niedziela, 30 listopada 2014

Prośba

Kochani, w moim mieście jest organizowana akcja społeczna związana z pomocą zwierzakom ze schroniska. Jak wiecie, zima się zbliża, a tym samym najgorszy okres dla czworonogów. Byłabym wam wdzięczna, gdybyście polajkowali tą oto stronkę: Zwierzaki .
Z góry dziękuje ;)

A tak z innej beczki, chciałam wam bardzo mocno podziękować za ponad 30000 tysięcy wyświetleń. To naprawdę robi wrażenie. Dziękuję ;*

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 22

Haczi - to, co napisałaś... Ja... bardzo dziękuję. Naprawdę cieszę się, że ktoś tak bardzo lubi to co piszę i docenia to. Poza tym cieszy mnie, że widać ten progres. To dla mnie najważniejsze. Śmierć Phila również dla mnie była ciężka, ale niestety konieczna, ponieważ po pewnym czasie zrozumiałam, że po zmienieniu koncepcji nie widzę go w epilogu... I niestety nie dało się z tym nic zrobić. Pozdrawiam ;)

Narieen - bardzo dziękuję. Niesamowicie czyta się takie komentarze i czasami naprawdę mnie zawstydzacie. Jeśli chodzi o ciągłość bloga to  w żadnym wypadku nie zamierzam go porzucać. Zbyt przesiąkłam tą historią, aby ją teraz przerwać. Pozdrawiam ;)

Przed wami rozdział przełomowy tego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba.

____________________________________________________________________________

To był jeden z najgorszych dni w życiu Harry'ego. Dean został przetransportowany do Skrzydła Szpitalnego i przez dwie godziny podejmowano próby ratowania go. Harry w tym czasie siedział koło drzwi i czekał. Pół godziny później dołączyła do niego Ginny i chyba jeszcze nigdy nie irytowała go tak, jak w tamtej chwili. Przez jej szloch, który roznosił się po całym korytarzu Potter czuł się tak, jakby Dean już umarł, a oni go opłakiwali. Nie chciał się tak czuć. Miesiąc wcześniej stracił przyjaciela. Dziś mógł stracić kolejnego. Nie wiedział, czy byłby w stanie sobie z tym poradzić, gdyby tak się stało.
Gdy drzwi od Skrzydła wreszcie się otworzyły, a w progu pojawił się profesor Dumbledore, Harry był pierwszym, który dopadł do niego, chcąc wiedzieć, co z chłopakiem. Czuł, że nie będą to przyjemne informacje.
- Pan Thomas żyje, ale zapadł w magiczną śpiączkę. Teraz już nic nie możemy zrobić. Wszystko zależy od niego. - Dyrektor pozwolił sobie na nikły uśmiech. - Spokojnie, Harry. Pan Thomas jest silnym, młodym człowiekiem i z pewnością wszystko będzie dobrze.
Jedyne na co się zdobył to lekkie kiwnięcie głową. Magiczna śpiączka... Merlinie... Świadomość, że Dean może już nigdy się nie obudzić, uderzyła w niego z taką mocą, że zachwiał się i w ostatniej chwili oparł o ścianę. Osunął się po niej i ukrył twarz w dłoniach. Nie płakał. Patrzył tylko szeroko otwartymi oczyma na wewnętrzną stronę swoich dłoni, a z boku słyszał głośny szloch rudowłosej dziewczyny. Przez chwilę, nienawidził jej za to.

***

Nie zamierzał spędzić tej nocy w dormitorium Gryfonów. Zabrał swoją pelerynę niewidkę i schował ją do torby wraz z książkami. Zszedł do Pokoju Wspólnego, w którym tematem numer jeden wciąż był niespodziewany atak na Deana i nie zwracając uwagi na gapiących się na niego uczniów, usiadł na jednym z foteli przed kominkiem. Wyciągnął książki, pergamin oraz kałamarz i zabrał się za swój esej z eliksirów. Starał się nie zwracać uwagi na szepty, które do niego docierały. Trochę przeszkadzało mu to w skupieniu się, ale wolał to, niż samotne siedzenie w dormitorium i gapienie się na puste łóżko przyjaciela. Nie chciał się jeszcze bardziej dołować.
Niestety, nie potrafił myśleć o eliksirach, gdy Dean znajdował się na dole w Skrzydle Szpitalnym. Poddał się, gdy po raz kolejny złapał się na tym, że trzymał pióro w jednym miejscu, myślami będąc daleko od zadania, a na pergaminie pojawił się sporej wielkości kleks.
Odchylił głowę, odruchowo pocierając swoją bliznę w postaci błyskawicy i spojrzał w ogień. Już wcześniej pomyślał o tym, czy przypadkiem atak na Deana nie był tak naprawdę wycelowany w niego. W końcu Voldemort mógł chcieć zniszczyć go od środka, odbierając to na czym zależy mu najbardziej, a mianowicie na przyjaciołach. I Draco.
Otworzył szerzej oczy, szczerze zaskoczony, że dopiero teraz pomyślał o tym, w jak dużym niebezpieczeństwie może być jego chłopak. Przecież... wystarczyłoby, że Draco pojawiłby się na jakimkolwiek spotkaniu Śmierciożerców, a później... mógłby już nie wrócić. Coś ścisnęło go za gardło, gdy pomyślał, że Malfoya mogłoby już nie być tutaj... z nim.
Westchnął. Nie powinien myśleć tak pesymistycznie, ale coś było na rzeczy, skoro najpierw stracił Phila (ta myśl wciąż bolała), a teraz ktoś chciał zamordować Deana.

