poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 3

Dziś szybko, bo nie mam czasu. Dziękuję za komentarze i pozdrawiam ;)

____________________________________________________________________________

- Kiedy zrozumiałeś, że coś zaczyna się dziać? 
- Chyba wtedy, gdy poczułem w sobie to specyficzne, drażniące uczucie.
 Nigdy wcześniej tego nie czułem.
- Jakie uczucie? 
- Posiadania. Zapragnąłem mieć go tylko dla siebie. 

Był w trakcie przerzucania gazet z ostatnich pięciu lat, gdy zobaczył TO zdjęcie. Zajmowało prawie całą pierwszą stronę Proroka Codziennego, a ogromny nagłówek nad nim informował: "Mugol partnerem Harry'ego Pottera". Draco w jednej chwili poczuł się tak, jakby został ugodzony zaklęciem paraliżującym. Przyglądał się uśmiechniętemu Potterowi, który obejmował w pasie wyraźnie zawstydzonego tą nagłą uwagą, chłopaka. Był wzrostu Gryfona i blondyn skrzywił się, gdy dostrzegł, jak bardzo był on przeciętny. Nie dorównywał mu w niczym. I był mugolem. A mimo to, Harry z nim był.
Spojrzał na datę wydania. Gazeta ukazała się dwa lata temu, a od tego czasu dużo mogło się zmienić. Pamiętał jednak, że Prorok pisał już coś o kochanku Pottera, a wątpił, aby ten z chęcią przedstawiał światu swoich nowych partnerów.
- Kurwa! - warknął, odrzucając gazetę na bok. Kiedy pojawił się w bibliotece w sobotni poranek, wiedząc, że żaden z uczniów nie zjawi się tu tak wcześnie, nie spodziewał się, że odkryje coś takiego. Chciał przeszukać wydania Proroka Codziennego z ostatnich pięciu lat, aby znaleźć oświadczenie Pottera o którym wspominał mu Lupin. I które prawdopodobnie istniało, patrząc na to, że jeszcze żaden z rodziców nie zakwestionował jego pracy w Hogwarcie.
Zerknął raz jeszcze na zdjęcie. Zwyczajność mugola aż biła po oczach i Ślizgon nie mógł uwierzyć, że Potter związał się z kimś takim. Ale przecież on taki był. Nie liczył się dla niego wygląd, czy odpowiednia prezencja, ale "wnętrze".
Prychnął cicho. Może był dupkiem i zrobił coś naprawdę okropnego, ale wiedział, że miał więcej do zaoferowania Potterowi, niż ten... ktoś.
Trochę przygnębiony swoim odkryciem, machnął różdżką i odesłał wszystkie egzemplarze na odpowiednie miejsce. Nie tego oczekiwał, przychodząc tutaj i z dławiącym poczuciem straty, opuścił pomieszczenie pachnące kurzem i starymi księgami.

