niedziela, 21 sierpnia 2016

"Księżycowe jezioro"

Długo zastanawiałam się, gdzie umieścić tę informację, ale w końcu stwierdziłam, że tutaj wchodzi najwięcej osób :P
W ostatnim czasie dostałam kilka wiadomości dotyczących mojego bardzo bardzo starego opowiadania tomarry i trochę mnie to wzruszyło, ponieważ minęło już mega dużo czasu od ostatniego posta i nawet troszkę o nim zapomniałam. Pomyślałam, że mogłabym poprawić to opko i zacząć dodawać rozdziały od nowa, ale po przeczytaniu go, stwierdziłam, że tego nie da się poprawić, to po prostu trzeba napisać od nowa. I stąd ta notka.
Po pierwsze - chcę wiedzieć, ile osób chciałoby przeczytać kontynuację.
Po drugie - przede mną klasa maturalna i nie dam rady pisać dwóch opowiadań jednocześnie, więc "Księżycowe..." mogłabym zacząć ogarniać dopiero po maturach. Wystarczy, że mi przypomnicie, a ja się za o wezmę, bo czuję, że ta historia wymaga skończenia.
No, to tyle ode mnie. Pozdrawiam cieplutko!
P.s. Wciąż zapraszam na moje nowe opowiadanie -> http://opowiadania-rehab-e.blogspot.com/

wtorek, 16 sierpnia 2016

I co dalej?

Hejka, kochani!
Niektórzy z Was pytali co dalej. Dziś w końcu przyszedł czas na odpowiedź :D
Na razie odpoczywam od drarry i wszelakich fanficków, choć oczywiście "Chłopiec..." nie był moim ostatnim drarry, spokojnie. Będę Was informować, jeśli napiszę jakieś nowe ;)
Na razie stworzyłam nowego bloga, na którym pojawią się moje autorskie opowiadania i chciałabym Was serdecznie na niego zaprosić -> http://opowiadania-rehab-e.blogspot.com/
Wygląd bloga jest na razie surowy i w związku z tym POSZUKUJĘ KOGOŚ, KTO STWORZY MI JAKIŚ FANTASTYCZNY SZABLON, bo ja w ogóle się na tym nie znam.
I to chyba tyle. Mam nadzieję, że klikniecie powyższy link. Wszelkie pytania kierujcie na aska, albo pod tym postem.
Pozdrawiam!

czwartek, 7 lipca 2016

Epilog

Kochani, to już koniec tej historii. Ponad dwa lata, uwierzycie?
Chciałabym podziękować Wam za to, że byliście tu cały ten czas (ankieta była zaskakująca) i czekaliście na rozdziały, które z pewnością powinny pojawiać się częściej, niż raz na miesiąc, jak mi się zdarzało. Bez Was nie byłoby tego opowiadania.
Ogromne podziękowania należą się równie Nat - becie, która dzielnie przekopywała się przez cały tekst i poprawiała moje nagminne literówki.
"Chłopiec o szmaragdowych oczach" nie jest może jakimś fantastycznym opowiadaniem, ale to duża część mojego życia i jestem z niego dumna. Sama dostrzegam progres w moim pisaniu, gdy spoglądam na początkowe i końcowe rozdziały. Mam nadzieję, że to dobrze rokuje na przyszłość :P
Chciałam podzielić się z Wami historią, która nagle pojawiła się w mojej głowie. Może nie zawsze była do końca logiczna, ale liczę na to, że czerpaliście choć trochę radości z czytania jej (tak jak ja z pisania) :D
Pozdrawiam!