Dość długo siedział w Pokoju Wspólnym, czekając aż wszyscy rozejdą się do swoich sypialni, a następnie opuścił pomieszczenie. Przed portretem Grubej Damy narzucił na siebie pelerynę i po cichu począł przemykać się korytarzami, kierując się do Skrzydła Szpitalnego. Nie zabrał ze sobą mapy, co było sporym utrudnieniem, ale jakoś udało mu się dojść na miejsce, uprzednio nie trafiając ani na Filcha, ani na Snape'a. Powoli przekręcił klamkę i po cichu wszedł do środka. Pomieszczenie było oświetlone przez światło księżyca, które wpadało przez ogromne okna. Jego myśli podążyły na chwilę do Lupina, który z pewnością przeżywał teraz katorgę w postaci przemiany, ale szybko o tym zapomniał, gdy jego wzrok padł na jedyne zajęte łóżko w pomieszczeniu. Ściągnął z siebie pelerynę i wepchnął ją do torby, a następnie powoli podszedł do pogrążonego w śpiączce przyjaciela. Dean, gdy spał, wyglądał tak spokojnie i niewinnie. Harry wyciągnął dłoń i opuszkami palców musnął jego policzek. Wyczuł delikatne ukłucie zarostu i uśmiechnął się. On był jedynym, który się jeszcze nie golił.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
Podskoczył, słysząc głos swojego chłopaka. Położył dłoń na klatce piersiowej, czując gwałtowne bicie swojego serca. Merlinie, dostałby zawału w wieku szesnastu lat!
- Chciałeś mnie zabić? - zapytał nieco drżącym głosem. Nie znosił, gdy ktoś go tak straszył! - Zresztą... co ty tutaj robisz?
- O to samo mógłbym spytać ciebie. - Ślizgon zamknął drzwi i w kilku krokach znalazł się przy nim, siadając na jednym z wolnych krzeseł.
- Ja... musiałem tu przyjść. Musiałem go zobaczyć.
- Harry, spędziłeś tutaj cały dzień. Nie sądzisz, że powinieneś odpocząć?
- Jak mogę usnąć z myślą, że on tutaj leży i... już nigdy może się nie obudzić?! - warknął zdenerwowany. Może nie powinien wyżywać się na Draco, to nie była jego wina, ale... czuł się taki bezsilny.
- Hej, kociaku, spokojnie. - Ślizgon położył dłonie na jego biodrach i ściągnął go na swoje kolana. - Jestem pewien, że Thomas z tego wyjdzie. W końcu to pieprzony Gryfon. Was nie tak łatwo zlikwidować.
Harry uśmiechnął się lekko i dźgnął blondyna w żebra.
- Idiota - mruknął, choć poczuł się nieco lepiej. Oparł głowę o jego ramię i spojrzał na przyjaciela. - Boję się, że jego też stracę - szepnął.
Poczuł usta Draco na swoim czole.
- Cii... on się obudzi. Zobaczysz.
Potter nie zareagował na to, a z jego ust jakby samoistnie zaczęły wypływać słowa, których nigdy wcześniej nie chciał wypowiadać.
- Boję się, że zostanę sam. Wiem, że nie dam sobie wtedy rady. - Spojrzał swoimi szmaragdowymi, smutnymi oczami w te szare, zimne tęczówki. - Nie chcę być sam, Draco.
Malfoy zauważalnie przełknął ślinę.
- Nie będziesz. Masz mnie. Zawsze będę obok.
Uśmiechnął się, trochę smutno, aczkolwiek też z zadowoleniem i pocałował Ślizgona w usta. Czuł się... szczęśliwy po tym co usłyszał, choć nie bardzo chciało mu się w to wierzyć. Po raz kolejny spojrzał na Deana.
- Wiesz... nie tak dawno straciłem jednego ze swoich przyjaciół, teraz mogę stracić kolejnego, a sam odsuwam się od kogoś, kto troszczy się i dba o mnie. Jestem okropny, prawda?
- Mówisz o Alice?
Skinął głową.
- Powinienem do niej zadzwonić, spotkać się. Całkowicie ją zignorowałem, gdy chciała się ze mną skontaktować, a przecież ona też cierpi... - westchnął. - Jestem egoistą.
- Nieprawda. - Draco złapał jego brodę i obrócił jego twarz ku swojej. - Merlinie, jesteś najbardziej altruistycznym Gryfonem jakiego spotkałem. To aż przerażające.
Potter zaśmiał się cicho.
- Przesadzasz.
Blondyn uśmiechnął się w ten typowy dla siebie, lekko ironiczny sposób.
- Wiesz, że nie.
Siedzieli tak chwilę w ciszy, ale... była to przyjemna cisza. Jedna z tych, które można dzielić tylko z kimś wyjątkowym i bliskim swemu sercu. Dopiero po upływie jakichś dziesięciu minut, Draco odezwał się:
- Idziemy?
Harry skinął głową i wstał z kolan chłopaka. Spojrzał raz jeszcze na Deana Thomasa, Gryfona, który okazał się naprawdę fantastycznym przyjacielem i szepnął cicho:
- Śpij dobrze, Dean.
Chwilę później drzwi od Skrzydła Szpitalnego zamknęły się z cichym skrzypnięciem.

***

Następnego dnia Harry wyciągnął z kufra swój telefon, którego nie używał naprawdę długo i po krótkim zawahaniu wybrał numer przyjaciółki. Nie chciał już więcej uciekać. Wystarczyły trzy sygnały nim po drugiej stronie usłyszał głos dziewczyny:
- Harry?
- Witaj Alice.
- Stało się coś? - Jej głos był chłodny i niemal obojętny. Zabolało.
- Możemy się spotkać?
- Kiedy?
Zastanowił się.
- Dziś o dwudziestej w... - przełknął ślinę - ...naszym barze?
- Będę. - Powiedziawszy to, rozłączyła się, a Harry przymknął powieki, czując delikatny ucisk w klatce piersiowej. Wiedział, że zasłużył, ale... to tak cholernie bolało. Gdyby mógł cofnąć czas... Westchnął. Musiał się zrehabilitować.

