niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 4

Kochani, mam nadzieję, że święta minęły wam w ciepłej i rodzinnej atmosferze. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i kliknięcia. 
Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział ;) 

_____________________________________________________________________________

Od pamiętnych wydarzeń, które rozegrały się w jego klasie, minęły dwa tygodnie. W tym czasie Perkins wrócił na jego zajęcia (Minus trzydzieści pięć punktów, panie Perkins), a rytm szkolny toczył się dalej swoim niezachwianym ciągiem. Potter już go nie odwiedził w jego komnatach, a on nie odważył się iść do niego z wizytą, ponieważ wciąż nie wiedział na czym tak naprawdę stanęła ich relacja. Gdy widywali się na posiłkach, bądź na korytarzach, Potter uśmiechał się do niego szeroko, czasem zamieniając z nim kilka zdań, albo opowiadając kiepskie kawały. Draco często obserwował go, siedząc tuż obok w Wielkiej Sali lub dostrzegając jego rozczochraną czuprynę w gąszczu innych, mniej interesujących głów i wzdychał do niego z daleka niczym nieśmiała, rumieniąca się nastolatka. Nigdy nie narzekał na brak pewności siebie (miał jej aż za dużo czasami), ale w tym przypadku było zupełnie inaczej. Wciąż miał w głowie wydarzenia sprzed pięciu lat i to, jak bardzo skrzywdził Gryfona. Koszmary, które wciąż go nawiedzały, wcale nie pomagały w wyzbyciu się poczucia winy. Dusiły go, rozprzestrzeniały się w jego umyśle niczym oślizgłe wici obcej magii i Draco wiedział, że zanim pozwoli sobie na jakikolwiek krok w stronę Harry'ego, będzie musiał wpierw pokonać swoje własne demony. Stało przed nim najcięższe zadanie. Jeśli chciał przebaczenia Pottera, musiał najpierw przebaczyć samemu sobie.  
 
***
 
- Tak, dokładnie o to chodziło. Wcale nie jest aż tak skomplikowane, prawda? Musisz tylko przeczytać rozdział drugi i jestem pewien, że wszystko stanie się dla ciebie jasne. 
- Dziękuję, profesorze. 
Draco spojrzał na swoją uczennicę. Była pierwszoroczniakiem, miała zaledwie jedenaście lat i mieli jak na razie tylko kilka zajęć, ale darzył ją swego rodzaju sympatią. Nie bała się podejść i zapytać, gdy czegoś nie rozumiała i szanował to. 
- Nie ma za co, panno Bright. Zmykaj na obiad. 
- Jednak nie taki straszny, co? 
Uniósł powoli głowę znad swoich materiałów i zerknął na otwarte drzwi. W przejściu, oparty o ścianę, z założonymi na klatce piersiowej ramionami, stał szczerzący się Potter. Draco wykrzywił wargi w typowym dla siebie uśmiechu i zapytał: 
- Szukasz czegoś, Potter? 
- Dzień dobry, profesorze Potter. - Dziewczynka posłała nieśmiały uśmiech swojemu nauczycielowi obrony przed czarną magią. - Do widzenia, profesorze Malfoy. 
- Cześć, Hope. - Gryfon wyszczerzył się, puszczając oczko uczennicy, która opuściła pomieszczenie cała zarumieniona. 
- Mówisz po imieniu do swoich uczniów. - To nie było pytanie. 
- Jasne. - Brunet wzruszył ramionami. - Do niektórych. 
Draco wywrócił oczami. 
- Mogłem się tego spodziewać. Kompletny brak profesjonalizmu. - Spojrzał na swoje notatki i zaczął powoli składać wszystko i pakować do teczki. To była jego ostatnia lekcja. - Co tutaj robisz? 
- Nie wiem. - Potter podrapał się po głowie, wyglądając na dziwnie zakłopotanego. 
- Nie wiesz? - Uniósł jedną brew w typowym dla siebie geście. 
- To był impuls. - Czy on się właśnie zarumienił? Draco zmrużył swoje szare, zimne oczy. - Pomyślałem, że możemy coś zjeść. 
- W porządku. - Nie chciał naciskać, ani śmiać się z jego zakłopotania, jak zrobiłby to kiedyś. Potter sam do niego przychodził, a on nie zamierzał narzekać, ani tym bardziej go od siebie odpychać. - Daj mi chwilę na uporządkowanie wszystkiego i możemy iść do Wielkiej Sali. 
- W zasadzie... - Czerwień na policzkach pogłębiła się - ...nie bardzo mam ochotę na jedzenie w Wielkiej Sali. 
Na twarzy Ślizgona nie pojawiło się żadne drgnięcie. 
- W takim razie u ciebie, czy u mnie? 
- U mnie? Zamówimy coś u Zgredka? Nie mam nastroju na siedzenie w Wielkiej Sali, cały ten zgiełk, sam rozumiesz. 
Krzywy uśmiech zadrgał w kącikach jego ust. 
- Daj spokój, Potter. Po prostu przyznaj, że chciałeś mnie zaciągnąć do swoich komnat i wykorzystać. 
- Malfoy! 
- Doprawdy, Potter. - Pokręcił głową z udawaną naganą. - Wciąż rumienisz się jak nastoletnia dziewica. 
 
