środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 16

Kochani, ostatni rozdział został wyświetlony 125 razy (nie licząc tych, co czytali na stronie głównej),     a kliknięć mamy tylko sześć... Ja rozumiem, że niektórzy nie mają czasu na komentowanie lub najzwyczajniej w świecie wam się nie chce, ale naprawdę chciałabym żebyście klikali, bo pragnę znać wasze zdanie ;)
Oczywiście za wszystkie komentarze i kliknięcia gorąco wam dziękuje ;D
Po przeczytaniu ostatniego rozdziału moja beta stwierdziła, że Voldzio shippuje drarry i po kryjomu czyta fanfiki o nich xDD A ponieważ obie mamy tak samo zryte mózgi, zastanawiałyśmy się, czy powstał jakiś fanfik o tym... Rzuciło wam się kiedyś w oczy coś takiego? XD
W ogóle w dzisiejszym rozdziale mój fantastyczny pomysł zaczęłam wcielać w życie. Kto zgadnie o co chodzi?
A z informacji to zasmucę was, ponieważ wakacje się kończą (CZEMU?!) i następny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie.
Pozdrawiam ;)

______________________________________________________________________________

Następne trzy dni były zaskakujące. Harry bał się, że nie będzie mógł przestać myśleć o Draco, ale tak naprawdę Ślizgon nawiedzał jego myśli tylko w nocy oraz w tych chwilach, gdy usilnie starał się z nim porozmawiać. Potter był jednak nieugięty. Nie rozmawiał z nim, odkąd ten śledził go na spotkaniu z Philem i na razie nie zamierzał łamać swojego postanowienia. Musiał się od niego uwolnić. Poza tym, jego głowę zajmował nawał prac domowych, które namnożyły się w zastraszającym tempie. A gdy nie odrabiał zadań i nie myślał o Malfoyu, był zajętymi rozmowami z Ginny, Deanem i Nevillem. Miał wrażenie, że któreś z nich zauważyło zmianę w relacji jego i Dracona i dlatego postanowili mu pomóc, spędzając z nim czas i odganiając nieprzyjemne myśli. To było dobre. Harry nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był samotny w Hogwarcie w tym roku, dopóki nie zaczął spędzać regularnie czasu z tą trójką. Był im za to niezmiernie wdzięczny. 
Dzień czwarty okazał się równie przyjemny. Potter zszedł na śniadanie w świetnym humorze, całkowicie wypierając ze swojej głowy sen, w którym Draco Malfoy trzymał go w swoich ramionach, szepcząc jakieś bzdety i z uśmiechem na ustach usiadł na swoim stałym miejscu. Zjadł szybko, konwersując z najmłodszą Weasley o zbliżającym się meczu pomiędzy Ślizgonami i Krukonami. Następnie udał się na lekcje, które minęły szybko i całkiem nudno, zważając na to, iż tego dnia nie było ani Zielarstwa ani Eliksirów, na których musiałby się wysilać. Po szybko zjedzonym obiedzie, podczas którego Harry wdał się w rozmowę z Nevillem o Obronie przed czarną magią, z którą ten znów sobie nie radził, opuścił Wielką Salę, starając się nie zwracać uwagi na szare oczy spoglądające na niego i ruszył w stronę "swojej" sali. Wszedł do środka, ze znużeniem wyczyścił klasę, a następnie zasiadł i przywoławszy swoją gitarę akustyczną, zaczął grać. Po raz kolejny pogrążył się w muzyce, tym razem popełniając zasadniczy błąd, a mianowicie zapominając o zaklęciu wyciszającym, które zazwyczaj rzucał, nim zaczynał grać. Nic więc dziwnego, że jakieś piętnaście minut później drzwi od klasy otworzyły się, a do środka wszedł zaskoczony Dean Thomas. W pierwszej chwili Harry w ogóle go nie zauważył, zbyt skupiony na poprawnym uderzaniu w struny. Dopiero głos chłopaka sprowadził go na ziemię i Potter uniósł głowę, patrząc na drugiego Gryfona z całkowitym zdumieniem wymalowanym na twarzy.
- Wow! Jesteś fantastyczny! 
Harry zamrugał, ale szybko się zreflektował i wyciszył salę. 
- E... dzięki - mruknął. Rzucał to zaklęcie, ponieważ nie chciał, by ktoś dowiedział się o tym, że grał. A teraz stał przed nim jeden z jego współlokatorów i wpatrywał się w niego, jak w ufo. Westchnął. Jak mógł o tym zapomnieć?
- Nie wiedziałem, że grasz. - Zrobił kilka kroków w przód, jakby chciał usiąść na jednej z ławek, ale zatrzymał się, widząc krzywe spojrzenie zielonookiego. - Jeśli chcesz, mogę wyjść. 
- Nie, nie! - powiedział szybko Potter. Poczuł się jak kompletny idiota, gdy zobaczył zawiedziony wzrok chłopaka. Przecież tak naprawdę nic się nie stało. - Usiądź.
Dean usiadł na jednej z ławek w taki sposób, że znalazł się naprzeciwko bruneta i posłał mu szeroki uśmiech. 
- Długo grasz? - zapytał. 
- Od wakacji. 
- Serio?! - Thomas spojrzał na niego z niedowierzaniem. - To niesamowite! Jesteś zajebisty! 
Potter poczerwieniał, nieprzystosowany do wysłuchiwania komplementów i z prawdziwą ciekawością, zapytał:
- A ty? Grasz? 
Chłopak odwrócił wzrok, trochę zażenowany. 
- Tak, już kilka lat. Pierwszą swoją gitarę dostałem, gdy miałem dziesięć lat. Niestety, nauka grania zawsze szła mi opornie, choć bardzo to lubię... 
Zielonooki posłał mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów, co wywołało nagły błysk w oczach drugiego Gryfona i podając mu swoją gitarę, powiedział: 
- Zagraj. 
Thomas wziął gitarę i, nim zaczął grać, z szacunkiem przejechał dłonią po jej gryfie. 
- Um... tylko... nie spodziewaj się czegoś na tak wysokim poziomie, jak sam grasz - mruknął jeszcze i począł uderzać w struny. Jego palce lekko drżały, gdy wygrywał początek jednej z najbardziej lubianych przez Harry'ego piosenek. 
- Zaczekaj chwilę. - Potter zatrzymał jego dłoń i patrząc mu w oczy, powiedział: - Zacznij od początku. Chcę to zaśpiewać. 
Ten skinął głową, dziwnie poruszony zachowaniem najlepszego przyjaciela Ginny i ponownie zaczął uderzać w struny. Już po chwili całą salę wypełnił zaskakująco czysty głos Pottera:

Pistol shots ring out in the barroom night
Enter Patty Valentine from the upper hall.
She sees the bartender in a pool of blood,
Cries out, "My God, they killed them all!"
Here comes the story of the Hurricane,
The man the authorities came to blame
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world. *

