niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 22

Haczi - to, co napisałaś... Ja... bardzo dziękuję. Naprawdę cieszę się, że ktoś tak bardzo lubi to co piszę i docenia to. Poza tym cieszy mnie, że widać ten progres. To dla mnie najważniejsze. Śmierć Phila również dla mnie była ciężka, ale niestety konieczna, ponieważ po pewnym czasie zrozumiałam, że po zmienieniu koncepcji nie widzę go w epilogu... I niestety nie dało się z tym nic zrobić. Pozdrawiam ;)

Narieen - bardzo dziękuję. Niesamowicie czyta się takie komentarze i czasami naprawdę mnie zawstydzacie. Jeśli chodzi o ciągłość bloga to  w żadnym wypadku nie zamierzam go porzucać. Zbyt przesiąkłam tą historią, aby ją teraz przerwać. Pozdrawiam ;)

Przed wami rozdział przełomowy tego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba.

____________________________________________________________________________

To był jeden z najgorszych dni w życiu Harry'ego. Dean został przetransportowany do Skrzydła Szpitalnego i przez dwie godziny podejmowano próby ratowania go. Harry w tym czasie siedział koło drzwi i czekał. Pół godziny później dołączyła do niego Ginny i chyba jeszcze nigdy nie irytowała go tak, jak w tamtej chwili. Przez jej szloch, który roznosił się po całym korytarzu Potter czuł się tak, jakby Dean już umarł, a oni go opłakiwali. Nie chciał się tak czuć. Miesiąc wcześniej stracił przyjaciela. Dziś mógł stracić kolejnego. Nie wiedział, czy byłby w stanie sobie z tym poradzić, gdyby tak się stało.
Gdy drzwi od Skrzydła wreszcie się otworzyły, a w progu pojawił się profesor Dumbledore, Harry był pierwszym, który dopadł do niego, chcąc wiedzieć, co z chłopakiem. Czuł, że nie będą to przyjemne informacje.
- Pan Thomas żyje, ale zapadł w magiczną śpiączkę. Teraz już nic nie możemy zrobić. Wszystko zależy od niego. - Dyrektor pozwolił sobie na nikły uśmiech. - Spokojnie, Harry. Pan Thomas jest silnym, młodym człowiekiem i z pewnością wszystko będzie dobrze.
Jedyne na co się zdobył to lekkie kiwnięcie głową. Magiczna śpiączka... Merlinie... Świadomość, że Dean może już nigdy się nie obudzić, uderzyła w niego z taką mocą, że zachwiał się i w ostatniej chwili oparł o ścianę. Osunął się po niej i ukrył twarz w dłoniach. Nie płakał. Patrzył tylko szeroko otwartymi oczyma na wewnętrzną stronę swoich dłoni, a z boku słyszał głośny szloch rudowłosej dziewczyny. Przez chwilę, nienawidził jej za to.

***

Nie zamierzał spędzić tej nocy w dormitorium Gryfonów. Zabrał swoją pelerynę niewidkę i schował ją do torby wraz z książkami. Zszedł do Pokoju Wspólnego, w którym tematem numer jeden wciąż był niespodziewany atak na Deana i nie zwracając uwagi na gapiących się na niego uczniów, usiadł na jednym z foteli przed kominkiem. Wyciągnął książki, pergamin oraz kałamarz i zabrał się za swój esej z eliksirów. Starał się nie zwracać uwagi na szepty, które do niego docierały. Trochę przeszkadzało mu to w skupieniu się, ale wolał to, niż samotne siedzenie w dormitorium i gapienie się na puste łóżko przyjaciela. Nie chciał się jeszcze bardziej dołować.
Niestety, nie potrafił myśleć o eliksirach, gdy Dean znajdował się na dole w Skrzydle Szpitalnym. Poddał się, gdy po raz kolejny złapał się na tym, że trzymał pióro w jednym miejscu, myślami będąc daleko od zadania, a na pergaminie pojawił się sporej wielkości kleks.
Odchylił głowę, odruchowo pocierając swoją bliznę w postaci błyskawicy i spojrzał w ogień. Już wcześniej pomyślał o tym, czy przypadkiem atak na Deana nie był tak naprawdę wycelowany w niego. W końcu Voldemort mógł chcieć zniszczyć go od środka, odbierając to na czym zależy mu najbardziej, a mianowicie na przyjaciołach. I Draco.
Otworzył szerzej oczy, szczerze zaskoczony, że dopiero teraz pomyślał o tym, w jak dużym niebezpieczeństwie może być jego chłopak. Przecież... wystarczyłoby, że Draco pojawiłby się na jakimkolwiek spotkaniu Śmierciożerców, a później... mógłby już nie wrócić. Coś ścisnęło go za gardło, gdy pomyślał, że Malfoya mogłoby już nie być tutaj... z nim.
Westchnął. Nie powinien myśleć tak pesymistycznie, ale coś było na rzeczy, skoro najpierw stracił Phila (ta myśl wciąż bolała), a teraz ktoś chciał zamordować Deana.