***
 
Tak jak powiedział Harry, zamówili obiad u Zgredka, który był bardziej niż szczęśliwy, mogąc ich obsłużyć (nie obyło się bez nerwowego zerkania w stronę Draco), a następnie zasiedli do posiłku w dziwnej, dłużącej się ciszy. 
- Masz dzisiaj jeszcze jakieś zajęcia? - Draco wyczuwał coś dziwnego pomiędzy nimi. Trochę gęstą, pełną nerwowego zakłopotania atmosferę i nie wiedział, czym to było spowodowane. Ostatnim razem, gdy siedzieli w jego komnatach czuli się razem nad wyraz swobodnie. 
- Mhm, jedne. - Przełknął kawałek jagnięciny i oblizał usta. - Z siódmą klasą. 
- Perkins - burknął, wykrzywiając wargi w grymasie. Nie znosił tego bachora. 
Harry roześmiał się, upijając trochę soku z dyni. 
- Naprawdę go nie znosisz. - Pokręcił głową. - Myślę, że powinieneś być dla niego bardziej wyrozumiały. To dobry chłopak. 
- Czyżby? - Przymrużył oczy. - Z nim też jesteś na "ty", Potter? 
- Tak. - Gryfon wzruszył ramionami. - Jest bardzo miły, interesuje się obroną i często ucinamy sobie krótką pogawędkę po zajęciach... 
Malfoy czuł, jak krew zaczyna szybciej pulsować w jego żyłach. 
- Jeśli chcesz, żeby ten obiad przebiegł w przyjemnej atmosferze, lepiej zamilcz - syknął, zaciskając mocniej dłonie na sztućcach. 
Harry uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostateczności przymknął je i nie odezwał się do końca posiłku. Draco czuł, że była to jego wina, ale nie potrafił się nie denerwować, gdy chodziło o tego irytującego bachora. Zlekceważył go na oczach wszystkich, obraził, a później jeszcze spowodował, że wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Nie mógł rozmawiać o nim spokojnie. I nie mógł też biernie przysłuchiwać się, jak Potter mówi o nim w samych superlatywach. To poruszało w nim coś i Ślizgon ze zdziwieniem odkrył, że robił się zazdrosny. O głupiego dzieciaka, który nic nie znaczył. Naprawdę zaczynał wariować. 
- To było dobre - skomentował, czując nieprzyjemne ściskanie w żołądku na myśl o tym, że zepsuł atmosferę. A może była to po prostu jeszcze niestrawiona jagnięcina? 
- Mhm. - Potter mial spuszczony wzrok, na twarzy jednodniowy zarost, a na głowie typowy dla siebie nieład. Wyglądał na zamyślonego i Draco czuł, że się ślini. 
- Nie zamierzasz już ze mną rozmawiać? - zapytał, delikatnie uderzając palcem wskazującym w nóżkę kieliszka. 
- Przepraszam, zamyśliłem się. - Znów wyglądał na zakłopotanego, drapiąc się po swoim zarośniętym policzku. - Poza tym odniosłem wrażenie, że jesteś zirytowany moim gadaniem. Nie chciałem bardziej cię denerwować. 
- Daj spokój, Potter - prychnął. - Od kiedy się tak o mnie troszczysz, co? 
- Ta... Masz rację. - Wysilił się na wymuszony uśmiech, a do Malfoya dopiero teraz dotarło, co powiedział. 
- Nie chciałem, żeby... 
- Nieważne. - Brunet wzruszył ramionami, zagryzając swoją dolną wargę. 
- Przepraszam. 
Głowa Gryfona wystrzeliła do góry, a zielone oczy otworzyły się szeroko. 
- Czy... czy ty mnie właśnie przeprosiłeś?!
- Tak. - Krzywy uśmieszek pojawił się w kącikach jego ust. 
- Ale... Malfoyowie nie przepraszają. - Brzmiał na naprawdę zdumionego i Draco nie do końca wiedział jak się z tym czuć. 
- Przecież to nie był pierwszy raz, Potter. 
- To i tak... - Pokręcił głową. - Zadziwiasz mnie. 
- To chyba dobrze, prawda? - Posłał mu niemal figlarny uśmieszek. - Muszę mieć w sobie to coś, skoro chciałeś mnie wykorzystać. 
- Malfoy! - burknął, choć jego zielone oczy błyszczały radośnie. Draco mógł dostrzec w nich te znajome, psotne iskierki. 
- Dobrze, cofam to. - Wyprostował się dumnie na krześle. - To oczywiste, że chciałeś mnie wykorzystać. Jestem doskonały. 
- Jasne - prychnął, kręcąc głową. - A świnia lata za oknem. 
Draco posłał mu puste spojrzenie. 
- No co? 
- Nie rozumiem. 
- Czego?
- Żyjesz w Czarodziejskim Świecie już tyle lat i nadal nie widziałeś latającej świni? 
- Eee... - Jego zielone oczy wyglądały teraz jak dwa galeony. - Nie...? 
- Nawet w książkach? 
- Wkręcasz mnie, Malfoy!
Jego powieka nawet nie drgnęła. 
- Oczywiście, że nie widziałeś ich w żadnych książkach - kontynuował. - Zapomniałem, że ty przecież nie czytasz książek. 
- Czytam! 
- Ta, tylko te o quidditchu. Jesteś taki żałosny, Potter. 
- Nie przeginaj, Malfoy! 
- Dobra. - Wzruszył ramionami. - Ale to nie ja nie widziałem latającej świni. 
- Um... - Harry wyglądał na zawstydzonego, ale też podekscytowanego. Jego brzoskwiniowe policzki zdobiły delikatne wypieki i Draco jedyne czego chciał, to pochylić się ponad stołem i przycisnąć do nich wargi. - I one naprawdę istnieją? 
- Tak. 
- To dlaczego Hagrid żadnej jeszcze nie ma? - Zmrużył podejrzliwie swoje kocie oczy.
- Bo z tego co mi wiadomo, Hagrid interesuje się bardziej... niebezpiecznymi stworzeniami? - Wywrócił oczami. - Myśl, Potter. 
- Ach, no tak. - Podrapał się po policzku. 
Ślizgon obrzucił go spokojnym spojrzeniem, lustrując jego błyszczące oczy i rumiane policzki, a następnie, nie potrafiąc się już powstrzymać, wybuchł donośnym śmiechem. Odrzucił głowę do tyłu i śmiał się głośno i nieprzerwanie, czując prawdziwą radość wypełniającą jego serce i umysł. Chociaż na chwilę. 
- J-jesteś... taki... naiwny, Potter... - wykrztusił, powoli się uspokajając. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz śmiał się tak mocno. 
- Ta... - Harry odkaszlnął, dziwnie zawstydzony. - Możliwe, że jestem. 
 