Harry już miał zaczynać drugą zwrotkę, gdy ze zdumieniem zauważył, że jego kolega przestał grać. Spojrzał z zaskoczeniem na chłopaka, którego wzrok był skierowany gdzieś w bok i zapytał: 
- Czemu skończyłeś? To było świetne. 
Jednak nie otrzymał odpowiedzi, bo usłyszał głos, którego z pewnością nie chciał słyszeć w tej chwili. 
- Jeden ci nie wystarcza, Potter?
***
Dean Thomas z zaskoczeniem przyglądał się, jak jego współlokator przekręca lekko głowę i spogląda prosto w oczy Dracona Malfoya. Dean nigdy nie uważał się za tchórza. Posiadał wiele gryfońskich cech, a jedną z nich była odwaga. Jednakże, gdy dzisiaj spojrzał w te zimne, szare oczy, które mówiły jedno: "Jesteś martwy", był przerażony. Malfoy swoją obojętnością i chłodem nigdy nie robił na nim szczególnego wrażenia i dlatego nigdy nie rozumiał Pottera i Weasleya, na których zdawało się to działać niczym płachta na byka. Dzisiaj jednak zrobił na nim piorunujące wrażenie. Biło od niego coś mrocznego, przerażającego i Dean nie mógł powstrzymać lekkiego drżenia, jakie wywołało na nim to spojrzenie. 
- Nie wiem o czym mówisz, Malfoy. 
Chłopak wyrwał się ze swoich myśli i począł przyglądać się scenie rozgrywającej się na jego oczach. 
Harry patrzył obojętnym wzrokiem na Ślizgona, który zaciskał dłonie w akcie bezsilnej złości. 
- Dobrze wiesz o co chodzi - wysyczał Malfoy swoim najbardziej jadowitym głosem. - Najpierw twój mugolski przyjaciel, a teraz chłopak twojej przyjaciółeczki. Rozkręcasz się. 
Thomasa zaskoczyły te słowa. Jak Malfoy mógł pomyśleć, że on i Potter coś ze sobą...? Nie, to było absurdalne. Nie miał nic do homoseksualistów, ale on sam był stuprocentowo heteroseksualny, a poza tym był z Ginny, którą naprawdę kochał... 
- Przestań pieprzyć, Malfoy. 
Dean widział ruch szczęki Pottera, gdy ten zaciskał zęby. Mocno. Bardzo mocno. 
- Jeszcze nie zacząłem. - Brew uniesiona do góry i chłopak mógł tylko wydać z siebie głębokie westchnienie, gdy Potter wściekle uniósł się z krzesła i zacisnął pięści. 
- Daj mi wreszcie spokój! - warknął. 
To chyba jednak nie podziałało, ponieważ Ślizgon w dwóch krokach znalazł się przy brunecie, owinął jedno ramię wokół jego talii i przyciągnął do siebie. 
- Puszczaj! Słyszysz?! Puszczaj do cholery! 
Thomas był tak zajęty "zbieraniem szczęki z podłogi", że nawet na to nie zareagował. Oczywiście słyszał pogłoski, że Harry i Malfoy kręcą ze sobą, ale aż do teraz nie wierzył w ich prawdziwość. A to niespodzianka... 
- Nie, kochanie. - Skrzywienie na twarzy Pottera. - Należysz do mnie, zapomniałeś? 
- Nigdy! 
- Za późno. - Malfoy uśmiechnął się kpiąco i puścił Gryfona, który zatoczył się do tyłu, a później odwrócił się w stronę zastygłego w bezruchu Deana. - Dotknij go, a będziesz modlił się o Avadę. 
I wyszedł. Tak po prostu. A dwójka Gryfonów stała w bezruchu jeszcze przez pięć kolejnych minut, zanim otrząsnęli się, by powrócić do wcześniejszej czynności. Żaden z nich nie wspomniał o Malfoyu. 
***
Następny tydzień nie przyniósł nic nowego. Malfoy nie próbował już z nim rozmawiać, zbyt zajęty romansowaniem z Pansy Parkinson, która nie kryła zachwytu spowodowanego tym faktem. Zaskakujące było jednak to, iż Draco robił się taki chętny na ich przytulanki tylko wtedy, gdy Harry był w pobliżu... 
Potter był zazdrosny. Oczywiście. Ale nie na tyle, by nie móc wyśmiewać idiotycznego pomysłu Ślizgona. Także ten tydzień nie był jakiś nadzwyczajny. Gryfon miał jedno spotkanie ze Snape'em, które okazało się bardzo owocne, ponieważ mężczyzna bardzo szybko opanowywał magię umysłu, co tylko udowadniało Harry'emu, że był on naprawdę bardzo potężnym czarodziejem. 
Poza tym Gryfon codziennie spotykał się z Deanem, który okazał się naprawdę świetnym chłopakiem. Znaleźli wiele wspólnych tematów i okazało się, że w przyszłości mogliby być przyjaciółmi. Sami się dziwili, że przez tyle lat nie zauważyli tego. Każdego dnia siadali w opuszczonej klasie, grali, rozmawiali i śmiali się. Harry musiał przyznać, że Ginny miała naprawdę szczęście, mając takiego chłopaka. Dean był szczery, radosny, zabawny i inteligentny. Zielonooki naprawdę polubił jego towarzystwo. 
Teraz kierował się w stronę starej sali od transmutacji, gdy zauważył drugiego Gryfona opartego o ścianę i najwyraźniej czekającego na niego. 
- Hej. Coś się stało? - zapytał szybko. W odpowiedzi otrzymał szeroki uśmiech. 
- Nie, ale pomyślałem, że moglibyśmy zmienić swoje plany i trochę polatać. Co ty na to? Dziś taka piękna pogoda... 
- Jasne! - Harry naprawdę się ucieszył. Odkąd odszedł od drużyny Gryfonów, nie dosiadł swojej Błyskawicy ani razu i teraz chętnie skorzystał z propozycji. Wyszli razem z zamku, kierując się w stronę boiska. Przywołali swoje miotły - Harry Błyskawicę, a Dean "Nimbusa 2000", którego otrzymał w prezencie rok wcześniej. Ze schowka przy szatniach zabrali piłki i ustawili się naprzeciw siebie. Najpierw zrobili kilka okrążeń wokół bramek, a później zaczęli rzucać kaflem. Wpierw Harry zajął pozycję bramkarza i starał się nieudolnie bronić wszystkich trzech pętli, co było dla niego nie lada wyczynem, ponieważ Thomas był naprawdę świetnym ścigającym. Mieli przy tym sporo zabawy, a Potter czuł się cudownie. Znów czuł to ekscytujące uczucie, które towarzyszyło mu tylko wtedy, gdy latał.Silne podmuchy wiatru uderzały mu w twarz i był niemal pewny, że we włosach ma przynajmniej kilka jesiennych liści. Pogoda była fantastyczna w porównaniu z tym, co było przez ostatnie kilka dni, ale i tak było zimno, więc chłopcy, gdy po dwóch godzinach zakończyli swoją zabawę, byli przemarznięci. Wylądowali na murawie i schowali piłki do skrzyni, a następnie odstawili ją na miejsce. Odesłali swoje miotły i chuchając na przemarznięte dłonie, ruszyli szybkim krokiem w stronę zamku. 
- Gorąca czekolada? - zapytał Dean. 
- Jasne. - Harry uśmiechnął się szeroko. - I kiedyś cię pokonam, zobaczysz. 
- Możesz pomarzyć, Potter. 
Obaj roześmiali się serdecznie. Nie doszli jednak nawet do połowy drogi, gdy na ich drodze pojawił się blond włosy Ślizgon. Harry z ledwością powstrzymał jęk. 
- Potter, musimy porozmawiać. - Kompletnie zignorował drugiego Gryfona, nie poświęcając mu nawet jednego spojrzenia. - To ważne. - Dodał, widząc powątpiewające spojrzenie bruneta. 
Potter patrzył jeszcze chwilę na Malfoya, nim wzruszył ramionami i ruszył przed siebie, wiedząc, że ten podąży za nim. Odwrócił się jeszcze i rzucił krótkie "zaczekaj" do zamyślonego Thomasa. 
- Więc... o co chodzi? - zapytał, gdy znaleźli się już wystarczająco daleko, by Dean nie mógł ich usłyszeć. 
- Dzisiaj o dwudziestej odbędzie się atak na jedną z mugolskich ulic, Abbey Road w zachodniej części Londynu.
Stał tam, mrugając oczami i przez chwilę nie rozumiejąc, co się przed chwilą stało. Czyżby Malfoy postanowił go zawiadomić o ataku Śmierciożerców? Nie, to było niemożliwe... 
- S-słucham? - wydukał w końcu. 
- Atak, Potter - syknął cicho. 
- Czemu mi to mówisz? 
W odpowiedzi blondyn wzruszył ramionami. 
- E... dzięki... Draco - powiedział wreszcie i poczekał, aż ten odwróci się i odejdzie w stronę zamku. Stał tam jeszcze chwilę, patrząc na znikającego w wejściu Ślizgona, a następnie odwrócił się w stronę Deana. Ruszył szybkim krokiem i już po chwili stał przy chłopaku, który spoglądał na niego z zainteresowaniem. 
- Coś się stało? 
- Wybacz Dean, ale będziemy musieli przełożyć naszą czekoladę. Muszę szybko coś załatwić. 
- E... spoko. 
Harry posłał mu jeszcze jeden, trochę nerwowy uśmiech, a następnie szybkim krokiem podążył w stronę wejścia do zamku. Musiał koniecznie kogoś o tym zawiadomić. Najpierw pomyślał o dyrektorze, ale później uświadomił sobie, że Dumbledore oczekiwałby od niego wyjaśnień, a on nie chciał wydać Malfoya. Zatrzymał się wpół kroku i odwrócił na pięcie, a następnie ruszył w stronę przeciwną, do lochów. Wiedział, że tylko jednej osobie może o tym powiedzieć. Poza tym tak naprawdę ta wiadomość mogła nie być dla Snape'a czymś nowym, ponieważ to on był szpiegiem Zakonu i z pewnością już poinformował o tym ataku dyrektora. Jednakże postanowił się upewnić. Szedł ciemnymi, opustoszałymi korytarzami, ponieważ większość osób postanowiła spędzić ten słoneczny dzień na błoniach, dopóki nie dotarł do drzwi gabinetu Mistrza Eliksirów. Zapukał dwa razy i czekał, mając nadzieję, że mężczyzna znajdował się w środku. Dopiero po dłuższej chwili, gdy Gryfon miał już odwrócić się i podążyć do wieży Gryffindoru, drzwi otworzyły się i w progu stanął wysoki, czarnowłosy mężczyzna.
- Czego?! - warknął, gdy zobaczył kto stoi pod jego drzwiami. 
- Musimy porozmawiać. To pilne. 
Snape bez słowa odsunął się, tym samym wpuszczając go do środka. Jak zwykle podszedł do swojego biurka i zasiadł za nim, wbijając w Pottera swoje przenikliwe spojrzenie.
- Co cię do mnie sprowadza, Potter?
- Powiedział już pan dyrektorowi o dzisiejszym ataku Śmierciożerców, profesorze? 
Jedna z brwi mężczyzny powędrowała ku górze.
- O jakim ataku, Potter? 
Harry nie krył zaskoczenia, gdy podszedł do biurka profesora i opadł na drugie krzesło. 
- Nie wiedział pan? Myślałem, że jest pan szpiegiem Zakonu...
- Dowiem się wreszcie o co chodzi?! - syknął, najwyraźniej zirytowany swoją niewiedzą. 
- Malfoy przyszedł dzisiaj do mnie i poinformował mnie o ataku na mugolską ulicę Londynu, Abbey Road. 
Słysząc to, Mistrz Eliksirów zerwał się z krzesła i ruszył w stronę drzwi prowadzących do swoich prywatnych komnat. Zatrzymał się jednak i odwróciwszy głowę, powiedział: 
- Zaczekaj tu, Potter. 
I zniknął. 
***
Harry faktycznie czekał w gabinecie Snape'a. Ale gdy minęło pół godziny, a mężczyzna wciąż się nie pojawiał, zaczął się nudzić. Wstał z krzesła i obszedł pomieszczenie dookoła, ale poza paroma szczególnie obrzydliwymi składnikami do eliksirów, nie znalazł tam nic ciekawego. Z lekkim wahaniem podszedł do drzwi, za którymi znajdowały się prywatne komnaty profesora i pchnął ciężkie drewno. Znalazł się w przestronnym salonie w typowo ślizgońskich kolorach. Na środku stała duża, zielona kanapa, a przy kominku znajdowały się dwa pasujące fotele, zupełnie jak w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Trochę dalej, od lewej strony kanapy znajdował się barek wypełniony najróżniejszym alkoholem. Natomiast przy jednej ze ścian znajdował się ogromny regał wypełniony książkami, który pokrywał całą jej powierzchnię. Harry musiał przyznać, że mimo typowo ślizgońskiego wystroju, podobało mu się tu. Opadł na sofę, która okazała się bardzo miękka i położywszy głowę na oparciu, przymknął oczy. Nim się spostrzegł, już spał. 
- Potter, ty durniu, wstawaj do cholery! - Ktoś niezbyt lekko szarpał go za ramię i Harry z niezadowoleniem uchylił powieki. Ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy spojrzał w ciemne tęczówki, które patrzyły na niego morderczo i dopiero po kilku długich chwilach dotarło do niego, gdzie się znajdował. Zamarł z przerażenia. 
- Pro-profesorze... j-ja... - Zaczął się jąkać. 
- Zamknij się, Potter! - Mężczyzna podszedł do swojego barku i wyciągnął Ognistą. Nalał sobie do szklaneczki, a następnie zajął jeden z foteli i spojrzał na niego z wściekłością. - Zastanawiam się, kto pozwolił ci wchodzić do moich osobistych komnat... 
- Przepraszam profesorze. - Spuścił głowę, gapiąc się na swoje kolana. - Zacząłem się nudzić i byłem ciekawy... 
- Ach, tak! Ta gryfońska ciekawość! Jak ja na to nie wpadłem? - Jego głos był ironiczny i Harry poczerwieniał z zażenowania. 
- Ja naprawdę przepraszam... - wydukał. 
- Dobra, Potter. Mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż twoje idiotyczne zachowanie. Poinformowałem dyrektora. Zakon wszystkim się zajmie. 
- To dobrze. 
- Racja. Ale zastanawia mnie, dlaczego ja nie wiedziałem o tym ataku, a jestem jednym z najbardziej zaufanych ludzi Czarnego Pana... 
- Um... ja nie wiem... 
Mężczyzna wywrócił oczyma. 
- Przecież wiem, że tego nie wiesz, Potter - prychnął. - Zastanawiam się również, czemu Malfoy powiedział to właśnie tobie. 
Gryfon uniósł głowę. 
- To akurat nie jest zaskakujące, profesorze. Chciał mi udowodnić, że tak naprawdę nie dołączył do Śmierciożerców z własnej woli. 
- A czemu mu tak na tym zależy? 
- Bo chce żebym do niego wrócił... - mruknął cicho. 
- Nie słyszałem, panie Potter. - Snape uśmiechnął się drwiąco. 
- Bo chce żebym do niego wrócił! - warknął. 
Severus zacmokał. 
- I zamierza pan to zrobić, panie Potter?
- Czemu w ogóle o tym rozmawiamy?! - Zdenerwował się. 
- Spokojnie, Potter. Muszę się dowiedzieć, czy zamierzasz... - Skrzywił się z niesmakiem - ...wybaczyć Malfoyowi, ponieważ może on się okazać przydatny, tak jak dziś, ale równie niebezpieczny. Nie możesz mu zaufać. Nie w stu procentach. 
Harry skinął głową. Wiedział o tym. Z jego ust wydobyło się głośne ziewnięcie. 
- Myślę, że już pójdę, panie profesorze. 
- Idź. I zastanów się nad tym. 
- Tak zrobię. Do widzenia. 
Potter opuścił pomieszczenie, przeszedł przez gabinet i znalazł się na zimnych, przerażająco ciemnych lochach. Zadrżał i wyciągnął różdżkę, szepcząc ciche: 
- Lumos. 
Szybkim krokiem przemierzał korytarze, a gdy wreszcie wszedł po schodach i znalazł się piętro wyżej, odetchnął głęboko. Schował różdżkę w kieszeni spodni i ruszył w stronę wieży Gryffindoru. Był świadomy, że było już późno i miał tylko nadzieję, że nigdzie nie natknie się na woźnego i jego dziwną kotkę. 
Miał szczęście i gdy znalazł się przed portretem Grubej Damy, wypowiedział hasło i wszedł do środka. Pokój Wspólny był niemal pusty, ale Harry nie zamierzał w nim zostawać i od razu skierował swe kroki ku dormitorium chłopców. Wszedł do środka i pierwsze, co ujrzał to Deana, który siedział na swoim łóżku i spoglądał z zamyśleniem w okno. 
- Hej - powiedział cicho Harry i zrzucił z siebie grubą bluzę, pod którą miał zwykły czarny podkoszulek. 
- Hej. - Dean posłał mu delikatny uśmiech, a następnie wziął coś ze swojej szafki nocnej i podszedł do niego. Brunet poczuł zapach czekolady. 
- Och. 
- E... pomyślałem, że będziesz miał ochotę... - Wydawał się lekko zażenowany. - Jest zaczarowana. 
Potter wziął kubek i wziął łyk słodkiego napoju. Był pyszny. 
- Dziękuję - mruknął. 
- To ja... pójdę już spać. Dobranoc Harry. 
- Dobranoc Dean. 
Gryfon usiadł na swoim łóżku, a na jego twarzy pojawił się bezwiedny uśmiech. Czekolada to było coś, czego teraz potrzebował. 
***
Noc była zimna, a wokół panowała cisza. Trzy postacie ubrane w czarne szaty stały w cieniu, tuż koło jakiegoś rozwalającego się budynku i rozmawiały ze sobą cicho. Dwóch z nich wydawało się nieco poddenerwowanych. 
- I pamiętajcie. To ma być wypadek. - Jeden z nich odezwał się. Jego głos był cichy i opanowany, choć dało się w nim wyczuć groźne nuty. - Jeśli coś pójdzie nie tak, zginiecie. 
- Sam nie możesz tego zrobić? 
- Nie, bo jeślibym wpadł, to byłbym spalony w Hogwarcie, a to pokrzyżowałoby plany Czarnego Pana. 
Mężczyźni skinęli głowami. Już mieli odejść, kiedy jeden z nich zapytał o coś, co zastanawiało go od samego początku.
- Dlaczego właśnie on? Co takiego zrobił?
- Był za blisko. Tyle musi ci wystarczyć. A teraz się wynoście. 
Zniknęli. 
Samotna postać ruszyła w stronę ogromnego zamku. Musiała tam dojść, nim nadejdzie świt.

