środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 34

Nigdy nie dodawałam rozdziałów w środku tygodnia, ale nie chciałam, żebyście dłużej czekali, gdy rozdział już skończony i sobie leży. Dziękuję za wszystkie komentarze. Wasze reakcje były bardzo emocjonujące i chyba naprawdę udało mi się was zaskoczyć.
Rozdział przeczytało dużo osób, ale głosów w ankiecie jest niewiele. Mam nadzieję, że będziecie głosować, bo pozostało niewiele czasu do końca, a to naprawdę dla mnie ważne.
Pozdrawiam ;)

_____________________________________________________________________________

Przenieśli się do Pokoju Życzeń i przez chwilę było tak, jakby ostatni miesiąc się nie wydarzył, jakby Seamus nie wypowiedział tych wszystkich okropnych słów, a Daniel nie nazwał go "dziwką". Dosłownie przez tę krótką, ulotną chwilę wszystko było jak dawniej. Krukon opowiadał mu różne zabawne historie, Gryfon śmiał się i spoglądał na niego tym nieśmiałym, lekko zaskoczonym wzrokiem. Całowali się i przytulali i wszystko było idealnie niewinne. A później zaczęły docierać do nich dziwne szmery zza drzwi, więc w końcu trochę zaniepokojeni i zmartwieni (przynajmniej Daniel), opuścili Pokój Życzeń.
Na korytarzu panował chaos. Wyszli akurat w momencie, w którym korytarzem przechodziła grupka Krukonów prowadzona przez ich prefekta.
Obaj spojrzeli na siebie z zaskoczeniem.
- Co tu się dzieje? - mruknął Seam, delikatnie wyswobadzając swą dłoń z uścisku. Gdyby ktoś zauważył... Co by powiedziała jego matka?
Daniel rzucił mu pytające spojrzenie, ale nie skomentował jego zachowania, a jedynie pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia. - Wyglądał na mocno zmartwionego, a jego brwi zmarszczyły się. Szatyn już wiedział, że Krukon robił to, kiedy intensywnie nad czymś myślał i nie potrafił dojść do jednoznacznego wniosku. To było zaskakujące, jak szybko poznał wszystkie jego reakcje, zachowania i gesty.
- Chodź. Musimy się dowiedzieć, co się tu dzieje. - Daniel wskazał dłonią w głąb korytarza. Seam skinął głową i ruszyli w tamtym kierunku, a z każdym kolejnym krokiem Gryfon denerwował się coraz bardziej. Mijali różnych ludzi. Gdzieś przemknęła wyraźnie zdenerwowana profesor McGonagall, gdy schodzili po schodach, tu minęli jakichś przerażonych pierwszorocznych Puchonów... Nagle wszystkie korytarze, półpiętra i schody były pełne uczniów i Seamus poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Gdzieś w środku znał już odpowiedź, ale wolał nie dopuszczać jej do świadomości. Nie teraz, gdy wreszcie odzyskał Daniela i znów był szczęśliwy.
- Pani profesor! - Brunet przeskoczył kilka stopni i zastąpił drogę nauczycielce zielarstwa.
- Nie teraz, panie Stone. - Kobieta wyglądała na zdenerwowaną i wyraźnie się spieszyła. - Proszę udać się za swoim prefektem...
- Co się dzieje? Dlaczego mamy się ewakuować?
- Nie słuchał pan apelu? - Głos wyraźnie jej się trząsł, a krągła twarz przybrała trupo-blady odcień. - Sam-Wiesz-Kto nadchodzi. Musimy ewakuować wszystkich uczniów i...
- A ochotnicy? Co z ochotnikami? - zapytał szybko, w końcu schodząc jej z drogi.
- Ochotnicy... - szepnęła, na początku nie rozumiejąc, ale później jej oczy przybrały smutny wyraz. - Ochotnicy w Wielkiej Sali, panie Stone. Ale proszę się zastanowić. To poważna decyzja.
- Tak zrobię, pani profesor... - Odsunął się, pozwalając jej odejść, a samemu spojrzał w górę, gdzie u szczytu schodów wciąż stał Seamus. Przeskakując po kilka stopni, ruszył w jego stronę.
- To on, prawda? - zapytał szatyn, gdy tylko Daniel stanął przed nim. - To Sam-Wiesz-Kto?
- Tak. - Spojrzał na niego ciężko. - Seam, posłuchaj mnie teraz, ok? Znajdź prefekta swojego domu, albo... nie, inaczej. Spytaj kogoś o wyjście awaryjne i idź tam z innymi, dobrze? - Był zdenerwowany, gdy to mówił, a dłonie zaciskał w pięści, byleby powstrzymać się przed dotknięciem go.
Gryfon zmarszczył brwi, zdenerwowany. Nie podobał mu się ten plan. Głównie dlatego, że nie było w nim Daniela, a poza tym... chyba chciał zostać.
- A ty? - zapytał szybko.
- Ja zostanę. Idź już, Seam. Naprawdę nie mamy czasu. Spotkamy się, jak będzie już po wszystkim.
- Chyba żartujesz! - syknął. Nie zamierzał zostawiać go samego. - Idę z tobą!
- Nigdzie nie idziesz! - Kobaltowe oczy zmrużyły się niebezpiecznie. - Zrobisz tak, jak powiedziałem.
- Nie. - Pokręcił głową. - Nie zostawię cię, rozumiesz? - Przysunął się bliżej, ale nie odważył się złapać go za dłoń. - Tracimy tylko czas na bezsensowne kłótnie. Powinniśmy iść.
- Jeśli coś ci się stanie... - Zamknął oczy i westchnął. - Dobra, chodź.

W Wielkiej Sali było więcej osób niż się spodziewał. Widział kilku nauczycieli, aurorów i sporą ilość uczniów z szóstego i siódmego roku. Wszyscy wyglądali na nerwowych, ale zdeterminowanych, żeby stanąć przeciwko Śmierciożercom.
Sam Seamus nie czuł aż takiego zdenerwowania, jak jeszcze chwilę temu. Jakoś świadomość, że nie był tutaj sam, że miał przy sobie Daniela, była dziwnie kojąca. Stanęli w rogu sali, obaj pogrążeni we własnych myślach.
Gdzieś pomiędzy aurorami rzuciły mu się w oczy rude głowy bliźniaków. Koło grupki Gryfonów stał Dean, do którego uśmiechnął się delikatnie, z lekkim zawstydzeniem. Thomas odpowiedział mu skinieniem głowy, co Seamus wziął za dobry znak. Czuł się, jakby minęły lata, od kiedy jego przyjaźń z Deanem została skończona przez jego głupi strach. Bał się stanąć po stronie Pottera, żeby nikt przypadkiem nie odkrył jego tajemnicy. Teraz wiedział, że był idiotą. Przypomniał sobie, jak bardzo chciał pieprzyć Pottera i w jaki wpadł szał w tej pustej sali na początku roku szkolnego. Gdyby nie Malfoy, prawdopodobnie by go zgwałcił i... nigdy by sobie tego nie wybaczył. Odkąd pamiętał, miał problem z seksem. Zawsze pragnął go więcej i więcej, ale teraz... teraz chciał się zmienić.
Z zaskoczeniem stwierdził, że było nawet kilku Ślizgonów, w tym jeden z chłopaków, z którymi się pieprzył miesiąc temu. Gdy napotkał jego wzrok, szybko odwrócił głowę w drugą stronę. To była przeszłość. Teraz był z kimś w prawdziwym związku i zamierzał być wierny. Spojrzał w górę i napotkał wzrok Krukona. Uśmiechnął się.
"A więc to tak..." - pomyślał Seam, z przyjemnością patrząc na jego przystojne oblicze. - "Już niedługo wszytko może się skończyć. Naprawdę możemy tutaj zginąć. Czy wciąż jest sens udawać?" - I wtedy tak po prostu złapał jego kark, pociągnął w dół i pocałował.
- Co...? - Krukon wyglądał na oszołomionego.
- Wygramy tę wojnę. Razem.

