wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 10

Dziękuję wszystkim za te cudowne komentarze! ;)
Muszę szczerze przyznać, że ten rozdział pisało mi się bardzo ciężko, ponieważ zupełnie nie miałam do niego serca i jak zwykle wszystko pozostawiłam na ostatnią chwilę. Dlatego mam nadzieję, że wybaczycie mi jego słabą jakość. Postaram się, aby z następnym było lepiej. A żeby tego było mało, coś mi się blogspot pieprzy ;/

______________________________________________________________________________

Następnego dnia Harry został obudzony przez Neville'a, chłopak zaplątał się we własne spodnie i upadł na podłogę, zahaczając o szafkę nocną, która przesunęła się, wydając skrzypiący dźwięk.
- Auć - syknął i potarł bolące kolano. Spojrzał przepraszająco na budzącego się bruneta, który otworzył powoli oczy i rozejrzał się po komnacie.
- Och... Neville... - mruknął i przeciągnął się z cichym stęknięciem - Która godzina?
- Wpół do ósmej - wstał i naciągnął spodnie - Idziesz na śniadanie?
- Um... jasne. Daj mi dziesięć minut. - podniósł się z łóżka i ruszył do łazienki, nie czekając na odpowiedź chłopaka. Był pewien, że ten zaczeka. Pięć minut później stał już przy szafie i wybierał sobie koszulkę. Kątem oka zerknął na puste łóżko jednego ze współlokatorów.
- A gdzie Dean? - zapytał, wyciągając w końcu czarną bluzkę z krótkim rękawem i nadrukiem Metallici.
- Pewnie z Ginny. - odburknął chłopak i zarzucił na siebie swoją szatę. Zielonooki uniósł jedną z brwi i spojrzał z zainteresowaniem na chłopaka.
- Z Ginny?
- Nie wiedziałeś? - wybuchnął gorzkim śmiechem - Chodzą ze sobą.
- Serio?! - na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Nie miał o tym pojęcia.
- Ech... w jakim ty świecie żyjesz, Harry... - ku zaskoczeniu Longbottoma, brunet zarumienił się.
- Eee... - mruknął, myśląc gorączkowo - ...więc ona ci się podoba?
- C-co? - Neville spojrzał na niego z przerażeniem i zaczął energicznie wymachiwać rękoma. Jego twarz była purpurowa. - Oczywiście, ż-że nie!
Harry pokręcił głową i nie skomentował jego zachowania, ewidentnie nie chcąc zawstydzać go jeszcze bardziej. Naciągnął czarne, obcisłe spodnie i zapytał:
- Dlaczego spotykają się tak wcześnie? Odkąd pamiętam, Dean nigdy nie był rannym ptaszkiem.
Gryfon wzruszył ramionami.
- Ron nie pozwala im się spotykać.
Zielonooki spojrzał z zainteresowaniem na chłopaka i wskazał mu drzwi, jednocześnie pytając:
- Czemu?
Neville skinął głową i ruszył za nim, schodząc po schodach. Weszli do Pokoju Wspólnego, w którym panowało lekkie zamieszanie, więc powstrzymał się przed odpowiedzią, dopóki nie przekroczyli wejścia zasłoniętego przez obraz Grubej Damy.
- Od początku roku miał do niego problem, bo jest po twojej stronie. A gdy zaczął chodzić z Ginny...
- Och - nie wiedział, że jego koledzy mają takie problemy. W dodatku, nie miał pojęcia, że mógł być powodem niektórych. Nagła świadomość tego wcale nie była przyjemnym uczuciem.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło... - mruknął.
Chłopak spojrzał na niego uważnie i pokręcił głową.
- To nie twoja wina, Harry. To on jest ograniczony.
Ten skinął tylko głową, ale wiedział, że gdzieś w swojej podświadomości będzie się z tym męczył. Chcąc zmienić temat, spytał:
- A nie wiesz może, co stało się z Hermioną? Wczoraj, gdy wróciłem, widziałem jak płacze, ale gdy podszedłem, tylko się wściekła...
Czarnowłosy spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- O tym też nie słyszałeś?! Przecież cały Hogwart aż huczy od plotek! - brunet spuścił wzrok, zawstydzony. Ostatnimi czasy w ogóle nie interesował się życiem publicznym, ponieważ wszystkie jego myśli zaprzątał Draco.
- Um... nie?
Gryfon wywrócił oczyma i zaczął:
- Wiesz, że Hermiona i Ron byli parą?
Skinął głową. Od samego początku wiedział, że to kiedyś nastąpi, a początek tego roku tylko utwierdził go w tym przekonaniu. Coś jednak mu nie pasowało.
- Czekaj, czekaj... jak to: byli?
- I właśnie w tym sęk, Harry. Byli. Okazało się, że Ron przespał się z Lavender po tym, jak pokłócił się z Herm.
Potter aż otworzył usta ze zdziwienia. To było... nieprawdopodobne. Zachowanie Weasley'a było dla niego zupełnie niezrozumiałe, ale może tylko dlatego, że już się nie przyjaźnili? Pokręcił głową.
- Nigdy bym nie pomyślał... - mruknął.
- Nie tylko ty. Granger była załamana, ale tak go przeklęła, że wylądował w Skrzydle Szpitalnym. - zachichotał, a po pewnym czasie Harry również się zaśmiał i tak szli korytarzami zamku, zaśmiewając się radośnie. Dlatego zielonooki omal się nie zakrztusił, gdy Neville wypalił:
- Jak ci się układa z Draco?
- Eee...
Kpiący uśmieszek na ustach chłopaka był jedyną odpowiedzią. Brunet szczerze stwierdził, że ten wyraz twarzy zupełnie do niego nie pasował.
- Nie jestem ślepy, Harry. Wystarczyło wam się troszkę bardziej przyjrzeć i było widać, jak na siebie patrzyliście.