________________________________________________________

* Bob Dylan - "Hurricane". Ciekawostką jest to, iż właśnie przy słuchaniu tej przygnębiającej piosenki, wpadłam na pomysł napisania tego opowiadania ;D 

Następny rozdział: 06.09

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 15

Kochani, przyznam, że ten rozdział pisało mi się koszmarnie, więc wybaczcie za ewentualną słabą jakość.
Ale pochwalę wam się, że wpadłam na fantastyczny pomysł xDD
I spodziewajcie się czegoś zaskakującego w najbliższych rozdziałach.
A poza tym, jak tak dalej pójdzie to Chłopiec będzie miał nie 40 rozdziałów, a 50...
A tak w ogóle to dziękuję wam za komentarze i kliknięcia.
Pozdrawiam ;)


_____________________________________________________________________________

- Co się stało?
To było pierwsze, co usłyszał, gdy Phil przysiadł się do niego, zajmując jedno z barowych krzeseł. Posłał swój lekko krzywy i zarazem uroczy uśmiech znajomemu barmanowi, a następnie całą swoją uwagę skupił na nim. 
Harry wypił swoje piwo do końca. 
- Aż tak widać?
- Znam cię trochę, kociaku - mruknął. - Chodzi o Draco?
- Taa... - westchnął i machnięciem dłoni poprosił jeszcze raz o to samo. - To było do przewidzenia, nie? 
- Nie wiem... jeszcze nie powiedziałeś mi o co chodzi, a jak tak dalej pójdzie to szybciej się upijesz, niż coś z siebie wydusisz. 
- Przesadzasz - mruknął. - Zresztą daj spokój. Od początku było widać, że go nie lubisz. 
- Przyszliśmy tu, żeby rozmawiać o mojej wątpliwej sympatii do niego, czy o tym, co się stało? 
Wywrócił oczami.
- Skoro nalegasz... - zaczął konwersacyjnym tonem. - Draco zrobił coś, za co w tym momencie powinien siedzieć w pace. 
Phil już dawno nie widział u niego tak nieszczerego uśmiechu. 
- Co zrobił? Pobił kogoś, bo ten spojrzał na ciebie? - Zaśmiał się. 
Potter uniósł jedną brew ku górze. 
- Nie mów, że tego nie widzisz. Już dawno nie spotkałem tak zaborczego geja. - Prychnął. - Jakby mógł, to zabiłby mnie wzrokiem. 
- Zabił... - Harry powiedział to tak, jakby smakował słowo na języku. - Możliwe, że masz rację. 
Starszy chłopak wziął piwo, zapłacił, a następnie posłał mu spojrzenie pełne rozbawienia i... zaskoczenia. 
- Ty naprawdę myślisz, że mógłby to zrobić - mruknął.
Brunet uśmiechnął się gorzko. 
- Ja tak nie myślę, ja to wiem. 
W tym właśnie momencie Phil omal nie zakrztusił się swoim alkoholem. Wciąż z szokiem wymalowanym na twarzy, wytarł usta i posłał mu spojrzenie pełne niedowierzania. 
- Żartujesz, prawda? 
- Chciałbym. 
- Harry, to niemożliwe. Koleś wygląda na takiego, co mógłby pobić, ale na pewno nie zabić. Jest na to zbyt... delikatny. 
- Też tak myślałem. 
Chłopak sapnął i z hukiem odstawił piwo na bar. Miał już dość tego obojętnego tonu. Złapał bruneta za brodę i odwrócił w swoją stronę, patrząc prosto na jego przystojną twarz. To, co zobaczył, dało mu dużo do myślenia. Duże, szmaragdowe oczy chłopaka były przeraźliwie smutne i Phil poczuł wewnętrzny odruch sprawienia, by znów błyszczały szczęściem. Zacisnął zęby. 
- Co mam zrobić? - szepnął Gryfon.
- A co chciałbyś zrobić? 
Potter zagryzł wargę, wiedząc, że to było kluczowe pytanie. Jeszcze wczoraj byłby w stanie odpowiedzieć, ale dziś... Im dłużej o tym myślał, tym bardziej był niezdecydowany. 
- Nie wiem - mruknął w końcu i odwrócił wzrok. Czuł się rozdarty!
- Chodźmy stąd. - Brązowowłosy westchnął i łapiąc go za dłoń, pociągnął w stronę wyjścia. Gdy opuścili lokal, znaleźli się na jednej z bocznych uliczek Londynu, gdzie swoje miejsce znajdował margines społeczeństwa mugolskiego. Harry dał się pociągnąć wzdłuż ulicy, nie zdając sobie sprawy, że wciąż trzymają się za ręce. Był zbyt zajęty uczuciem dziwnego, a zarazem bardzo znajomego mrowienia na skórze, a dokładniej w okolicach karku. Rozejrzał się szybko, ale nie zauważył niczego niepokojącego. Trochę dalej, jakiś żebrak grzebał w śmietniku, ale nie zwracał na nich większej uwagi, maksymalnie skupiony na swoim zajęciu. Wzruszył ramionami.
- Harry? Coś się stało? - Dopiero teraz dotarło do niego, że przyjaciel cały czas coś do niego mówił. Poczerwieniał i wydukał niezgrabne przeprosiny.
- Nie... nic. Po prostu coś mi się wydawało. Nieważne. 
- Umm... ok. - Wciąż trzymał dłoń bruneta, ale jakoś nie potrafił jej wypuścić. Był oczywiście świadomy nieświadomości przyjaciela, ale nie chciał tego zmieniać. 
Poprowadził ich do kolejnej uliczki, nieoświetlonej i przerażająco ciemnej, gdzie jedynym światłem był delikatny blask padający z lampy ustawionej przy poprzedniej ulicy. Harry wzdrygnął się lekko, ale dał się pociągnąć dalej, wciąż ściskając dłoń przyjaciela. Mimo, że zaczął zdawać sobie sprawę z tego, jak to musiało wyglądać, czuł się bezpieczniej, będąc tak blisko niego, co było irracjonalne, bo z nich dwóch to on był czarodziejem i miał większe szanse na jakąkolwiek obronę. Zatrzymali się przed jakimiś drzwiami, których brunet nigdy by nie dojrzał w tej ciemności, gdyby Phil nie wyciągnął zapalniczki i nie przyświecił sobie, aby trafić kluczem w dziurkę. Gdy usłyszeli kliknięcie zamka, weszli do środka, a drzwi zamknęły się za nimi z głośnym trzaskiem, co spowodowało, iż Potter podskoczył. 
Brązowooki ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą Gryfona, aż w końcu pociągnął za coś, a wnętrze zalał blask oślepiającego światła. 
Pierwsze, co zarejestrowały oczy Harry'ego, gdy wreszcie przyzwyczaiły się do mocnego światła, był bar. Krótki, z obdrapanym, zielonym blatem i dziurą wielkości pięści przy jednym z końców. Jego wzrok prześlizgnął się po zniszczonych i poplamionych ścianach, poprzewracanych stolikach i połamanych krzesłach. Zmarszczył brwi. 
- Gdzie jesteśmy? - zapytał. 
- W starej knajpie mojego przyjaciela. 
- Och - westchnął. - A gdzie on teraz jest?
- Nie żyje. 
Ton chłopaka był beznamiętny, ale Harry wiedział, że to musiał być ktoś ważny dla niego. 
- Przykro mi - mruknął. 
- To nic, kocie. Dawne czasy. Skupmy się na tym, co teraz, a mianowicie na twoim problemie z przystojnym mordercą. - Sarknął. 
- Mógłbyś nie być taki dosłowny... - mruknął. Phil nie musiał tego tak podkreślać. 
- Przepraszam. - Stropił się nieco i puścił dłoń chłopaka. - Nie powinienem był tak go nazywać. 
Harry skinął głową, zgadzając się z nim i nagle odwrócił głowę, z niepokojem spoglądając na drzwi, które... były uchylone! Rozejrzał się szybko, starając się wyczuć jakieś zaklęcie kamuflujące, ale nic nie poczuł. Zmarszczył brwi i odwrócił się w stronę przyjaciela, który wydawał się być zaniepokojony. Najprawdopodobniej było to spowodowane jego dziwnym zachowaniem, ale wolał się upewnić. 
- Nie zamykaliśmy tych drzwi, przypadkiem? - Wskazał na uchylone drewno za sobą. 
Chłopak spojrzał ponad jego ramieniem i zagryzł wargę, jakby intensywnie nad czymś myślał. 
- Wydawało mi się, że były zamknięte... - mruknął. 
Potter skinął głową i jeszcze raz rozejrzał się po jasno oświetlonym pomieszczeniu, a nie zauważając niczego niepokojącego, powiedział: 
- Mógłbyś skoczyć po coś do picia? Najlepiej coś wysokoprocentowego. 
W odpowiedzi otrzymał delikatny, krzywy uśmieszek. 
- Spoko, ale tutaj nic nie mam. Musiałbym wrócić do baru. 
- Nie ma sprawy. Poczekam. - Harry starał się uśmiechać szczerze, żeby nie niepokoić chłopaka. Sam był już w strzępkach nerwów, bo wyraźnie czuł na sobie czyjś wzrok i nie wiedział, czego ma się spodziewać. Musiał być przygotowany na wszystko. 
Tymczasem Phil posłał mu jeszcze jeden ze swoich uroczych uśmiechów, mruknął coś, co brzmiało jak "będę za pięć minut" i wyszedł. 
Gryfon odetchnął głęboko, a następnie głośno i wyraźnie powiedział: 
- Pokaż się. 
Spodziewał się wszystkiego, ale z pewnością nie tego. Nie spodziewał się, że zobaczy swoją własną pelerynę niewidkę, opadającą na zniszczoną podłogę i ukazującą mu wściekłego blondyna o stalowym spojrzeniu. 
Harry otworzył usta, ale jego struny głosowe nie wydały żadnego dźwięku. Był zbyt zszokowany obecnością Ślizgona, by zrobić coś innego poza patrzeniem na niego z kompletnym zdezorientowaniem. Malfoy mógłby w tej chwili próbować go zabić, jak na prawdziwego Śmierciożercę przystało, a on by nawet nie drgnął.
- C-co ty t-tu r-robisz? - wykrztusił w końcu, gdy cisza zaczęła się przedłużać, a jego struny głosowe postanowiły zadziałać. 
- Stoję, Potter - warknął. - Bardziej zastanawia mnie, co ty tutaj robisz!
Zamrugał z zaskoczenia. Jak... jak ten dupek mógł być tak bezczelny?! Jak mógł go oszukiwać i szpiegować?! To nie mieściło mu się w głowie. 
Zacisnął pięści i spojrzał na niego z determinacją wymalowaną na twarzy. 
- To nie twój interes! - krzyknął. 
Draco zmrużył oczy i zrobił krok w jego stronę. 
- Oczywiście, że mój, bo należysz do mnie i nie będziesz obściskiwał się w jakichś ruderach z pieprzonym mugolem! 
- Nie będziesz mi, kurwa, mówił, co i z kim mam robić! - warknął. - Poza tym wcale się nie obściskiwaliśmy! 
- Jasne - prychnął. - Patrzył na ciebie tak, jakby miał cię zaraz przelecieć. - Jego twarz wykrzywił grymas wściekłości. - A może ty chciałeś, żeby to zrobił, co?! 
To go dotknęło. Wiedział, że Malfoy w tej chwili już się nie kontrolował, ale... i tak bolało. Skrzywił się, jakby zjadł coś naprawdę obrzydliwego. 
- Jesteś popierdolony! - syknął. I w tej chwili naprawdę tak myślał. Draco zachowywał się irracjonalnie i Harry nie bardzo wiedział, co może zrobić, żeby ten się uspokoił. Wiedział, że brakuje jeszcze trochę i może dojść do rękoczynów, a nawet użycia magii. Nie chciał tego. 
Ślizgon warknął coś pod nosem i w dwóch krokach podszedł do niego, łapiąc go za nadgarstki i przyciągając do siebie. Potter drgnął i rzucił się, starając się wyrwać, ale ten trzymał go mocno i pewnie. Odetchnął. 
- Puść mnie! - syknął. 
- Nie, dopóki nie zrozumiesz do kogo należysz!
Harry sapnął z wściekłości. Nie był jakąś... rzeczą, żeby pozwalać tak do siebie mówić! Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo w tej właśnie chwili drzwi otworzyły się i do środka wszedł uśmiechnięty Phil. Jego uśmiech zniknął jednak bardzo szybko, gdy tylko zorientował się, co się dzieje. 
- Puść go, Draco - powiedział spokojnie. 
Ten uśmiechnął się, szeroko i nieszczerze, co Harry'emu wydało się cholernie przerażające, a następnie, ku jego zaskoczeniu, puścił jego nadgarstki. Potter nie cieszył się tym długo, ponieważ Ślizgon sięgnął za siebie i wyciągnął różdżkę. 
- Nawet nie wiesz z kim zadarłeś... - wysyczał, patrząc prosto w brązowe oczy starszego chłopaka. 
Phil rzucił szybkie spojrzenie swojemu przyjacielowi, a następnie ze spokojem powiedział: 
- Jesteś pewien, że... dobrze się czujesz?
Cóż, nie miał zamiaru uciekać przed jakimś wariatem, który stał przed nim i wymachiwał jakimś śmiesznym patykiem. 
- Draco, uspokój się! - Harry był zdenerwowany. Nie, mało powiedziane, on był przerażony! Myśli kotłowały się w jego głowie, sprawiając, iż całkowicie zapomniał o swojej rozwiniętej magii i głupio czekał na rozwój sytuacji. 
Tak jak się spodziewał, został całkowicie zignorowany przez Malfoya. Nie poddał się jednak i z typową dla siebie odwagą, rzucił się w stronę Ślizgona, ale było już za późno. 
- Crucio - syknął szarooki i machnął różdżką, a Phil upadł na podłogę, krzycząc i wijąc się z niesamowitego bólu. 
- Merlinie, przestań! - krzyknął Harry i machnął ręką, wyrywając różdżkę Ślizgona z dłoni. Czuł łzy spływające po jego brzoskwiniowych policzkach, ale postanowił nie zwracać na to uwagi. Podbiegł do chłopaka, który ciężko oddychał i wydawał z siebie niepokojące, charczące dźwięki. Szybko wyczarował szklankę wody i podniósł jego głowę, pojąc go. Gdy skończył, odwrócił się w stronę zastygłego w bezruchu blondyna i rzucając mu różdżkę, powiedział tylko dwa słowa: 
- Wynoś się. 
Draco bez słowa aportował się. 
Harry westchnął i odwrócił się w stronę swojego przyjaciela, który pół-siedząc pół-leżąc, patrzył na niego z niemym pytaniem w oczach. 
- Co to u licha było, Harry? 
Więc Potter powiedział. Wszystko. Od początku do końca. 
 