***

Całą sobotę, jak i niedzielny poranek spędził w łóżku, pogrążając się w nieprzyjemnych myślach. Użalanie się nad sobą nie było czymś, co zazwyczaj robił, ale Draco uznał, że w pełni ma do tego prawo, znajdując się w tym samym miejscu co Potter, jednocześnie nie mogąc go mieć. Na początku chciał sięgnąć po whisky i zapomnieć o wszystkim, najlepiej w końcu pozbyć się tego sukinsyna ze swojej głowy, ale szybko porzucił ten pomysł, w pamięci mając czas, gdy nie było dnia, aby był trzeźwy.
Możliwe, że był żałosny, wciąż żyjąc swoim szczeniackim zauroczeniem, podczas gdy Harry poszedł dalej i znalazł sobie swojego fantastycznie przeciętnego, mugolskiego chłoptasia. Jednakże, bez względu na to, co by nie robił, nie potrafił zapomnieć. Czasem myślał, że odpowiednie zaklęcie rozwiązałoby sprawę, ale szybko docierało do niego, że pomimo braku wspomnień, nie pozbyłby się tej pustki w sercu, którą czuł przez ostatnie pięć lat.
Nie wiedział, która była godzina. Prawdopodobnie jakoś po południu, ale pewności nie miał. Zjadł właśnie późne śniadanie, które przyniósł mu jeden z hogwarckich skrzatów i rozmyślał nad tym, czy jest sens wstać z łóżka, gdy usłyszał pukanie. Zmarszczył brwi, postanawiając zignorować tego kogoś stojącego za drzwiami, ale dźwięk ponowił się. Westchnął, myśląc, że może to coś ważnego i wstał z łóżka, zakładając pierwsze z brzegu spodnie, które wisiały mu nisko na biodrach, czym w ogóle się nie przejął. Z dwudniowym zarostem, zmierzwionymi włosami i nagą klatką piersiową, nie wyglądał w tym momencie jak perfekcyjny Dracon Malfoy, do którego przyzwyczaił innych. Z nieprzyjemnym grymasem przemaszerował salon i otworzył drzwi, mając zamiar warknąć na osobę po drugiej stronie, ale gdy dostrzegł znajome, zielone oczy, poczuł jak całe powietrze ucieka z jego płuc.
- Potter - burknął, przybierając swoją codzienną maskę.
- Um... - Ten speszył się wyraźnie, zapewne zaskoczony widokiem półnagiego Ślizgona i Draco nie potrafił powstrzymać ironicznego uśmieszku, gdy wzrok Pottera prześlizgnął się po jego nagiej klatce piersiowej. Nie skomentował tego, choć coś przyjemnie ścisnęło go w środku na to spojrzenie.
- Chciałeś czegoś? - Uniósł jedną brew, patrząc na niego wyczekująco.
- Tak, ja... Przyniosłem whisky, o której ostatnio wspominałeś. - Wyciągnął zza pleców butelkę Ognistej i blondyn poczuł, jak jego usta wykrzywiają się w delikatnym uśmiechu.
- Merlinie, Potter... - Pokiwał głową. - Naprawdę nic się nie zmieniłeś. Wciąż jesteś idiotą.
Ten zmarszczył brwi, posyłając mu pełne wyrzutu spojrzenie.
- Malfoy... - mruknął, zaciskając usta w grymasie, na co Ślizgon roześmiał się cicho, chyba zaskakując ich obu. Dźwięk był przyjemny, dźwięczy i Draco nie pamiętał, kiedy ostatni raz brzmiał tak szczerze. Merlinie, powinien wziąć się w garść.
- Cóż... - chrząknął, odsuwając się i robiąc miejsce swojemu nieoczekiwanemu gościowi. - Wejdź.
Potter nie zawahał się, pewnym krokiem wchodząc do środka, jakby tylko czekał na zaproszenie i coś znów przyjemnie ścisnęło drugiego chłopaka w środku, gdy zamykał drzwi.
- Napijesz się ze mną? - zapytał, przerywając krępującą ciszę, która nastała zaraz po zatrzaśnięciu drzwi.
- Ognistą? - Rozejrzał się, dostrzegając w końcu barek, na którym postawił butelkę. - Nie jest zbyt wcześnie?
- Może być też wino. - Wzruszył ramionami. - Przywiozłem kilka z Francji.
- Mhm - mruknął, siadając na kanapie. Zdawałoby się, że jest zrelaksowany, ale Draco znał go lepiej niż ktokolwiek i wiedział, że tak nie było. Mógł dostrzec spięcie jego ramion i kciuk prawej dłoni, który nerwowo pocierał lewy nadgarstek. - Chyba wolałbym gorącą czekoladę.
Malfoy skrzywił się teatralnie, wywracając oczyma.
- Znów to samo - jęknął dramatycznie. - Twój fatalny gust też się nie zmienił.
Harry wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie masz rację. - Uśmiechnął się delikatnie, mrużąc oczy.
- Cóż, na swoje szczęście nie posiadam tego tandetnego napoju, jakim jest gorąca czekolada, więc będziemy musieli poprosić jakiegoś skrzata o pomoc.
- W porządku. - Gryfon posłał mu kolejny uśmiech, który sprawił, że jego żołądek wariował. - Zgredku!