- Och - był zaskoczony. Nie miał pojęcia, że jego fascynacja przystojnym Ślizgonem była aż tak bardzo widoczna. Zarumienił się. - My... nie jesteśmy razem... chyba.
Gryfon spojrzał na niego z niezrozumieniem, a jednocześnie rozbawieniem.
- To nie wiesz?
- Um... ciężko to wyjaśnić... - wymruczał, nienawidząc uczucia czerwienienia.
- Jesteście niemożliwi. Obaj. - pokręcił głową - I chyba nawet nie chce wiedzieć, jak to się stało, że z wrogów staliście się dla siebie... tym, czym dla siebie jesteście. - skończył koślawo i zamilkł. Tak naprawdę, Harry nawet nie wiedział, jak do tego doszło. To po prostu się stało, jakby było naturalną koleją rzeczy. Nie potrafił inaczej tego wyjaśnić.
- I... nie przeszkadza ci to? - zapytał niepewnie. W końcu Longbottom nie raz był wyśmiewany przez Malfoya i jego kolegów. Ten pokręcił głową i spojrzał na niego uważnie.
- Wierzę, że wiesz co robisz, Harry.
Brunet skinął głową. Razem weszli do Wielkiej Sali i zasiedli obok siebie, prawie przy samym końcu stołu. Zielonooki nie mógł się powstrzymać i rzucił spojrzeniem w stronę Ślizgonów, ale ku swojemu rozczarowaniu, nie ujrzał tam przystojnego blondyna.
Odwrócił wzrok i zlustrował nim stół Gryfonów, nie zauważając ani Weasley'a, ani Granger. Jedynie Lavender siedziała na swoim stałym miejscu, ale nie wydawała się być zainteresowana otoczeniem, skubiąc smętnie sałatkę. Możliwe, że było to spowodowane Ślizgonkami, które na czele z Pansy Parkinson, wykonywały dwuznaczne gesty w jej stronę.
- Biedna Lavender... - rudowłosa dziewczyna wcisnęła się pomiędzy dwóch, czarnowłosych Gryfonów, wywołując u nich ciche jęki bólu. Harry skrzywił się, czując ból żeber, gdzie trafił jeden z łokci Ginny i spojrzał na nią ze zdziwieniem, słysząc jej wypowiedź.
- Lav? A nie Granger? - powoli starał się przyzwyczajać do mówienia o swoich starych przyjaciołach po nazwisku. To pozwalało zachowywać większy dystans. Nie zawsze mu się to jednak udawało, ale liczyło się to, że się starał.
Gryfonka pokręciła głową.
- Nie... Hermiona stała się bardzo zgryźliwa ostatnio... - skrzywiła się lekko - Natomiast Lavender została wykorzystana. Mój kochany braciszek powiedział jej, że zerwał z Herm i że chciałby spróbować być z nią , bla bla bla...
- I ona uwierzyła? - otworzył szeroko oczy. Longbottom również wyglądał na zaskoczonego. Najwidoczniej nie miał o tym pojęcia.
- Jasne - prychnęła - Od dawna na niego leciała, więc od razu na to poszła.
Potter pokręcił głową. Dziewczyny były niemożliwe.
Ginny kontynuowała:
- A teraz wszyscy ją obwiniają, że zniszczyła związek Granger i nikt nie chce jej uwierzyć. - pokręciła głową - Nikt oprócz mnie i Parvati. Dobrze wiem, jak Ron zmienił się od początku tego roku. Jest zupełnie innym człowiekiem.
Wzięła półmisek z sałatką i nałożyła sobie pokaźną ilość.
- Um... ja też jej wierzę. Mogłabyś jej to później powiedzieć? - mruknął. Brown należała do osób, które go wyśmiewały, więc nie chciał ryzykować kolejnych nieprzyjemnych sytuacji. Niemniej jednak chciał, aby dziewczyna wiedziała że mimo wszystko jest po jej stronie.
- Jasne. - brązowooka uśmiechnęła się szeroko.
- A gdzie Seamus? - nagłe pytanie Neville'a zaskoczyło dziewczynę, która gwałtownie odwróciła się w stronę bruneta.
- Um... w dormitorium. Musiał skończyć jakiś esej. - odstawiła szklankę z sokiem dyniowym - E... skąd wiedziałeś, że spotykamy się rano? - chłopak wzruszył ramionami.
- To było raczej oczywiste.
Zapadła cisza. Harry błądził myślami, jedząc wolno swoje tosty, chociaż do pierwszej lekcji pozostało mu jeszcze około dziesięciu minut. Nagle coś mu się przypomniało! Z ledwością powstrzymał się od walnięcie otwartą dłonią w czoło. Przecież wczoraj był tak skupiony na Draco, że całkowicie zapomniał o Silverze, który jakimś cudem wydostał się z sali. Mgliście pamiętał, że w nocy już go nie widział. Tak samo rano. I nawet nie zostawił mu mleka w miseczce. Zamknął oczy i skupił swoje myśli, mając nadzieję, że jego działanie przyniosło oczekiwane skutki i kociak będzie miał co jeść. Podrapał się z tyłu głowy i z zażenowaniem spojrzał na swoich... przyjaciół.
- Um... widzieliście gdzieś Silvera? - zapytał. Czarnowłosy chłopak natychmiast pokręcił głową w geście zaprzeczenia, natomiast dziewczyna zawahała się.
- Wydaje mi się, że gdzieś mi wczoraj mignął... - mruknęła - Chyba widziałam go wieczorem w Pokoju Wspólnym, ale nie jestem pewna...
- Dzięki - wymruczał i uśmiechnął się z zakłopotaniem. Nie mógł uwierzyć, że zapomniał o tym rozkosznym kociaku. Czyżby Malfoy potrafił być aż tak absorbujący? Pokręcił głową. Nie mógł w to uwierzyć. Poza tym zastanawiał się, czemu Silver nie rzucił się na Draco, gdy ten zaczął flirtować z Harry'm, jak to miał w zwyczaju. To było podejrzane...
Zielonooki westchnął i wstał od stołu. Spojrzał na dwójkę Gryfonów, która rozmawiała o czymś cicho i powiedział:
- Ja lecę. Za chwilę mam zajęcia. - mrugnął do nich i odszedł. Odprowadziły go spojrzenia brązowych oczu.