***
 
Gdy w końcu przerwał, Phil patrzył na niego z konsternacją i... lekkim niedowierzaniem. 
- Więc... chcesz mi powiedzieć, że jesteś czarodziejem, a twój chłopak jest na usługach czarnoksiężnika, który zabił twoich rodziców i próbuje zabić ciebie? 
- Tak. 
- Zdajesz sobie sprawę, że brzmi to raczej... nieprawdopodobnie? 
- Tak. - Harry wyciągnął różdżkę zza pasa. Nie zamierzał pokazywać Philowi swoich umiejętności. Ten i tak dowiedział się więcej, niż kiedykolwiek powinien. - Ale mogę ci to udowodnić. 
Brązowooki patrzył z otwartymi ustami, jak jego przyjaciel macha tym śmiesznym patykiem, a wokół nich zaczyna padać drobny deszczyk. 
- Boże... - wydusił w końcu. 
- Taa... - Potter schował różdżkę i spuścił wzrok. Wydawał się być... przygnębiony. - Rozumiem jeśli nie zechcesz kontynuować naszej przyjaźni... 
Phil spojrzał na niego, jak na wariata. 
- Chyba nie myślisz, że cię zostawię, bo potrafisz... czarować? - Uśmiechnął się szeroko. - Jakkolwiek to brzmi. 
Gryfon odetchnął głęboko, jakby bardzo mu ulżyło i pozwolił sobie na delikatny uśmiech. 
- A tak w ogóle... - zaczął starszy chłopak - ...Alice wiedziała? 
- Um... - zawahał się, ale w końcu odpowiedział. - Tak. Ona jest charłakiem. 
- E... kim jest?
- To znaczy, że urodziła się w rodzinie czarodziejskiej, ale nie posiada mocy. 
- Aha. 
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach, aż w końcu brązowooki postanowił się odezwać. 
- Co zamierzasz zrobić z Draco?
- Ja... nie wiem. 
- Myślisz, że... dołączył do tego gościa z własnej woli?
- Nie! Oczywiście, że nie! - Harry krzyknął tak głośno, że na twarzy jego przyjaciela pojawił się grymas. - Znaczy... trochę już go znam i nie sądzę, by chciał mu służyć. Pewnie jego stuknięta rodzinka go zmusiła. 
- Yhym... - mruknął. - Powiedz mi jeszcze jedno: kogo on zabił?
Brunet skulił się w sobie, przypominając sobie o małych, niczego nieświadomych, niewinnych dzieciach i bezwiednie zacisnął dłonie w pięści. 
- Dzieci. Zabił dzieci z mugolskiego sierocińca. Tak po prostu. 
Spojrzał na twarz chłopaka, która wydawała się być wstrząśnięta i zdegustowana. Dopiero po kilku chwilach Phil był w stanie coś powiedzieć. 
- Harry... - zaczął. - Czy jesteś pewien, że chcesz być z mordercą? 
 
***
 
Godzinę później, gdy było już długo po północy, a Harry od dawna powinien znajdować się w swoim dormitorium w Hogwarcie, powiedział: 
- Będę musiał zaczarować twoje wspomnienia... - widząc uniesioną brew chłopaka, westchnął. - Na wypadek, gdyby ktoś zaczął się tobą interesować i chciałby coś od ciebie wyciągnąć. Sam rozumiesz. 
Brązowooki, w końcu, dosyć niepewnie skinął głową i posłał mu ciepłe, pełne ufności spojrzenie. 
Potter odpowiedział delikatnym uśmiechem i położył dłoń na czole przyjaciela, powoli zagłębiając się w jego umysł i tworząc silną barierę ochronną, która miała chronić jego umysł, a zarazem nie pozwalać mu na mówienie komukolwiek o tym, co dzisiaj tu usłyszał. 
Po paru minutach tworzenia, oderwał swoją dłoń od jego głowy i posłał mu spojrzenie, w którym można było ujrzeć słabo skrywane zmartwienie. 
- I jak się czujesz? - zapytał cicho. 
- Całkiem nieźle. 
- To dobrze. - Odetchnął głęboko. - Muszę już iść. - Podniósł swoją pelerynę niewidkę i jednym machnięciem różdżki, do której używania został zmuszony, sprawił, że zniknęła. 
- Uważaj na siebie, kociaku. - Phil przyciągnął go do siebie, a on ufnie wtulił się w jego chude ciało. Czuł się dobrze. 
- Dobranoc, Phil - powiedział, gdy odsunęli się wreszcie od siebie, a on stał już przy drzwiach i ściskał klamkę. 
- Dobranoc, kociaku. 
 
***
 
Ciemna postać upadła, wijąc się na kamiennej podłodze, gdy kolejna klątwa trafiła w jej zmaltretowane ciało. Z ust Śmierciożercy wydobywały się kolejne krzyki, a Czarny Pan przypatrywał się temu z pełnym zadowolenia, grymasem. 
- Dość - zasyczał w końcu, a dwóch innych Śmierciożerców przerwało swoje zaklęcia. Skinął dłonią, pozwalając im opuścić pomieszczenie. 
- Panie... - zaczął Śmierciożerca, gdy z trudnością podnosił się z posadzki, ale Voldemort nie dał mu dokończyć, jednym ruchem dłoni powalając go ponownie. 
- Chcę Pottera, mój sługo - wysyczał. - Więc napraw to, zanim stracę cierpliwość, a twoja rodzina wyląduje w lochach, stając się pokarmem dla Dementorów! 
Śmierciożerca pokornie skinął głową i trzymając się za poraniony bok, deportował się.