***
 
Następnego dnia Draco wybrał się do biblioteki w poszukiwaniu książki na zajęcia z piątą klasą. Pamiętał, że kiedyś ją czytał, i że idealnie wyjaśniała zagadnienie, które mieli teraz omawiać, a którego on nie pamiętał zbyt dobrze. Przeszukiwał właśnie regały, gdy usłyszał znajome imię wypowiedziane znienawidzonym głosem. 
- Harry powiedział, że... 
Powoli, uważając by nie wydać żadnego dźwięku, przesunął się na koniec alejki. Odsunął książki i spojrzał przez szparę na jeden ze stolików, przy którym siedział Perkins i jakiś Gryfon, którego twarzy nie widział. Raczej nie uczęszczał na jego zajęcia, więc i tak istniało małe prawdopodobieństwo, że go rozpozna. 
- Harry? - zapytał nieznajomy dzieciak. - Jesteście na "ty"? 
- Ta. - Uśmiechnął się z wyższością. - Ostatnim razem, gdy rozmawialiśmy, powiedział, że mogę zwracać się do niego per "Harry", gdy jesteśmy sami. 
- Wow. Nieźle. - Gryfon brzmiał na zaskoczonego, tak samo jak Draco, którego oczy napełniły się lodowatym chłodem. - Lubi cię. 
- Taa... - Ślizgon westchnął. - Ja jego też. Jest taki gorący... 
Lodowaty chłód zamienił się w palącą nienawiść. 
- Ale wiesz, na twoim miejscu bym się tak nie rozpędzał. - Nieznajomy dzieciak brzmiał na niemal rozbawionego zauroczeniem kolegi. 
- Co masz na myśli? - Perkins wyprostował się, patrząc na swojego przyjaciela podejrzliwym wzrokiem. 
- Masz konkurencję. 
- Mówisz o tym żałosnym mugolu? - prychnął. - Widziałeś w ogóle jego zdjęcia? Jest taki... przeciętny. Harry zasługuje na kogoś znacznie lepszego. 
- Nie mówię o jego domniemanym facecie, Jack. Mówię o Malfoyu. 
Twarz Ślizgona od razu stężała, a dłonie zacisnęły się w pięści. 
- Co z nim?! - warknął. 
- Widziałem ich ostatnio, jak wchodzili razem do komnat Pottera. 
- To o niczym nie świadczy! - syknął, a żyłka na jego prawej skroni zapulsowała. Samo wspomnienie o nauczycielu numerologii doprowadzało go do szału. Nikt go tak jeszcze nie upokorzył jak Malfoy. 
- Niby tak, ale pamiętając o ich wspólnej przeszłości... 
- Zamknij się, Arnie. - Przymknął na chwilę powieki, uspokajając się. - Pieprzony Śmierciojad. Harry może mówić, że Malfoy tak naprawdę nie był po stronie Sam-Wiesz-Kogo, ale ja nigdy w to nie uwierzę. - Wykrzywił wargi w grymasie. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego Harry jeszcze z nim rozmawia... 
Chłopak nazwany Arniem wzruszył ramionami. 
- Może wciąż jest coś pomiędzy nimi. 
- Mówiłem, żebyś się zamknął! - Perkins spojrzał na przyjaciela ze złością. - Zobaczysz, on będzie jeszcze mój. 
Draco odsunął się od regału, zaciskając dłonie w pięści i wbijając sobie paznokcie w skórę. Szumiało mu w uszach, gdy pospiesznie oddalał się od zajętego stolika i opuszczał bibliotekę, zapomniawszy o szukanej książce. Nie mógł uwierzyć, że ten gówniarz pragnął Harry'ego. Jego Harry'ego, na Merlina! I jeszcze zwracał się do niego per "Harry", jakby nie był wcale jego uczniem, a kolegą. Ale to była wina też Pottera! Nie potrafił być profesjonalny i zachować jakiś dystans pomiędzy sobą, a uczniami. Nie, on musiał się z nimi spoufalać, doprowadzając później do takiej sytuacji, jak pieprzony nastolatek zauroczony nim! 
Draco miał wrażenie, że jeszcze chwila i wybuchnie. Chciał coś rozwalić, zniszczyć, a najlepiej zabić pieprzonego Perkinsa, który zapragnął JEGO własności. 
Przystanął na chwilę i odetchnął. Musiał wyjść na zewnątrz i trochę się przewietrzyć, o ile chciał powstrzymać swoje mordercze zapędy (nie chciał, ale czuł, że Harry wcale nie będzie chciał go z powrotem, jeśli pozbędzie się jednego z uczniów) i go nie zabić. Przymknął na chwilę oczy, rozluźnił dłonie, na których pojawiły się czerwone znaki w kształcie półksiężyców i ruszył na dół. Czuł, że spacer po błoniach może mu dobrze zrobić. 
 