Dość długo siedział w Pokoju Wspólnym, czekając aż wszyscy rozejdą się do swoich sypialni, a następnie opuścił pomieszczenie. Przed portretem Grubej Damy narzucił na siebie pelerynę i po cichu począł przemykać się korytarzami, kierując się do Skrzydła Szpitalnego. Nie zabrał ze sobą mapy, co było sporym utrudnieniem, ale jakoś udało mu się dojść na miejsce, uprzednio nie trafiając ani na Filcha, ani na Snape'a. Powoli przekręcił klamkę i po cichu wszedł do środka. Pomieszczenie było oświetlone przez światło księżyca, które wpadało przez ogromne okna. Jego myśli podążyły na chwilę do Lupina, który z pewnością przeżywał teraz katorgę w postaci przemiany, ale szybko o tym zapomniał, gdy jego wzrok padł na jedyne zajęte łóżko w pomieszczeniu. Ściągnął z siebie pelerynę i wepchnął ją do torby, a następnie powoli podszedł do pogrążonego w śpiączce przyjaciela. Dean, gdy spał, wyglądał tak spokojnie i niewinnie. Harry wyciągnął dłoń i opuszkami palców musnął jego policzek. Wyczuł delikatne ukłucie zarostu i uśmiechnął się. On był jedynym, który się jeszcze nie golił.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
Podskoczył, słysząc głos swojego chłopaka. Położył dłoń na klatce piersiowej, czując gwałtowne bicie swojego serca. Merlinie, dostałby zawału w wieku szesnastu lat!
- Chciałeś mnie zabić? - zapytał nieco drżącym głosem. Nie znosił, gdy ktoś go tak straszył! - Zresztą... co ty tutaj robisz?
- O to samo mógłbym spytać ciebie. - Ślizgon zamknął drzwi i w kilku krokach znalazł się przy nim, siadając na jednym z wolnych krzeseł.
- Ja... musiałem tu przyjść. Musiałem go zobaczyć.
- Harry, spędziłeś tutaj cały dzień. Nie sądzisz, że powinieneś odpocząć?
- Jak mogę usnąć z myślą, że on tutaj leży i... już nigdy może się nie obudzić?! - warknął zdenerwowany. Może nie powinien wyżywać się na Draco, to nie była jego wina, ale... czuł się taki bezsilny.
- Hej, kociaku, spokojnie. - Ślizgon położył dłonie na jego biodrach i ściągnął go na swoje kolana. - Jestem pewien, że Thomas z tego wyjdzie. W końcu to pieprzony Gryfon. Was nie tak łatwo zlikwidować.
Harry uśmiechnął się lekko i dźgnął blondyna w żebra.
- Idiota - mruknął, choć poczuł się nieco lepiej. Oparł głowę o jego ramię i spojrzał na przyjaciela. - Boję się, że jego też stracę - szepnął.
Poczuł usta Draco na swoim czole.
- Cii... on się obudzi. Zobaczysz.
Potter nie zareagował na to, a z jego ust jakby samoistnie zaczęły wypływać słowa, których nigdy wcześniej nie chciał wypowiadać.
- Boję się, że zostanę sam. Wiem, że nie dam sobie wtedy rady. - Spojrzał swoimi szmaragdowymi, smutnymi oczami w te szare, zimne tęczówki. - Nie chcę być sam, Draco.
Malfoy zauważalnie przełknął ślinę.
- Nie będziesz. Masz mnie. Zawsze będę obok.
Uśmiechnął się, trochę smutno, aczkolwiek też z zadowoleniem i pocałował Ślizgona w usta. Czuł się... szczęśliwy po tym co usłyszał, choć nie bardzo chciało mu się w to wierzyć. Po raz kolejny spojrzał na Deana.
- Wiesz... nie tak dawno straciłem jednego ze swoich przyjaciół, teraz mogę stracić kolejnego, a sam odsuwam się od kogoś, kto troszczy się i dba o mnie. Jestem okropny, prawda?
- Mówisz o Alice?
Skinął głową.
- Powinienem do niej zadzwonić, spotkać się. Całkowicie ją zignorowałem, gdy chciała się ze mną skontaktować, a przecież ona też cierpi... - westchnął. - Jestem egoistą.
- Nieprawda. - Draco złapał jego brodę i obrócił jego twarz ku swojej. - Merlinie, jesteś najbardziej altruistycznym Gryfonem jakiego spotkałem. To aż przerażające.
Potter zaśmiał się cicho.
- Przesadzasz.
Blondyn uśmiechnął się w ten typowy dla siebie, lekko ironiczny sposób.
- Wiesz, że nie.
Siedzieli tak chwilę w ciszy, ale... była to przyjemna cisza. Jedna z tych, które można dzielić tylko z kimś wyjątkowym i bliskim swemu sercu. Dopiero po upływie jakichś dziesięciu minut, Draco odezwał się:
- Idziemy?
Harry skinął głową i wstał z kolan chłopaka. Spojrzał raz jeszcze na Deana Thomasa, Gryfona, który okazał się naprawdę fantastycznym przyjacielem i szepnął cicho:
- Śpij dobrze, Dean.
Chwilę później drzwi od Skrzydła Szpitalnego zamknęły się z cichym skrzypnięciem.

***

Następnego dnia Harry wyciągnął z kufra swój telefon, którego nie używał naprawdę długo i po krótkim zawahaniu wybrał numer przyjaciółki. Nie chciał już więcej uciekać. Wystarczyły trzy sygnały nim po drugiej stronie usłyszał głos dziewczyny:
- Harry?
- Witaj Alice.
- Stało się coś? - Jej głos był chłodny i niemal obojętny. Zabolało.
- Możemy się spotkać?
- Kiedy?
Zastanowił się.
- Dziś o dwudziestej w... - przełknął ślinę - ...naszym barze?
- Będę. - Powiedziawszy to, rozłączyła się, a Harry przymknął powieki, czując delikatny ucisk w klatce piersiowej. Wiedział, że zasłużył, ale... to tak cholernie bolało. Gdyby mógł cofnąć czas... Westchnął. Musiał się zrehabilitować.

***

Z lekkim znużeniem obserwował klientów baru. Dziś postanowił nie zajmować swojego stałego miejsca przy barze i usiadł na bocznych kanapach, z których miał doskonały widok na większą część lokalu. Nikt jednak nie zwrócił jego uwagi, a przy wejściu wciąż nie było widać Alice, więc ze zrezygnowaną miną sączył swoje piwo. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć dziewczynie na swoje usprawiedliwienie. Prawdopodobnie nic. Westchnął i skrzywił się lekko, przełykając złoty płyn. Nawet to mu nie smakowało. Rzucił okiem na zegarek w telefonie, który jasno mówił, że Alice jest już spóźniona. Miał nadzieję, że jednak się pojawi.
- Siema.
Drgnął i wyprostował się jak struna, słysząc głos swojej przyjaciółki. Dziewczyna stała przy stoliku i właśnie była w trakcie zdejmowania niebieskiego płaszczyka.
- Hej Alice.
Nie wiedział, jak się zachować. Powinien od razu przeprosić, czy najpierw pozwolić jej zamówić? Nie miał pojęcia. Ręka lekko mu drżała, gdy zacisnął ją na swojej koszulce.
- Więc o co chodzi? - Blondynka usiadła naprzeciwko i wbiła w niego uważne spojrzenie niebieskich oczu.
- Ja... - Spojrzał na nią szeroko rozwartymi, szmaragdowymi oczami, z których bił jedynie smutek. - Przepraszam.
Alice drgnęła, widząc przyjaciela tak... rozbitego i w już po chwili siedziała obok niego, ściskając go tak mocno, jakby był jej ostatnią deską ratunku.
Harry zamrugał, lekko skonsternowany zachowaniem przyjaciółki, ale westchnął z zadowoleniem i przytulił ją. Cholernie mocno za nią tęsknił i aż do teraz nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Wybaczysz mi? - szepnął.
- Już ci wybaczyłam ty pieprzony dupku.
Potter poczuł lekkie uderzenie w ramię, na co zaśmiał się dźwięcznie. Miał wspaniałą przyjaciółkę i nie mógł zmarnować tego, co mają.
- Tęskniłem za twoim agresywnym zachowaniem - zaśmiał się.
Dziewczyna prychnęła, udając obrażoną, choć w kącikach jej ust drgał delikatny uśmiech.
- Zamiast gadać głupoty, idź zamów mi jakiegoś drinka, a później pogadamy. Widzę, że coś cię gryzie.
Harry odpowiedział uśmiechem i wstał, nieśpiesznym krokiem ruszając w stronę baru. Odzyskał Alice... Teraz został mu już tylko Dean.

***

Minął tydzień, a życie Harry'ego toczyło się stałym rytmem. Codziennie wpadał przed lekcjami do Deana, żeby dowiedzieć się, czy w ciągu nocy nie wydarzyło się nic niezwykłego, następnie szedł na zajęcia, pośpiesznie jadł obiad i biegł do Skrzydła Szpitalnego. Zazwyczaj siedział wraz z Ginny, która wydawała się wdzięczna za jego obecność. Niestety, on nie mógł powiedzieć tego samego. Wciąż czuł się niekomfortowo w jej towarzystwie. Na szczęście nie miał zbyt wiele czasu, żeby myśleć o tym dziwnym śnie z nim i Deanem w rolach głównych, ponieważ wieczorami biegł do Draco, a gdy nocą wracał do dormitorium, był już tak zmęczony, że wystarczał tylko kilkuminutowy kontakt z pościelą, by już był pogrążony w głębokim śnie.
Tego dnia wszystko było takie samo. Lekcje minęły mu całkiem nudno i leniwie, a gdy mógł wreszcie udać się w odwiedziny do Deana, był naprawdę szczęśliwy. Wszedł do Skrzydła Szpitalnego, niezaskoczony widokiem Ginny, która siedziała na jednym z krzeseł.
- Hej - szepnął i zasiadł po drugiej stronie łóżka. Dean wyglądał tak samo, jak tydzień temu. Nic się nie zmieniło i nie zapowiadało się na żadne zmiany.
- Hej - odpowiedziała.
Brunet spojrzał na przyjaciela i powoli przejechał dłonią po jego szczęce, magicznie usuwając jednodniowy zarost, którego Dean tak bardzo nienawidził.
Wiedział, co zaraz usłyszy.
- Nie musisz tego robić.
A on odpowie:
- Ale chcę.
Powoli zaczynało mu się robić niedobrze od tej ciągłej monotonii. Siedzieli razem jakieś trzydzieści minut, oboje skoncentrowani na własnych myślach, gdy nagle Ginny drgnęła i spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczami.
- Harry...?
- Hmm... coś się stało?
- Jego ręka... - Jej oczy napełniły się łzami. - Ona się ruszyła, Harry.
Niemal namacalnie poczuł, jak narasta w nim nadzieja, której nie chciał czuć. Bał się jej. Nie wiedział, czy może wierzyć dziewczynie na słowo, ale wyczarował Patronusa i wysłał go do pani Pomfrey, samemu wciąż uważnie przyglądając się przyjacielowi. Wyglądał, jak zawsze. A przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie ujrzał, jak jego powieki poruszają się, jakby chciały wreszcie się uchylić, ale nie mogą.
- Dean... - szepnął i złapał dłoń leżącą na pościeli, niemal z fascynacją przyglądając się twarzy przyjaciela. Gdzieś z boku słyszał szloch Ginny, która kurczowo ściskała drugą dłoń swojego chłopaka, ale nie zwracał na nią uwagi, zbyt skupiony na myśli, że Dean... że wreszcie będzie mógł z nim porozmawiać, ujrzeć jego urocze dołeczki i usłyszeć głos, który dalej będzie śpiewał stare, rockowe kawałki.
Wargi leżącego chłopaka z trudem rozchyliły się i wydobył się z nich jeden, pojedynczy dźwięk. Najpierw był zniekształcony, jakby wysuszone gardło nie pozwalało na wypowiedzenie czegokolwiek, ale później mogli usłyszeć słaby, cichy szept:
- H-Harry...
Potter nie usłyszał, a poczuł wręcz ruch po drugiej stronie i niepewnie spojrzał na rudowłosą, której oczy były pełne szoku i czegoś jeszcze, czego nie potrafił nazwać. Jej wzrok ślizgał się to po Deanie, to po nim. W tę i z powrotem. Coś ścisnęło go za gardło, gdy ich spojrzenia spotkały się, a on zobaczył w brązowych oczach wyrzut, rozgoryczenie i odrazę. Odwrócił głowę.
- To ja, kochanie. Jestem tutaj.
Usta Thomasa powoli ułożyły się w małe "o". Jego powieki drgnęły i... w końcu uchyliły się, ukazując im parę brązowych oczu. Harry poczuł, jak jego serce podskakuje radośnie. Dean się obudził, był tutaj, żył... W tej chwili był najszczęśliwszą osobą na świecie.
Nim zdążył się odezwać, drzwi od Skrzydła Szpitalnego otworzyły się, a do środka wbiegła zdyszana pani Pomfrey, za nią wmaszerował Mistrz Eliksirów, a ten dziwny pochód zamykał Dumbledore, którego oczy błyszczały radośnie i Harry mógł to dojrzeć nawet z daleka.
- Cieszę się, że do nas wróciłeś mój chłopcze.
Potter wywrócił oczami, a w kącikach jego ust zadrgał uśmiech. Czego innego mógł się spodziewać po dyrektorze?
Jego uśmiech znikł, gdy został wręcz odepchnięty od łóżka przez panią Pomfrey, która wyczarowała szklankę wody i powoli podała ją Deanowi, który szybką opróżnił jej zawartość, wyraźnie spragniony. Gdy skończył, opadł z westchnieniem na poduszkę i zadał najbanalniejsze i zarazem najtrudniejsze pytanie, jakie mógł zadać.
- Co się stało?
Gdy usłyszał to pytanie, w jego żołądku coś przekręciło się boleśnie. Na szczęście to nie on musiał na nie odpowiadać.
- Ktoś chciał pana zabić, panie Thomas. - Głos Snape'a przeciął powietrze, sprawiając, że rudowłosa dziewczyna, która wciąż w szoku siedziała na krześle, drgnęła. Spojrzała prosto na swojego chłopaka i... wybuchła szlochem tak głośnym, że Harry aż się skrzywił.
- Och... - Dean nawet nie spojrzał na swoją dziewczynę, zbyt pochłonięty informacją o jego niedoszłym mordercy. Wszystkie jego przemyślenia, co do tej sprawy, uciekły tak szybko jak się pojawiły, ponieważ jego wzrok trafił na Harry'ego i... po prostu zaniemówił.
Szmaragdowe oczy Pottera spotkały się z tymi brązowymi przyjaciela i Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który samoistnie wypłynął na jego usta. Thomas odpowiedział mu tym samym, a w jego policzkach pojawiły się te cholernie urocze dołeczki, które sprawiały, że całkowicie roztapiał się na ich widok.
- Dobrze cię widzieć - mruknął brunet.
- Ciebie również. - Usłyszał w odpowiedzi.
Głośne chrząknięcie wyrwało ich z tego transu, a głos szkolnej pielęgniarki przywrócił do porządku.
- Sądzę, że powinniście opuścić na razie Skrzydło Szpitalne. Muszę zbadać swojego pacjenta.
Skinął głową i mrugnął do chłopaka, dając mu znak, że jeszcze tutaj wróci i ruszył w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie. Dopiero, gdy wyszedł i usłyszał za sobą Ginny, jego mózg zaczął prawidłowo funkcjonować. Spojrzał na rudowłosą, która uparcie patrzyła przed siebie, a jej usta były zaciśnięte w wąską kreskę.
- Ginny... - zaczął, ale przerwała mu.
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać... - mruknęła i nie zerknąwszy nawet na niego, ruszyła w stronę schodów.
Harry stał tam jeszcze chwilę, zastanawiając się, czy dobrym pomysłem jest pójście za nią, ale w końcu zrezygnował i po chwili namysłu ruszył w stronę schodów prowadzących do lochów. Musiał podzielić się swoim szczęściem z Draco.

***

Minęły trzy dni, a on po raz pierwszy od ponad tygodnia siedział w "ich" sali i grał na gitarze. Dean z każdym dniem czuł się coraz lepiej, a on nie przesiadywał już u niego tyle co kiedyś, głównie z powodu Ginny, która zabijała go wzrokiem za każdym razem, gdy się tam pojawiał. Poza tym Thomas wydawał się być dziwnie zamyślony odkąd się obudził i nie był zbyt skory do rozmowy. Harry nie wiedział, co się z nim dzieje, ale miał nadzieję, że dowie się tego, gdy ten wreszcie wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego. Był właśnie w trakcie grania "Sad but true" Metallici, gdy drzwi od sali otworzyły się i do środka wszedł jego przyjaciel we własnej osobie. Aż znieruchomiał, całkowicie zaskoczony jego widokiem. Nie miał pojęcia, że ten dzisiaj wychodzi...
- Dean... - wykrztusił i odłożył gitarę na bok, a następnie w dwóch krokach podszedł do zamyślonego chłopaka i najzwyczajniej w świecie, przytulił go. Dobrze było czuć go tak zdrowego i... żywego.
- Udusisz mnie... - Dean zaśmiał się, choć Harry'emu wydawało się, że jego śmiech był trochę nerwowy. Odsunął się.
- Przepraszam - mruknął. - Nie wiedziałem, że dzisiaj wychodzisz.
- Ta... Ja też nie, ale okazało się, że mój organizm szybko się zregenerował i... oto jestem!
- Cieszę się... - Harry stał się nagle bardzo świadomy małej odległości pomiędzy nimi. Poczerwieniał gwałtownie i zrobił krok w tył, odsuwając się.
Thomas nic nie powiedział na ten jego nagły, dziwny ruch, a jedynie patrzył na niego uważnie, jakby zmagał się z jakąś myślą i nie potrafił sobie z nią poradzić.
- Harry... muszę ci o czymś powiedzieć.
Słysząc to, poczuł się zaniepokojony.
- Coś się stało?
Dean zaśmiał się, nerwowo i drżąco, a jego oczy błyszczały jak w gorączce.
- Jestem takim idiotą, Harry - mruknął. - Na początku myślałem, że to nic nie znaczy. Wiesz, jestem tylko facetem. Chce spróbować wszystkiego i takie tam. Ale... myliłem się.
- O czym ty mówisz, Dean?
Ten jednak wydawał się go nie słyszeć, zbyt pogrążony we własnych myślach.
- Myślałem, że to tylko fizyczny pociąg. Chciałem, żeby tak było. Nawet za bardzo nie przejąłem się tym, że podoba mi się inny chłopak... - Harry gwałtownie wciągnął powietrze do płuc. - Tylko, że... zacząłem zwracać uwagę nie tylko na ciało, ale również na zachowanie, charakter, uśmiech...
Thomas przybliżył się do niego, a on poczuł jak jego serce staje na moment. Był... w szoku.
- Zacząłem patrzeć w te szmaragdowe oczy i zakochałem się. Tak po prostu. Nie było żadnego ostrzeżenia. Ja... po prostu się w tobie zakochałem, Harry.
Myśli w jego głowie wirowały, gdy patrzył w te brązowe, błyszczące tęczówki i słyszał słowa wypowiadane przez przyjaciela... Cholera, nie spodziewał się tego. Nie był też przygotowany na twarz Deana, która nagle znalazła się bardzo blisko niego, a jego wzrok mimowolnie zjechał na usta przyjaciela, które wydawały się w tym momencie pełne, kuszące...
"To tylko pocałunek..." - pomyślał nieprzytomnie. - "Nic więcej."
Thomas nie czekał na lepsze zaproszenie. Przyciągnął go do siebie, owijając jego talię ramieniem, a jego usta w jednej chwili znalazły się na drżących wargach Pottera.
Harry czuł wargi Deana, zachłanne i z zapamiętaniem całujące jego własne, ale... sam wciąż nie odpowiedział na pocałunek. Usta przyjaciela były cudowne, pełne i czucie ich na swoich własnych było całkiem niesamowite, ale... to nie było to. Nie czuł szybszego bicia serca i niezdrowej ekscytacji, którą czuł tylko wtedy, gdy Draco przyciskał go do siebie i całował z taką pasją, jakby chciał mu odebrać oddech.
Gryfon delikatnie odepchnął od siebie rozgorączkowanego chłopaka.
- Harry... - Oblizał zaczerwienione wargi, jakby... jakby chciał jeszcze raz poczuć jego smak. - Ja...
Pokręcił głową i odsunął się. Nie mógł mu tego dać. Dean był tylko przyjacielem i to nigdy się nie zmieniło. Ten sen... on nic nie znaczył. Liczył się tylko Draco. Teraz był tego pewien.
- Mylisz się, Dean - mruknął. - Ja mam Draco, a ty masz Ginny. A to co wydarzyło się teraz... to tylko głupie zauroczenie. Jestem pewny, że to nie mnie kochasz.
- Nie mów tak! - warknął i powoli zbliżył się do niego, jakby znów chciał go objąć, ale Potter po raz kolejny odsunął się. - Wiem co czuję, Harry. - Położył dłoń na swoim sercu. - Kocham cię.
Potter pokręcił głową, jakby nie chciał dopuścić do siebie tej myśli.
- Nie mogę ci tego dać - szepnął. - Przepraszam.
Zdeterminowany, ruszył w stronę drzwi. Musiał stąd wyjść. Nie uszedł jednak daleko, ponieważ jego ramię zostało pochwycone przez silną rękę drugiego Gryfona i Harry został odwrócony w jego stronę i to co zobaczył... Wiedział, że nigdy już tego nie zapomni. Dean wyglądał tak, jakby jego świat właśnie się rozpadł, a on nie wiedział co ze sobą zrobić. Jeszcze nigdy... jeszcze nigdy nie widział tylu emocji na jego twarzy.
- Proszę... - Usłyszał, ale jedyne na co się zdobył to wyszarpnięcie swojej ręki z jego uścisku. Nienawidził się za to, co robił mu w tej chwili, ale nie mógł inaczej. Podszedł do drzwi i nim je otworzył, szepnął jeszcze ciche "przepraszam".
Gdy wyszedł na korytarz, przymknął oczy, a spod jego powiek wyleciała jedna, samotna łza. Nie chciał go zranić. Dean był dla niego niezmiernie ważny, ale był tylko przyjacielem. Nie mógł dawać mu złudnych nadziei.
Drżącą dłonią dotknął swoich ust, a jego myśli podążyły do Draco. Jego pocałunki były takie... inne. Wyjątkowe. Otworzył szerzej oczy, gdy do jego rozszalałego umysłu wkradła się pewna myśl. Chyba... chyba już wiedział, co powinien teraz zrobić.

***

Draco był właśnie w trakcie zdejmowania śnieżnobiałej koszuli, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi i niechętnie podszedł do nich, aby otworzyć. Nie spodziewał się dziś nikogo. Dopiero później był umówiony z Potterem w Pokoju Życzeń. Jakież było jego zdziwienie, gdy otworzył drzwi i ujrzał po drugiej stronie rozczochranego, zaczerwienionego Gryfona.
- Potter? Co ty tutaj robisz?
Ten przymknął na chwilę oczy, a Ślizgon mógł zobaczyć jak jego gardło porusza się, gdy ten przełyka ślinę. Palce bruneta wczepione były w koszulkę i drżały lekko. Dopiero po chwili, gdy Draco zaczął się już niecierpliwić, usłyszał coś, czego z pewnością się nie spodziewał. Harry uniósł powieki, a jego oczy błyszczały.
- Kochaj się ze mną - szepnął, a szczęka Ślizgona opadła.

_______________________
Następny rozdział: 06.12

10 komentarzy:

  1. W sumie opóźnienie nie aż takie straszne jak by si mogło wydawać xD Jak zawsze rozdzialik świetny! I czy Dean właśnie wyznał Harry'emu, że go kocha? Ma odwagę, trzeba to przyznać :D Cóż odrzucenie trochę brutalne, ale czasem trzeba. I ta propozycja Pottera. Teraz to ja jestem ciekawa reakcji Malfoya więc czekam z jeszcze większą niecierpliwością ! Pozdrawiam// Narieen

    OdpowiedzUsuń
  2. (Ślini się) Świetnie Harry, że wybrałeś Dracona a nie uległeś gadkom Dean'a jakoś nigdy nie lubiłam jego postaci. Ach te słowa na końcu och tak. Niech teraz Malfoy go weźmie, niech się kochają dziko i bez opamiętania. Uwielbiam takie momenty. <3
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdzał niech Draco się zgodzi wspuczuje Ginny dowiedzeć się w taki sposób,że chłopak jest gejem ja równiesz lubię takie momęty między nimi pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Coooooooo? Tylko nie w takim momencie. Świetny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że komentuję z takim opóźnieniem, ale jestem chora. Nie mam na nic ochoty, ale dzisiaj postanowiłam zebrać się w sobie i coś napisać. Na biurku stoi kubek gorącej herbaty, a obok calusieńkie opakowanie chusteczek higienicznych, także jestem dobrze przygotowana na swój wywód~. c:

    Faktycznie to opóźnienie nie można nawet nazwać opóźnieniem. Kiedy uprzedzałaś, że może takowe zaistnieć zaczęłam przesuwać termin przynajmniej o tydzień, a tu taka niespodzianka! Mówiłaś, że dopiero zaczynałaś pisać nowy rozdział, więc zadziwiające jest to, że napisany w tak krótkim czasie tekst jest tak dobrze napisany, tak bardzo ciekawy oraz tak odpowiednio zaopatrzony w literki. Dziękuję za to, że tak szybko go dla nas napisałaś. Śpiączka?! Jak to śpiączka? To było pierwszym co pomyślałam po przeczytaniu pierwszych zdań. Wystraszyłam się, że Dean faktycznie może się już nie obudzić. Pesymistyczne myśli Harry’ego jeszcze bardziej mnie w tym pogrążały. Ginny została uznana za irytującą tylko dlatego, że płakała. To, że tak wyrażała swój smutek jest czymś normalnym. Gdybym mogła się tam przetransportować, sama gdybym zobaczyła chłopaka pogrążonego w głębokim śnie zagrażającym jego życiu, klapnęłabym obok rudowłosej i zapożyczyła rąbek jej szaty do smarkania łącząc się z nią chwilowo w bólu. W każdym razie to lepsza reakcja niż zespawanie tyłka z podłogą, jak to zrobił Harry. Dobrze, dobrze. Niech już będzie. Zgadzam się z tym, że ten płacz wyglądał tak, jakby Ginny odebrała chłopakowi wszelkie szanse na wyjście z obecnego stanu. Hmm~. Czy Voldemort miał coś wspólnego z otruciem Thomasa? No nie wiem. Niby to, że chciałby wykończyć psychicznie Harry’ego jest nawet uzasadnione, ale ja niestety mam już swojego faworyta, który również ma powody, by robić krzywdę tym, którzy zapewne w jego mniemaniu za bardzo zbliżają się do Złotego Chłopca. Oczywiście wiadomo o kim mowa, nie muszę wymieniać nazwisk. Cóż to się stało, że Draco nie miał pretensji do Pottera, że ten zbyt często i zbyt długo przysiaduję przy łóżku Deana? Raczej przywykłam to tego, że blondyn jest bardzo…pretensjonalny, także wcale nie zdziwiłabym się, gdyby wyjechał z jakimiś wyrzutami. Żeby nie było, wcale się go nie czepiam, bo darzę wystarczającą sympatią jego skromną osobę. Niestety to weszło mu w nawyk. Bądź się z tym urodził. Ojojoj. Taka urocza scenka, gdy się tak przytulali~. Oczywiście musieli to robić nawet przy Deanie. Co z tego, że był nieprzytomny? Podobno ludzie w śpiączce słyszą wszystko z otoczenia. Thomas, gdy się tak nasłuchał mógł jeszcze bardziej zamknąć się w swojej skorupce, przecież. ;; Ale i tak nie zmienia to faktu, że było to słodziutkie, a ja zaczęłam piszczeć, że aż nieprzyjemnie zaskrzypiało mi w uszach. Gdy Harry zadzwonił do Alice, a ta potraktowała go z takim chłodem, troszkę się zasmuciłam. Potter sporo się w swoim życiu nacierpiał, więc nie chciałabym przeczytać o tym, jak rozpacza po stracie przyjaciółki, która obwinia go za śmierć innego przyjaciela. Na szczęście okazało się, że Alice nie ma chłopakowi niczego za złe i wciąż łączy ich namacalna nić koleżeństwa. Dean się obudził. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, bo obawiałam się, że pojawią się jakieś komplikacje albo ożyje dopiero w następnym rozdziale, a wtedy bym chyba umarła z niecierpliwości. Gdy chłopak od razu po przebudzeniu zapytał o Harry’ego, zaczęłam się śmiać. Mina Ginny musiała rozwalać człowieka na części pierwsze. Wiem, że powinnam powiedzieć, że mi jej szkoda, ale po co kłamać skoro tak nie jest? Rudowłosa jest w tym opowiadaniu, bo jest, a ja raczej nie przywiązuję się do postaci płci żeńskiej. O mój Boże. Teraz mogę odejść spełniona i szczęśliwa. Dean pocałował go…! Pocałował! Moje marzenie się spełniło. Dziękuję Ci bardzo. Mój entuzjazm oczywiście szybko opadł, gdy Thomas spotkał się z odrzuceniem. Na początku gadałam: ”Dawaj, dawaj~! Powiedz mu wreszcie!” co później niestety przemieniło się w „I po co mu mówiłeś, idioto?!”. Kurczę, szkoda mi go. Niestety tak musi być. Drarry to Drarry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, trzeba poklepać chłopaka po pleckach i musi iść dalej. Nawet ze złamanym sercem. Jeśli jednak wróci do Ginny, chyba popełnię seppuku plastikowym widelcem z zestawu małego kucharza należącego do mojej młodszej siostry. „Kochaj się ze mną”. Że co?! Musiałam przeczytać te słowa kilka razy, by do mnie dotarło, że jednak mi się nie przywidziało. Teraz to chłopak pojechał, nie ma co. Kurczę, już zaczęłam sobie wyobrażać różne scenariusze, kończące się tym samym, czyli chłopakami w łóżku, ale obawiam się, że nic z tego nie będzie. Autorzy takimi zakończeniami budzą u czytelników chrapkę i niecierpliwość na następny rozdział, a raczej jego początek, że niby jakieś seksy będą, a tu figa z makiem i kończy się machaniem prowizoryczną białą flagą w formie zasmarkanej chusteczki higienicznej. Trochę pesymistyczne nastawienie, ale nie chcę się niepotrzebnie nastawiać. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż niecierpliwie oczekuję ciągu dalszego. Tak jak mówiłam. Rozdział cudowny! Więcej takich po proszę. Chociaż i tak zawsze wychodzi wspaniale! ♥

      Usuń
  6. Witam,
    och to Dracona można czymś zaskoczyć, biedny Dean wyznał swoje uczucia Harremu, ale został odtrącony, dobrze, że Harry pogodził się z Alice...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja szczęka również opadła na słowa Harrego ;)
    W sumie dobrze, że Harry nie zwodził Deana, ale ten go może teraz znienawidzić, choć mam nadzieję, że nadal będzie wspierać Harrego.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, to Draco jednak można czymś zaskoczyć ;) biedny Dean Harry go odtracił po tym jak ten wyznał mu swoje uczucia, bardzo cieszę się, że Harry pogodził się z Alice...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, biedny Dean Harry go odtracił po tym jak ten wyznał mu swoje uczucia, bardzo cieszę się, że Harry pogodził się z Alice...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń