niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 31

Uch, wreszcie koniec szkoły i jestem! Nie wiem, czy ten rozdział spełni wasze oczekiwania, ale cóż... Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle.
 Dziękuję za wszystkie komentarze i kliknięcia! Bardzo mnie motywowały w pisaniu :D
Pozdrawiam ;)

_____________________________________________________________________________

- Ubierz się.
Automatycznym ruchem zarzucił na siebie koszulkę, wciąż nie mogąc wyjść z szoku spowodowanego obecną sytuacją. Niepewnie dotknął swojego brzucha zakrytego cienkim materiałem. Nie mógł uwierzyć, że właśnie tam znajdowało się dziecko. Jego dziecko. Jego i Draco. ICH dziecko.
- Wiesz, kto jest ojcem? Czy może w tym też mam ci pomóc? - Uśmiechnął się szyderczo, zajmując jeden z foteli.
Gryfon poczerwieniał, czując zażenowanie i gniew wywołane słowami mężczyzny.
- Wiem! - burknął, mrużąc swoje szmaragdowe oczy. - To Draco...
- Gratulacje, Potter! Myślałem, że nie poznam większego idioty od Longbottoma, ale się myliłem. Ty bijesz go na głowę.
Spuścił wzrok, świadom swojego nieodpowiedzialnego zachowania. To nie był najlepszy czas na dzieci. Nie teraz, gdy trwała wojna, a on przygotowywał się do ostatecznego starcia z Voldemortem.
Mógł się usprawiedliwiać. Mógł mówić, że nie wiedział o męskich ciążach. Ale prawda była taka, że nigdy nie pomyślał o zabezpieczeniu. To zawsze było sprawą Dracona, bo on nie potrafił myśleć racjonalnie, gdy się kochali.
Oczywiście nie mógł zrzucić winy na swojego chłopaka. To nie była jego wina...
Ale z drugiej strony... Czy to nie było piękne? Mieli mieć dziecko. On i Draco. I ich dziecko. Rodzina.
Delikatny uśmiech, który wypłynął na jego usta, szybko znikł, gdy do zmąconego umysłu Harry'ego dotarło, że tak naprawdę Ślizgon wcale nie musiał być zadowolony z jego wesołej nowiny. Przecież... obaj byli bardzo młodzi i Gryfon wątpił, by blondyn chciał mieć dzieci w tym wieku...
Cała jego radość wyparowała, nagle zastąpiona przez ogarniający go smutek.
"A jeśli mnie rzuci?" - pomyślał, pustym wzrokiem wpatrując się w zielony, wzorzysty dywan. Wiedział, że nie zniósłby rozstania. Za bardzo go kochał; za bardzo się od niego uzależnił.
- Potter?
- Hmm...? - Uniósł głowę, z niepokojem spoglądając na Mistrza Eliksirów. Już wiedział, że nie powie o tym Draco. Przynajmniej nie od razu.
- Chcesz je zatrzymać?
- Co? - Zmarszczył brwi.
- Dziecko. Czy chcesz je zatrzymać?
Harry przez chwilę się nie odzywał, jakby musiał przetrawić słowa mężczyzny, a gdy ich sens wreszcie do niego dotarł, zerwał się z miejsca, patrząc na niego z oburzeniem, niedowierzaniem, ale również strachem.
- Oszalałeś?! Nigdy nie pozbyłbym się własnego dziecka! Nigdy! - Nie wiedzieć, w którym momencie objął swój brzuch w ochronnym geście.
Severus ani drgnął. Wciąż opanowany i spokojny, wykrzywił wargi w grymasie i mruknął:
- Usiądź i nie rób scen. Nikt ci nie każe się go pozbywać. To było tylko pytanie.
Skrzywił się, raz jeszcze obrzucając Snape'a podejrzliwym spojrzeniem i w końcu zajął swoje wcześniejsze miejsce.
- I jeszcze jedno, Potter. W twoim... - skrzywił się - ...obecnym stanie nie powinieneś się tak denerwować. - Mistrz Eliksirów wyglądał tak, jakby wypowiadane słowa zaczynały go dusić.
- Wiem... - Spuścił głowę, zły na siebie, że po raz kolejny dał się ponieść emocjom. Ale co on mógł? Tutaj chodziło o jego dziecko! - Postaram się. Nie chcę by coś mu się stało. - Pogładził swój brzuch. - W końcu to teraz moja... rodzina.

