niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 4

Kochani, mam nadzieję, że święta minęły wam w ciepłej i rodzinnej atmosferze. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i kliknięcia. 
Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział ;) 

_____________________________________________________________________________

Od pamiętnych wydarzeń, które rozegrały się w jego klasie, minęły dwa tygodnie. W tym czasie Perkins wrócił na jego zajęcia (Minus trzydzieści pięć punktów, panie Perkins), a rytm szkolny toczył się dalej swoim niezachwianym ciągiem. Potter już go nie odwiedził w jego komnatach, a on nie odważył się iść do niego z wizytą, ponieważ wciąż nie wiedział na czym tak naprawdę stanęła ich relacja. Gdy widywali się na posiłkach, bądź na korytarzach, Potter uśmiechał się do niego szeroko, czasem zamieniając z nim kilka zdań, albo opowiadając kiepskie kawały. Draco często obserwował go, siedząc tuż obok w Wielkiej Sali lub dostrzegając jego rozczochraną czuprynę w gąszczu innych, mniej interesujących głów i wzdychał do niego z daleka niczym nieśmiała, rumieniąca się nastolatka. Nigdy nie narzekał na brak pewności siebie (miał jej aż za dużo czasami), ale w tym przypadku było zupełnie inaczej. Wciąż miał w głowie wydarzenia sprzed pięciu lat i to, jak bardzo skrzywdził Gryfona. Koszmary, które wciąż go nawiedzały, wcale nie pomagały w wyzbyciu się poczucia winy. Dusiły go, rozprzestrzeniały się w jego umyśle niczym oślizgłe wici obcej magii i Draco wiedział, że zanim pozwoli sobie na jakikolwiek krok w stronę Harry'ego, będzie musiał wpierw pokonać swoje własne demony. Stało przed nim najcięższe zadanie. Jeśli chciał przebaczenia Pottera, musiał najpierw przebaczyć samemu sobie.  
 
***
 
- Tak, dokładnie o to chodziło. Wcale nie jest aż tak skomplikowane, prawda? Musisz tylko przeczytać rozdział drugi i jestem pewien, że wszystko stanie się dla ciebie jasne. 
- Dziękuję, profesorze. 
Draco spojrzał na swoją uczennicę. Była pierwszoroczniakiem, miała zaledwie jedenaście lat i mieli jak na razie tylko kilka zajęć, ale darzył ją swego rodzaju sympatią. Nie bała się podejść i zapytać, gdy czegoś nie rozumiała i szanował to. 
- Nie ma za co, panno Bright. Zmykaj na obiad. 
- Jednak nie taki straszny, co? 
Uniósł powoli głowę znad swoich materiałów i zerknął na otwarte drzwi. W przejściu, oparty o ścianę, z założonymi na klatce piersiowej ramionami, stał szczerzący się Potter. Draco wykrzywił wargi w typowym dla siebie uśmiechu i zapytał: 
- Szukasz czegoś, Potter? 
- Dzień dobry, profesorze Potter. - Dziewczynka posłała nieśmiały uśmiech swojemu nauczycielowi obrony przed czarną magią. - Do widzenia, profesorze Malfoy. 
- Cześć, Hope. - Gryfon wyszczerzył się, puszczając oczko uczennicy, która opuściła pomieszczenie cała zarumieniona. 
- Mówisz po imieniu do swoich uczniów. - To nie było pytanie. 
- Jasne. - Brunet wzruszył ramionami. - Do niektórych. 
Draco wywrócił oczami. 
- Mogłem się tego spodziewać. Kompletny brak profesjonalizmu. - Spojrzał na swoje notatki i zaczął powoli składać wszystko i pakować do teczki. To była jego ostatnia lekcja. - Co tutaj robisz? 
- Nie wiem. - Potter podrapał się po głowie, wyglądając na dziwnie zakłopotanego. 
- Nie wiesz? - Uniósł jedną brew w typowym dla siebie geście. 
- To był impuls. - Czy on się właśnie zarumienił? Draco zmrużył swoje szare, zimne oczy. - Pomyślałem, że możemy coś zjeść. 
- W porządku. - Nie chciał naciskać, ani śmiać się z jego zakłopotania, jak zrobiłby to kiedyś. Potter sam do niego przychodził, a on nie zamierzał narzekać, ani tym bardziej go od siebie odpychać. - Daj mi chwilę na uporządkowanie wszystkiego i możemy iść do Wielkiej Sali. 
- W zasadzie... - Czerwień na policzkach pogłębiła się - ...nie bardzo mam ochotę na jedzenie w Wielkiej Sali. 
Na twarzy Ślizgona nie pojawiło się żadne drgnięcie. 
- W takim razie u ciebie, czy u mnie? 
- U mnie? Zamówimy coś u Zgredka? Nie mam nastroju na siedzenie w Wielkiej Sali, cały ten zgiełk, sam rozumiesz. 
Krzywy uśmiech zadrgał w kącikach jego ust. 
- Daj spokój, Potter. Po prostu przyznaj, że chciałeś mnie zaciągnąć do swoich komnat i wykorzystać. 
- Malfoy! 
- Doprawdy, Potter. - Pokręcił głową z udawaną naganą. - Wciąż rumienisz się jak nastoletnia dziewica. 
 
***
 
Tak jak powiedział Harry, zamówili obiad u Zgredka, który był bardziej niż szczęśliwy, mogąc ich obsłużyć (nie obyło się bez nerwowego zerkania w stronę Draco), a następnie zasiedli do posiłku w dziwnej, dłużącej się ciszy. 
- Masz dzisiaj jeszcze jakieś zajęcia? - Draco wyczuwał coś dziwnego pomiędzy nimi. Trochę gęstą, pełną nerwowego zakłopotania atmosferę i nie wiedział, czym to było spowodowane. Ostatnim razem, gdy siedzieli w jego komnatach czuli się razem nad wyraz swobodnie. 
- Mhm, jedne. - Przełknął kawałek jagnięciny i oblizał usta. - Z siódmą klasą. 
- Perkins - burknął, wykrzywiając wargi w grymasie. Nie znosił tego bachora. 
Harry roześmiał się, upijając trochę soku z dyni. 
- Naprawdę go nie znosisz. - Pokręcił głową. - Myślę, że powinieneś być dla niego bardziej wyrozumiały. To dobry chłopak. 
- Czyżby? - Przymrużył oczy. - Z nim też jesteś na "ty", Potter? 
- Tak. - Gryfon wzruszył ramionami. - Jest bardzo miły, interesuje się obroną i często ucinamy sobie krótką pogawędkę po zajęciach... 
Malfoy czuł, jak krew zaczyna szybciej pulsować w jego żyłach. 
- Jeśli chcesz, żeby ten obiad przebiegł w przyjemnej atmosferze, lepiej zamilcz - syknął, zaciskając mocniej dłonie na sztućcach. 
Harry uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostateczności przymknął je i nie odezwał się do końca posiłku. Draco czuł, że była to jego wina, ale nie potrafił się nie denerwować, gdy chodziło o tego irytującego bachora. Zlekceważył go na oczach wszystkich, obraził, a później jeszcze spowodował, że wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Nie mógł rozmawiać o nim spokojnie. I nie mógł też biernie przysłuchiwać się, jak Potter mówi o nim w samych superlatywach. To poruszało w nim coś i Ślizgon ze zdziwieniem odkrył, że robił się zazdrosny. O głupiego dzieciaka, który nic nie znaczył. Naprawdę zaczynał wariować. 
- To było dobre - skomentował, czując nieprzyjemne ściskanie w żołądku na myśl o tym, że zepsuł atmosferę. A może była to po prostu jeszcze niestrawiona jagnięcina? 
- Mhm. - Potter mial spuszczony wzrok, na twarzy jednodniowy zarost, a na głowie typowy dla siebie nieład. Wyglądał na zamyślonego i Draco czuł, że się ślini. 
- Nie zamierzasz już ze mną rozmawiać? - zapytał, delikatnie uderzając palcem wskazującym w nóżkę kieliszka. 
- Przepraszam, zamyśliłem się. - Znów wyglądał na zakłopotanego, drapiąc się po swoim zarośniętym policzku. - Poza tym odniosłem wrażenie, że jesteś zirytowany moim gadaniem. Nie chciałem bardziej cię denerwować. 
- Daj spokój, Potter - prychnął. - Od kiedy się tak o mnie troszczysz, co? 
- Ta... Masz rację. - Wysilił się na wymuszony uśmiech, a do Malfoya dopiero teraz dotarło, co powiedział. 
- Nie chciałem, żeby... 
- Nieważne. - Brunet wzruszył ramionami, zagryzając swoją dolną wargę. 
- Przepraszam. 
Głowa Gryfona wystrzeliła do góry, a zielone oczy otworzyły się szeroko. 
- Czy... czy ty mnie właśnie przeprosiłeś?!
- Tak. - Krzywy uśmieszek pojawił się w kącikach jego ust. 
- Ale... Malfoyowie nie przepraszają. - Brzmiał na naprawdę zdumionego i Draco nie do końca wiedział jak się z tym czuć. 
- Przecież to nie był pierwszy raz, Potter. 
- To i tak... - Pokręcił głową. - Zadziwiasz mnie. 
- To chyba dobrze, prawda? - Posłał mu niemal figlarny uśmieszek. - Muszę mieć w sobie to coś, skoro chciałeś mnie wykorzystać. 
- Malfoy! - burknął, choć jego zielone oczy błyszczały radośnie. Draco mógł dostrzec w nich te znajome, psotne iskierki. 
- Dobrze, cofam to. - Wyprostował się dumnie na krześle. - To oczywiste, że chciałeś mnie wykorzystać. Jestem doskonały. 
- Jasne - prychnął, kręcąc głową. - A świnia lata za oknem. 
Draco posłał mu puste spojrzenie. 
- No co? 
- Nie rozumiem. 
- Czego?
- Żyjesz w Czarodziejskim Świecie już tyle lat i nadal nie widziałeś latającej świni? 
- Eee... - Jego zielone oczy wyglądały teraz jak dwa galeony. - Nie...? 
- Nawet w książkach? 
- Wkręcasz mnie, Malfoy!
Jego powieka nawet nie drgnęła. 
- Oczywiście, że nie widziałeś ich w żadnych książkach - kontynuował. - Zapomniałem, że ty przecież nie czytasz książek. 
- Czytam! 
- Ta, tylko te o quidditchu. Jesteś taki żałosny, Potter. 
- Nie przeginaj, Malfoy! 
- Dobra. - Wzruszył ramionami. - Ale to nie ja nie widziałem latającej świni. 
- Um... - Harry wyglądał na zawstydzonego, ale też podekscytowanego. Jego brzoskwiniowe policzki zdobiły delikatne wypieki i Draco jedyne czego chciał, to pochylić się ponad stołem i przycisnąć do nich wargi. - I one naprawdę istnieją? 
- Tak. 
- To dlaczego Hagrid żadnej jeszcze nie ma? - Zmrużył podejrzliwie swoje kocie oczy.
- Bo z tego co mi wiadomo, Hagrid interesuje się bardziej... niebezpiecznymi stworzeniami? - Wywrócił oczami. - Myśl, Potter. 
- Ach, no tak. - Podrapał się po policzku. 
Ślizgon obrzucił go spokojnym spojrzeniem, lustrując jego błyszczące oczy i rumiane policzki, a następnie, nie potrafiąc się już powstrzymać, wybuchł donośnym śmiechem. Odrzucił głowę do tyłu i śmiał się głośno i nieprzerwanie, czując prawdziwą radość wypełniającą jego serce i umysł. Chociaż na chwilę. 
- J-jesteś... taki... naiwny, Potter... - wykrztusił, powoli się uspokajając. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz śmiał się tak mocno. 
- Ta... - Harry odkaszlnął, dziwnie zawstydzony. - Możliwe, że jestem. 
 