_______________________
Następny rozdział: 27.08

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Informacja

Kochani, sama jestem zaskoczona nagłym wyjazdem, bo pomysł tak naprawdę pojawił się znikąd. Jak sami rozumiecie, nie jestem cudotwórczynią i nie napiszę rozdziału w ciągu jednego dnia, w szczególności, iż wreszcie coś się zaczęło kręcić. Dlatego przewiduję, że następny rozdział pojawi się ok. 20 sierpnia, choć będę się starać, by ukazał się wcześniej.
Pozdrawiam ;)

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 14

Kochani, dziękuję za komentarze i kliknięcia ;**
Bez obaw, to opowiadanie nie zostanie przerwane w połowie. Choć wiem, że niektórzy z was mogą twierdzić, iż nie powrócę do 'Księżycowego', to nieprawda. Po prostu brak mi weny i gdy tylko myślę o napisaniu czegoś do tamtego opa, skręca mnie w środku. ;/  Ale wiem, że potrafię to przełamać ;)
A teraz zapraszam na rozdział :D

_____________________________________________________________________________

- Bardzo dobrze, panie Potter. Pięć punktów dla Gryffindoru. 
Harry uśmiechnął się jednym kącikiem ust, patrząc na swoje odbicie, gdzie mrugały do niego duże, niebieskie oczy. 
Całkiem nieźle wyglądam - pomyślał i odłożył lusterko. Na dzisiejszej lekcji musieli zmienić kolor swoich tęczówek. On oczywiście nie miał z tym problemu, ponieważ jego magia miała nieograniczony zakres, więc nic dziwnego, że poradził sobie z tym niezwykle szybko. 
Rozsiadł się bardziej na krześle i spojrzał w okno. Miał trochę czasu, aby pomyśleć. Minęły dwa dni. Dwa, nieprzerwanie wlokące się, długie dni od kiedy Draco pojechał odwiedzić swoją schorowaną matkę. A przynajmniej tak twierdził. Tylko, że Harry nie był głupi. Nie potrafił uwierzyć w tak marną wymówkę i ciągle zastanawiał się, gdzie zniknął jego chłopak. Niestety, myślenie o tym nie pomagało. Do głowy nie przychodziło mu nic wiarygodnego, a mózg przywoływał coraz to czarniejsze scenariusze. 
Co jeśli Voldemort nakłonił Narcyzę Malfoy do wezwania swojego syna, a teraz go torturuje, wiedząc, co łączy go z Harrym? 
Pokręcił głową. To było niedorzeczne.
Poza tym Draco nie nabrałby się na coś takiego... 
Prawda?  
 
***
 
Był przygnębiony. Zbyt dużo czasu sprawiło, iż jego myśli wybiegły zdecydowanie dalej, niż tego pragnął. Najróżniejsze scenariusze przewijały się przez jego głowę, a każdy z nich był gorszy od poprzedniego. Nie mógł już tego znieść. Musiał w jakiś sposób się odizolować. Gdy tylko lekcje się skończyły, pędem ruszył w stronę "swojej" sali. Wpadł do środka, a kurz zawirował wokół niego, przez co zaczął kasłać i dopiero po kilku chwilach, uspokoił się. Irytujące w tym miejscu było to, iż bez względu na to, jak często by tu nie sprzątał, następnego dnia było tak samo brudno. Przypuszczał, że ktoś kiedyś przeklął tę salę i dlatego lekcje przestały się w niej odbywać. Zamrugał, czując mokrość w oczach spowodowaną nagłym, suchym kaszlem. Machnął dłonią, a kurz po raz kolejny wyparował. Usiadł na jednym z krzeseł i wyciągnął dłoń, w której pojawiła się czarna gitara elektryczna. Potrzebował czegoś mocnego. Wyciszył pomieszczenie i już miał zabrać się za granie, gdy do jego uszu dobiegł odgłos otwieranych, a następnie zamykanych drzwi. Ścisnął mocniej gitarę. 
- Pansy mówiła, że o mnie pytałeś. 
Harry miał ochotę odetchnąć z ulgą. Przez chwilę. Potem jego puls przyśpieszył, a on sam wstał gwałtownie, przewracając krzesło i upuszczając gitarę, którą zajmie się później i wściekle spojrzał na stojącego przed nim blondyna, na którego twarzy widniała zwyczajna maska. Nienawidził jej. 
- To dziwne, że pytałem o swojego chłopaka, który zapomniał mnie poinformować, że wyjeżdża?! - syknął. Nie potrafił przeboleć tych dwóch dni, w ciągu których nie mógł znaleźć sobie miejsca, ciągle rozmyślając o tym, czy Draco wciąż żyje i ma się dobrze. A ten dupek stał sobie przed nim i wyglądał tak, jakby nic się nie stało. Zupełnie. 
Kurwa, był taki wściekły!
- Nie rozumiem, czemu się tak denerwujesz - powiedział lodowato Malfoy. 
Potter zacisnął dłonie w pięści, rozluźnił, a następnie powtórzył ten gest jeszcze dwa razy, nim pozwolił sobie na głośne westchnięcie. Musiał się uspokoić. W tym momencie najważniejsza była rozmowa. W miarę spokojna rozmowa. Nie pomagała jednak świadomość, że tak naprawdę tylko on brał to na poważnie. 
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że wyjeżdżasz? 
Miał wrażenie, że po tym pytaniu cała wściekłość wyparowała z niego od tak, jak za pstryknięciem palców. W pewien sposób poczuł się bezsilny, widząc niewzruszoną minę chłopaka. Czy on nie mógł po prostu zrozumieć, że Harry się martwił?
- Wiadomość otrzymałem w nocy. Profesor Snape szybko poinformował dyrektora i zostałem przeniesiony do domu. Nawet nie zdążyłbym cię powiadomić, nie mówiąc już o tym, iż po prostu nie pomyślałem, bo byłem zaniepokojony stanem matki. 
Gryfon słuchał tego, sam już nie wiedząc w co ma wierzyć. To wydawało się bardzo prawdopodobne, a zarazem... w jakiś sposób go niepokoiło. 
Przetarł twarz dłońmi, a następnie podniósł krzesło i opadł na nie. Spojrzał na swojego chłopaka z niespotykanym dla siebie znużeniem. 
- Jak się czuje twoja matka? 
- Już jest lepiej. Nie musisz się niepokoić. - Powoli podszedł go Gryfona i pochyliwszy się trochę, cmoknął go w usta. - Co się stało z twoimi oczami? 
Harry omal nie wybuchnął gorzkim śmiechem. 
Niepokoić... Dobre sobie! - pomyślał. - Jakbym zapomniał, że twoja matka należy do Śmiercożerców. 
Powstrzymał się jednak od skomentowania jego słów, mówiąc jedynie: 
- Na Transmutacji musieliśmy zmienić kolor swoich oczu. Niebieski mi pasuje. 
Draco przyciągnął sobie krzesło i ustawił je blisko niego, siadając naprzeciwko. 
- Ślicznie - mruknął. - Ale wolę twoje zielone. 
Harry pomyślał, że jeszcze dwa dni temu mógłby się zawstydzić, ale teraz, gdy wciąż czuł tę palącą wściekłość, która próbowała przedostać się na zewnątrz, zdobył się jedynie na delikatny, trochę skrępowany uśmiech. Wciąż coś mu się nie zgadzało. Nie wiedział tylko co. To była ta intuicja wewnątrz niego, która już nie raz uratowała go z niebezpiecznych sytuacji. Zamrugał, starając się myśleć racjonalnie. Przecież czuł się bezpiecznie przy Draco...
Jego rozmyślania zostały przerwane przez silne męskie ramię, które owinęło się wokół jego talii i przyciągnęło go. Usta Draco przywarły do jego i Harry nie mógł zrobić nic innego, jak tylko pochylić się bardziej, opierając dłonie na piersi blondyna, przez co jego pośladki uniosły się nieco ponad krzesło, i pozwolić na pogłębienie pocałunku. Draco mruknął w jego usta, wyrażając swoją aprobatę i przyciągnął go mocniej, co sprawiło, iż wylądował na jego kolanach. Poczerwieniał, zdając sobie sprawę w jakiej pozycji się znaleźli, ale ulegle splótł dłonie na jego karku. Draco całował go tak jak zawsze. Pewnie, namiętnie i zaborczo i Harry nic nie mógł poradzić na to, iż te pocałunki sprawiały, że topniał w jego ramionach, ulegając mu zupełnie. 
I wszystko byłoby cudownie, gdyby tego nie poczuł. Na początku nie zwracał na to uwagi, wciąż z poświęceniem odpowiadając na ten gorący pocałunek, ale później nie potrafił już tego zlekceważyć. To było jak małe wyładowanie elektryczne, które czuł przy skórze. Wiedział, co to było, bo już tego doświadczył. Dwa dni wcześniej, gdy wieczorem siedział w Pokoju Wspólnym, rozmyślając nad nagłym zniknięciem swojego chłopaka, poczuł mrowienie na całym ciele, a jego wzrok przyciągnęła Hermiona, które weszła przez dziurę za portretem. Potter spojrzał na nią z zaskoczeniem i wtedy to ujrzał - delikatne przebłyski na skórze jej szyi. Na początku nie miał pojęcia, co to jest, ale później go olśniło. To była magia. 
I wtedy zrozumiał. Granger wstąpiła do Zakonu Feniksa i otrzymała naszyjnik, który jakimś cudem stał się widoczny dla Harry'ego. 
Na początku był przerażony. Ta niebywała zdolność świadczyła tylko o tym, iż jego magia rosła w zastraszającym tempie, a on nie wiedział, jak sobie z nią poradzić. To tak, jakby ktoś podłączył go do czegoś i ładował, wciąż i wciąż, dopóki nie zabraknie miejsca i nie przeładuje się. Myśl ta była koszmarna i Harry miał nadzieję, że jednak się mylił. 
Teraz natomiast siedział okrakiem na kolanach Draco Malfoya i znów to czuł. Jego wzrok został niemal siłą przyciągnięty do lewego przedramienia Ślizgona, gdzie widoczne było coś na kształt szarego dymu. Potter gapił się na to, całkowicie odporny na zaniepokojone pytania Draco, mając w głowie kompletny mętlik. 
A potem odwrócił powoli głowę, patrząc w te szare, zimne oczy... i wtedy napłynęło zrozumienie. 
Nim Malfoy zdążył cokolwiek zauważyć, złapał jego lewą rękę w silnym, niemal żelaznym uścisku i pchnął w nią swoją magią. Draco zasyczał, posyłając w jego stronę mordercze, a zarazem przerażone spojrzenie. 
- Co ty, kurwa, robisz?! - wysyczał przez zaciśnięte zęby. 
Harry nie odpowiedział, wciąż skupiony na swoim zadaniu. Przez tę krótką chwilę, gdy słał swoją magię w stronę blondyna, był spokojny. Dopiero gdy go puścił, a jego oczom ukazała się czaszka opleciona wężem, powróciły do niego wszystkie emocje. 
Sapnął z zaskoczenia i zerwał się z kolan Ślizgona, niemal nie lądując przy tym na podłodze. 
Był wściekły i przerażony, a przede wszystkim czuł się najzwyczajniej w świecie, oszukany. 
Draco zawarczał i szarpnął swoją koszulą, tym samym odwijając jej rękaw i zakrywając Mroczny Znak. Następnie pozwolił sobie na krótkie westchnienie, po którym spojrzał swoim zimnym wzrokiem na bruneta. Ten jednak tego nie widział. Wciąż spoglądał niewidzącym wzrokiem na lewe przedramię chłopaka. 
- J-jak mogłeś? - Nie potrafił powstrzymać drżenia w swoim głosie. Ufał mu. Naprawdę mu ufał, a ten jeszcze dziesięć minut temu perfidnie kłamał mu prosto w oczy. Potter nie mógł tego znieść. Nie mógł znieść świadomości, że Snape się nie mylił. Po raz kolejny miał rację. 
- Nie miałeś wiedzieć - mruknął i opadł na krzesło. Wydawał się dziwnie zrezygnowany, choć Harry spodziewał się czegoś zupełnie innego. 
- Więc po co to wszystko?! - warknął. - Po co te podchody, pocałunki?! Kurwa, zaproponowałeś mi związek, choć wiedziałeś, że zostaniesz Śmierciożercą! Jesteś zwolennikiem pieprzonego Voldemorta! Coś ty sobie myślał?! 
- Nie wiem, jasne?! - Podniósł się gwałtownie. - Nie wiem, co sobie myślałem! Po prostu chciałem z tobą być, ty skończony idioto! 
Gryfon pokręcił głową i cofnął się do tyłu, obejmując się ramionami w obronnym geście. Był zrozpaczony i tak naprawdę coraz mniej miał ochotę słuchać jego wyjaśnień. 
- Ze mną?! Jesteś Śmierciożercą, jakbyś jeszcze tego nie zauważył, Malfoy! 
- Ale nie z wyboru! 
- Jasne - prychnął. - Po prostu to u was rodzinne, nie? 
- Nie twój interes, Potter! 
I w tej właśnie chwili Harry przypomniał sobie o artykule w Proroku. Zrobiło mu się niedobrze. 
- Byłeś tam, prawda? - zapytał słabo. 
- O czym ty mówisz? - syknął.
- Byłeś w tym mugolskim sierocińcu? To było twoje pierwsze zadanie?
Draco skrzywił się. 
- Przysięgam, że mnie tam nie było, Potter. Nie zabiłbym dziecka. 
- Ale z dorosłymi nie miałbyś problemu, co? 
Przez chwilę stali w ciszy, obaj świadomi, jaką odpowiedź kryło za sobą milczenie blondyna. W końcu Harry zdobył się na krótkie prychnięcie, a następnie ruszył w stronę drzwi, posyłając w stronę Ślizgona pełne bólu spojrzenie. Ten, gdy go wymijał, złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę. 
- Daj mi szansę. 
Nie odpowiedział, wyszarpując swoją rękę, a następnie znikając za drzwiami "swojej" sali. Nie wiedział, czy potrafił to zrobić. 
 
***
 
Działał instynktownie. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, czując nieznośną gulę w gardle, stał przed tymi drzwiami i zastanawiał się, co on tutaj robił. Nie wiedział, co kazało mu tutaj przyjść. Po prostu czuł, że powinien to zrobić. 
Oczy piekły go niemiłosiernie, gdy podnosił dłoń i pukał w ciężkie drewno.
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast i Harry poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie obsydianowych oczu. 
- Czego chcesz, Potter? Chyba ostatnim razem wyraziłem się dosyć jasno, mówiąc, że... 
- Przepraszam - przerwał mu. - Miałeś rację. 
Snape uśmiechnął się krzywo, a jego oczy zwęziły się. 
- Och, czyżbyś już wiedział? Sądziłem, że zajmie ci to trochę dłużej... 
Gryfon zignorował ten kpiący ton i nie pytając mężczyzny o zdanie, wszedł do środka, przepychając się obok niego. 
- Nie sądzę bym pozwolił ci wejść, Potter - syknął, ale w końcu zamknął drzwi i odwrócił się w jego stronę. 
A Harry stał na środku pomieszczenia, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu uniósł powoli głowę, spojrzał w te przenikliwe, ciemne oczy i zadał pytanie, które w tym momencie wydało mu się najbardziej ważne: 
- Wiedziałeś o tym? 
Severus wykrzywił swe usta w parodii uśmiechu i okrążył swoje biurko, zasiadając za nim. Oparł swoje dłonie o drewniany blat i splótł ze sobą palce. Był poważny. 
- Czy wiedziałem o inicjacji pana Malfoya? Oczywiście, że nie. Nikt ze Śmierciożerców nie wiedział. - Parsknął cicho. - Ale nikt nie był też zaskoczony. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że kiedyś to nastąpi. 
Kiwnął głową w geście zrozumienia i usiadł na niewygodnym krześle, naprzeciwko. 
- Czy... czy on tego chciał? - zapytał niepewnie. 
- Skąd mam wiedzieć, Potter? - sarknął, ale w następnej chwili z jego ust wydobyło się ciche westchnienie. - Nie wiem, co się działo w jego głowie, gdy otrzymywał Mroczny Znak. 
Więc skąd mam wiedzieć, że nie kłamałeś, Draco? - pomyślał, a wtedy do jego głowy napłynęła jeszcze jedna myśl. 
- Czy Draco brał udział w ataku na ten sierociniec? - Wydawało mu się, że po tym pytaniu spojrzenie Mistrza Eliksirów stwardniało, a jego twarz stała się jeszcze bardziej nieprzenikniona. 
- Tak, panie Potter. Draco też tam był. 
Harry poczuł, jakby coś ciężkiego opadło mu na dno żołądka. Oczy zapiekły go i stały się szkliste, co w przytłumionym świetle wydało się bardzo wyraźne. Spuścił głowę. Mógł się tego spodziewać, prawda? Skoro okłamał go raz, mógł to zrobić po raz drugi. Przełknął ślinę i niepewnie spojrzał na mężczyznę. 
- A... A czy ty... - zawahał się - ...czy ty też ich torturowałeś?
Twarz Snape'a wykrzywił brzydki, bliżej niezidentyfikowany grymas. 
- Mimo tego, co wszyscy o mnie mówią, nie podnieca mnie torturowanie małych dzieci, panie Potter. 
- Przepraszam - mruknął. 
Severus skinął sztywno głową. Rozumiał naturę tego pytania. 
- A... Czy... czy... - Nie potrafił o to zapytać. Nie chciał poczuć kolejnego rozczarowania osobą Dracona. 
- Chciałeś spytać, czy pan Malfoy robił to, co reszta?
Harry kiwnął głową. 
- Z tego, co zaobserwowałem, nie interesowała go zabawa. Wystarczała mu zwykła Avada. 
Dłonie trzęsły mu się tak bardzo, że musiał położyć je na kolanach i zacisnąć w pięści. Nie mógł powstrzymać uporczywego głosu w swojej głowie, który mówił, że to o niczym nie świadczy. 
"Powiedział, że nie byłby w stanie zabić dziecka" - mówił. - "Okłamał cię."
Ale nie torturował ich. - pomyślał. - Działał, jak Snape.
"Snape jest szpiegiem. Musiał to robić. Draco miał wybór." - szeptał uciążliwie głosik. 
Nie miał wyboru. Musiał zostać Śmierciożercą, ponieważ właśnie tego oczekiwał od niego ojciec. - stwierdził, przypominając sobie słowa chłopaka mówiące o braku innego wyjścia. 
Poczuł nasilający się ból głowy. Był zmęczony całą sytuacją, nie wspominając nawet o swoim wewnętrznym rozdarciu. Stresowało go to. 
Z zaskoczeniem stwierdził, iż widzi przed sobą bladą dłoń z poplamionymi palcami, trzymającą szklaneczkę z bursztynowym płynem. Spojrzał na twarz mężczyzny, która nie ujawniała żadnych emocji i z wdzięcznością przyjął alkohol. Potrzebował tego. 
Snape bez słowa wrócił na swoje miejsce, w drugiej dłoni trzymając taką samą szklankę z taką samą zawartością. 
- Rozpijanie nieletnich nie jest pedagogiczne, profesorze - mruknął i zdobył się na lekki grymas, który w założeniu miał być uśmiechem. 
- Sądzę, że w swojej długoletniej karierze zrobiłem o wiele więcej złego, niż tylko dawanie alkoholu nastolatkowi. - Wykrzywił usta. - Poza tym... potrzebowałeś tego. 
Harry mruknął potakująco. Bursztynowy płyn palił gardło, ale było to przyjemne uczucie. Poczuł ulgę. 
- Powinieneś przestać o nim myśleć, Potter. - Usłyszał. - Idź do wieży Gryfonów i się połóż. Czasami sen to najlepsze lekarstwo. 
- Brzmisz jak Dumbledore. - Zachichotał, zaskakując tym nawet samego siebie. 
Mężczyzna prychnął i uśmiechnął się w ten krzywy, typowy dla siebie sposób. 
- Bachor - burknął pod nosem. 
Potter uśmiechnął się. Dzisiejszy dzień był koszmarny, ale spotkanie ze Snape'em, ku jego ogromnemu zdziwieniu, było niczym małe światełko w tunelu. Poza tym między nimi wydawało się być już wszystko w porządku i Harry nie mógł się z tego nie ucieszyć. Potrzebował tego człowieka. 
Wychodząc, usłyszał za sobą głos mężczyzny: 
- Minus piętnaście punktów za nachodzenie nauczyciela.
Uśmiechnął się krzywo. Mógł się tego spodziewać. 
 
*** 
 
Na początku Harry chciał zadzwonić do Alice. Na szczęście, zanim wybrał jej numer, przypomniało mu się, że ta wybrała się ze swoim nowym facetem na weekend nad jakieś jezioro. Nie chciał jej przeszkadzać. Chcąc, nie chcąc, postanowił zadzwonić do Phila. Chłopak nie był tak neutralny, jak tego pragnął, ale zdecydowanie był mniej przeciwny Draco, niż Snape. Miał wrażenie, że gdzieś w środku już dawno podjął decyzję, ale potrzebował od kogoś porady. Najlepiej takiej, która by się z nim zgadzała. Potrzebował neutralności. 
- Hej kociaku. - Usłyszał głos przyjaciela. 
- Cześć Phil. Możemy się spotkać? 
- Z tobą zawsze. - Uśmiechnął się, słysząc sugestywny głos chłopaka. Był seksowny. - Kiedy i gdzie?
- Jutro w naszym barze. O dwudziestej. Pasuje ci?
- Spoko. 
- W takim razie do zobaczenia, Phil. 
- Trzymaj się, kociaku. 
Odłożył telefon na szafkę nocną i spojrzał na sufit. Nim zdecydował się na ten telefon, płakał dosyć długo, zwinięty w kłębek i przytulony do Silvera. Nie mógł znieść kłamstw chłopaka, ale nie potrafił również zapomnieć o ich wspólnych spotkaniach. Czuł, że się uzależnił. Od jego obecności, pocałunków, ironicznego uśmiechu. To wszystko składało się na osobę Draco, w której najzwyczajniej w świecie, zadurzył się. Nie sądził, by mógł tak po prostu z niego zrezygnować. Chciał pozwolić mu na jedną rozmowę, w której mógłby mu wszystko wytłumaczyć. Ale najpierw potrzebował porady. Może Phil nie był odpowiednią osobą, ponieważ zdecydowanie nie pałał sympatią do blondyna, ale Harry nikogo innego nie miał. A wiedział, że przyjaciel zrobi wszystko, by był szczęśliwy. 
Położył się, układając głowę na puchatej poduszce. Zgasił lampkę, którą wyczarował kilka minut temu i przyciągnął do siebie miękkiego kociaka, który zamruczał coś niewyraźnie i zwinął się w kłębek. Harry uśmiechnął się. Potrzebował snu.

_______________________
Następny rozdział: 16.08

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 13

Pod 12 rozdziałem był komentarz i bardzo za niego dziękuję ;** Niestety przez moją nieuwagę został usunięty, co bardzo mnie smuci ;c
Jak zauważyliście, pod każdym postem zostały ustawione reakcje, bo chciałabym znać wasze zdanie, a wiem, że nie zawsze jest czas na pisanie komentarzy. Oczywiście nie chcę, byście rezygnowali z pisania ich, bo są one bardziej motywujące, ale reakcje są dla tych, co nie zawsze mają czas. Także klikajcie ;)
Byłam pytana o 'Księżycowe Jezioro'... opowiadanie to zostało tymczasowo zawieszone, ale jeśli dobrze pójdzie to nowe rozdziały zaczną pojawiać się od początku roku szkolnego.
Pozdrawiam ;)

_____________________________________________________________________________

Tej nocy Harry nie spał. Wciąż rozmyślał nad ostatnimi wydarzeniami. Sprawa ze Snape'em wszystko pokrzyżowała i w chwili, gdy ten już myślał, że jego życie może być naprawdę przyjemne, wszystko się spieprzyło. Wciąż nie wiedział, co takiego powiedział, że aż tak zirytował mężczyznę, ale to nie to, nie dawało mu spokoju. Chodziło o coś innego. Czy to możliwe, że Snape miał rację? Czy Draco mógł coś kręcić? W końcu mężczyzna nie mylił się, sądząc, iż Potter nic o nim nie wiedział. To była prawda. Draco nic mu o sobie nie mówił, podczas, gdy Harry wyznał chłopakowi prawdę o ostatnich wakacjach, a to było dla niego naprawdę trudne.
Czy teraz to on powinien zapytać o coś Dracona? Czy ten odpowiedziałby Gryfonowi?
Harry chciałby wiedzieć o nim wszystko. Jakie jest jego hobby, co lubi jeść, jaki kolor jest ulubionym Ślizgona. Może to były nic nie znaczące sprawy, ale dla niego takie informacje stały się raptem ważne.
Westchnął. Wiedział, że już nie zaśnie. Spojrzał w bok, gdzie na szafce nocnej spał jego kociak, zwinięty w puszysty kłębek. Uśmiechnął się. Silver wciąż był obrażony, ale jego widok i tak wywoływał u niego pozytywne uczucia. Odkąd pamiętał, zawsze chciał mieć jakieś zwierzątko. Oczywiście było to niemożliwe, ponieważ mieszkał z Dursleyami, a oni nie tolerowali zwierząt, nie wspominając o tym, że jego nie znosili jeszcze bardziej. Dlatego, gdy dostał Hedwigę od Hagrida, był w siódmym niebie. A teraz miał też ślicznego, puszystego kotka, do którego mógł się zawsze przytulić. Oczywiście pomijając te momenty, w których ten był obrażony i odwracał się tyłem, unosząc wysoko ogonek, gdy tylko go widział.
Harry uśmiechnął się lekko do swoich myśli i powoli wstał z łóżka, starając się zachowywać jak najciszej. Był pewien, że już nie uśnie, więc mógł ten czas spożytkować na coś innego. A miał parę rzeczy do zrobienia, jak na przykład napisanie eseju na Zaklęcia. Ostatnimi czasy wszystkie jego myśli oraz wolne chwile pochłaniał Draco, więc jego prace domowe poszły w odstawkę. Teraz miał okazję nadrobić choć trochę. Tak naprawdę jego oceny przestały go interesować już dawno temu, ponieważ dla niego w obliczu wojny nie miało to najmniejszego sensu. Jednakże później, gdy Voldemorta już nie będzie, chciał znaleźć dobrą pracę. Sam już nie wiedział, czy wciąż pragnął zostać Aurorem. Miał jednak jeszcze trochę czasu, by się nad tym zastanowić, więc odegnał od siebie te myśli, by zająć się czym innym. Spakował odpowiednie książki i wziąwszy swoją torbę, zszedł do Pokoju Wspólnego. Oczywiście ten był pusty, a w kominku wciąż się tliło, więc z westchnieniem usiadł na jednym z foteli i wyjął podręczniki wraz z pergaminem i atramentem. Miał zadanie do zrobienia.

***

Tym razem Harry udał się na śniadanie wraz z Ginny. Dziewczyna złapała go, gdy opuszczał Pokój Wspólny. Posłał jej delikatny uśmiech i ramię w ramię podążyli na dół. Wciąż nie mógł zapomnieć o wczorajszym dniu, ale postanowił na razie się tym nie martwić. Przynajmniej do czasu, póki nie spotka Snape'a. Na szczęście dzisiaj nie miał z nim zajęć, więc później w spokoju będzie mógł to wszystko przemyśleć.
Gdy tylko weszli do Wielkiej Sali, jego spojrzenie podążyło w kierunku stołu Ślizgonów. Niestety, ku jego niezadowoleniu, nie zauważył tam blondyna. Posmutniał. Chciał go zobaczyć.
Ginny szturchnęła go w bok.
- Masz kogoś na oku? - Zaśmiała się.
Potter poczerwieniał gwałtownie i szybko zaprzeczył.
- Nie, nie! Oczywiście, że nie!
Dziewczyna tylko się uśmiechnęła.
Westchnął i spojrzał na nią z rezygnacją.
- Jestem z kimś... - szepnął i ruszył w stronę stołu Gryfonów, zajmując swoje, od początku roku, stałe miejsce. Zdążył tylko usiąść, a przy jego boku wylądowała najmłodsza z Weasleyów, patrząc na niego z rozgorączkowaniem.
- Co?! Kogo?! - krzyknęła cicho i spojrzała na niego z wyczekiwaniem.
Pokręcił głową i podtrzymując napięcie, najpierw nałożył sobie trochę bekonu i jajek sadzonych na talerz. Dopiero potem odwrócił się w stronę dziewczyny i uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Pochylił się bardziej w jej stronę i szepnął:
- Chodzę z Malfoyem.
Ginny zamrugała, otworzyła usta, zamknęła je i dopiero po pięciu sekundach, krzyknęła:
- Żartujesz!
Harry rozejrzał się szybko, z irytacją zauważając wpatrzone w nich oczy i spojrzał na rudowłosą krzywo.
- Mogłaś być ciszej... - mruknął. - I nie, nie żartuję. Choć mi też ciężko jest w to uwierzyć.
- Wow. To mnie zaskoczyłeś - szepnęła. - A... a długo już jesteście razem?
- Dzień? - Zaśmiał się.
- Och. - Sapnęła. - Więc... powodzenia na nowej drodze życia?
Harry zaśmiał się i przekornie, dla zasady, szturchnął ją w bok.
- Spadaj - mruknął i z uśmiechem na ustach zabrał się za śniadanie. W tej właśnie chwili, do jego drugiego boku przysiadł się Neville. Spojrzał na niego wzrokiem pełnym skruchy i mruknął:
- Przepraszam, Harry.
Harry przełknął i odwrócił się bardziej w jego stronę, patrząc na niego z konsternacją.
- Hmm... O co chodzi?
- Czy Snape znalazł cię wczoraj?
Potaknął, z zażenowaniem przypominając sobie wielkie wejście Mistrza Eliksirów, który zastał go w łóżku prefekta.
- Um... tak.
Longbottom poczerwieniał.
- Przepraszam Harry... Snape szukał cię wczoraj i... ty wiesz, jak ja się denerwuje, gdy z nim rozmawiam i... ja tak jakby wspomniałem, że ty i Draco jesteście ze sobą... bliżej...
Harry pokręcił głową, lekką wstrząśnięty wyznaniem Gryfona, ale spojrzał na niego bez wyrzutu.
- Spokojnie, Neville. Nic się nie stało.
I to faktycznie było prawdą. Ku zaskoczeniu Pottera, nikt nie dowiedział się o jego nocowaniu w kwaterze Ślizgonów. Podejrzewał, że Draco miał z tym coś wspólnego i ów czasu zapobiegł wszelakim plotkom.
Chłopak mruknął coś i wygiął sobie palce. Jak na dłoni było widać, że jest zdenerwowany.
- Po prostu jest mi wstyd, że tak bardzo się go boję... - mruknął.
- Cóż, to nie twoja wina. Snape czasami nawet mnie przeraża. - Posłał w jego stronę pokrzepiający uśmiech.
- On wszystkich przeraża. - Ginny wtrąciła się, od początku przysłuchując się rozmowie chłopaków. - Żebyście widzieli minę niektórych Puchonów, gdy mamy z nim lekcje... - Zaśmiała się.
Harry uśmiechnął się do niej z wdzięcznością, widząc, jak Neville rozluźnia się. Był wspaniałym chłopakiem, ale czasami jego napady zdenerwowania były nie do zniesienia.
Pił właśnie sok, gdy koło nich wylądowała duża, brązowa sowa z nowym wydaniem Proroka Codziennego. Rudowłosa szybko zapłaciła za egzemplarz i spojrzała na pierwszą stronę. Jej brązowe oczy patrzyły w szoku na nagłówek, a usta otworzyły się z przerażenia.
- Ch-chłopaki... - wydukała. - S-spójrzcie...
Potter z zaciekawieniem pochylił się nad gazetą, przybliżając się do dziewczyny.

               

           ATAK NA MUGOLSKI SIEROCINIEC! 
Tym razem Sami - Wiecie - Kto zaatakował w najmniej spodziewanym miejscu. W nocy grupa Śmierciożerców wtargnęła do mugolskiego sierocińca przy West Side we wschodniej części Londynu. W budynku mieszkało ponad trzydzieścioro dzieci w różnym wieku wraz z trójką opiekunów. Jeden z aurorów komentuje: 
- Już dawno nie widziałem takiej masakry. To nie była śmierć. To było piekło. 
Ile jeszcze niewinnych osób musi zginąć, by ktoś wreszcie zaczął działać? 
                                   Więcej informacji na str. 3


Harry poczuł jak cała krew odpływa mu z twarzy. Niewinne, niczego nieświadome dzieci zginęły, bo? Bo Voldemort jest niezrównoważonym psychicznie gadem? A może dlatego, że to on, Harry Potter jest tym kimś, o kim piszą w Proroku i to on nic nie robi? W końcu to on jest "Wybrańcem" i jego zdaniem jest zabicie Riddle'a. Tylko jak ma to zrobić, siedząc tutaj i kłócąc się ze Snape'em o byle sprawy?
Spojrzał na stół nauczycielski. Niektórzy z nich siedzieli nad gazetą, a inni rozmawiali cicho. Mistrza Eliksirów nie było. Cóż, mógł to przewidzieć. Domyślał się, że Snape jako zaufany Śmierciożerca, brał w tym udział. Wzdrygnął się, a jego żołądek zaczął protestować. Nie chciał sobie wyobrażać mężczyzny, którego mimo wszystko szanował, torturującego niewinne dzieci.
Rozejrzał się po sali. Wszyscy rozmawiali tylko o jednym. Nie miał siły tego słuchać. Na drżących nogach wstał od stołu i ruszył w stronę wyjścia. Po raz kolejny spojrzał na stół Ślizgonów, ale wciąż nie widział tam blondyna. Był lekko zdezorientowany. Draco zawsze pojawiał się na śniadaniu.
Wzruszył ramionami. Miał nadzieję, że zobaczy go na Transmutacji, którą mieli mieć zaraz razem.

***

Draco nie pojawił się na Transmutacji, ani na Zaklęciach, które mieli razem. Harry wciąż zastanawiał się, co mogło się stać i przez to był zdekoncentrowany, co sprawiło, iż profesor Sprout odjęła mu dziesięć punktów. Była jedną z nauczycielek, które jawnie krytykowały jego homoseksualizm i patrzyły na niego krzywo. Czasami zastanawiał się, czy mają do tego prawo, ale wolał nie składać żadnych skarg do dyrektora. Miał swoją dumę.
W porze obiadu ruszył w stronę lochów, aby wreszcie dowiedzieć się, co stało się z Malfoyem, ale został zatrzymany przez rękę, która znikąd złapała go za przedramię.
- Chodź, Potter! Dyrektor nas wzywa.
Harry odwrócił się gwałtownie, wyrywając rękę z uścisku i patrząc podejrzliwie na stojącego przed nim rudzielca.
- Nie dotykaj mnie! - warknął, co zostało skwitowane głośnym prychnięciem ze strony chłopaka. - I ja niby mam ci zaufać?
- Po prostu chodź! - Weasley ruszył przodem.
Harry odetchnął głęboko i opornie podążył za rudzielcem. Nie ufał mu, ale wolał nie ryzykować nie pojawieniem się na spotkaniu z Dumbledore'em. Przezornie jednak szedł z tyłu. Nie chciał oberwać zaklęciem.
Gdy dotarli pod chimerę strzegącą wejście do gabinetu dyrektora, zielonooki ujrzał brązowowłosą Gryfonkę, która usilnie starała się nie patrzeć w ich stronę. Ku ich zaskoczeniu, nie potrzebowali hasła, bo wejście otworzyło się samo. Weszli na schody, które samoistnie ruszyły ku górze. Potter patrzył przed siebie, w ogóle nie zwracając uwagi na towarzystwo.
Złota Trójca znów razem, co? - prychnął w myślach.
Granger zapukała dwa razy, a gdy usłyszeli pozwolenie, weszli do środka. Harry był zaskoczony obecnością profesor McGonagall oraz Moody'ego To wydało mu się podejrzane. Poza tym zastanawiał się, dlaczego został wezwany wraz z tą dwójką. Czyżby coś się stało?
Skinął głową i wymamrotał zwyczajne "Dzień dobry", kierując je w stronę dyrektora oraz dwójki nauczycieli. Szalonooki nauczał Obrony przed czarna magią od początku tego roku i był chyba jedynym nauczycielem, który nie zwracał uwagi na życie towarzyskie Harry'ego. Potter to szanował i w duchu cieszył się z tego. Żałował tylko, że nie spotkał więcej takich osób.
- Siadajcie, moi drodzy. - Dumbledore wskazał na trzy krzesła stojące naprzeciwko biurka. - Chciałbym o czymś z wami porozmawiać.
- Coś się stało, panie dyrektorze? - zapytała Granger, która usiadła po prawej stronie. Weasley zasiadł po lewej, co sprawiło, iż Harry musiał zająć miejsce w środku. Nie był z tego zadowolony.
Dumbledore westchnął, a Potter po raz pierwszy zauważył, jak ten człowiek musiał być przemęczony. Pod oczami widniały ogromne sińce, dłonie drżały, a niebieskie tęczówki nie świeciły zwykłym blaskiem.
- W związku ze zwiększającą się przewagą Śmierciożerców... - Kolejne westchnięcie. - ...postanowiliśmy rekrutować nowych członków do Zakonu Feniksa.
Tego się nie spodziewał. Jeszcze rok temu był skłonny błagać, by go przyjęli i pozwolili mu walczyć, ale teraz... przestało mieć to sens. Co mógłby zdziałać w tym wieku? Oczywiście dużo, patrząc na jego nagle rozwinięte umiejętności, ale jak na razie nikt o nich nie wiedział prócz Snape'a i wolał by tak pozostało, a wątpił by z wiedzą nabytą w szkole, puścili ich do walki. Poza tym, domyślał się, że wezwanie ich razem miało jakiś głębszy sens i mógł się jedynie domyślać, że chodziło o ich wspólną współpracę. Cóż, w tej sytuacji to było raczej niemożliwe.
- Mamy wstąpić do Zakonu?! - Głos Weasleya pobrzmiewał entuzjazmem i Harry miał ochotę zaśmiać się. Nie to, żeby się tego nie spodziewał...
- Tak, panie Weasley. - McGonagall odezwała się. - Oczywiście będziecie musieli przejść odpowiednie szkolenie z profesorem Moodym...
Ten stuknął swoją laską, a jego magiczne oko obróciło się dookoła osi.
- A czy to szkolenie trwa długo, pani profesor? I jakie byłyby nasze zadania? - Granger jak zwykle zaczęła zadawać masę pytań, przez co Potter czuł się niczym w surrealistycznym śnie. Było tak, jakby ostatnie dwa miesiące nie miały miejsca, a on po raz kolejny spędzałby dzień z Ronem i Hermioną, rozwiązując jakąś sprawę. Zaklął w myślach. Nie powinien tak o tym myśleć. To co było, już nie wróci.
Nauczycielka Transmutacji coś mówiła, ale on już nie słuchał. Szczerze powiedziawszy, w ogóle go to nie interesowało. I tak wiedział co zrobi, a w tej chwili wolałby znaleźć się w lochach, aby dowiedzieć się, co stało się z Draco.
- Harry? - Głos Dumbledore'a wyrwał go z jego przemyśleń, co spowodowało, iż poderwał głowę, czując lekki wstyd.
- Przepraszam, profesorze. Zamyśliłem się.
Dyrektor uśmiechnął się delikatnie, ale jego spojrzenie wciąż było badawcze i oceniające.
Potter dopiero teraz zauważył, że na biurku dyrektora znajdują się trzy wisiorki z małymi, srebrnymi feniksami. Harry mógł się jedynie domyślać, że był to znak przynależności do Zakonu. Co prawda nigdy go jeszcze nie widział na żadnym z członków, ale zapewne był on dobrze ukryty.
- Chciałem oficjalnie zapytać cię, czy zostaniesz nowym członkiem Zakonu Feniksa i czy przysięgniesz strzec tajemnicy oraz szlachetnie walczyć po Jasnej Stronie?
Głos Dumbledore'a wydawał się dziwnie odległy, a Harry odniósł wrażenie, że mężczyzna jest myślami zupełnie gdzie indziej.
To się zdziwi - pomyślał, a następnie z delikatnym uśmiechem odpowiedział:
- Nie.
To, co wywołało to jedno słowa, można określić tylko jednym - szok. Najprawdziwszy szok. Nie tylko na twarzy Weasleya, czy Granger, ale również profesorów wraz z zawsze nieprzeniknioną twarzą dyrektora na czele.
- Czyżbym się przesłyszał, mój chłopcze?
Harry powstrzymał lekki uśmieszek, chcący pojawić się na jego twarzy. Był dziwnie zadowolony z konsternacji starego dyrektora i miał wrażenie, że zdecydowanie za długo przebywał ze swoim chłopakiem. Robił się wredny.
- Nie, profesorze. Nie przesłyszał się pan. Nie widzę sensu we wstąpieniu do Zakonu.
- Ależ, Harry. Jeszcze rok temu byłeś bardzo chętny do zostania jednym z członków Zakonu. Poza tym wasza trójka od wielu lat była bardzo... skuteczna i myślę, że Zakon bardzo by się ucieszył, gdybyście do nas dołączyli.
Tym razem nie potrafił się powstrzymać. Parsknął śmiechem.
- Naszej trójki? Nie wiem profesorze, czy pan zauważył, ale Złota Trójca Gryffindoru już nie istnieje.
Mężczyzna zamrugał, a jego wzrok stał się nagle twardszy.
- Mój drogi chłopcze... - zaczął. - ...jestem pewien, że jeśli znów zaczniecie współpracować to...
- Nie, dyrektorze! - warknął. Nienawidził, gdy ktoś próbował mu coś wmówić. - Po prostu nie chcę zostać członkiem Zakonu i z pewnością nie pragnę zadawać się z tą dwójką. - Wskazał na Granger i Weasleya.
Rudzielec prychnął.
- A może to znak, że wolisz zostać Śmierciożercą? - syknął.
Gwałtownie odwrócił się w jego stronę.
- A może to znak, iż nie chcę zostać jednym z Zakonników, którzy boją się powiedzieć "Voldemort"? - warknął.
Spojrzał na ściągnięte usta McGonagall i stężałą twarz Moody'ego. Jakoś go to nie wzruszało.
- A teraz, jeżeli to wszystko... - zwrócił się do Dumbledore'a. - ...chciałbym iść na obiad.
- Oczywiście, panie Potter - odpowiedział sucho. - Chyba się zrozumieliśmy.
Czarnowłosy skinął głowa i pośpiesznie opuścił pomieszczenie. Gdy był już poza drzwiami, przetarł twarz dłonią. To była zaskakująca wizyta, ale miał nadzieję, że wyjaśnił już sobie wszystko z dyrektorem. Westchnął. To była kolejna sprawa, którą musiał przemyśleć. Ale nie teraz. Teraz musiał się dowiedzieć, co się dzieje z Draco.

***

Był idiotą. Był zdeterminowany dowiedzieć się, dlaczego jego chłopak nie pojawił się na zajęciach, ale nie przewidział jednego. Jak miał dostać się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, nie znając hasła? I tutaj naszła go jakże trafna konkluzja - był idiotą. A teraz stał tam i czekał, aż jakiś Ślizgon pojawi się i z chęcią wpuści go do gniazda węży. Merlinie, dlaczego był tak głupi? Wątpił, by jakikolwiek ze Ślizgonów zechciał go wpuścić do środka, nawet jeśli jego i Draco łączyło coś więcej poza dawną rywalizacją.
Już miał odejść, gdy jego wzrok zarejestrował jakiś ruch po drugiej stronie korytarza. Odetchnął, gdy ujrzał samotną Pansy Parkinson. To była jego szansa. Ta jeszcze go nie zauważyła, więc westchnął głęboko i starając się być miłym, zaczął:
- Parkinson?
Ta spojrzała na niego swoimi przeszywającymi oczyma i warknęła:
- Potter?! Czego tu chcesz?!
- Eee... - Potarł kark w geście zdenerwowania. - Wiesz może, czemu Draco nie było na zajęciach?
Dziewczyna spojrzała na niego najpierw z zaskoczeniem, a później uśmiechnęła się kpiąco.
- Nie wiesz, co się dzieje w życiu twojego chłopaka, Potter?
Harry odetchnął głęboko, starając się być spokojnym i po raz kolejny zapytał:
- Mogłabyś mi powiedzieć?
Pansy założyła ręce na piersi i teatralnie wywróciła oczami.
- Matka Draco zachorowała. Pojechał ją odwiedzić.
Potter spojrzał na nią z zaskoczeniem. Tego się nie spodziewał.
- A nie wiesz, kiedy wróci?
- Nie.
- Um... dzięki - mruknął i odwróciwszy się, pośpiesznie ruszył w drugą stronę.
Zastanawiało go tylko jedno: dlaczego Draco o niczym mu nie powiedział?

____________________
Następny rozdział: 09.08