***
 
Jak na październik, pogoda była naprawdę przyjemna. Wiał delikatny, przyjemny wietrzyk, słońce świeciło w pełni, a on czuł jak złość powoli z niego uchodzi, niczym powietrze z magicznego balonika. Czuł się teraz śmiesznie, gdy myślał o tym gówniarzu. Wciąż był zły, bo bachor zapragnął Pottera, który należał do niego i tylko do niego, ale poza tym raczej wątpił, by Gryfon zainteresował się siedemnastolatkiem. Harry może był głupiutki, ale nigdy nie wdałby się w romans ze swoim uczniem. 
Przechodził właśnie koło szklarni, gdy usłyszał znajomy śmiech. Jego serce od razu zabiło mocniej, a on automatycznie ruszył do drugiej szklarni, z której roznosił się przyjemny, przynajmniej dla niego, dźwięk. 
Wchodząc tam, nie spodziewał się jednak, że ujrzy na wpół nagiego Pottera, dźwigającego skrzynię z jakimś błotem. Gorąco od razu rozlało się w jego wnętrzu, kumulując się w okolicach podbrzusza. Odetchnął, czując uderzenie dusznego, gorącego powietrza, gdy znalazł się w środku. Było tam jakieś trzydzieści stopni, nic więc dziwnego, że Potter i Longbottom nie mieli na sobie koszulek. 
- Merlinie, ale gorąco - mruknął, bardziej żeby zwrócić ich uwagę, niż faktycznie skomentować temperaturę panującą w środku. Tylko na chwilę zatrzymał swój wzrok na drugim Gryfonie, który nieźle się wyrobił, patrząc na jego żałosny wygląd za czasów szkolnych, a później na powrót skupił się na ciele Pottera. 
- O, Malfoy. - Neville spojrzał na niego z zaskoczeniem - Cześć. 
Draco odpowiedział mu skinieniem głowy. 
- Przyszedłeś pomóc? - Harry wyszczerzył się do niego, oddychając szybciej niż zwykle. Pot wpływał po jego szyi i blondyn poczuł suchość w ustach. 
- Nie, dzięki - wykrztusił. - Raczej popatrzę jak się męczycie. 
Potter prychnął. 
- Nie to, żebym spodziewał się czegoś innego - skomentował. Draco w ogóle nie zwrócił uwagi na jego słowa, śledząc wzrokiem krzywiznę jego kręgosłupa, gdy pochylał się po kolejną skrzynię. To nie był już ten drobny chłopiec, jakim zapamiętał go Ślizgon. Nie, teraz to był mężczyzna z szerokimi ramionami, umięśnionym brzuchem, na którym dostrzegł paseczek ciemnych włosków ciągnący się od pępka i znikający za paskiem spodni oraz szeroką klatką piersiową. Nie był przesadnie umięśniony, ale z pewnością wyrobił się przez te ostatnie kilka lat i przestał być tym wychudzonym chłopcem, którego żebra mógł policzyć w każdej chwili. 
- Malfoy? 
- Tak? - Potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić z głowy nieprzyzwoite myśli. Jego penis drgał wesoło w spodniach, gotowy do zabawy. 
- Ugotujesz się w tych szatach. Rozbierz się. 
Potrzebował chwili, zanim zrozumiał sens wypowiedzi Pottera, bo jego mózg zatrzymał się na słowach "rozbierz się" i nie chciał ruszyć dalej. Czuł, że jego policzki są gorące od nadmiaru ciepła i podniecenia, ale mógł to zwalić na temperaturę panującą w środku. 
- Nie... Właściwie... - Miał wrażenie, jakby połknął swój język. - Będę już szedł. Mam... Mam jeszcze coś do zrobienia. 
Harry posłał mu psotne spojrzenie i Draco odniósł nieprzyjemne wrażenie, że brunet zdaje sobie sprawę z jego "małego" problemu. 
- Nie wątpię... - mruknął i uśmiechając się pod nosem, wrócił do przenoszenia skrzyń. 
Malfoy zamrugał, zdezorientowany i w głębi zakłopotany, a następnie odwrócił się i bez pożegnania opuścił szklarnię. 
 