***
 
Następnego dnia Draco wybrał się do biblioteki w poszukiwaniu książki na zajęcia z piątą klasą. Pamiętał, że kiedyś ją czytał, i że idealnie wyjaśniała zagadnienie, które mieli teraz omawiać, a którego on nie pamiętał zbyt dobrze. Przeszukiwał właśnie regały, gdy usłyszał znajome imię wypowiedziane znienawidzonym głosem. 
- Harry powiedział, że... 
Powoli, uważając by nie wydać żadnego dźwięku, przesunął się na koniec alejki. Odsunął książki i spojrzał przez szparę na jeden ze stolików, przy którym siedział Perkins i jakiś Gryfon, którego twarzy nie widział. Raczej nie uczęszczał na jego zajęcia, więc i tak istniało małe prawdopodobieństwo, że go rozpozna. 
- Harry? - zapytał nieznajomy dzieciak. - Jesteście na "ty"? 
- Ta. - Uśmiechnął się z wyższością. - Ostatnim razem, gdy rozmawialiśmy, powiedział, że mogę zwracać się do niego per "Harry", gdy jesteśmy sami. 
- Wow. Nieźle. - Gryfon brzmiał na zaskoczonego, tak samo jak Draco, którego oczy napełniły się lodowatym chłodem. - Lubi cię. 
- Taa... - Ślizgon westchnął. - Ja jego też. Jest taki gorący... 
Lodowaty chłód zamienił się w palącą nienawiść. 
- Ale wiesz, na twoim miejscu bym się tak nie rozpędzał. - Nieznajomy dzieciak brzmiał na niemal rozbawionego zauroczeniem kolegi. 
- Co masz na myśli? - Perkins wyprostował się, patrząc na swojego przyjaciela podejrzliwym wzrokiem. 
- Masz konkurencję. 
- Mówisz o tym żałosnym mugolu? - prychnął. - Widziałeś w ogóle jego zdjęcia? Jest taki... przeciętny. Harry zasługuje na kogoś znacznie lepszego. 
- Nie mówię o jego domniemanym facecie, Jack. Mówię o Malfoyu. 
Twarz Ślizgona od razu stężała, a dłonie zacisnęły się w pięści. 
- Co z nim?! - warknął. 
- Widziałem ich ostatnio, jak wchodzili razem do komnat Pottera. 
- To o niczym nie świadczy! - syknął, a żyłka na jego prawej skroni zapulsowała. Samo wspomnienie o nauczycielu numerologii doprowadzało go do szału. Nikt go tak jeszcze nie upokorzył jak Malfoy. 
- Niby tak, ale pamiętając o ich wspólnej przeszłości... 
- Zamknij się, Arnie. - Przymknął na chwilę powieki, uspokajając się. - Pieprzony Śmierciojad. Harry może mówić, że Malfoy tak naprawdę nie był po stronie Sam-Wiesz-Kogo, ale ja nigdy w to nie uwierzę. - Wykrzywił wargi w grymasie. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego Harry jeszcze z nim rozmawia... 
Chłopak nazwany Arniem wzruszył ramionami. 
- Może wciąż jest coś pomiędzy nimi. 
- Mówiłem, żebyś się zamknął! - Perkins spojrzał na przyjaciela ze złością. - Zobaczysz, on będzie jeszcze mój. 
Draco odsunął się od regału, zaciskając dłonie w pięści i wbijając sobie paznokcie w skórę. Szumiało mu w uszach, gdy pospiesznie oddalał się od zajętego stolika i opuszczał bibliotekę, zapomniawszy o szukanej książce. Nie mógł uwierzyć, że ten gówniarz pragnął Harry'ego. Jego Harry'ego, na Merlina! I jeszcze zwracał się do niego per "Harry", jakby nie był wcale jego uczniem, a kolegą. Ale to była wina też Pottera! Nie potrafił być profesjonalny i zachować jakiś dystans pomiędzy sobą, a uczniami. Nie, on musiał się z nimi spoufalać, doprowadzając później do takiej sytuacji, jak pieprzony nastolatek zauroczony nim! 
Draco miał wrażenie, że jeszcze chwila i wybuchnie. Chciał coś rozwalić, zniszczyć, a najlepiej zabić pieprzonego Perkinsa, który zapragnął JEGO własności. 
Przystanął na chwilę i odetchnął. Musiał wyjść na zewnątrz i trochę się przewietrzyć, o ile chciał powstrzymać swoje mordercze zapędy (nie chciał, ale czuł, że Harry wcale nie będzie chciał go z powrotem, jeśli pozbędzie się jednego z uczniów) i go nie zabić. Przymknął na chwilę oczy, rozluźnił dłonie, na których pojawiły się czerwone znaki w kształcie półksiężyców i ruszył na dół. Czuł, że spacer po błoniach może mu dobrze zrobić. 
 
***
 
Jak na październik, pogoda była naprawdę przyjemna. Wiał delikatny, przyjemny wietrzyk, słońce świeciło w pełni, a on czuł jak złość powoli z niego uchodzi, niczym powietrze z magicznego balonika. Czuł się teraz śmiesznie, gdy myślał o tym gówniarzu. Wciąż był zły, bo bachor zapragnął Pottera, który należał do niego i tylko do niego, ale poza tym raczej wątpił, by Gryfon zainteresował się siedemnastolatkiem. Harry może był głupiutki, ale nigdy nie wdałby się w romans ze swoim uczniem. 
Przechodził właśnie koło szklarni, gdy usłyszał znajomy śmiech. Jego serce od razu zabiło mocniej, a on automatycznie ruszył do drugiej szklarni, z której roznosił się przyjemny, przynajmniej dla niego, dźwięk. 
Wchodząc tam, nie spodziewał się jednak, że ujrzy na wpół nagiego Pottera, dźwigającego skrzynię z jakimś błotem. Gorąco od razu rozlało się w jego wnętrzu, kumulując się w okolicach podbrzusza. Odetchnął, czując uderzenie dusznego, gorącego powietrza, gdy znalazł się w środku. Było tam jakieś trzydzieści stopni, nic więc dziwnego, że Potter i Longbottom nie mieli na sobie koszulek. 
- Merlinie, ale gorąco - mruknął, bardziej żeby zwrócić ich uwagę, niż faktycznie skomentować temperaturę panującą w środku. Tylko na chwilę zatrzymał swój wzrok na drugim Gryfonie, który nieźle się wyrobił, patrząc na jego żałosny wygląd za czasów szkolnych, a później na powrót skupił się na ciele Pottera. 
- O, Malfoy. - Neville spojrzał na niego z zaskoczeniem - Cześć. 
Draco odpowiedział mu skinieniem głowy. 
- Przyszedłeś pomóc? - Harry wyszczerzył się do niego, oddychając szybciej niż zwykle. Pot wpływał po jego szyi i blondyn poczuł suchość w ustach. 
- Nie, dzięki - wykrztusił. - Raczej popatrzę jak się męczycie. 
Potter prychnął. 
- Nie to, żebym spodziewał się czegoś innego - skomentował. Draco w ogóle nie zwrócił uwagi na jego słowa, śledząc wzrokiem krzywiznę jego kręgosłupa, gdy pochylał się po kolejną skrzynię. To nie był już ten drobny chłopiec, jakim zapamiętał go Ślizgon. Nie, teraz to był mężczyzna z szerokimi ramionami, umięśnionym brzuchem, na którym dostrzegł paseczek ciemnych włosków ciągnący się od pępka i znikający za paskiem spodni oraz szeroką klatką piersiową. Nie był przesadnie umięśniony, ale z pewnością wyrobił się przez te ostatnie kilka lat i przestał być tym wychudzonym chłopcem, którego żebra mógł policzyć w każdej chwili. 
- Malfoy? 
- Tak? - Potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić z głowy nieprzyzwoite myśli. Jego penis drgał wesoło w spodniach, gotowy do zabawy. 
- Ugotujesz się w tych szatach. Rozbierz się. 
Potrzebował chwili, zanim zrozumiał sens wypowiedzi Pottera, bo jego mózg zatrzymał się na słowach "rozbierz się" i nie chciał ruszyć dalej. Czuł, że jego policzki są gorące od nadmiaru ciepła i podniecenia, ale mógł to zwalić na temperaturę panującą w środku. 
- Nie... Właściwie... - Miał wrażenie, jakby połknął swój język. - Będę już szedł. Mam... Mam jeszcze coś do zrobienia. 
Harry posłał mu psotne spojrzenie i Draco odniósł nieprzyjemne wrażenie, że brunet zdaje sobie sprawę z jego "małego" problemu. 
- Nie wątpię... - mruknął i uśmiechając się pod nosem, wrócił do przenoszenia skrzyń. 
Malfoy zamrugał, zdezorientowany i w głębi zakłopotany, a następnie odwrócił się i bez pożegnania opuścił szklarnię. 
 
***
 
Zamknął gwałtownie drzwi i niemal desperacko sięgnął do swoich szat, których pozbył się jednym ruchem. Odpiął  jeansy, zanurzył w nich dłoń i wyciągnął na wierzch swojego członka, wypuszczając powietrze ze świstem na ten mały kontakt skóry ze skórą. Od razu poruszył po nim dłonią, nie bawiąc się w żadne subtelności. Przymknął oczy, przypominając sobie kości biodrowe Pottera, jego sutki, które tak bardzo lubił przygryzać, gardło, na którym uwielbiał zostawiać malinki... 
Wspomnienia ich pieprzących się w łóżku, przy ścianie, pod prysznicem mieszały się w jego głowie z obrazem Harry'ego ze szklarni i orgazm dopadł go w żenująco szybkim tempie, zostawiając go sapiącego, mokrego i zaczerwienionego. 
- Merlinie... - szepnął, patrząc na swoją brudną dłoń. To było tak żałośnie szybkie i mocne, że miał ochotę zapłakać. Czuł się tak, jakby z każdym kolejnym dniem był bliżej dna i tylko Harry mógł go złapać i nie pozwolić mu utonąć.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 3

Dziś szybko, bo nie mam czasu. Dziękuję za komentarze i pozdrawiam ;)

____________________________________________________________________________

- Kiedy zrozumiałeś, że coś zaczyna się dziać? 
- Chyba wtedy, gdy poczułem w sobie to specyficzne, drażniące uczucie.
 Nigdy wcześniej tego nie czułem.
- Jakie uczucie? 
- Posiadania. Zapragnąłem mieć go tylko dla siebie. 

Był w trakcie przerzucania gazet z ostatnich pięciu lat, gdy zobaczył TO zdjęcie. Zajmowało prawie całą pierwszą stronę Proroka Codziennego, a ogromny nagłówek nad nim informował: "Mugol partnerem Harry'ego Pottera". Draco w jednej chwili poczuł się tak, jakby został ugodzony zaklęciem paraliżującym. Przyglądał się uśmiechniętemu Potterowi, który obejmował w pasie wyraźnie zawstydzonego tą nagłą uwagą, chłopaka. Był wzrostu Gryfona i blondyn skrzywił się, gdy dostrzegł, jak bardzo był on przeciętny. Nie dorównywał mu w niczym. I był mugolem. A mimo to, Harry z nim był.
Spojrzał na datę wydania. Gazeta ukazała się dwa lata temu, a od tego czasu dużo mogło się zmienić. Pamiętał jednak, że Prorok pisał już coś o kochanku Pottera, a wątpił, aby ten z chęcią przedstawiał światu swoich nowych partnerów.
- Kurwa! - warknął, odrzucając gazetę na bok. Kiedy pojawił się w bibliotece w sobotni poranek, wiedząc, że żaden z uczniów nie zjawi się tu tak wcześnie, nie spodziewał się, że odkryje coś takiego. Chciał przeszukać wydania Proroka Codziennego z ostatnich pięciu lat, aby znaleźć oświadczenie Pottera o którym wspominał mu Lupin. I które prawdopodobnie istniało, patrząc na to, że jeszcze żaden z rodziców nie zakwestionował jego pracy w Hogwarcie.
Zerknął raz jeszcze na zdjęcie. Zwyczajność mugola aż biła po oczach i Ślizgon nie mógł uwierzyć, że Potter związał się z kimś takim. Ale przecież on taki był. Nie liczył się dla niego wygląd, czy odpowiednia prezencja, ale "wnętrze".
Prychnął cicho. Może był dupkiem i zrobił coś naprawdę okropnego, ale wiedział, że miał więcej do zaoferowania Potterowi, niż ten... ktoś.
Trochę przygnębiony swoim odkryciem, machnął różdżką i odesłał wszystkie egzemplarze na odpowiednie miejsce. Nie tego oczekiwał, przychodząc tutaj i z dławiącym poczuciem straty, opuścił pomieszczenie pachnące kurzem i starymi księgami.

***

Całą sobotę, jak i niedzielny poranek spędził w łóżku, pogrążając się w nieprzyjemnych myślach. Użalanie się nad sobą nie było czymś, co zazwyczaj robił, ale Draco uznał, że w pełni ma do tego prawo, znajdując się w tym samym miejscu co Potter, jednocześnie nie mogąc go mieć. Na początku chciał sięgnąć po whisky i zapomnieć o wszystkim, najlepiej w końcu pozbyć się tego sukinsyna ze swojej głowy, ale szybko porzucił ten pomysł, w pamięci mając czas, gdy nie było dnia, aby był trzeźwy.
Możliwe, że był żałosny, wciąż żyjąc swoim szczeniackim zauroczeniem, podczas gdy Harry poszedł dalej i znalazł sobie swojego fantastycznie przeciętnego, mugolskiego chłoptasia. Jednakże, bez względu na to, co by nie robił, nie potrafił zapomnieć. Czasem myślał, że odpowiednie zaklęcie rozwiązałoby sprawę, ale szybko docierało do niego, że pomimo braku wspomnień, nie pozbyłby się tej pustki w sercu, którą czuł przez ostatnie pięć lat.
Nie wiedział, która była godzina. Prawdopodobnie jakoś po południu, ale pewności nie miał. Zjadł właśnie późne śniadanie, które przyniósł mu jeden z hogwarckich skrzatów i rozmyślał nad tym, czy jest sens wstać z łóżka, gdy usłyszał pukanie. Zmarszczył brwi, postanawiając zignorować tego kogoś stojącego za drzwiami, ale dźwięk ponowił się. Westchnął, myśląc, że może to coś ważnego i wstał z łóżka, zakładając pierwsze z brzegu spodnie, które wisiały mu nisko na biodrach, czym w ogóle się nie przejął. Z dwudniowym zarostem, zmierzwionymi włosami i nagą klatką piersiową, nie wyglądał w tym momencie jak perfekcyjny Dracon Malfoy, do którego przyzwyczaił innych. Z nieprzyjemnym grymasem przemaszerował salon i otworzył drzwi, mając zamiar warknąć na osobę po drugiej stronie, ale gdy dostrzegł znajome, zielone oczy, poczuł jak całe powietrze ucieka z jego płuc.
- Potter - burknął, przybierając swoją codzienną maskę.
- Um... - Ten speszył się wyraźnie, zapewne zaskoczony widokiem półnagiego Ślizgona i Draco nie potrafił powstrzymać ironicznego uśmieszku, gdy wzrok Pottera prześlizgnął się po jego nagiej klatce piersiowej. Nie skomentował tego, choć coś przyjemnie ścisnęło go w środku na to spojrzenie.
- Chciałeś czegoś? - Uniósł jedną brew, patrząc na niego wyczekująco.
- Tak, ja... Przyniosłem whisky, o której ostatnio wspominałeś. - Wyciągnął zza pleców butelkę Ognistej i blondyn poczuł, jak jego usta wykrzywiają się w delikatnym uśmiechu.
- Merlinie, Potter... - Pokiwał głową. - Naprawdę nic się nie zmieniłeś. Wciąż jesteś idiotą.
Ten zmarszczył brwi, posyłając mu pełne wyrzutu spojrzenie.
- Malfoy... - mruknął, zaciskając usta w grymasie, na co Ślizgon roześmiał się cicho, chyba zaskakując ich obu. Dźwięk był przyjemny, dźwięczy i Draco nie pamiętał, kiedy ostatni raz brzmiał tak szczerze. Merlinie, powinien wziąć się w garść.
- Cóż... - chrząknął, odsuwając się i robiąc miejsce swojemu nieoczekiwanemu gościowi. - Wejdź.
Potter nie zawahał się, pewnym krokiem wchodząc do środka, jakby tylko czekał na zaproszenie i coś znów przyjemnie ścisnęło drugiego chłopaka w środku, gdy zamykał drzwi.
- Napijesz się ze mną? - zapytał, przerywając krępującą ciszę, która nastała zaraz po zatrzaśnięciu drzwi.
- Ognistą? - Rozejrzał się, dostrzegając w końcu barek, na którym postawił butelkę. - Nie jest zbyt wcześnie?
- Może być też wino. - Wzruszył ramionami. - Przywiozłem kilka z Francji.
- Mhm - mruknął, siadając na kanapie. Zdawałoby się, że jest zrelaksowany, ale Draco znał go lepiej niż ktokolwiek i wiedział, że tak nie było. Mógł dostrzec spięcie jego ramion i kciuk prawej dłoni, który nerwowo pocierał lewy nadgarstek. - Chyba wolałbym gorącą czekoladę.
Malfoy skrzywił się teatralnie, wywracając oczyma.
- Znów to samo - jęknął dramatycznie. - Twój fatalny gust też się nie zmienił.
Harry wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie masz rację. - Uśmiechnął się delikatnie, mrużąc oczy.
- Cóż, na swoje szczęście nie posiadam tego tandetnego napoju, jakim jest gorąca czekolada, więc będziemy musieli poprosić jakiegoś skrzata o pomoc.
- W porządku. - Gryfon posłał mu kolejny uśmiech, który sprawił, że jego żołądek wariował. - Zgredku!
Głośne pyknięcie oznajmiło przybycie skrzata domowego, które zerknął najpierw na Pottera, piszcząc: "Harry Potter, sir!", a później odwrócił się do niego i jego duże, błyszczące oczy rozwarły się szerzej.
Draco odwrócił wzrok. Ominął kanapę, nie patrząc na Gryfona, który zamawiał swój ulubiony napój i zbliżył się do barku, otwierając szklane drzwiczki. Wyciągnął z wnętrza czerwone wino i jeden, duży kieliszek, który szybko napełnił. Butelkę zostawił na barku, a następnie odwrócił się, spoglądając na Pottera, który trzymał już kubek z pachnącą czekoladą. Cóż, Zgredek zawsze był szybki.
Uniósł swój kieliszek, kiwając głową w stronę Gryfona, który obserwował go, zagryzając swoją pełną, dolną wargę.
- Nie zamierzasz się ubrać? - mruknął, a Draco mógł dostrzec jego delikatne zmieszanie. Schował uśmieszek w kieliszku wina.
- Jeśli ci to przeszkadza... - Wywrócił oczami, odstawiając kieliszek na barek i kierując się w stronę sypialni. - Zaraz wracam.
Gdy znalazł się w drugim pomieszczeniu, odetchnął drżąco, czując kołatanie swojego serca. Potter wydawał się taki chętny do kontaktu z nim i to nie było normalne. Nie po tym wszystkim. Już sam nie wiedział, na czym stoją. Czy Harry chce się z nim zaprzyjaźnić? A może odpłacić mu tym samym?
"Nie" - pokręcił głową, myśląc - "Harry nie zrobiłby czegoś takiego."
Wziął pierwszą koszulę z brzegu i zarzucił ją na siebie, nie kwapiąc się zapięciem jej. Z ironicznym uśmieszkiem opuścił sypialnię i przemaszerował salon, podchodząc do barku po kieliszek i czując na sobie wypalające spojrzenie zielonych oczu.
- Coś nie tak? - zapytał, zajmując jeden z dwóch foteli znajdujących się koło kanapy. Zarzucił nogę na nogę, opierając nóżkę kieliszka na swoim kolanie. Połacie alabastrowej skóry wyłoniły się spod rozpiętej koszuli i Draco nie mógł nie przyznać, że bawi się doskonale, widząc zmieszanie Pottera.
- Um... - Brunet zagryzł wargę, spuszczając wzrok na kubek, który trzymał w dłoniach. - Nie, w porządku.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Blondyn obserwował jak jabłko Adama porusza się, gdy Harry przełyka, jak jego czarne włosy tworzą czysty nieład na głowie, jak jego język raz po raz śmiga po czerwonych wargach, zlizując resztki czekolady.
Poprawił się na fotelu, czując lekki dyskomfort i odchrząknął.
- Więc Potter... Mugol, ta? - Uniósł jedną brew, uśmiechając się drwiąco.
I zrobił to dokładnie w tej samej chwili, w której Harry uniósł kubek, biorąc kolejny łyk gorącego napoju.
Potter zakrztusił się spektakularnie, bezradnie charcząc i wymachując prawą dłonią. Łzy pociekły mu po brzoskwiniowych policzkach i już miał wstać, żeby mu pomóc, ale właśnie wtedy brunet uspokoił się. Wziął kilka głębokich oddechów i otarł swoje mokre policzki, patrząc na niego załzawionym wzrokiem.
- S-skąd wiesz? - wycharczał, krzywiąc się przy tym.
- Oddychaj, Potter. - Pokręcił głową z politowaniem. - A co do twojego Mugola... Gdzieś słyszałem. - Wzruszył ramionami.
- Och.
Wykrzywił wargi i upił trochę wina.
- Ta.
- To... nie jest do końca tak. - Gryfon podrapał się po głowie, patrząc na niego ze swego rodzaju zakłopotaniem, powoli pojawiającym się na jego twarzy.
Serce Ślizgona zatłukło boleśnie w piersi.
- Co masz na myśli?
- Ja i Mark... Nie spotykamy się. Nie tak na serio.
- Och. - Schował uśmieszek w kieliszku wina.
- Um... - Potter wyglądał boleśnie znajomo. Zakłopotany, z rumianymi policzkami i nogami, które nie wiedząc kiedy, podciągnął pod siebie, kuląc się na kanapie jak kociak. - Mark to kumpel mój i Alice. Od pewnego czasu wszyscy na mnie naciskali, pytając, czy mam kogoś, a do tego jeszcze te listy z propozycjami... - Spuścił wzrok, a Draco poczuł jak jego szczęki zaciskają się. - I Alice wpadła na pomysł, żeby Mark udawał mojego kochanka. - Wzruszył na koniec ramionami, zagryzając dolną wargę. Pomimo tego, że miał dwadzieścia jeden lat, wciąż zachowywał się jak ten zawstydzony nastolatek, którego pamiętał Draco.
- Chcesz mi powiedzieć Potter, że zdradziłeś sekret Czarodziejskiego Świata tylko dlatego, żeby jakiś mugol udawał twojego kochanka?
- E... Może?
Draco nie potrafił powstrzymać parsknięcia.
- Merlinie, jesteś większym idiotą niż myślałem.
- Malfoy! - Gryfon prychnął, ale uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zabłysły.
Czy ten dzień mógł być piękniejszy?