***

Wciąż był skołowany, gdy wchodził do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Żaden Ślizgon nie dziwił się już jego widokiem w tym miejscu. Wszyscy zdawali się już przyzwyczaić do faktu, iż ich przywódca związał się ze sławetnym Potterem.
Harry otworzył drzwi od ich wspólnej sypialni, mając mętlik w głowie. Wciąż czuł się tak, jakby śnił i zaraz miał się obudzić, a ta cała sytuacja z ciążą okazała się jedynie absurdalnym snem. Tylko, że... z drugiej strony zaczął się już powoli przyzwyczajać do myśli, że jest tatusiem i spełnia właśnie swoje największe marzenie - posiadanie rodziny.
- Gdzie byłeś?
- Hmm...? - Nieprzytomnym wzrokiem zerknął na siedzącego na łóżku chłopaka. Bardzo niezadowolonego chłopaka, uściślając.
- Miałeś się ze mną spotkać i nie przyszedłeś - syknął. - Nie było cię też na późniejszych lekcjach. Pytam się: gdzie w takim razie byłeś? - Spojrzenie blondyna było chłodne i podejrzliwe.
- Przepraszam. - Uśmiechnął się nerwowo. Czemu od razu tutaj przyszedł, nie myśląc nawet nad jakąś wymówką dla Dracona? Idiota! - Całkowicie wyleciało mi z głowy nasze spotkanie. Wybacz mi.
- Dobrze ci radzę Potter, nie denerwuj mnie! Czekałem na ciebie jak jakiś idiota, a ty całkowicie mnie olałeś, a teraz jeszcze wykręcasz się tym, że zapomniałeś! Pytam się, gdzie, kurwa, byłeś?!
Gryfon nie zdążył nawet zareagować, gdy został przyparty do najbliższej ściany, z nadgarstkami ponad głową w silnym uścisku dłoni Malfoya. Szarpnął się, krew się w nim wręcz wzburzyła na takie traktowanie, ale wiedział, że musi być spokojny. W końcu nie mógł się denerwować w tym stanie.
- Puść - mruknął, unosząc wzrok i wskazując nim na przyciśnięte nadgarstki. - Najpierw pomogłem Lavender, bo ta źle się poczuła i musiała jakoś dojść do wieży. Trochę się z nią zagadałem i całkowicie zapomniałem o naszym spotkaniu. Przeraszam. - Wychylił się do przodu i złożył delikatny pocałunek na jego alabastrowym policzku. - Nie gniewaj się na mnie. Draco...
Ten patrzył na niego jeszcze przez chwilę, lustrując jego twarz uważnym spojrzeniem szarych oczu, aż w końcu oderwał się od niego i na powrót przyciągnąwszy go, tym razem przytulił go do siebie.
- Czasem doprowadzasz mnie do szału...
Harry uśmiechnął się, wtulając się w niego ufnie. Nie rozumiał, dlaczego Malfoy tak bardzo się zdenerwował, ale był już przyzwyczajony do jego zmiennych nastrojów. I nawet jeśli czasem denerwowała go zaborczość kochanka, to nie zamieniłby go na nikogo innego.
- Mhm... kocham cię... - szepnął, składając ciepły pocałunek na jego szczęce. - Bardzo...