***

Harry z rezygnacją spojrzał na swój telefon. Właśnie skończyła się ostatnia lekcja, którą było zielarstwo. Przesadzali jakąś nadzwyczaj ruchliwą roślinę, której nazwy nie mógł zapamiętać i teraz był cały w nawozie. Z niemrawą miną podszedł do wejścia do łazienki prefektów i upewniwszy się, że w pobliżu nie ma nikogo, wyszeptał hasło i wszedł do środka. Miał szczęście, że ostatnim razem udało mu się podsłuchać Weasley'a, który jak zwykle nie wykazywał się żadną ostrożnością i teraz mógł korzystać do woli. A raczej dopóki hasło znów nie pozostanie zmienione. Odkręcił kurki z ciepłą wodą, pachnącym płynem jaśminowym i bąbelkami. Rozebrał się, odrzucając brudne ubranie na podłogę i wszedł do rozkosznie ciepłej wody. Zamruczał z przyjemności i oparł się o jasnoniebieskie kafelki, odchylając głowę do tyłu. Nie trwało to jednak długo, ponieważ z jego gardła wydobyło się głośne westchnienie, a on podpłynął do miejsca, w pobliżu którego znajdowały się jego rzeczy. Wyciągnął swój telefon i zmrużył oczy, w końcu decydując się na uruchomienie urządzenia. Wczoraj został zmuszony do wyłączenia telefonu ze względu na nieznośną ilość połączeń i wiadomości od Alice, która koniecznie chciała dowiedzieć się, kim był chłopak, który przerwał ich rozmowę. Brunet jednak nie miał siły na takie rozmowy i po prostu się odciął. Wiedział jednak, że kiedyś musiało to nastąpić. Przeleciał przez listę połączeń, których było ponad dwadzieścia oraz pobieżnie przeczytał większość wiadomości, które były w podobnym stylu, a mianowicie: ,,Masz chłopaka?", ,,Kim on jest?", ,,Czemu nic nie mówiłeś?" itd.
Westchnął po raz kolejny i wybrał numer dziewczyny. Musiał wreszcie z nią porozmawiać. Nie minęła nawet chwila, a po drugiej stronie usłyszał wściekły głos przyjaciółki.
- Ty dupku! Jak śmiałeś wyłączyć telefon?! Tylko się spotkamy... tak ci tyłek skopie, że nawet ten twój chłoptaś go nie pozna! - krzyczała, co tak naprawdę nie robiło na nim żadnego wrażenia. Dziewczyna może i była niebezpieczna, ale na pewno nie dla niego.
- Skończyłaś? - zapytał ze znużeniem.
- Tak! - warknęła - A teraz mi wytłumacz, czemu nam nie powiedziałeś, że masz faceta!
- Nie mam - mruknął - To skomplikowane.
- To znaczy?
- To znaczy, że ja i Draco to ciężki temat i tak naprawdę nie wiem, co jest między nami... - odetchnął głęboko. Sam chciał znać odpowiedzi na wiele pytań.
- Ale... - zacięła się - ...chyba cię nie wykorzystuje, nie?
- Nie! - krzyknął. Nie miał pojęcia, czemu przyszło jej to do głowy. - Oczywiście, że nie.
- To dobrze. - mruknęła - Więc mam skołować dodatkowy bilet?
- Jakbyś mogła. Wszystko wskazuje na to, że on na serio chce tam iść. Ale na wszelki wypadek jeszcze się zapytam. - odpowiedział.
- Ok. Uciekam, bo mam randkę. Trzymaj się, Harry.
- Jasne. Powodzenia. Na razie.
Chłopak odłożył telefon, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Miał szczęście, że posiadał taką przyjaciółkę.