Głośne pyknięcie oznajmiło przybycie skrzata domowego, które zerknął najpierw na Pottera, piszcząc: "Harry Potter, sir!", a później odwrócił się do niego i jego duże, błyszczące oczy rozwarły się szerzej.
Draco odwrócił wzrok. Ominął kanapę, nie patrząc na Gryfona, który zamawiał swój ulubiony napój i zbliżył się do barku, otwierając szklane drzwiczki. Wyciągnął z wnętrza czerwone wino i jeden, duży kieliszek, który szybko napełnił. Butelkę zostawił na barku, a następnie odwrócił się, spoglądając na Pottera, który trzymał już kubek z pachnącą czekoladą. Cóż, Zgredek zawsze był szybki.
Uniósł swój kieliszek, kiwając głową w stronę Gryfona, który obserwował go, zagryzając swoją pełną, dolną wargę.
- Nie zamierzasz się ubrać? - mruknął, a Draco mógł dostrzec jego delikatne zmieszanie. Schował uśmieszek w kieliszku wina.
- Jeśli ci to przeszkadza... - Wywrócił oczami, odstawiając kieliszek na barek i kierując się w stronę sypialni. - Zaraz wracam.
Gdy znalazł się w drugim pomieszczeniu, odetchnął drżąco, czując kołatanie swojego serca. Potter wydawał się taki chętny do kontaktu z nim i to nie było normalne. Nie po tym wszystkim. Już sam nie wiedział, na czym stoją. Czy Harry chce się z nim zaprzyjaźnić? A może odpłacić mu tym samym?
"Nie" - pokręcił głową, myśląc - "Harry nie zrobiłby czegoś takiego."
Wziął pierwszą koszulę z brzegu i zarzucił ją na siebie, nie kwapiąc się zapięciem jej. Z ironicznym uśmieszkiem opuścił sypialnię i przemaszerował salon, podchodząc do barku po kieliszek i czując na sobie wypalające spojrzenie zielonych oczu.
- Coś nie tak? - zapytał, zajmując jeden z dwóch foteli znajdujących się koło kanapy. Zarzucił nogę na nogę, opierając nóżkę kieliszka na swoim kolanie. Połacie alabastrowej skóry wyłoniły się spod rozpiętej koszuli i Draco nie mógł nie przyznać, że bawi się doskonale, widząc zmieszanie Pottera.
- Um... - Brunet zagryzł wargę, spuszczając wzrok na kubek, który trzymał w dłoniach. - Nie, w porządku.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Blondyn obserwował jak jabłko Adama porusza się, gdy Harry przełyka, jak jego czarne włosy tworzą czysty nieład na głowie, jak jego język raz po raz śmiga po czerwonych wargach, zlizując resztki czekolady.
Poprawił się na fotelu, czując lekki dyskomfort i odchrząknął.
- Więc Potter... Mugol, ta? - Uniósł jedną brew, uśmiechając się drwiąco.
I zrobił to dokładnie w tej samej chwili, w której Harry uniósł kubek, biorąc kolejny łyk gorącego napoju.
Potter zakrztusił się spektakularnie, bezradnie charcząc i wymachując prawą dłonią. Łzy pociekły mu po brzoskwiniowych policzkach i już miał wstać, żeby mu pomóc, ale właśnie wtedy brunet uspokoił się. Wziął kilka głębokich oddechów i otarł swoje mokre policzki, patrząc na niego załzawionym wzrokiem.
- S-skąd wiesz? - wycharczał, krzywiąc się przy tym.
- Oddychaj, Potter. - Pokręcił głową z politowaniem. - A co do twojego Mugola... Gdzieś słyszałem. - Wzruszył ramionami.
- Och.
Wykrzywił wargi i upił trochę wina.
- Ta.
- To... nie jest do końca tak. - Gryfon podrapał się po głowie, patrząc na niego ze swego rodzaju zakłopotaniem, powoli pojawiającym się na jego twarzy.
Serce Ślizgona zatłukło boleśnie w piersi.
- Co masz na myśli?
- Ja i Mark... Nie spotykamy się. Nie tak na serio.
- Och. - Schował uśmieszek w kieliszku wina.
- Um... - Potter wyglądał boleśnie znajomo. Zakłopotany, z rumianymi policzkami i nogami, które nie wiedząc kiedy, podciągnął pod siebie, kuląc się na kanapie jak kociak. - Mark to kumpel mój i Alice. Od pewnego czasu wszyscy na mnie naciskali, pytając, czy mam kogoś, a do tego jeszcze te listy z propozycjami... - Spuścił wzrok, a Draco poczuł jak jego szczęki zaciskają się. - I Alice wpadła na pomysł, żeby Mark udawał mojego kochanka. - Wzruszył na koniec ramionami, zagryzając dolną wargę. Pomimo tego, że miał dwadzieścia jeden lat, wciąż zachowywał się jak ten zawstydzony nastolatek, którego pamiętał Draco.
- Chcesz mi powiedzieć Potter, że zdradziłeś sekret Czarodziejskiego Świata tylko dlatego, żeby jakiś mugol udawał twojego kochanka?
- E... Może?
Draco nie potrafił powstrzymać parsknięcia.
- Merlinie, jesteś większym idiotą niż myślałem.
- Malfoy! - Gryfon prychnął, ale uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zabłysły.
Czy ten dzień mógł być piękniejszy?

***

W poniedziałkowy poranek Draco Malfoy przemierzał korytarze Hogwartu, kierując się na swoją pierwszą lekcję z siódmą klasą. Po wczorajszym dniu, kiedy to przesiedział z Potterem dobre kilka godzin, rozmawiając na przeróżne tematy i opowiadając mu anegdoty ze swojego życia we Francji (było ich niewiele, ale jakieś tam się zdarzyły), nie potrafił powstrzymać szczęścia, które wypełniało go od środka. Wczoraj czuł się tak, jakby pomiędzy nimi nic się nie zmieniło i w jego sercu znów zaczęła kiełkować nadzieja, że może jednak... może wciąż ma jakieś szanse, by wszystko naprawić. Dowiedział się już, że Potter nie spotyka się z nikim, a już na pewno nie ze Snapem (wciąż pamiętał jego dźwięczny śmiech, gdy mu o tym powiedział). To napawało go swego rodzaju determinacją, która sprawiała, że rozmyślał nad tym, jakby to było uwieść Harry'ego, a później już nigdy go nie puścić.
- Dzień dobry. - Przywitał się ze wszystkimi, lustrując całą klasę swoim chłodnym spojrzeniem. Otworzył salę i wszedł pierwszy do środka.
To był moment. W jednej chwili poczuł jak lodowata fala uderza w niego, mocząc jego idealnie ułożone włosy, czarno-zieloną szatę i teczkę, którą trzymał w lewej dłoni.
Tego się nie spodziewał.
Nie sądził, by byli do tego zdolni.
I wiedział już, że wszyscy tego pożałują.
Zerknął w górę, dostrzegając czerwone wiadro, które lewitowało pod sufitem, a później powoli odwrócił się w stronę uczniów, którzy zamarli, patrząc na niego szeroko rozwartymi oczyma.
Draco dokładnie wiedział, kto to zrobił. Dostrzegł jego ciemną czuprynę pomiędzy innymi Ślizgonami, którzy wyraźnie nie wiedzieli jak się zachować.
- Do klasy! Już! - Warknął, wyciągając różdżkę i rozpoczynając monotonny proces suszenia swoich szat. Z jego świetnego nastroju nie pozostało już nic.
Zatrzasnął drzwi, przemaszerował salę, podchodząc do swojego biurka i odwrócił się, nie przerywając zaklęcia.
- Jeśli myślicie, że nie wiem, kto to zrobił... - syknął, a jego szare oczy cięły niczym lodowe ostrza. - Panno Hastings, proszę mi powiedzieć ile punktów dotychczas udało się zdobyć Slytherinowi? - Wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu. Oczywiście znał odpowiedź, ale chciał to usłyszeć od nich.
- Trzydzieści pięć, panie profesorze.
Szare oczy zabłysły.
- Panie Perkins... - Spojrzał na czarnowłosego Ślizgona, który patrzył na niego ze swego rodzaju wyzwaniem. - Przez pana szczeniackie zachowanie, pana dom traci trzydzieści pięć punktów i będzie je tracił na każdej lekcji przez cały semestr. - Z przyjemnością obserwował, jak brązowe oczy chłopaka wypełniają się wściekłością.
- Tak nie wolno! - warknął.
- Oczywiście, że wolno, panie Perkins. Niech pan się cieszy, że jeszcze nie wyrzuciłem pana z zajęć. - Uśmiechnął się ironicznie i odwrócił w stronę tablicy. Był już suchy, ale jego włosy pozostały w nieładzie, co niezmiernie go irytowało. - W takim razie przejdźmy do lekcji. Na ostatnich...
- Śmierciożerca!
Draco zastygł, przez chwilę tracąc oddech, a następnie odwrócił się powoli, a jego puste spojrzenie zatrzymało się na siedemnastoletnim Ślizgonie.
- Co powiedziałeś? - syknął.
- Powiedziałem, że jesteś Śmierciożercą!
Przez chwilę panowała cisza. Nikt z klasy nie śmiał się odezwać. Wszyscy z przerażeniem obserwowali rozwój wydarzeń.
Twarz blondyna ściągnęła się w gniewie, którego nie czuł już od bardzo dawna. Przymknął na chwilę oczy, a pod powiekami od razu pojawiły się znajome obrazy. Twarz ściągnięta w bólu, krew na posadzce, zdrada widoczna w zielonych oczach...
Uniósł powieki, a nienawiść widoczna w szarych oczach sprawiła, że cień strachu przemknął przez twarz nastolatka. Draco zbliżył się do jego ławki i oparł dłonie na blacie, pochylając się w jego stronę.
- Na twoim miejscu bym uważał, Perkins - powiedział cicho. - Nierozsądnie jest obrażać Śmierciożercę.
- G-grozi mi pan?
- Ja tylko ostrzegam. - Odsunął się, wygładzając swoją szatę. - A teraz wyjdź.
- C-co?
- Wyjdź. Twoje miejsce zajmie osoba, która naprawdę doceni te zajęcia.
- Ale...
- Nie słyszałeś? - Uniósł jedną brew, przybierając swoją neutralną maskę, choć gniew buzował pod jego skórą, domagając się rozszarpania tego gówniarza. Z pozornym spokojem przyglądał się, jak chłopak pakuje swoje rzeczy i opuszcza klasę.
Nikt nie śmiał się odezwać.
- Na ostatnich zajęciach...