___________________________________________________________________________

Ethan westchnął, siedząc na hotelowym łóżku. Byli w Anglii od dwóch dni, a dzisiejszy wieczór mieli spędzić u znajomych ze szkoły Deana. W normalnej sytuacji byłby zadowolony z faktu, iż ma szansę poznać kogoś z przeszłości swojego chłopaka, ale to nie była normalna sytuacja.
Ich początki nie należały do najprostszych. Lądując ze sobą w łóżku, znali jedynie swoje imiona i nie wiedzieli jak to się zakończy. Tak naprawdę nie różniło się to niczym od typowych, jednorazowych przygód i Ethan nie bardzo wierzył w zapewnienia Thomasa, że ten chce się jeszcze z nim umówić i go poznać. W szczególności, że nie odzywał się przez kilka dni.
Dean zadzwonił po tygodniu. W międzyczasie znalazł mieszkanie i wyprowadził się z domu. A później postanowił się z nim umówić. Szatyn nie mógł narzekać.
Dwa miesiące później oficjalnie zostali parą. Okazało się, że mają wiele wspólnych zainteresowań, jak np. obaj lubią starego dobrego rocka i wyjścia do teatru. Różnica była taka, że Ethana po prostu nie było na to stać, a Dean miał dobrą posadę w firmie i własną galerię sztuki - mógł sobie pozwolić na wszystko.
Nie czekali do rozwodu Thomasa z Ginny, o której szatyn dowiedział się wszystkiego. I wtedy wysłuchał też historii o Harrym Potterze - przyjacielu i pierwszym chłopaku, w którym Dean się zakochał. Dziwnie było o tym słuchać, ale to była przeszłość jego chłopaka i musiał się o niej dowiedzieć. On też miał swoją i też nie była przyjemna.
Teraz jednak zbyt mocno zbliżyli się do tej przeszłości i to go niepokoiło.
Minęło pół roku, gdy Dean w końcu postanowił powiedzieć mu o magii. To było dla niego tak niezrozumiałe, tak nieprawdopodobne, że na początku nawet myślał, iż związał się z wariatem. A gdy w końcu zrozumiał, że magia naprawdę istnieje, a on związał się z najprawdziwszym czarodziejem (z różdżką, szatami i innymi super gadżetami), jego oczarowanie czarnoskórym chłopakiem tylko wzrosło.
Byli ze sobą już kilka lat i ich związek był całkiem stabilny. Przeżyli mniejsze lub większe kryzysy, ale zasadniczo wszystko było z nimi w porządku. Ethan czasem nie potrafił uwierzyć, że taki facet naprawdę jest nim zainteresowany cały ten czas i że przyciągnął jego uwagę w pierwszym miejscu, ale generalnie wierzył Deanowi, gdy ten mówił, że go kocha. Teraz, siedząc w Anglii i czekając aż jego chłopak wyjdzie spod prysznica, wciąż był pewien jego słów. Bał się tylko że, gdy po raz kolejny na jego drodze stanie chłopak, o którym wypowiadał się z takim entuzjazmem i fascynacją, nagle wszystko się zmieni.
Ethan cholernie bał się spotkania z Harrym Potterem i nic nie mógł na to poradzić.

***

Hogsmeade było fascynującym miejscem. Dla wielu czarodziejów była to niezwykła i zaskakująca wioska, a dla mugola...
Ethan nie mógł wyjść z podziwu, zaglądając do różnych sklepów i widząc tyle... czarów. Dean rzadko kiedy korzystał z magii i nigdy nie chciał pokazać mu zbyt wielu "sztuczek", jak w myślach nazywał to szatyn, więc teraz był zachwycony.
Dean śmiał się z niego, porównując go do małego dziecka, które nareszcie dostało upragniony prezent, ale on nie potrafił gniewać się za to porównanie, skoro czuł się dokładnie w ten sposób. A gdy weszli do Miodowego Królestwa (Chryste, Dean, te cukierki żyją!) i kupili czekoladowe żaby, był bardziej niż zaskoczony, gdy jego żaba zakumkała i uciekła.
- Mówiłem, żebyś jadł szybciej. - Dean oczywiście wyśmiał go, ale był dobrym chłopakiem i podzielił się swoim smakołykiem. W podzięce otrzymał soczystego buziaka i jeśli szatyn zauważył krzywe lub zaskoczone spojrzenia innych czarodziejów, nie zwrócił na to uwagi.
Jednak im bardziej zbliżali się do tej części wioski, w której znajdowały się tylko i wyłącznie domy mieszkalne, tym bardziej Ethan tracił humor. Nie rozglądał się już z zainteresowaniem i zdecydowanie stał się cichszy. Odwrotnie było z Deanem, który chyba dopiero teraz naprawdę się ożywił. To wcale nie pomagało szatynowi, który zaczął już rozmyślać nad tym, czy nie jest przypadkiem zbyt nudnym towarzyszem dla Thomasa.
- Wydajesz się podekscytowany... - skomentował, starając się ukryć rozgoryczenie w swoim głosie.
Thomas oczywiście niczego nie zauważył, co jeszcze bardziej go przybiło.
- Nie widziałem go dobrych parę lat. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Przyjaźniliśmy się. Świetnie będzie się z nim spotkać.
- Pisaliście ze sobą - przypomniał, nie chcąc by zabrzmiało to jak wyrzut, ale chyba nie do końca mu się to udało.
Dean zmarszczył brwi i spojrzał na niego w zamyśleniu. Po chwili wyciągnął dłoń i splótł z nim palce. Ethan od razu ścisnął jego dłoń, ciesząc się kontaktem skóry ze skórą.
- Tak, ale to nie to samo. - Thomas podjął temat, posyłając mu pytające spojrzenie. - Dlaczego się denerwujesz?
- Nie denerwuje się - zaprzeczył szybko, co od razu pogłębiło zmarszczkę na czole jego partnera. Westchnął. - Po prostu... trochę się boję. Nic wielkiego. - Wzruszył ramionami.
- Boisz?
- To twój dawny przyjaciel... - W którym byłeś zakochany, dodał w myślach. - Co, jeśli mnie nie polubi?
Gryfon roześmiał się, kręcąc głową. Czasem jego chłopak niesamowicie go rozczulał.
- Jesteś taki głupiutki... - Cmoknął go w policzek. - Jestem pewien, że szybko się dogadacie.
- Ta. - Uśmiechnął się krzywo. - Z pewnością.

***

Ethan był trochę zaskoczony niewielkim domkiem w kolorze morskim i nawet przez chwilę zastanawiał się, czy trafili pod właściwy adres, ale później spojrzał na swojego chłopaka i dostrzegł jego błyszczące, brązowe oczy. Szybko wbił wzrok w ścieżkę prowadzącą do drzwi. Dlaczego musieli tu przyjeżdżać?
Dean zapukał i nie musieli czekać zbyt długo, by w progu pojawił się elegancki, jasnowłosy mężczyzna.
Szatyn poczuł, jak opada mu szczęka. Dosłownie.
To był Harry Potter? Ten przystojniak o mlecznobiałej skórze i chłodnych, szarych oczach?
- Malfoy.
Gryfon nie wydawał się być uradowany widokiem mężczyzny i wyraźnie było to odwzajemnione.
- Thomas. - Jego głos był niemal tak chłodny jak oczy i Ethan zadrżał. Odetchnął jednak z ulgą, gdy zrozumiał, że był to jedynie partner Pottera, którego jego chłopak nie lubił. - A to zapewne twój mugol...
Szatyn nie rozumiał dlaczego Dean drgnął nagle i wysunął się przed niego, zupełnie jakby chciał go obronić. Zagryzł wargę i złapał go za ramię, nie wiedząc jak się zachować.
- Malfoy, jeśli spróbujesz...
Blondyn najwyraźniej nie zamierzał go słuchać i całkowicie ignorując wściekłe spojrzenie Gryfona, wyciągnął dłoń do Ethana, którą ten niepewnie potrząsnął.
- Draco Malfoy, miło mi.
- Ethan Wood - wymamrotał, pesząc się pod tym przeszywającym spojrzeniem.
- Wejdźcie. - Ślizgon otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ich do środka. - Potter jak zwykle nie może się ogarnąć.
Ethan nie chciał patrzeć na tego nieziemsko przystojnego blondyna, ubranego w śnieżnobiałą koszulę i ciemne, idealnie dopasowane spodnie. Wyglądał jak model z jakiejś ekskluzywnej reklamy i chłopak poczuł się głupio, mając na sobie luźny, dziurkowany sweter i zwykłe jeansy. Nie wiedząc, co począć ze wzrokiem, zaczął rozglądać się po hallu, a raczej niewielkim korytarzyku, który automatycznie przechodził w salon. Urządzony elegancko i z gustem, całkowicie różnił się od ich zagraconego mieszkania. Poczuł się nieswojo.
- Usiądźmy. - Malfoy eleganckim ruchem wskazał kremową kanapę, a wyraz jego twarzy od ich przyjścia nie zmienił się nawet na sekundę. - Napijecie się czegoś?
- Arszeniku? - Dean zmrużył oczy, podejrzliwie spoglądając na Ślizgona. Zdecydowanie wolałby spotkać się z samym Harrym.
- Jeśli chcecie. - Draco wywrócił oczami, a na jego twarzy pojawił się niewielki, nieprzyjemny uśmieszek. Zupełnie, jakby o czymś sobie przypomniał.
Ethan zamrugał, z zaskoczeniem spoglądając na swojego chłopaka. Już dawno nie widział tak wyraźnej niechęci na jego twarzy. Ostatnim razem chyba jeszcze przed rozwodem z Ginny. Zastanawiał się, co się wydarzyło między tą dwójką. Dean niewiele powiedział mu o partnerze swojego dawnego przyjaciela. Może znowu chodziło o Pottera?
