sobota, 25 października 2014

Rozdział 20

Kochani, przed wami nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba xD Jak już zapewne zauważyliście, pojawiła się nowa strona o nazwie 'Spam'. Mam nadzieję, że chętnie będziecie dodawać tam linki do swoich opowiadań. Chętnie przeczytam coś waszego ;)
Rozdział niebetowany, więc wybaczcie za błędy.
Pozdrawiam ;)

_______________________________________________________________________________

Jeśli myślał, że to jedno kichnięcie było niczym to następnego dnia boleśnie przekonał się, jak bardzo się mylił. Czuł się tak, jakby przejechał po nim czołg. Jego głowa pulsowała tępym bólem, a całe ciało było opadnięte z sił, przez co nie bardzo mógł się poruszać. Nie wspominając już o nieprzyjemnie drapiącym gardle i katarze. Otworzył oczy i leżał tak chwilę, nim spróbował się podnieść. Nadaremnie. Westchnął i zachrypiał:
- Dean...?
Nie wiedział, która była godzina, ale miał nadzieję, że jego przyjaciel już się obudził. Wiedział, że gdyby godzina była późniejsza, chłopak obudziłby go. Ostatnio mieli taką niepisaną zasadę, że budzili się wzajemnie, gdy jeden z nich zaspał.
- Dean! - spróbował raz jeszcze.
Chwila ciszy, a następnie jakieś poruszenie na drugim łóżku.
- Harry...?
Potter chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył, bo kichnął potężnie, co skutecznie mu to uniemożliwiło. Przymknął oczy i wyczarował sobie opakowanie chusteczek. Wiedział, że na tym jednym dziś się nie skończy. Do jego otępiałego umysłu dotarł dźwięk kroków, więc szybko wyciągnął jedną z chusteczek i wytarł się. Uniósł powoli ociężałe powieki i ujrzał Deana stojącego przy jego łóżku, który wpatrywał się w niego ze zmartwieniem.
- Wyglądasz strasznie - skomentował, a Harry nie potrafił się powstrzymać od delikatnego grymasu.
- Dzięki - powiedział z przekąsem. - Właśnie to chciałem usłyszeć.
Thomas wyszczerzył się tylko i bezceremonialnie usiadł na jego łóżku, od razu sięgając do jego włosów. I choć Potterowi wydało się to trochę dziwne, nie skomentował tego.
- Ale się urządziłeś... - mruknął.
Brunet wywrócił oczami.
- Jakbym tego nie wiedział... - powiedział, a następnie kichnął. Jego nos był cały czerwony, a oczy załzawione.
Dean stwierdził w myślach, że Potter wyglądał uroczo. Szybko jednak zganił się w duchu i przywołał Zgredka. Chciał zaopiekować się przyjacielem.
Skrzat pojawił się z głośnym pyknięciem, a jego duże oczy stały się jeszcze większe, gdy ujrzał chorego Gryfona.
- Harry Potter chory! - zapiszczał.
- Tak, Zgredku - odpowiedział Thomas. - Mógłbyś przynieść Harry'emu gorącej herbaty?
- Tak jest, sir!
Chłopak uśmiechnął się lekko i zwrócił swój wzrok na przyjaciela, który naprawdę fatalnie wyglądał. Zrobił zmartwioną minę.
- Iść po panią Pomfrey?
Energicznie pokręcił głową.
- Czemu?
- Samo przejdzie. - Wzruszenie ramion.
- Harry... nic samo nie przechodzi... - mruknął. - Ale skoro nie chcesz to wypróbujemy mugolski sposób. Mama nigdy nie ufa tym dziwnym miksturom magicznym, jak ona to mówi, więc zawsze daje mi mugolskie leki na drogę... - Westchnął ze znużeniem. - Może wreszcie na coś się przydadzą. - Wstał i podszedł do swoich rzeczy. Otworzył kufer, z którego wysypała się kupa książek i kałamarzy, ale zignorował je i począł przerzucać wszystko w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych. W tym samym czasie Zgredek wrócił z gorącą herbatą, którą postawił na szafce nocnej, odganiając tym samym Silvera, co ten skwitował głośnym syknięciem.
- Coś jeszcze przynieść dla Harry Potter, sir?
- Nie, dziękuję Zgredku. - Harry uśmiechnął się i z trudem uniósł się do siadu. Wszystko go bolało!
Skrzat obrzucił go jeszcze jednym zmartwionym spojrzeniem, a następnie skinął głową i zniknął. Tymczasem Thomas z niemym okrzykiem zwycięstwa wyciągnął opakowanie tabletek z kufra i w dwóch krokach znalazł się przy łóżku przyjaciela. Żaden z nich nie zauważył budzącego się Neville'a.
Dean dał jedną z tabletek Harry'emu, a następnie ostrożnie podał mu szklankę z herbatą. Ten z zadowoleniem objął ją dłońmi i upił łyk, czując cudowne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Nie trwało to jednak długo, ponieważ kichnął potężnie, omal nie rozlewając zawartości szklanki.
- Prze-przepraszam - wymamrotał i podał napój chłopakowi, a sam sięgnął po chusteczkę. Miał dość.
I gdyby w tej chwili nie pochylił się, będąc zbyt skupionym na smarkaniu, zauważyłby parę brązowych oczu, która wpatrywała się w niego z niezwykłą czułością. Nic takiego się jednak nie stało i gdy Harry uniósł głowę, ujrzał jedynie zmartwienie wymalowane na twarzy przyjaciela.
- Och, jesteś chory?
Obaj zwrócili się w stronę łóżka Neville'a, który siedział na posłaniu i spoglądał na nich z podejrzliwością wymalowaną na twarzy. Zielonooki nie miał pojęcia o co mu chodziło, więc zmarszczył lekko czoło, ale odpowiedział skinieniem głowy.
- Dean nie zaprowadził cię do pani Pomfrey?
- E... nie chciałem iść do Skrzydła Szpitalnego...
Longbottom wzruszył ramionami, obrzucił Thomasa jeszcze jednym trudnym do odczytania spojrzeniem i poszedł do łazienki. Potter spojrzał ze zdezorientowaniem na drugiego Gryfona.
- Pokłóciliście się?
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami.
Harry uniósł jedną brew ku górze, ale nic więcej nie powiedział, bo powstrzymał go kolejny atak kaszlu. Z jego szmaragdowych oczu pociekły słone łzy. Czuł się naprawdę koszmarnie.
- Połóż się. - Dean delikatnie pchnął go, gdy uspokoił się.
Ułożył się wygodnie i przymknął oczy. Był zmęczony i stwierdził, że drzemka to dobry pomysł. Gdzieś na granicach świadomości zarejestrował dźwięk otwieranych drzwi, a następnie usłyszał głos Neville'a.
- Idziesz?
Najprawdopodobniej zwracał się do Deana, więc Harry postanowił to zignorować, ale wstrzymał oddech, gdy usłyszał odpowiedź chłopaka.
- Nie. Zostanę i zaopiekuje się nim.
Z trudem uchylił powieki. Z nieznanych mu powodów zrobiło mu się ciepło na sercu. To było miłe.
- Nie musisz... - wydukał.
Thomas uśmiechnął się w całkowicie uroczy sposób, przez co w jego policzkach pojawiły się delikatne dołeczki. Potter otworzył szerzej oczy.
- Hej, nic się nie stanie, jak raz opuszczę zajęcia.
Zielonooki pokiwał tylko głową, całkowicie zdezorientowany nagłą myślą, która pojawiła się w jego głowie. Nigdy nie zwracał uwagi na wygląd drugiego chłopaka, więc teraz uderzyło to w niego ze zdwojoną mocą. Przymknął oczy. Dean Thomas był cholernie seksownym skurczybykiem i on nigdy nie powinien tego zauważyć.

***

Draco był zdenerwowany. Harry nie pojawił się na żadnych zajęciach, nie było go też na posiłkach. Jakby tego było mało, nie miał z nim żadnego kontaktu, przez co nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział też, czy próba dostania się do Pokoju Wspólnego Gryfonów jest dobrym pomysłem. Dlatego kręcił się wokół wejścia do Wielkiej Sali, czekając aż ten idiota Longbottom skończy się obżerać i wyjdzie wreszcie. Miał nadzieję, że ten wie, co się dzieje z Potterem. Uśmiechnął się nieprzyjemnie. Lepiej dla niego, żeby wiedział.
Był już naprawdę mocno zirytowany, gdy wreszcie zauważył Gryfona opuszczającego pomieszczenie. Nim ten zdążył się zorientować, Draco już ciągnął go za koszulkę w bardziej ustronne miejsce. Otworzył drzwi do składzika na miotły i wepchnął tam zdezorientowanego chłopaka. Zatrzasnął drzwi, pogrążając ich w ciemności, a następnie wyciągnął różdżkę i oświetlił malutkie wnętrze.
- Co się dzieje z Potterem?! - wysyczał.
Neville przełknął ślinę, słysząc ton Ślizgona. Nie wiedział, czy Harry tego nie widział, czy może to go kręciło, ale Malfoy bywał naprawdę przerażający i nieobliczalny.
- Ch-chyba nie mnie powinieneś o to pytać... - wydukał.
- Co masz na myśli?!
Brunet wstrzymał oddech. Nie chciał robić problemu kolegom, ale... Ginny nie powinna znów cierpieć. Najpierw Harry, teraz Dean... A przecież on dałby jej szczęście, gdyby tylko zwróciła na niego uwagę!
- Cóż... Harry i Dean bardzo się do siebie zbliżyli w ostatnim czasie...
Draco zacisnął pięści, ledwo powstrzymując warknięcie, które chciało się wydobyć z jego ust. Miał nadzieję, że dwuznaczność tych słów była przypadkowa.
- Co ty pieprzysz?! - syknął.
Longbottom przygryzł wargę.
- Z tego co wiem, obaj są teraz bardzo zajęci...
Ślizgon warknął i z prędkością światła opuścił składzik, omal nie wyrywając drzwi z zawiasów. Thomas! Wiedział, że był zagrożeniem! Wiedział od początku!
Jeśli go tknąłeś, zabiję cię! - pomyślał - I nie tylko ciebie!

***

Zimno. Czuł przeraźliwe zimno, które sprawiało, że jego ciało trzęsło się spazmatycznie. Skulił się, starając się jeszcze bardziej naciągnąć na siebie kołdrę, choć wiedział, że to niemożliwe. Chciał ogrzać się magią, ale choroba nie pozwalała mu się skupić. Po raz pierwszy czuł się naprawdę ograniczony, a nieobecność Deana, który musiał zejść na chwilę na dół, żeby porozmawiać z Ginny, sprawiała, że czuł się jeszcze gorzej.
- Merlinie, Harry!
Brunet drgnął, gdy usłyszał głos chłopaka. Przymknął oczy, czując się znacznie lepiej. Mógł przynajmniej poprosić go o czar ocieplający.
- Z-zimno... - szepnął.
Zdziwił się jednak, gdy poczuł ruch obok siebie, a następnie jego oczy otworzyły się szerzej, gdy kołdra uniosła się, a obok niego spoczęło wysportowane, męskie ciało.
- C-co t-ty...? - sapnął.
- Cii... musisz się ogrzać, a to jest najlepszy sposób.
Dziwnie było czuć ramiona Deana owinięte wokół swojej talii. Nie było to nieprzyjemne uczucie, ale Harry miał dziwne wrażenie, że powinien czuć się niekomfortowo. W końcu jego chłopakiem był Draco, nie Dean.
Przekręcił się trochę, tak aby jego głowa leżała na klatce piersiowej chłopaka. Czuł bijące od niego ciepło, więc wtulił się w niego jeszcze bardziej. Przymknął oczy, starając się odepchnąć od siebie dziwne myśli, które przypominały mu, że nigdy nie powinien znaleźć się w takiej sytuacji z innym facetem.

***

Wejście do Pokoju Wspólnego Gryfonów nie okazało się tak trudne, jak myślał. Wystarczyło zwykłe zaklęcie Kameleona i jakaś głupia, pierwszoroczna Gryfonka, za którą wemknął się do środka. Ciężko było się nie skrzywić, gdy ujrzał intensywne barwy Gryffindoru. Czerwień i złoto. Obrzydliwe. Zlokalizowanie męskiego dormitorium szóstego rocznika było nieco trudniejsze, ale po paru próbach wreszcie mu się udało. Starając się być cicho, uchylił drzwi i wślizgnął się do środka. Szybko obrzucił wzrokiem całe pomieszczenie, a widząc nieznacznie przysłonięte kotary jednego z łóżek, podkradł się tam. W dormitorium było cicho, więc Draco przypuszczał, że Longbottom go okłamał za co z pewnością jeszcze zapłaci. Odsunął obrzydliwie czerwoną kotarę i... poczuł jak krew zaczyna się w nim burzyć. Na łóżku spały dwie osoby, wtulone w siebie nawzajem. I nieważne było, że Harry miał na sobie piżamę. Ważne, że jego głowa spoczywała na gołej klatce Deana Thomasa, który obejmował go ramionami. Chęć mordu jeszcze nigdy nie była tak silna, jak w tym momencie.
- CO TU SIĘ, KURWA, DZIEJE?! - zagrzmiał.
Jego głos spowodował, że dwójka Gryfonów natychmiast się obudziła, rozglądając się wokół nieprzytomnie. Gdy ich wzrok spoczął na Ślizgonie, Potter zbladł, a Thomas... miał czelność uśmiechnąć się pod nosem. W Draco zawrzało.
- Nie wiedziałem, Potter, że twoja przyjaźń z tym... - obrzucił chłopaka zniesmaczonym spojrzeniem - ...czymś, wzniosła się na nowy poziom.
Nic nie mógł poradzić na to, że jego głos zabrzmiał tak gorzko. Po prostu nie spodziewał się po tym szlachetnym Gryfonie takiego zagrania.
Harry, słysząc słowa chłopaka, gwałtownie odsunął się od przyjaciela, omal nie spadając z łóżka.
- D-Draco t-to nie t-tak... - wyjąkał, czując jak coś ciężkiego opada mu na dno żołądka. Nie chciał go stracić przez taką głupotę!
- Daj spokój, Potter. - Jego głos był tak zimny, że Gryfon aż się wzdrygnął. Thomas wciąż się nie odzywał, jedynie obserwował ich.
- Draco... proszę... - Trochę pokracznie podniósł się z łóżka, chcąc podejść do Malfoya. Do tej chwili nie wiedział, jak bardzo ważny jest dla niego Draco. Teraz już był pewien, że bez niego nie dałby sobie rady... Potrzebował go. Przecenił jednak swoje możliwości, ponieważ osłabione chorobą ciało od razu zaprotestowało i Harry runął jak długi wprost w ramiona zaskoczonego Malfoya.
- Co ty... - zaczął, ale przerwał mu głos zdenerwowanego Gryfona:
- J-ja j-jestem chory i było mi z-zimno i Dean położył się t-tylko na chwilę, ż-żeby mnie ogrzać... - zatrząsł się gwałtownie, czując chłód na całym ciele. - Ja naprawdę... Merlinie, Draco, przepraszam! - Jego głos był płaczliwy, a w oczach miał już łzy, które z ledwością postrzymywał.
- Cii... - Draco nie spodziewał się takiego ataku histerii. Nie spodziewał się też tego, że Harry może być chory, a z łatwością mógł stwierdzić, że ten nie kłamie. Wystarczyło przyjrzeć się jego drżącemu ciało i zaczerwienionemu nosowi.
- Wierzę ci, Harry - szepnął cicho i delikatnie pogłaskał go po kruczoczarnych, lekko tłustych włosach.
- Och... - Potter odetchnął głęboko i całym ciężarem ciała oparł się o blond włosego Ślizgona. Naprawdę nie miał siły.
Malfoy spojrzał na łóżko, chcąc przekazać Thomasowi, żeby się wynosił, bo JEGO Harry musi się położyć, ale ten stał już przy posłaniu, całkowicie ubrany, z dłońmi w kieszeniach spodni. Obrzucił ich spojrzeniem, a jego usta zacisnęły się w wąską kreskę. Draco mógł się założyć, że ten zaciska teraz dłonie w pięści. Sam zareagował tak samo.
- Zajmij się nim, Malfoy. On naprawdę koszmarnie się czuje. - Jego ton był obojętny, choć obaj wiedzieli, że gdyby nie obecność Harry'ego, już dawno by się pojedynkowali. - Pójdę do Ginny. Trzymaj się, Harry.
Potter wyszeptał ciche "dziękuje" i z ulgą opadł na łóżko.
Malfoy okrył go dokładnie kołdrą i pochyliwszy się, pocałował jego czoło.
- Za chwilę wrócę - szepnął, a następnie opuścił pomieszczenie. Widok Thomasa stojącego w korytarzyku wcale go nie zdziwił. Znalazł się przy nim w dwóch krokach, przyciskając go do ściany.
- Jeszcze jeden taki numer, a pożałujesz, że się urodziłeś! -
syknął.
Gryfon patrzył prosto w jego szare oczy.
- Nie boję się ciebie, Malfoy.
- Więc może czas... - pochylił się jeszcze bardziej, omal nie stykając się z nim nosem - ...abyś zaczął. - Odsunął się od niego. - On jest mój, Thomas. Zapamiętaj.
I odszedł, zostawiając za sobą wściekłego Deana, który zacisnął zęby z nieopisanej wściekłości. Widok Harry'ego i Ślizgona razem był... Chłopak jeszcze nigdy nie czuł takiej zazdrości. To uczucie spalało go od środka. Warknął i uderzył pięścią w ścianę. Nie chciał tego czuć za każdym razem, gdy ich zobaczy. To go zniszczy. Był tego pewien.

***

Harry obudził się tuż przed północą, czując się znacznie lepiej, choć wciąż był osłabiony. Draco nie spał z nim tylko dlatego, że miał dziś szlaban z Filchem i Gryfon przekonał go, aby na niego poszedł. Sam nie udał się na swój szlaban do Snape'a, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miał na to siły. Leżał tak z zamkniętymi oczami, gdy do jego otępiałego umysłu dotarł jakiś dziwny dźwięk. Jakby ktoś chodził po dormitorium, ale nie był pewien. Z pewnością nie był to Dean, którego dźwięk kroków, ku własnemu zaskoczeniu, potrafił rozpoznać z daleka. Otworzył powoli oczy i omal nie krzyknął, gdy ujrzał nad sobą przerażającą, czarną sylwetkę. Jego serce galopowało dziko, a oddech stał się urywany. Dopiero gdy przyjrzał się lepiej i zrozumiał, że to tylko Snape, pozwolił sobie na wzięcie głębokiego oddechu. Tak się przestraszył!
- Potter! - Mężczyzna wysyczał jego nazwisko w taki sposób, że ten się wzdrygnął. Snape był naprawdę wściekły. - Po raz kolejny opuściłeś zajęcia, a później nie pojawiłeś się na swoim szlabanie! Zechcesz mi to wytłumaczyć?!
- Nie miałem siły, profesorze. Jestem chory. - Miał nadzieję, że Snape nie wścieknie się jeszcze bardziej...
Mistrz Eliksirów zmrużył oczy, a następnie, ku przerażeniu Pottera, pochylił się nad nim jeszcze bardziej i przyłożył swoją dłoń do jego czoła.
- Jesteś idiotą, Potter! - warknął, a następnie szarpnął swoją szatę i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni fiolkę z eliksirem. - Pij!
Harry posłusznie wypił zawartość, czując obrzydliwy smak Eliksiru Pieprzowego.
- Jutro w moim gabinecie o dwudziestej! I nie spóźnij się! - Warknął, a następnie opuścił pomieszczenie, łopocząc swoimi czarnymi szatami.
Harry zamrugał oczami, lekko skonsternowany zachowaniem swojego profesora. Severus Snape bywał naprawdę zaskakującym człowiekiem.  Odetchnął głęboko, czując nagły przypływ sił. Eliksir działał świetnie. Dopiero teraz wpadł na to, że zamiast leżeć tutaj lub iść do Skrzydła Szpitalnego, mógł poprosić Snape'a o jedną fiolkę eliksiru. Faktycznie, był idiotą.
Przekręcił się na drugi bok i zapatrzył w przestrzeń, widząc jedynie ciemność nocy. W ciągu dnia wydarzyło się tyle rzeczy i musiał je teraz przemyśleć. Nie mógł zrozumieć jakim cudem dopuścił do sytuacji, w której jego związek z Draco zawisł na włosku. I to jeszcze z tak głupiego powodu. Przymknął oczy. Będzie musiał wytłumaczyć swojemu chłopakowi, że Dean jest tylko przyjacielem. Nikim więcej.

_____________________
Następny rozdział: 08.11

sobota, 18 października 2014

Prośba

Cóż, tym razem nie przychodzę z nowym rozdziałem, a prośbą. Nasza beta Nat bierze udział w konkursie i chciałabym was prosić, abyście zagłosowali na nią. Oczywiście to nic zobowiązującego, a pod spodem wstawiam tekst, który jest naprawdę fajny i moim skromnym zdaniem zasługuje na zajęcie jakiegoś miejsca ;p
A tak poza tym to od razu odpowiem na komentarze:
Oczywiście, że można mnie wielbić! Nie mam nic przeciwko! xDD
Severus jest postacią, która widziała w swoim życiu wiele śmierci, więc pogrzeb jakiegoś nieznanego mu mugola nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Poza tym to wciąż jest ten stary, wredny Snape! Nie zapominajmy i tym i nie spodziewajmy się jakichś nagłych przebłysków dobroci.
Draco jest bardzo złożoną postacią i rozumiem Twoją awersję, bo jego zachowanie często nie jest takie, jakie być powinno, ale czasami nasze czyny są podyktowane nagłymi emocjami i później nie da się już tego odkręcić... Ale mam nadzieję, że zdobędzie on jeszcze Twoją aprobatę ;)
Wszystkim dziękuję za komy. Jesteście wspaniali <3

Link: Przyjaciel

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 19

Niespodzianka! Jakimś cudem udało mi się wyrobić w tym tygodniu, więc przed wami następny rozdział. Bardzo się cieszę, że bonus z Deanem został tak miło przyjęty. Uwielbiam Deana i już zaplanowałam mu przyszłość. Jaką? Tego dowiecie się w przyszłości ;)
Jesteście cudowni w swoich komach. Bardzo wam za nie dziękuję. I tak, można mi się oświadczać!
A poza tym... czy tylko ja zbierałam wczoraj szczenę z podłogi po naszej wygranej z Niemcami? xDD
Pozdrawiam ;)

_______________________________________________________________________________

Wylądowali w ciasnej uliczce pomiędzy dwoma ogromnymi budynkami, naprzeciwko cmentarza. Harry, gdy tylko otrząsnął się z lekkiego otumanienia spowodowanego teleportacją, wyciągnął telefon i wybrał numer swojej przyjaciółki. Chwilę z nią rozmawiał, a gdy skończył, spojrzał na blondyna stojącego obok i powiedział:
- Czeka na nas z przodu.
Ten skinął głową i wyciągnął dłoń. Harry ujął ją z niemą ulgą. Wsparcie chłopaka było mu teraz bardzo potrzebne.
Ruszyli w stronę cmentarza i już po chwili ujrzeli drobną blondynkę, która nerwowym ruchem odgarniała grzywkę do tyłu.
Szybkim krokiem podeszli do niej i nim minęło pięć sekund, przyjaciółka już znajdowała się w jego ramionach, drżąc na całym ciele.
- Cii... - szeptał, czując się naprawdę źle. Musiał być oparciem dla dziewczyny, choć sam słabo się trzymał. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Draco.
- Musimy być silni, kochana - mruknął. Nie wiedział jak się zachować!
- W-wiem... - zaszlochała. - To po prostu jest takie trudne...
Zacisnął wargi, starając się nie wybuchnąć. Przez ostatnie dni płakał niemal bez przerwy i nawet nie wiedział, czy mógł jeszcze to robić.
- Musimy iść.
Potter przymknął oczy, słysząc głos swojego chłopaka. Miał wrażenie, że znalazł się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie czas płynie znacznie szybciej. Czuł się tak jakby dopiero dwie godziny temu dowiedział się o tym strasznym wypadku, a tu minęło już dwa dni...
Zerknął kątem oka na drugą stronę ulicy i omal nie jęknął, widząc grupkę ludzi ubranych na czarno. Nie wiedział, że minęło już tyle czasu.
- Chodź - mruknął i wziął dziewczynę pod rękę. Spojrzał jeszcze w bok, w szare oczy, które mimo swojego zimna zdawały się dodawać mu otuchy. Odetchnął. Wyprostował się i ruszył w stronę przejścia dla pieszych, delikatnie ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Da sobie radę. Był tego pewien.
Prawie pewien.

***

Deszcz był odpowiedni. Przynajmniej tak myślał Harry, gdy stał pod dużym czarnym parasolem wraz ze swoją przyjaciółką i chłopakiem, patrząc na ciemną brązową trumnę i pastora, który mówił coś z przejęciem. Zielonooki nigdy nie pojmował, jak ludzie mogą wierzyć, że istniał ktoś na tyle potężny, by stworzyć świat, ale do jedenastego roku swojego marnego życia nie wierzył też w magię, więc w obecnej chwili nie był pewny już niczego. Jego wzrok prześlizgiwał się po niewielkiej grupce ludzi, która przyszła tutaj pożegnać swojego kolegę, przyjaciela, syna. Najwięcej osób było w wieku chłopaka. Harry znał kilkoro z nich z koncertów. Wśród nich był też były Phila, z którym ten zerwał tydzień przed tym, jak wraz z Alice znaleźli Pottera w parku. Wyglądał tak, jak Harry się czuł, czyli okropnie. Najwidoczniej czuł do Phila więcej, niż ten sądził.
Trochę dalej stała kobieta ubrana w czarną garsonkę, z brązowymi włosami spiętymi w wysokiego koka. W jednej dłoni trzymała rączkę parasola, a w drugiej spoczywała chusteczka, którą co jakiś czas ocierała oczy. Harry nie znał jej, ale słyszał o niej tak wiele, że po prostu nią gardził. Nie mógł zrozumieć, jak matka mogła wyrzucić z domu własne dziecko tylko dlatego, że dowiedziała się o jego homoseksualizmie. Przecież on miał raptem szesnaście lat! Nieświadomie ścisnął dłoń swojego chłopaka, co wywołało u niego ciche syknięcie. Potter spojrzał na niego z niezrozumieniem i dopiero po chwili zreflektował się, puszczając go. Nic nie mógł poradzić na to, że widok tej kobiety wywoływał w nim odrazę. Teraz udawała cierpiącą matkę, a przez trzy lata miała gdzieś, co się dzieje z jej jedynym dzieckiem.
- Przepraszam - szepnął.