***

Dziwny, trzeszczący dźwięk wyrwał go z niezbyt głębokiego snu. Krzywiąc się, otworzył powieki, chcąc zidentyfikować źródło dźwięku, gdy zauważył, że druga część łóżka jest pusta. Uniósł się na łokciach, lustrując sypialnię, choć tak naprawdę prawie nic nie widząc. W końcu była noc i w pomieszczeniu panował półmrok. Wyciągnął różdżkę spod poduszki i jednym machnięciem zapalił świecę. Udawanie zwykłego czarodzieja wychodziło mu naprawdę dobrze.
- Och. - Draco kucał przy szafie, trzymając się za lewe przedramię i wyraźnie drżąc przez obezwładniający go ból. - Draco... - Zeskoczył z łóżka i podszedł szybko do niego, chcąc jakoś pomóc. Jednakże... nie spodziewał się, że zostanie odepchnięty, a szare oczy spojrzą na niego z czystą, niepohamowaną wściekłością.
- Wracaj do łóżka, Potter! - Cichy syk wydobył się spomiędzy zaciśniętych zębów.
Harry zatoczył się i byłby upadł, gdyby nie łóżko, o które się oparł. Odetchnął głęboko, z niepokojem przyglądając się swojemu chłopakowi, który właśnie wyciągał szatę Śmierciożercy. Czasami zapominał, kim był Malfoy. Nerwowym ruchem przeczesał swoje czarne włosy.
- Ale...
- Zamknij się i idź spać! Postaram się szybko wrócić...
Zacisnął usta, patrząc jak blondyn opuszcza ich sypialnię, wciąż zaciskając palce na lewym przedramieniu. Przymknął oczy i odetchnął głęboko, nieświadomie dotykając swojego brzuchu.
Merlinie, jak on nienawidził tego czekania na niego i zamartwiania się, czy może przypadkiem coś mu się nie stało. Ale musiał czekać! Przecież musiał mu później pomóc, bo Draco zawsze po tych spotkaniach był roztrzęsiony i potrzebował ciepła. Dużo ciepła.

Znajdował się gdzieś pomiędzy snem, a rzeczywistością, gdy usłyszał ciche, lecz wyraźne skrzypnięcie drzwi. Drgnął i uchylił powieki, jedną dłonią przecierając szczypiące oczy.
- Draco?
Ten nie odezwał się, bez słowa ściągając z siebie rzeczy i zajmując drugą połowę łóżka. Odsunął się przy tym jak najdalej, leżąc niemal na samym brzegu.
Westchnął i przysunął się do niego, niepewnie przytulając się do jego pleców.
- Zostaw mnie. - Głos był zimny, pozbawiony jakiejkolwiek emocji. Harry zadrżał, ale nie odsunął się, a jedynie wtulił w niego mocniej, chcąc dać mu trochę ze swojego ciepła.
- Już dobrze, Draco - szepnął. - Jesteś teraz ze mną. Kocham cię.
Przez chwilę panowała cisza, zagłuszana jedynie ich drżącymi oddechami. W końcu Malfoy przekręcił się i wtulił w niego, kładąc głowę na jego piersi.
Potter odetchnął i przeczesał jego jasne, miękkie włosy.
- Nie powinieneś mnie kochać. Nie zasłużyłem na to.
Harry ani drgnął, wciąż przeczesując jego włosy jedną dłonią i obejmując go drugą.
- Obaj wiemy, że to nieprawda - szepnął.
Jeszcze długo tulił go do siebie, wsłuchując się w jego regularny oddech i czekając aż zaśnie. Cieszył się, że tym razem uspokajanie go zajęło niewiele czasu. Bywały noce, gdy był odpychany i wyzywany, nim Draco w końcu poddawał się i zasypiał, wtulony w niego. Podczas takich nocy coś boleśnie ściskało serce bruneta, ale starał się to ignorować. Nie mógł myśleć o sobie, gdy Ślizgon go potrzebował.
Było jakoś nad ranem, gdy wreszcie ciężkie powieki opadły, zakrywając lśniące, szmaragdowe oczy, a on zapadł w objęcia Morfeusza.

***

- Żartujesz!
- Ciszej! - Rozejrzał się po pomieszczeniu, zauważając kilka spojrzeń rzucanych w ich kierunku. Odwrócił szybko głowę, spuszczając wzrok. - Nie żartuje.
- Ale... ale... - Dziewczyna otwierała usta, w tym momencie wyglądając jak bardzo ładna, młoda rybka.
- Mucha ci zaraz wpadnie - burknął i oblizał łyżeczkę z czekolady, aż przymykając oczy na jej cudowny, rozpływający się w ustach smak.
- Ale to niemożliwe! Wkręcasz mnie!
Rzucił zaklęcie prywatności, krzywiąc się.
- Jeszcze do wczoraj też tak myślałem... - Położył jedną dłoń na swoim, płaskim, jeszcze, brzuchu. To dziwne jak szybko przyszło mu przyzwyczajenie się do myśli o byciu w ciąży. - Jak się okazało, magia może wszystko.
- O kurwa... Daj mi chwilę, mój mózg chyba jeszcze tego nie pojmuje... - Pokręciła głową, nerwowo poprawiając włosy. - Boże, zostałam ciotką! - Zaśmiała się histerycznie, wciąż patrząc na niego z jawnym niedowierzaniem.
Harry wywrócił oczami i odkroił kawałek ciepłego ciasta z jabłkami. Smakowało mu.
- Taa...
- Draco wie?
- Nie. I się nie dowie. Przynajmniej na razie.
- Och... - Spojrzała na niego ciepło. - Boisz się?
Zwiesił ramiona, wpatrzony w kawałek swojego ciasta. Czy się bał? Bardzo! Myśl, że Draco mógłby nie chcieć ich dziecka paraliżowała go i odbierała oddech. Był przerażony!
- Może trochę. - Wzruszył ramionami. - Wątpię by chciał mieć dziecko w tym wieku. I to jeszcze ze mną. - Uśmiechnął się krzywo.
- Przestań, Harry! Jesteś cudownym chłopakiem! - Złapała jego dłoń, starając się dodać mu otuchy w tym trudnym dla niego czasie. Naprawdę nie mogła pojąć, jak ten chłopak wplątywał się w te wszystkie dziwne sytuacje. Zwyczajnym ludziom nie przydarzały się takie rzeczy! - Poza tym wyobraź sobie, jakie śliczne będzie wasze dziecko!
- Taa... Wiem, że będzie. - Zerknął na swój brzuch. - Z pewnością będzie najpiękniejsze na świecie.
- Już je pokochałeś, co?
- To nic trudnego. - Wzruszył ramionami, przyglądając się jej ładnej, szczupłej twarzy, małemu noskowi i jasnym, zielonym oczom. - Jak widzisz, raczej nie wpadłem w depresję z powodu wpadki.
- I dlatego masz takie podkrążone oczy? - Posłała mu sceptyczne spojrzenie.
- A! To! - Machnął dłonią. - To akurat z innego powodu. Wybacz, ale nie bardzo mogę o tym mówić...
- To coś z...? - Przytaknął. - Spoko.
- Dobra! Dosyć moich rewelacji. Mów, co się u ciebie dzieje.
- U mnie? Słuchaj! - Wyszczerzyła się, a w jej policzkach pojawiły się małe, urocze dołeczki. Wyglądała teraz tak niewinnie, że jakby jej nie znał, to może by się nabrał na tę aurę niewiniątka. - Więc...