***

Harry wytarł się puszystym ręcznikiem i skupił swoje myśli, a tuż przed nim pojawił się nowy komplet ubrań. Założył czarne spodnie i luźną, ciemnozieloną bluzę. Pozbył się jeszcze swoich brudnych rzeczy i ruszył w stronę wyjścia. Sięgnął do klamki, ale zanim zdążył jej dotknąć, drzwi otworzyły się i w progu stanął nikt inny, jak sam Draco Malfoy. Był ubrany w jasne, lniane spodnie i białą koszulę, która była rozpięta, przez co Harry miał idealny widok na ładny tors chłopaka. Lekko zmieszany, odwrócił wzrok i zaczął z zapałem kontemplować niebieskie kafelki, jakimi była wyłożona łazienka. Poczuł palce na swojej brodzie, które złapały ją w silnym uścisku, chcąc, aby Harry spojrzał w jego szare tęczówki. Uniósł powoli wzrok i poczerwieniał.
- Hej... - mruknął.
- Witaj Harry. - ten aż drgnął, słysząc swoje imię wypowiadane przez blondyna. To było... zaskakujące.
- Nieładnie tak wkradać się do łazienki prefektów... - zamruczał i przejechał palcami po jego policzku. Harry prychnął cicho.
- Wykorzystałem tylko swoją wiedzę. - powiedział, a po chwili zastanowienia dodał:
- Na pewno chcesz iść na ten koncert?
Wzrok Ślizgona stał się twardszy.
- Zdecydowanie.
Brunet wzruszył ramionami.
- Skoro chcesz... Napiszę Alice, żeby załatwiła bilet. - mruknął - A teraz nie będę ci już przeszkadzał... muszę znaleźć Silvera. - chciał wyminąć chłopaka, ale ten złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie. Zbliżył swoją twarz do jego i złożył delikatny pocałunek na jego brzoskwiniowym policzku.
- Do zobaczenia, Harry.

***

Czarnowłosy chłopak wszedł do Pokoju Wspólnego i od razu ruszył w stronę dormitorium chłopców. Jego policzek wciąż palił żywym ogniem, a na ustach widniał bezwiedny uśmiech. Obrzucił szybkim spojrzeniem osoby znajdujące się wewnątrz pomieszczenia i natrafił na Lavender, która posłała w jego stronę delikatny, niepewny uśmiech. Odwzajemnił go.
Wszedł po schodach i otworzył drzwi od sypialni. Pierwszym, co zwróciło jego uwagę to biały kociak, siedzący na łóżku. Miska była pusta. Gdy Harry wszedł do środka, Silver uniósł swój malutki łepek, ale widząc swojego właściciela, prychnął i odwrócił się ostentacyjnie.
Brunet westchnął. Wyglądało na to, że kociak był na niego obrażony i nic nie wskazywało, aby coś miało się zmienić w najbliższym czasie. Napełnił jego miskę świeżym mlekiem i ruszył pod prysznic. Nie potrafił przejmować się humorami swojego małego przyjaciela. Był zadowolony z dzisiejszego dnia, a w szczególności ze spotkania z przystojnym blondynem. A ten pocałunek w policzek był po prostu... uroczy. I zaskakująco miły.

