sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 4

Kochani, zanim przejdziemy do rozdziału, parę informacji: 
- nie straciłam wiary w sb, pomysłów na to opowiadanie, czy czegoś takiego xD po prostu nie miałam internetu, ale na szczęście WRESZCIE jest :D co prawda nie mam już tyle weny jeśli chodzi o pisanie tego opa, ale nie zamierzam go porzucać, czy coś ;) 
- bardzo cieszę się, że martwiłyście się o przyszłość tego opa (jakkolwiek to brzmi xD) i mam nadzieję, że nie zostanę powtórnie zmuszona do przerwania go w taki sposób
- rozdział jest wyjątkowo krótki. Miał być dłuższy, ale postanowiłem w końcu zrobić z tego dwa krótkie rozdziały, żeby w końcu coś dodać. W zamian za to kolejny rozdział powinien pojawić się  w przeciągu tygodnia ;) 
A teraz już zapraszam do czytania!

_____________________________________________________________________________

Ostatnie dni były dla Harry'ego niczym zły sen. Sam już nie wiedział, kiedy w jego życiu wszystko się zmieniło. To nastąpiło tak szybko, że nie był już w stanie przypomnieć sobie tego momentu. Wiedział tylko, że stracił wszystko. Dosłownie. Ludzie znów się od niego odsunęli, ale to nie było to samo, co na jego drugim lub piątym roku. Teraz wszystko wyglądało inaczej, bo nie miał przy sobie swoich starych przyjaciół. A może tak naprawdę nigdy nimi nie byli...
Ron i Hermiona zostawili go, gdy tylko dowiedzieli się, że jest gejem. Potter nie spodziewał się takiej reakcji z ich strony. To okazało się dla niego większym zaskoczeniem, niż fakt, iż w świecie czarodziejów, homoseksualizm był postrzegany jako zło, stawiane prawie na równi z Voldemortem. To było zatrważające, ale Harry nie potrafił o tym myśleć. Bardziej przerażało go to, że nawet Gryfonka pochodząca ze świata mugoli, opuściła go. Jedynym jego pocieszeniem były rozmowy z Alice. Dzięki temu czuł, że ktoś się nim interesuje. Zresztą kilka osób z Gryffindoru stanęło po "jego stronie". Ku jego zdumieniu, Ginny była jedną z tych osób. Rudowłosa zaskoczyła go, gdy podeszła do niego wieczorem i przytuliła mocno, mówiąc mu, że wcale nie uważa go za kogoś gorszego z powodu jego orientacji. Zielonooki był tak zdumiony, że nawet się nie odezwał, gdy dziewczyna zniknęła w swoim dormitorium. Neville i Dean również okazali się wyrozumiali. Harry cieszył się, że miał przynajmniej ich i mógł z nimi czasem porozmawiać. Seamus natomiast zaczął udawać homofoba i postanowił wyprowadzić się wraz z Ronem z dormitorium. Został przydzielony im osobny pokój, który był przeznaczony dla prefekta, z którego rudowłosy wcześniej zrezygnował, chcąc być w tym samym dormitorium, co zielonooki. Co za paradoks...

Harry szedł właśnie na jedną ze swoich tak zwanych lekcji oklumencji. Bał się trochę reakcji Snape'a na najnowsze wieści, ale postanowił iść na żywioł. Wiedział, że niektórzy nauczyciele patrzyli na niego krzywo, choć starali się być profesjonalistami. Brunet skrzywił się lekko i zapukał dwa razy w dębowe drzwi. Czekał chwilę, dopóki te nie otworzyły się, a na progu stanął Mistrz Eliksirów z typowym dla siebie, krzywym uśmieszkiem. 
- Panie Potter - mruknął i wpuścił Gryfona do środka. - Lekcje oklumencji... cóż za wyszukany pomysł. 
- Miałeś lepszy? - zapytał i usiadł na krześle, znajdującym się przy biurku. 
- Nie jesteśmy na ty, Potter! - syknął. - Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru!
Harry skrzywił się tylko, ale nic nie powiedział. Mężczyzna westchnął ciężko i zasiadł za biurkiem, patrząc uważnie na siedzącego przed nim, Gryfona. 
- Więc jaki jest twój plan, Potter? 
- Nie, nie, na to przyjdzie jeszcze czas... Zacznijmy od czegoś innego. - Snape zmarszczył brwi. - Słyszał pan kiedyś o magii umysłu? 
Starszy czarodziej uśmiechnął się ironicznie i powiedział: 
- Ależ oczywiście. Zwykłe bajeczki dla głupich bachorów. 
Harry zaśmiał się krótko i pokręcił przecząco głową. Takiej reakcji właśnie się spodziewał. 
- A wie pan dokładnie, o co chodziło w tych bajeczkach? 
Severus potarł swoimi długimi, bladymi palcami, nasadę nosa i mruknął w zamyśleniu: 
- Według legend, w czasach, gdy żył Merlin istniała tak zwana, magia umysłu. Jej moc była nieograniczona i można było dzięki niej stworzyć wszystko. Czarodziejom żyło się dostatnie i bezproblemowo. Dopiero gdy Merlin umarł, a ludzie poczęli tworzyć pierwsze różdżki, magia umysłu zaczęła zanikać, aż znikła na zawsze. Aż do teraz, nie pojawił się nikt, kto odkryłby prawdziwą potęgę czarodziejskiej mocy. - Mężczyzna skończył i posłał swojemu uczniowi zirytowane spojrzenie. - To jakieś głupoty, panie Potter. Nic wartego słuchania.
- Skądże, profesorze. To wszystko prawda. - Harry uśmiechnął się słodko i gdyby spojrzenia jego nauczyciela mogły zabijać, już byłby martwy. 
- Bredzisz. 
Gryfon nie skomentował. Wyciągnął jedną z dłoni i położył ją na biurku, wewnętrzną stroną ku górze. Skupił swój umysł i przymknął lekko powieki. Po chwili, na jego brzoskwiniowej skórze dało się zauważyć delikatne światełko, które zwiększało się z każdą kolejną, sekundą. Postrach Hogwartu patrzył na to z niedowierzaniem. Jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego. Zanim się spostrzegł, na ręce jego ucznia było widać złotą, małą kulę, z której wydobywało się niesamowicie jasne, światło. 
- Co to jest? - wykrztusił. 
- Moja magia. - Harry uśmiechnął się szeroko, widząc jakie wrażenie zrobił na swoim profesorze i zacisnął dłoń w pięść, kończąc przepływ energii. 
- To było... niesamowite. 
- Taak... a to był tylko pokaz. Ten rodzaj magii ma naprawdę niesamowity zasięg możliwości. Czy za pomocą różdżki lub magii bezróżdżkowej, jest pan w stanie ukazać materialnie swą moc? 
Mężczyzna pokręcił głową, wciąż będąc w głębokim szoku. To było nadzwyczajne! Miliony możliwości! Merlinie... i odkrył to ten dzieciak, Gryfon, który swoją bezczelnością i impertynencją niemal dorównywał Blackowi. Severus spojrzał uważnie na bruneta, który uśmiechał się teraz szeroko, a jego szmaragdowe oczy błyszczały wesoło. 
Zaskakujące, jak wiele mocy może zmieścić się w tak drobnym ciele - pomyślał z roztargnieniem i przywołał swoją zimną maskę. 
- Jak to okryłeś? 
Harry wzruszył ramionami, z żalem patrząc na ziemistą twarz mężczyzny, która znów była chłodna i pusta. Zielonooki przez chwilę miał okazję obserwować emocje, które się na niej malowały i musiał przyznać, że był to naprawdę fascynujący widok. To był drugi raz, gdy widział jak Snape zrzuca swoją barierę w postaci bezuczuciowej maski. 
- Przez przypadek - mruknął, a jedna z brwi starszego czarodzieja, powędrowała ku górze. Harry pokręcił tylko głową i wstał, spoglądając na mężczyznę przed sobą spod przymrużonych powiek. 
- Skoro dowiedział się pan już wszystkiego, to ja wychodzę. - Uśmiechnął się lekko, widząc żyłkę pulsującą na skroni Snape'a. 
- Potter! - syknął. - Niczego się nie dowiedziałem! Nie powiedziałeś mi, jaki masz plan! 
- Jak już mówiłem: na to przyjdzie jeszcze czas. Chciałbym, żeby nauczył się pan magii umysłu. Tym zajmiemy się następnym razem, bo dzisiaj nie ma sensu nic zaczynać. - Mruknął i ruszył w stronę drzwi. Był zmęczony. 
Mistrz Eliksirów przymknął oczy, żeby choć trochę się uspokoić i spojrzał na dzieciaka, który wciąż znajdował się w pomieszczeniu. Merlinie, jak on nie znosił tego bachora! 
- Czekasz na coś? - warknął. 
- Chciałem tylko powiedzieć: dobranoc. - Brunet uśmiechnął się słodko i opuścił pośpiesznie pomieszczenie, słysząc za sobą głośne przekleństwo. Jakoś nie obawiał się już Snape'a. Ba! On nawet polubił denerwowanie tego mężczyzny. To było dziwne, ale dzięki temu Potter czuł się dobrze. To tak, jakby wszystko wokół niego się zmieniło (włącznie z nim), a Postrach Hogwartu pozostał taki jak zawsze. Zły, sarkastyczny i wciąż denerwujący się na zielonookiego. 
To było dobre. Mimo wszystko. 

Gdy szedł ciemnymi lochami, na jego twarzy wciąż można było ujrzeć delikatny uśmiech, błąkający się w kącikach ust. Spoglądał z ciekawością na zimne mury. Był zmęczony i jedyne o czym marzył to ciepłe łóżko znajdujące się w wieży Gryffindoru. Zaraz jednak zmarszczył brwi. Wyciągnął telefon, z którym się nie rozstawał i spojrzał na zegarek. Było dopiero po dwudziestej pierwszej i wątpił, że nie spotka nikogo w Pokoju Wspólnym. Skrzywił się. Nie miał siły na konfrontację z innymi Gryfonami, a w szczególności ze swoimi byłymi przyjaciółmi. Jak się okazało, Ron postanowił nie szczędzić mu ostrych komentarzy na temat jego orientacji seksualnej, co na przemian doprowadzało bruneta do smutku i wściekłości. Z zamyślenia wyrwał go odgłos kroków. Odwrócił się i ujrzał Draco Malfoya, idącego w jego kierunku. Chłopak chyba jeszcze go nie zauważył, bo wyglądał na głęboko pogrążonego w swoich myślach. Dłonie wbite miał w kieszenie swoich czarnych, gładkich spodni, a krok sprężysty i zdecydowany. 
- Malfoy. - Ten drgnął lekko i spojrzał na niego, a na jego twarzy pojawił się ten nieznośny, kpiący uśmieszek. 
- Potter - mruknął. - Co twój gryfoński tyłek robi na moim terenie? 
Harry wzruszył ramionami i powiedział wymijająco: 
- Korki z eliksirów. 
Jedna z brwi młodzieńca, powędrowała ku górze i tam już została. 
- Chcesz mi powiedzieć, że profesor Snape dobrowolnie zgodził się, udzielać ci korepetycji ze swojego przedmiotu? 
Zielonooki uśmiechnął się kpiąco i z udawaną nonszalancją, powiedział: 
- Wiesz... ma się te znajomości z dyrektorem. - Ślizgon prychnął cicho i założył ręce na piersi. 
Przez chwilę trwali w ciszy. W końcu Gryfon odchrząknął i spojrzał pewnie na swojego rywala. 
- Dziękuję, że mi pomogłeś - mruknął. Wciąż pamiętał ten moment, gdy Draco wpadł do sali i unieruchomił Seamusa. Oczywiście, potrafił sobie poradzić, ale w tamtym momencie był tak przerażony, czując na sobie cudzy dotyk, że nie potrafił nawet sobie przypomnieć jak brzmiało odpowiednie zaklęcie. Dlatego pomoc Ślizgona została przyjęta przez niego z ogromną ulgą i wiedział, że w końcu nadejdzie moment, w którym będzie musiał mu podziękować. 
- Nie ma za co, Potter. Ale chyba nie myślisz, że zrobiłem to za darmo. - Pełen rozbawienia, uśmieszek pojawił się na przystojnej, jasnej twarzy szarookiego. 
- Słucham? 
- Ogłuchłeś, Potter? Nie jestem altruistą. Więc, co mi możesz zaoferować w zamian? 
Gryfon stał chwilę w bezruchu, powoli pokonując zaskoczenie i zastanawiając się, czego innego mógł się spodziewać po zimnym Ślizgonie. To było prawie oczywiste i Harry zaklął w myślach, zastanawiając się, co u licha, skłoniło go do dziękowania blondynowi. 
- Uch... piwo kremowe na mój koszt? - to było pierwsze, co przyszło mu do głowy i najwidoczniej rozbawiło Ślizgona, który pokręcił głową z rezygnacją. 
- Czego ja się spodziewałem... - westchnął - ...ale niech będzie. Idziemy do Pokoju Życzeń? 
- Teraz?
- A kiedy? 
- No... ok - mruknął i ruszył przed siebie, słysząc jak Ślizgon za nim podąża. 
- Potter? 
- Hę? 
- To nie jest randka. 
- Wiem! - krzyknął, a jego policzki pokryły się delikatną czerwienią. 
Na twarzy blondyna pojawił się zadowolony uśmieszek. 

***

Weszli do sekretnego pokoju. Pomieszczenie było duże, ściany w kolorze ciemnej zieleni, czarna kanapa, hebanowy stolik i dwa fotele, które były ustawione przy kominku. 
Malfoy uniósł brew, odnotowując brak gryfońskich barw, ale ruszył za brunetem, który z westchnieniem ulgi opadł na miękką sofę. Draco zajął miejsce obok niego i z gracją, godną prawdziwego arystokraty, założył nogę na nogę. 
- I gdzie to kremowe? - zapytał ironicznie, wiedząc, że magiczny pokój akurat tego im nie zapewni. Harry otworzył oczy, które przymknął ze zmęczenia i zerknął na blondyna z niezrozumieniem. Dopiero po chwili dotarło do niego znaczenie słów szarookiego i westchnął cicho, pstrykając palcami. Tuż przed nim pojawił się skrzat domowy i ukłonił nisko. 
- Harry Potter, sir! Co Zgredek może zrobić dla Harry Potter, sir? 
- Zgredku! - Harry uśmiechnął się szeroko. - Dobrze cię widzieć. Mógłbyś przynieść nam piwo kremowe? 
Skrzat jakby dopiero zdał sobie sprawę, że brunet nie jest sam i spojrzał w bok. Widząc swojego byłego pana, zadrżał i wyjąkał: 
- P-panicz M-malfoy...
- Spokojnie, Zgredku. Jesteś bezpieczny. Wierzysz mi? 
Ten skinął głową i zniknął z głośnym pyknięciem, choć w jego oczach wciąż można było ujrzeć strach. 
Tymczasem blondyn przyglądał się całej scenie z nieukrywanym zainteresowaniem, nie komentując zachowania swojego starego skrzata domowego. 
- Czy to był ten skrzat, który kiedyś służył mojej rodzinie?
- Ta, to Zgredek. 
- Co on tu robi? 
- Pracuje. 
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Przerwał im odgłos towarzyszący teleportacji. Zgredek postawił cztery butelki na stoliku i nie patrząc na szarookiego, powiedział: 
- Czy Harry Potter chciałby coś jeszcze? 
- Nie, dziękuję Zgredku. - Zielonooki posłał skrzatowi przyjacielski uśmiech i wziął jedno piwo, słysząc jak jego mały przyjaciel, teleportuje się. 
- Nigdy się nie dowiedziałem, jak zniknął z naszego domu - mruknął szarooki, otwierając swoje kremowe. 
- Uwolniłem go - oznajmił cicho i upił łyk piwa, czując jak kremowy płyn rozpływa się w jego ustach. Zamruczał. Uwielbiał je. 
- Że co?! Jak?!
Harry szybko opowiedział mu o zdarzeniach, które miały miejsce na drugim roku, a Malfoy patrzył na niego w co raz większym szoku. Ku zaskoczeniu Pottera, na koniec zachichotał. 
- Cóż... ojciec zapewne nie był zadowolony... - powiedział, a w jego szarych oczach można było ujrzeć psotne błyski. Brunet otworzył usta ze zdumienia. 
- T-tak... właśnie tak... - mruknął. Wciąż był skołowany tą nagłą zmianą w zachowaniu Ślizgona. 
Reszta wieczoru minęła im spokojnie. Trochę rozmawiali, trochę milczeli. I Harry musiał przyznać, że czas spędzony z blondynem był naprawdę miły i przyjemny. I nawet zbytnio się nie kłócili... 

***

Gdy Harry przeszedł przez dziurę pod portretem, z przykrością odnotował, że w Pokoju Wspólnym wciąż znajduje się wiele osób. Postanowił jednak zignorować ich spojrzenia i ruszył w stronę schodów, prowadzących do dormitorium. Mijał właśnie kanapę, gdy usłyszał sarkastyczny głos swojego byłego przyjaciela: 
- Czyżby kolejna nocna schadzka, Potter?
Harry zacisnął zęby, ale postanowił zignorować to pytanie. Nie miał siły na kłótnie. 
- Wypieprzył cię dobrze? - Głos Seamusa zabrzmiał w głowie Pottera i nim się spostrzegł, już trzymał różdżkę w dłoni i przyciskał ją do serca młodego czarodzieja. 

- Jeszcze jedno słowo... - syknął - ...a pożałujesz, że się urodziłeś. - Powiedziawszy to, odsunął się i wszedł na schody prowadzące do dormitorium, w myślach rzucając przekleństwo na przerażonego Finnigana. Uśmiechnął się tajemniczo. Był ciekawy reakcji Seamusa, gdy ten odkryje u siebie pewien mały, interesujący defekt.