***

Plan był prosty. Uwieść Pottera w zamian za ułaskawienie jego rodziny. I choć na początku zadanie mogło wydawać się trudne, Draco szybko zrozumiał, że będzie banalnie proste. Po spektakularnym coming-outcie Gryfona wszystkie drzwi stanęły przed nim otworem. Obserwował go i widział, jak bardzo pragnął czyjejś uwagi.
"Już nikt nie chce włazić ci w tyłek, Potter?" - myślał, chodząc za nim krok w krok. Nie miał pojęcia, jak zniesie jego obecność. Nienawidził go. Zawsze Potter był tym najlepszym, najwspanialszym Chłopcem-Który-Przeżył; zawsze był pupilkiem dyrektora.
Musiał jednak przełknąć swoją dumę i zbliżyć się do niego, powstrzymując wszystkie obelgi i kpiące uwagi cisnące mu się na usta. Musiał sprawić, by Potter mu zaufał, a to też okazało się prostsze niż myślał.
Okazja nadarzyła się sama. Ten kretyn, Finnigan, czy jakoś tak, chyba kompletnie zwariował, rzucając się na Pottera, który stał tam jak sierota, nie potrafiąc rzucić żadnego zaklęcia. I wtedy wkroczył on, ratując tego durnia z opresji i zyskując w jego oczach. Czy mogło być coś prostszego?
Zawsze uważał Pottera za idiotę. Gdyby nie Granger, on i Wiewiór zapewne by zginęli. Nie liczył więc na żadne inteligentne rozmowy z nim, ale miał chociaż nadzieję na kilka chwil cielesnych przyjemności. Nie sądził, żeby był z tym problem. Był młodym, przystojnym arystokratą, którego pragnęli wszyscy. A Potter... Jedno Draco musiał mu niestety przyznać. Potter był pociągający. Było coś w tych okropnie rozczochranych włosach i zaskakująco dużych, szmaragdowych oczach, które nareszcie nie kryły się za tymi obrzydliwymi okularami. Miał ładną buźkę i niemal wychudzone ciało, które w jakiś sposób przyciągało Ślizgona. Nie wspominając już o tym tyłku, który zdecydowanie był jednym z lepszych w Hogwarcie.
Seks z Potterem mógłby okazać się satysfakcjonujący i byłaby to miła odskocznia od... całej reszty.
Ale Potter oczywiście zawsze musiał być inny!
Draco był wściekły. Nie pokazał tego po sobie, ale kiedy Potter mu odmówił, wyraźnie nie chcąc seksu, wściekł się. Jemu nikt nie odmawiał! Nikt!
Musiał to przełknąć. Trudno. Mógł poczekać. Potter szybko się przywiązywał. Był naiwny i łatwo było nim manipulować. Doprawdy, i ktoś taki miał pokonać Czarnego Pana? Śmieszne.
Poznał jego przyjaciół. Dziewczyna była nawet miła, ale nieufna względem niego, natomiast chłopak... Draco nigdy nie czuł zazdrości. Przynajmniej nie takiej, bo od początku zazdrościł Potterowi sławy, przyjaciół i zdolności w Quidditchu. Zazdrościł Granger świetnych ocen i Weasleyowi kochającej rodziny. Ale nigdy, nigdy nie był zazdrosny o jakąś konkretną osobę. Aż do teraz. Miał ochotę wyciągnąć różdżkę i potraktować tego żałosnego Mugola wymyślnymi klątwami. Po raz pierwszy naprawdę zapragnął zadać komuś ból. Potter był jego! Tylko jego! I żaden wstrętny Mugol nie miał prawa go dotykać!
Gdy Potter opowiedział mu swoją historię, Draco naprawdę poczuł współczucie. Przytulił go i uspokajał nie dlatego, że musiał zyskać w jego oczach, ale dlatego, że po prostu chciał. Będąc Śmierciożercą, widział wiele gwałtów. W koszmarach nawiedzały go twarze tych ludzi: kobiet, mężczyzn, dzieci...
I wtedy też zrozumiał, dlaczego Potter mu odmówił. I postanowił poczekać, bo rozumiał jego ból bardziej, niż ten mógłby przypuszczać.
Pozbycie się tego mugolskiego śmiecia dało mu naprawdę dużo satysfakcji. Ot, mugolski wypadek. Żadnych podejrzanych. Robota idealna. Poza tym jeszcze bardziej zbliżyło go to do Harry'ego, który cierpiał, ale znalazł w nim oparcie. Draco zawsze był blisko. Pocieszał, tulił i dawał ukojenie. I nie minęło dużo czasu, a sam naprawdę poczuł do niego sympatię. W myślach zaczął go nazywać "Harrym", a nie "Potterem". Lubił przytulać go i całować, samemu czerpiąc z tego zaskakującą przyjemność... I szybko też przekonał się, że Harry nie jest takim idiotą, za jakiego go uważał. Mógł z nim porozmawiać na wiele tematów, głównie związanych z obroną przed czarną magią i zaklęciami, ale jednak! Poza tym Harry często pytał o jego zajęcia z numerologii, które naprawdę uwielbiał.  Po raz pierwszy ktoś się nim naprawdę interesował i to było przyjemne.
Thomas okazał się kolejną przeszkodą. Był z tą swoją młodszą Wiewiórą i utrzymywał, że jest hetero, ale Draco wiedział swoje. Był zagrożeniem. Kolejnym, który zapragnął Harry'ego, a Gryfon należał tylko do niego. Tak łatwo było podejść do stołu Gryfonów, wzbudzając oczywiście sensacje wszystkich, gdy witał się ze swoim chłopakiem, aby niezauważenie dodać trochę trucizny do soku tego dupka. Tak, Gryfoni potrafili być ślepi.
Nie udało mu się pozbyć Thomasa, ale Harry sam zerwał z nim kontakt i Draco był z tego zadowolony. A później Gryfon zaproponował mu, by wreszcie się kochali i wszystkie myśli uleciały mu z głowy. Pamiętał to doskonale. Harry leżący pod nim, jęczący z przyjemności i błagający o więcej, był doskonały. Nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej czuł wszystko tak wyraźnie, tak MOCNO. Merlinie, to była jedna z najlepszych nocy w jego życiu i Ślizgon szybko poczuł, że jest stracony. Uzależnił się od jego obecności, głupich uśmiechów i wspaniałych jęków. Śnił o tych zielonych oczach wpatrzonych tylko w niego i ustach wypowiadających tylko jego imię. Był jak narkoman na głodzie i jedyne, co mogło go zaspokoić, to Harry. Nie pamiętał ile razy brał go na ścianie, łóżku, pod prysznicem, w składziku na miotły. Ile razy by tego nie robili, zawsze było mu mało. Nie potrafił się nim nasycić. Łaknął jego ciała, obecności i z każdym dniem zatracał się coraz bardziej.
Udało mu się. Uwiódł go. Potter się w nim zakochał. Tylko, że... jakoś nie potrafił myśleć o dobrze wykonanym zadaniu. Jedyne, co ciągle odbijało mu się w głowie jak echo, to te dwa słowa wypowiadane przez te cudowne usta.
"Kocham cię"
Wcześniej o tym nie myślał. Miał uwieść Pottera. Rozkochać w sobie, zdobyć jego zaufanie i zmanipulować tak, by niczego nie podejrzewał. A później miał go zaprowadzić do Czarnego Pana. I w tym wszystkim nigdy nie zastanawiał się nad tą "miłością". Czym ona była? Nie miał pojęcia.
Kochał rodziców. Nawet kilka razy powiedział to matce. Robił to wszystko dla nich. Chciał ich uratować, a jeśli Potter miał być ceną... Trudno. Takie było życie. I choć wiedział, że nigdy nie był ich wymarzonym synem, że nigdy go nie kochali, nie chciał ich śmierci.
A później po raz pierwszy usłyszał te słowa i wiedział, że nie były puste. Każdego dnia widział miłość i oddanie w jego oczach i pławił się w tym uczuciu, bo był świadom, że już niedługo nadejdzie koniec.
Jak mógł sądzić, że nie odwzajemni tego uczucia? Jak mógł myśleć, że przez cały czas będzie czuł tę palącą nienawiść? Był idiotą. Sądził, że Potter nie będzie miał w sobie nic, co mógłby mu zaoferować. Nic poza ciałem, oczywiście.
Ale Harry okazał się inny. Było w nim coś tak dobrego i szczerego, że nie potrafił przestać się dziwić jego naturalnej, ciepłej aurze. Tyle przeszedł w swoim życiu, a jednak wciąż potrafił się śmiać, współczuć, KOCHAĆ.
Harry był wiernym Gryfonem, sprawiedliwym i uczciwym, a jednak... nie potępiał go. Wiedział, że Draco jest Śmierciożercą, że jest zmuszany do różnych, strasznych rzeczy, a jednak wciąż przy nim był. Tak naiwnie oddany i ślepo zakochany... Był wspaniały. Niemożliwym było, przejść obok tego obojętnie. Pokochał tego czarnowłosego kociaka i to był największy błąd, jaki mógł popełnić. Bo nie mógł niczego zmienić; bo Harry musiał umrzeć; bo on musiał stać i na to patrzeć, udając, że ma to gdzieś, choć jego serce będzie wydzierane mu z piersi; bo będzie musiał udawać, że Harry nigdy nic nie znaczył; bo będzie musiał żyć, gdy jego już nie będzie.

Maska obojętności nie przyszła mu tak łatwo, jak zwykle. Stojąc tutaj, w kręgu Śmierciożerców, obok chorej psychicznie ciotki, czuł odrazę do samego siebie. Krótkie zerknięcie na ojca i wiedział, że ten po raz pierwszy był z niego zadowolony. Czyż nie tego całe życie pragnął? Czy nie powinien czuć teraz radości? Nie, nie czuł nic. Może gdzieś wyczuwał ten ból, rozrywający go od wewnątrz, ale starał się go wyprzeć ze świadomości. Już niedługo wszystko się skończy. Jego rodzina zostanie ułaskawiona, a Harry... Harry będzie martwy.
Widział dokładnie ten moment, w którym zaklęcie uderzyło w jego pierś. Gryfon poleciał do tyłu, upadając kilka metrów dalej i wijąc się na posadzce.
Malfoy ani drgnął. Nie pozwolił sobie na zaciśnięcie zębów, czy wbicie paznokci w skórę dłoni. Pozostał obojętny, choć jedyne czego pragnął, to wbiec tam i przerwać zaklęcie.
I wtedy to się stało. Coś drgnęło w jego oczach, gdy ujrzał jak krew barwi spodnie Pottera. To nie był efekt Cruciatusa. Krwi było więcej i więcej, a zrozumienie napłynęło do niego lodowatą falą.
"Nie" - pomyślał. - "To niemożliwe"
Ale gorączkowo wyszeptane przez Harry'ego słowa i jego okrzyk pełen bólu potwierdził tylko to, czego sam się już domyślił. Harry był w ciąży. To o tym zapewne chciał mu powiedzieć. Nosił w sobie dziecko. ICH dziecko.
"Merlinie..." - pomyślał, czując tak wielką odrazę i nienawiść do samego siebie, jak jeszcze nigdy w życiu. - "Zabiłem je. Zabiłem własne dziecko"
Śmierciożercy zaczęli szeptać między sobą. Gdzieś usłyszał swoje imię. Ktoś się śmiał. Czuł palące, pełne gniewu spojrzenie ojca. Nie odwrócił się w jego stronę.
- Dziecko... - Nawet Czarny Pan wyglądał przez chwilę na zaskoczonego. Później wykrzywił swoje wąskie wargi w obrzydliwym grymasie i zacmokał. - Cóż za strata... - Gwałtownie odwrócił się, wbijając w Dracona spojrzenie swoich gadzich oczu. - Wiesz coś o tym, młody Malfoyu?
- Nie. - Jego głos był chłodny i pełen odrazy. - Ten bękart na pewno nie był mój, panie. Nie mam pojęcia, kto jeszcze pieprzył tę małą sukę. - Pożałował swoich słów już w chwili, w której je wypowiadał. Głowa Harry'ego poderwała się, zielone oczy odnalazły jego szare tęczówki i Ślizgon po raz pierwszy zobaczył w nich tak ogromny ból i niedowierzanie, choć na ogół były radosne. Widział szok na jego twarzy, rozczarowanie i jakąś dziwną rezygnację, jakby jeszcze przez chwilę Harry łudził się, że to wszystko to tylko zły sen. Merlinie, jedyne czego pragnął w tym momencie, to paść przed nim na kolana i błagać o wybaczenie. Ale czy Harry mógłby mu wybaczyć? Po tym wszystkim? Po tym jak doprowadził do śmierci ich dziecka? Nie, oczywiście, że nie.
- Dossskonale. - Czarny Pan roześmiał się, przesuwając palcami po swojej różdżce. - Spisałeś się, młody Malfoyu. Twoja rodzina zostaje ułaskawiona. - Protekcjonalnie skinął mu głową, powodując u niego mdłości. Zdobył to, co chciał, ale... nie czuł satysfakcji. Jedyne co odczuwał w tym momencie to ból i nienawiść do samego siebie. Nie potrafił mu pomóc. Nie mógł nic zrobić. To był koniec. Właśnie stracił wszystko. Stracił swoją własną... rodzinę. Kolejne ukłucie bólu. Świadomość, że wreszcie mógł mieć kochającą rodzinę, której zawsze pragnął... Wszystko zaprzepaścił, zniszczył.
To był ten moment, w którym to poczuł. I zdaje się, że nie tylko on, bo znów wzmogły się szepty Śmierciożerców, które szybko umilkły. Draco z zaskoczeniem odkrył, że nie może poruszyć żadną częścią swojego ciała. Mógł jedynie patrzeć przed siebie i czuć, jak magia gęstnieje wokół nich. To było niesamowite. Harry jaśniał. Dosłownie. Biło od niego światło, jakby natężenie magii było zbyt duże i ta w końcu musiała przybrać materialną postać.
- Zapłacisz za to!* - wysyczał Harry, choć nikt z obecnych poza Czarnym Panem nie zrozumiał jego słów.
"Wężomowa" - pomyślał Draco z wyraźną fascynacją. Cholera, to było złe, ale nie mógł przestać myśleć jak seksowne były te syknięcia wydobywające się spomiędzy jego ust. Merlinie, naprawdę był okropny.
Czarny Pan nie wyglądał już na tak zadowolonego. Gadzia twarz wykrzywiła się, usta zacisnęły w wąską kreskę, a dłoń z różdżką uniosła się, zapewne w próbie rzucenia kolejnego śmiercionośnego zaklęcia.
- To za moje dziecko, sukinsynu! - Draco nie zrozumiał, ale jego oczy rozwarły się w szoku, jak również w zachwycie, gdy Harry tak po prostu machnął dłonią i strumień tej jasnej, potężnej magii uderzył w czarnoksiężnika. To był huk. A później zapanowała chwila przeraźliwej ciszy, gdy kłęby kurzu unosiły się w powietrzu.
"Merlinie" - szepnął w duchu, gdy ujrzał to, co pozostało z czaszki Czarnego Pana. Ciało czarnoksiężnika wyglądało jak wbite w kamienną ścianę. Wielkie kawałki kamienia odpadły, walając się na posadzce. Czarny Pan wyglądał jakby został wmurowany w ścianę w pozycji jak na krzyżu. Ale to było jeszcze nic. Jego czaszka... Ostre kamienie wbiły się w głowę, przebijając kość i dostając się do mózgu. Krew spływała po ścianie wraz ze śluzem, który przypominał płyn mózgowy. W niektórych miejscach nie można już było nawet poznać, co było kamieniem, a co czaszką, a pewna część niebezpiecznie przypominała Draconowi ludzki mózg.
Poczuł jak żółć podchodzi mu do gardła.
- Pomóż mi...
Szybko przeniósł wzrok na Harry'ego, który opadł na kolana i zbladł, wyraźnie wykończony.
- Dłużej... nie dam... rady...
"Chcę ci pomóc, Harry" - pomyślał szybko Draco. - "Tylko mnie puść, kociaku, a zabiorę cię w bezpieczne miejsce."
Dopiero teraz dotarło do niego, że Harry żył. Czarnego Pana już nie było, a Harry... jego piękny Harry przeżył. Pokonał go. Udało mu się. Naprawdę mu się udało.
"No dalej, Harry. Puść mnie. Nie pomogę ci, jeśli mnie nie wypuścisz."
I nagle to usłyszał. Ruch obok siebie. Czarne szaty przysłoniły mu widok, gdy mężczyzna wyszedł przed szereg, w pośpiechu zbliżając się do Pottera. I wtedy Draco zrozumiał. Ta prośba, ten pełen udręki i wyczerpania głos nie był skierowany do niego. To był Snape. To on był szpiegiem.
- Już dobrze, Harry. - Mężczyzna zbliżył się do niego, a jego głos był niezwykle miękki, gdy wypowiadał jego imię. - Już dobrze. Możesz ich puścić. Zajmę się tym.
- Och... - Gryfon zakołysał się i poleciał do przodu. Byłby upadł na twarz, gdyby nie ramiona Mistrza Eliksirów, które złapały go i trzymały mocno.
- Potrzebujesz pomocy medyka. - Snape zmarszczył brwi i włożył dłoń pod jego poszarpaną kurtkę, dotykając podbrzusza.
Draco poczuł jak zalewa go wściekłość. Nie miał prawa...!
- Moje dziecko, Severusie... - Harry zatrząsł się nagle i załkał, wtulając twarz w czarne szaty. - Moje dziecko...
- Zgredku! - Mężczyzna nie zareagował, ani nie próbował go uspokajać. To i tak nie miało teraz sensu.
Głośne pyknięcie oznajmiło przybycie skrzata domowego.
- Harry Potter, sir! - pisnął skrzat. Był wyraźnie przerażony widokiem swojego przyjaciela w takim stanie. - Dziecko Harry Potter, sir!
- Posłuchaj Zgredku. - Głos Mistrza Eliksirów był spokojny i stanowczy. - Zabierzesz Pottera do Skrzydła Szpitalnego, a później weźmiesz to... - Pstryknął palcami, a w jego dłoni znalazł się wisiorek z feniksem - ...i dasz profesor McGonagall. To świstoklik. Niech równo za pięć minut złapie go jak najwięcej członków Zakonu, zrozumiałeś?
- Tak, sir! - Zgredek złapał bezwładną dłoń Gryfona i aportował się wraz z nim.
Snape wstał, pocierając grzbiet swojego długiego nosa i z odrazą spojrzał na pozostałości po Czarnym Panu. Kto by się spodziewał, że Potter ma w sobie aż tyle mocy...
Ale to nie był jeszcze koniec. Miał coś jeszcze do zrobienia. Tak jak uczył go ten nieznośny smarkacz, skupił całą swoją wolę na tym jednym pragnieniu i wypuścił wici swojej magii. A potem zbliżył się do kręgu Śmierciożerców i stanął tuż przed młodym Malfoyem.
W jednej chwili nie mógł się ruszyć, a w drugiej poczuł jak schodzi z niego obca magia i wreszcie wziął głębszy oddech, poruszając niepewnie głową.
- Powiedz mi Malfoy... - Uniósł głowę, spoglądając na twarz Snape'a wykrzywioną w ironicznym uśmieszku - ...jak długo zajmie mi przekonanie go, że jesteś nic niewartą kupą gówna?
Zacisnął dłonie w pięści, ale nie odpowiedział.
- Jak długo będzie o tobie pamiętał, nim pozwoli mi zbliżyć się do siebie?
- Nie masz prawa! - warknął, czując jak wszystko w nim krzyczy i sprzeciwia się temu. Harry był jego! Jego!
- Nie? - Jedna z brwi powędrowała do góry.
- On jest mój! Zabiję cię, słyszysz?! Tylko spróbuj go dotknąć, a cię zabije!
- Twój? - Kolejny ironiczny uśmieszek. - Już nie jest twój, Malfoy. Przecież sam go tu przyprowadziłeś, pamiętasz? Nie chciałeś go. Pozwoliłeś Czarnemu Panu zabić WASZE dziecko.
- Zamknij się!
- Ale wszystko da się jeszcze naprawić. Możesz być pewien Malfoy, że z przyjemnością się nim zaopiekuje.
- Ty sukinsynu! - warknął. - Nawet nie waż się go dotknąć, słyszysz?! Zabiję cię! Zabiję! - Chciał się na niego rzucić, zetrzeć ten uśmieszek z jego twarzy, wyciągnąć różdżkę i rzucić na niego najpaskudniejsze klątwy, bo śmiał zapragnąć JEGO Harry'ego, ale wtedy poczuł jak jego ciało drętwieje i zamiera w miejscu.
Snape odsunął się, zadowolony.
Jak na zawołanie, w pomieszczeniu pojawił się jakiś tuzin członków Zakonu Feniksa. Moody zastukał drewnianą nogą, patrząc na ciało Voldemorta.
- Kto?
- Potter.
- Zdolny dzieciak.
Severus niemal niedostrzegalnie uśmiechnął się kącikiem ust. Raz jeszcze spojrzał w szare, wściekłe tęczówki i z przyjemnością wysyczał:
- Bierzmy się za nich. Azkaban czeka.

* Wężomowa

_______________________________
Następny rozdział: Mam nadzieję, że uda mi się skończyć przed końcem następnego tygodnia.

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 33

Niespodzianka! Nie spodziewaliście się, prawda? Ja też nie! Ale wena się pojawiła, więc zabrałam się za pisanie i spędziłam naprawdę dużo czasu, pisząc ten rozdział.
Jak zwykle, dziękuję wszystkim za komentarze. Bardzo mnie motywujecie do działania :D
Jak już zapewne widzieliście, na blogu znalazła się ankieta, więc proszę o wasze głosy. To naprawdę dla mnie ważne.
Pozdrawiam! ;)

____________________________________________________________________________

Minął miesiąc. Grube warstwy śniegu pokrywały błonia, gałęzie drzew uginały się pod białym puchem, a temperatura nie pozwalała na zbyt długie przesiadywanie na zewnątrz. Było mroźnie, przygnębiająco i nikomu nie chciało się opuszczać zamku. Nikt nie rzucał się śnieżkami na błoniach, ani nie lepił bałwana. Był koniec lutego, marzec zbliżał się wielkimi krokami i nic nie zapowiadało zmiany pogody.
Harry nie był wyjątkiem. Niemal w ogóle nie opuszczał szkoły, raz tylko wybierając się w odwiedziny do Hagrida, ale poza tym zrezygnował nawet ze spotkań z Alice. Nie chciał narażać swojego zdrowia i zachorować. Trochę mu to zajęło, ale w końcu zrozumiał, że teraz nie dba już tylko o siebie, ale również o dziecko, które nosił. Ostatni miesiąc był dla niego jak sen. Snape pomagał mu wszystko zrozumieć, badał go i czasami nawet ucinali sobie krótką, niezobowiązującą pogawędkę i Gryfon miał wrażenie, jakby poznawał zupełnie innego człowieka. Czuł się z tym dziwnie, bo naprawdę zaczął darzyć go sympatią. Snape zdecydowanie zyskiwał po bliższym poznaniu i to było trochę przerażające.
Natomiast Draco... Potter nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy o nim myślał. Jeśli chodzi o ich związek, cały ten miesiąc był wspaniały. Z każdym dniem byli ze sobą coraz bliżej i... Harry nigdy nie czuł się bardziej adorowany, niż właśnie w tym czasie. Ślizgon zabiegał o niego, dbał i ciągle był blisko. Nie pamiętał, żeby był tak szczęśliwy, jak w tym mroźnym miesiącu.
Poza tym, zaprzyjaźnił się z Lavender i prawie w ogóle nie widywał swoich byłych przyjaciół, których unikał jak ognia. Już prawie nie tęsknił. Przeżyli razem pięć lat i to wciąż bolało, ale nie tak bardzo, gdy miał przy sobie Dracona i resztę. Czasem rozmawiał z Deanem, choć ich konwersacje nigdy nie wchodziły na prywatne tereny. Ani razu nie wspominali o Draconie i nigdy nie mówili o Ginny, która znów była z Deanem. Harry nie widział szczęścia na jego twarzy, a ciemne oczy już nigdy nie błyszczały tak jak dawniej, ale nie wspominali o tym. To były niebezpieczne tematy, a oni nie chcieli niszczyć tej drobnej więzi, którą udało im się przywrócić. Był też Neville i jego nowa, tajemnicza dziewczyna, o której nie chciał zbyt wiele mówić, ale Harry widział jak promienieje i jak jest szczęśliwy, i cieszył się tym razem z nim. Wreszcie wszystko układało się jak należy.
Voldemort przepadł. Nikt nie słyszał o nowych atakach, zaskakujących zniknięciach, czy nowych Śmierciożercach. Było cicho. Zakon żył w napięciu, nerwowy i nie potrafiący zrozumieć zachowania Czarnego Pana. Nikt nie rozumiał, dlaczego nagle się wycofał. Zaprzestał wszystkich swoich działań i... nie spotykał się ze swoimi poplecznikami. Snape i Draco już od dawna nie zostali wezwani. Nikt nie rozumiał, co się dzieje.
A Harry? Był zadowolony. Wiedział, że ten stan rzeczy nie potrwa długo; że Voldemort w końcu wyjdzie z ukrycia i zaatakuje z pełną mocą. Ale na razie, póki mógł cieszyć się tym co miał, nie chciał myśleć o jego tajnych działaniach. Oczywiście zdarzało mu się tym główkować, a jego umysł wytwarzał coraz to nowsze zagrożenia, ale starał się to ignorować. Wystarczało mu, że Snape chodził wściekły, a Draco przez ostatni tydzień był coraz bardziej poddenerwowany. Gryfon wypytywał go, co się dzieje, ale Malfoy zawsze zbywał go uśmiechem i mówił, że wszystko w porządku. I w końcu Harry przestał pytać. Żył w bańce i nie chciał tego stracić.