***

Harry z zadowoleniem stwierdził, że był sam w dormitorium. Podszedł do szafy i wyciągnął wcześniej naszykowane przez siebie ubranie. Były tam czarne, obcisłe rurki, długa, czarna koszulka na ramiączkach z nadrukiem Metallici oraz glany. Szybko się w to przebrał i założył jeszcze na nadgarstki parę rzemyków i pieszczochę. Przeszedł do łazienki i z zadowoleniem spojrzał w lustro. Wyglądał całkiem nieźle. Wyciągnął jeszcze czarną kredkę, którą podkreślił swoje szmaragdowe oczy i zacmokał. Miał nadzieję, że spodoba się Draco. Zarumienił się lekko na tę myśl, co sprawiło, że wyglądał jeszcze lepiej. Wrócił do sypialni i podszedł do kufra, z którego wyciągnął pelerynę niewidkę i mapę. Zarzucił na siebie płaszcz i opuścił dormitorium. Miał nadzieję, że na korytarzach nie natknie się na Snape'a, choć tak naprawdę było to raczej niemożliwe, ponieważ ten większość czasu spędzał w swojej pracowni oraz prywatnej bibliotece. Przeszedł pośpiesznie przez Pokój Wspólny, nie zwracając zbytniej uwagi na nagłe poruszenie, które zapewne było spowodowane kolejną kłótnią Granger i Lavender. Przez ostatni tydzień, brązowowłosa ciągle naskakiwała na tą drugą, co prowadziło do ciągłych awantur, a nawet pojedynków. Gryfon nie chciał się wtrącać, ale czasami nie mógł patrzeć na łzy drugiej dziewczyny i wtedy się udzielał, co zazwyczaj komplikowało sprawę jeszcze bardziej.
Przemknął kolejnym korytarzem i z zadowoleniem stwierdził, że tylko kilka kroków dzieli go od przejścia do Miodowego Królestwa. Miał nadzieję, że Draco już tam na niego czekał. Wczoraj dokładnie wytłumaczył mu, co ma zrobić, więc był dobrej myśli. Rozejrzał się jeszcze i upewniwszy się, że nikogo nie ma, wszedł do wąskiego przejścia. Mruknął Lumos i od razu zauważył szarookiego blondyna, stojącego niedaleko. Zlustrował go wzrokiem i... wybuchnął śmiechem. Nie mógł się powstrzymać, widząc chłopaka, który wybierał się na koncert rockowy w lnianych spodniach i koszuli! Podczas, gdy on zwijał się ze śmiechu, Ślizgon zmrużył oczy, jego rysy twarzy wyostrzyły się, a dłonie zacisnęły w pięści.
- Skończyłeś? - wysyczał.
- T-tak... - wyjąkał i otarł łzy z kącików oczu. Malfoy był niemożliwy! - C-chyba nie sądzisz, że pójdziesz na koncert ubrany jak jakiś pieprzony arystokrata?
Ten prychnął w odpowiedzi i spojrzał na niego lekceważąco.
- A twoim zdaniem niby jak powinienem wyglądać?
- O tak - Gryfon machnął dłonią, a dotychczasowe ubranie blondyna zamieniło się na ciemne, obcisłe jeansy, czarną koszulkę Metallici, trampki oraz rzemyki na nadgarstku. Całe szczęście, że włosy chłopaka nie były przygładzone, a miękko opadały na skronie i kark. - Od razu lepiej.
- Chyba sobie kpisz. - sarknął i spojrzał na niego morderczo, ale to nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.
- Idziesz tak, albo wcale. - prychnął. Ślizgon zacisnął zęby, ale skinął sztywno głową. Nie miał wyjścia. Nie mógł pozwolić, aby Potter spotkał się z jakimś tam Philem!
Całą drogę prowadzącą do sklepu ze słodkościami przebyli w ciszy. Harry uniósł klapę w podłodze i wyszedł powoli, trzymając różdżkę przed sobą. W piwnicy było cicho i ciemno, więc szybko przeszli na górę, gdzie również nikogo nie było. Chłopak machnął ręką i zamek kliknął, a drzwi wejściowe stanęły otworem. Brunet szybko wyjrzał, czy nikogo nie ma w pobliżu i wyszedł w pośpiechu, ciągnąc za sobą Malfoya. Objął go w pasie i nim ten zdążył coś powiedzieć, zniknęli.

________________
Następny rozdział: 08.07

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 9

Cóż, tak jak pisałam w komentarzu do postu z informacją, rozdział dodaje na początku tygodnia ;)
Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę nieobecność. Wakacje już tuż tuż, wiec czasu na pisanie będę miała dużo więcej :D
Pozdrawiam