***

Z lekkim znużeniem obserwował klientów baru. Dziś postanowił nie zajmować swojego stałego miejsca przy barze i usiadł na bocznych kanapach, z których miał doskonały widok na większą część lokalu. Nikt jednak nie zwrócił jego uwagi, a przy wejściu wciąż nie było widać Alice, więc ze zrezygnowaną miną sączył swoje piwo. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć dziewczynie na swoje usprawiedliwienie. Prawdopodobnie nic. Westchnął i skrzywił się lekko, przełykając złoty płyn. Nawet to mu nie smakowało. Rzucił okiem na zegarek w telefonie, który jasno mówił, że Alice jest już spóźniona. Miał nadzieję, że jednak się pojawi.
- Siema.
Drgnął i wyprostował się jak struna, słysząc głos swojej przyjaciółki. Dziewczyna stała przy stoliku i właśnie była w trakcie zdejmowania niebieskiego płaszczyka.
- Hej Alice.
Nie wiedział, jak się zachować. Powinien od razu przeprosić, czy najpierw pozwolić jej zamówić? Nie miał pojęcia. Ręka lekko mu drżała, gdy zacisnął ją na swojej koszulce.
- Więc o co chodzi? - Blondynka usiadła naprzeciwko i wbiła w niego uważne spojrzenie niebieskich oczu.
- Ja... - Spojrzał na nią szeroko rozwartymi, szmaragdowymi oczami, z których bił jedynie smutek. - Przepraszam.
Alice drgnęła, widząc przyjaciela tak... rozbitego i w już po chwili siedziała obok niego, ściskając go tak mocno, jakby był jej ostatnią deską ratunku.
Harry zamrugał, lekko skonsternowany zachowaniem przyjaciółki, ale westchnął z zadowoleniem i przytulił ją. Cholernie mocno za nią tęsknił i aż do teraz nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Wybaczysz mi? - szepnął.
- Już ci wybaczyłam ty pieprzony dupku.
Potter poczuł lekkie uderzenie w ramię, na co zaśmiał się dźwięcznie. Miał wspaniałą przyjaciółkę i nie mógł zmarnować tego, co mają.
- Tęskniłem za twoim agresywnym zachowaniem - zaśmiał się.
Dziewczyna prychnęła, udając obrażoną, choć w kącikach jej ust drgał delikatny uśmiech.
- Zamiast gadać głupoty, idź zamów mi jakiegoś drinka, a później pogadamy. Widzę, że coś cię gryzie.
Harry odpowiedział uśmiechem i wstał, nieśpiesznym krokiem ruszając w stronę baru. Odzyskał Alice... Teraz został mu już tylko Dean.

***

Minął tydzień, a życie Harry'ego toczyło się stałym rytmem. Codziennie wpadał przed lekcjami do Deana, żeby dowiedzieć się, czy w ciągu nocy nie wydarzyło się nic niezwykłego, następnie szedł na zajęcia, pośpiesznie jadł obiad i biegł do Skrzydła Szpitalnego. Zazwyczaj siedział wraz z Ginny, która wydawała się wdzięczna za jego obecność. Niestety, on nie mógł powiedzieć tego samego. Wciąż czuł się niekomfortowo w jej towarzystwie. Na szczęście nie miał zbyt wiele czasu, żeby myśleć o tym dziwnym śnie z nim i Deanem w rolach głównych, ponieważ wieczorami biegł do Draco, a gdy nocą wracał do dormitorium, był już tak zmęczony, że wystarczał tylko kilkuminutowy kontakt z pościelą, by już był pogrążony w głębokim śnie.
Tego dnia wszystko było takie samo. Lekcje minęły mu całkiem nudno i leniwie, a gdy mógł wreszcie udać się w odwiedziny do Deana, był naprawdę szczęśliwy. Wszedł do Skrzydła Szpitalnego, niezaskoczony widokiem Ginny, która siedziała na jednym z krzeseł.
- Hej - szepnął i zasiadł po drugiej stronie łóżka. Dean wyglądał tak samo, jak tydzień temu. Nic się nie zmieniło i nie zapowiadało się na żadne zmiany.
- Hej - odpowiedziała.
Brunet spojrzał na przyjaciela i powoli przejechał dłonią po jego szczęce, magicznie usuwając jednodniowy zarost, którego Dean tak bardzo nienawidził.
Wiedział, co zaraz usłyszy.
- Nie musisz tego robić.
A on odpowie:
- Ale chcę.
Powoli zaczynało mu się robić niedobrze od tej ciągłej monotonii. Siedzieli razem jakieś trzydzieści minut, oboje skoncentrowani na własnych myślach, gdy nagle Ginny drgnęła i spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczami.
- Harry...?
- Hmm... coś się stało?
- Jego ręka... - Jej oczy napełniły się łzami. - Ona się ruszyła, Harry.
Niemal namacalnie poczuł, jak narasta w nim nadzieja, której nie chciał czuć. Bał się jej. Nie wiedział, czy może wierzyć dziewczynie na słowo, ale wyczarował Patronusa i wysłał go do pani Pomfrey, samemu wciąż uważnie przyglądając się przyjacielowi. Wyglądał, jak zawsze. A przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie ujrzał, jak jego powieki poruszają się, jakby chciały wreszcie się uchylić, ale nie mogą.
- Dean... - szepnął i złapał dłoń leżącą na pościeli, niemal z fascynacją przyglądając się twarzy przyjaciela. Gdzieś z boku słyszał szloch Ginny, która kurczowo ściskała drugą dłoń swojego chłopaka, ale nie zwracał na nią uwagi, zbyt skupiony na myśli, że Dean... że wreszcie będzie mógł z nim porozmawiać, ujrzeć jego urocze dołeczki i usłyszeć głos, który dalej będzie śpiewał stare, rockowe kawałki.
Wargi leżącego chłopaka z trudem rozchyliły się i wydobył się z nich jeden, pojedynczy dźwięk. Najpierw był zniekształcony, jakby wysuszone gardło nie pozwalało na wypowiedzenie czegokolwiek, ale później mogli usłyszeć słaby, cichy szept:
- H-Harry...
Potter nie usłyszał, a poczuł wręcz ruch po drugiej stronie i niepewnie spojrzał na rudowłosą, której oczy były pełne szoku i czegoś jeszcze, czego nie potrafił nazwać. Jej wzrok ślizgał się to po Deanie, to po nim. W tę i z powrotem. Coś ścisnęło go za gardło, gdy ich spojrzenia spotkały się, a on zobaczył w brązowych oczach wyrzut, rozgoryczenie i odrazę. Odwrócił głowę.
- To ja, kochanie. Jestem tutaj.
Usta Thomasa powoli ułożyły się w małe "o". Jego powieki drgnęły i... w końcu uchyliły się, ukazując im parę brązowych oczu. Harry poczuł, jak jego serce podskakuje radośnie. Dean się obudził, był tutaj, żył... W tej chwili był najszczęśliwszą osobą na świecie.
Nim zdążył się odezwać, drzwi od Skrzydła Szpitalnego otworzyły się, a do środka wbiegła zdyszana pani Pomfrey, za nią wmaszerował Mistrz Eliksirów, a ten dziwny pochód zamykał Dumbledore, którego oczy błyszczały radośnie i Harry mógł to dojrzeć nawet z daleka.
- Cieszę się, że do nas wróciłeś mój chłopcze.
Potter wywrócił oczami, a w kącikach jego ust zadrgał uśmiech. Czego innego mógł się spodziewać po dyrektorze?
Jego uśmiech znikł, gdy został wręcz odepchnięty od łóżka przez panią Pomfrey, która wyczarowała szklankę wody i powoli podała ją Deanowi, który szybką opróżnił jej zawartość, wyraźnie spragniony. Gdy skończył, opadł z westchnieniem na poduszkę i zadał najbanalniejsze i zarazem najtrudniejsze pytanie, jakie mógł zadać.
- Co się stało?
Gdy usłyszał to pytanie, w jego żołądku coś przekręciło się boleśnie. Na szczęście to nie on musiał na nie odpowiadać.
- Ktoś chciał pana zabić, panie Thomas. - Głos Snape'a przeciął powietrze, sprawiając, że rudowłosa dziewczyna, która wciąż w szoku siedziała na krześle, drgnęła. Spojrzała prosto na swojego chłopaka i... wybuchła szlochem tak głośnym, że Harry aż się skrzywił.
- Och... - Dean nawet nie spojrzał na swoją dziewczynę, zbyt pochłonięty informacją o jego niedoszłym mordercy. Wszystkie jego przemyślenia, co do tej sprawy, uciekły tak szybko jak się pojawiły, ponieważ jego wzrok trafił na Harry'ego i... po prostu zaniemówił.
Szmaragdowe oczy Pottera spotkały się z tymi brązowymi przyjaciela i Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który samoistnie wypłynął na jego usta. Thomas odpowiedział mu tym samym, a w jego policzkach pojawiły się te cholernie urocze dołeczki, które sprawiały, że całkowicie roztapiał się na ich widok.
- Dobrze cię widzieć - mruknął brunet.
- Ciebie również. - Usłyszał w odpowiedzi.
Głośne chrząknięcie wyrwało ich z tego transu, a głos szkolnej pielęgniarki przywrócił do porządku.
- Sądzę, że powinniście opuścić na razie Skrzydło Szpitalne. Muszę zbadać swojego pacjenta.
Skinął głową i mrugnął do chłopaka, dając mu znak, że jeszcze tutaj wróci i ruszył w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie. Dopiero, gdy wyszedł i usłyszał za sobą Ginny, jego mózg zaczął prawidłowo funkcjonować. Spojrzał na rudowłosą, która uparcie patrzyła przed siebie, a jej usta były zaciśnięte w wąską kreskę.
- Ginny... - zaczął, ale przerwała mu.
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać... - mruknęła i nie zerknąwszy nawet na niego, ruszyła w stronę schodów.
Harry stał tam jeszcze chwilę, zastanawiając się, czy dobrym pomysłem jest pójście za nią, ale w końcu zrezygnował i po chwili namysłu ruszył w stronę schodów prowadzących do lochów. Musiał podzielić się swoim szczęściem z Draco.

***

Minęły trzy dni, a on po raz pierwszy od ponad tygodnia siedział w "ich" sali i grał na gitarze. Dean z każdym dniem czuł się coraz lepiej, a on nie przesiadywał już u niego tyle co kiedyś, głównie z powodu Ginny, która zabijała go wzrokiem za każdym razem, gdy się tam pojawiał. Poza tym Thomas wydawał się być dziwnie zamyślony odkąd się obudził i nie był zbyt skory do rozmowy. Harry nie wiedział, co się z nim dzieje, ale miał nadzieję, że dowie się tego, gdy ten wreszcie wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego. Był właśnie w trakcie grania "Sad but true" Metallici, gdy drzwi od sali otworzyły się i do środka wszedł jego przyjaciel we własnej osobie. Aż znieruchomiał, całkowicie zaskoczony jego widokiem. Nie miał pojęcia, że ten dzisiaj wychodzi...
- Dean... - wykrztusił i odłożył gitarę na bok, a następnie w dwóch krokach podszedł do zamyślonego chłopaka i najzwyczajniej w świecie, przytulił go. Dobrze było czuć go tak zdrowego i... żywego.
- Udusisz mnie... - Dean zaśmiał się, choć Harry'emu wydawało się, że jego śmiech był trochę nerwowy. Odsunął się.
- Przepraszam - mruknął. - Nie wiedziałem, że dzisiaj wychodzisz.
- Ta... Ja też nie, ale okazało się, że mój organizm szybko się zregenerował i... oto jestem!
- Cieszę się... - Harry stał się nagle bardzo świadomy małej odległości pomiędzy nimi. Poczerwieniał gwałtownie i zrobił krok w tył, odsuwając się.
Thomas nic nie powiedział na ten jego nagły, dziwny ruch, a jedynie patrzył na niego uważnie, jakby zmagał się z jakąś myślą i nie potrafił sobie z nią poradzić.
- Harry... muszę ci o czymś powiedzieć.
Słysząc to, poczuł się zaniepokojony.
- Coś się stało?
Dean zaśmiał się, nerwowo i drżąco, a jego oczy błyszczały jak w gorączce.
- Jestem takim idiotą, Harry - mruknął. - Na początku myślałem, że to nic nie znaczy. Wiesz, jestem tylko facetem. Chce spróbować wszystkiego i takie tam. Ale... myliłem się.
- O czym ty mówisz, Dean?
Ten jednak wydawał się go nie słyszeć, zbyt pogrążony we własnych myślach.
- Myślałem, że to tylko fizyczny pociąg. Chciałem, żeby tak było. Nawet za bardzo nie przejąłem się tym, że podoba mi się inny chłopak... - Harry gwałtownie wciągnął powietrze do płuc. - Tylko, że... zacząłem zwracać uwagę nie tylko na ciało, ale również na zachowanie, charakter, uśmiech...
Thomas przybliżył się do niego, a on poczuł jak jego serce staje na moment. Był... w szoku.
- Zacząłem patrzeć w te szmaragdowe oczy i zakochałem się. Tak po prostu. Nie było żadnego ostrzeżenia. Ja... po prostu się w tobie zakochałem, Harry.
Myśli w jego głowie wirowały, gdy patrzył w te brązowe, błyszczące tęczówki i słyszał słowa wypowiadane przez przyjaciela... Cholera, nie spodziewał się tego. Nie był też przygotowany na twarz Deana, która nagle znalazła się bardzo blisko niego, a jego wzrok mimowolnie zjechał na usta przyjaciela, które wydawały się w tym momencie pełne, kuszące...
"To tylko pocałunek..." - pomyślał nieprzytomnie. - "Nic więcej."
Thomas nie czekał na lepsze zaproszenie. Przyciągnął go do siebie, owijając jego talię ramieniem, a jego usta w jednej chwili znalazły się na drżących wargach Pottera.
Harry czuł wargi Deana, zachłanne i z zapamiętaniem całujące jego własne, ale... sam wciąż nie odpowiedział na pocałunek. Usta przyjaciela były cudowne, pełne i czucie ich na swoich własnych było całkiem niesamowite, ale... to nie było to. Nie czuł szybszego bicia serca i niezdrowej ekscytacji, którą czuł tylko wtedy, gdy Draco przyciskał go do siebie i całował z taką pasją, jakby chciał mu odebrać oddech.
Gryfon delikatnie odepchnął od siebie rozgorączkowanego chłopaka.
- Harry... - Oblizał zaczerwienione wargi, jakby... jakby chciał jeszcze raz poczuć jego smak. - Ja...
Pokręcił głową i odsunął się. Nie mógł mu tego dać. Dean był tylko przyjacielem i to nigdy się nie zmieniło. Ten sen... on nic nie znaczył. Liczył się tylko Draco. Teraz był tego pewien.
- Mylisz się, Dean - mruknął. - Ja mam Draco, a ty masz Ginny. A to co wydarzyło się teraz... to tylko głupie zauroczenie. Jestem pewny, że to nie mnie kochasz.
- Nie mów tak! - warknął i powoli zbliżył się do niego, jakby znów chciał go objąć, ale Potter po raz kolejny odsunął się. - Wiem co czuję, Harry. - Położył dłoń na swoim sercu. - Kocham cię.
Potter pokręcił głową, jakby nie chciał dopuścić do siebie tej myśli.
- Nie mogę ci tego dać - szepnął. - Przepraszam.
Zdeterminowany, ruszył w stronę drzwi. Musiał stąd wyjść. Nie uszedł jednak daleko, ponieważ jego ramię zostało pochwycone przez silną rękę drugiego Gryfona i Harry został odwrócony w jego stronę i to co zobaczył... Wiedział, że nigdy już tego nie zapomni. Dean wyglądał tak, jakby jego świat właśnie się rozpadł, a on nie wiedział co ze sobą zrobić. Jeszcze nigdy... jeszcze nigdy nie widział tylu emocji na jego twarzy.
- Proszę... - Usłyszał, ale jedyne na co się zdobył to wyszarpnięcie swojej ręki z jego uścisku. Nienawidził się za to, co robił mu w tej chwili, ale nie mógł inaczej. Podszedł do drzwi i nim je otworzył, szepnął jeszcze ciche "przepraszam".
Gdy wyszedł na korytarz, przymknął oczy, a spod jego powiek wyleciała jedna, samotna łza. Nie chciał go zranić. Dean był dla niego niezmiernie ważny, ale był tylko przyjacielem. Nie mógł dawać mu złudnych nadziei.
Drżącą dłonią dotknął swoich ust, a jego myśli podążyły do Draco. Jego pocałunki były takie... inne. Wyjątkowe. Otworzył szerzej oczy, gdy do jego rozszalałego umysłu wkradła się pewna myśl. Chyba... chyba już wiedział, co powinien teraz zrobić.

***

Draco był właśnie w trakcie zdejmowania śnieżnobiałej koszuli, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi i niechętnie podszedł do nich, aby otworzyć. Nie spodziewał się dziś nikogo. Dopiero później był umówiony z Potterem w Pokoju Życzeń. Jakież było jego zdziwienie, gdy otworzył drzwi i ujrzał po drugiej stronie rozczochranego, zaczerwienionego Gryfona.
- Potter? Co ty tutaj robisz?
Ten przymknął na chwilę oczy, a Ślizgon mógł zobaczyć jak jego gardło porusza się, gdy ten przełyka ślinę. Palce bruneta wczepione były w koszulkę i drżały lekko. Dopiero po chwili, gdy Draco zaczął się już niecierpliwić, usłyszał coś, czego z pewnością się nie spodziewał. Harry uniósł powieki, a jego oczy błyszczały.
- Kochaj się ze mną - szepnął, a szczęka Ślizgona opadła.

_______________________
Następny rozdział: 06.12

czwartek, 20 listopada 2014

Rocznica

Kochani, dokładnie rok temu, 20 listopada 2013 r., pojawił się na tym blogu pierwszy wpis. Od tego momentu wiele się zmieniło, koncepcja na to opowiadanie uległa dużej redukcji, a ja z każdym kolejnym miesiącem miałam więcej miłości i zapału do pisania tej historii. Zdradzę wam trzy wątki, które uległy zmianom, a mianowicie:
- Draco miał zdradzać Harry'ego z Pansy
- Silver miał być animagiem
- Phil miał żyć
Jak wiecie, Silver jest zwykłym kociakiem, Phil nie żyje, a Draco ma lekką obsesję na punkcie Pottera. Muszę szczerze przyznać, że cholernie cieszę się z tych zmian ;P
Czas na statystyki. W przeciągu roku blog ten został odwiedzony 28 732 razy. Pojawiło się na nim 31 postów, a wy napisaliście 108 komentarzy za co bardzo wam dziękuję, ponieważ jest to niezmiernie motywujące.
A tak z wyznań to muszę wam powiedzieć, że najbardziej jestem dumna z wątku z Deanem ^^
Mam nadzieję, że dalsze losy Draco i Harry'ego wciąż będą was interesować, a ja będę się doskonalić w tej sztuce, jaką jest pisanie, ponieważ jestem świadoma, że przede mną jeszcze długa droga, ale wydaje mi się, że od pierwszego rozdziału jest już jakiś progres :P
Pozdrawiam ;)

P.s. Przewiduje lekkie opóźnienie związane z pojawieniem się następnego rozdziału, ponieważ jestem dopiero na etapie początkowym i nie mam pewności, czy uda mi się skończyć.

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 21

Kochani, bardzo dziękuję wam za te pozytywne komentarze! Jesteście fantastyczni! Cieszę się, że coraz więcej osób komentuje, ponieważ to naprawdę bardzo motywujące :D
Dzisiejszy rozdział jest bardzo krótki, ale obiecuję, że następny będzie zdecydowanie dłuższy ;p
Pozdrawiam ;)

____________________________________________________________________________

Listopad powitał ich brzydką, deszczową pogodą, która zniszczyła plany związane z wieczornym lataniem na miotle we dwoje. Postanowili więc, że spędzą ten czas w swoim dormitorium, pijąc gorącą czekoladę i wygrzewając się pod kocami. Gdy znaleźli się już w środku, z pewnym zadowoleniem stwierdzając, że nie ma tam Neville'a, który ostatnio naprawdę dziwnie się zachowywał, rozsiedli się na łóżku Harry'ego i poprosili Zgredka o gorący napój. Potter leniwie rozłożył się na posłaniu, układając nogi na kolanach Deana, któremu w ogóle to nie przeszkadzało. Mogłoby się wydawać, że przez tę sytuację z Draco oddalą się od siebie, ale nic takiego się nie stało. Wciąż byli bliskimi przyjaciółmi. Harry miał tylko jeden problem. Odkąd zauważył, że Thomas to nie tylko wspaniały przyjaciel, ale również seksowny chłopak, było ciężko. Oczywiście nie myślał o nim tak jak o Draco, ale był nastoletnim chłopakiem i zwracał uwagę na takie rzeczy, jak apetyczne ciało tuż obok. Niestety, każda myśl o Deanie w ten sposób sprawiała, że czuł się coraz gorzej, jakby zdradzał Malfoya... Westchnął i upił łyk gorącej czekolady, którą Zgredek przyniósł chwilę wcześniej. 
- Dean...? - zaczął.
- Hmm...?
- Co się dzieje z Lavender? 
- Um... a dlaczego pytasz? - Głos chłopaka był jakiś dziwny, ale Harry na razie się nad tym nie zastanawiał, zbyt zajęty przypominaniem sobie zdarzenia z wczoraj. 

 
Harry wracał właśnie ze spotkania ze Snapem. Było już dawno po dziesiątej i miał nadzieję, że nikogo nie spotka. Współpraca pomiędzy nim, a Mistrzem Eliksirów okazała się bardzo owocna i ułożyli już wstępny plan, który miał zostać wcielony w życie tuż po świętach. Gryfon wolał się zabezpieczyć i gdyby coś się nie udało, chciał przeżyć jeszcze jedne święta, które tak uwielbiał. Najlepiej wraz z Draco. 
Skręcił w prawo i stanął jak wryty. Jego spojrzenie spotkało się z brązowymi oczami pani Weasley. Kobieta nie uśmiechała się, a jej wzrok nie był zbyt przyjazny. Potter zrozumiał, że już nigdy nie będzie, jak wcześniej. 
- Pani Weasley - przywitał się grzecznie. Ta nie odpowiedziała, zmierzając go jedynie zniesmaczonym spojrzeniem i wyminęła go, wchodząc do Skrzydła Szpitalnego. Harry się tym nie przejął. Prawie. Było tylko lekkie ukłucie w sercu, ale szybko znikło. Zastanawiało go tylko, co pani Weasley robi o tej porze w Hogwarcie. Sprawy Zakonu? Gdy on tak stał, z naprzeciwka nadeszło dwóch kolejnych członków rodziny Weasleyów - Ron oraz jego ojciec. Młodszy z rudzielców był blady na twarzy i widocznie przerażony, natomiast jego ojciec... wyglądał na wściekłego. Uśmiechnął się jednak na jego widok, co bardzo go zaskoczyło. 
- Witaj Harry.
- Dzień dobry, panie Weasley. - Skinął głową. Nie spodziewał się takiej reakcji. Może nie wszyscy z tej rodziny byli tak uprzedzeni? 
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że stoi na środku korytarza, jak debil gapiąc się na drzwi od Skrzydła Szpitalnego. Ruszył przed siebie, wciąż zastanawiając się nad obecnością państwa Weasley w Hogwarcie. A może...? Nie, to głupie. Przecież nie mogło być to związane z tym, że Lavender od kilku dni siedziała w szpitalu, a po szkole krążyły plotki o jej domniemanej ciąży. Prawda? 
 