***

Wciąż pamiętał dzień, w którym wszystko spieprzył. Nie mógł zapomnieć bólu, rozgoryczenia i tego, że godzinę po tym, jak Daniel nazwał go "dziwką", dał się przelecieć dwóm Ślizgonom z siódmej klasy. Wtedy dopiero poczuł się jak szmata, którą przecież był. Nie potrafił już nawet spojrzeć w lustro. Nienawidził swojego odbicia i tego, jak szybko wszystko zniszczył. Tęsknił za ich spotkaniami. Tęsknił za Danielem i jego nieprzeciętną inteligencją, która czasami tak bardzo go onieśmielała. Tęsknił za jego pięknymi, kobaltowymi oczami, długimi włosami i zmysłowymi ustami. Tęsknił za niewinnym dotykiem i bezpieczeństwem, które dawały mu jego ramiona. Nie spotykali się długo, ale Seamus zaangażował się w tę znajomość całym sobą. A później wszystko spieprzył.
Schudł. Jego brązowe włosy przybrały matowy odcień, a sińce pod oczami były aż za bardzo widoczne. Nie mógł spać, jeść. Nie potrafił normalnie funkcjonować. Odbiło się to również na jego ocenach, które nigdy nie były fantastyczne, ale teraz nie mógł chyba spaść niżej. Przypuszczał, że tylko Crabe i Goyle mogli się pochwalić gorszymi ocenami. Nawet Neville, prawdopodobnie, wypadał przy nim lepiej.
Nie mógł sobie przypomnieć ile razy profesor Lupin pytał go, co się z nim dzieje. Seam wiedział, że chciał pomóc, ale przecież nie mógł mu powiedzieć, że jest nic niewartą kurwą, która straciła jedynego chłopaka, na którym jej zależało. Właśnie dlatego za każdym razem zbywał go krzywym uśmiechem i zapewnieniem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Przez cały miesiąc unikał Daniela. Gdy tylko dostrzegał go na korytarzu, od razu skręcał, albo odwracał się i uciekał. Gdy widział jego długie, lśniące włosy przy stole Krukonów, momentalnie wychodził z Wielkiej Sali, nie martwiąc się o pusty żołądek. Bał się na niego spojrzeć. Nie potrafiłby znieść nienawiści w jego oczach, albo co gorsza - czystej odrazy.
I jakoś funkcjonował. Żył z dnia na dzień, nie spotykał się już z chłopakami, a ostatni seks miał tamtej pamiętnej nocy. Jakoś... nie potrafił znów kogoś zapragnąć.
Właśnie tak minąłby mu cały luty, gdyby nie jeden incydent, jedno spotkanie, które zmieniło wszystko.

Seamus był wykończony. Znów nie mógł spać w nocy, oczy szczypały go niemiłosiernie, a na zaklęciach po raz kolejny zawalił zadanie. Nic nie mógł poradzić na to, że nie potrafił skupić się na zaklęciu. Zasypiał na stojąco! Może właśnie dlatego, że chyba osiągnął już swoją granicę, dał się tak łatwo podejść. Krzyknął, gdy ktoś złapał jego ramię i wciągnął do najbliższej pustej klasy, nie mając z tym większego problemu. Finnigan był zbyt lekki i za bardzo wykończony, by zaprotestować.
Przez chwilę nie wiedział nawet co się z nim dzieje. Później zarejestrował ruch tuż obok i z przerażeniem stwierdził, że właśnie stoi koło znajomego Krukona. Szybko odsunął się od niego, zaczynając oddychać znacznie szybciej niż normalnie. Denerwował się. Czego on mógł od niego chcieć? Minęło tyle czasu...
Spuścił głowę i z uporczywością maniaka począł wpatrywać się w brudną podłogę. Wciąż bał się spojrzeć mu w oczy.
- Długo jeszcze będziesz przede mną uciekał? - Starszy chłopak nie brzmiał na zadowolonego i Seam jeszcze bardziej zapadł się w sobie. Przerażającym było, jak przez jeden miesiąc stracił całą swoją pewność siebie, a jego samoocena spadła niemal do zera.
- Nie uciekam... - mruknął cicho, nerwowo wyginając palce lewej dłoni.
- Oczywiście. - Krukon wywrócił oczami i zaplótł ręce na piersi. Biła od niego siła i stanowczość, która jeszcze bardziej przytłaczała Gryfona. - Możesz na mnie spojrzeć?
Finnigan zagryzł dolną wargę i w odpowiedzi pokręcił głową. Jak miał na niego patrzeć, wiedząc co ten o nim myśli?
Nie spodziewał się dotyku na brodzie. Drgnął wyraźnie, gdy jego głowa została uniesiona, a brązowe oczy spotkały kobaltowe. Nie był w stanie się wyrwać, sprzeciwić mu się.
- Ja...
- Merlinie, Seam... - Brunet wyglądał na wstrząśniętego i Gryfon nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale wtedy silne ramiona przyciągnęły go do siebie i nie mógł zrobić nic innego, jak tylko wtulić się w jego klatkę piersiową. Tylko na chwilę. Chociaż kilka sekund.
Wdychał jego zapach, czując nieznośne szczypanie oczu. Chciało mu się płakać z ulgi, którą poczuł, gdy tylko mógł się do niego przytulić. Tak bardzo tęsknił...
- Przepraszam - szepnął zdławionym głosem i jeszcze mocniej oplótł jego ciało ramionami. - Tak mi przykro...
- Spokojnie... Już dobrze. Wszystko ok, Seam. - Odsunął go na wyciągnięcie ramion, co od razu odczuł, w przypływie nagłej tęsknoty. Ich spojrzenia spotkały się, a następne co Finnigan zarejestrował to ciepłe usta na jego własnych.
Uczucie było niezwykłe. Seamus zdusił szloch i przywarł do niego mocno, z pasją, tęsknotą i uczuciem oddając pocałunek. Wplótł palce w jego gęste, długie włosy, niemal mdlejąc z nadmiaru wypełniających go uczuć i emocji.
Gdy oderwali się od siebie, Daniel oparł czoło o jego i wykrztusił:
- Ja też przepraszam. Nigdy nie powinienem tego mówić. Wcale tak nie myślę.
Seam zacisnął oczy, znów czując ukłucie bólu w klatce piersiowej, ale zignorował to i ledwo zauważalnie pokręcił głową.
- Ale to prawda - szepnął. - Jestem dziwką.
- Wcale nie! - Drgnął, słysząc wściekłość w jego głosie. - Nigdy więcej tak o sobie nie mów, rozumiesz? Nigdy więcej.
- T-tak - wykrztusił.
- A teraz... - Ciepły uśmiech, który pojawił się na twarzy Krukona, sprawił, że jego serce zabiło radośnie. - Chcę żebyś był tylko mój, Seam.
- Twój? - Otworzył szerzej oczy i nieświadomie zacisnął dłonie na jego ramionach. Nie mógł w to uwierzyć. - Chcesz mnie?
- Tak, skarbie. - Cmoknął go w usta. - Tylko ciebie.

***

Normalnie Hermiona by się nie zatrzymała. Nie była wścibska, nigdy nie podsłuchiwała (chyba, że zmuszała ją do tego sytuacja) i raczej nie interesowały ją sprawy innych ludzi. A tym bardziej sprawy tej dwójki. Coś jednak kazało jej przystanąć, gdy dotarło do niej znajome imię. Zatrzymała się, przybliżyła do niedomkniętych drzwi i upewniwszy się, że jej nie widać, zaczęła słuchać.
- Popełniasz ogromny błąd. Nie rób tego.
- Przestań! Wykonuje swoje zadanie. Od początku taki był plan i teraz przyszedł czas, by to zakończyć. Dobrze wiedziałaś, co muszę zrobić i jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Bo nie wiedziałam, że się zaangażujesz!
- Wcale się nie zaangażowałem. On nic nie znaczy. Jest tylko częścią planu.
- Gdyby tak było, nigdy nie mówiłbyś o nim w ten sposób, nigdy nie patrzyłbyś tak na niego. Prawda jest taka, że się zakochałeś i teraz chcesz popełnić największy błąd w swoim życiu. Nie rób tego, bo będziesz żałował.
- Nie bądź śmieszna. Już za późno na jakiekolwiek zmiany. Zrobię to. Zabiorę go tam, a później... wszystko się skończy.
Hermiona odskoczyła gwałtownie od drzwi i starając się być jak najciszej, szybko ruszyła korytarzem. Nie wiedziała co myśleć o tej rozmowie. Nie mogła uwierzyć, że tak po prostu zapomnieli wyciszyć salę, ale z drugiej strony... oboje byli bardzo rozemocjonowani. Nawet ona słyszała gorycz w jego głosie, gdy mówił to wszystko. Czy powinna to jakoś zinterpretować? Czy powinna komuś o tym powiedzieć? Nie miała pojęcia. Musiała się nad tym zastanowić.
Nie widząc innego wyjścia, ruszyła do biblioteki. Tam mogła w spokoju przeanalizować podsłuchaną rozmowę. Starała się wyprzeć niepokój, który nią zawładnął. To wszystko pewnie nic nie znaczyło. Zwykła rozmowa, ot co. A przynajmniej to próbowała sobie wmówić, gdy przekraczała próg dobrze znanego sobie miejsca.

***

Dzisiaj był ten dzień. Czuł, że wreszcie był gotowy, by to zrobić. Brzuch już troszkę mu się zaokrąglił i choć minie jeszcze trochę czasu, nim wszyscy zauważą zmianę, Draco z pewnością odkryje to szybciej. Właśnie dlatego, wchodząc dzisiejszego popołudnia do ich wspólnej sypialni, jego postanowienie było jasne i wyraźne: powiedzieć Draco o dziecku.
Był zdenerwowany. Dłonie trochę mu się trzęsły, a żołądek ściskał nieprzyjemnie, ale mimo tego wszedł pewnie do środka. Nie zaskoczył go widok Ślizgona siedzącego przy biurku. Bardziej zaskakujące było to, że ten siedział w bezruchu i tępo wpatrywał się w ścianę. Widok ten wcale nie pomógł Gryfonowi w uspokojeniu się. Wręcz przeciwnie, puls mu przyspieszył, a on musiał odetchnąć głęboko, żeby się uspokoić.
- Draco? - mruknął, nie bardzo wiedząc w jakim ten jest nastroju.
- Och. Już jesteś. - Ślizgon poderwał się nagle, odwracając w jego stronę. Nie wyglądał na zdenerwowanego, przygnębionego, albo... cokolwiek innego. W ogóle nie było widać po nim żadnej emocji, a przynajmniej do czasu, gdy jego usta wygięły się w lekkim, ledwo zauważalnym uśmiechu. Malfoy podszedł do niego i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. - Mam dla ciebie niespodziankę.
- Niespodziankę? - Harry zmarszczył brwi, nie wiedząc, czy powiedzieć o dziecku już teraz, czy może jeszcze trochę poczekać. - Jaką niespodziankę?
- Zabieram cię w pewne miejsce... - Złapał jego dłoń i pociągnął go na łóżko, na którym obaj usiedli. - Spodoba ci się.
- Um... a gdzie?
- To niespodzianka, Potter. - Draco prychnął, wyraźnie pokazując swe oburzenie wywołane jego pytaniem.
Harry zaśmiał się cicho, opierając głowę o jego ramię. To było takie miłe uczucie. Czyjaś uwaga skupiona na nim... Był szczęściarzem.
- W takim razie już nie mogę się doczekać... - zagryzł wargę i posłał mu figlarne spojrzenie. Szybko jednak zreflektował i odsunął się, żeby móc wyraźnie patrzeć na jego twarz. - Muszę ci coś powiedzieć. - Nie chciał, żeby jego głos zabrzmiał tak poważnie, ale nic już nie mógł na to poradzić. Wyraźnie widział jak Draco spiął się po jego słowach.
- Coś się stało?
- Nie. Znaczy... nie wiem. Po prostu sądzę, że powinieneś o czymś wiedzieć... - Merlinie, był przerażony. Coś sprzeciwiało się wewnątrz niego. Ale on musiał to powiedzieć! - Draco, ja...
- Hej, kociaku. Spójrz na mnie. - Ślizgon położył dłoń na jego policzku, patrząc mu prosto w oczy. Jego szare tęczówki były zimne jak lód, ale Harry dobrze wiedział, że to tylko złudzenie. Te oczy płonęły i tylko on to widział. - Powiesz mi później, dobrze? Jak tylko wrócimy... - Przyciągnął go do siebie, co Gryfon od razu wykorzystał, wtulając się w niego ufnie. - Wtedy będziemy mieć dużo czasu...
- Dobrze - szepnął. - Jak tylko wrócimy.
Nie mógł powiedzieć, że nie był z tego zadowolony. Miał trochę więcej czasu, by móc nacieszyć się kochankiem i tym, co ten dla niego przygotował. Wciąż nie był pewny jego reakcji i w głowie miał różne scenariusze ich rozmowy. Od tych najlepszych po te najgorsze.
- A tymczasem... - Cichy, kuszący głos zabrzmiał tuż koło jego ucha i Harry drgnął wyraźnie, czując jak ciarki przechodzą mu po plecach. - Skoro mamy jeszcze trochę czasu... - Skubnął jego ucho, wywołując u niego niski, bardzo koci pomruk. - Co ty na to...?
- Mhm... - Jednym ruchem wdrapał się na niego, siadając na nim okrakiem. - Myślę, że to świetny pomysł... - Nie czekając na żaden gest z jego strony, przysunął się jeszcze bliżej i go pocałował. Najpierw liznął dolną wargę, później górną, a na koniec rozchylił je językiem, by móc wsunąć go do środka chociaż na chwilę. Oczywiście nie trwało to zbyt długo, bo Draco od razu odzyskał kontrolę i to on wdarł się do jego ust, odbierając mu oddech.
Nie przerywając pocałunku, szybko zabrał się za rozpinanie koszuli blondyna. Przez tą ciążę był ciągle napalony!
Szybko pozbył się zbędnego materiału, od razu przejeżdżając dłońmi po jego odsłoniętym torsie. Zahaczył palcami o powoli sztywniejące sutki, zbadał mięśnie brzucha i zatrzymał się na pasku spodni, który sukcesywnie zaczął rozpinać.
- Pragnę cię, Draco... - wymruczał, kiedy w końcu oderwali się od siebie. Jego oczy błyszczały pożądaniem, a czerwone od pocałunku usta przywarły do jego obojczyka.
- Mhm... Mój Harry... - Ślizgon też nie próżnował. Nie wiedzieć kiedy, ściągnął mu koszulkę, a jego dłonie już wsunęły się pod spodnie Gryfona, ściskając jego pośladki.
Potter zamruczał i jednym ruchem zsunął się w dół, już znajdując się między jego nogami i dobierając się do wychylającego się członka. Pospiesznie zsunął jego spodnie i bokserki, uśmiechając się z zadowoleniem na widok stojącego penisa. Z psotnym uśmiechem przesunął ustami od główki, aż po trzon, wtulając nos w jasne włoski. Zaciągnął się jego zapachem, z radością witając dłoń na swojej głowie. Lubił, kiedy Draco przejmował kontrolę. Czuł się wtedy pewniej.
Wysunął język i podążył tą samą ścieżką, co wcześniej, tym razem oblizując go dokładnie jak najlepszy smakołyk. Cmoknął główkę, a następnie wziął ją w usta i zassał się na niej mocno, aż mu się policzki zapadły.
- Nie baw się! - Głośny syk tylko zwiększył jego podniecenie. Posłusznie wziął go bardziej w usta, niezbyt głęboko, bo nie robił tego często, ale wystarczająco by wywołać ciche sapnięcie u kochanka.
Obciągał mu z wyraźną przyjemnością, a dowodem był jego własny penis boleśnie uciskany przez materiał spodni. Starając się nie przerywać ssania, zanurkował jedną dłonią w dół i rozpiął spodnie, pospiesznie wyciągając na wierzch swojego członka. Przejechał po nim dłonią, przymykając oczy z przyjemności.
- Patrz na mnie! - Natychmiast otworzył oczy, spoglądając w górę na przystojną twarz Dracona. Patrzyli sobie prosto w oczy i Harry miał wrażenie, że mógłby po prostu dojść od samego patrzenia na ten żar w zazwyczaj lodowatych oczach. - Wystarczy. Chodź. - Pociągnął go za włosy w górę, co było bolesne, ale nie na tyle, by sprawić mu jakikolwiek dyskomfort. Już się przekonał, że lubił być tak ciągnięty i... zawłaszczany. Na powrót wsunął się na jego kolana, od razu oplatając go nogami w pasie. Już po chwili jego usta zostały pożarte w namiętnym, wygłodniałym pocałunku.
Nie zdążył zareagować, ani chociaż coś z siebie wykrztusić, gdy Malfoy przerzucił go na łóżko, od razu lądując ponad nim.
- Mój kociak... - zamruczał, ustami odnajdując ścieżkę przez jego klatkę piersiową. Złapał jego spodnie i wręcz zdarł je z niego, to samo robiąc z bokserkami. Odsunął się, dosłownie na chwilę, a Harry zdążył ujrzeć na jego twarzy tyle uczuć... Złość, pożądanie, smutek i... coś głębszego, co bał się nazwać, aby nie dać sobie złudnej nadziei.
- Draco... - szepnął i wyciągnął po niego ramiona, przyciągając go jak najbliżej siebie. - Kochaj się ze mną...
- Jeszcze, Harry... - Ten głos był tak zmysłowy, pełen obietnic i ukrytych emocji, że Gryfon aż zadrżał. - Jeszcze trochę...
I wtedy się odsunął, przemieścił w dół jego ciała i rozpoczął swoją wędrówkę, która sprawiła, że poczuł każdą komórkę nerwową w swoim ciele. Drżał, mruczał, jęczał... Był jednym, wielkim kłębkiem rozkoszy, a to wszystko przez te wprawne, namiętne usta, które odbierały mu zdolność myślenia.
Malfoy zaczął od jego stóp. Całował podbicia, ssał palce i zdawał się zbyt skupiony na swoim zajęciu, by zwrócić uwagę na reakcje Harry'ego, które były zaskakujące nawet dla niego samego. Nigdy nie sądził, że pieszczoty w tym miejscu mogą być takie przyjemne.
Później przesunął się ustami na jego łydki, naznaczając pocałunkami najpierw jedną, potem drugą. Następnie zabrał się za lizanie i podszczypywanie skóry pod kolanem, wyraźnie pamiętając jak wrażliwy jest w tym miejscu Harry. Ten prężył się na łóżku, jęcząc cicho. Każdy pocałunek Dracona był przepełniony uczuciami, których Gryfon wcześniej nie zaznał. Bał się nawet o tym myśleć, ale czuł się kochany.
Gdy okolice kolan wreszcie mu się znudziły, a Potter był już tylko wijącą się z podniecenia masą, w końcu przyszedł czas na uda. Podgryzał je i wysysał na nich malinki, nie dając nawet Harry'emu czasu na jakiekolwiek protesty. Chciał go naznaczyć i właśnie to robił.
- Draco... - jęknął, ciągnąc palcami kołdrę ponad głową. Tak bardzo chciał wpleść palce w jego włosy i przyciągnąć go do swojego prężącego się penisa, ale jednocześnie nie chciał, żeby ten przerywał swą wędrówkę.
- Jeszcze trochę... - cichy szept wydobył się spomiędzy warg Ślizgona, które chwilę później przywarły do jego biodra, aby tam również wycisnąć malinkę. Malfoy długo obdarzał pieszczotami jego biodra i pachwiny, skutecznie omijając napięte jądra i cieknącego członka.
- Ktoś tutaj przytył... - mruknął Ślizgon, uśmiechając się złośliwie i całując jego brzuch. Harry z ledwością pohamował nerwowy skurcz mięśni. Miał jeszcze trochę poczekać. Do ich powrotu. I tak właśnie zrobi.
- Teraz mi jeszcze powiedz, że już ci się nie podobam - prychnął, myśląc nad tym, jak dobrze znał jego ciało, skoro tak szybko zauważył tę naprawdę niewielką zmianę.
Blondyn uniósł głowę, odrywając usta od jego skóry i głosem pełnym napięcia, szepnął:
- Jesteś piękny.
Chciał jęknąć. Oznajmić mu, jak wiele przyniosły jego słowa, ale gdy rozchylił wargi, nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Mógł tylko dyszeć, patrząc na niego pełnym miłości wzrokiem. Malfoy nie rzucał na co dzień takimi komplementami. To była wyjątkowa chwila.
Nie trwała jednak długo, bo szybko wrócili do rzeczywistości wypełnionej cielesną przyjemnością. Draco na powrót skupił się na jego ciele, całując brzuch, liżąc pępek, aż wreszcie ssąc i podgryzając sutki.
Nie wiedzieć skąd, wyciągnął tubkę lubrykantu, otwierając ją i obficie nanosząc na palce. Nakierował je na dziurkę bruneta, która już zaciskała się radośnie, jakby wiedząc, co zaraz znajdzie się w środku.
Najpierw znalazł się tam jeden palec. Harry poruszył się niespokojnie, chcąc więcej. Uprawiali seks tak często, że Draco naprawdę nie musiał tak się z nim pieścić. A jednak robił to powoli i bardzo delikatnie, patrząc mu prosto w oczy z, wręcz palącym, pożądaniem wypełniającym szare tęczówki.
Potter zagryzł wargę, nie potrafiąc sobie przypomnieć, by kiedykolwiek widział go takiego. Może raz, wtedy, gdy zmajstrowali dzieciaka. Ale tamtym razem nie było aż tylu uczuć, a Ślizgon nie wydawał się tak odsłonięty. To był ich najintymniejszy stosunek i obaj zdawali sobie z tego sprawę.
Pot skraplał się na jego skórze, policzki były zaczerwienione, a szmaragdowe oczy błyszczały z nadmiaru przyjemności. Harry nie wyobrażał sobie nawet, jak rozpustnie wyglądał w tym momencie.
Gdy Draco wreszcie zakończył tę przyjemną torturę, jaką było rozciąganie jego dziurki, wyciągnął po niego ramiona, przyciągając go w dół.
- Pocałuj - Harry zażądał, aż wychylając się do pocałunku. I otrzymał go, gdy Draco zmiażdżył jego wargi, ssąc je na przemian i ciągnąc lekko. Jednocześnie naciągnął gumkę na swojego penisa i nakierowawszy go odpowiednio, wszedł w niego jednym gładkim ruchem. Harry jęknął, ale wargi kochanka skutecznie go uciszyły.
Nie spieszyli się. Poruszali się powoli, kołysząc biodrami i sycąc zmysły sobą nawzajem. Przycisnęli się do siebie mocno, niemal desperacko, dzieląc oddech, zapach i wypełniające ich emocje.
- Proszę. - Już więcej nie był w stanie wytrzymać. Chciał, by ten stosunek trwał jak najdłużej, ale był już na granicy i nie potrafił się powstrzymać. - Proszę, Draco...
Malfoy też był blisko. Potter czuł jak pulsuje w nim, jak drży i dyszy przy jego skórze. Zacisnął się na nim mocniej i nagle doszedł, krzycząc z nadmiaru przyjemności. Nie potrafił nawet powiedzieć, jak wspaniałe to było. Czuł się spełniony na każdej płaszczyźnie. Cielesnej jak i umysłowej.
- Potter. - Draco pchnął mocno biodrami, aż przesuwając go na łóżku i doszedł w nim, wydając z siebie krótki dźwięk - coś na pograniczu jęku i warkotu. Opadł na niego, wtulając twarz w jego szyję.
- To było niesamowite - mruknął Harry, przeczesując jasne kosmyki.
- Mhm, zajebiste - wyburczał w odpowiedzi. - Odpoczniemy chwilę i idziemy. - Nie wiedzieć czemu, jego mięśnie napięły się, ale brunet nie zwrócił na to większej uwagi, głaszcząc go czule po plecach. W takich chwilach jak ta, świat nie mógł być dla niego piękniejszy.

***

Nie wiedziała, co robić. Jako młodsza członkini Zakonu Feniksa miała obowiązek informować starszego członka o każdej niepokojącej ją sytuacji. Podsłuchana przez nią rozmowa wyraźnie do takich się wliczała. Nieważne było, jak długo się nad tym zastanawiała. Coś kryło się za tą rozmową. Była tego pewna.
Po wyjściu z biblioteki, zastanawiała się, do którego członka z Zakonu się udać. Wybór był oczywisty, ale ze względu na pełnię, Lupina nie znajdował się w szkole. Profesor McGonagall była ostatnio zbyt zajęta sprawami Hogwartu, jak i Zakonu, więc Hermiona wątpiła, by znalazła dla niej czas. Moody był zbyt gwałtowny i jeszcze zrobiłby coś nieprzemyślanego. I właśnie w taki oto sposób pozostał jej już tylko jeden członek Zakonu, któremu nie ufała, ale skoro wszyscy mieli pewność co do jego lojalności, może ona też powinna? W końcu był to opiekun domu, z którego pochodziła ta dwójka, której rozmowę podsłuchała, więc on najlepiej powinien wiedzieć, co z tym wszystkim zrobić. Najwyżej wykrzyczy jej w twarz, że jest skończoną idiotką i nie powinna zabierać mu cennego czasu, który mógłby poświęcić na prawdziwą pracę dla Zakonu, a nie bzdurne wymysły.
Starając się nie okazywać zdenerwowania, zapukała w mocne, drewniane drzwi, tylko przez chwilę marząc, by nie było go w środku. Nie przerażał jej tak bardzo, jak innych, ale był Śmierciożercą, a oni zawsze byli źli.
Nie czekała długo. Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Severus Snape w swoich długich, czarnych szatach, z tłustymi włosami i spiczastym nosem. Jego wargi wykrzywiły się w obrzydliwym uśmiechu, gdy spojrzał na nią z góry.
- Panna Granger? Czemu zawdzięczam tę wątpliwą przyjemność?
- Myślę, że musimy porozmawiać, panie profesorze - odpowiedziała hardo.
- Czyżby? - Jedna z brwi uniosła się i Hermiona poczuła pierwsze ukłucie irytacji.
- Tak. Musi mnie pan wysłuchać. - Posłała mu porozumiewawcze spojrzenie.
- Wejdź. - Jego twarz ściągnęła się i stała jeszcze bardziej nieprzystępna, niż zwykle. Odsunął się, wpuszczając ją do środka, a ona znów poczuła się tak, jakby wchodziła do gniazda węża.
Skinęła głową i przekroczyła próg.

***

- Zimno - burknął, pocierając lodowate dłonie. Mógł rzucić na siebie zaklęcie ogrzewające, ale Snape kazał mu nie przesadzać z magią, bo podobno już niedługo ta zacznie szaleć, więc posłuchał go i teraz zamarzał tutaj, denerwując się coraz bardziej.
- Wytrzymasz. - Od wyjścia z zamku Draco zachowywał się dziwnie. Prawie się nie odzywał, a gdy już to robił, mówił półsłówkami, a jego ton był suchy i nieprzyjemny.
- Taa... - mruknął, spoglądając na niego. - Coś się stało? Zanim wyszliśmy, byłeś w doskonałym humorze, a teraz...
- Nic się nie stało, Potter. - Złapał go za dłoń. - Zaczekaj. Tutaj się teleportujemy. Ale zanim to zrobimy... - Wyciągnął z kieszeni kawałek czarnego materiału. Harry zmrużył oczy, patrząc na to niepewnie. Przypuszczał, co Draco chce zrobić i nie podobało mu się to. Nie lubił ciemności.
- Co chcesz zrobić? - szepnął. Niepewność w jego głosie była aż nadto wyraźna.
Malfoy złapał jego twarz w dłonie i spojrzał mu prosto w oczy.
- Ufasz mi, Harry?
- Tak. - Nawet nie musiał się zastanawiać. Oczywiście, że mu ufał. Kochał go.
- To dobrze. - Pochyliwszy się, złożył na jego ustach długi, soczysty pocałunek. - Odwróć się.
Rzucił jeszcze jedno niepewne spojrzenie na kawałek materiału i posłusznie obrócił się, pozwalając mu zasłonić sobie oczy. Drgnął, gdy widok drewnianego budynku w wiosce przysłoniła mu czerń. Szybko odszukał dłoń Dracona i ścisnął ją, szukając bezpieczeństwa, które mógł mu dać tylko on.
- Spokojnie, Harry. - Ślizgon przysunął się, położył dłonie na jego bokach i przycisnął go do siebie. - Spokojnie.
Teleportowali się.

***

- Jesteś pewna, Granger, że właśnie to usłyszałaś? - Zimny głos nie zdradzał żadnej emocji. Mężczyzna stał oparty o swoje biurko, z dłońmi założonymi na klatce piersiowej. Przeszywał ją spojrzeniem swoich obsydianowych oczu i ani trochę nie wydawał się poruszony. Nie to, żeby spodziewała się czegoś innego.
- Tak, profesorze.
- Dobrze. Myślę, że teraz... ACH! - Hermiona dokładnie widziała, jak nagle kuli się i łapie za lewe przedramię. Widziała jego twarz ściągniętą w bólu i szybko odwróciła wzrok, wiedząc, że ten pewnie nie chciał, by widziała jego słabość.
- Malfoy... ty... sukinsynu... - wykrztusił, walcząc z przeszywającym ciało bólem. Zacisnął zęby i podparł się jedną dłonią o biurko. Rzucił dziewczynie wściekłe spojrzenie. - I co tak stoisz?! - zagrzmiał, czując pot spływający mu po skroni. - Zwołaj zebranie Zakonu! Powiedz im, żeby ewakuowali uczniów. Czarny Pan nadchodzi. - Gdy ta wciąż stała, zupełnie jakby ją sparaliżowało, krzyknął, aż ślina pociekła mu po brodzie. - Biegnij, ty głupia dziewucho! Już!
Więcej jej nie było potrzeba. Pociągnęła za klamkę i wybiegła, pozostawiając za sobą wściekłego Snape'a.

***

Coś było nie tak. Gdy tylko wylądowali, Draco od razu odsunął się od niego i przez chwilę Harry myślał, że zdejmie mu tę opaskę, ale tak się nie stało.
- Draco? - mruknął, marszcząc brwi. To było częścią niespodzianki, czy coś? Zupełnie nie wiedział, co się działo. W końcu sięgnął do tyłu i rozwiązał materiał, odsłaniając oczy. Zamrugał, chcąc przyzwyczaić się do światła, ale w środku nie było zbyt jasno. Pierwszym co zauważył, była czarno - biała posadzka. Później uniósł wzrok i... coś lodowatego ścisnęło mu serce. Ujrzał szaty. Dużo czarnych szat Śmierciożerców stojących jeden przy drugim.
- Draco? - szepnął, obracając się powoli. Zauważył, że znalazł się w sporym kręgu, otoczony przez Śmierciożerców. Przez chwilę strach obezwładnił jego myśli, gdy zaczął rozpaczliwie zastanawiać się, co się stało z Draconem. I wtedy go dostrzegł. Stał na przedzie kręgu, tuż obok Bellatrix. Jego twarz pozbawiona była jakiejkolwiek emocji, a oczy pozostały zimne.
- Nie... - szepnął i zachwiał się, jakby miał upaść. - To niemożliwe...
Trochę dalej stał Lucjusz Malfoy, patrząc na niego z wyższością i satysfakcją.
"On jest dumny" - pomyślał nagle, czując żółć podchodzącą mu do gardła. - "Po raz pierwszy jest dumny ze swojego syna"
Tuż obok starszego Malfoya stał Snape, ale jemu nie poświęcił nawet sekundy, od razu wracając wzrokiem do Dracona. Nie drgnął mu nawet jeden mięsień. Był zimny i odległy, jakby nie było ostatnich miesięcy, jakby Harry nie oddał mu całego siebie.
Bolało. Bolało tak mocno, że nawet nie poczuł, kiedy po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Nie słyszał kpiących uwag Śmierciożerców, ani ostrego śmiechu Bellatrix. Był tylko Draco i jego zimne, nieprzystępne spojrzenie.
Harry był w swoim życiu torturowany, bity, miał przeróżne, bolesne wypadki, a do tego został zgwałcony. Ale nic, nic nigdy nie mogło się równać z bólem, który odczuwał teraz. Nagle wszystko zaczęło nabierać sensu. Niespodziewane zainteresowanie Malfoya jego osobą, które od początku było podejrzane, ale on był zbyt ślepy, by to dostrzec. Porzucony przez przyjaciół i pragnący czyjejś uwagi, dał się mu omamić i pozwolił do siebie zbliżyć. Myślał, że naprawdę podobał się Draconowi, a... a to był tylko plan.
Prawdziwy, szczery smutek pojawił się na jego twarzy, gdy dotarła do niego prawda.
"Ktoś taki jak Draco, nigdy nie zainteresowałby się kimś takim jak ja" - pomyślał z rozgoryczeniem. W swoim mniemaniu był całkowicie bezwartościowy i to również odbiło się na jego twarzy, nim wszystko spłynęło, pozostawiając za sobą jedynie pustkę, gdy usłyszał znienawidzony głos.
- Cisza!
Harry odwrócił się gwałtownie, spoglądając na gadzią twarz Voldemorta. Łysa czaszka, wąskie usta, niemal całkowity brak nosa i oczy węża.
- Voldemort - syknął, ale wyszło to znacznie słabiej, niż planował. Jak miał pokonać Voldemorta? Teraz, gdy cały się trząsł, a jego serce zostało starte na proch?
- Harry, Harry, Harry... - Tom zacmokał, nienaturalnie wyginając wargi. - Powiedz mi... Czyż młody Malfoy nie zasłużył na nagrodę? - Przesunął swoim długim, kościstym palcem po różdżce. - Czy to BOLI, Harry?
"Uspokój się" - zrugał się w myślach. - "Nie myśl o tym. Skup się na magii. Musisz chronić swoje dziecko" 
I właśnie wtedy uderzyła w niego kolejna myśl, przynosząc jeszcze więcej rozdzierającego bólu.
Nosił w sobie dziecko. Dziecko Dracona, zdrajcy, który dał mu namiastkę uczucia, by później wyrwać jego serce.
Nieświadomie objął swój brzuch, wciąż zakryty puchatą kurtką, którą miał na sobie, w obronnym geście. Starał się skupić całą swą magią na dziecku. Musiał je ochronić.
Nie zauważył zaklęcia lecącego w jego stronę. Poleciał do tyłu, czując ból rozdzierający całe jego ciało. Cruciatus.
Harry nie krzyczał. Wił się na podłodze, czując ból, ale nie myśląc o nim. Zupełnie jakby odłączył się od swojego ciała, a jedyne, co utrzymywało go przy zdrowych zmysłach to myśl o dziecku. Czuł mrowienie magii na palcach, ale nie potrafił odpowiednio jej przekierować.
"Proszę, proszę, PROSZĘ!" - krzyczał w myślach.
Zaklęcie zostało przerwane. Harry dyszał, wciąż nieświadom swojego ciała. Miał zaciśnięte oczy i trząsł się niekontrolowanie, choć nie zdawał sobie z tego sprawy.
I wtedy to poczuł. Coś wilgotnego, lepkiego, powoli spływającego po jego nodze. Gwałtownie otworzył oczy, błagając w myślach, by to się tak nie skończyło. Jak w transie, sięgnął w dół swojego ciała, rozdzierając kurtkę, byleby dostać się do spodni. Dotknął ich. Były mokre. Wtedy też odrętwienie znikło, a on poczuł piekący ból w podbrzuszu.
- Nie... - szepnął i z przerażeniem spojrzał w dół. Jego jeansy był przesiąknięte krwią. - Nie. Tylko nie moje dziecko. - Zaczął energicznie kręcić głową, jakby chciał wyrzucić ten obraz z głowy. - Proszę, nie...
Pełen bólu wrzask wypełnił największą komnatę w Malfoy Manor.

________________________
Następny rozdział: Znów nie obiecuję. Jak wena pozwoli.

piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 32

Nareszcie coś mi się udało naskrobać! Dziękuję wszystkim za słowa otuchy i za to, że mimo wszystko wciąż tu jesteście.
Pozdrawiam ;)

____________________________________________________________________________

Gdy pukał i wchodził do pustej sali, wyrwany świstek papieru znajdował się w tylnej kieszeni jego spodni. Już od rana, gdy tylko znalazł go w swojej torbie, nie mógł doczekać się spotkania z Danielem. Próbował trochę przystopować swoje rozszalałe emocje, ale prawda była taka, że od początku był spalony. Cieszył się jak głupek i nie potrafił przestać.
- Daniel? - Rozejrzał się po nieoświetlonym pomieszczeniu, nie dostrzegając żadnego ruchu. - Jesteś tutaj?
- Daniel? Spotykacie się? - Znajome ramiona objęły go w pasie, a ciepłe usta złożyły pocałunek na jego szyi. - Mhm, przyjemnie pachniesz...
- Blaise? - Seamus nie potrafił powstrzymać lekkiego ukłucia rozczarowania, kiedy zrozumiał, że to nie Krukon podrzucił mu liścik. W końcu... widzieli się raptem wczoraj, ale Gryfon nic nie mógł poradzić na to, że już tęsknił za jego obecnością, pocałunkami...
- Zawiedziony? - Koszulka Seamusa została podciągnięta, a jeden z sutków potarty przez dwa palce Ślizgona.
- Nie... - Drgnął, czując ten dotyk i znajome gorąco, które zaczęło oblewać jego ciało. Cholera, chciał mieć seks. Z Danielem mieli już kilka naprawdę cudownych randek, ale zawsze tylko się całowali, jakby starszy chłopak nie pragnął czegoś więcej, a Seamus nie nalegał, żeby nie wyjść na dziwkę, którą został kiedyś nazwany, ale... miał swoje potrzeby, do cholery! Zamruczał, opierając swe czoło o ramię chłopaka i przymykając oczy. Wątpliwości wciąż jednak nie opuszczały jego głowy, gdy dłonie Ślizgona łapczywie obmacywały jego ciało. Czy mógł to zrobić Danielowi? Nie byli oficjalnie parą, ale umawiali się ze sobą i... Seamus jeszcze z nikim nie czuł się tak dobrze. Nie był pewien, czy chciał tracić to wszystko dla jednego numerka z Blaise'em.
- Poczekaj. - Złapał jego dłonie, zatrzymując je na swoim brzuchu, a następnie niezdarnie wyplątał się z jego objęć. - Nie mogę. Jestem zajęty.
- Ty? - Blaise roześmiał się, rozkładając ręce. - Nie wygłupiaj się, Seam.
- Nie wygłupiam. - Wzruszył ramionami. - Umawiam się z Danielem i jest dobrze.
- Cóż... - Ślizgon zmarszczył brwi, odsuwając się. Nie był zadowolony. Lubił seks z Seamusem. I nie lubił, kiedy ktoś mu czegoś odmawiał. - Daj znać, gdy zmienisz zdanie. - Uśmiechnął się krzywo, poprawił pogniecioną koszulę i opuścił pomieszczenie.
Gryfon westchnął, opierając się o ścianę. Było mu trochę gorąco i czuł lekkie podniecenie w podbrzuszu, ale... chyba postąpił słusznie. Nie chciał, żeby Daniel po raz kolejny nazwał go dziwką...

***

Harry był wykończony. Cały dzień nie potrafił się na niczym skupić, głowa pulsowała mu nieprzyjemnie, a oczy same zamykały. Poza tym nie czuł się najlepiej, bo znów wymiotował z samego rana i... tak naprawdę marzył już tylko o tym, by wrócić do pokoju, zjeść coś i iść spać.
Wszedł do sypialni, szurając nogami i wlekąc za sobą torbę, którą rzucił na łóżko, nie zauważając nawet tego, że cała jej zawartość wylądowała na pościeli. Wymamrotał ciche "cześć" do siedzącego przy biurku blondyna, tak naprawdę nie zwracając na niego większej uwagi i od razu wszedł do łazienki. Pęcherz już go bolał od wstrzymywania!
Wysikał się, umył ręce i był właśnie w trakcie wpatrywania się w swoje kiepsko wyglądające odbicie, gdy usłyszał wołającego go Dracona. A ten czego znowu chciał? Tego dnia Gryfon nie był w najlepszym nastroju i nawet Draco zaczynał go irytować.
- Idę! - krzyknął i zerknął jeszcze raz w lustro, wzdychając. Czy to były te hormony o których tyle czytał?
Wszedł do sypialni, dostrzegając chłopaka siedzącego na łóżku. Trzymał jakąś książkę w dłoni, ale Harry z tej odległości nie był w stanie dostrzec tytułu.
- Chciałeś coś? - burknął cicho, myślami już będąc przy jedzeniu. Hmm... na co miał ochotę...
- Chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Hmm...? - Zmarszczył brwi, podchodząc bliżej. Dopiero teraz zwrócił uwagę na swoją torbę i książki rozrzucone na łóżku. Odruchowo spiął się i zerknął na nią nerwowo. - Co masz na myśli?
Ślizgon zmrużył oczy, patrząc na niego uważnym, przeszywającym spojrzeniem, pod którym Harry poczuł się mały i bezbronny.
- Zastanawiam się, kiedy ujawnił się twój instynkt macierzyński, Potter. - Kpiący ton nie odwrócił uwagi bruneta. Draco mierzył go tym swoim spojrzeniem i wyglądał tak, jakby coś podejrzewał. Uniósł też książkę, pokazując mu znajomą okładkę z mężczyzną w ciąży.
Z ledwością powstrzymał się od nerwowego wiercenia. Zagryzł dolną wargę i w końcu mruknął:
- Ostatnio spędzam więcej czasu z Lav... Odrabialiśmy razem pracę domową i pewnie wziąłem przez przypadek...
- Doprawdy? - Jedna z brwi uniosła się, a kpiący uśmieszek blondyna jedynie się pogłębił. Ślizgon przesunął się bardziej na łóżku i nim Harry zdążył zareagować, ten już był przy nim, obejmując go zaborczo w pasie. - Jest tylko jeden problem...
- Hmm...? - Nie potrafił się skupić, gdy dłonie kochanka przesuwały się po jego bokach, a gorące wargi badały jego szyję. Merlinie, robił się napalony! Naprawdę zaczął popadać ze skrajności w skrajność.
- To książka o męskich ciążach, Potter. - Tak szybko jak się przy nim pojawił, tak szybko się odsunął.
Gryfon wydał z siebie niezadowolone westchnienie. Był rozkojarzony i wyraźnie nie potrafił się skupić, myślami będąc już zupełnie przy czym innym... A Draco patrzył jeszcze na niego tym nieustępliwym wzrokiem, jakby chciał wyciągnąć z niego każdy sekret.
"Myśl, idioto!" - zrugał się w myślach.
Jego policzki poczerwieniały, a on rzucił swojemu chłopakowi niemal... zażenowane spojrzenie.
- Merlinie, to krępujące... - mruknął, wiercąc się na swoim miejscu. - Znowu mnie przyłapałeś, Draco - burknął, doskonale widząc niezrozumienie pojawiające się w szarych oczach. - Ostatnio rozmawiałem z Lavender i ona napomknęła coś o męskich ciążach... To było takie dziwne! Nigdy nie słyszałem o czymś takim i nawet nie byłem w stanie sobie tego wyobrazić. Całkowita abstrakcja. - Pokręcił głową. - Zazwyczaj tego nie robię, ale poszedłem do biblioteki... - Ślizgon prychnął, ale nie zwrócił na to uwagi - ...i pożyczyłem tę książkę, żeby się czegoś dowiedzieć, bo... bo to było takie dziwne! - zakończył swoją historyjkę, tak naprawdę zbytnio nie kłamiąc. Dowiedział się o tym od Lavender i to wciąż było dla niego... nierealne.
Malfoy milczał chwilę, wpatrując się w niego z chłodnym opanowaniem, aż nagle złapał go w pasie i rzucił na łóżko, od razu nad nim górując.
- Merlinie, Potter... Jesteś taki beznadziejny... - Zwinne palce wplotły się w jego włosy, a wąskie wargi znalazły się niebezpiecznie blisko jego ust.
- Mhm... - Nie potrafił inaczej odpowiedzieć, w duchu ciesząc się, że jego kłamstwo nie zostało zauważone. Położył dłonie na jego ramionach, gładząc je spokojnie. Aż drgał w środku z nerwów, czekając na kolejny ruch blondyna. Całkowicie mu ulegał.
- Skoro tak się zainteresowałeś tematem... - szept, który wydobył się spomiędzy wąskich warg, wprawił jego ciało w drżenie. Draco nie pocałował go, a przesunął ustami po jego skórze, znacząc mokrą ścieżkę od brody, aż po szyję, przy której zatrzymał się najdłużej - ...to może już teraz powinniśmy zacząć starać się o dziecko, mhm?
- Tak... - mruknął, wtulając twarz w jego włosy. - Powinniśmy.
Nie był w stanie odpowiedzieć nic więcej. Nie był w stanie powiedzieć Draco, że już się postarali o dziecko i nawet im się to udało. Był zbyt przerażony, by powiedzieć cokolwiek, więc po prostu dał się ponieść emocjom, zapominając o wszystkim i wszystkich. Był już tylko Draco.

***

Kolejny wieczór i kolejna randka. Spotkania w Pokoju Życzeń były już ich zwyczajem. Za każdym razem, gdy Seamus przychodził, Daniel był już w środku, witając go w nowej scenerii.
Tym razem siedzieli na łące. Na trawie znajdował się rozłożony koc, na którym usiedli - Seamus pomiędzy nogami Krukona, wtulony plecami w jego klatkę piersiową. Chwilę wcześniej jedli czekoladowe żaby, popijając je piwem kremowym. Śmiali się, dotykali i Gryfon jeszcze nigdy nie czuł się tak wspaniale. Te wszystkie spotkania, głupie romantyczne gesty... Podobało mu się to. Wszystko mu się podobało.
A teraz, gdy siedzieli w przyjemnej ciszy, Seamus znów to poczuł. Napięcie. Powoli unoszące się włoski na rękach, przyjemne ciarki wypełniające ciało i świadomość każdego oddechu Daniela, owiewającego jego szyję i ucho. Czuł kciuk, czule gładzący kostki jego dłoni i... Merlinie, był tak bardzo napalony! Wyobrażał sobie, jak wspaniale byłoby oddać się temu chłopakowi! Czuć te usta na skórze, dłonie zagarniającego jego ciało i słuchać głośnych jęków, kiedy robiłby mu dobrze.
Odetchnął głęboko, doskonale słysząc swoje galopujące serce. Przekręcił się w jego ramionach, od razu odnajdując spojrzeniem kuszące usta. Oblizał wargi i bez wahania sięgnął po pocałunek. To już mieli opanowane. Na każdej randce całowali się dużo i długo. Ale teraz Seam chciał czegoś więcej.
Oderwał się od niego, ostatni raz liżąc jego dolną wargę, a następnie pocałował go w żuchwę i dobrał się do przyjemnie pachnącej szyi. Składał na niej mokre, powolne pocałunki, rozkoszując się jej smakiem i ciesząc brakiem sprzeciwu. Daniel nie powiedział jeszcze nic. Jedyną jego reakcją był mocniejszy uścisk i trochę przyspieszony oddech.
Był podekscytowany. Czuł, że dzisiaj właśnie jest ten dzień. Jego spodnie zrobiły się ciaśniejsze, a on odsunął się na chwilę, by móc popatrzeć na przystojną twarz Krukona. Starszy chłopak patrzył na niego spod wpół przymkniętych powiek, uważnie obserwując każdy jego ruch. Seamus uśmiechnął się mimowolnie, spuszczając wzrok. Czuł się całkowicie odkryty pod tym lustrującym spojrzeniem...
Przymknął oczy, zjechał dłońmi z ramion na jego pierś i począł rozpinać czarną koszulę. Nic nie mógł poradzić na pośpiech, który wdarł się do jego ruchów. Chciał już zobaczyć go nago!
Wystarczyły dwa guziki, kawałek odsłoniętej skóry i Gryfon już pochylił się do niej, badając ją gorączkowo ustami. Merlinie, nigdy tak nikogo nie pragnął!
- Seam... - cichy, niezbyt wyraźny szept. Chłopak zignorował go zbyt zaaferowany czuciem jego gorącej skóry i rozpinaniem ostatniego guzika. - Seam... - Teraz już wyraźniejszy i zdecydowanie bardziej głośny. Wsunął dłonie pod rozpiętą koszulę, z rozkoszą badając jego klatkę piersiową i mięśnie brzucha. Zachowywał się jak w transie; jakby nic do niego nie docierało. - Seamus!
Finnigan podskoczył, szeroko rozwartymi oczyma wpatrując się w zirytowaną twarz Krukona. Co się właśnie stało?
- Daniel...? - zapytał cicho, wyraźnie nie wiedząc, gdzie podziać swoje dłonie, które szybko zabrał z jego ciała. Wydawało mu się, że wszysko jest ok...
Starszy chłopak uśmiechnął się krzywo, szybko zapinając koszulę i poprawiając ją na swoim ciele.
- Nie chcę na razie tego robić, Seam.
Rozczarowanie było ogromne. Spływało na niego falami, ściskając gardło i wywołując drżenie dłoni.
- Dlaczego? - mruknął, nie potrafiąc ukryć zawodu w swoim głosie. Spuścił głowę, nie chcąc patrzeć mu teraz w oczy. Naprawdę zabolało.
- Nie chcę się spieszyć. - Daniel przysunął się do niego, raz jeszcze obejmując go w pasie. - Seam, spójrz na mnie.
Ale on nie patrzył. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego po raz kolejny został odrzucony. I tym razem Daniel zrobił to wyraźnie, jasno dając mu do zrozumienia, że nie chce uprawiać z nim seksu. Rozczarowanie, które wypełniało go od środka, szybko zaczęło przeradzać się w palący, niszczący wszystko, gniew. Czego w takim razie chciał?! Czego u niego szukał, skoro nawet nie chciał go przerżnąć?!
Szarpnął się, odsuwając jeszcze dalej i tym razem wściekle spoglądając na przystojną, zaniepokojoną twarz.
- Dobrze się bawisz?! - syknął, aż drżąc z gniewu. Wściekle wskazał dłonią na otoczenie. - Tego chcesz?! Bzdurnych, romantycznych widoków, trzymania za rączkę, ckliwych gadek i słodkich pocałunków? - Aż się zaśmiał, zupełnie już nie kontrolując swoich słów. - Tylko, że ja tego nie potrzebuje! Chcę pieprzenia, Daniel! Ostrego, mocnego rżnięcia i w dupie mam żałosne, romantyczne gesty!
Oddychał szybko, czując jak wreszcie wszystko z niego schodzi, gdy dostrzegł jego twarz. Pochmurną, zaciętą twarz i kobaltowe oczy, w których widniała wściekłość i tak wielki zawód, że Seamus aż wstrzymał oddech na ten widok. Nagle pożałował każdego wypowiedzianego słowa.
- Daniel... - zaczął, ale urwał, gdy zobaczył jak chłopak gwałtownie się podnosi, patrząc na niego ostro. Zbladł, nie potrafiąc wydusić z siebie nic więcej. A gdy tylko te kuszące, znajome usta wygięły się w pogardliwym uśmiechu, skulił się w sobie i odwrócił wzrok, nie mogąc dłużej na niego patrzeć. Dlaczego to zrobił? Co mu odbiło, by wypowiedzieć te wszystkie bzdury? Przecież potrzebował Daniela! Podobały mu się ich randki, uwielbiał jego drobne gesty i czułe pocałunki!
- No tak... Dziwka zawsze pozostanie dziwką. - Seamus nawet nie usłyszał dźwięku zamykanych drzwi. Nie zauważył, że pomieszczenie zaczęło się zmieniać i nagle stało się zwykłym, szarym pokojem. Jedyne o czym był w stanie myśleć, to słowa, które padły z ust Daniela. Znów nazwał go "dziwką"...
Nagły szloch wyrwał się z jego piersi, niemal go dławiąc. Nie był dziwką! Nie był!

***

- Harry? Śpisz? - usłyszał.
Leżeli na łóżku, wtuleni w siebie nawzajem. Harry uwielbiał te chwile, gdy mógł przytulić się do drugiego chłopaka. Czuł się wtedy bezpiecznie, a ciepło bijące od drugiego ciała sprawiało mu niemałą przyjemność.
Wyburczał coś w odpowiedzi i przekręcił się bardziej na plecy, żeby móc patrzeć na twarz kochanka. Uchylił powieki i zerknął na niego.
- Nieee... - mruknął, ziewając. - Stało się coś?
- Nie. - Draco pokręcił głową, wciąż kreśląc nikomu nieznane znaki na jego odkrytej piersi. - Po prostu zastanawiałem się... Nie wyglądasz ostatnio za dobrze.
- Już ci się nie podobam? - Uśmiechnął się, samemu dotykając jego włosów. Uwielbiał je. Były takie... niezwykłe. Jak cały Draco. Nierzeczywiste.
- To naprawdę ważne, Potter - burknął, wyraźnie marszcząc brwi. - Może jednak powinieneś iść do Pomfrey...
- Nie. - Uśmiech Harry'ego znikł. Musiał wyperswadować mu ten pomysł jak najszybciej. - Nic mi nie jest. Samo przejdzie. Jestem pewien.
- Dobrze wiesz, że nie. - Jego głos stał się twardszy, nie znoszący sprzeciwu. - Coś jest nie tak... Harry, ja... - zaciął się, wywołującym tym samym zdziwione spojrzenie u Gryfona. - Naprawdę się martwię...
- Och. - Uśmiech jaki pojawił się na jego twarzy po słowach Dracona, mógłby rozświetlić całą sypialnię. - Kocham cię...
Coś na twarzy Ślizgona drgnęło wyraźnie, ale Harry nie potrafił tego rozpoznać. Kochał Malfoya, znał go i mógł powiedzieć o nim naprawdę dużo, ale niektóre jego gesty, czy zachowania wciąż bywały dla niego niejasne. Draco był jedną wielką zagadką, a Gryfon każdego dnia odkrywał coś nowego. Jak na przykład dziś wieczorem, gdy wyszedł spod prysznica i zastał swojego chłopaka na łóżku, pochłoniętego lekturą, którą dał mu Snape. Potter przez chwilę nie potrafił wyjść z szoku, a później po prostu pozwolił sobie na szeroki uśmiech. Może jednak mógł mu powiedzieć... Ale jeszcze nie teraz. Najpierw sam musi oswoić się z tym, że jest w nim drugie życie.
- Mhm... Taak...? - Harry drgnął, wyrywając się ze swoich przemyśleń. Zmrużył oczy, gdy twarz Ślizgona znalazła się bliżej jego, a ciepłe wargi musnęły jego usta.
- Bardzo... - zamruczał, przeczesując dłonią jasne kosmyki. Ślizgon oparł głowę o jego pierś, a dłoń położył na jego płaskim brzuchu.
"Niedługo przestanę byś taki chudy" - pomyślał, uśmiechając się pod nosem.
- Potter?
- Hmm...?
- Obiecaj mi, że zawsze tak będzie... - Jego głos był niemal desperacki, co Harry od razu wyłapał, marszcząc brwi. - Obiecaj, że... że zawsze będziesz mnie kochał... - szepnął. Przez chwilę jego twarz wyglądała na tak udręczoną, że Gryfon aż poderwał się, łapiąc ją w dłonie. Był zaniepokojony. Zupełnie nie wiedział co się właśnie stało i dlaczego Draco wyglądał na tak zdesperowanego. Przemknęło mu przez myśl, że może miało to coś wspólnego z Voldemortem, ale przecież... Draco powiedziałby mu, jakby coś się działo, prawda?
- Hej, skarbie. Co się stało?
- Nic... - Przymknął oczy, wtulając policzek w jego dłoń. - Nic się nie dzieje, Harry.
Potter nie był do końca przekonany, ale nie wypytywał. Był pewien, że gdyby Ślizgon miał jakieś problemy, powiedziałby mu o nich. Ufali sobie. Mówili sobie wszystko. A przynajmniej tak mu się wydawało...
Złapał dłoń kochanka i położył ją na swojej piersi, w miejscu, w którym czuć było bicie serca.
- Zawsze tu będziesz, Draco. Nic nie jest w stanie zmienić moich uczuć do ciebie, bo... to jest już zbyt głęboko we mnie, rozumiesz? - Nic nie mógł poradzić na gorąco wstępujące na jego policzki. - Nieważne co się stanie i gdzie będziemy w przyszłości... Nigdy nie przestanę cię kochać.
To przemówienie dużo go kosztowało, ale był zadowolony, bo blondyn wyglądał na uspokojonego i... szczęśliwego.
- To dobrze - mruknął w odpowiedzi, na powrót układając głowę na jego klatce piersiowej. - Dobrze.
Malfoy już nic nie powiedział. Harry przeczesywał jego włosy, głaskał po szyi i policzku, a gdy oddech Ślizgona stał się regularny i spokojny, a on miał pewność, że blondyn pogrążył się we śnie, nie potrafił się powstrzymać i sennym głosem szepnął:
- Mam nadzieję, że kiedyś odpowiesz mi tym samym...
Po tym wyznaniu, ułożył się wygodnie i niemal natychmiast zasnął.
Szare oczy przez całą noc pozostały otwarte.

____________________
Następny rozdział: Nie mam pojęcia. Niczego nie obiecuję. Wszystko zależy od mojej weny.