sobota, 20 września 2014

Rozdział 18

Kochani, bardzo dziękuję za komentarze i kliknięcia <3
Śmierć Phila nie była łatwa nawet dla mnie, ponieważ polubiłam go, był takim moim bohaterem. Jednakże to musiało nastąpić, ponieważ ja w swojej wizji przyszłości po prostu go nie widziałam ;c
Poza tym to był mój zabieg taktyczny, jeszcze zobaczycie.
Co do Deana to... także zobaczycie xDD
a tak trochę nie na temat: Polska mistrzem świata! Kibicujmy im dzisiaj, kochani! <3
Pozdrawiam ;)

___________________________________________________________________________

Następne kilka godzin były dla Harry'ego całkowicie niejasne, niczym zamazane wspomnienia, jak przy użyciu zaklęcia Obliviate. Pamiętał jedynie kojący głos Draco i jego ramiona, które trzymały go mocno, dając opiekę i bezpieczeństwo. Gdy obudził się jakieś trzy godziny później, a do jego otępiałego umysłu nie dotarły jeszcze wcześniejsze wydarzenia, przez kilka chwil czuł się szczęśliwy. Leżał wtulony w pierś blondyna, czując miarowe bicie jego serca. Było mu dobrze. Nawet zdobył się na delikatny uśmiech. A potem napłynęło zrozumienie.
Zerwał się z łóżka, rozglądając się po pomieszczeniu. Łzy napłynęły do jego zmęczonych oczu, wywołując nieprzyjemne pieczenie.
Phil nie żył.
Ta myśl uderzyła w niego z taką siłą, że zachwiał się i musiał podtrzymać ramy łóżka, aby nie upaść. Jeszcze nie tak dawno widział się z nim w barze, rozmawiając o swojej relacji z Malfoyem, a dziś dowiedział się, że miał wypadek. I w tej właśnie chwili Potter po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że to wcale nie musiał być wypadek. Zadrżał, automatycznie kierując swój wzrok na leżącego w łóżku chłopaka.
On jest jednym z nich - pomyślał. Do jego umysłu napłynęły dziwne, niepokojące myśli, których od razu się pozbył. Nawet nie wiedział dlaczego o tym pomyślał. Może Draco nie lubił Phila, ale z pewnością nie miał nic wspólnego z jego śmiercią. Co innego prawdziwi Śmierciożercy. Harry wiedział, że nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby on sam przyczynił się do śmierci swojego najlepszego przyjaciela.
To nie byłaby twoja wina. - Znów usłyszał ten uporczywy głosik. - To przez niego Phil dowiedział się prawdy.
Wzrok Harry'ego spoczął na śpiącym blondynie.
Nie... - Pokręcił głową. - Nie mogę tak myśleć.
Niestety, na to było już za późno. Ziarenko niepewności zostało zasiane i już wiedział, że w tej chwili najlepsze co może zrobić to opuścić pomieszczenie. Gdyby Draco się obudził... mogłoby zrobić się nieprzyjemnie, a tego nie chciał. W końcu to właśnie Ślizgon był przy nim i go pocieszał.
Wytarł szybko oczy i rozejrzał się, szukając swojego telefonu. Ten leżał pod fotelem, więc wyjął go i schował do kieszeni. Musiał zadzwonić później do Alice, żeby dowiedzieć się, kiedy odbędzie się pogrzeb.
Pogrzeb... Zacisnął zęby, żeby po raz kolejny się nie rozkleić. Nie mógł pozwolić sobie na słabość. Musiał być silny, żeby móc pokonać Voldemorta. Bo... jeśli to on stał za śmiercią Phila... musiał się zemścić!
Bardzo cicho, starając się nie obudzić śpiącego chłopaka, opuścił pomieszczenie. Przez chwilę stał na korytarzu, zastanawiając się do kogo mógłby się teraz udać. Tak naprawdę nie chciał wracać do wieży Gryfonów. Rozejrzał się i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest środek nocy. Zadrżał. W jednej chwili zrozumiał, gdzie powinien się udać. Potrzebował wsparcia.
Powoli schodził po schodach, a jego myśli krążyły wokół wspomnień związanych ze starszym chłopakiem. Znali się jedynie  trzy miesiące, ale... łączyła ich ogromna więź. Potter zagryzł wargę. Miał wrażenie, że znajomość z nim przynosi jedynie śmierć...

***

Dean nie mógł zasnąć. Przekręcał się z boku na bok, a jego wzrok wciąż zatrzymywał się na pustym łóżku Pottera. Nie wiedział dlaczego, ale nie mógł znieść myśli, że Harry może teraz... kochać się z Malfoyem. Przecież jeszcze tydzień temu był świadkiem ich kłótni! Jak tak szybko mogli dojść do porozumienia?!
I to jeszcze jakiego... - pomyślał i prychnął.
Już zbierał się do kolejnej zmiany miejsca, mając nadzieję, że to pomoże mu zasnąć, gdy do jego wrażliwych uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Siłą woli powstrzymał się od zerwania się z łóżka i... sam nie wiedział, co tak naprawdę chciał zrobić, ale jednego był pewien - to z pewnością miało coś wspólnego z Harrym. Ostatnio całe jego życie krążyło wokół niego. To było niepokojące.
- Harry? - szepnął, gdy zauważył ruch przy łóżku Pottera.
- Dean? - Głos chłopaka był dziwnie zachrypnięty. - Nie śpisz?
- Nie mogłem zasnąć.
- Rozumiem.
Na chwilę zapadła cisza. Brunet krzątał się przez moment, by w końcu położyć się na miękkim posłaniu. Dean natomiast leżał i... nim zdążył pomyśleć, wypalił:
- Wróciłeś od Malfoya?
- Um... yhym.
Thomas poczuł coś niepokojącego. Głos chłopaka wydał mu się dziwnie przytłumiony i Dean nie mógł przejść obok tego obojętnie. Powoli wstał i podszedł do drugiego łóżka.
- Co się dzieje, Harry? Czy on... - przełknął ślinę - ...zrobił ci coś?
Ten powoli odwrócił się w jego stronę. Było ciemno i chłopak mógł tylko ujrzeć kontur głowy Pottera, którą ten kręcił w geście zaprzeczenia. Odetchnął.
- Więc... co się stało?
Minęło parę minut nim Harry zdecydował się odezwać.
- Mój p-przyjaciel... o-on... miał wypadek i n-nie ż-żyje... - wyjąkał, czując gorące łzy spływające po brzoskwiniowych policzkach. Powoli i trochę niepewnie odszukał rękę Deana i ścisnął ją. Ten oddał uścisk. Był zszokowany wyznaniem Pottera i... poczuł jakieś dziwne ciepło, gdy chłopak złapał go za dłoń.
- Przykro mi... - wydukał, czując się jak ostatni idiota. Nie miał pojęcia, co mógł powiedzieć. Chciał jednak jakoś pomóc brunetowi. W końcu, czując ciepło wypływające na policzki, puścił dłoń chłopaka i nie zważając na jego zaskoczenie, obszedł łóżko i wpakował się na drugą połowę.
- C-co ty robisz?! - Harry w ostatniej chwili powstrzymał się od krzyku.
- Cii... po prostu poleżymy trochę razem. - Delikatnie przyciągnął go do siebie i ułożył jego głowę na swojej piersi. Nie wiedział czemu to robił, ale... to nie było nieprzyjemne uczucie. Brunet zaciskał dłonie na górnej części jego pidżamy, mocząc ją swoimi łzami, a on powoli głaskał go po plecach. Leżeli tak jakieś dziesięć minut, zanim Dean zdecydował się na przerwanie tej przyjemnej ciszy.
- Wiesz, Harry... - zaczął - ...rozumiem, że cierpisz i będziesz cierpiał jeszcze długi czas, ale myślę... sądzę, że twój przyjaciel chciałby, abyś był szczęśliwy i cieszył się życiem.
W odpowiedzi otrzymał ciche prychnięcie.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?
- Może nie wiem zbyt wiele i w tej chwili brzmię dosyć patetycznie, ale zastanów się: czy nie tego by właśnie chciał?
- Może... - Pociągnął nosem. - Ale jeśli nie będę płakał i zadręczał się myśleniem o tym... czy to nie będzie tak, jakbym go obrażał?
- Nie... - Pokręcił głową. - Poza tym... dlaczego miałbyś się tym zadręczać?
- Bo... - zawahał się - ...możliwe, że to ja byłem tym, który doprowadził do jego śmierci.

***

Była sobota i większość Gryfonów wciąż spała w swoich łóżkach, odsypiając pracowity tydzień, ale Neville się do nich nie zaliczał. Od pół godziny kręcił się w swoim łóżku, starając się zasnąć chociaż jeszcze na chwilkę, ale bez skutków. Westchnął z irytacją i chcąc nie chcąc, postanowił wstać i udać się na wczesne sobotnie śniadanie. Odsunął kotary i przeciągnął się, wydając bliżej niezidentyfikowany dźwięk. Jego wzrok padł na łóżko Deana, które okazało się puste. Zwiesił ramiona, dobrze wiedząc, że ten znów był na porannej randce z Ginny. Świadomość tego była bolesna, choć Longbottom zdążył się już przyzwyczaić do tego uczucia. Po prostu musiało do niego dotrzeć, że Ginny Weasley nigdy nie spojrzy na niego w ten sposób. Już w gorszym nastroju, odwrócił się i zastygł w bezruchu. Spodziewał się wiele, gdy spoglądał na łóżko Harry'ego. Zazwyczaj w jego umyśle pojawiała się myśl, że kiedyś może tam znaleźć swojego przyjaciela wraz z Draconem Malfoyem. To nie byłoby jednak tak złe, jak to co widział teraz. Nigdy nie spodziewał się ujrzeć Deana Thomasa w łóżku z innym chłopakiem. Co prawda obaj byli ubrani, a przynajmniej tak mu się wydawało, patrząc na ich niektóre części ciała wystające spod kołdry, ale fakt był faktem - obaj spali w jednym łóżku, wtuleni w siebie jak para zakochanych.
Nagle w jego głowie pojawiła się myśl, że Ginny musiała teraz czekać na swojego chłopaka. Nawet nie chciał wiedzieć, co najmłodsza Weasley zrobiłaby tej dwójce, gdyby się o tym dowiedziała. Gdzieś w umyśle majaczyła myśl, że dziewczyna może zerwałaby z Thomasem, gdyby to zobaczyła, ale Neville nie był taki i potrafił pokonać niebezpieczne pragnienia. Poza tym żal byłoby mu Harry'ego. W końcu, decydując się na coś, chrząknął głośno, mając nadzieję, że to ich obudzi. W sumie... ich miny mogły być nawet ciekawym widokiem...

***

Harry pokręcił się trochę, wtulając twarz w coś ciepłego i przyjemnie pachnącego. Było mu gorąco, błogo i ani myślał teraz wstawać. Niestety do jego uszu dobiegał jakiś irytujący dźwięk, który z każdą chwilą przybliżał go coraz bardziej do pobudki i okrutnej rzeczywistości. W końcu westchnął, dając za wygraną i wciąż nieświadom wydarzeń poprzedniego dnia, uchylił powieki. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to... ciało. A dokładniej szyja, w którą wtulał swoją twarz. Otworzył szerzej oczy, porażony tym widokiem. Co on wczoraj robił?!
A potem napłynęło zrozumienie.
Odetchnął głęboko, będąc już pewnym z kim znalazł się w łóżku. - Dean? - mruknął i dźgnął chłopaka w żebra. Wciąż nie zorientował się, że są obserwowani.
- Hm...? - Thomas otworzył powoli oczy, by następnie uchylić usta w wyrazie kompletnego zaskoczenia. - Harry?! Co ty robisz w moim łóżku?!
Brunet uniósł jedną brew, delikatnie rozbawiony zachowaniem Gryfona.
- W twoim...?
Dean nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ obaj usłyszeli głośny śmiech dobiegający z wnętrza pokoju. Spojrzeli w tamtym kierunku i ujrzeli Neville'a, który zwijał się ze śmiechu.
- Ale mieliście miny... - wysapał i po raz kolejny parsknął śmiechem. Thomas poczuł, jak na jego poliki wypływa zdradziecka czerwień. Był zażenowany!
- Przestań! - warknął. - To nie jest zabawne!
Wstał szybko z łóżka i niemal biegiem wpadł do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Gryfoni odprowadzili go wzrokiem.
- Chyba się zdenerwował... - mruknął Potter i sam zaczął się zbierać. Wiedział, że chłopak musiał poczuć się dziwnie. W końcu spał w jednym łóżku z gejem... Harry nawet nie chciał wiedzieć, co ten sobie o nim pomyślał.
- Yhym - potwierdził. - A tak w ogóle... Co robiliście razem w łóżku?
Harry przypomniał sobie ich nocną rozmowę. Powiedział wtedy Thomasowi niemal wszystko o wydarzeniach w zniszczonym, starym barze, nie wspominając jedynie o zaklęciu, którego użył Draco. Długo dyskutowali na ten temat i zielonooki musiał przyznać, że ta rozmowa naprawdę mu pomogła i podniosła go na duchu. A później po prostu zasnęli z wyczerpania.
- To był przypadek - powiedział tylko i pogłaskał Silvera, który spał na szafce nocnej,  po jego mięciutkim futerku. Rzucił okiem na drzwi od łazienki. Miał nadzieję, że Dean szybko stamtąd wyjdzie. Miał potrzebę do załatwienia.

***

Od piętnastu minut znajdował się w Pokoju Życzeń, czekając na przystojnego blondyna, któremu wysłał sowę z zawiadomieniem o spotkaniu. Miał nadzieję, że ten nie obraził się na niego za tą nagłą ucieczkę w nocy. Po prostu w tamtej chwili... nie potrafił zostać w tym pomieszczeniu. Dusił się. Poza tym był zadowolony z tego, że zdecydował się na pójście do Hagrida. Olbrzym zawsze potrafił pocieszyć go miłym słowem. I był dobrym słuchaczem.
- Potter?
Odwrócił się, słysząc dobrze mu znany głos. Najwidoczniej myśli pochłonęły go bardziej, niż był tego świadom, ponieważ Malfoy siedział już na kanapie i patrzył na niego tymi zimnymi, przeszywającymi oczami.
- Witaj, Draco. - Przysiadł obok chłopaka.
- Jak się czujesz?
Harry uśmiechnął się lekko, choć jego oczy wciąż pozostawały smutne. Był pewny, że nie będzie mógł iść dalej, tak jak radził mu Dean, dopóki nie odbędzie się pogrzeb jego przyjaciela. Zadrżał, wciąż niepogodzony z tą myślą.
- Lepiej... - mruknął. - Ktoś powiedział mi, że Phil pragnąłby, abym był szczęśliwy... więc staram się. - Uśmiechnął się krzywo.
- Dobrze. - Złapał dłoń Pottera, delikatnie ją głaszcząc. - Czemu zniknąłeś w nocy?
Harry odwrócił wzrok, zawstydzony. Nawet nie chciał sobie wyobrażać miny Ślizgona, gdyby ten dowiedział się w jaki sposób i z kim spędził tę noc...
- Ja... musiałem pobyć trochę sam... przepraszam... - wydukał.
- Yhym... - Przysunął się bliżej i objął chłopaka w talii. - Jadłeś coś dzisiaj?
- Um... - Zagryzł wargę. - Miałem iść na śniadanie, ale później zasiedziałem się w dormitorium, oglądając album zdjęć, który Alice dała mi w prezencie przed rozpoczęciem roku szkolnego i... zapomniało mi się.
- W takim razie wezwij swojego skrzata i zamów coś. Musisz jeść, Potter. Schudłeś.
- Wcale nie! - Oburzył się.
- Jasne... - parsknął. - I dlatego kości wystają ci bardziej, niż zwykle? - Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.
Gryfon prychnął i spojrzał na niego z przekornym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- To chyba dobrze, skoro właśnie taki ci się podobam, hę?
Słysząc to, Draco nie powiedział nic, a jedynie złapał go za szczękę i mocno pocałował. Brunet uśmiechnął się w duchu i zarzucił ręce na kark blondyna. Uwielbiał się z nim całować.
- Śniadanie może poczekać - mruknął, gdy oderwali się od siebie na chwilę.
- Yhym... - Ślizgon przytaknął i wciągnął go na swoje kolana, przyciągając go do kolejnego, oszałamiającego pocałunku.

Gdy pół godziny później siedzieli przy wyczarowanym stole, jedząc kanapki z masłem orzechowym, Harry pomyślał, że może być szczęśliwy. Patrząc na Draco, który uśmiechał się do niego w ten swój charakterystyczny, lekko kpiący sposób, stwierdził, że jego szczęście w pewnym stopniu jest uzależnione od tego chłopaka. Nie wiedział, czy był zakochany. Tak naprawdę nigdy nie zaznał tego uczucia, więc nie był pewien, jak ono się objawia, ale mógł szczerze przyznać, że był uzależniony od jego osoby. I to mu na razie wystarczało.
- Och, zapomniałem! - Ostentacyjnie klepnął się w czoło i wyciągnął telefon, odkładając na wpół zjedzoną kanapkę. - Miałem zadzwonić do Alice!
Wstał od stołu i wybrał odpowiedni numer. Wiedział, że ta rozmowa będzie ciężka i nie bardzo był na nią gotowy, ale nie miał innego wyjścia. I tak kiedyś musiało do niej dojść.
Nie dzwonił zbyt długo, bo już po dwóch sygnałach usłyszał lekko przytłumiony głos dziewczyny.
- Witaj Alice - zaczął. - Jak... jak się czujesz?
- Koszmarnie, ale stan depresyjny jeszcze mnie nie dopadł...
Harry zaśmiał się trochę histerycznie.
- Cóż, to tak jak ja... - Czuł się niezręcznie. Dziewczyna wiele dla niego znaczyła i mogli rozmawiać ze sobą o wszystkim, ale ten temat był za trudny. - K-kiedy pogrzeb?
- W p-poniedziałek - wydukała, czując zbliżającą się kolejną falę łez.
- Czy... Kto zajął się organizacją?
- Jego matka wróciła. - Prychnięcie. - Suka!
- Yhym... wiem... - mruknął. - Spotkajmy się przed, dobrze?
- Dobrze. D-do zobaczenia Harry.
- Do zobaczenia, Alice.
Już miał się rozłączyć, gdy usłyszał drżący głos dziewczyny.
- Czekaj!
- Hmm?
- Kocham cię, Harry.
- Ja ciebie też, Alice. Ja ciebie też...
Gdy połączenie zostało przerwane, Harry schował telefon do kieszeni spodni, a z jego ust wydobyło się ciche westchnienie. Jego ramiona opadły w geście rezygnacji. Dziewczyna była zrozpaczona, a on... on powinien zachować zimną krew i ją wspierać. Tylko nie wiedział, czy był na to gotów.
- Cii, jestem z tobą.
Silne ramiona objęły go od tyłu, a on mógł oprzeć się o silną, męską klatkę piersiową. Odetchnął.
- Wiem. I dziękuję ci za to.
Miał wsparcie. To było najważniejsze.

***

Poniedziałek nadszedł zaskakująco szybko i nim się spostrzegł, już stał przed lustrem, zakładając czarną marynarkę. Na początku chciał założyć garnitur, ale później stwierdził, że to nie pasuje. Phil nigdy nie uznawał eleganckich mężczyzn i wolał styl typowo luzacki, więc Harry z myślą o nim, założył czarne rurki, trampki i marynarkę. Przeczesał jeszcze swoje ciemne rozwichrzone włosy i zszedł na dół. Szybko pokonał Pokój Wspólny i przeszedł przez dziurę za portretem. Rozejrzał się po korytarzu, a jego oczom ukazał się Draco Malfoy ubrany w czarny, elegancki garnitur. Wyglądał zachwycająco i gdyby nie okoliczności, Potter mógłby zaciągnąć go do jakiejś pustej klasy, ale... nie tym razem. Pomyślał o swoim przyjacielu, który nienawidził garniturów i omal nie zachichotał nerwowo. Czuł się naprawdę okropnie. Był na granicy i miał nadzieję, że nie wybuchnie, gdy znajdą się na cmentarzu.
Powoli podszedł do chłopaka.
- Nie musisz tego robić. Mogę iść sam.
- Idę z tobą. Pogódź się z tym, Potter.
Gryfon wzruszył ramionami.
- Więc chodźmy.
Mieli przejść do Miodowego Królestwa i stamtąd aportować się w pobliże cmentarza, gdzie umówili się z Alice. Harry miał nadzieję, że w zamku nikt nie będzie ich szukał. Przypuszczał, że ich nie pojawienie się na lekcjach może przynieść pewne konsekwencje w postaci plotek i żartów Weasleya, ale miał to gdzieś. Teraz liczył się tylko Phil. Nic więcej.

__________________
Następny rozdział: 04.10

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 17

Bardzo was przepraszam za to delikatne opóźnienie, ale nie miałam wczoraj czasu na skończenie tego rozdziału. Dzisiaj bardzo krótko i czy udało mi się dobrze napisać ten rozdział to już sami ocenicie, bo ja jestem z niego średnio zadowolona ;p
Dziękuję za komentarze i kliknięcia. Jesteście cudowni ;*
W ogóle to ostatnio znalazłam na swoim telefonie piosenkę, która idealnie pasuje do tego opowiadania i postanowiłam się nią z wami podzielić:  Maska
Pozdrawiam ;)

______________________________________________________________________________

Tego dnia Harry obudził się z przekonaniem, że musi znaleźć Dracona Malfoya i mu podziękować. Bez względu na to, jakie pobudki kierowały chłopakiem, gdy przekazywał mu informacje, zasłużył na to. Niestety, ta sprawa nie obeszła się bez echa w umyśle Gryfona. Po raz kolejny zaczął mieć wątpliwości, co sprawiło, iż w chwili, gdy schodził na śniadanie wraz z Deanem i Ginny, jego głowa pulsowała tępym bólem. Z rozdrażnieniem potarł się po jej tyle i z krzywą miną usiadł na swoim stałym miejscu przy stole Gryffindoru.
- Coś się stało?
Głos Ginny dotarł do jego otępiałego umysłu z dużym opóźnieniem, co wywołało grymas niezadowolenia na jego twarzy.
- Głowa mnie trochę boli - mruknął.
- Może idź do pani Pomfrey?
- Nie. - Posłał rudowłosej szeroki, całkowicie wymuszony uśmiech. - Zaraz pewnie samo przejdzie.
Dziewczyna patrzyła na niego jeszcze chwilę, póki nie pochyliła się nad stołem, zabierając się za czytanie nowego numeru Żonglera.
Brunet siedział na ławce jeszcze jakiś czas, tak naprawdę nie mając zbytniej ochoty na jakiekolwiek jedzenie, aż w końcu wypił resztki soku dyniowego i wstał, chcąc udać się na podwójne Eliksiry.
- Poczekaj, pójdę z tobą.
Uśmiechnął się w duchu, widząc wstającego Deana. Naprawdę polubił ich wspólnie spędzany czas. Thomas już miał odejść od stołu, gdy Ginny złapała go za nadgarstek.
- Już idziesz?
- Yhym... pójdę z Harrym, odprowadzę go na Eliksiry. - Rzucił mu szybkie spojrzenie. - Wiesz, źle się czuje i w ogóle...
- Jasne. - Dziewczyna uśmiechnęła się trochę krzywo i puściła go. Była zaniepokojona zachowaniem swojego chłopaka, choć sama nie wiedziała dlaczego.
Tymczasem Dean posłał mu zakłopotany uśmiech.
- Idziemy?
Skinął głową i ruszył w stronę wyjścia. Obrzucił stół Ślizgonów uważnym spojrzeniem, ale niestety nie ujrzał tam znajomej czupryny. Westchnął.
- Nie musiałeś ze mną iść. Ginny wydawała się... trochę tym przygnębiona. Ostatnio chyba nie mieliście zbyt wiele czasu dla siebie, prawda?
Gryfon wzruszył ramionami.
- Czasami trzeba od siebie odpocząć... - mruknął.
Harry nie skomentował tego. Nie miał za bardzo doświadczenia, ponieważ jego związek z Draco trwał zaledwie kilka dni, więc wolał się nie wypowiadać.
Milczeli, obaj skupieni na swoich własnych myślach, choć cisza panująca między nimi w ogóle im nie przeszkadzała. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie, tak po prostu. Gdy znaleźli się w lochach, Potter zdał sobie sprawę, że Dean odprowadził go niemal pod samą salę... jak swojego chłopaka. Poczerwieniał, czując się całkowicie głupio z powodu swoich śmiesznych myśli.
- Um... nie spóźnisz się na Runy? Z tego co wiem, sala znajduje się się w drugim końcu zamku.
- Spokojnie, zdążę. Jak się czujesz?
- Jest ok... - Zauważył minę chłopaka i westchnął. - Dobra, żadnej poprawy, ale dam radę...
- Zawsze możesz iść do pani Pomfrey...
- Ta... i Snape mnie zabije. - Uśmiechnął się krzywo. - Wolę już ból głowy.
- Jak chcesz. - Dean wzruszył ramionami, kątem oka zauważając grupę Ślizgonów. - Uciekam. Widzimy się tam gdzie zwykle. Powodzenia.
Potter posłał mu delikatny uśmiech i ruszył w stronę sali. Czuł, że znalazł nowego przyjaciela...

***

Minęły wszystkie lekcje i Harry'emu wciąż nie udało się porozmawiać z Draco. Ten, oblegany przez innych Ślizgonów - głównie przez Blaise'a i Pansy, nie wykazywał jakichś szczególnych chęci do rozmowy z nim. Poza tym Potter wciąż czuł gule w gardle, widząc z nim Ślizgonkę, choć ci, ku jego zdziwieniu, już nie obściskiwali się i po prostu ze sobą rozmawiali. Harry nie wiedział jednak tak naprawdę, jakie relacje łączą i łączyły tę dwójkę. Na ich temat krążyły różne plotki i jeszcze rok temu może wierzył w niektóre, ale teraz... sam już nie wiedział. Chyba nie potrafił po tym, co wydarzyło się między nim, a Draco od początku roku szkolnego. Albo po prostu nie chciał...
Szedł właśnie do "swojej" sali, w której po raz kolejny umówił się z Deanem, gdy go zobaczył. Stał oparty o ścianę, trzymając dłonie w kieszeniach spodni i patrzył na niego tym swoim przeszywającym wzrokiem. Potter zmieszał się, choć miał nadzieję, że nie było tego po nim widać. Podszedł do niego.
- Hej... - mruknął.
- Cześć.
- Umm... - Zawahał się. - Ja... chciałem ci podziękować za te informacje. Były... pomocne. - Zacisnął dłonie na swojej szacie, której nie zdążył jeszcze zdjąć. Był poddenerwowany.
Blondyn wzruszył ramionami.
- Nie masz za co.
Harry odwrócił wzrok. Krępująca cisza, która zapadła między nimi, ciążyła im obu, choć żaden nie kwapił się do przerwania jej. W końcu Potter wydał z siebie ciche westchnienie i odwrócił się, chcąc odejść, gdy poczuł dłoń na swoim ramieniu.
Nie było to jednak natarczywe. Jego dotyk był delikatny i przyjemny i Gryfon nie potrafił się nie odwrócić i nie uśmiechnąć do niego lekko.
- Porozmawiasz ze mną?
Skinął głową, urzeczony widokiem szarych oczu. Były naprawdę... intrygujące. Malfoy uśmiechnął się zwycięsko i przejechał dłonią po jego przedramieniu.
- Chodźmy do Pokoju Życzeń.
Harry podrapał się po głowie w geście zdenerwowania.
- E... ja... nie mogę teraz... - wydukał.
W odpowiedzi otrzymał tę charakterystyczną brew uniesioną w górze. Spuścił wzrok i mruknął:
- Umówiłem się z Deanem. Mamy razem poćwiczyć.
Draco zacisnął zęby, z ledwością powstrzymując się od wściekłego warknięcia.
- Dobrze - syknął. - Widzimy się później w Pokoju Życzeń. - I odszedł, mając nadzieję, że do ich kolejnego spotkania zdąży się uspokoić. Thomas był kolejną przeszkodą.
Harry stał tam jeszcze chwilę, mrugając zawzięcie oczami, nim wzruszył ramionami i odwrócił się, ruszając w stronę starej sali od transmutacji.

***

- Ty i Malfoy... Znów jesteście razem?
To było pierwsze, co usłyszał, gdy wszedł do sali i ujrzał Deana siedzącego na jednej z ławek. Aż przystanął z wrażenia, całkowicie zaskoczony tym nagłym pytaniem.
- Ja... skąd... ty...? - dukał. Był zdezorientowany.
- Widziałem was, jak tutaj szedłem. - Wyjaśnił. - Myślałem, że byliście skłóceni.
Harry zamrugał, słysząc dziwny, trochę oskarżający ton chłopaka. O co mu chodziło?
- Byliśmy, ale powoli wyjaśniamy sobie wszystko. - Wzruszył ramionami. - Umówiłem się z nim na później.
Dean przełknął ślinę, czując w sobie coś dziwnego, coś czego nie chciał analizować. Skinął jedynie głową, postanawiając nie drążyć tego tematu. Sam nie wiedział, czemu w ogóle o to zapytał. Był skołowany.
- Gramy?
Wciąż z lekką konsternacją wymalowaną na twarzy, Potter podszedł do jednej z ławek i rzucił tam swoje rzeczy. Następnie złapał za brzegi swojej szaty i pociągnął do góry. Koszulka, którą miał pod spodem, podwinęła mu się przy tym działaniu, przez co Thomas miał idealny widok na jego szczupłe, trochę nawet wychudzone ciało. Zwilżył wyschnięte usta językiem i odwrócił głowę. To co poczuł, było złe. I z pewnością nigdy więcej się nie wydarzy. Pocieszony tą myślą, spojrzał znów na drugiego Gryfona i z rozczarowaniem zauważył, że ten już się ogarnął. Poczerwieniał na tę myśl. Może potrzebował jedynie trochę czasu, aby wszystko wróciło do normy? Jego wzrok prześlizgnął się po rozwichrzonej czarnej czuprynie i błyszczących szmaragdowych oczach. Przełknął ślinę. Tak, czas to z pewnością było to, czego teraz potrzebował.

***

Na siódme piętro Harry dotarł tuż przed godziną osiemnastą. Zachowanie Deana było zastanawiające, ale on potrafił jedynie myśleć o spotkaniu z Draco i rozmowie z nim. Tak naprawdę nie rozmawiali ze sobą od chwili, gdy dowiedział się, że Malfoy został Śmierciożercą. Potter unikał go jak tylko mógł, a ich kłótni nie można było przypiąć pod etykietę rozmowy. Teraz, stojąc pod drzwiami do Pokoju Życzeń, sam już nie wiedział, czy podejmował dobre decyzje w ostatnim czasie. Nacisnął mosiężną klamkę i wszedł do środka. Rozejrzał się po wnętrzu, z zaskoczeniem stwierdzając, iż była to niemal idealna kopia prywatnego dormitorium prefekta Ślizgonów. Nigdzie jednak nie widział Draco.
Nagłe szarpnięcie w okolicach bioder wydobyło z jego ust zduszony krzyk. Serce podeszło mu do gardła, gdy do jego rozkojarzonego umysłu napłynęły wspomnienia, których chciał się pozbyć. Szarpnął się, gdy poczuł ścianę za swoimi plecami i usta napierające na jego własne. Nagła świadomość obecności drugiego, co najważniejsze - znajomego ciała, uspokoiła go. Był zirytowany na chłopaka za ten niespodziewany "atak", ale poddał się, czując te cudowne, dobrze znajome pocałunki. Ręce Ślizgona błądziły po jego ciele, w jego mniemaniu w bardzo rozgorączkowany sposób i Harry nie mógł powstrzymać cichego jęku, który wydobył się z jego maltretowanych ust.
- O Merlinie... - sapnął, gdy został uwolniony, a jego oczy spotkały się z szarymi tęczówkami. - Merlinie...
- Przepraszam... - Głos blondyna był lekko zachrypnięty. - Nie mogłem się powstrzymać...
Potter odetchnął głęboko, czując gorąco na swojej twarzy i delikatnie odsunął od siebie chłopaka. Potrzebował trochę przestrzeni, aby samemu nie rzucić się na Ślizgona. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za nim tęsknił, póki ten nie uświadomił mu tego w jakże przyjemny sposób.
- M-musimy p-porozmawiać... - wydukał i na drżących nogach podszedł do łóżka, na które opadł z westchnieniem. Świadomość, że znajdują się w magicznej sypialni wcale nie pomagała.
- Tak, tak, musimy. - Draco wyczarował sobie fotel i zasiadł naprzeciwko. Był lekko zarumieniony.
Cisza przedłużała się, a oni oddychali głęboko, obaj zbierając swoje rozszalałe myśli. W końcu Malfoy zaczął:
- Przepraszam, że ci o tym nie powiedziałem. Ja... nie chciałem żeby to wpłynęło na nasze relacje.
Nie mogąc się powstrzymać, prychnął.
- A jak to sobie wyobrażałeś? Że rzucę ci się w ramiona, współczując służby u Voldemorta?
Blondyn drgnął, słysząc imię Czarnego Pana, ale nie skomentował tego. Czuł, że Harry jedynie by się tym zdenerwował. Nie chciał tego.
- Nie wiem, Harry. Po prostu nie chciałem, byś patrzył na mnie tak, jak spojrzałeś, gdy się o tym dowiedziałeś. Widziałeś we mnie zwykłego mordercę i... to było coś, czego chciałem uniknąć.
- Okłamałeś mnie.
- Musiałem.
- Więc jak mam ci teraz zaufać? Skąd mam mieć pewność, że twoje intencje wobec mnie są czyste?
- One nigdy nie będą czyste, Potter. - Sugestywny uśmieszek wypłynął na usta blondyna.
Potter poczerwieniał.
- Przestań - warknął, choć poczuł przypływ ciepła wewnątrz siebie. - Jak według ciebie ma to teraz wyglądać?
Draco zacisnął wargi, po raz pierwszy okazując delikatne oznaki zdenerwowania.
- Ja... będę kłamał. Będziesz bezpieczny. Obiecuję.
Otworzył szerzej oczy. Nie spodziewał się takiej... deklaracji. Wytarł lekko spocone dłonie w swoje czarne spodnie i wstał z łóżka. Serce zabiło mu mocniej i nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Podszedł do Ślizgona i niepewnie usiadł na jego kolanach. Od razu poczuł dłonie, które spoczęły na jego talii.
- A ty? Czy ty będziesz bezpieczny? - zapytał cicho.
Draco wzruszył ramionami i spojrzał gdzieś ponad jego ramieniem.
- Tak - odpowiedział w końcu, choć Harry wiedział, że było to kolejne kłamstwo. Westchnął i położył głowę na jego ramieniu.
- Tęskniłem - wyznał.
Malfoy uśmiechnął się w ten typowy ironiczny dla siebie sposób i przyciągnął go bliżej siebie. Złapał go za podbródek i podniósł jego głowę, przechylając ją w taki sposób, by móc złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. Harry zaśmiał się cicho i splótł swoje dłonie na jego karku, z uśmiechem na ustach odpowiadając na tę subtelną pieszczotę.
Całowali się długo i powoli, napawając się swoją obecnością. Nie trwało to jednak długo, gdy przerwał im dźwięk telefonu. Harry zignorował go, zbyt skupiony na wtulaniu twarzy w cudownie pachnącą szyję Ślizgona. Niestety, osoba, która próbowała się z nim skontaktować najwidoczniej nie miała zamiaru przestać próbować, ponieważ telefon dzwonił i dzwonił. Gryfon wydał z siebie westchnienie pełne niezadowolenia i zszedł z kolan Malfoya, aby dostać się do kieszeni swoich spodni, co było niemożliwe w pozycji, w której znajdował się przed chwilą. Posłał przepraszające spojrzenie blondynowi, który wydawał się naburmuszony niczym dzieciak i rzuciwszy jeszcze okiem na wyświetlacz, odebrał:
- Wybacz Alice, ale nie mam teraz za dużo czasu.
- H-Harry... - Głos dziewczyny był roztrzęsiony i Gryfon od razu poczuł, że zaczyna się trząść. Był zaniepokojony. - Boże, Harry...
- Co się stało? - zapytał szybko.
- To był w-wypadek... - Cichy szloch. - W-wypa-padek.
- O czym ty mówisz, Alice?! - krzyknął, czując strach napływający do jego serca.
- Harry... o-on... - zacięła się. - On nie żyje, Harry. Phil miał wypadek i nie żyje. - A później wybuchła głośnym płaczem.
Jedyną odpowiedzią był dźwięk upadającego telefonu.

__________________
Następny rozdział: 20.09