 
- Harry...?
- Hmm...?
- Odpłynąłeś. 
- Och, przepraszam. Zamyśliłem się.
- A o kim tak myślałeś? - Uśmiechnął się cwaniacko.
Harry zgromił go wzrokiem. 
- O Lavender. - Spojrzał podejrzliwie na chłopaka, któremu uśmiech od razu zbladł. - Dean, ty coś wiesz! 
Drugi Gryfon westchnął niczym cierpiętnik i spojrzał na niego z wyrzutem. 
- Obiecałem Ginny, że nic nikomu nie powiem. 
- Och... - Na jego twarzy pojawił się delikatny, trochę smutny uśmiech. Spuścił wzrok. 
- Ale mogę zrobić wyjątek. 
Potter ledwo powstrzymał zwycięski uśmieszek. Dean bywał taki przewidywalny. 
- Naprawdę? - Spojrzał na niego spod rzęs. 
- Tak. - Uśmiechnął się szeroko, a następnie poprawił swoją pozycję i spojrzał na niego już nieco poważniej. - Te plotki, które ostatnio słyszałeś o Lavender... To prawda. Ona jest w ciąży.
- O Merlinie... I ojcem jest Ron, prawda? 
- Yhym. - Chłopak pokiwał głową.
- To straszne! 
- Podobno jego rodzice są wściekli. 
- No, widziałem ich wczoraj w nocy. Nie wyglądali na zadowolonych. 
- A co ty robiłeś w nocy na korytarzach? - Thomas spojrzał na niego podejrzliwie. 
- Wracałem od Draco. - Drobne kłamstwo nie zaszkodzi. 
- Jasne. 
Zapadła krępująca cisza. Potter już wcześniej zauważył, że Dean nie potrafi znieść Malfoya, ale od czasu... tej wpadki w wieży ich stosunki zdecydowanie się pogorszyły. Jakieś dwa tygodnie temu omal nie pobili się na korytarzu tylko dlatego, że obaj chcieli iść z nim do wioski. A gdy zaproponował im, że mogą iść we trójkę, spojrzeli na niego, jak na idiotę i odeszli - każdy w swoją stronę. W rezultacie Harry poszedł z Ginny i Neville'em, który zachowywał się całkiem normalnie, gdy Deana nie było obok. 
Ta cała sytuacja zaczęła robić się kłopotliwa. 
- Czemu go nie lubisz? - zapytał.
- Kogo?
- Draco.
- To dupek - burknął. 
- Ale jest moim chłopakiem i byłoby naprawdę świetnie, gdybyście zaczęli się dogadywać. 
Thomas wzruszył ramionami. 
- Ja się mogę hamować, nie wiem jak on. 
- Cieszę się. - Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zaskakując nawet samego siebie, wychylił się do przodu i cmoknął go w policzek. - Jesteś kochany... 
Dean spuścił wzrok, lekko zmieszany. 
- Ta...
 
***
 
Tajemnica o ciąży Lavender szybko wyszła na jaw i był to temat numer jeden, jeśli chodzi o szkolne plotki. Z tego, co udało mu się dowiedzieć, Dumbledore postanowił przenieść ją do jednej z wolnych komnat przeznaczonych dla kadry nauczycielskiej. W normalnych warunkach ona i Ron zostaliby prawdopodobnie wyrzuceni ze szkoły, ale trwała wojna i Hogwart był w tym momencie jedynym bezpiecznym miejscem. Poza tym Harry odniósł wrażenie, że Dumbledore'owi było żal dziewczyny. Gryfonka na razie miała normalnie uczestniczyć w zajęciach, a później mieć prywatne lekcje z jednym z nauczycieli. Potter miał nadzieję, że to nie będzie Snape. Może i był wykwalifikowany i bardzo inteligentny, ale jego cięte uwagi z pewnością nie byłyby dobre dla dziewczyny w ciąży. 
Szedł właśnie na kolację, gdy został zaczepiony przez rudowłosą dziewczynę. Uśmiechnął się. 
- Cześć Ginny. 
- Hej. Możemy pogadać?
- Jasne. 
Ruszyli jednym z pustych korytarzy. 
- O czym chciałaś porozmawiać?
- O Deanie. 
- Och. Co z nim?
- Jest jakiś dziwny od jakiegoś czasu. 
Harry zatrzymał się i ściągnął brwi, patrząc uważnie na dziewczynę. 
- Co masz na myśli?
- On... ostatnio mnie unika. Prawie w ogóle ze mną nie rozmawia, nie mówiąc już o czymś więcej... - W jej brązowych oczach pojawiły się łzy. - Co mam zrobić? 
Potter zamrugał. Dean naprawdę tak się zachowywał? 
- Ja... nie wiem, Ginny - szepnął i przygarnął do siebie dziewczynę. Nie miał pojęcia, że związek jego przyjaciół się rozpada. 
- Może... - zaszlochała w jego koszulkę. - Może mógłbyś z nim porozmawiać? Chyba się zaprzyjaźniliście... 
- Postaram się. 
Przymknął oczy. Nie wiedział, jak ma to zrobić. 
 