***

W poniedziałkowy poranek Draco Malfoy przemierzał korytarze Hogwartu, kierując się na swoją pierwszą lekcję z siódmą klasą. Po wczorajszym dniu, kiedy to przesiedział z Potterem dobre kilka godzin, rozmawiając na przeróżne tematy i opowiadając mu anegdoty ze swojego życia we Francji (było ich niewiele, ale jakieś tam się zdarzyły), nie potrafił powstrzymać szczęścia, które wypełniało go od środka. Wczoraj czuł się tak, jakby pomiędzy nimi nic się nie zmieniło i w jego sercu znów zaczęła kiełkować nadzieja, że może jednak... może wciąż ma jakieś szanse, by wszystko naprawić. Dowiedział się już, że Potter nie spotyka się z nikim, a już na pewno nie ze Snapem (wciąż pamiętał jego dźwięczny śmiech, gdy mu o tym powiedział). To napawało go swego rodzaju determinacją, która sprawiała, że rozmyślał nad tym, jakby to było uwieść Harry'ego, a później już nigdy go nie puścić.
- Dzień dobry. - Przywitał się ze wszystkimi, lustrując całą klasę swoim chłodnym spojrzeniem. Otworzył salę i wszedł pierwszy do środka.
To był moment. W jednej chwili poczuł jak lodowata fala uderza w niego, mocząc jego idealnie ułożone włosy, czarno-zieloną szatę i teczkę, którą trzymał w lewej dłoni.
Tego się nie spodziewał.
Nie sądził, by byli do tego zdolni.
I wiedział już, że wszyscy tego pożałują.
Zerknął w górę, dostrzegając czerwone wiadro, które lewitowało pod sufitem, a później powoli odwrócił się w stronę uczniów, którzy zamarli, patrząc na niego szeroko rozwartymi oczyma.
Draco dokładnie wiedział, kto to zrobił. Dostrzegł jego ciemną czuprynę pomiędzy innymi Ślizgonami, którzy wyraźnie nie wiedzieli jak się zachować.
- Do klasy! Już! - Warknął, wyciągając różdżkę i rozpoczynając monotonny proces suszenia swoich szat. Z jego świetnego nastroju nie pozostało już nic.
Zatrzasnął drzwi, przemaszerował salę, podchodząc do swojego biurka i odwrócił się, nie przerywając zaklęcia.
- Jeśli myślicie, że nie wiem, kto to zrobił... - syknął, a jego szare oczy cięły niczym lodowe ostrza. - Panno Hastings, proszę mi powiedzieć ile punktów dotychczas udało się zdobyć Slytherinowi? - Wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu. Oczywiście znał odpowiedź, ale chciał to usłyszeć od nich.
- Trzydzieści pięć, panie profesorze.
Szare oczy zabłysły.
- Panie Perkins... - Spojrzał na czarnowłosego Ślizgona, który patrzył na niego ze swego rodzaju wyzwaniem. - Przez pana szczeniackie zachowanie, pana dom traci trzydzieści pięć punktów i będzie je tracił na każdej lekcji przez cały semestr. - Z przyjemnością obserwował, jak brązowe oczy chłopaka wypełniają się wściekłością.
- Tak nie wolno! - warknął.
- Oczywiście, że wolno, panie Perkins. Niech pan się cieszy, że jeszcze nie wyrzuciłem pana z zajęć. - Uśmiechnął się ironicznie i odwrócił w stronę tablicy. Był już suchy, ale jego włosy pozostały w nieładzie, co niezmiernie go irytowało. - W takim razie przejdźmy do lekcji. Na ostatnich...
- Śmierciożerca!
Draco zastygł, przez chwilę tracąc oddech, a następnie odwrócił się powoli, a jego puste spojrzenie zatrzymało się na siedemnastoletnim Ślizgonie.
- Co powiedziałeś? - syknął.
- Powiedziałem, że jesteś Śmierciożercą!
Przez chwilę panowała cisza. Nikt z klasy nie śmiał się odezwać. Wszyscy z przerażeniem obserwowali rozwój wydarzeń.
Twarz blondyna ściągnęła się w gniewie, którego nie czuł już od bardzo dawna. Przymknął na chwilę oczy, a pod powiekami od razu pojawiły się znajome obrazy. Twarz ściągnięta w bólu, krew na posadzce, zdrada widoczna w zielonych oczach...
Uniósł powieki, a nienawiść widoczna w szarych oczach sprawiła, że cień strachu przemknął przez twarz nastolatka. Draco zbliżył się do jego ławki i oparł dłonie na blacie, pochylając się w jego stronę.
- Na twoim miejscu bym uważał, Perkins - powiedział cicho. - Nierozsądnie jest obrażać Śmierciożercę.
- G-grozi mi pan?
- Ja tylko ostrzegam. - Odsunął się, wygładzając swoją szatę. - A teraz wyjdź.
- C-co?
- Wyjdź. Twoje miejsce zajmie osoba, która naprawdę doceni te zajęcia.
- Ale...
- Nie słyszałeś? - Uniósł jedną brew, przybierając swoją neutralną maskę, choć gniew buzował pod jego skórą, domagając się rozszarpania tego gówniarza. Z pozornym spokojem przyglądał się, jak chłopak pakuje swoje rzeczy i opuszcza klasę.
Nikt nie śmiał się odezwać.
- Na ostatnich zajęciach...