***

Gdy zasiadał na swoim miejscu w Wielkiej Sali, przy stole panowała cisza. Nikt nic nie mówił, a Draco raz po raz wyczuwał na sobie palące spojrzenia innych profesorów. Postanowił to jednak zignorować, starając się skupić na swoim posiłku.
- Draco...
- Zamknij się, Potter! - warknął, posyłając mu miażdżące spojrzenie. Nie dostrzegł jednak zmieszania, czy wyrzutu na jego twarzy, a jedynie troskę, która biła z tych przeklętych zielonych oczu i Draco musiał odwrócić wzrok, żeby nie zrobić czegoś głupiego.
"On się o mnie martwi" - pomyślał, znów czując to nieznośne ciepło zalewające jego pierś.
Boczne drzwi skrzypnęły, a do środka weszła dyrektor Hogwartu, przyciągając uwagę całej kadry pedagogicznej.
- Draco, mogę prosić cię na chwilę?
Ślizgon skrzywił się, ale skinął głową i opuścił Wielką Salę, odprowadzony spojrzeniami swoich kolegów z pracy. Przypuszczał, że nie będzie to miła rozmowa i oczywiście nie pomylił się.
- Grozić uczniom?! Czyś ty oszalał?!
To były pierwsze słowa jakie usłyszał, gdy zajął krzesło przed biurkiem McGonagall w jej gabinecie.
- Jednego ucznia - sprecyzował, zakładając nogę na nogę.
Kobieta zgromiła go wzrokiem.
- Draco, nie możesz mówić uczniom takich rzeczy! Masz prawo do dawania szlabanów i odbierania punktów, a nie grożenia klątwami, na Merlina!
- Ten gówniarz nazwał mnie Śmierciożercą - mruknął. - Poza tym nie przypominam sobie, bym groził mu jakąkolwiek klątwą.
- Powinieneś zachować większy dystans. - Westchnęła, a jej twarz rozluźniła się. - Nie chcę więcej takich incydentów. Pan Perkins otrzymał już szlaban za swoje zachowanie. Z Filchem.
- Oczywiście, pani dyrektor. - Blondyn uśmiechnął się ironicznie. - Czy to wszystko?
- Tak. - Zacisnęła usta.
Naciskał już klamkę, gdy usłyszał głos dyrektorki:
- Draco?
- Tak? - Odwrócił się.
- Pan Perkins wróci na twoje zajęcia.
- Oczywiście - syknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.