***

- Jak spotkanie z Alice?
Harry zerknął na swojego chłopaka siedzącego przy biurku, samemu zdejmując z siebie puchową kurtkę. Uch, zimno było! Potarł czerwone od mrozu policzki i podszedł do niego, obejmując od tyłu jego ramiona.
- Mhm, dobrze. Opowiadała mi o swoim nowym facecie - prychnął. - Okropnie zimno dziś jest.
- Czuję. - Draco złapał jego dłonie i potarł je. - Zimny jesteś. Chodź tutaj. - Został pociągnięty i już po chwili siedział na jego kolanach, oparty o silną klatkę piersiową. - Lepiej?
- Tak. - Skinął głową, uśmiechając się z rozmarzeniem i patrząc na blondyna maślanymi oczyma. Czasem Ślizgon tak bardzo go rozczulał...
- Snape cię szukał. Nie wiesz po co?
Harry zmarszczył brwi, niezadowolony, że znów musi go okłamywać, ale... przecież nie mógł mu powiedzieć!
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Może chodzi o te korki, które mi daje.
- Ta... może... - Delikatny pocałunek w kark. - Zgredek przemycił dla nas prawdziwe, francuskie wino. Napijemy się?
- Draco, naprawdę powinieneś przestać go wykorzystywać. On nie jest od spełniania twoich zachcianek. - Burknął i posłał mu poważne spojrzenie. Naprawdę nie podobało mu się, jak Ślizgon wysługiwał się skrzatem. Rozumiał, że został wychowany w innym środowisku, ale... mógł się pohamować.
Blondyn wywrócił oczami, patrząc na niego pewnym, trochę ironicznym wzrokiem.
- Skoro tak bardzo ci to przeszkadza... - mruknął z udawanym niezadowoleniem. - To jak? Pijemy?
- Um... - Zagryzł wargę. Było oczywistym, że chętnie by skosztował drogiego alkoholu, ale... chyba nie mógł. Nie miał za dużej wiedzy na ten temat, ale miał przeczucie, że nie powinien pić. - Wolałbym chyba gorącą czekoladę... - wymamrotał.
- Naprawdę, Potter? Poważnie? Chyba tylko ty możesz wybrać tandetną czekoladę zamiast doskonałego, francuskiego wina. - Uniósł jeden kącik ust, kręcąc głową i rozsypując na boki jasne kosmyki włosów, które tego dnia miękko opadały po bokach jego twarzy. - Jesteś pewien?
Potter zaśmiał się, opierając głowę o jego ramię.
- Może masz rację... Tak, jestem pewien. - Przymknął oczy. - Mam fatalny gust, co?
- I właśnie dlatego ze sobą jesteśmy, Potter. Zachowujemy równowagę.
Harry roześmiał się i uniósł głowę tylko po to, by móc pocałować go w usta. Krótko i mokro. Szmaragdowe oczy błyszczały radośnie, gdy spoglądał wprost w te chłodne, szare tęczówki.
- Równowaga - wyszeptał i pogładziwszy jego policzek, po raz kolejny go pocałował.
W takich momentach był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

***

- Chciałeś mnie widzieć?
- Nie jesteśmy na ty, Potter. Siadaj.
Harry posłusznie zajął wskazane mu miejsce i wyczekująco spojrzał na starszego mężczyznę siedzącego po drugiej stronie biurka.
- Chciałem ci to pożyczyć. - Snape przesunął w jego stronę grubą, oprawioną w jasną skórę, książkę. - Myślę, że powinieneś to przeczytać, aby dowiedzieć się czegoś więcej o swoim stanie. W końcu... będziesz musiał być ostrożny. - Skrzywił się.
Wziął do ręki książkę, patrząc na okładkę, na której znajdował się uśmiechnięty mężczyzna w ciąży. Uniósł wzrok, przyglądając się ponuremu obliczu profesora. Mimo ich wcześniejszych relacji, śmierci Dumbledore'a, do której się przyczynił, to w jakiś sposób wciąż się o niego troszczył i nadal mu pomagał. Oczywiście robił to w ten wredny, typowy dla siebie sposób, ale Harry nie mógł powiedzieć, że tego nie doceniał. I o ile śmierć dyrektora wciąż bolała i była zadrą w jego młodym sercu, to chyba był gotów wybaczyć temu mężczyźnie. Wciąż go szanował i był mu wdzięczny.
- Troszczy się pan o mnie... - mruknął z wyraźnym zdumieniem w głosie.
- Nie bądź śmieszny, Potter! - Wykrzywił wargi w zniesmaczonym grymasie. - Bierz książkę i wynoś się. Nie mam dla ciebie całego wieczora.
Potter uśmiechnął się pod nosem i skinąwszy głową, opuścił gabinet Mistrza Eliksirów. Teraz tylko musiał ukryć książkę przed Draconem.

_______________________
Następny rozdział: 04.07