______________________________________________________________________________

Wrzesień minął bardzo szybko i Harry nawet nie spostrzegł, a już był październik. Liście zaczęły przybierać różne odcienie żółci i czerwieni. Dni stawały się coraz krótsze, a noce zimniejsze. Deszczowa pogoda sprawiła, że brunet wpadł w stan otępienia i snuł się po korytarzach niczym cień. Jego spotkania ze Snape'em zostały na razie odwołane ze względu na to, iż profesor był zajęty przygotowywaniem antidotum dla Remusa. Jedyną odskocznią od szarej rzeczywistości, okazały się dla niego spotkania z Malfoyem, który zawsze pojawiał się w starej klasie i słuchał jego gry. Czasami rozmawiali, pijąc piwo kremowe, a czasami po po prostu siedzieli, ciesząc się swoim towarzystwem. Coraz częściej też, Draco przyciągał go do siebie i przytulał, nie mówiąc przy tym ani słowa. A jemu to nie przeszkadzało. Cieszył się nawet tymi krótkimi chwilami, gdy mógł poczuć bliskość innego ciała i nie trząść się przy tym ze strachu. Blondyn wywoływał u niego wiele zupełnie różnych emocji. Na początku, Harry nie chciał się nad tym zastanawiać. Postanowił, że pozwoli temu czemuś, co wytworzyło się pomiędzy nimi, płynąć własnym torem. Niestety, wszystkie postanowienia przestały mieć znaczenie, gdy podczas jednej nocy obudził się z silną erekcją i świadomością, że we śnie był brany przez Dracona Malfoya. To nim wstrząsnęło. Nie mógł już zasnąć, więc założył pelerynę niewidkę i poszedł na Wieże Astronomiczną. I myślał. A to do czego doszedł, wywołało u niego bardzo mieszane uczucia. Podobał mu się książę Slytherinu. To był fakt. I patrząc na ich barwną przeszłość, Gryfon stwierdził, że zaczyna przejawiać skłonności masochistyczne. Innego wytłumaczenia nie miał. W końcu ten dupek nie był nikim wyjątkowym. Może faktycznie był przystojny, ale nie on jeden w tej szkole. Inteligencją też nie przewyższał większości Krukonów, nie mówiąc już o Granger. A jego sarkastyczne uwagi nawet w połowie nie były tak wyszukane, jak te wypowiadane przez Snape'a. Więc o co chodziło? Co sprawiło, że to właśnie on zwrócił uwagę Harry'ego?
Nie miał pojęcia. Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z wielu mnożących się pytań, a to sprawiało, że postanowił zostawić to wszystko w spokoju i po prostu żyć. Dlatego właśnie teraz szedł sprężystym krokiem, trzymając w ramionach śnieżnobiałego kociaka, który mruczał rozkosznie i nadstawiał się do pieszczot, kierując się w stronę ,,swojej'' sali. Dzień minął mu nadzwyczaj nudno i nawet wcześniejszy trening quidditcha nie poprawił mu nastroju. Czuł, że w tym roku nie jest już tak naprawdę częścią drużyny. Niby wciąż był jej członkiem, ale z pewnością nie częścią. Coraz częściej zastanawiał się, czy nie zrezygnować z funkcji szukającego. Nie czuł już tej radości z gry, gdy inni go ignorowali i odzywali się tylko w nagłych przypadkach. To było męczące.
Wszedł do starej sali transmutacji i ze zdziwieniem stwierdził, że Malfoy przyszedł wcześniej. I najwidoczniej się przygotował, bo na środku pomieszczenia zamiast zwykłych ławek, stał okrągły stół z dwoma krzesłami. Na blacie ustawione były skromne, ale smakowicie pachnące potrawy. Do tego dwa kieliszki i butelka czerwonego wina. Aż otworzył szerzej oczy, gdy ujrzał to wszystko. Przeniósł swoje zaskoczone spojrzenie na Ślizgona, który stał po przeciwnej stronie pomieszczenia, opierając się o ścianę i patrząc na niego przenikliwie.
- D-dlaczego... - wydukał i nie skończył, wskazując dłonią na przygotowaną kolację. Był zdezorientowany, ale gdzieś wewnątrz siebie poczuł przyjemne ciepło rozlewające się po całym ciele. Nikt nigdy nie zrobił dla niego czegoś... takiego i to było... zaskakująco miłe. Krwistoczerwony rumieniec rozlał się po jego brzoskwiniowych policzkach, gdy zdał sobie sprawę, że ta kolacja była niemal jak randka. Ale czy mógł tak to nazywać? Czy właśnie to było intencją blondyna? Nie wiedział. Równie dobrze, mógł zupełnie opacznie interpretować zachowania chłopaka i robić sobie złudne nadzieje. Jednakże nic nie mógł poradzić na to, że myślenie o tym, iż naprawdę mógłby podobać się Malfoyowi, było bardzo... ekscytujące.
- Jesteś po treningu i... - wzruszył ramionami - ...pomyślałem, że na pewno nie zdążyłeś nic zjeść...
Brunet pokręcił głową, ale na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Draconem Malfoyem? - zaśmiał się wesoło, nie zauważając, że w jednej chwili rysy blondyna stwardniały, a ten spojrzał na niego ostrzej.
- Jeśli coś ci się nie podoba, Potter, to mogę to sprzątnąć. - syknął.
Gryfon spojrzał na niego z zaskoczeniem i gwałtownie zaczął zaprzeczać:
- Nie, nie! Jest... idealnie. Usiądziemy? - spuścił lekko głowę, starając się ukryć swoje zawstydzenie i wskazał na stół. Chciał już zabrać się za jedzenie. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo był głodny. Poza tym potrzebował rozluźnienia, a to wino nad wyraz go kusiło.