***
 
Zamknął gwałtownie drzwi i niemal desperacko sięgnął do swoich szat, których pozbył się jednym ruchem. Odpiął  jeansy, zanurzył w nich dłoń i wyciągnął na wierzch swojego członka, wypuszczając powietrze ze świstem na ten mały kontakt skóry ze skórą. Od razu poruszył po nim dłonią, nie bawiąc się w żadne subtelności. Przymknął oczy, przypominając sobie kości biodrowe Pottera, jego sutki, które tak bardzo lubił przygryzać, gardło, na którym uwielbiał zostawiać malinki... 
Wspomnienia ich pieprzących się w łóżku, przy ścianie, pod prysznicem mieszały się w jego głowie z obrazem Harry'ego ze szklarni i orgazm dopadł go w żenująco szybkim tempie, zostawiając go sapiącego, mokrego i zaczerwienionego. 
- Merlinie... - szepnął, patrząc na swoją brudną dłoń. To było tak żałośnie szybkie i mocne, że miał ochotę zapłakać. Czuł się tak, jakby z każdym kolejnym dniem był bliżej dna i tylko Harry mógł go złapać i nie pozwolić mu utonąć.

9 komentarzy:

  1. To było świetne. W prawdzie się powtórzę, ale uwielbiam twoje opowiadanie. Bardzo przyjemni się je czyta.
    Coś czuje, że ten cały Perkins łatwego życia z Draco nie będzie miał xd ale w końcu co ślizgon, to ślizgon. Będzie przynajmniej ciekawie :)
    Także, wiec czekam z niecierpiętliwością na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam oraz życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Merlinie *_*
    Pfff, gówniarz twierdzi, że Harry "coś tam" do niego? Chyba śni. Harry ma wokół siebie pełno dojrzałych, przystojnych facetów i niepotrzebny mu jakiś bachor :p
    (żartuję, uwielbiam związki nauczyciel - uczeń. Ale tylko yaoi)
    I ta końcówka T^T chyba się zakochałam <3
    Przesyłam trochę weny (znajdziesz pod choinką! :D ) :*
    Ps. zapraszam do siebie. Wiem, powtarzam się ;-;

    OdpowiedzUsuń
  3. Och będzie rywalizacja perkins Draco bardzo podobał mi się momęt w szklarni myślę,że Draco powinien powiedzeć Harremu o koszmarach oby tylko perkins nie zrobił niczego gupiego ale rozumiem jego zauroczenie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! :D jak zobaczyłam, że jest nowy rozdział to się aż uśmiechnęłam (bardzo) :D
    I tym sposobem nie lubię Perkinsa jeszcze bardziej, oj xd Ale tak w sumie to bez niego byłoby trochę nudno, hehe :)
    Robi się coraz bardziej ciekawie, a to lubię :D Trzymaj tak dalej ♡
    Świetny rozdział, tak jak całe opowiadanie :)
    Bardzo podoba mi się Twój pomysł :D Jest to jedno z najlepszych drarry jakie czytałam ♡ a nie okłamujmy się czytałam sporo xd Lubię Twój styl pisania i z tego co widzę to pisanie sprawia Ci przyjemność :) I jestem pewna, że się nie zawiodę pod wszystkimi względami :D
    Tak więc czekam z niecierpliwością (jak zawsze, taka ja xd chociaż ostatnio robię się chyba bardziej cierpliwa, bo zdaję sobie sprawę, że pisanie nie jest łatwe) na kolejną notkę :)
    Pozdrawiam i weny życzę, dużo weny życzę ♡
    ~LiquidLuck~

    OdpowiedzUsuń
  5. Niby ten gówniarz myśli ze będzie z Harrym? ? Chyba śni !!! Po moim trupie !!!
    P.S Cudowny rozdział ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Aa kocham, kocham, kocham, kocham!!!!
    Najbardziej rozsmieszyla mnie pogawędki o latających świnia.
    Co do młodego gówniarza....sorry smarku, Potter to nie twoja liga :) startuj do swojej tabeli wyników.
    A tak na kolację życzę mnóstwo czasu, tysiac pięćset sto dziewięcset pomysłów na sekundę i multum czasu!!!
    Z poważaniem Kaiko

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na dalszą część! <3 kocham to <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    coś mi się wydaje, że teraz to Malfloy będzie jeszcze bardziej dopiekał Perkinsowi, och to było mocne, zazdrosny Draco to coś wspaniałego i to jak go wkręcał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Rewelacja :)
    Nie wiem co wydarzy się dalej i to jest fascynujące :)
    Uczniowie lecą na Harrego, co za heca xD
    Brakuje mi trochę opowieści o Danielu i Seamusie oraz czy Nevil związał się z tamtą Ślizgonką?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń