sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 24

Czy tylko mnie denerwuje okres przedświąteczny? Jestem już bliska załamania... Okropne.
Chciałam wam bardzo podziękować za komentarze i kliknięcia. Jesteście cudowni! <3
Chciałam również życzyć wam Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że będą udane i niezbyt tłuste, co by później nie lamentować, że się przytyło xD
Pozdrawiam ;)

______________________________________________________________________________

Harry przekręcił się, marszcząc brwi z niezadowolenia. Było mu przyjemnie ciepło, a nagie ramię owinięte wokół jego talii wywoływało w jego brzuchu radosne trzepotanie. Niestety, jego pęcherz musiał zaprotestować i zmusić do wysunięcia się spod zaborczego chwytu Draco i udania się  do łazienki. Nie zarzuciwszy nic na siebie, Gryfon wmaszerował do mniejszego pomieszczenia i z ulgą załatwił swoje potrzeby. Następnie umył dłonie i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Miał wrażenie, że jego oczy lśnią. Wczorajszy wieczór był niezwykły i Harry'ego przepełniała radość. Przez jeden moment, gdy jego ciało topniało w dłoniach Draco, przeszło mu przez myśl, że się zakochał. To było nagłe, chwilowe, i znikło równie szybko jak się pojawiło. A teraz stojąc w tej jasnej, trochę zimnej łazience znów to poczuł. Tę myśl przebijającą się przez jego wciąż otumaniony wczesną porą umysł, . W końcu Harry mógł się założyć, że nie było jeszcze piątej.
Spuścił w końcu wzrok, spoglądając na swoje kościste palce, a na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Nie było sensu teraz się nad tym zastanawiać.
Gdy opuszczał pomieszczenie, już od progu wiedział, że Draco nie śpi. Choć nie mógł tego zobaczyć, bo w sypialni panował półmrok i dostrzegał jedynie sylwetkę chłopaka, czuł na sobie jego przeszywające spojrzenie. Wywoływało w nim ciarki.
- Chodź spać, Potter. - Wyciągnął jedną dłoń, więc Gryfon ujął ją i pozwolił wciągnąć się na miękki materac. Od razu został też przyciągnięty do rozgrzanego ciała blondyna, a na jego pośladku wylądowała ciepła dłoń chłopaka. Poczerwieniał gwałtownie, ale nie zaprotestował. Czuł, że jeszcze trochę mu zajmie, nim przestanie krępować się tak bezpośrednim dotykiem. To po prostu było dla niego nowe.
- Daj mi jeszcze swoje usta. - Draco złapał jego szczękę i przyciągnął go do długiego, mocnego pocałunku, który sprawił, że zalało go gorąco.
- Och - westchnął, gdy został puszczony i mógł wreszcie złapać oddech.
- Teraz możemy iść spać.
Harry uśmiechnął się i wtulił w drugie, męskie ciało. Znajdował się już na granicy snu, gdy dotarły do niego słowa Ślizgona:
- Potter? Śpisz?
Zmarszczył brwi i mruknął potakująco. Nie chciało mu się teraz rozmawiać. Był śpiący.
- Wprowadź się do mnie.
Brunet drgnął, a jego oczy otworzyły się szeroko. Chyba coś mu się przyśniło...
Uniósł głowę i ujrzał twarz blondyna zwróconą w jego stronę.
- Oszalałeś? - zapytał.
- Już dawno temu, Potter. Poza tym wolałbym, abyś ograniczył swoje spotkania z Thomasem, a przeniesienie się do mnie wydaje się dobrym rozwiązaniem.
- Jesteśmy w szkole, Draco. Nie mogę zmienić domu.
- Ale możesz codziennie zakradać się do mnie pod swoją peleryną.
Potter westchnął, zastanawiając się. Tak naprawdę podobał mu się ten pomysł, ale na dłuższą metę wydawał się zbyt uciążliwy.
- Może na jakiś czas... - mruknął i ułożył głowę na klatce piersiowej Malfoya. Na jego twarzy pojawił się trochę krzywy uśmiech, gdy pomyślał o Deanie... Wciąż nie mógł zrozumieć, jak jego przyjaciel mógł się w nim zakochać. Przecież był hetero!
Westchnął i przymknął oczy. Nie miał siły teraz o tym myśleć.

***

Gdy następnego dnia wszedł do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, miał mieszane uczucia. Z jednej strony rozpierała go radość spowodowana nocą spędzoną z Draco, ale z drugiej... bał się konfrontacji z Deanem. Nie wiedział, jak miałaby wyglądać ich rozmowa. Chyba nie był jeszcze na to gotowy...
Wszedł do dormitorium, nie zważając na dziwne poruszenie w Pokoju Wspólnym i z zaskoczeniem spojrzał na Neville'a siedzącego na swoim łóżku. Na jego kolanach spał Silver, widocznie zadowolony ze swojego kociego życia.
- Cześć - mruknął, trochę zawiedziony obecnością chłopaka. Miał nadzieję, że pobędzie trochę sam w sypialni.
- Hej. - Rzucił mu spojrzenie. - Nie było cię w nocy.
- Yhym. - Zmieszał się trochę, ale nie dał nic po sobie poznać. Nie sądził, że ktokolwiek zauważy jego nieobecność.
- Byłeś z Deanem?
Harry aż się zatrzymał, trzymając jedną z dłoni na uchwycie szafki nocnej. Był w szoku.
- Skąd ten pomysł? - Przełknął ślinę.
- Deana też wczoraj nie było.
- I dlatego pomyślałeś, że byliśmy razem? - Prychnął. - Byłem z Draco.
- Spoko.
Potter starał się nie denerwować pod tym natarczywym spojrzeniem brązowych oczu. Czuł się coraz mniej komfortowo, a do jego umysłu dobijały się pełne obaw, myśli: czy on wie?
- Dean zerwał z Ginny.
Harry odwrócił się gwałtownie, z niedowierzaniem wpatrując się w drugiego Gryfona. Przecież... to nie powinno się wydarzyć.
- Jak to? - Omal nie jęknął, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
Neville wzruszył ramionami.
- Ginny mi mówiła. Była załamana.
- Och - mruknął jedynie i odwrócił się, wyciągając z szafki telefon komórkowy.
"To moja wina" - pomyślał, gdy wchodził do łazienki. - "Moja..."

***

Tego dnia Harry był bardzo rozkojarzony i nic do niego nie docierało. Starał się nadrobić prace domowe, ale nie potrafił się skupić. Wciąż rozmyślał o związku Ginny i Deana, który rozpadł się... przez niego. Niby nie zrobił nic szczególnego, ale nie potrafił wyzbyć się myśli, że to jego wina.
Chciał pograć. Miał na to ochotę. Ogromną. Ale gdy wszedł do tej sali, znów zakurzonej i takiej samej jak zawsze, poczuł się... przytłoczony. Wspomnienia zalały go z wielką mocą, niekoniecznie wywołując przyjemne reakcje. Przypomniało mu się jak Dean wyznał mu swoje uczucia, jak mocno zranił go tuż po i jak bardzo było widać cierpienie na twarzy czarnoskórego chłopaka. Poczuł się jeszcze gorzej.
Szybkim krokiem przemierzał korytarze Hogwartu, chcąc znaleźć się jak najdalej tego miejsca, tych wspomnień, wszystkiego. Usłyszał jakieś wrzaski na końcu korytarza, więc przyspieszył, mając złe przeczucia. Gdy dotarł go końca i skręcił w lewo ujrzał jakieś zbiorowisko uczniów z różnych domów, przekrzykujących się wzajemnie i dopingujących komuś. Najwidoczniej ktoś walczył. To się często zdarzało. Czując coraz większy niepokój, przepchnął się do pierwszego rzędu, nie zważając na niezadowolenie innych i ujrzał Deana chwiejącego się na nogach. Twarz miał opuchniętą, z nosa ciekła mu krew i rozbieganym wzrokiem spozierał na rudowłosego chłopaka, który przymierzał się do kolejnego ciosu. Nim Harry zdążył cokolwiek zrobić, Weasley uderzył z całej siły w brzuch Thomasa, a ten zgiął się wpół i upadł na kolana. To co jednak najbardziej uderzyło Harry'ego to... brak reakcji ze strony Deana.
"On się nie broni" - pomyślał, a na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Nie zdążył nawet dobrze pomyśleć, a już biegł w ich stronę, po drodze odrzucając rudzielca na przeciwległą ścianę. Weasley uderzył w mur, osuwając się po ścianie, a Potter dopadł do przyjaciela, pomagając mu się podnieść. Nie zwracając uwagi na śmiechy i gwizdy niektórych osób, owinął ramię chłopaka wokół swojej szyi, złapał go w pasie i pociągnął w stronę najbliższej pustej klasy lub składzika na miotły.
Gdy znaleźli się w środku pomieszczenia, które okazało się być ciasnym składzikiem, Potter pomógł usiąść Deanowi przy ścianie i klęknął przy nim, łapiąc jego twarz w dłonie. Wyciągnął różdżkę, którą nosił przy sobie jedynie z przyzwyczajenia i wyszeptał kilka zaklęć leczniczych. Wolał zrobić to starym sposobem, niż próbować ze swoją nową magią. W tym przypadku nie był jej pewny, a nie chciał zrobić chłopakowi jeszcze większej krzywdy.
- Dlaczego się nie broniłeś? - szepnął, gdy wzrok Deana wreszcie spoczął na nim, będąc już całkowicie skupionym i opatrzonym.
- Zasłużyłem na to... - głos chłopaka był cichy, gorzki i pełen smutku, który łamał serce Harry'ego na tysiące małych kawałeczków.
- Dean... powinniśmy porozmawiać.
Thomas spojrzał na niego, intensywnie i głęboko, patrząc wprost w jego szmaragdowe oczy i wywołując tym samym dziwny ucisk w jego gardle, a następnie wstał i powiedział:
- Lepiej będzie, jeśli po prostu odpuścimy... - Odwrócił wzrok. - O wiele lepiej.
I wyszedł, a Harry nie mógł się pozbyć myśli, że stracił kolejną ważną dla siebie osobę. Co było z nim nie tak?

***

Minął tydzień, a Harry widywał Deana jedynie na lekcjach. Ten zdawał się go unikać i jak na razie wychodziło mu to nad wyraz skutecznie. Tylko czasami mijali się na korytarzach, ale wtedy chłopak przyspieszał i uciekał wzrokiem. To sprawiało, że Potter czuł się okropnie, ale jego zły nastrój od razu mijał, gdy tylko spotykał się z Draco. O ile jego przyjaźń z Deanem prawdopodobnie dobiegła końca, o tyle jego związek z Malfoyem kwitł. Gryfon miał wrażenie, że odkąd zrobili to po raz pierwszy, nie mogą się od siebie odkleić. Cały czas się dotykali, całowali i robili inne, ciekawe rzeczy... Poza tym, tak jak wcześniej ustalili, Harry przychodził wieczorem do Ślizgona i zostawał u niego na noc, aby z rana udać się wraz z nim na śniadanie. To było przyjemne. Codzienne zasypianie i budzenie się przy blondynie sprawiało, że był coraz bardziej pewny swych uczuć.
Zakochał się w Draconie Malfoyu i było mu z tym cholernie dobrze.

Oblizał usta, spoglądając w prawo i rzucając swojemu chłopakowi długie, powłóczyste spojrzenie. Draco nie został mu dłużny i odpowiedział tym samym, z hipnotyczną wręcz dokładnością przyglądając się jego ustom. Poczerwieniał i poruszył się na krześle, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji. Był na wpół twardy i czuł, że zaraz tutaj oszaleje. Wybawieniem okazał się nagły koniec lekcji, z której nie zapamiętał kompletnie nic, zbyt rozkojarzony myślami o zbliżającym się obiedzie, a tym samym dłuższej przerwie między lekcjami.
Poprawił szatę i opuścił pomieszczenie, od razu udając się w stronę pobliskiego schowka na miotły. Rozejrzał się szybko i nie zauważając nikogo w pobliżu, wszedł do środka. Nie musiał długo czekać, bo chwilę później drzwi skrzypnęły nieprzyjemnie, a do środka wparował jasnowłosy chłopak, od razu przywierając do niego i wkładając niecierpliwe dłonie pod jego szatę.
- Nie powinieneś mnie tak kusić, bo... - ukąszenie w szyję - ...kiedyś może się to źle dla ciebie skończyć.
- A co ty mógłbyś mi zrobić? - prychnął i zmarszczył brwi, czując jak Draco odsuwa się od niego i patrzy tak... inaczej. Dziwnie i niepokojąco.
- Nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić, Potter.
A potem go pocałował i Harry całkowicie zapomniał o tej krótkiej, dziwacznej wymianie zdań między nimi.

***

Neville był zdezorientowany. Sądził, że teraz, gdy Ginny i Dean rozstali się, jego szanse wzrosną. Tylko, że minął już tydzień, a dziewczyna zdawała się go nie zauważać, wciąż rozprawiając o swoim byłym. To było trochę dziwne. Na początku wydawała się być załamana, ale po pewnym czasie Gryfon zaczął wyczuwać w jej głosie jakiś dziwny rodzaj satysfakcji, gdy wypowiadała imię byłego. Neville nie potrafił tego pojąć. Nie potrafił też zrozumieć, dlaczego nie odczuwa żalu, gdy po raz kolejny słucha wywodów na temat Deana. Wprawiało go to jedynie w niechęć i niesmak, przez co miał wrażenie, że tak naprawdę nigdy nie czuł nic głębszego do Ginny Weasley. Odkrycie to było nagłe, ale nie wpłynęło na niego tak jak myślał. Było... zwyczajnie. Zdał sobie sprawę, że przez długi okres żył w złudzeniu i wmawiał sobie miłość do dziewczyny, która nie zwracała na niego uwagi.
A jeśli chodzi o Deana? Zaczął mu współczuć. Naprawdę. Widział, że chłopak sobie nie radzi. Wydawał się zamyślony i po prostu... smutny. Domyślał się, że jego przyjaźń z Harrym dobiegła końca i było mu go żal. Nie wiedział tylko, co z tym zrobić. Chciał naprawić z nim relacje, ale nie wiedział, czy potrafi. W końcu zachował się jak skończony kretyn...
Było już dawno po ciszy nocnej, a on spacerował korytarzami Hogwartu, zupełnie nie przejmując się Snapem krążącym po szkole. Musiał pomyśleć.
Usłyszał jakiś hałas z prawej strony, więc wstrzymał oddech i podkradł się do najbliższego zakrętu. Ujrzał jakąś laskę i dwóch chłopaków, trzymających ją i śmiejących się. Neville nie wiedział, co o tym myśleć, ale wyciągnął różdżkę i zapobiegawczo posłał w ich stronę kilka zaklęć. Już po chwili dwóch delikwentów leżało rozpłaszczonych na posadzce, a on mógł wyjść ze swojego ukrycia i sprawdzić co z dziewczyną. Ta opierała się o ścianę i oddychała ciężko. Longbottom spojrzał na jej szatę i omal nie jęknął. Ślizgonka.
- Dzięki za pomoc... - mruknęła i spojrzała na niego, a jej oczy otworzyły się szerzej. - Longbottom.
Gryfon zmieszał się nieco, a jego dłoń samoistnie powędrowała w stronę karku w geście zakłopotania.
- S-skąd wiesz? - wydukał i poczerwieniał gwałtownie. Ślizgonka była ładna. Miała długie włosy w kolorze złota i duże niebieskie oczy, które patrzyły na niego niemal niewinnie. Niemal.
Nie kojarzył jej, więc prawdopodobnie była młodsza. Nie wyglądała na siódmą klasę.
Dziewczyna prychnęła i obrzuciła go obojętnym spojrzeniem.
- Zadajesz się z Potterem. Wszyscy wiedzą kim jesteś.
- E... no tak...
- Dobra, będę lecieć. Jeszcze raz dzięki za pomoc. - Wskazała na spetryfikowanych chłopaków. - To półgłówki, ale czasami ciężko jest się ich pozbyć.
- Um... spoko.
Neville widział, jak dziewczyna odwraca się i odchodzi i wtedy pomyślał, że jego zażenowanie jest całkowicie żałosne i mało męskie, więc krzyknął:
- Tak w ogóle... jak ci na imię?!
Blondynka odwróciła się i uśmiechnęła, a Gryfon poczuł, jak jego żołądek wywraca się na drugą stronę.
- Jestem Charlotte.
On też się uśmiechnął i odwrócił, chcąc odejść, a wtedy dotarł do niego krzyk dziewczyny:
- Ej, Longbottom!
- Co?!
- Jeszcze się spotkamy!
W drodze powrotnej do Pokoju Wspólnego nie potrafił przestać się uśmiechać. Czuł, że to spotkanie było czymś ważnym w jego życiu. I coś zmieni. Wreszcie.

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 23

Dzisiaj szybko, bo nie mam czasu. Dziękuję za wszystkie komentarze i kliknięcia <3
Rozdział miał być wczoraj, ale niestety się nie wyrobiłam. Mam jednak nadzieję, że Mikołajki wam się udały i dostaliście wspaniałe prezenty ;)
Pozdrawiam.

_____________________________________________________________________________

Był idiotą. Nie miał pojęcia, co nakłoniło go do wyznania wszystkiego Harry'emu. Przecież był świadom, że to nie skończy się dobrze. Teraz siedział tutaj, w sali, w której spędzał czas z brunetem i zalewał swe zmaltretowane gardło Ognistą Whisky. Miał wrażenie, że wszystko zaczęło się od tego cholernego otrucia. Zaśmiał się głośnym, trochę charczącym, pijackim głosem, który wypełnił pomieszczenie i odbił się od ścian. Ktoś chciał go otruć! Arszenikiem! Pierdolonym arszenikiem! I chyba w połowie mu się udało, bo Dean czuł się tak, jakby był na wpół upośledzony. Nie miał żadnego innego wytłumaczenia na swoje idiotyczne wyznanie.
Wyciągnął dłoń i opuszkami palców dotknął swoich ust. Wciąż czuł wargi bruneta przyciśnięte do jego... To było tak... niesamowite. Wiedział, że jeszcze nigdy nie czuł czegoś równie silnego i niewyobrażalnego, jak w tamtym momencie. Jednocześnie, wciąż był wkurwiony przez słowa, które od niego usłyszał. Jak śmiał mu wmawiać, że wcale się nie zakochał; że to tylko zauroczenie?! Co on mógł o tym wiedzieć?! Z wściekłością odrzucił pustą już butelkę i nie przejmując się szkłem, które rozprysło się po całej sali, sięgnął po drugą. Dłonie lekko mu drżały, a on sam wyglądał dość marnie, siedząc na tej starej, brunatnej kanapie. Nawet nie wiedział, że znał takie zaklęcia, gdy ją wyczarowywał. Po prostu działał instynktownie.
Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał go z lekkiego letargu w jaki popadł, a jego głowa niemal automatycznie poruszyła się, mając nadzieję ujrzeć w progu sylwetkę Harry'ego. Niestety, ku jego ogromnemu rozczarowaniu, to nie był Harry. Dean ze sporym zdziwieniem wpatrywał się w swoją dziewczynę, która w szoku rozglądała się po sali. Była ostatnią osobą, którą spodziewał się tutaj ujrzeć. W głowie mu szumiało, a myśli stawały się coraz bardziej niejasne. To nie był odpowiedni moment na rozmowę z najmłodszą Weasley.
- Dean? - Dziewczyna podeszła do kanapy i usiadła obok niego, z przerażeniem patrząc na jego zmarnowaną sylwetkę. - Co się stało?
Chłopak roześmiał się głucho i zdrowo pociągnął z butelki. Już całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Zawsze miał słabą głowę, a teraz... To nie mogło skończyć się dobrze.
- To koniec, Gin.
- O czym ty mówisz?
- O nas, o nim, o mnie. Wszystko się spierdoliło.
- Dean... - Przysunęła się do niego i złapała jedną z jego dłoni. Wyrwał się. Przymknął oczy, czując lekkie zawirowanie głowy, a gdy je otworzył, spojrzał na rudowłosą i powiedział:
- Zakochałem się w Harrym.
Ginny drgnęła, ale nie zareagowała w żaden inny sposób. Nie zaczęła płakać, krzyczeć, ani nic z tych rzeczy. Po prostu patrzyła na niego, a on czując się nieswojo, sięgnął po butelkę i wziął kolejny porządny łyk bursztynowego trunku. Gdyby nie był pijany, z pewnością nigdy by tego nie powiedział. Ale był, a słowa same opuściły jego usta.
Jakież było jego zdziwienie, gdy poczuł dłoń na swoim kolanie i usta dziewczyny przy swoim uchu.
- Nieprawda, Dean. Wcale się nie zakochałeś... To tylko pociąg...
- Nie! - warknął, czując kolejne uderzenie wściekłości. Nikt nie będzie mu wmawiał, że nie wie co czuje!
- Spokojnie... - Poczuł delikatne muśnięcie ust na płatku ucha. - Z dziewczyną też może być ci dobrze...
Odwrócił głowę, chcąc zaprotestować, a wtedy poczuł jej usta na swoich i... z nieznanych sobie powodów przymknął oczy, a w wyobraźni ujrzał zielone, błyszczące tęczówki i pełne, malinowe usta.
Harry... 
Zawirowało mu w głowie. Agresywnie wpił się w jej wargi i przyciągnął ją do siebie. Nie był świadomy tego co się dzieje. Czuł tylko drugie ciało przyciśnięte do swojego, a oczami wyobraźni widział bruneta, nagiego, drżącego z potrzeby...
Zdarł z niej bluzkę i rzucił ją na zniszczoną kanapę. Czuł się jak w gorączce. Potrzebował więcej pocałunków, dotyku.
Harry... 
Gdy w nią wchodził, jego oczy wciąż pozostawały zamknięte. Jego czoło było zroszone potem, a na ustach widniał delikatny, rozmarzony uśmiech.
Tylko Harry...

***

Harry niepewnie wszedł do środka. Czuł lekkie ukłucie zdenerwowania, ale starał się o tym nie myśleć. Jego wzrok krążył po pomieszczeniu, starając się nie natrafić na zszokowanego blondyna. Wiedział, że go zaskoczył. Ba! Zaskoczył nawet sam siebie.
Przygryzł wargę i niepewnie spojrzał na Draco. Ten lustrował go wzrokiem, jakby szukał... czegoś. Najwidoczniej nie znalazł, ponieważ zmarszczył brwi i zapytał:
- Co się stało?
Harry przełknął ślinę, nagle bardziej świadomy tego, że musi powiedzieć swojemu chłopakowi o wydarzeniach sprzed kilkunastu minut. Nie chciał go okłamywać. Tylko, że... to było takie trudne. Nie potrafił przewidzieć reakcji Draco i to go niepokoiło. Chłopak bywał impulsywny i agresywny...
Zagryzł wargę i starając się być odważnym Gryfonem, spojrzał prosto w szare, chłodne tęczówki.
- Dean mnie pocałował.
Reakcja była natychmiastowa. Spojrzenie stało się twarde, twarz zastąpiła bezuczuciowa maska, a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Jak tylko dorwę tego skur...
- To nie wszystko - przerwał mu.
Malfoy spojrzał na niego w ten okropnie przeszywający, a zarazem magnetyzujący sposób.
Wzdrygnął się.
- Ja... wiedziałem co on chce zrobić i... pozwoliłem mu na to.
Nim się zorientował, już był przypierany do ściany, a jego szczęka znalazła się w żelaznym uścisku Ślizgona.
- Coś ty powiedział, Potter?! - warknął.
Zielone oczy rozszerzyły się w szoku.
- Ja... - Nie spodziewał się fizycznego ataku. - Puść...
Palce zacisnęły się jeszcze mocniej.
- Zapomniałeś do kogo należysz?!
Harry poczuł gniew. Silny i palący, powoli pełznął po jego ciele, wypełniając go od środka. Przyszedł tutaj, przełamał się, zaproponował mu samego siebie, a on... miażdżył mu szczękę! Szarpnął się i z zaskakującą siłą odepchnął od siebie wściekłego blondyna. Delikatnie dotknął swojej twarzy, mając nadzieję, że nie pojawią się na niej siniaki.
- To bolało! - syknął.
Chyba po raz pierwszy odkąd poznał tę lepszą stronę Draco, poczuł gniew, ale również... zawód. Wiedział, że Ślizgon będzie niezadowolony, ale nie spodziewał się po nim takiego ataku. Poza tym on naprawdę był gotów to zrobić, a Malfoy zdawał się w ogóle nie zwrócić na to uwagi, zbyt zaaferowany Deanem. To było trochę przygnębiające, ponieważ to była naprawdę trudna decyzja, a jednak zdobył się na to, by tu przyjść i powiedzieć mu o wszystkim. Poczuł się znużony tym dniem.
- Dobra, nieważne. Porozmawiamy, gdy się uspokoisz.
Był już przy drzwiach, gdy usłyszał głos blondyna:
- I co? Jest lepszy ode mnie?
Harry tylko przez chwilę czuł, jak coś nieprzyjemnego ściska mu gardło. Potem pojawiła się wściekłość i w błyskawicznym tempie dopadł do zaskoczonego Ślizgona i uderzył go w klatkę piersiową. Mocno.
- Ty dupku! Pocałował mnie, ale nie oddałem tego pocałunku, bo wszystko było nie tak! To nie byłeś ty! - Znów uderzył. - Zrozumiałem, że już nie jestem w stanie spojrzeć na kogoś innego i przyszedłem tutaj, zaoferowałam ci samego siebie, a ty niemal nie zmiażdżyłeś mi szczęki! Nienawidzę cię, pieprzony dupku!
Jego klatka unosiła się gwałtownie, a on sam wściekłym wzrokiem patrzył wprost w szare tęczówki, które... wydawały się mniej chłodne?
- Naprawdę? - usłyszał.
- Co?!
- Naprawdę jestem dla ciebie ważny?
Brunet poczuł, że się rumieni, więc spuścił wzrok na klatkę piersiową chłopaka. Był zawstydzony swoim wybuchem i dopiero teraz dotarło do niego, że się otworzył... Skinął jedynie głową, czując to okropne, piekące uczucie na policzkach. Nienawidził tego.
Drgnął lekko, gdy poczuł palce Ślizgona na swojej twarzy. Delikatnie jeździły po jego czole, skroniach, policzkach, aż w końcu dotarły do obolałej żuchwy.
- Przepraszam. - Delikatny pocałunek na brodzie. - Poniosło mnie.
Chciał się odsunąć, ale Draco objął go i przycisnął do siebie, chowając twarz w jego włosach.
- Naprawdę przepraszam - wymruczał, a Potter poczuł jak po raz kolejny zaczyna topnieć. Czuł się bezpiecznie w jego ramionach i był niemal pewien, że jest w stanie wybaczyć mu naprawdę wiele. Z lekką rezerwą wtulił się w niego, wdychając jego męski, przyjemny zapach.
- Nic się nie stało... - szepnął.
Stali tak jakąś chwilę, Ślizgon gładził go po plecach, a on starał się nie mruczeć z zadowolenia. Miał na wpół przymknięte oczy i rozkoszował się ciepłem bijącym od drugiego ciała. Było przyjemnie.
- Nadal... - Wargi blondyna musnęły jego ucho - ...chcesz to zrobić?
Nagłe uczucie zdenerwowania nieprzyjemnie ścisnęło jego żołądek, który boleśnie zaprotestował. Nie sądził, że wrócą dziś do tego...
Poczuł też coś jeszcze. Iskierkę, malutką i powoli tlącą się w jego wnętrzu i Harry podświadomie wiedział, że było to pożądanie. Miał szesnaście lat i prawda jest taka, że myślał o seksie całkiem często, a bliskość Draco zawsze wywoływała w nim ciekawe reakcje.
- Um... tak - wykrztusił. W odpowiedzi poczuł usta chłopaka na swojej szyi. Przekręcił się trochę, odsłaniając się na dotyk ciepłych warg. To było przyjemne.
- Och... - jęknął, czując usta Malfoya zasysające się na skrawku jego skóry. - Przestań...
Nie chciał żadnych malinek.
Ślizgon nie zwrócił jednak uwagi na jego protesty i gdy wreszcie oderwał się od jego szyi, Harry usłyszał jego cichy szept:
- Mój.
Nagła fala gorąca zalała jego ciało, choć wiedział, że powinien protestować na tak zaborcze gesty. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że podobało mu się to. Dlatego jedyne co zrobił to złapał garść blond kosmyków i odciągnął go na chwilę, by sekundę później wpić się w jego usta. Niestety, jego dominacja jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła i już po chwili mógł jedynie poddać się gorącym wargom chłopaka i mruczeć z zadowolenia.
Miał wrażenie, że Draco był wszędzie. Jego dłonie z zapamiętaniem błądziły po jego ciele, co chwila wsuwając się pod koszulkę i gładząc płaski brzuch lub zaciskając się na jego pośladkach.
Gdy oderwali się od siebie, blondyn złapał jego dłoń i pociągnął go w stronę łóżka. Już po chwili Harry siedział na kolanach swojego chłopaka, a jego usta po raz kolejny były maltretowane w mocnym pocałunku. Przylgnął do drugiego ciała niczym małpka, z zaskoczeniem i lekkim zdenerwowaniem wyczuwając wzwód w spodniach Ślizgona. Oderwał się od niego i przełknął ślinę, spoglądając w jego szare oczy, które błyszczały z podniecenia.
- Jesteś pewien? - usłyszał poważny głos chłopaka i poczuł jego palce na swojej twarzy. Uśmiechnął się. Chyba tak naprawdę był na to gotowy już od dawna.
- Tak.
Draco nie czekał na nic więcej. Przekręcił ich tak, że Harry znalazł się tuż pod nim i przywarł ustami do jego obojczyka, który wyłonił się spod koszulki. Gryfon uśmiechnął się i wsunął dłonie pod śnieżnobiałą koszulę. Gdy dotknął wreszcie ciepłej skóry, z jego ust wydobył się cichy pomruk, zupełnie jak u kota.
Draco oderwał się od niego i spojrzał prosto w jego oczy, uśmiechając się w ten typowy dla siebie sposób.
- Hmm... kociak... - zamruczał.
Potter poczerwieniał gwałtownie, co wywołało cichy śmiech u Ślizgona, który chwilę później wpił się w jego usta w namiętnym pocałunku. Gdy oderwał się od niego, począł rozpinać swoją koszulę, a Harry mógł jedynie przyglądać się wyłaniającej się spod materiału klatce piersiowej. Wyciągnął dłoń i niemal z dziecięcą fascynacją trącił różowy sutek, który stwardniał pod jego palcami. Uśmiechnął się lekko i przyciągnął go bliżej siebie, aby móc ustami objąć tę sterczącą kuleczkę. Zassał się na niej mocno, a następnie ugryzł lekko, wywołując niski jęk u blondyna. Podobało mu się to. Niestety, ku jego niezadowoleniu, został odciągnięty przez Ślizgona, którego rozpalone spojrzenie przesuwało się po jego sylwetce.
- Dziś... - odetchnął - ...dziś ja się tobą zajmę...
Harry drgnął, słysząc ten głęboki, całkowicie zmieniony głos chłopaka. Był... elektryzujący.
Bez wahania pozwolił sobie ściągnąć koszulkę, a następnie ciasne spodnie, które w tej sytuacji nie były zbyt wygodne. Gdy został w samych bokserkach, przyciągnął blondyna jeszcze do jednego, krótkiego pocałunku, a następnie oblizał wargi i sięgnął do jego paska. Draco jednak uśmiechnął się przekornie i odtrącił jego dłonie, samemu rozpinając spodnie i ściągając je z siebie. Brunet zmarszczył brwi z niezadowolenia, ale jego twarz zmieniła się w jednej chwili, gdy Ślizgon zszedł z łóżka i ściągnął spodnie wraz z bokserkami, a on mógł ujrzeć jego penisa. Bladego, dosyć długiego z kępką jasnych, kręconych włosków. Harry przełknął ślinę, całkowicie urzeczony tym widokiem.
- Chodź do mnie... - mruknął.
Malfoy uśmiechnął się jednym kącikiem ust i dołączył do niego, od razu zabierając się za obcałowywanie jego klatki piersiowej. Potter mruczał w ten koci, całkowicie niezwykły sposób, czując usta blondyna coraz bardziej zbliżające się do jego strategicznego miejsca. Jęknął, gdy Draco objął ustami jego penisa wciąż zakrytego przez materiał bokserek.
- Och...
Nim się spostrzegł, bokserki znikły, a jego członek został wręcz pochłonięty przez zachłanne usta Ślizgona. To było... elektryzujące. Jeszcze nigdy nie czuł niczego tak silnego. Ściągnął palce u stóp i zerknął w dół, a to co ujrzał...
- Merlinie...
Jego ciało wygięło się w łuk, a on doszedł, dosyć głośno ogłaszając swe spełnienie. Oddychał głęboko, czując coraz większy wstyd. Draco ledwie go dotknął, a on...
- Przepraszam - szepnął i niepewnie zerknął w dół, a to co ujrzał... Ślizgon patrzył na niego tak inaczej, jakby... zobaczył go po raz pierwszy. - Draco?
Ten jakby ocknął się i spojrzał na niego już trochę wyraźniej.
- Smakujesz... inaczej - szepnął i podciągnął się, przywierając ustami do jego ust. Harry poczerwieniał gwałtownie, czując smak swojej spermy, ale nie odsunął się, a naparł na niego jeszcze mocniej, jakby chciał się z nim stopić.
- Chcę cię, Draco - mruknął.
Malfoy odetchnął głęboko i sięgnął dłonią do szafki, wyciągając tubkę lubrykantu. Pogładził uda Harry'ego i rozłożył je szerzej, palcami sięgając do jego dziurki. Delikatnie pomasował pomarszczoną skórkę i powoli wsunął jeden palec.
Gryfon czuł się dobrze. Odczuwał lekki dyskomfort, ale nie było to tak nieprzyjemne, jak na początku się spodziewał. Gdy w jego wnętrzu znalazły się trzy palce, mógł już tylko jęczeć i prosić o więcej.
Draco wszedł w niego jednym, gładkim ruchem. Chwilę czekał, pozwalając mu na dostosowanie się i przełamanie, jednocześnie z zapamiętaniem składając pocałunki na jego klatce piersiowej. Harry oddychał głęboko, starając się przyzwyczaić do tego dziwnego rozpierania, a gdy wydawało mu się, że jest już gotowy, przyciągnął Draco jeszcze bliżej, wplatając dłonie w jego włosy i delikatnie poruszył biodrami.
Malfoy zaczął się w nim poruszać najpierw powoli, patrząc swoimi zamglonymi, szarymi oczyma prosto w jego szmaragdowe tęczówki, a później coraz szybciej, całkowicie tracąc kontrolę i zatracając się w nim. Całą sypialnię wypełniały ich jęki i drżące oddechy oraz naturalny zapach ciał.
Harry doszedł pierwszy. Głośno, mocno wyginając swe ciało i maksymalnie odchylając swą głowę do tyłu. I gdyby tego nie zrobił, gdyby wciąż patrzył prosto na twarz kochanka, ujrzałby szeroko rozwarte szare oczy i głód. Głód tak wielki, że niemal niewyobrażalny. Ale tak się nie stało. Usłyszał jedynie ciche "Merlinie" i przeciągły jęk, a następnie poczuł jak blondyn nieruchomieje i opada na niego.
Delikatnie przeczesał blond kosmyki i uśmiechnął się. Nigdy wcześniej nie wyobrażał sobie, że to będzie aż tak wspaniałe. W tym momencie był najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. I tylko to się liczyło.

_____________________
Następny rozdział: 21.12

niedziela, 30 listopada 2014

Prośba

Kochani, w moim mieście jest organizowana akcja społeczna związana z pomocą zwierzakom ze schroniska. Jak wiecie, zima się zbliża, a tym samym najgorszy okres dla czworonogów. Byłabym wam wdzięczna, gdybyście polajkowali tą oto stronkę: Zwierzaki .
Z góry dziękuje ;)

A tak z innej beczki, chciałam wam bardzo mocno podziękować za ponad 30000 tysięcy wyświetleń. To naprawdę robi wrażenie. Dziękuję ;*

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 22

Haczi - to, co napisałaś... Ja... bardzo dziękuję. Naprawdę cieszę się, że ktoś tak bardzo lubi to co piszę i docenia to. Poza tym cieszy mnie, że widać ten progres. To dla mnie najważniejsze. Śmierć Phila również dla mnie była ciężka, ale niestety konieczna, ponieważ po pewnym czasie zrozumiałam, że po zmienieniu koncepcji nie widzę go w epilogu... I niestety nie dało się z tym nic zrobić. Pozdrawiam ;)

Narieen - bardzo dziękuję. Niesamowicie czyta się takie komentarze i czasami naprawdę mnie zawstydzacie. Jeśli chodzi o ciągłość bloga to  w żadnym wypadku nie zamierzam go porzucać. Zbyt przesiąkłam tą historią, aby ją teraz przerwać. Pozdrawiam ;)

Przed wami rozdział przełomowy tego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba.

____________________________________________________________________________

To był jeden z najgorszych dni w życiu Harry'ego. Dean został przetransportowany do Skrzydła Szpitalnego i przez dwie godziny podejmowano próby ratowania go. Harry w tym czasie siedział koło drzwi i czekał. Pół godziny później dołączyła do niego Ginny i chyba jeszcze nigdy nie irytowała go tak, jak w tamtej chwili. Przez jej szloch, który roznosił się po całym korytarzu Potter czuł się tak, jakby Dean już umarł, a oni go opłakiwali. Nie chciał się tak czuć. Miesiąc wcześniej stracił przyjaciela. Dziś mógł stracić kolejnego. Nie wiedział, czy byłby w stanie sobie z tym poradzić, gdyby tak się stało.
Gdy drzwi od Skrzydła wreszcie się otworzyły, a w progu pojawił się profesor Dumbledore, Harry był pierwszym, który dopadł do niego, chcąc wiedzieć, co z chłopakiem. Czuł, że nie będą to przyjemne informacje.
- Pan Thomas żyje, ale zapadł w magiczną śpiączkę. Teraz już nic nie możemy zrobić. Wszystko zależy od niego. - Dyrektor pozwolił sobie na nikły uśmiech. - Spokojnie, Harry. Pan Thomas jest silnym, młodym człowiekiem i z pewnością wszystko będzie dobrze.
Jedyne na co się zdobył to lekkie kiwnięcie głową. Magiczna śpiączka... Merlinie... Świadomość, że Dean może już nigdy się nie obudzić, uderzyła w niego z taką mocą, że zachwiał się i w ostatniej chwili oparł o ścianę. Osunął się po niej i ukrył twarz w dłoniach. Nie płakał. Patrzył tylko szeroko otwartymi oczyma na wewnętrzną stronę swoich dłoni, a z boku słyszał głośny szloch rudowłosej dziewczyny. Przez chwilę, nienawidził jej za to.

***

Nie zamierzał spędzić tej nocy w dormitorium Gryfonów. Zabrał swoją pelerynę niewidkę i schował ją do torby wraz z książkami. Zszedł do Pokoju Wspólnego, w którym tematem numer jeden wciąż był niespodziewany atak na Deana i nie zwracając uwagi na gapiących się na niego uczniów, usiadł na jednym z foteli przed kominkiem. Wyciągnął książki, pergamin oraz kałamarz i zabrał się za swój esej z eliksirów. Starał się nie zwracać uwagi na szepty, które do niego docierały. Trochę przeszkadzało mu to w skupieniu się, ale wolał to, niż samotne siedzenie w dormitorium i gapienie się na puste łóżko przyjaciela. Nie chciał się jeszcze bardziej dołować.
Niestety, nie potrafił myśleć o eliksirach, gdy Dean znajdował się na dole w Skrzydle Szpitalnym. Poddał się, gdy po raz kolejny złapał się na tym, że trzymał pióro w jednym miejscu, myślami będąc daleko od zadania, a na pergaminie pojawił się sporej wielkości kleks.
Odchylił głowę, odruchowo pocierając swoją bliznę w postaci błyskawicy i spojrzał w ogień. Już wcześniej pomyślał o tym, czy przypadkiem atak na Deana nie był tak naprawdę wycelowany w niego. W końcu Voldemort mógł chcieć zniszczyć go od środka, odbierając to na czym zależy mu najbardziej, a mianowicie na przyjaciołach. I Draco.
Otworzył szerzej oczy, szczerze zaskoczony, że dopiero teraz pomyślał o tym, w jak dużym niebezpieczeństwie może być jego chłopak. Przecież... wystarczyłoby, że Draco pojawiłby się na jakimkolwiek spotkaniu Śmierciożerców, a później... mógłby już nie wrócić. Coś ścisnęło go za gardło, gdy pomyślał, że Malfoya mogłoby już nie być tutaj... z nim.
Westchnął. Nie powinien myśleć tak pesymistycznie, ale coś było na rzeczy, skoro najpierw stracił Phila (ta myśl wciąż bolała), a teraz ktoś chciał zamordować Deana.

Dość długo siedział w Pokoju Wspólnym, czekając aż wszyscy rozejdą się do swoich sypialni, a następnie opuścił pomieszczenie. Przed portretem Grubej Damy narzucił na siebie pelerynę i po cichu począł przemykać się korytarzami, kierując się do Skrzydła Szpitalnego. Nie zabrał ze sobą mapy, co było sporym utrudnieniem, ale jakoś udało mu się dojść na miejsce, uprzednio nie trafiając ani na Filcha, ani na Snape'a. Powoli przekręcił klamkę i po cichu wszedł do środka. Pomieszczenie było oświetlone przez światło księżyca, które wpadało przez ogromne okna. Jego myśli podążyły na chwilę do Lupina, który z pewnością przeżywał teraz katorgę w postaci przemiany, ale szybko o tym zapomniał, gdy jego wzrok padł na jedyne zajęte łóżko w pomieszczeniu. Ściągnął z siebie pelerynę i wepchnął ją do torby, a następnie powoli podszedł do pogrążonego w śpiączce przyjaciela. Dean, gdy spał, wyglądał tak spokojnie i niewinnie. Harry wyciągnął dłoń i opuszkami palców musnął jego policzek. Wyczuł delikatne ukłucie zarostu i uśmiechnął się. On był jedynym, który się jeszcze nie golił.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
Podskoczył, słysząc głos swojego chłopaka. Położył dłoń na klatce piersiowej, czując gwałtowne bicie swojego serca. Merlinie, dostałby zawału w wieku szesnastu lat!
- Chciałeś mnie zabić? - zapytał nieco drżącym głosem. Nie znosił, gdy ktoś go tak straszył! - Zresztą... co ty tutaj robisz?
- O to samo mógłbym spytać ciebie. - Ślizgon zamknął drzwi i w kilku krokach znalazł się przy nim, siadając na jednym z wolnych krzeseł.
- Ja... musiałem tu przyjść. Musiałem go zobaczyć.
- Harry, spędziłeś tutaj cały dzień. Nie sądzisz, że powinieneś odpocząć?
- Jak mogę usnąć z myślą, że on tutaj leży i... już nigdy może się nie obudzić?! - warknął zdenerwowany. Może nie powinien wyżywać się na Draco, to nie była jego wina, ale... czuł się taki bezsilny.
- Hej, kociaku, spokojnie. - Ślizgon położył dłonie na jego biodrach i ściągnął go na swoje kolana. - Jestem pewien, że Thomas z tego wyjdzie. W końcu to pieprzony Gryfon. Was nie tak łatwo zlikwidować.
Harry uśmiechnął się lekko i dźgnął blondyna w żebra.
- Idiota - mruknął, choć poczuł się nieco lepiej. Oparł głowę o jego ramię i spojrzał na przyjaciela. - Boję się, że jego też stracę - szepnął.
Poczuł usta Draco na swoim czole.
- Cii... on się obudzi. Zobaczysz.
Potter nie zareagował na to, a z jego ust jakby samoistnie zaczęły wypływać słowa, których nigdy wcześniej nie chciał wypowiadać.
- Boję się, że zostanę sam. Wiem, że nie dam sobie wtedy rady. - Spojrzał swoimi szmaragdowymi, smutnymi oczami w te szare, zimne tęczówki. - Nie chcę być sam, Draco.
Malfoy zauważalnie przełknął ślinę.
- Nie będziesz. Masz mnie. Zawsze będę obok.
Uśmiechnął się, trochę smutno, aczkolwiek też z zadowoleniem i pocałował Ślizgona w usta. Czuł się... szczęśliwy po tym co usłyszał, choć nie bardzo chciało mu się w to wierzyć. Po raz kolejny spojrzał na Deana.
- Wiesz... nie tak dawno straciłem jednego ze swoich przyjaciół, teraz mogę stracić kolejnego, a sam odsuwam się od kogoś, kto troszczy się i dba o mnie. Jestem okropny, prawda?
- Mówisz o Alice?
Skinął głową.
- Powinienem do niej zadzwonić, spotkać się. Całkowicie ją zignorowałem, gdy chciała się ze mną skontaktować, a przecież ona też cierpi... - westchnął. - Jestem egoistą.
- Nieprawda. - Draco złapał jego brodę i obrócił jego twarz ku swojej. - Merlinie, jesteś najbardziej altruistycznym Gryfonem jakiego spotkałem. To aż przerażające.
Potter zaśmiał się cicho.
- Przesadzasz.
Blondyn uśmiechnął się w ten typowy dla siebie, lekko ironiczny sposób.
- Wiesz, że nie.
Siedzieli tak chwilę w ciszy, ale... była to przyjemna cisza. Jedna z tych, które można dzielić tylko z kimś wyjątkowym i bliskim swemu sercu. Dopiero po upływie jakichś dziesięciu minut, Draco odezwał się:
- Idziemy?
Harry skinął głową i wstał z kolan chłopaka. Spojrzał raz jeszcze na Deana Thomasa, Gryfona, który okazał się naprawdę fantastycznym przyjacielem i szepnął cicho:
- Śpij dobrze, Dean.
Chwilę później drzwi od Skrzydła Szpitalnego zamknęły się z cichym skrzypnięciem.

***

Następnego dnia Harry wyciągnął z kufra swój telefon, którego nie używał naprawdę długo i po krótkim zawahaniu wybrał numer przyjaciółki. Nie chciał już więcej uciekać. Wystarczyły trzy sygnały nim po drugiej stronie usłyszał głos dziewczyny:
- Harry?
- Witaj Alice.
- Stało się coś? - Jej głos był chłodny i niemal obojętny. Zabolało.
- Możemy się spotkać?
- Kiedy?
Zastanowił się.
- Dziś o dwudziestej w... - przełknął ślinę - ...naszym barze?
- Będę. - Powiedziawszy to, rozłączyła się, a Harry przymknął powieki, czując delikatny ucisk w klatce piersiowej. Wiedział, że zasłużył, ale... to tak cholernie bolało. Gdyby mógł cofnąć czas... Westchnął. Musiał się zrehabilitować.

***

Z lekkim znużeniem obserwował klientów baru. Dziś postanowił nie zajmować swojego stałego miejsca przy barze i usiadł na bocznych kanapach, z których miał doskonały widok na większą część lokalu. Nikt jednak nie zwrócił jego uwagi, a przy wejściu wciąż nie było widać Alice, więc ze zrezygnowaną miną sączył swoje piwo. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć dziewczynie na swoje usprawiedliwienie. Prawdopodobnie nic. Westchnął i skrzywił się lekko, przełykając złoty płyn. Nawet to mu nie smakowało. Rzucił okiem na zegarek w telefonie, który jasno mówił, że Alice jest już spóźniona. Miał nadzieję, że jednak się pojawi.
- Siema.
Drgnął i wyprostował się jak struna, słysząc głos swojej przyjaciółki. Dziewczyna stała przy stoliku i właśnie była w trakcie zdejmowania niebieskiego płaszczyka.
- Hej Alice.
Nie wiedział, jak się zachować. Powinien od razu przeprosić, czy najpierw pozwolić jej zamówić? Nie miał pojęcia. Ręka lekko mu drżała, gdy zacisnął ją na swojej koszulce.
- Więc o co chodzi? - Blondynka usiadła naprzeciwko i wbiła w niego uważne spojrzenie niebieskich oczu.
- Ja... - Spojrzał na nią szeroko rozwartymi, szmaragdowymi oczami, z których bił jedynie smutek. - Przepraszam.
Alice drgnęła, widząc przyjaciela tak... rozbitego i w już po chwili siedziała obok niego, ściskając go tak mocno, jakby był jej ostatnią deską ratunku.
Harry zamrugał, lekko skonsternowany zachowaniem przyjaciółki, ale westchnął z zadowoleniem i przytulił ją. Cholernie mocno za nią tęsknił i aż do teraz nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Wybaczysz mi? - szepnął.
- Już ci wybaczyłam ty pieprzony dupku.
Potter poczuł lekkie uderzenie w ramię, na co zaśmiał się dźwięcznie. Miał wspaniałą przyjaciółkę i nie mógł zmarnować tego, co mają.
- Tęskniłem za twoim agresywnym zachowaniem - zaśmiał się.
Dziewczyna prychnęła, udając obrażoną, choć w kącikach jej ust drgał delikatny uśmiech.
- Zamiast gadać głupoty, idź zamów mi jakiegoś drinka, a później pogadamy. Widzę, że coś cię gryzie.
Harry odpowiedział uśmiechem i wstał, nieśpiesznym krokiem ruszając w stronę baru. Odzyskał Alice... Teraz został mu już tylko Dean.

***

Minął tydzień, a życie Harry'ego toczyło się stałym rytmem. Codziennie wpadał przed lekcjami do Deana, żeby dowiedzieć się, czy w ciągu nocy nie wydarzyło się nic niezwykłego, następnie szedł na zajęcia, pośpiesznie jadł obiad i biegł do Skrzydła Szpitalnego. Zazwyczaj siedział wraz z Ginny, która wydawała się wdzięczna za jego obecność. Niestety, on nie mógł powiedzieć tego samego. Wciąż czuł się niekomfortowo w jej towarzystwie. Na szczęście nie miał zbyt wiele czasu, żeby myśleć o tym dziwnym śnie z nim i Deanem w rolach głównych, ponieważ wieczorami biegł do Draco, a gdy nocą wracał do dormitorium, był już tak zmęczony, że wystarczał tylko kilkuminutowy kontakt z pościelą, by już był pogrążony w głębokim śnie.
Tego dnia wszystko było takie samo. Lekcje minęły mu całkiem nudno i leniwie, a gdy mógł wreszcie udać się w odwiedziny do Deana, był naprawdę szczęśliwy. Wszedł do Skrzydła Szpitalnego, niezaskoczony widokiem Ginny, która siedziała na jednym z krzeseł.
- Hej - szepnął i zasiadł po drugiej stronie łóżka. Dean wyglądał tak samo, jak tydzień temu. Nic się nie zmieniło i nie zapowiadało się na żadne zmiany.
- Hej - odpowiedziała.
Brunet spojrzał na przyjaciela i powoli przejechał dłonią po jego szczęce, magicznie usuwając jednodniowy zarost, którego Dean tak bardzo nienawidził.
Wiedział, co zaraz usłyszy.
- Nie musisz tego robić.
A on odpowie:
- Ale chcę.
Powoli zaczynało mu się robić niedobrze od tej ciągłej monotonii. Siedzieli razem jakieś trzydzieści minut, oboje skoncentrowani na własnych myślach, gdy nagle Ginny drgnęła i spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczami.
- Harry...?
- Hmm... coś się stało?
- Jego ręka... - Jej oczy napełniły się łzami. - Ona się ruszyła, Harry.
Niemal namacalnie poczuł, jak narasta w nim nadzieja, której nie chciał czuć. Bał się jej. Nie wiedział, czy może wierzyć dziewczynie na słowo, ale wyczarował Patronusa i wysłał go do pani Pomfrey, samemu wciąż uważnie przyglądając się przyjacielowi. Wyglądał, jak zawsze. A przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie ujrzał, jak jego powieki poruszają się, jakby chciały wreszcie się uchylić, ale nie mogą.
- Dean... - szepnął i złapał dłoń leżącą na pościeli, niemal z fascynacją przyglądając się twarzy przyjaciela. Gdzieś z boku słyszał szloch Ginny, która kurczowo ściskała drugą dłoń swojego chłopaka, ale nie zwracał na nią uwagi, zbyt skupiony na myśli, że Dean... że wreszcie będzie mógł z nim porozmawiać, ujrzeć jego urocze dołeczki i usłyszeć głos, który dalej będzie śpiewał stare, rockowe kawałki.
Wargi leżącego chłopaka z trudem rozchyliły się i wydobył się z nich jeden, pojedynczy dźwięk. Najpierw był zniekształcony, jakby wysuszone gardło nie pozwalało na wypowiedzenie czegokolwiek, ale później mogli usłyszeć słaby, cichy szept:
- H-Harry...
Potter nie usłyszał, a poczuł wręcz ruch po drugiej stronie i niepewnie spojrzał na rudowłosą, której oczy były pełne szoku i czegoś jeszcze, czego nie potrafił nazwać. Jej wzrok ślizgał się to po Deanie, to po nim. W tę i z powrotem. Coś ścisnęło go za gardło, gdy ich spojrzenia spotkały się, a on zobaczył w brązowych oczach wyrzut, rozgoryczenie i odrazę. Odwrócił głowę.
- To ja, kochanie. Jestem tutaj.
Usta Thomasa powoli ułożyły się w małe "o". Jego powieki drgnęły i... w końcu uchyliły się, ukazując im parę brązowych oczu. Harry poczuł, jak jego serce podskakuje radośnie. Dean się obudził, był tutaj, żył... W tej chwili był najszczęśliwszą osobą na świecie.
Nim zdążył się odezwać, drzwi od Skrzydła Szpitalnego otworzyły się, a do środka wbiegła zdyszana pani Pomfrey, za nią wmaszerował Mistrz Eliksirów, a ten dziwny pochód zamykał Dumbledore, którego oczy błyszczały radośnie i Harry mógł to dojrzeć nawet z daleka.
- Cieszę się, że do nas wróciłeś mój chłopcze.
Potter wywrócił oczami, a w kącikach jego ust zadrgał uśmiech. Czego innego mógł się spodziewać po dyrektorze?
Jego uśmiech znikł, gdy został wręcz odepchnięty od łóżka przez panią Pomfrey, która wyczarowała szklankę wody i powoli podała ją Deanowi, który szybką opróżnił jej zawartość, wyraźnie spragniony. Gdy skończył, opadł z westchnieniem na poduszkę i zadał najbanalniejsze i zarazem najtrudniejsze pytanie, jakie mógł zadać.
- Co się stało?
Gdy usłyszał to pytanie, w jego żołądku coś przekręciło się boleśnie. Na szczęście to nie on musiał na nie odpowiadać.
- Ktoś chciał pana zabić, panie Thomas. - Głos Snape'a przeciął powietrze, sprawiając, że rudowłosa dziewczyna, która wciąż w szoku siedziała na krześle, drgnęła. Spojrzała prosto na swojego chłopaka i... wybuchła szlochem tak głośnym, że Harry aż się skrzywił.
- Och... - Dean nawet nie spojrzał na swoją dziewczynę, zbyt pochłonięty informacją o jego niedoszłym mordercy. Wszystkie jego przemyślenia, co do tej sprawy, uciekły tak szybko jak się pojawiły, ponieważ jego wzrok trafił na Harry'ego i... po prostu zaniemówił.
Szmaragdowe oczy Pottera spotkały się z tymi brązowymi przyjaciela i Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który samoistnie wypłynął na jego usta. Thomas odpowiedział mu tym samym, a w jego policzkach pojawiły się te cholernie urocze dołeczki, które sprawiały, że całkowicie roztapiał się na ich widok.
- Dobrze cię widzieć - mruknął brunet.
- Ciebie również. - Usłyszał w odpowiedzi.
Głośne chrząknięcie wyrwało ich z tego transu, a głos szkolnej pielęgniarki przywrócił do porządku.
- Sądzę, że powinniście opuścić na razie Skrzydło Szpitalne. Muszę zbadać swojego pacjenta.
Skinął głową i mrugnął do chłopaka, dając mu znak, że jeszcze tutaj wróci i ruszył w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie. Dopiero, gdy wyszedł i usłyszał za sobą Ginny, jego mózg zaczął prawidłowo funkcjonować. Spojrzał na rudowłosą, która uparcie patrzyła przed siebie, a jej usta były zaciśnięte w wąską kreskę.
- Ginny... - zaczął, ale przerwała mu.
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać... - mruknęła i nie zerknąwszy nawet na niego, ruszyła w stronę schodów.
Harry stał tam jeszcze chwilę, zastanawiając się, czy dobrym pomysłem jest pójście za nią, ale w końcu zrezygnował i po chwili namysłu ruszył w stronę schodów prowadzących do lochów. Musiał podzielić się swoim szczęściem z Draco.

***

Minęły trzy dni, a on po raz pierwszy od ponad tygodnia siedział w "ich" sali i grał na gitarze. Dean z każdym dniem czuł się coraz lepiej, a on nie przesiadywał już u niego tyle co kiedyś, głównie z powodu Ginny, która zabijała go wzrokiem za każdym razem, gdy się tam pojawiał. Poza tym Thomas wydawał się być dziwnie zamyślony odkąd się obudził i nie był zbyt skory do rozmowy. Harry nie wiedział, co się z nim dzieje, ale miał nadzieję, że dowie się tego, gdy ten wreszcie wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego. Był właśnie w trakcie grania "Sad but true" Metallici, gdy drzwi od sali otworzyły się i do środka wszedł jego przyjaciel we własnej osobie. Aż znieruchomiał, całkowicie zaskoczony jego widokiem. Nie miał pojęcia, że ten dzisiaj wychodzi...
- Dean... - wykrztusił i odłożył gitarę na bok, a następnie w dwóch krokach podszedł do zamyślonego chłopaka i najzwyczajniej w świecie, przytulił go. Dobrze było czuć go tak zdrowego i... żywego.
- Udusisz mnie... - Dean zaśmiał się, choć Harry'emu wydawało się, że jego śmiech był trochę nerwowy. Odsunął się.
- Przepraszam - mruknął. - Nie wiedziałem, że dzisiaj wychodzisz.
- Ta... Ja też nie, ale okazało się, że mój organizm szybko się zregenerował i... oto jestem!
- Cieszę się... - Harry stał się nagle bardzo świadomy małej odległości pomiędzy nimi. Poczerwieniał gwałtownie i zrobił krok w tył, odsuwając się.
Thomas nic nie powiedział na ten jego nagły, dziwny ruch, a jedynie patrzył na niego uważnie, jakby zmagał się z jakąś myślą i nie potrafił sobie z nią poradzić.
- Harry... muszę ci o czymś powiedzieć.
Słysząc to, poczuł się zaniepokojony.
- Coś się stało?
Dean zaśmiał się, nerwowo i drżąco, a jego oczy błyszczały jak w gorączce.
- Jestem takim idiotą, Harry - mruknął. - Na początku myślałem, że to nic nie znaczy. Wiesz, jestem tylko facetem. Chce spróbować wszystkiego i takie tam. Ale... myliłem się.
- O czym ty mówisz, Dean?
Ten jednak wydawał się go nie słyszeć, zbyt pogrążony we własnych myślach.
- Myślałem, że to tylko fizyczny pociąg. Chciałem, żeby tak było. Nawet za bardzo nie przejąłem się tym, że podoba mi się inny chłopak... - Harry gwałtownie wciągnął powietrze do płuc. - Tylko, że... zacząłem zwracać uwagę nie tylko na ciało, ale również na zachowanie, charakter, uśmiech...
Thomas przybliżył się do niego, a on poczuł jak jego serce staje na moment. Był... w szoku.
- Zacząłem patrzeć w te szmaragdowe oczy i zakochałem się. Tak po prostu. Nie było żadnego ostrzeżenia. Ja... po prostu się w tobie zakochałem, Harry.
Myśli w jego głowie wirowały, gdy patrzył w te brązowe, błyszczące tęczówki i słyszał słowa wypowiadane przez przyjaciela... Cholera, nie spodziewał się tego. Nie był też przygotowany na twarz Deana, która nagle znalazła się bardzo blisko niego, a jego wzrok mimowolnie zjechał na usta przyjaciela, które wydawały się w tym momencie pełne, kuszące...
"To tylko pocałunek..." - pomyślał nieprzytomnie. - "Nic więcej."
Thomas nie czekał na lepsze zaproszenie. Przyciągnął go do siebie, owijając jego talię ramieniem, a jego usta w jednej chwili znalazły się na drżących wargach Pottera.
Harry czuł wargi Deana, zachłanne i z zapamiętaniem całujące jego własne, ale... sam wciąż nie odpowiedział na pocałunek. Usta przyjaciela były cudowne, pełne i czucie ich na swoich własnych było całkiem niesamowite, ale... to nie było to. Nie czuł szybszego bicia serca i niezdrowej ekscytacji, którą czuł tylko wtedy, gdy Draco przyciskał go do siebie i całował z taką pasją, jakby chciał mu odebrać oddech.
Gryfon delikatnie odepchnął od siebie rozgorączkowanego chłopaka.
- Harry... - Oblizał zaczerwienione wargi, jakby... jakby chciał jeszcze raz poczuć jego smak. - Ja...
Pokręcił głową i odsunął się. Nie mógł mu tego dać. Dean był tylko przyjacielem i to nigdy się nie zmieniło. Ten sen... on nic nie znaczył. Liczył się tylko Draco. Teraz był tego pewien.
- Mylisz się, Dean - mruknął. - Ja mam Draco, a ty masz Ginny. A to co wydarzyło się teraz... to tylko głupie zauroczenie. Jestem pewny, że to nie mnie kochasz.
- Nie mów tak! - warknął i powoli zbliżył się do niego, jakby znów chciał go objąć, ale Potter po raz kolejny odsunął się. - Wiem co czuję, Harry. - Położył dłoń na swoim sercu. - Kocham cię.
Potter pokręcił głową, jakby nie chciał dopuścić do siebie tej myśli.
- Nie mogę ci tego dać - szepnął. - Przepraszam.
Zdeterminowany, ruszył w stronę drzwi. Musiał stąd wyjść. Nie uszedł jednak daleko, ponieważ jego ramię zostało pochwycone przez silną rękę drugiego Gryfona i Harry został odwrócony w jego stronę i to co zobaczył... Wiedział, że nigdy już tego nie zapomni. Dean wyglądał tak, jakby jego świat właśnie się rozpadł, a on nie wiedział co ze sobą zrobić. Jeszcze nigdy... jeszcze nigdy nie widział tylu emocji na jego twarzy.
- Proszę... - Usłyszał, ale jedyne na co się zdobył to wyszarpnięcie swojej ręki z jego uścisku. Nienawidził się za to, co robił mu w tej chwili, ale nie mógł inaczej. Podszedł do drzwi i nim je otworzył, szepnął jeszcze ciche "przepraszam".
Gdy wyszedł na korytarz, przymknął oczy, a spod jego powiek wyleciała jedna, samotna łza. Nie chciał go zranić. Dean był dla niego niezmiernie ważny, ale był tylko przyjacielem. Nie mógł dawać mu złudnych nadziei.
Drżącą dłonią dotknął swoich ust, a jego myśli podążyły do Draco. Jego pocałunki były takie... inne. Wyjątkowe. Otworzył szerzej oczy, gdy do jego rozszalałego umysłu wkradła się pewna myśl. Chyba... chyba już wiedział, co powinien teraz zrobić.

***

Draco był właśnie w trakcie zdejmowania śnieżnobiałej koszuli, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi i niechętnie podszedł do nich, aby otworzyć. Nie spodziewał się dziś nikogo. Dopiero później był umówiony z Potterem w Pokoju Życzeń. Jakież było jego zdziwienie, gdy otworzył drzwi i ujrzał po drugiej stronie rozczochranego, zaczerwienionego Gryfona.
- Potter? Co ty tutaj robisz?
Ten przymknął na chwilę oczy, a Ślizgon mógł zobaczyć jak jego gardło porusza się, gdy ten przełyka ślinę. Palce bruneta wczepione były w koszulkę i drżały lekko. Dopiero po chwili, gdy Draco zaczął się już niecierpliwić, usłyszał coś, czego z pewnością się nie spodziewał. Harry uniósł powieki, a jego oczy błyszczały.
- Kochaj się ze mną - szepnął, a szczęka Ślizgona opadła.

_______________________
Następny rozdział: 06.12

czwartek, 20 listopada 2014

Rocznica

Kochani, dokładnie rok temu, 20 listopada 2013 r., pojawił się na tym blogu pierwszy wpis. Od tego momentu wiele się zmieniło, koncepcja na to opowiadanie uległa dużej redukcji, a ja z każdym kolejnym miesiącem miałam więcej miłości i zapału do pisania tej historii. Zdradzę wam trzy wątki, które uległy zmianom, a mianowicie:
- Draco miał zdradzać Harry'ego z Pansy
- Silver miał być animagiem
- Phil miał żyć
Jak wiecie, Silver jest zwykłym kociakiem, Phil nie żyje, a Draco ma lekką obsesję na punkcie Pottera. Muszę szczerze przyznać, że cholernie cieszę się z tych zmian ;P
Czas na statystyki. W przeciągu roku blog ten został odwiedzony 28 732 razy. Pojawiło się na nim 31 postów, a wy napisaliście 108 komentarzy za co bardzo wam dziękuję, ponieważ jest to niezmiernie motywujące.
A tak z wyznań to muszę wam powiedzieć, że najbardziej jestem dumna z wątku z Deanem ^^
Mam nadzieję, że dalsze losy Draco i Harry'ego wciąż będą was interesować, a ja będę się doskonalić w tej sztuce, jaką jest pisanie, ponieważ jestem świadoma, że przede mną jeszcze długa droga, ale wydaje mi się, że od pierwszego rozdziału jest już jakiś progres :P
Pozdrawiam ;)

P.s. Przewiduje lekkie opóźnienie związane z pojawieniem się następnego rozdziału, ponieważ jestem dopiero na etapie początkowym i nie mam pewności, czy uda mi się skończyć.

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 21

Kochani, bardzo dziękuję wam za te pozytywne komentarze! Jesteście fantastyczni! Cieszę się, że coraz więcej osób komentuje, ponieważ to naprawdę bardzo motywujące :D
Dzisiejszy rozdział jest bardzo krótki, ale obiecuję, że następny będzie zdecydowanie dłuższy ;p
Pozdrawiam ;)

____________________________________________________________________________

Listopad powitał ich brzydką, deszczową pogodą, która zniszczyła plany związane z wieczornym lataniem na miotle we dwoje. Postanowili więc, że spędzą ten czas w swoim dormitorium, pijąc gorącą czekoladę i wygrzewając się pod kocami. Gdy znaleźli się już w środku, z pewnym zadowoleniem stwierdzając, że nie ma tam Neville'a, który ostatnio naprawdę dziwnie się zachowywał, rozsiedli się na łóżku Harry'ego i poprosili Zgredka o gorący napój. Potter leniwie rozłożył się na posłaniu, układając nogi na kolanach Deana, któremu w ogóle to nie przeszkadzało. Mogłoby się wydawać, że przez tę sytuację z Draco oddalą się od siebie, ale nic takiego się nie stało. Wciąż byli bliskimi przyjaciółmi. Harry miał tylko jeden problem. Odkąd zauważył, że Thomas to nie tylko wspaniały przyjaciel, ale również seksowny chłopak, było ciężko. Oczywiście nie myślał o nim tak jak o Draco, ale był nastoletnim chłopakiem i zwracał uwagę na takie rzeczy, jak apetyczne ciało tuż obok. Niestety, każda myśl o Deanie w ten sposób sprawiała, że czuł się coraz gorzej, jakby zdradzał Malfoya... Westchnął i upił łyk gorącej czekolady, którą Zgredek przyniósł chwilę wcześniej. 
- Dean...? - zaczął.
- Hmm...?
- Co się dzieje z Lavender? 
- Um... a dlaczego pytasz? - Głos chłopaka był jakiś dziwny, ale Harry na razie się nad tym nie zastanawiał, zbyt zajęty przypominaniem sobie zdarzenia z wczoraj. 

 
Harry wracał właśnie ze spotkania ze Snapem. Było już dawno po dziesiątej i miał nadzieję, że nikogo nie spotka. Współpraca pomiędzy nim, a Mistrzem Eliksirów okazała się bardzo owocna i ułożyli już wstępny plan, który miał zostać wcielony w życie tuż po świętach. Gryfon wolał się zabezpieczyć i gdyby coś się nie udało, chciał przeżyć jeszcze jedne święta, które tak uwielbiał. Najlepiej wraz z Draco. 
Skręcił w prawo i stanął jak wryty. Jego spojrzenie spotkało się z brązowymi oczami pani Weasley. Kobieta nie uśmiechała się, a jej wzrok nie był zbyt przyjazny. Potter zrozumiał, że już nigdy nie będzie, jak wcześniej. 
- Pani Weasley - przywitał się grzecznie. Ta nie odpowiedziała, zmierzając go jedynie zniesmaczonym spojrzeniem i wyminęła go, wchodząc do Skrzydła Szpitalnego. Harry się tym nie przejął. Prawie. Było tylko lekkie ukłucie w sercu, ale szybko znikło. Zastanawiało go tylko, co pani Weasley robi o tej porze w Hogwarcie. Sprawy Zakonu? Gdy on tak stał, z naprzeciwka nadeszło dwóch kolejnych członków rodziny Weasleyów - Ron oraz jego ojciec. Młodszy z rudzielców był blady na twarzy i widocznie przerażony, natomiast jego ojciec... wyglądał na wściekłego. Uśmiechnął się jednak na jego widok, co bardzo go zaskoczyło. 
- Witaj Harry.
- Dzień dobry, panie Weasley. - Skinął głową. Nie spodziewał się takiej reakcji. Może nie wszyscy z tej rodziny byli tak uprzedzeni? 
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że stoi na środku korytarza, jak debil gapiąc się na drzwi od Skrzydła Szpitalnego. Ruszył przed siebie, wciąż zastanawiając się nad obecnością państwa Weasley w Hogwarcie. A może...? Nie, to głupie. Przecież nie mogło być to związane z tym, że Lavender od kilku dni siedziała w szpitalu, a po szkole krążyły plotki o jej domniemanej ciąży. Prawda? 
 
 
- Harry...?
- Hmm...?
- Odpłynąłeś. 
- Och, przepraszam. Zamyśliłem się.
- A o kim tak myślałeś? - Uśmiechnął się cwaniacko.
Harry zgromił go wzrokiem. 
- O Lavender. - Spojrzał podejrzliwie na chłopaka, któremu uśmiech od razu zbladł. - Dean, ty coś wiesz! 
Drugi Gryfon westchnął niczym cierpiętnik i spojrzał na niego z wyrzutem. 
- Obiecałem Ginny, że nic nikomu nie powiem. 
- Och... - Na jego twarzy pojawił się delikatny, trochę smutny uśmiech. Spuścił wzrok. 
- Ale mogę zrobić wyjątek. 
Potter ledwo powstrzymał zwycięski uśmieszek. Dean bywał taki przewidywalny. 
- Naprawdę? - Spojrzał na niego spod rzęs. 
- Tak. - Uśmiechnął się szeroko, a następnie poprawił swoją pozycję i spojrzał na niego już nieco poważniej. - Te plotki, które ostatnio słyszałeś o Lavender... To prawda. Ona jest w ciąży.
- O Merlinie... I ojcem jest Ron, prawda? 
- Yhym. - Chłopak pokiwał głową.
- To straszne! 
- Podobno jego rodzice są wściekli. 
- No, widziałem ich wczoraj w nocy. Nie wyglądali na zadowolonych. 
- A co ty robiłeś w nocy na korytarzach? - Thomas spojrzał na niego podejrzliwie. 
- Wracałem od Draco. - Drobne kłamstwo nie zaszkodzi. 
- Jasne. 
Zapadła krępująca cisza. Potter już wcześniej zauważył, że Dean nie potrafi znieść Malfoya, ale od czasu... tej wpadki w wieży ich stosunki zdecydowanie się pogorszyły. Jakieś dwa tygodnie temu omal nie pobili się na korytarzu tylko dlatego, że obaj chcieli iść z nim do wioski. A gdy zaproponował im, że mogą iść we trójkę, spojrzeli na niego, jak na idiotę i odeszli - każdy w swoją stronę. W rezultacie Harry poszedł z Ginny i Neville'em, który zachowywał się całkiem normalnie, gdy Deana nie było obok. 
Ta cała sytuacja zaczęła robić się kłopotliwa. 
- Czemu go nie lubisz? - zapytał.
- Kogo?
- Draco.
- To dupek - burknął. 
- Ale jest moim chłopakiem i byłoby naprawdę świetnie, gdybyście zaczęli się dogadywać. 
Thomas wzruszył ramionami. 
- Ja się mogę hamować, nie wiem jak on. 
- Cieszę się. - Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zaskakując nawet samego siebie, wychylił się do przodu i cmoknął go w policzek. - Jesteś kochany... 
Dean spuścił wzrok, lekko zmieszany. 
- Ta...
 
***
 
Tajemnica o ciąży Lavender szybko wyszła na jaw i był to temat numer jeden, jeśli chodzi o szkolne plotki. Z tego, co udało mu się dowiedzieć, Dumbledore postanowił przenieść ją do jednej z wolnych komnat przeznaczonych dla kadry nauczycielskiej. W normalnych warunkach ona i Ron zostaliby prawdopodobnie wyrzuceni ze szkoły, ale trwała wojna i Hogwart był w tym momencie jedynym bezpiecznym miejscem. Poza tym Harry odniósł wrażenie, że Dumbledore'owi było żal dziewczyny. Gryfonka na razie miała normalnie uczestniczyć w zajęciach, a później mieć prywatne lekcje z jednym z nauczycieli. Potter miał nadzieję, że to nie będzie Snape. Może i był wykwalifikowany i bardzo inteligentny, ale jego cięte uwagi z pewnością nie byłyby dobre dla dziewczyny w ciąży. 
Szedł właśnie na kolację, gdy został zaczepiony przez rudowłosą dziewczynę. Uśmiechnął się. 
- Cześć Ginny. 
- Hej. Możemy pogadać?
- Jasne. 
Ruszyli jednym z pustych korytarzy. 
- O czym chciałaś porozmawiać?
- O Deanie. 
- Och. Co z nim?
- Jest jakiś dziwny od jakiegoś czasu. 
Harry zatrzymał się i ściągnął brwi, patrząc uważnie na dziewczynę. 
- Co masz na myśli?
- On... ostatnio mnie unika. Prawie w ogóle ze mną nie rozmawia, nie mówiąc już o czymś więcej... - W jej brązowych oczach pojawiły się łzy. - Co mam zrobić? 
Potter zamrugał. Dean naprawdę tak się zachowywał? 
- Ja... nie wiem, Ginny - szepnął i przygarnął do siebie dziewczynę. Nie miał pojęcia, że związek jego przyjaciół się rozpada. 
- Może... - zaszlochała w jego koszulkę. - Może mógłbyś z nim porozmawiać? Chyba się zaprzyjaźniliście... 
- Postaram się. 
Przymknął oczy. Nie wiedział, jak ma to zrobić. 
 
***
 
Dwa ciała poruszające się w jednym rytmie. Skóra zroszona potem. Splecione dłonie. Usta czerwone od pocałunków...
Harry gwałtownie poderwał się z łóżka, a jego oczy błyszczały w ciemności. Oddychał szybko i głęboko, włosy miał mokre od potu, a jego bokserki lepiły się nieprzyjemnie. 
- O Merlinie... - szepnął i opadł na posłanie. W tym momencie bardzo cieszył się z zaklęcia, które rzucał za każdym razem, gdy kładł się spać. Nawet nie chciał wiedzieć, jakby się zachował, gdyby zauważył te wszystkowiedzące uśmieszki chłopaków. 
Zakrył twarz dłońmi. Nie mógł uwierzyć, że śnił... 
Miewał sny erotyczne. Jasne. To było normalne. Ale dziś... 
Dziś wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż w jego śnie to nie Draco się z nim kochał, a chłopak, który łudząco przypominał jego przyjaciela, Deana Thomasa. 
 
***
 
Schodził na śniadanie w wisielczym nastroju. Deanowi powiedział, że chce jeszcze sobie pospać, a tak naprawdę wstał, gdy ten tylko opuścił dormitorium. Nie mógł nic poradzić na czerwień, która rozlała się na jego policzkach, gdy tylko spojrzał na przyjaciela. Jak miał się teraz zachowywać? Nie potrafił przejść z tym do porządku dziennego! 
- Harry! 
O nie... - pomyślał, gdy tuż przy jego boku znalazła się rudowłosa Gryfonka, która oddychała szybko, a jej włosy były w nieładzie. Najwidoczniej biegła za nim. 
- Hej Ginny... - mruknął. 
- I jak? Rozmawiałeś z nim? - Nadzieja w jej głosie sprawiła, że poczuł się niezręcznie. Nie potrafił na nią patrzeć, wiedząc, że jeszcze kilka godzin temu śnił o tym, jak jej chłopak go pieprzy. 
- Nie, jeszcze nie, ale zrobię to. Obiecuję. - Spojrzał na nią szybko i przyśpieszył. - Wybacz Ginny, śpieszy mi się!
Wiedział, że ją rozczarował, ale... co miał zrobić? Merlinie, to wszystko było takie skomplikowane. 
Gdy wszedł do Wielkiej Sali, jak zwykle powitał go typowy hałas towarzyszący temu miejscu. Pech chciał, że gdy podszedł do stołu Gryfonów, jedyne dostępne dla niego miejsce znajdowało się tuż obok Thomasa. Z niemrawą miną podszedł do niego, całkowicie zapominając o swoim chłopaku, który siedział przy stole Ślizgonów i przyglądał mu się ze zmarszczonymi brwiami. 
- Hej - mruknął i opadł na ławkę. 
- Hej. Nie miałeś jeszcze spać? - Uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły się malutkie dołeczki. Harry omal nie jęknął z frustracji. 
- Zmieniłem zdanie - burknął. 
- Coś się stało? 
Nie zdążył mu jednak odpowiedzieć, ponieważ tuż obok niego usiadła osoba, której w tej chwili najmniej się tutaj spodziewał. 
- Witaj kochanie. - Draco władczym ruchem złapał jego brodę, odwrócił go ku sobie i pocałował. Mocno. 
- Och... - zamrugał, lekko skonsternowany, a następnie spojrzał na ironiczny uśmieszek swojego chłopaka... i poczuł jak coś ciężkiego opada mu na dno żołądka. Wyrzuty sumienia dopadły go z taką siłą, że zapadł się w sobie, całkowicie załamany. Jak, mając takiego faceta, mógł myśleć o kimś innym? Był naprawdę okropnym chłopakiem! 
- Coś się stało? - Malfoy delikatnym ruchem przyciągnął go do siebie i pocałował w czubek głowy. - Źle się czujesz? 
- Nie, wszystko w porządku. - Uśmiechnął się szeroko, a przy tym całkowicie szczerze. Nie miał teraz siły na rozmowę z nim. Musiał sobie wszystko poukładać. Ślizgon skinął głową i wstał powoli. 
- Muszę iść, bo zaraz mam numerologię, ale pamiętaj, że widzimy się po zajęciach. - Cmoknął go jeszcze w policzek i przechodząc obok Deana, ruszył do wyjścia z Wielkiej Sali. 
- Nie ufam mu.
- Hmm...? - Spojrzał na przyjaciela z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy. Nawet nie wiedział, co ten przed chwilą powiedział. Był zbyt pogrążony w swoich myślach. 
- Odpływasz gdzieś - mruknął chłopak, a następnie upił łyk soku dyniowego. 
Potter westchnął i wbił wzrok w swój pusty talerz. Nie miał nawet ochoty na jedzenie... 
Na początku usłyszał coś jak bulgotanie. Potem pojawił się odgłos wyraźnego duszenia. Zmarszczył brwi i niemal automatycznym ruchem odwrócił głowę w stronę Deana, którego oczy były szeroko rozwarte, a z otwartych ust wypływała obrzydliwa, biała piana. Nim zdążył zareagować, Dean poleciał do tyłu i z głośnym łoskotem opadł na podłogę. Jego ciało zaczęło podrygiwać, aż w końcu rzucało się na tej podłodze, a on... on tylko stał i patrzył, nie potrafiąc zareagować w żaden sposób. 
Nim się zorientował, przy Thomasie już znajdował się Dumbledore wraz ze Snapem, a on jakby dopiero teraz obudził się z jakiegoś dziwnego transu. Jedyne co potrafił zrobić to krzyknąć, a jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu, w którym zapanowała przeraźliwa cisza.
__________________
Następny rozdział: 22.11

sobota, 25 października 2014

Rozdział 20

Kochani, przed wami nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba xD Jak już zapewne zauważyliście, pojawiła się nowa strona o nazwie 'Spam'. Mam nadzieję, że chętnie będziecie dodawać tam linki do swoich opowiadań. Chętnie przeczytam coś waszego ;)
Rozdział niebetowany, więc wybaczcie za błędy.
Pozdrawiam ;)

_______________________________________________________________________________

Jeśli myślał, że to jedno kichnięcie było niczym to następnego dnia boleśnie przekonał się, jak bardzo się mylił. Czuł się tak, jakby przejechał po nim czołg. Jego głowa pulsowała tępym bólem, a całe ciało było opadnięte z sił, przez co nie bardzo mógł się poruszać. Nie wspominając już o nieprzyjemnie drapiącym gardle i katarze. Otworzył oczy i leżał tak chwilę, nim spróbował się podnieść. Nadaremnie. Westchnął i zachrypiał:
- Dean...?
Nie wiedział, która była godzina, ale miał nadzieję, że jego przyjaciel już się obudził. Wiedział, że gdyby godzina była późniejsza, chłopak obudziłby go. Ostatnio mieli taką niepisaną zasadę, że budzili się wzajemnie, gdy jeden z nich zaspał.
- Dean! - spróbował raz jeszcze.
Chwila ciszy, a następnie jakieś poruszenie na drugim łóżku.
- Harry...?
Potter chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył, bo kichnął potężnie, co skutecznie mu to uniemożliwiło. Przymknął oczy i wyczarował sobie opakowanie chusteczek. Wiedział, że na tym jednym dziś się nie skończy. Do jego otępiałego umysłu dotarł dźwięk kroków, więc szybko wyciągnął jedną z chusteczek i wytarł się. Uniósł powoli ociężałe powieki i ujrzał Deana stojącego przy jego łóżku, który wpatrywał się w niego ze zmartwieniem.
- Wyglądasz strasznie - skomentował, a Harry nie potrafił się powstrzymać od delikatnego grymasu.
- Dzięki - powiedział z przekąsem. - Właśnie to chciałem usłyszeć.
Thomas wyszczerzył się tylko i bezceremonialnie usiadł na jego łóżku, od razu sięgając do jego włosów. I choć Potterowi wydało się to trochę dziwne, nie skomentował tego.
- Ale się urządziłeś... - mruknął.
Brunet wywrócił oczami.
- Jakbym tego nie wiedział... - powiedział, a następnie kichnął. Jego nos był cały czerwony, a oczy załzawione.
Dean stwierdził w myślach, że Potter wyglądał uroczo. Szybko jednak zganił się w duchu i przywołał Zgredka. Chciał zaopiekować się przyjacielem.
Skrzat pojawił się z głośnym pyknięciem, a jego duże oczy stały się jeszcze większe, gdy ujrzał chorego Gryfona.
- Harry Potter chory! - zapiszczał.
- Tak, Zgredku - odpowiedział Thomas. - Mógłbyś przynieść Harry'emu gorącej herbaty?
- Tak jest, sir!
Chłopak uśmiechnął się lekko i zwrócił swój wzrok na przyjaciela, który naprawdę fatalnie wyglądał. Zrobił zmartwioną minę.
- Iść po panią Pomfrey?
Energicznie pokręcił głową.
- Czemu?
- Samo przejdzie. - Wzruszenie ramion.
- Harry... nic samo nie przechodzi... - mruknął. - Ale skoro nie chcesz to wypróbujemy mugolski sposób. Mama nigdy nie ufa tym dziwnym miksturom magicznym, jak ona to mówi, więc zawsze daje mi mugolskie leki na drogę... - Westchnął ze znużeniem. - Może wreszcie na coś się przydadzą. - Wstał i podszedł do swoich rzeczy. Otworzył kufer, z którego wysypała się kupa książek i kałamarzy, ale zignorował je i począł przerzucać wszystko w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych. W tym samym czasie Zgredek wrócił z gorącą herbatą, którą postawił na szafce nocnej, odganiając tym samym Silvera, co ten skwitował głośnym syknięciem.
- Coś jeszcze przynieść dla Harry Potter, sir?
- Nie, dziękuję Zgredku. - Harry uśmiechnął się i z trudem uniósł się do siadu. Wszystko go bolało!
Skrzat obrzucił go jeszcze jednym zmartwionym spojrzeniem, a następnie skinął głową i zniknął. Tymczasem Thomas z niemym okrzykiem zwycięstwa wyciągnął opakowanie tabletek z kufra i w dwóch krokach znalazł się przy łóżku przyjaciela. Żaden z nich nie zauważył budzącego się Neville'a.
Dean dał jedną z tabletek Harry'emu, a następnie ostrożnie podał mu szklankę z herbatą. Ten z zadowoleniem objął ją dłońmi i upił łyk, czując cudowne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Nie trwało to jednak długo, ponieważ kichnął potężnie, omal nie rozlewając zawartości szklanki.
- Prze-przepraszam - wymamrotał i podał napój chłopakowi, a sam sięgnął po chusteczkę. Miał dość.
I gdyby w tej chwili nie pochylił się, będąc zbyt skupionym na smarkaniu, zauważyłby parę brązowych oczu, która wpatrywała się w niego z niezwykłą czułością. Nic takiego się jednak nie stało i gdy Harry uniósł głowę, ujrzał jedynie zmartwienie wymalowane na twarzy przyjaciela.
- Och, jesteś chory?
Obaj zwrócili się w stronę łóżka Neville'a, który siedział na posłaniu i spoglądał na nich z podejrzliwością wymalowaną na twarzy. Zielonooki nie miał pojęcia o co mu chodziło, więc zmarszczył lekko czoło, ale odpowiedział skinieniem głowy.
- Dean nie zaprowadził cię do pani Pomfrey?
- E... nie chciałem iść do Skrzydła Szpitalnego...
Longbottom wzruszył ramionami, obrzucił Thomasa jeszcze jednym trudnym do odczytania spojrzeniem i poszedł do łazienki. Potter spojrzał ze zdezorientowaniem na drugiego Gryfona.
- Pokłóciliście się?
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami.
Harry uniósł jedną brew ku górze, ale nic więcej nie powiedział, bo powstrzymał go kolejny atak kaszlu. Z jego szmaragdowych oczu pociekły słone łzy. Czuł się naprawdę koszmarnie.
- Połóż się. - Dean delikatnie pchnął go, gdy uspokoił się.
Ułożył się wygodnie i przymknął oczy. Był zmęczony i stwierdził, że drzemka to dobry pomysł. Gdzieś na granicach świadomości zarejestrował dźwięk otwieranych drzwi, a następnie usłyszał głos Neville'a.
- Idziesz?
Najprawdopodobniej zwracał się do Deana, więc Harry postanowił to zignorować, ale wstrzymał oddech, gdy usłyszał odpowiedź chłopaka.
- Nie. Zostanę i zaopiekuje się nim.
Z trudem uchylił powieki. Z nieznanych mu powodów zrobiło mu się ciepło na sercu. To było miłe.
- Nie musisz... - wydukał.
Thomas uśmiechnął się w całkowicie uroczy sposób, przez co w jego policzkach pojawiły się delikatne dołeczki. Potter otworzył szerzej oczy.
- Hej, nic się nie stanie, jak raz opuszczę zajęcia.
Zielonooki pokiwał tylko głową, całkowicie zdezorientowany nagłą myślą, która pojawiła się w jego głowie. Nigdy nie zwracał uwagi na wygląd drugiego chłopaka, więc teraz uderzyło to w niego ze zdwojoną mocą. Przymknął oczy. Dean Thomas był cholernie seksownym skurczybykiem i on nigdy nie powinien tego zauważyć.

***

Draco był zdenerwowany. Harry nie pojawił się na żadnych zajęciach, nie było go też na posiłkach. Jakby tego było mało, nie miał z nim żadnego kontaktu, przez co nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział też, czy próba dostania się do Pokoju Wspólnego Gryfonów jest dobrym pomysłem. Dlatego kręcił się wokół wejścia do Wielkiej Sali, czekając aż ten idiota Longbottom skończy się obżerać i wyjdzie wreszcie. Miał nadzieję, że ten wie, co się dzieje z Potterem. Uśmiechnął się nieprzyjemnie. Lepiej dla niego, żeby wiedział.
Był już naprawdę mocno zirytowany, gdy wreszcie zauważył Gryfona opuszczającego pomieszczenie. Nim ten zdążył się zorientować, Draco już ciągnął go za koszulkę w bardziej ustronne miejsce. Otworzył drzwi do składzika na miotły i wepchnął tam zdezorientowanego chłopaka. Zatrzasnął drzwi, pogrążając ich w ciemności, a następnie wyciągnął różdżkę i oświetlił malutkie wnętrze.
- Co się dzieje z Potterem?! - wysyczał.
Neville przełknął ślinę, słysząc ton Ślizgona. Nie wiedział, czy Harry tego nie widział, czy może to go kręciło, ale Malfoy bywał naprawdę przerażający i nieobliczalny.
- Ch-chyba nie mnie powinieneś o to pytać... - wydukał.
- Co masz na myśli?!
Brunet wstrzymał oddech. Nie chciał robić problemu kolegom, ale... Ginny nie powinna znów cierpieć. Najpierw Harry, teraz Dean... A przecież on dałby jej szczęście, gdyby tylko zwróciła na niego uwagę!
- Cóż... Harry i Dean bardzo się do siebie zbliżyli w ostatnim czasie...
Draco zacisnął pięści, ledwo powstrzymując warknięcie, które chciało się wydobyć z jego ust. Miał nadzieję, że dwuznaczność tych słów była przypadkowa.
- Co ty pieprzysz?! - syknął.
Longbottom przygryzł wargę.
- Z tego co wiem, obaj są teraz bardzo zajęci...
Ślizgon warknął i z prędkością światła opuścił składzik, omal nie wyrywając drzwi z zawiasów. Thomas! Wiedział, że był zagrożeniem! Wiedział od początku!
Jeśli go tknąłeś, zabiję cię! - pomyślał - I nie tylko ciebie!

***

Zimno. Czuł przeraźliwe zimno, które sprawiało, że jego ciało trzęsło się spazmatycznie. Skulił się, starając się jeszcze bardziej naciągnąć na siebie kołdrę, choć wiedział, że to niemożliwe. Chciał ogrzać się magią, ale choroba nie pozwalała mu się skupić. Po raz pierwszy czuł się naprawdę ograniczony, a nieobecność Deana, który musiał zejść na chwilę na dół, żeby porozmawiać z Ginny, sprawiała, że czuł się jeszcze gorzej.
- Merlinie, Harry!
Brunet drgnął, gdy usłyszał głos chłopaka. Przymknął oczy, czując się znacznie lepiej. Mógł przynajmniej poprosić go o czar ocieplający.
- Z-zimno... - szepnął.
Zdziwił się jednak, gdy poczuł ruch obok siebie, a następnie jego oczy otworzyły się szerzej, gdy kołdra uniosła się, a obok niego spoczęło wysportowane, męskie ciało.
- C-co t-ty...? - sapnął.
- Cii... musisz się ogrzać, a to jest najlepszy sposób.
Dziwnie było czuć ramiona Deana owinięte wokół swojej talii. Nie było to nieprzyjemne uczucie, ale Harry miał dziwne wrażenie, że powinien czuć się niekomfortowo. W końcu jego chłopakiem był Draco, nie Dean.
Przekręcił się trochę, tak aby jego głowa leżała na klatce piersiowej chłopaka. Czuł bijące od niego ciepło, więc wtulił się w niego jeszcze bardziej. Przymknął oczy, starając się odepchnąć od siebie dziwne myśli, które przypominały mu, że nigdy nie powinien znaleźć się w takiej sytuacji z innym facetem.

***

Wejście do Pokoju Wspólnego Gryfonów nie okazało się tak trudne, jak myślał. Wystarczyło zwykłe zaklęcie Kameleona i jakaś głupia, pierwszoroczna Gryfonka, za którą wemknął się do środka. Ciężko było się nie skrzywić, gdy ujrzał intensywne barwy Gryffindoru. Czerwień i złoto. Obrzydliwe. Zlokalizowanie męskiego dormitorium szóstego rocznika było nieco trudniejsze, ale po paru próbach wreszcie mu się udało. Starając się być cicho, uchylił drzwi i wślizgnął się do środka. Szybko obrzucił wzrokiem całe pomieszczenie, a widząc nieznacznie przysłonięte kotary jednego z łóżek, podkradł się tam. W dormitorium było cicho, więc Draco przypuszczał, że Longbottom go okłamał za co z pewnością jeszcze zapłaci. Odsunął obrzydliwie czerwoną kotarę i... poczuł jak krew zaczyna się w nim burzyć. Na łóżku spały dwie osoby, wtulone w siebie nawzajem. I nieważne było, że Harry miał na sobie piżamę. Ważne, że jego głowa spoczywała na gołej klatce Deana Thomasa, który obejmował go ramionami. Chęć mordu jeszcze nigdy nie była tak silna, jak w tym momencie.
- CO TU SIĘ, KURWA, DZIEJE?! - zagrzmiał.
Jego głos spowodował, że dwójka Gryfonów natychmiast się obudziła, rozglądając się wokół nieprzytomnie. Gdy ich wzrok spoczął na Ślizgonie, Potter zbladł, a Thomas... miał czelność uśmiechnąć się pod nosem. W Draco zawrzało.
- Nie wiedziałem, Potter, że twoja przyjaźń z tym... - obrzucił chłopaka zniesmaczonym spojrzeniem - ...czymś, wzniosła się na nowy poziom.
Nic nie mógł poradzić na to, że jego głos zabrzmiał tak gorzko. Po prostu nie spodziewał się po tym szlachetnym Gryfonie takiego zagrania.
Harry, słysząc słowa chłopaka, gwałtownie odsunął się od przyjaciela, omal nie spadając z łóżka.
- D-Draco t-to nie t-tak... - wyjąkał, czując jak coś ciężkiego opada mu na dno żołądka. Nie chciał go stracić przez taką głupotę!
- Daj spokój, Potter. - Jego głos był tak zimny, że Gryfon aż się wzdrygnął. Thomas wciąż się nie odzywał, jedynie obserwował ich.
- Draco... proszę... - Trochę pokracznie podniósł się z łóżka, chcąc podejść do Malfoya. Do tej chwili nie wiedział, jak bardzo ważny jest dla niego Draco. Teraz już był pewien, że bez niego nie dałby sobie rady... Potrzebował go. Przecenił jednak swoje możliwości, ponieważ osłabione chorobą ciało od razu zaprotestowało i Harry runął jak długi wprost w ramiona zaskoczonego Malfoya.
- Co ty... - zaczął, ale przerwał mu głos zdenerwowanego Gryfona:
- J-ja j-jestem chory i było mi z-zimno i Dean położył się t-tylko na chwilę, ż-żeby mnie ogrzać... - zatrząsł się gwałtownie, czując chłód na całym ciele. - Ja naprawdę... Merlinie, Draco, przepraszam! - Jego głos był płaczliwy, a w oczach miał już łzy, które z ledwością postrzymywał.
- Cii... - Draco nie spodziewał się takiego ataku histerii. Nie spodziewał się też tego, że Harry może być chory, a z łatwością mógł stwierdzić, że ten nie kłamie. Wystarczyło przyjrzeć się jego drżącemu ciało i zaczerwienionemu nosowi.
- Wierzę ci, Harry - szepnął cicho i delikatnie pogłaskał go po kruczoczarnych, lekko tłustych włosach.
- Och... - Potter odetchnął głęboko i całym ciężarem ciała oparł się o blond włosego Ślizgona. Naprawdę nie miał siły.
Malfoy spojrzał na łóżko, chcąc przekazać Thomasowi, żeby się wynosił, bo JEGO Harry musi się położyć, ale ten stał już przy posłaniu, całkowicie ubrany, z dłońmi w kieszeniach spodni. Obrzucił ich spojrzeniem, a jego usta zacisnęły się w wąską kreskę. Draco mógł się założyć, że ten zaciska teraz dłonie w pięści. Sam zareagował tak samo.
- Zajmij się nim, Malfoy. On naprawdę koszmarnie się czuje. - Jego ton był obojętny, choć obaj wiedzieli, że gdyby nie obecność Harry'ego, już dawno by się pojedynkowali. - Pójdę do Ginny. Trzymaj się, Harry.
Potter wyszeptał ciche "dziękuje" i z ulgą opadł na łóżko.
Malfoy okrył go dokładnie kołdrą i pochyliwszy się, pocałował jego czoło.
- Za chwilę wrócę - szepnął, a następnie opuścił pomieszczenie. Widok Thomasa stojącego w korytarzyku wcale go nie zdziwił. Znalazł się przy nim w dwóch krokach, przyciskając go do ściany.
- Jeszcze jeden taki numer, a pożałujesz, że się urodziłeś! -
syknął.
Gryfon patrzył prosto w jego szare oczy.
- Nie boję się ciebie, Malfoy.
- Więc może czas... - pochylił się jeszcze bardziej, omal nie stykając się z nim nosem - ...abyś zaczął. - Odsunął się od niego. - On jest mój, Thomas. Zapamiętaj.
I odszedł, zostawiając za sobą wściekłego Deana, który zacisnął zęby z nieopisanej wściekłości. Widok Harry'ego i Ślizgona razem był... Chłopak jeszcze nigdy nie czuł takiej zazdrości. To uczucie spalało go od środka. Warknął i uderzył pięścią w ścianę. Nie chciał tego czuć za każdym razem, gdy ich zobaczy. To go zniszczy. Był tego pewien.

***

Harry obudził się tuż przed północą, czując się znacznie lepiej, choć wciąż był osłabiony. Draco nie spał z nim tylko dlatego, że miał dziś szlaban z Filchem i Gryfon przekonał go, aby na niego poszedł. Sam nie udał się na swój szlaban do Snape'a, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miał na to siły. Leżał tak z zamkniętymi oczami, gdy do jego otępiałego umysłu dotarł jakiś dziwny dźwięk. Jakby ktoś chodził po dormitorium, ale nie był pewien. Z pewnością nie był to Dean, którego dźwięk kroków, ku własnemu zaskoczeniu, potrafił rozpoznać z daleka. Otworzył powoli oczy i omal nie krzyknął, gdy ujrzał nad sobą przerażającą, czarną sylwetkę. Jego serce galopowało dziko, a oddech stał się urywany. Dopiero gdy przyjrzał się lepiej i zrozumiał, że to tylko Snape, pozwolił sobie na wzięcie głębokiego oddechu. Tak się przestraszył!
- Potter! - Mężczyzna wysyczał jego nazwisko w taki sposób, że ten się wzdrygnął. Snape był naprawdę wściekły. - Po raz kolejny opuściłeś zajęcia, a później nie pojawiłeś się na swoim szlabanie! Zechcesz mi to wytłumaczyć?!
- Nie miałem siły, profesorze. Jestem chory. - Miał nadzieję, że Snape nie wścieknie się jeszcze bardziej...
Mistrz Eliksirów zmrużył oczy, a następnie, ku przerażeniu Pottera, pochylił się nad nim jeszcze bardziej i przyłożył swoją dłoń do jego czoła.
- Jesteś idiotą, Potter! - warknął, a następnie szarpnął swoją szatę i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni fiolkę z eliksirem. - Pij!
Harry posłusznie wypił zawartość, czując obrzydliwy smak Eliksiru Pieprzowego.
- Jutro w moim gabinecie o dwudziestej! I nie spóźnij się! - Warknął, a następnie opuścił pomieszczenie, łopocząc swoimi czarnymi szatami.
Harry zamrugał oczami, lekko skonsternowany zachowaniem swojego profesora. Severus Snape bywał naprawdę zaskakującym człowiekiem.  Odetchnął głęboko, czując nagły przypływ sił. Eliksir działał świetnie. Dopiero teraz wpadł na to, że zamiast leżeć tutaj lub iść do Skrzydła Szpitalnego, mógł poprosić Snape'a o jedną fiolkę eliksiru. Faktycznie, był idiotą.
Przekręcił się na drugi bok i zapatrzył w przestrzeń, widząc jedynie ciemność nocy. W ciągu dnia wydarzyło się tyle rzeczy i musiał je teraz przemyśleć. Nie mógł zrozumieć jakim cudem dopuścił do sytuacji, w której jego związek z Draco zawisł na włosku. I to jeszcze z tak głupiego powodu. Przymknął oczy. Będzie musiał wytłumaczyć swojemu chłopakowi, że Dean jest tylko przyjacielem. Nikim więcej.

_____________________
Następny rozdział: 08.11

sobota, 18 października 2014

Prośba

Cóż, tym razem nie przychodzę z nowym rozdziałem, a prośbą. Nasza beta Nat bierze udział w konkursie i chciałabym was prosić, abyście zagłosowali na nią. Oczywiście to nic zobowiązującego, a pod spodem wstawiam tekst, który jest naprawdę fajny i moim skromnym zdaniem zasługuje na zajęcie jakiegoś miejsca ;p
A tak poza tym to od razu odpowiem na komentarze:
Oczywiście, że można mnie wielbić! Nie mam nic przeciwko! xDD
Severus jest postacią, która widziała w swoim życiu wiele śmierci, więc pogrzeb jakiegoś nieznanego mu mugola nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Poza tym to wciąż jest ten stary, wredny Snape! Nie zapominajmy i tym i nie spodziewajmy się jakichś nagłych przebłysków dobroci.
Draco jest bardzo złożoną postacią i rozumiem Twoją awersję, bo jego zachowanie często nie jest takie, jakie być powinno, ale czasami nasze czyny są podyktowane nagłymi emocjami i później nie da się już tego odkręcić... Ale mam nadzieję, że zdobędzie on jeszcze Twoją aprobatę ;)
Wszystkim dziękuję za komy. Jesteście wspaniali <3

Link: Przyjaciel

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 19

Niespodzianka! Jakimś cudem udało mi się wyrobić w tym tygodniu, więc przed wami następny rozdział. Bardzo się cieszę, że bonus z Deanem został tak miło przyjęty. Uwielbiam Deana i już zaplanowałam mu przyszłość. Jaką? Tego dowiecie się w przyszłości ;)
Jesteście cudowni w swoich komach. Bardzo wam za nie dziękuję. I tak, można mi się oświadczać!
A poza tym... czy tylko ja zbierałam wczoraj szczenę z podłogi po naszej wygranej z Niemcami? xDD
Pozdrawiam ;)

_______________________________________________________________________________

Wylądowali w ciasnej uliczce pomiędzy dwoma ogromnymi budynkami, naprzeciwko cmentarza. Harry, gdy tylko otrząsnął się z lekkiego otumanienia spowodowanego teleportacją, wyciągnął telefon i wybrał numer swojej przyjaciółki. Chwilę z nią rozmawiał, a gdy skończył, spojrzał na blondyna stojącego obok i powiedział:
- Czeka na nas z przodu.
Ten skinął głową i wyciągnął dłoń. Harry ujął ją z niemą ulgą. Wsparcie chłopaka było mu teraz bardzo potrzebne.
Ruszyli w stronę cmentarza i już po chwili ujrzeli drobną blondynkę, która nerwowym ruchem odgarniała grzywkę do tyłu.
Szybkim krokiem podeszli do niej i nim minęło pięć sekund, przyjaciółka już znajdowała się w jego ramionach, drżąc na całym ciele.
- Cii... - szeptał, czując się naprawdę źle. Musiał być oparciem dla dziewczyny, choć sam słabo się trzymał. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Draco.
- Musimy być silni, kochana - mruknął. Nie wiedział jak się zachować!
- W-wiem... - zaszlochała. - To po prostu jest takie trudne...
Zacisnął wargi, starając się nie wybuchnąć. Przez ostatnie dni płakał niemal bez przerwy i nawet nie wiedział, czy mógł jeszcze to robić.
- Musimy iść.
Potter przymknął oczy, słysząc głos swojego chłopaka. Miał wrażenie, że znalazł się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie czas płynie znacznie szybciej. Czuł się tak jakby dopiero dwie godziny temu dowiedział się o tym strasznym wypadku, a tu minęło już dwa dni...
Zerknął kątem oka na drugą stronę ulicy i omal nie jęknął, widząc grupkę ludzi ubranych na czarno. Nie wiedział, że minęło już tyle czasu.
- Chodź - mruknął i wziął dziewczynę pod rękę. Spojrzał jeszcze w bok, w szare oczy, które mimo swojego zimna zdawały się dodawać mu otuchy. Odetchnął. Wyprostował się i ruszył w stronę przejścia dla pieszych, delikatnie ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Da sobie radę. Był tego pewien.
Prawie pewien.

***

Deszcz był odpowiedni. Przynajmniej tak myślał Harry, gdy stał pod dużym czarnym parasolem wraz ze swoją przyjaciółką i chłopakiem, patrząc na ciemną brązową trumnę i pastora, który mówił coś z przejęciem. Zielonooki nigdy nie pojmował, jak ludzie mogą wierzyć, że istniał ktoś na tyle potężny, by stworzyć świat, ale do jedenastego roku swojego marnego życia nie wierzył też w magię, więc w obecnej chwili nie był pewny już niczego. Jego wzrok prześlizgiwał się po niewielkiej grupce ludzi, która przyszła tutaj pożegnać swojego kolegę, przyjaciela, syna. Najwięcej osób było w wieku chłopaka. Harry znał kilkoro z nich z koncertów. Wśród nich był też były Phila, z którym ten zerwał tydzień przed tym, jak wraz z Alice znaleźli Pottera w parku. Wyglądał tak, jak Harry się czuł, czyli okropnie. Najwidoczniej czuł do Phila więcej, niż ten sądził.
Trochę dalej stała kobieta ubrana w czarną garsonkę, z brązowymi włosami spiętymi w wysokiego koka. W jednej dłoni trzymała rączkę parasola, a w drugiej spoczywała chusteczka, którą co jakiś czas ocierała oczy. Harry nie znał jej, ale słyszał o niej tak wiele, że po prostu nią gardził. Nie mógł zrozumieć, jak matka mogła wyrzucić z domu własne dziecko tylko dlatego, że dowiedziała się o jego homoseksualizmie. Przecież on miał raptem szesnaście lat! Nieświadomie ścisnął dłoń swojego chłopaka, co wywołało u niego ciche syknięcie. Potter spojrzał na niego z niezrozumieniem i dopiero po chwili zreflektował się, puszczając go. Nic nie mógł poradzić na to, że widok tej kobiety wywoływał w nim odrazę. Teraz udawała cierpiącą matkę, a przez trzy lata miała gdzieś, co się dzieje z jej jedynym dzieckiem.
- Przepraszam - szepnął.

Chwila, w której musiał podejść do trumny i rzucić na nią trochę ziemi w symbolicznym geście była trudna, choć sądził, że poradził sobie całkiem nieźle. Phil byłby z niego dumny. Gorzej było, gdy wszystko zostało już powiedziane, ciało jego przyjaciela spoczywało głęboko pod ziemią, w przyszłości stając się pokarmem dla robaków, a do nich podchodziła matka ich przyjaciela z miną, która sugerowała, że jest bardziej niż chętna do rozmowy z nimi. Trochę spanikował. Przysunął się bliżej Draco, całkowicie zapominając o homofobicznych skłonnościach tej kobiety. Zresztą, nawet gdyby o tym pamiętał i tak miałby to w dupie.
Malfoy objął go w pasie i delikatnie pocałował koło ucha, czując drżenie jego ciała. Na twarzy kobiety pojawiło się zaskoczenie, choć nie zwolniła kroku. Najwidoczniej była bardziej zdeterminowana niż myśleli.
- Czego ona tu chce?! - warknęła Alice. - Zaraz ją wytargam za te poukładane kudły!
- Hej, spokojnie. - Draco zapobiegawczo położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - Nie prowokuj mnie do użycia magii.
- Puszczaj - syknęła, wyrywając się. Była rozdrażniona.
Harry rozumiał, że gniew był reakcją obronną dziewczyny, więc nie skomentował. Poza tym sam czuł irytację, widząc matkę Phila.
- Witajcie. - Przywitała się z nimi kiwnięciem głowy. - Byliście przyjaciółmi mojego syna?
Skinęli głowami.
- Ja... chciałabym wam podziękować za to, że opiekowaliście się nim. Cieszę się, że nie był sam.
- Phil nie potrzebował opieki. Był bardzo samodzielny. - Alice nie mogła się powstrzymać. - Ale co może pani o tym wiedzieć...
Potter posłał przyjaciółce karcące spojrzenie. Prychnęła.
- Przepraszam za przyjaciółkę. Oboje ciężko to przeżyliśmy...
- Nic się nie stało. - Kobieta uśmiechnęła się smutno. - Zasłużyłam, nieprawdaż? Zbyt późno zrozumiałam, że popełniłam największy błąd w swoim życiu... - Westchnęła, a z jej oczu wypłynęło kilka łez. - Cóż, jeszcze raz bardzo dziękuję.
Powiedziawszy to, odeszła, a Harry pomyślał, że jest mu jej żal. Przecież ona straciła syna. Jedyne dziecko, które z pewnością kochała, choć głupie zaślepienie sprawiło, że popełniła w swoim życiu jeden, bardzo znaczący błąd. I będzie z tym zmagać do jego końca. Chyba udało mu się ją zrozumieć na tyle, by jego niechęć trochę osłabła. Okazało się, że jednak jej łzy nie były udawane. A przynajmniej takie odniósł wrażenie po rozmowie z nią.
Gdy wreszcie wszyscy zniknęli, a na cmentarzu zostali tylko oni, Harry wysunął się z objęć blondyna i niepewnym krokiem podszedł do nagrobka. Czuł się trochę surrealistycznie, patrząc na czarno-białe zdjęcie swojego najlepszego przyjaciela. Krople deszczu spływały po jego brzoskwiniowych policzkach, gdy tępym wzrokiem wpatrywał się w szarą płytę. Nie wiedział, że jego granica właśnie pęka, póki nie znalazł się na kolanach, nie płacząc, a krzycząc z rozrywających go emocji. Najwidoczniej płacz, który chodził za nim przez ostatnie dwa dni, nie był wystarczający i teraz potrzebował oczyszczenia. Prosił, błagał i drapał nagrobek, pragnąc by przyjaciel wrócił do niego. By wszystko było tak jak kiedyś. Nadaremno. Czuł się tak, jakby rozrywano mu serce. Nigdy więcej nie chciał czuć czegoś takiego. Nigdy.

***

- Boże, co się z nim dzieje?! Musimy do niego iść!
- Zostaw go.
- Ale spójrz na to! On wpadł w jakąś... histerię.
Draco pokręcił głową, patrząc na swojego chłopaka, klęczącego w błocie, z dłońmi zaciśniętymi na płycie nagrobnej i z twarzą wyrażającą nieopisaną rozpacz.
- Nie... on tego potrzebuje.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę.
- O czym ty mówisz?
- O katharsis. Jego katharsis.

***

Uspokojenie zajęło mu sporo czasu, choć nie był pewien ile dokładnie. Wiedział tylko, że gdy doszedł do siebie, poczuł się o wiele lepiej. Jakby spadło z niego coś ciężkiego. Wyciągnął dłonie całe w błocie i krwi, która zdążyła już zakrzepnąć, a już po chwili znajdował się na nich mały wieniec z hebanowych róż. Uśmiechnął się smutno i oparł go o nagrobek.
- Mam nadzieję, że zawsze będziesz gdzieś obok... - szepnął.
Obrzucił jeszcze jednym uważnym spojrzeniem zdjęcie swojego przyjaciela i wstał z klęczek. Jego czarne spodnie były całe w błocie, a on sam czuł się cały przemoknięty i przemarznięty. Zadrżał, dopiero teraz odczuwając chłód. Był cały skostniały. Odwrócił się i ujrzał Draco wraz z Alice stojących w tym samym miejscu, w którym ich zostawił. Chłopak patrzył na niego uważnie i ze skupieniem, a przyjaciółka... z przerażeniem. Cóż, z pewnością wyglądał strasznie. Ruszył powoli w ich stronę, w drodze wykonując gest dłonią. Jego ubranie było już czyste i suche, a dłonie wyleczone.
- Idziemy? - zapytał, gdy podszedł do nich, a Draco złapał jego dłoń. Jego głos brzmiał spokojnie, jakby przed chwilą nic się nie wydarzyło. Blondynka była wstrząśnięta.
- Harry... - zaczęła, ale ten pokręcił głową. Nie chciał o tym rozmawiać.
Dziewczyna patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, ale w końcu skapitulowała i skinęła głową. Harry czuł, że jeszcze do tego wrócą. Najwidoczniej jego przyjaciółka nie była zachwycona z tego, że zatrzymał wszystko dla siebie i nie podzielił się z nią swoim żalem. Cóż, to on był mężczyzną i to on musiał być wsparciem dla niej, nie odwrotnie. Przynajmniej takie miał zdanie.
W trójkę ruszyli w stronę wyjścia.
- Wpadniecie do mnie? - Alice spojrzała na nich wyczekująco. Potter zagryzł wargę. Nie chciał jej odmawiać, ale... nie czuł się na siłach, by teraz z nią o tym rozmawiać.
- Przepraszam kochana, ale nie damy rady. Musimy już wracać, jeśli nie chcemy mieć problemów...
Oboje wiedzieli, że to kłamstwo, ale Harry starał się udawać, że nie widział zawodu w oczach dziewczyny, a ona próbowała przywołać na twarz uśmiech.
- Oczywiście. Rozumiem. - Uśmiechnęła się nieszczerze. - Zdzwonimy się, prawda?
- Tak, oczywiście. - Pocałował jej policzek. - Trzymaj się.

***

- Dlaczego to zrobiłeś?
Szli jedną z ulic Hogsmeade, choć obaj wiedzieli, że w obecnych czasach nie było to bezpieczne. Powinni zachowywać ostrożność i nie wychylać się, ale w tym momencie mieli to gdzieś, obaj pogrążeni we własnych myślach. Dlatego Harry został trochę zaskoczony, gdy dotarł do niego głos Malfoya.
- Co? - mruknął i zamrugał oczami.
- Dlaczego nie przyjąłeś zaproszenia Alice?
- Bo... - zaciął się - ...po prostu nie mogę z nią na razie rozmawiać. Wiem, że ranię ją tym, ale nie potrafię, Draco. Po prostu nie potrafię. - Jego głos załamał się na końcu.
Draco spojrzał na niego uważnie, a potem bez ostrzeżenia złapał jego dłoń i pociągnął do przyciemnionego zaułka.
- Co...?
- Cii... - Blondyn położył palec na jego ustach, a następnie przyciągnął go do siebie. Harry odetchnął i przylgnął do niego jak małpka. Aż do teraz nie wiedział, jak bardzo tego potrzebował.
- Dziękuję - szepnął.
- Hmm...?
- Za to, że byłeś tam ze mną i... za to, że jesteś - mruknął, czując wypieki na policzkach. Nigdy nie był dobry w wyznawaniu swoich uczuć. Pocieszał się tym, że Draco nie widział jego twarzy.
Poczuł jak blondyn uśmiecha się w jego włosy.
- Zawsze będę. - Usłyszał, a jego szmaragdowe oczy zabłysły. Na to liczył.
Nie odezwał się już, a jedynie pozwalał się przytulać i sam chętnie wtulał się w męskie, gorące ciało. Czuł się lepiej i tak bardzo na swoim miejscu. Nie chciał tego stracić.

***

- Nie powinniśmy się wychylać. - Szli właśnie korytarzami Hogwartu, kierując się w stronę lochów. Była już szesnasta, a oni dopiero teraz wrócili z wioski, ponieważ wcześniej postanowili wstąpić jeszcze do kawiarenki na kawę i ciasto.
Uczniów kręcących się teraz po zamku nie było zbyt wielu, ale ci, którzy ich zauważyli od razu zwracali uwagę na ich złączone dłonie. Harry nic nie mógł poradzić na to, że był tym trochę zaniepokojony, ale gdy chciał puścić swego chłopaka, ten przyciągnął go bliżej siebie i mocniej ścisnął. Potter nie wstydził się swojego związku i był nawet trochę zadowolony z tego, że Draco chciał pokazać wszystkim, że z nim jest, ale zawsze pozostawała kwestia Voldemorta i jego sługusów.
- Chcę, żeby wszyscy wiedzieli do kogo należysz.
- To... miłe. - Gryfon poczerwieniał i spuścił wzrok. Malfoy czasami tak bardzo go zawstydzał!
- Rumienisz się, Potter. - Nie omieszkał go wykpić.
- Dupek! - syknął. W odpowiedzi usłyszał tylko dźwięczny śmiech blondyna. Zadrżał. Nic nie mógł poradzić na to, że ten dźwięk wywoływał dziwne ciarki na jego ciele. Miał nadzieję, że Malfoy niczego nie zauważył.
Gdy znaleźli się już w ciemnych i zimnych lochach, Harry wreszcie postanowił jeszcze raz spróbować porozmawiać z Draco o jego nagłym coming oucie.
- Nie powinieneś się ujawniać - mruknął.
Draco odwrócił się gwałtownie, złapał jego ramiona i pchnął go na ścianę. Potter nie mógł powstrzymać nagłego ukłucia strachu, choć obiecał sobie, że nigdy nie będzie bał się Ślizgona.
- C-co t-ty... - zaczął, ale przerwał mu wściekły głos chłopaka.
- Wstydzisz się, że jesteś ze Śmierciojadem, Potter?! - syknął.
Gryfon zamknął oczy, powoli uspokajając swój nerwowy oddech. W niczym nie pomagał mu fakt, iż Draco przyciskał go do ściany niemal całym swoim ciałem.
To nie on, Potter. To tylko Draco, twój chłopak - powtarzał sobie w myślach, choć niewiele mu to pomagało.
- Nie... - szepnął. - Odsuń się, proszę.
Malfoy wciąż patrzył na niego wściekle, a jego oczy ciskały gromy, ale po chwili... pojawiło się na niej przerażenie.
- Merlinie... - szepnął i odsunął się. - Harry... ja...
Pokręcił głową i przymknął oczy. Chciało mu się płakać.
- Chciałem... - zaczął - ...chodziło mi o Voldemorta. Co mu powiesz, gdy ten dowie się, że chodzisz z jego największym wrogiem?
- Myślałem nad tym... coś... coś mu wcisnę, nie musisz się martwić. Przepraszam.
- Dobrze... - odetchnął i pozwolił mu na objęcie się. Powoli wracał do siebie.
- Nie chciałem...
- Nic się nie stało. Zapomnijmy o tym.
Stali tak jakieś pięć minut, nim Harry poczuł, jak jego podbródek jest unoszony, a na jego ustach spoczywają inne, tak dobrze mu znane usta Ślizgona. Zamruczał i rozchylił wargi, pozwalając mu na głębszy kontakt. Draco całował cudownie i Potter czuł, że już się uzależnił.
- Jeszcze trochę i nie powstrzymam odruchów wymiotnych. Potter! Malfoy! Zanim się połkniecie, chciałbym się dowiedzieć, dlaczego nie było was na zajęciach!
Słysząc tak dobrze im znany głos, oderwali się od siebie i odwrócili gwałtownie, spoglądając wprost na Severusa Snape'a, który wyłonił się z ciemności z rękoma splecionymi na klatce piersiowej. Jego twarz była nieprzenikniona.
Gryfon postawił na szczerość.
- Ja... byłem na pogrzebie.
Brew uniesiona ku górze.
- Mój mugolski przyjaciel miał wypadek i...
- I postanowiłeś nie informować nikogo, że zamierzasz opuścić teren szkoły, aby pogrzebać mugola, tak?
- Ja...
- I rozumiem, że nie byłeś sam.
- Profesorze, my...
- Szlaban. Tygodniowy. Pan, panie Potter widzi się jutro ze mną o osiemnastej w moim gabinecie, a pan Malfoy z Filchem. I radzę się nie spóźnić. A teraz wracaj do siebie Potter, bo nie chcę znowu znaleźć was razem w jednym łóżku. Doprawdy, obrzydliwy widok.
I odszedł, a Harry stał chwilę z opadniętą szczęką. Nawet nie dał mu dojść do słowa!
- Nienawidzę go!
Z zaskoczeniem spojrzał na Draco, który zaciskał dłonie w pięści.
- Naprawdę? Myślałem, że go uwielbiasz!
- Żartujesz?! On jest nienormalny! Każdy o tym wie!
- Och... to ciekawa informacja... - mruknął, a potem kichnął. - Przepraszam.
- Nawet nie próbuj chorować, Potter!
- To tylko jedno kichnięcie, spokojnie. Ja... chyba faktycznie będę już szedł. Zobaczymy się jutro rano.
Draco spojrzał na niego z niezadowoleniem.
- Musisz?
- Yhym. Jeszcze muszę ogarnąć zadania, a mam ich sporo.
- Mogę dać ci spisać.
- Nie... - Pokręcił głową. - Sam muszę to zrobić.
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami. - Przegrałem z pracą domową. Staczasz się, Harry.
Harry zaśmiał się i cmoknął go w usta.
- Widzimy się jutro.
- Tak... jutro.

________________
Następny rozdział: 25.10