- Dobrze - usłyszał w odpowiedzi i odetchnął w duchu. Nie chciał go denerwować. Ślizgon bardzo się postarał i brunet nie chciał niszczyć tej przyjemnej atmosfery. Zasiadł na jednym z krzeseł i poczekał, aż blondyn zajmie miejsce naprzeciwko. Gdy tak się stało, wziął półmisek z pieczonymi ziemniakami i nałożył sobie sporą ilość. Tymczasem, Malfoy otworzył wino i nalał do szerokich kieliszków. Harry od razu upił łyk, a następnie oblizał usta, czując na wargach lekko słodkawy smak.
- Pyszne - skomentował i posłał delikatny uśmiech w stronę chłopaka.
- Cóż, to raczej oczywiste... - odchrząknął - ...to Bordeaux. - widząc pytającą minę bruneta, prychnął - Merlinie, Potter, ty ignorancie... - pokręcił głową.
Gryfon nadąsał się lekko.
- Wybacz, że nie znam się na winach, ale moja ciotka rzadko piła alkohol, a wuj gustował w szkockiej. Poza tym i tak nie mógłbym spróbować, więc...
Draco posłał mu pełne wyższości spojrzenie, ale szybko się zreflektował i spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Jak wyglądało twoje dzieciństwo? - słysząc to pytanie, zielonooki zamarł na chwilę, ale szybko się ogarnął i przełknął pieczeń, a następnie nie patrząc na chłopaka, zapytał:
- Czemu cię to interesuje? - ten wzruszył ramionami, ale wciąż uważnie go obserwował.
- Po prostu. Jestem ciekaw.
Harry chrząknął i czując nagłą suchość w ustach, upił łyk wina.
- Hmm... nie sądzę by było to jakoś szczególnie interesujące... - mruknął. Ślizgon delikatnie przechylił się do przodu i oparł łokcie na stole, mrużąc oczy.
- Dla mnie jest to bardzo interesujące. - powiedział spokojnie.
Brunet zagryzł wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nigdy nie opowiadał o swoich przeżyciach z dzieciństwa i nie miał pewności, czy miał na to ochotę. Poza tym nawet nie wiedział od czego miałby zacząć.
- Może następnym razem... - szepnął. Jego radość z przygotowanego posiłku zdążyła już wyparować.
- Hej... - poczuł delikatny dotyk na swojej brodzie - ...co to za mina?
Uniósł wzrok i uśmiechnął się wymuszenie. Nie chciał, by Draco się obwiniał.
- Um... jest ok. - mruknął. Odłożył sztućce i machnął dłonią, a w rogu pokoju pojawiła się kremowa, skórzana kanapa. - Usiądziemy?
Blondyn skinął głową i zabrawszy ze sobą swój kieliszek, ruszył w stronę wyczarowanej sofy. Harry poszedł w jego ślady i również zabrał swój kielich, ale wraz z nim wziął też butelkę, która teraz była już tylko w połowie pełna. Zasiadł obok chłopaka i kolejnym machnięciem dłoni, wyczarował malutki stoliczek, na którym postawił butelkę Bordeaux. Oparł się wygodniej o oparcie i odetchnął głęboko. Tymczasem Ślizgon zmierzył uważnym wzrokiem wyczarowane przedmioty i uniósł jedną brew ku górze.
- Nie wiedziałem, że twoja magia jest na tak zaawansowanym poziomie. - Gryfon wzruszył ramionami.
- To nic wielkiego. - mruknął.
- Yhym.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, aż w końcu Draco odstawił pusty już kieliszek i przesunął się bliżej bruneta. Ten nie zareagował, udając, że niczego nie zauważył i starając się nie zwracać uwagi na poczynania blondyna. A ten poczynał sobie coraz śmielej. Położył jedną z dłoni na jego kolanie, a drugą przesunął po wrażliwym karku.
- C-co r-robisz? - wydukał. Czuł delikatne podekscytowanie, ale strach znów okazał się silniejszy i jego serce przyśpieszyło, a zimny pot oblał plecy.
- Cii... - wyszeptał i nachylił się, składając czuły pocałunek na brzoskwiniowej skórze. Potter zamarł, czując tę subtelną pieszczotę, a jego strach osiągnął apogeum.
- Nie... - zaczął kręcić głową. - Proszę...nie...
Malfoy złapał jego brodę i przekręcił go tak, by móc patrzeć w te błyszczące, szmaragdowe oczy. Patrzył ze zdezorientowaniem na zlęknionego bruneta, który zaciskał swoje drżące dłonie na brzegach koszulki.
- Przepraszam... - szepnął - ...nie chciałem cię przestraszyć. - pogładził kciukiem jego dolną wargę. Harry odetchnął głęboko, starając się uspokoić swoje skołatane serce. Przymknął oczy i powoli zaczął się rozluźniać. Miał nadzieję, że jest z nim już troszkę lepiej, ale okazało się, że jednak się mylił. Przecież wiedział, że Draco nie chciał zrobić mu krzywdy, a jednak nie potrafił powstrzymać swoich odruchów. Krwistoczerwony rumieniec wypłynął na jego policzki, gdy zrozumiał, że właśnie mogło spełnić się jedno z jego nocnych marzeń, gdyby nie ten idiotyczny strach. Zagryzł wargę i uciekł spojrzeniem.
- Przepraszam. - wymruczał. Był zawstydzony swoim zachowaniem i nawet nie chciał wiedzieć, co blondyn sobie o nim pomyślał.
- Hej... - złapał jego twarz w dłonie i spojrzał na niego przenikliwie. - ...hej, spójrz na mnie.
Potter powoli zwrócił swój wzrok na blondyna, który patrzył na niego tak... miękko.
- Nie masz za co przepraszać. To ja nie powinienem był się tak śpieszyć. Przepraszam. - wyszeptał i objął go w pasie, przyciągając do swojego silnego ciała. Harry ufnie wtulił się w tors chłopaka, a z jego szmaragdowych oczu, wypłynęła jedna, pojedyncza łza. Był żałosny.

***

Nie wiedział, ile tak siedział, wtulony w chłopaka, który głaskał go uspokajająco po plecach. Wiedział tylko, że był już na granicy snu, gdy po pomieszczeniu rozniósł się głośny dźwięk jego komórki. Podskoczył i szybko wyciągnął urządzenie z kieszeni, wciskając zieloną słuchawkę. W międzyczasie, Malfoy złapał go po bokach i wciągnął na swoje kolana, przez co oczy Gryfona rozwarły się szeroko, a na jego policzkach wykwitły pokaźne rumieńce.
- H-halo?
- Siemasz Harry! Co tam u ciebie słychać?
- Ee... - zerknął ukradkiem na twarz Ślizgona, który ze skupieniem gładził jego lewy bok. - ...wszystko dobrze.
- Na pewno? Masz jakiś dziwny głos...
- Nie, nie! Skąd! Wydaje ci się... - wymamrotał.
- Coś kręcisz... ale nieważne. Zgadnij, kto ma zajebistą przyjaciółkę i idzie z nią za tydzień na koncert Metallici?
- Hmm... ja? - zaśmiał się lekko.
- Bingo! I wiesz co? - zamruczała - Phil też tam będzie...
Ręka na jego boku znieruchomiała.
- Ee...przecież wiesz, że ja i Phil...my... - zamilkł, powoli gubiąc się w swoich myślach. Przez ostatnie dwa tygodnie nawet nie pomyślał o przyjacielu, ponieważ cała jego uwaga była skupiona na Draco. I teraz, gdy Alice przypomniała mu o Philu, który liczył na coś... poczuł się źle.
- Wiem, wiem... - mruknęła - Jesteście przyjaciółmi... bla bla bla. Ale może gdybym coś zorganizowała, udałoby się... - Harry nie usłyszał już, co jego przyjaciółka miała na myśli, ponieważ telefon zniknął z jego dłoni i zaraz znalazł się przy uchu Ślizgona, który uśmiechał się perfidnie.
- Nic nie będziesz organizować, ponieważ Harry jest już zajęty. - syknął - I przygotuj o jeden bilet więcej. Nie będzie sam. - i wcisnął czerwoną słuchawkę.
Brunet otworzył szeroko oczy i spojrzał na niego z oburzeniem.
- Nie miałeś prawa! - warknął.
- A ty nie miałeś prawa umawiać się z tym... Philem! - wysyczał i wbił paznokcie w jego skórę. Gryfon prychnął i szarpnął się.
- Będę umawiał się z kim będę chciał! - krzyknął, zaskakująco silna dłoń zacisnęła się na jego karku i szarpnęła go do przodu, sprawiając, że ciemnooki znalazł się dokładnie twarzą w twarz ze Ślizgonem.
- Jesteś. Tylko. Mój. - syknął - Zapamiętaj!
Harry otworzył ze zdziwienia usta, ale z pomiędzy malinowych warg wydobyło się tylko krótkie:
- Eee...
Był zszokowany. Nie spodziewał się takiego zachowania po Malfoyu. I choć jego dłoń zaciśnięta na karku była niepokojąca...to i tak zrobiło mu się dziwnie miło.
On naprawdę mnie chce. - pomyślał i przełknął głośno ślinę.
Powoli, z wahaniem wymalowanym na twarzy, skinął głową. Wiedział, że nie powinien tak szybko ulegać, ale przecież... chciał tego. Uścisk na jego karku rozluźnił się, a mięśnie blondyna przestały być tak napięte.
- Dobrze - mruknął - A teraz się połóż i śpij.
Schował twarz w zgięciu szyi chłopaka i przymknął oczy. Miał mętlik w głowie, ale ku swojemu zaskoczeniu, czuł się dobrze. Był komuś potrzebny i tylko to się liczyło.

***

Późną nocą, gdy Harry wracał do Pokoju Wspólnego Gryfonów, jego myśli wciąż krążyły wokół Malfoya. Nie wiedział, jak ma interpretować jego zachowanie. Czy teraz byli czymś w rodzaju... pary? W końcu powiedział, że brunet jest jego...
Na jego brzoskwiniowych policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo się na to zgodził. Ale z drugiej strony, Ślizgon bardzo mu się podobał i Harry pragnął jego uwagi.
Westchnął. Nie miał pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Poza tym pozostawał jeszcze ten koncert. Czy Draco naprawdę zamierzał tam iść? I jak zareaguje Phil, gdy zobaczy go z innym chłopakiem, choć jeszcze dwa tygodnie temu, Gryfon zatwardziale tłumaczył, że chciał być sam? Miał nadzieję, że przyjaciel mu to wybaczy. Nic nie mógł poradzić na to, że ten wyniosły Ślizgon zakręcił mu w głowie.
Stanął przed portretem Grubej Damy. Ta spojrzała na niego karcąco, najwidoczniej wybudzona ze snu. Nie zwróciwszy na to uwagi, wypowiedział hasło i wszedł do środka. Tak, jak myślał, pomieszczenie było puste. Ruszył w stronę schodów prowadzących do dormitorium chłopców, gdy do jego uszu dobiegł cichy szloch. Zatrzymał się i począł nasłuchiwać. Już po chwili miał pewność, że ktoś siedzi przy kominku i płacze cicho. Starając się nie wydawać żadnych dźwięków, podszedł na palcach do jednego z foteli i wychylił się do przodu. Jego wzrok spoczął na burzy brązowych włosów.
- Hermiona...? - szepnął. Słysząc głos, dziewczyna poderwała się i spojrzała na niego swoimi zapłakanymi, brązowymi oczyma. Zacisnęła dłonie w pięści. Wyglądała na wściekłą.
- Wynoś się! - wrzasnęła, a Harry podskoczył, słysząc taką ilość decybeli. Uniósł dłonie w geście obrony i powoli wycofał się do tyłu. Odwrócił się szybko i wbiegł po schodach. Nie miał pojęcia, kto skrzywdził dziewczynę, ale nie chciał mieć z tym nic wspólnego. Na początku chciał pomóc, bo w jego sercu, aż coś drgnęło na widok zrozpaczonej, byłej przyjaciółki. Jednakże, gdy tylko ujrzał jej wzrok... to pełne nienawiści spojrzenie, zrozumiał, że nie powinien w ogóle się odzywać. Ona miała swoje sprawy, a on swoje. I tak powinno pozostać.

_____________________
Następny rozdział: 24.06