Chwila, w której musiał podejść do trumny i rzucić na nią trochę ziemi w symbolicznym geście była trudna, choć sądził, że poradził sobie całkiem nieźle. Phil byłby z niego dumny. Gorzej było, gdy wszystko zostało już powiedziane, ciało jego przyjaciela spoczywało głęboko pod ziemią, w przyszłości stając się pokarmem dla robaków, a do nich podchodziła matka ich przyjaciela z miną, która sugerowała, że jest bardziej niż chętna do rozmowy z nimi. Trochę spanikował. Przysunął się bliżej Draco, całkowicie zapominając o homofobicznych skłonnościach tej kobiety. Zresztą, nawet gdyby o tym pamiętał i tak miałby to w dupie.
Malfoy objął go w pasie i delikatnie pocałował koło ucha, czując drżenie jego ciała. Na twarzy kobiety pojawiło się zaskoczenie, choć nie zwolniła kroku. Najwidoczniej była bardziej zdeterminowana niż myśleli.
- Czego ona tu chce?! - warknęła Alice. - Zaraz ją wytargam za te poukładane kudły!
- Hej, spokojnie. - Draco zapobiegawczo położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - Nie prowokuj mnie do użycia magii.
- Puszczaj - syknęła, wyrywając się. Była rozdrażniona.
Harry rozumiał, że gniew był reakcją obronną dziewczyny, więc nie skomentował. Poza tym sam czuł irytację, widząc matkę Phila.
- Witajcie. - Przywitała się z nimi kiwnięciem głowy. - Byliście przyjaciółmi mojego syna?
Skinęli głowami.
- Ja... chciałabym wam podziękować za to, że opiekowaliście się nim. Cieszę się, że nie był sam.
- Phil nie potrzebował opieki. Był bardzo samodzielny. - Alice nie mogła się powstrzymać. - Ale co może pani o tym wiedzieć...
Potter posłał przyjaciółce karcące spojrzenie. Prychnęła.
- Przepraszam za przyjaciółkę. Oboje ciężko to przeżyliśmy...
- Nic się nie stało. - Kobieta uśmiechnęła się smutno. - Zasłużyłam, nieprawdaż? Zbyt późno zrozumiałam, że popełniłam największy błąd w swoim życiu... - Westchnęła, a z jej oczu wypłynęło kilka łez. - Cóż, jeszcze raz bardzo dziękuję.
Powiedziawszy to, odeszła, a Harry pomyślał, że jest mu jej żal. Przecież ona straciła syna. Jedyne dziecko, które z pewnością kochała, choć głupie zaślepienie sprawiło, że popełniła w swoim życiu jeden, bardzo znaczący błąd. I będzie z tym zmagać do jego końca. Chyba udało mu się ją zrozumieć na tyle, by jego niechęć trochę osłabła. Okazało się, że jednak jej łzy nie były udawane. A przynajmniej takie odniósł wrażenie po rozmowie z nią.
Gdy wreszcie wszyscy zniknęli, a na cmentarzu zostali tylko oni, Harry wysunął się z objęć blondyna i niepewnym krokiem podszedł do nagrobka. Czuł się trochę surrealistycznie, patrząc na czarno-białe zdjęcie swojego najlepszego przyjaciela. Krople deszczu spływały po jego brzoskwiniowych policzkach, gdy tępym wzrokiem wpatrywał się w szarą płytę. Nie wiedział, że jego granica właśnie pęka, póki nie znalazł się na kolanach, nie płacząc, a krzycząc z rozrywających go emocji. Najwidoczniej płacz, który chodził za nim przez ostatnie dwa dni, nie był wystarczający i teraz potrzebował oczyszczenia. Prosił, błagał i drapał nagrobek, pragnąc by przyjaciel wrócił do niego. By wszystko było tak jak kiedyś. Nadaremno. Czuł się tak, jakby rozrywano mu serce. Nigdy więcej nie chciał czuć czegoś takiego. Nigdy.

***

- Boże, co się z nim dzieje?! Musimy do niego iść!
- Zostaw go.
- Ale spójrz na to! On wpadł w jakąś... histerię.
Draco pokręcił głową, patrząc na swojego chłopaka, klęczącego w błocie, z dłońmi zaciśniętymi na płycie nagrobnej i z twarzą wyrażającą nieopisaną rozpacz.
- Nie... on tego potrzebuje.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę.
- O czym ty mówisz?
- O katharsis. Jego katharsis.

***

Uspokojenie zajęło mu sporo czasu, choć nie był pewien ile dokładnie. Wiedział tylko, że gdy doszedł do siebie, poczuł się o wiele lepiej. Jakby spadło z niego coś ciężkiego. Wyciągnął dłonie całe w błocie i krwi, która zdążyła już zakrzepnąć, a już po chwili znajdował się na nich mały wieniec z hebanowych róż. Uśmiechnął się smutno i oparł go o nagrobek.
- Mam nadzieję, że zawsze będziesz gdzieś obok... - szepnął.
Obrzucił jeszcze jednym uważnym spojrzeniem zdjęcie swojego przyjaciela i wstał z klęczek. Jego czarne spodnie były całe w błocie, a on sam czuł się cały przemoknięty i przemarznięty. Zadrżał, dopiero teraz odczuwając chłód. Był cały skostniały. Odwrócił się i ujrzał Draco wraz z Alice stojących w tym samym miejscu, w którym ich zostawił. Chłopak patrzył na niego uważnie i ze skupieniem, a przyjaciółka... z przerażeniem. Cóż, z pewnością wyglądał strasznie. Ruszył powoli w ich stronę, w drodze wykonując gest dłonią. Jego ubranie było już czyste i suche, a dłonie wyleczone.
- Idziemy? - zapytał, gdy podszedł do nich, a Draco złapał jego dłoń. Jego głos brzmiał spokojnie, jakby przed chwilą nic się nie wydarzyło. Blondynka była wstrząśnięta.
- Harry... - zaczęła, ale ten pokręcił głową. Nie chciał o tym rozmawiać.
Dziewczyna patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, ale w końcu skapitulowała i skinęła głową. Harry czuł, że jeszcze do tego wrócą. Najwidoczniej jego przyjaciółka nie była zachwycona z tego, że zatrzymał wszystko dla siebie i nie podzielił się z nią swoim żalem. Cóż, to on był mężczyzną i to on musiał być wsparciem dla niej, nie odwrotnie. Przynajmniej takie miał zdanie.
W trójkę ruszyli w stronę wyjścia.
- Wpadniecie do mnie? - Alice spojrzała na nich wyczekująco. Potter zagryzł wargę. Nie chciał jej odmawiać, ale... nie czuł się na siłach, by teraz z nią o tym rozmawiać.
- Przepraszam kochana, ale nie damy rady. Musimy już wracać, jeśli nie chcemy mieć problemów...
Oboje wiedzieli, że to kłamstwo, ale Harry starał się udawać, że nie widział zawodu w oczach dziewczyny, a ona próbowała przywołać na twarz uśmiech.
- Oczywiście. Rozumiem. - Uśmiechnęła się nieszczerze. - Zdzwonimy się, prawda?
- Tak, oczywiście. - Pocałował jej policzek. - Trzymaj się.

***

- Dlaczego to zrobiłeś?
Szli jedną z ulic Hogsmeade, choć obaj wiedzieli, że w obecnych czasach nie było to bezpieczne. Powinni zachowywać ostrożność i nie wychylać się, ale w tym momencie mieli to gdzieś, obaj pogrążeni we własnych myślach. Dlatego Harry został trochę zaskoczony, gdy dotarł do niego głos Malfoya.
- Co? - mruknął i zamrugał oczami.
- Dlaczego nie przyjąłeś zaproszenia Alice?
- Bo... - zaciął się - ...po prostu nie mogę z nią na razie rozmawiać. Wiem, że ranię ją tym, ale nie potrafię, Draco. Po prostu nie potrafię. - Jego głos załamał się na końcu.
Draco spojrzał na niego uważnie, a potem bez ostrzeżenia złapał jego dłoń i pociągnął do przyciemnionego zaułka.
- Co...?
- Cii... - Blondyn położył palec na jego ustach, a następnie przyciągnął go do siebie. Harry odetchnął i przylgnął do niego jak małpka. Aż do teraz nie wiedział, jak bardzo tego potrzebował.
- Dziękuję - szepnął.
- Hmm...?
- Za to, że byłeś tam ze mną i... za to, że jesteś - mruknął, czując wypieki na policzkach. Nigdy nie był dobry w wyznawaniu swoich uczuć. Pocieszał się tym, że Draco nie widział jego twarzy.
Poczuł jak blondyn uśmiecha się w jego włosy.
- Zawsze będę. - Usłyszał, a jego szmaragdowe oczy zabłysły. Na to liczył.
Nie odezwał się już, a jedynie pozwalał się przytulać i sam chętnie wtulał się w męskie, gorące ciało. Czuł się lepiej i tak bardzo na swoim miejscu. Nie chciał tego stracić.

***

- Nie powinniśmy się wychylać. - Szli właśnie korytarzami Hogwartu, kierując się w stronę lochów. Była już szesnasta, a oni dopiero teraz wrócili z wioski, ponieważ wcześniej postanowili wstąpić jeszcze do kawiarenki na kawę i ciasto.
Uczniów kręcących się teraz po zamku nie było zbyt wielu, ale ci, którzy ich zauważyli od razu zwracali uwagę na ich złączone dłonie. Harry nic nie mógł poradzić na to, że był tym trochę zaniepokojony, ale gdy chciał puścić swego chłopaka, ten przyciągnął go bliżej siebie i mocniej ścisnął. Potter nie wstydził się swojego związku i był nawet trochę zadowolony z tego, że Draco chciał pokazać wszystkim, że z nim jest, ale zawsze pozostawała kwestia Voldemorta i jego sługusów.
- Chcę, żeby wszyscy wiedzieli do kogo należysz.
- To... miłe. - Gryfon poczerwieniał i spuścił wzrok. Malfoy czasami tak bardzo go zawstydzał!
- Rumienisz się, Potter. - Nie omieszkał go wykpić.
- Dupek! - syknął. W odpowiedzi usłyszał tylko dźwięczny śmiech blondyna. Zadrżał. Nic nie mógł poradzić na to, że ten dźwięk wywoływał dziwne ciarki na jego ciele. Miał nadzieję, że Malfoy niczego nie zauważył.
Gdy znaleźli się już w ciemnych i zimnych lochach, Harry wreszcie postanowił jeszcze raz spróbować porozmawiać z Draco o jego nagłym coming oucie.
- Nie powinieneś się ujawniać - mruknął.
Draco odwrócił się gwałtownie, złapał jego ramiona i pchnął go na ścianę. Potter nie mógł powstrzymać nagłego ukłucia strachu, choć obiecał sobie, że nigdy nie będzie bał się Ślizgona.
- C-co t-ty... - zaczął, ale przerwał mu wściekły głos chłopaka.
- Wstydzisz się, że jesteś ze Śmierciojadem, Potter?! - syknął.
Gryfon zamknął oczy, powoli uspokajając swój nerwowy oddech. W niczym nie pomagał mu fakt, iż Draco przyciskał go do ściany niemal całym swoim ciałem.
To nie on, Potter. To tylko Draco, twój chłopak - powtarzał sobie w myślach, choć niewiele mu to pomagało.
- Nie... - szepnął. - Odsuń się, proszę.
Malfoy wciąż patrzył na niego wściekle, a jego oczy ciskały gromy, ale po chwili... pojawiło się na niej przerażenie.
- Merlinie... - szepnął i odsunął się. - Harry... ja...
Pokręcił głową i przymknął oczy. Chciało mu się płakać.
- Chciałem... - zaczął - ...chodziło mi o Voldemorta. Co mu powiesz, gdy ten dowie się, że chodzisz z jego największym wrogiem?
- Myślałem nad tym... coś... coś mu wcisnę, nie musisz się martwić. Przepraszam.
- Dobrze... - odetchnął i pozwolił mu na objęcie się. Powoli wracał do siebie.
- Nie chciałem...
- Nic się nie stało. Zapomnijmy o tym.
Stali tak jakieś pięć minut, nim Harry poczuł, jak jego podbródek jest unoszony, a na jego ustach spoczywają inne, tak dobrze mu znane usta Ślizgona. Zamruczał i rozchylił wargi, pozwalając mu na głębszy kontakt. Draco całował cudownie i Potter czuł, że już się uzależnił.
- Jeszcze trochę i nie powstrzymam odruchów wymiotnych. Potter! Malfoy! Zanim się połkniecie, chciałbym się dowiedzieć, dlaczego nie było was na zajęciach!
Słysząc tak dobrze im znany głos, oderwali się od siebie i odwrócili gwałtownie, spoglądając wprost na Severusa Snape'a, który wyłonił się z ciemności z rękoma splecionymi na klatce piersiowej. Jego twarz była nieprzenikniona.
Gryfon postawił na szczerość.
- Ja... byłem na pogrzebie.
Brew uniesiona ku górze.
- Mój mugolski przyjaciel miał wypadek i...
- I postanowiłeś nie informować nikogo, że zamierzasz opuścić teren szkoły, aby pogrzebać mugola, tak?
- Ja...
- I rozumiem, że nie byłeś sam.
- Profesorze, my...
- Szlaban. Tygodniowy. Pan, panie Potter widzi się jutro ze mną o osiemnastej w moim gabinecie, a pan Malfoy z Filchem. I radzę się nie spóźnić. A teraz wracaj do siebie Potter, bo nie chcę znowu znaleźć was razem w jednym łóżku. Doprawdy, obrzydliwy widok.
I odszedł, a Harry stał chwilę z opadniętą szczęką. Nawet nie dał mu dojść do słowa!
- Nienawidzę go!
Z zaskoczeniem spojrzał na Draco, który zaciskał dłonie w pięści.
- Naprawdę? Myślałem, że go uwielbiasz!
- Żartujesz?! On jest nienormalny! Każdy o tym wie!
- Och... to ciekawa informacja... - mruknął, a potem kichnął. - Przepraszam.
- Nawet nie próbuj chorować, Potter!
- To tylko jedno kichnięcie, spokojnie. Ja... chyba faktycznie będę już szedł. Zobaczymy się jutro rano.
Draco spojrzał na niego z niezadowoleniem.
- Musisz?
- Yhym. Jeszcze muszę ogarnąć zadania, a mam ich sporo.
- Mogę dać ci spisać.
- Nie... - Pokręcił głową. - Sam muszę to zrobić.
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami. - Przegrałem z pracą domową. Staczasz się, Harry.
Harry zaśmiał się i cmoknął go w usta.
- Widzimy się jutro.
- Tak... jutro.

________________
Następny rozdział: 25.10

sobota, 4 października 2014

Bonus - Coś się zmieniło

Dzisiaj zamiast rozdziału mam dla was coś innego. Mam nadzieję, że się spodoba. Następny rozdział postaram się dodać za tydzień, ale niczego nie obiecuje.
Dziękuje za komentarze i kliknięcia ;)
A tak poza tym to już ponad 20000 wyświetleń, bardzo wam dziękuje! To naprawdę wiele dla mnie znaczy!
Pozdrawiam ;)

________________________________________________________________________________

Dean śnił. Jego sny były gorące, intensywne i zawsze kończyły się poranną erekcją.  Tak samo było tym razem, gdy leżał w łóżku, powoli uspokajając swój oddech po niedawno przeżytym orgazmie. W takich chwilach dziękował za bycie czarodziejem i zaklęcia wyciszające. Rzucił okiem na mugolski zegarek stojący na szafce nocnej i zaklął pod nosem. Piąta. Znów obudził się zbyt wcześnie, by chociażby zejść na śniadanie. Z krzywą miną wstał powoli z łóżka, czując nieprzyjemną lepkość w bokserkach. Musiał wziąć prysznic. Trochę krzywym krokiem przeszedł przez sypialnię, będąc niemal pewnym, że jego współlokatorzy jeszcze śpią. Wszedł do łazienki i od razu ruszył pod prysznic. Ściągnął z siebie brudne bokserki i wszedł pod letni natrysk. Chwilę ustawiał temperaturę wody, aż w końcu odchylił głowę i pozwolił gorącemu strumieniowi płynąć po swojej twarzy. Uwielbiał to uczucie. Było niesamowicie relaksujące. W jego umyśle pojawiły się wspomnienia dzisiejszego snu. Uśmiechnął się delikatnie. Może nie powinien tak tego odczuwać. Może powinien mieć jakieś wyrzuty sumienia, ale... nie potrafił. Gdy pierwszy raz zobaczył w swoim śnie Harry'ego... nie bał się. Nie przeraził się tego, że śnił mu się mężczyzna... w dość jednoznaczny sposób. Był chyba jednym z niewielu chłopaków hetero, a raczej myślących, że są hetero, którzy przyjęli to ze spokojem. Oczywiście było lekkie ukłucie niepokoju, ale szybko zniknęło, gdy po raz kolejny znalazł się w jednej klasie wraz z Potterem, spędzając czas na graniu i śpiewaniu. Tak naprawdę nie zmieniło się zbyt wiele. Ich relacja była czysto przyjacielska, Harry niczego się nie domyślał, a on tylko czasami zbyt długo spoglądał w jego szmaragdowe oczy, które przyciągały go niczym magnez. To była fascynacja. Potter był przystojnym chłopakiem i Thomas nie dziwił się, że po tylu dniach spędzonych w swoim towarzystwie, zwrócił na niego swoją uwagę. Tylko, że... coś się zmieniło.
Dean zaczął patrzeć nie tylko na ciało przyjaciela, ale przede wszystkim zdał sobie sprawę z tego, iż uwielbia tego chłopaka. Zaczął zwracać uwagę na jego nastroje, drobne gesty, czy jedzenie, które lubi. Interesowało go wszystko, co było związane z Harrym. Tylko, że był pewien problem. A nawet dwa. Malfoy i Ginny.
Gryfon wyciągnął dłoń i na ślepo zaczął szukać pomarańczowego żelu pod prysznic, który tak bardzo lubił. Gdy go znalazł, wycisnął trochę na dłoń i zaczął namydlać swoje ciało. Był całkiem nieźle zbudowanym, wysokim, ciemnoskórym chłopakiem. Miał dość spore powodzenie wśród dziewczyn, choć on sam nie zwracał na to zbyt dużej uwagi. Miał Ginny, a ostatnio... zaczął myśleć również o Harrym. Właśnie... ostatnimi czasy zdarzało mu się zapominać o swojej dziewczynie. Na ich wspólnych, potajemnych spotkaniach bywał nieobecny myślami, a pocałunki i wzajemne czułości już nie sprawiały mu takiej przyjemności jak kiedyś. Był tym trochę skołowany.
Spłukawszy pianę, wyszedł spod prysznica i wytarł się, a następnie owinął swoje biodra białym ręcznikiem. Umył jeszcze zęby i opuścił łazienkę. Dopiero teraz przypomniało mu się, że był dziś umówiony z najmłodszą Weasley. Humor od razu mu się popsuł. Przechodząc przez sypialnię, zatrzymał się wpół kroku i zmieniwszy kierunek, ruszył w stronę łóżka Pottera. Ten miał mocny sen i lubił spać, więc miał nadzieję, że i tym razem zastanie go w łóżku śpiącego i tak niewinnie wyglądającego. Ledwo powstrzymał uśmiech, chcący wypłynąć na jego usta. Brunet wywoływał w nim takie uczucia! Podkradł się na palcach do łóżka przyjaciela i odsunął kotary. Czuł się trochę jak zboczeniec, ale nie potrafił się powstrzymać. Chciał popatrzeć na niego chociaż chwilę. Chłopak spał na boku, maksymalnie skulony, przypominając Deanowi słodkiego kociaka. Jego twarz była spokojna, a długie rzęsy rzucały cienie na brzoskwiniowe policzki, choć since pod oczami wskazywały na jego zmęczenie. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu Harry ostatnio nie sypiał zbyt wiele, a śmierć jego najlepszego przyjaciela była dla niego wielkim ciosem. Dzisiaj miał się odbyć pogrzeb i Thomas pragnął być tam razem z przyjacielem, wspierać go i opiekować się nim, ale ten... miał Malfoya. Skrzywił się, jakby zjadł coś wyjątkowo obrzydliwego. Nie mógł nic na to poradzić. Był zazdrosny. Tak po prostu. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co oni robią, gdy są sami. W końcu Harry już nie raz nie wracał na noc do dormitorium. Zacisnął zęby. Naprawdę nienawidził myśli, że ten oślizgły dupek mógłby dotykać, całować, a przede wszystkim kochać Pottera. Zamknął oczy, uspokajając chwilę swoje nadszarpnięte nerwy, a następnie wyciągnął dłoń i powoli przeczesał kruczoczarne włosy chłopaka. Były tak przyjemnie miękkie w dotyku...
Uśmiechnął się. Powinien już iść, ale... postanowił posiedzieć tu jeszcze chwilę.

***

- Spóźniłeś się.
Dean skrzywił się w duchu, patrząc na rudowłosą dziewczynę, siedzącą na czerwonej kanapie.
- Przepraszam. Zaspałem.
Kłamanie idzie ci coraz lepiej, Thomas - pomyślał i zmusił się do pocałowania Ginny w usta. Ta uwielbiała malować je słodkim, malinowym błyszczykiem, od którego robiło mu się niedobrze.
- Jak tam? - zagadnął, uśmiechając się szeroko, a przy tym całkowicie nieszczerze. To nie tak, że towarzystwo dziewczyny nie sprawiało mu przyjemności... Po prostu czuł się niezręcznie z myślą, że jeszcze półtorej godziny temu masturbował się, myśląc o kimś innym. Mężczyźnie, jakby tego było mało. Ginny jak zwykle nie zwróciła uwagi na jego fałszywy uśmiech i wtulając się w jego bok, zaczęła o czymś mówić. Chyba o Hermionie. Nie był pewien. Zazwyczaj się wyłączał, błądząc myślami po przeróżnych tematach. Tak naprawdę sam nie wiedział, dlaczego z nią był. Ginny bardzo mu się podobała i była dla niego ważna, ale nie darzył ją jakimś płomiennym uczuciem. Był nią zauroczony, to z pewnością, ale ostatnimi czasy na horyzoncie pojawiła się inna osoba, która również go zauroczyła. Tak naprawdę sam już nie wiedział, co miał robić. Gubił się w swoich uczuciach. Westchnął w duchu i przytaknął w odpowiednim momencie. Miał już w tym wprawę.
Dean lubił rozmawiać z Ginny. Naprawdę. To właśnie jej charakter najbardziej go oczarował, ale najmłodsza Weasley miała skłonności do lekkiego słowotoku i czasami mówiła zbyt wiele na różne tematy i Thomas nie potrafił ogarnąć tego wszystkiego, więc się wyłączał. Prawdopodobnie robił to, co większość chłopaków przy swoich dziewczynach.
- Yhym... - mruknął.
Bywał naprawdę stereotypowy.

***

Dean pożegnał się z Ginny długim, gorącym pocałunkiem, który powinien wzniecić w nim ogień, a wywołał jedynie delikatną iskierkę, która szybko znikła. Ruszył w stronę Wielkiej Sali, a jego dziewczyna poszła do wieży Gryfonów, aby spędzić trochę czasu z Lavender. Ta ostatnimi czasy nie czuła się najlepiej. Przekroczył próg olbrzymiego pomieszczenia i ruszył w stronę stołu Gryffindoru. Jego wzrok odnalazł wolne miejsce obok Neville'a, więc zasiadł tam, witając się krótkim "cześć". Mimowolnie spojrzał na stół Ślizgonów i skrzywił się, odnotowując brak Malfoya. Nie spodziewał się go dzisiaj na lekcjach. Nie chciał być zazdrosny, ale... to on pragnął być tam z Harrym i wspierać go.
Raczej z konieczności, niż z apetytu, wziął sobie dwa tosty, nałożył jajko sadzone i trochę boczku. Nie miał ochoty na jedzenie, ale czuł nieprzyjemne ssanie w żołądku, a jego brzuch wydawał dziwne odgłosy.
- Zakochałeś się w nim?
Pytanie było tak niespodziewane, że Dean zakrztusił się własną śliną. Oczy zaszły mu łzami, a oddech stawał się coraz cięższy. Dusił się. Neville uderzył go trzy razy w plecy, a ulga, którą po tym poczuł sprawiła, że mógłby go niemal pocałować. Niemal. Gdy wreszcie się uspokoił i wytarł oczy, spojrzał z przerażeniem na Gryfona.
- Omal mnie nie zabiłeś - wykrztusił.
Longbottom miał na tyle przyzwoitości, że się zarumienił.
- Przepraszam - mruknął. Jego zażenowanie nie trwało jednak zbyt długo, ponieważ w jego oczach pojawiła się dziwna determinacja. - Zakochałeś się w Harrym?
Thomas uchylił usta, całkowicie tym zaskoczony.
- S-skąd taki p-pomysł? - wykrztusił w końcu. Nie wiedział co powiedzieć!
- Może tego po mnie nie widać, ale jestem spostrzegawczy, Dean. Patrzysz na niego tak, jak on na Malfoya.
Dean nie potrafił się nie skrzywić. Nie chciał tego słuchać.
- Wydaje ci się.
Neville pokręcił głową.
- Ona na to nie zasłużyła. Powiedz jej prawdę albo skończ to, co zaczyna się dziać między tobą, a Harrym. Zdecyduj się na coś.
Chłopak westchnął, czując się nagle bardzo samotnym. Nie chciał nikogo zranić.
- To nie jest takie proste... - mruknął, ale Neville już go nie słyszał, znajdując się w progu wejścia do Wielkiej Sali. Dla niego to też nie było łatwe.