***
 
Dwa ciała poruszające się w jednym rytmie. Skóra zroszona potem. Splecione dłonie. Usta czerwone od pocałunków...
Harry gwałtownie poderwał się z łóżka, a jego oczy błyszczały w ciemności. Oddychał szybko i głęboko, włosy miał mokre od potu, a jego bokserki lepiły się nieprzyjemnie. 
- O Merlinie... - szepnął i opadł na posłanie. W tym momencie bardzo cieszył się z zaklęcia, które rzucał za każdym razem, gdy kładł się spać. Nawet nie chciał wiedzieć, jakby się zachował, gdyby zauważył te wszystkowiedzące uśmieszki chłopaków. 
Zakrył twarz dłońmi. Nie mógł uwierzyć, że śnił... 
Miewał sny erotyczne. Jasne. To było normalne. Ale dziś... 
Dziś wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż w jego śnie to nie Draco się z nim kochał, a chłopak, który łudząco przypominał jego przyjaciela, Deana Thomasa. 
 
***
 
Schodził na śniadanie w wisielczym nastroju. Deanowi powiedział, że chce jeszcze sobie pospać, a tak naprawdę wstał, gdy ten tylko opuścił dormitorium. Nie mógł nic poradzić na czerwień, która rozlała się na jego policzkach, gdy tylko spojrzał na przyjaciela. Jak miał się teraz zachowywać? Nie potrafił przejść z tym do porządku dziennego! 
- Harry! 
O nie... - pomyślał, gdy tuż przy jego boku znalazła się rudowłosa Gryfonka, która oddychała szybko, a jej włosy były w nieładzie. Najwidoczniej biegła za nim. 
- Hej Ginny... - mruknął. 
- I jak? Rozmawiałeś z nim? - Nadzieja w jej głosie sprawiła, że poczuł się niezręcznie. Nie potrafił na nią patrzeć, wiedząc, że jeszcze kilka godzin temu śnił o tym, jak jej chłopak go pieprzy. 
- Nie, jeszcze nie, ale zrobię to. Obiecuję. - Spojrzał na nią szybko i przyśpieszył. - Wybacz Ginny, śpieszy mi się!
Wiedział, że ją rozczarował, ale... co miał zrobić? Merlinie, to wszystko było takie skomplikowane. 
Gdy wszedł do Wielkiej Sali, jak zwykle powitał go typowy hałas towarzyszący temu miejscu. Pech chciał, że gdy podszedł do stołu Gryfonów, jedyne dostępne dla niego miejsce znajdowało się tuż obok Thomasa. Z niemrawą miną podszedł do niego, całkowicie zapominając o swoim chłopaku, który siedział przy stole Ślizgonów i przyglądał mu się ze zmarszczonymi brwiami. 
- Hej - mruknął i opadł na ławkę. 
- Hej. Nie miałeś jeszcze spać? - Uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły się malutkie dołeczki. Harry omal nie jęknął z frustracji. 
- Zmieniłem zdanie - burknął. 
- Coś się stało? 
Nie zdążył mu jednak odpowiedzieć, ponieważ tuż obok niego usiadła osoba, której w tej chwili najmniej się tutaj spodziewał. 
- Witaj kochanie. - Draco władczym ruchem złapał jego brodę, odwrócił go ku sobie i pocałował. Mocno. 
- Och... - zamrugał, lekko skonsternowany, a następnie spojrzał na ironiczny uśmieszek swojego chłopaka... i poczuł jak coś ciężkiego opada mu na dno żołądka. Wyrzuty sumienia dopadły go z taką siłą, że zapadł się w sobie, całkowicie załamany. Jak, mając takiego faceta, mógł myśleć o kimś innym? Był naprawdę okropnym chłopakiem! 
- Coś się stało? - Malfoy delikatnym ruchem przyciągnął go do siebie i pocałował w czubek głowy. - Źle się czujesz? 
- Nie, wszystko w porządku. - Uśmiechnął się szeroko, a przy tym całkowicie szczerze. Nie miał teraz siły na rozmowę z nim. Musiał sobie wszystko poukładać. Ślizgon skinął głową i wstał powoli. 
- Muszę iść, bo zaraz mam numerologię, ale pamiętaj, że widzimy się po zajęciach. - Cmoknął go jeszcze w policzek i przechodząc obok Deana, ruszył do wyjścia z Wielkiej Sali. 
- Nie ufam mu.
- Hmm...? - Spojrzał na przyjaciela z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy. Nawet nie wiedział, co ten przed chwilą powiedział. Był zbyt pogrążony w swoich myślach. 
- Odpływasz gdzieś - mruknął chłopak, a następnie upił łyk soku dyniowego. 
Potter westchnął i wbił wzrok w swój pusty talerz. Nie miał nawet ochoty na jedzenie... 
Na początku usłyszał coś jak bulgotanie. Potem pojawił się odgłos wyraźnego duszenia. Zmarszczył brwi i niemal automatycznym ruchem odwrócił głowę w stronę Deana, którego oczy były szeroko rozwarte, a z otwartych ust wypływała obrzydliwa, biała piana. Nim zdążył zareagować, Dean poleciał do tyłu i z głośnym łoskotem opadł na podłogę. Jego ciało zaczęło podrygiwać, aż w końcu rzucało się na tej podłodze, a on... on tylko stał i patrzył, nie potrafiąc zareagować w żaden sposób. 
Nim się zorientował, przy Thomasie już znajdował się Dumbledore wraz ze Snapem, a on jakby dopiero teraz obudził się z jakiegoś dziwnego transu. Jedyne co potrafił zrobić to krzyknąć, a jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu, w którym zapanowała przeraźliwa cisza.
__________________
Następny rozdział: 22.11