***

Gdy zasiadał na swoim miejscu w Wielkiej Sali, przy stole panowała cisza. Nikt nic nie mówił, a Draco raz po raz wyczuwał na sobie palące spojrzenia innych profesorów. Postanowił to jednak zignorować, starając się skupić na swoim posiłku.
- Draco...
- Zamknij się, Potter! - warknął, posyłając mu miażdżące spojrzenie. Nie dostrzegł jednak zmieszania, czy wyrzutu na jego twarzy, a jedynie troskę, która biła z tych przeklętych zielonych oczu i Draco musiał odwrócić wzrok, żeby nie zrobić czegoś głupiego.
"On się o mnie martwi" - pomyślał, znów czując to nieznośne ciepło zalewające jego pierś.
Boczne drzwi skrzypnęły, a do środka weszła dyrektor Hogwartu, przyciągając uwagę całej kadry pedagogicznej.
- Draco, mogę prosić cię na chwilę?
Ślizgon skrzywił się, ale skinął głową i opuścił Wielką Salę, odprowadzony spojrzeniami swoich kolegów z pracy. Przypuszczał, że nie będzie to miła rozmowa i oczywiście nie pomylił się.
- Grozić uczniom?! Czyś ty oszalał?!
To były pierwsze słowa jakie usłyszał, gdy zajął krzesło przed biurkiem McGonagall w jej gabinecie.
- Jednego ucznia - sprecyzował, zakładając nogę na nogę.
Kobieta zgromiła go wzrokiem.
- Draco, nie możesz mówić uczniom takich rzeczy! Masz prawo do dawania szlabanów i odbierania punktów, a nie grożenia klątwami, na Merlina!
- Ten gówniarz nazwał mnie Śmierciożercą - mruknął. - Poza tym nie przypominam sobie, bym groził mu jakąkolwiek klątwą.
- Powinieneś zachować większy dystans. - Westchnęła, a jej twarz rozluźniła się. - Nie chcę więcej takich incydentów. Pan Perkins otrzymał już szlaban za swoje zachowanie. Z Filchem.
- Oczywiście, pani dyrektor. - Blondyn uśmiechnął się ironicznie. - Czy to wszystko?
- Tak. - Zacisnęła usta.
Naciskał już klamkę, gdy usłyszał głos dyrektorki:
- Draco?
- Tak? - Odwrócił się.
- Pan Perkins wróci na twoje zajęcia.
- Oczywiście - syknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.

***

Powietrze było lodowate, przepełnione mroczną aurą tortur i śmierci. Jego buty odbijały się od kamiennej posadzki, wywołując echo w przenikliwej ciszy, gdy biegł, dostrzegając przed sobą cel, ale nie mogąc do niego dotrzeć. Widział zielony płomień pędzący w jego stronę. Chciał krzyczeć, chciał uciekać, ale nie był w stanie niczego zrobić. Nagle pojawiła się przed nim znajoma postać, a płomień ugodził prosto w jej pierś. Draco mógł dostrzec jej rozszerzone, zielone oczy, zanim upadła na kamienną posadzkę, którą zalała gęsta krew.
- Harry! - krzyknął, a jego głos rozniósł się echem po sali. - Nie! Proszę, Harry!
W końcu dotarł do martwego ciała i padł przy nim na kolana. Harry leżał na brzuchu, z rozrzuconymi członkami i posklejanymi krwią, włosami.
- Nie! - Zapłakał, łapiąc jego ramiona i odwracając go na plecy, ale wtedy twarz trupa zmieniła się, a on spojrzał prosto w znajome, szare tęczówki, które były teraz puste.

Z krzykiem poderwał się z łóżka, czując jak pot spływa mu po plecach. Oddychał spazmatycznie, wciąż mając przed oczami obrazy ze snu.
- Kurwa! - zaklął, opadając na poduszki. - Kurwa.

sobota, 5 grudnia 2015

Liebster Blog Award V

Kochani, to już kolejny raz, gdy zostałam nominowana. To było przyjemne zaskoczenie po tym cholernie ciężkim tygodniu. Zanim zrobię wszystko zgodnie z zasadami, mam krótką informację. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się nowy rozdział. Jestem tak zabiegana, że nie mam czasu kompletnie na nic, a rozdziału trzeciego nawet nie zaczęłam pisać. Niestety, będziecie musieli jeszcze poczekać :/

Nominowała mnie: Kira

Pytania, które dostałam: 
1. Co najbardziej lubisz robić w wolnym czasie? 
To zależy od pogody, tak naprawdę. Gdy jest ciepło i mam czas, to uwielbiam grać w siatkówkę, jeździć na rowerze, chodzić na spacery. A gdy jest zimno, uwielbiam pisać i czytać książki. 
2. Jaka jest Twoja ulubiona książka i dlaczego? 
Mam bzika na punkcie HP, więc jest to 'Zakon Feniksa'. Wszystko w tej części jest idealne - zaczynając od sprawy z Umbridge, przez wspomnienia Severusa, na Syriuszu kończąc ;)
3. Czy jakieś wydarzenie w przeszłości miało szczególny wpływ na Twoje teraźniejsze życie? 
Nie, raczej nie. 
4. Podasz cytat z ulubionej piosenki? 
"I'm so lonely and 
That's ok, I shaved my head"
5. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot? 
W-f ;)
6. Jaki kraj podoba Ci się na tyle, że masz ochotę tam zamieszkać? 
Hiszpania. Jest piękna i zawsze marzyłam, żeby tam zamieszkać. 
7. Sądzisz, że wszyscy powinni pisać blogi? 
Raczej nie, bo to też zależy od tego, co znalazłoby się na tych blogach. Ludzie są różni i z czasem mogliby zacząć wykorzystywać to do złych celów. 
8. Dlaczego blogujesz?
Bo sprawia mi to przyjemność i w jakiś sposób chcę podzielić się z ludźmi swoimi bazgrołami, pomimo tego, że bardzo się wstydzę. 
9. Kto jest Twoim ulubionym piosenkarzem/zespołem? 
Nirvana <3
10. Jakie filmy podobają Ci się najbardziej? 
Dramaty. 
11. Opisz siebie jednym słowem. 
Zła. 

Cóż, to jest ten moment, w którym powinnam nominować innych, ale nie czytam zbyt wiele blogów, soł.. Moje nominacje: 

Moje pytania: 
1. Jak długo piszesz? 
2. Jaką książkę ostatnio czytałaś? 
3. Uprawiasz jakiś sport? 
4. Jaki jest Twój ulubiony zespół? 
5. Czym zajmujesz się w wolnej chwili?
6. Jakie jest Twoje największe marzenie? 
7. Co jest Twoją największą wadą? 
8. O czym ostatnio śniłaś? 
9. Masz jakiś ulubiony cytat?
10. O czym było Twoje pierwsze opowiadanie? 
11. Opisz siebie trzema słowami.