***

Powietrze było lodowate, przepełnione mroczną aurą tortur i śmierci. Jego buty odbijały się od kamiennej posadzki, wywołując echo w przenikliwej ciszy, gdy biegł, dostrzegając przed sobą cel, ale nie mogąc do niego dotrzeć. Widział zielony płomień pędzący w jego stronę. Chciał krzyczeć, chciał uciekać, ale nie był w stanie niczego zrobić. Nagle pojawiła się przed nim znajoma postać, a płomień ugodził prosto w jej pierś. Draco mógł dostrzec jej rozszerzone, zielone oczy, zanim upadła na kamienną posadzkę, którą zalała gęsta krew.
- Harry! - krzyknął, a jego głos rozniósł się echem po sali. - Nie! Proszę, Harry!
W końcu dotarł do martwego ciała i padł przy nim na kolana. Harry leżał na brzuchu, z rozrzuconymi członkami i posklejanymi krwią, włosami.
- Nie! - Zapłakał, łapiąc jego ramiona i odwracając go na plecy, ale wtedy twarz trupa zmieniła się, a on spojrzał prosto w znajome, szare tęczówki, które były teraz puste.

Z krzykiem poderwał się z łóżka, czując jak pot spływa mu po plecach. Oddychał spazmatycznie, wciąż mając przed oczami obrazy ze snu.
- Kurwa! - zaklął, opadając na poduszki. - Kurwa.

8 komentarzy:

  1. Eh.. miałam iść spać, ale zobaczyłam iż jest nowy rozdział i po prostu musiałam zajrzeć i przeczytać. Genialne, z resztą jak zawsze. Tyle emocji w jednym tekście, aż chce się czytać takie opowiadania :)
    Nie mogę doczekać się co będzie dalej, więc z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam oraz Życzę weny i przede wszystkim czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech ten Parkins nie wraca na zajęcia jak on mógł tak powiedzeć cieszę się,że Harry z tym chłopakiem są przyjaciómi Draco jest biedny z tymi koszmarami dobrze niech myśli jak uwieść Harrego pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, wiedziałam, że Harry nikogo nie ma! Przecież on wciąż kocha Dracona! Rozdział tak długo oczekiwany, wspaniały. Oby następny był znacznie szybciej!
    Weny moja Droga.
    Pozdrawiam, Ola :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam zielonego pojecia, czy Parkins przeżyje kolejne zajęcia z Malfoy'em. A już bardziej niż pewne jest do że węże mogą pożegnać się z Pucharem Domów.
    Z uszanowankiem Kaiko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. *p*
    (co za elokwentny początek, jest się czym chwalić)
    *q*
    Dobra, skoro już opanowałam swój ślinotok, to mogę zabrać się za komentarz ^^
    To jednak Harry nikogo nie ma ;-; trochę mnie to zaskoczyło, bo myślałam, że szykujesz tu jakąś seksbombę (Dean też jest wliczany w seksbomby! :D )
    I ja bym tego gówniarza powiesiła przy suficie. Ot, taka kara. Nie chce siedzieć spokojnie to powisi ^^
    Wenki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wczoraj zaczęłam czytać tego bloga, a przed chwilą skończyłam czytać ten rozdział, a co za tym idzie wszystkie zamieszczone rozdziały :D Czekam na kolejną notkę ♡ ten blog to cudo poprostu :D
    Ps. Czytając końcówkę pierwszej części ryczałam, tak po prostu ryczałam :c no i czytając początek tej drugiej części też płakałam :( ale końcówka pierwszej części to normalnie myślałam, że się zapłaczę, a jeszcze tak ogólnie nie mam humoru, to już wogóle :c

    Ale to nie zmienia faktu, że nie mogę się doczekać następnej notki ♡ czekam z niecierpliwością :)
    Dużo weny życzę, bardzo dużo weny :D
    ~LiquidLuck~

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    och Draco jest ciężko, myśli cały czas o Harrym, chciałby aby było tak jak dawniej... czuje pustkę, smutek...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń