym nauczycielem numerologii.
- Jestem pewien, że nie musi się pan o to martwić.
- Doprawdy? - Draco nie potrafił powstrzymać ironicznego uśmieszku. - Od kiedy przyjmujecie Śmierciożerów na stanowiska nauczycieli?
- Panie Malfoy! - Dyrektor McGonagall wyglądała na oburzoną.
Blondyn westchnął. Chyba naprawdę nie powinien podejmować decyzji w taki sposób. To nigdy nie kończyło się dobrze.
- Chyba jednak nie powinienem tu wracać... - mruknął, powoli podnosząc się z krzesła.
- Nic nie wiesz, prawda? - Remus w jednej chwili przeszedł na "ty".
Ślizgon uniósł jedną brew.
- Po tym jak Harry doprowadził do twojego uniewinnienia... - Draco poczuł, jak całe jego ciało sztywnieje. - On nie tylko cię uwolnił, ale również zadbał o twoją reputację. Udzielił wywiadu, który przedstawił całą sprawę w całkowicie innym świetle. Całe nasze społeczeństwo już nie uważa cię za zwykłego Śmierciożercę. Nikt cię nie potępia, Draco.
Malfoy słyszał głośne dudnienie swojego serca, które równomiernie biło w jego klatce piersiowej z taką siłą, jakby chciało z niej wyskoczyć. Ciężko mu się oddychało, a gardło zaciskało się od nadmiaru emocji i czuł, że musi opuścić ten gabinet. Już. Teraz.
- To... - Zacisnął na chwilę usta. - Gdzie moje komnaty?

***

Nie mógł spać. W głowie wciąż miał słowa wilkołaka. Harry oczyścił jego imię, zadbał o to, by ten mógł wrócić do Anglii i spokojnie tu żyć. Pomimo tego, co zrobił, jak bardzo go zranił, Potter wciąż dbał o niego.
"Zawsze tak okropnie szlachetny" - pomyślał, prychając cicho i nie powstrzymując lekkiego uśmiechu wypływającego na jego usta. Jego serce zabiło mocniej i Draco wiedział, że ta informacja, którą przekazał mu Lupin, wcale nie pomogła. Czuł jeszcze większe wyrzuty sumienia, a uczucia względem Harry'ego... Czy mógł go bardziej kochać?
Cały dzień spędził w swoich komnatach. Nie były jakieś przesadnie wielkie, ale również nie należały do tych najmniejszych. Średniej wielkości salon w kolorach jego domu, sypialnia i łazienka. Tak naprawdę całkiem mu się podobało i czuł, że mógłby tu spędzić cały rok.
Nie spotkał nikogo z kadry i zastanawiał się, czy McGonagall i Lupin poinformowali innych nauczycieli, kto w tym roku do nich dołączy. Miał nadzieję, że to zrobili, bo chciał pominąć niezręczność, która może się pojawić, gdy usiądzie jutro z nimi przy stole na uczcie powitalnej. Tak, już jutro miał się rozpocząć rok szkolny. Nie czuł zdenerwowania na myśl, że już od następnego dnia zaczyna się jego nowa praca. Nigdy nie nauczał, ale był pewien, że da sobie radę. Na pewno będzie potrafił utemperować smarkaczy i szybko zrozumieją, że nie jest on tak miły i pobłażliwy jak Lupin. Nie zamierzał też w jakiś szczególny sposób traktować Ślizgonów. Od tego w końcu był Snape...
No tak. Snape. Mężczyzna zapewne wciąż tu nauczał i Draco wcześniej nie zastanawiał się nad tym, jak wyglądała jego reakcja na wieść, że od tego roku to właśnie on będzie tu jednym z profesorów...
Cóż, wiedział, że z jego strony nie może liczyć na jakieś sympatyczne gesty. Zresztą... ciekawe, czy wciąż miał kontakt z Harrym. Dobrze pamiętał ostatnie słowa Snape'a skierowane do niego. Nie chciał myśleć o tym, że Potter i ten stary Nietoperz mogliby coś... razem...
Coś ścisnęło go w środku. Wciąż czuł zazdrość, choć Gryfon już od dawna nie należał do niego. Sam przecież go odrzucił...
- Kurwa! - zaklął i przekręcił się na drugi bok. Czuł, że tej nocy szybko nie zaśnie.

***

Cisza, jaka zapadła przy stole, gdy wszedł do Wielkiej Sali, była nieznośna. Za pół godziny mieli przyjechać uczniowie, a on po śniadaniu i obiedzie, które zjadł w swoich komnatach, stwierdził, że czas najwyższy przestać się ukrywać. Nie mógł powiedzieć, że nie bał się reakcji innych, choć oczywiście na jego twarzy nie można było dostrzec żadnych emocji. Jego chłodna maska działała perfekcyjnie.
McGonagall wstała, obrzucając wzrokiem zdumione twarze swoich kolegów i koleżanek.
- Od tego roku numerologii będzie nauczał Draco. - Wskazała na blondyna. - Mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło i szybko wprowadzicie w tajniki nauczania.
- Dziękuję, pani dyrektor. - Skinął jej głową.
- Minerwo. Od teraz jesteś jednym z nas.
- Tak... - Uśmiechnął się w ten typowy dla siebie, krzywy sposób, a następnie obrzucił spojrzeniem całą kadrę nauczycielską, która wyraźnie patrzyła na niego z zaciekawieniem. No może prócz jednej osoby, która ciskała gromy w jego stronę. Nie przejął się tym jednak i przywitał się ze wszystkimi. Zasiadł przy stole, zajmując miejsce obok Granger, która, jak szybko się dowiedział, od dwóch lat nauczała transmutacji, zastępując na tym stanowisku McGonagall. Przy drugim krańcu stołu siedział Longbottom, tuż koło wilkołaka. Draco szybko domyślił się, że ten zastąpił starą profesor Sprout i został nauczycielem zielarstwa. Nigdy nie darzył go szacunkiem, ale pamiętał, że Gryfon naprawdę znał się na tych wszystkich dziwnych roślinach. On nigdy nie przepadał za tym przedmiotem. Grzebanie w ziemi na pewno nie było zajęciem dla niego.
- Lupin, Minerwo, możemy porozmawiać? - Głośny syk przetoczył się po sali i Draco wyczuł wściekłość w głosie starszego mężczyzny. Siedział prawie obok niego, bo oddzielało ich jedyne wolne miejsce, które jak się domyślił, pozostało dla nauczyciela obrony, który jeszcze nie przybył. - Na osobności?
Cała trójka opuściła Wielką Salę, a on poczuł jak wszystkie spojrzenia kierują się wprost na niego. Nie czuł się komfortowo, ale postanowił to ignorować. Nie potrzebował przyjaciół.
- Co robiłeś we Francji, Draco?
Blondyn spojrzał na Granger. Nigdy jej nie lubił, zawsze uważał ją za przemądrzałą szlamę, a to jak potraktowała Harry'ego wcale nie działało na jej korzyść, ale... Czy naprawdę był w stanie znieść ten rok, nie zawierając z nikim znajomości i ignorując resztę nauczycieli?
- Pracowałem jako magomedyk...

***

Uczta powitalna przebiegała spokojnie. Draco zdążył zamienić słówko z prawie całą kadrą, ze znużeniem oglądał Ceremonię Przydziału i krzywym uśmieszkiem skomentował oficjalnie przedstawienie go jako nowego nauczyciela numerologii. Czuł na sobie zaciekawione spojrzenia uczniów. Dostrzegał rozmarzone spojrzenia niektórych dziewcząt, a nawet chłopców i kpił z nich w duchu. Z wyższością spoglądał też na puste krzesło nauczyciela obrony. Jak widać w tej kwestii nic się nie zmieniło i znów został zatrudniony jakiś niekompetentny czarodziej. Doprawdy, klątwa wisząca nad tym stanowiskiem znikła wraz ze śmiercią Czarnego Pana, a mimo to nauczyciele nie wytrzymywali tu dłużej niż rok. Oczywiście tego też zdążył się już dowiedzieć. Nigdy nie podejrzewał Filtwicka o takie gadulstwo i skłonności do plotek. Zresztą, Hagrid nie był wcale lepszy, ale to jakoś go nie dziwiło.
- Merlinie...
- Harry Potter...
- To naprawdę on...
Draco miał właśnie napić się wina, gdy do jego uszu dotarły szepty, które rozniosły się po całej sali. Zmarszczył brwi, czując jak jego mięśnie tężeją i uniósł wzrok.
Zamarł. Z ręką w górze trzymającą puchar z trunkiem. I... jakoś nie potrafił odwrócić wzroku, a jego szeroko otwarte oczy wręcz łakomie przesuwały się po całej sylwetce mężczyzny, który właśnie wszedł do Wielkiej Sali.
Harry Potter żwawo kroczył środkiem sali, uśmiechając się szeroko i czasem puszczając oczko roześmianym uczniom. Na sobie miał czarną koszulę, która idealnie opinała jego mięśnie i klatkę piersiową oraz ciemne jeansy i ciężkie buty ze smoczej skóry. Na szczęce, która teraz była bardziej uwydatniona, widniał dwudniowy zarost.
O. Kurwa.
Draco czuł, że się ślini. Nie potrafił odwrócić wzroku od Harry'ego, który nie był już tym chudym chłopcem, jak go zapamiętał, a dobrze zbudowanym mężczyzną. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej. To naprawdę był on. Jego kociak.
I właśnie wtedy Harry spojrzał na stół nauczycielski, a ich oczy się spotkały. Widział zaskoczenie, które pojawiło się na twarzy bruneta, ale ten szybko je ukrył i zwyczajnie skinął mu głową, podchodząc do McGonagall. Malfoy odpowiedział mu skinieniem.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem wrócić do domu po plany zajęć. - Podrapał się po głowie, co wydało się blondynowi, jak z przerażeniem stwierdził, całkiem urocze. - I to nie tylko moje. - Potter zbliżył się do niego zapewne chcąc zająć wolne miejsce i... właśnie wtedy zrobił coś, czego Ślizgon na pewno się nie spodziewał. Harry podszedł do Snape'a i na oczach wszystkich pocałował go w policzek.
- Sev! Zapomniałeś swoich planów. - Wyszczerzył się.
- Przestań tak na mnie mówić! - Starszy mężczyzna spojrzał na niego wściekle, a wszyscy jak na zawołanie wybuchli śmiechem. Wszyscy prócz Draco, który czuł się tak, jak pięć lat temu, gdy jego serce było rozdzierane na kawałki. Nie mógł uwierzyć, że Harry naprawdę był z tym dupkiem. I... i on miał na to patrzeć przez cały rok?
I wtedy to do niego dotarło. To wszystko było ukartowane. Od początku do końca.
Spojrzał na Lupina, który patrzył wprost na niego, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Draco nie pokazał nic po sobie, ale poczuł, że robi mu się niedobrze. Nie wiedział, co ściągnięcie go tutaj miało mieć na celu. Chcieli go ukarać? Pokazać, że Harry może być szczęśliwy z kimś innym?
- Draco, możesz podać mi ziemniaki?
Spojrzał na bruneta, który patrzył na niego wyczekująco. W kącikach jego ust błąkał się uśmiech i Draco nie potrafił nie odpowiedzieć tym samym. Tylko coś w oczach Gryfona niezbyt mu się podobało. Nie błyszczały jak kiedyś.
- Tak. Jasne.