W pomieszczeniu zapanowała nieprzyjemna cisza. Szatyn zawiercił się na swoim miejscu i w końcu zerknął nerwowo na siedzącego naprzeciwko, blondyna. Nawet nie zauważył, gdy w salonie pojawił się fotel. Pewnie to był zasługa... magii. Czasem naprawdę zapominał o jej istnieniu.
- Um... Poproszę wodę z...
Nie skończył nawet mówić, bo usłyszeli skrzypienie schodów. Ethan przełknął ślinę. Wcale nie chciał poznawać Harry'ego Pottera.
"Przynajmniej istnieje duża szansa, że nie jest przystojniejszy od swojego faceta" - pomyślał, zerkając na Malfoya, który nagle wstał, a wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Nagle stał się... przystępny. Nie nazwałby tego łagodnym przy tak ostrych rysach twarzy, ale z pewnością był mniej odpychający niż jeszcze przed chwilą, gdy siedział z nimi w krępującej ciszy.
Ethan wstał razem z Deanem, który chyba całkowicie stracił poczucie rzeczywistości. Wpatrywał się w schody, zupełnie go ignorując, a on poczuł jak gula w jego gardle zaczyna rosnąć. Dopiero po kilkunastu sekundach odważył się unieść wzrok i spojrzeć na mężczyznę stojącego na najniższym stopniu schodów.
Po raz pierwszy zobaczył Harry'ego Pottera i nic nie mógł poradzić na ciche przekleństwo, które wyrwało się z jego ust.
Potter okazał się średniego wzrostu brunetem, o oliwkowej skórze i wyraźnie zielonych oczach, które zostały podkreślone przez butelkową koszulę. Miał szerokie ramiona i był dobrze zbudowany. Jego przedramiona były odsłonięte przez podwiniętą do łokci koszulę i Ethan poczuł, jak robi mu się słabo. Dawna miłość Deana okazała się cholernie seksownym facetem i nagle gula w jego gardle przybrała wielkość piłki do tenisa.
- Dean. - Harry wyszczerzył się, schodząc z ostatniego stopnia i podchodząc do nich.
- Harry. - Uśmiech Thomasa był radosny i ciepły, gdy obejmował przyjaciela. - Zmieniłeś się.
- Ty też. - Potter obrzucił go wzrokiem, a następnie jego oczy spoczęły na Ethanie, który wymusił uśmiech. - A ty zapewne jesteś Ethan. Dean dużo o tobie pisał.
- Um... Ta, hej. - Wyciągnął dłoń, oficjalnie się z nim witając.
- Harry. - Gryfon potrząsnął jego dłonią, uśmiechając się szeroko. - Mam nadzieję, że Draco o was zadbał.
Blondyn prychnął, podchodząc do bruneta i obejmując go w pasie.
- Oczywiście.
Potter posłał mu zdegustowane spojrzenie, ale nic nie powiedział. Wyczarował natomiast drugi fotel, który nagle pojawił się obok pierwszego, co sprawiło, że Ethan drgnął z zaskoczenia. Nie był przyzwyczajony do tak nagłego pojawiania się rzeczy.
- Wybacz. - Harry posłał mu przepraszający uśmiech i zajął swój fotel.
Wszyscy poszli za jego przykładem, również siadając na swoich miejscach.
- Napijecie się czegoś?  
- Może czekolady...? - Dean zawiesił głos, spoglądając na drugiego Gryfona z psotnym błyskiem w oku.
Ślizgon prychnął, ale został zignorowany przez Thomasa i swojego chłopaka, który od razu uśmiechnął się szerzej, jakby propozycja picia gorącej czekolady była najlepszym pomysłem na świecie.
- A ty, Ethan? Też chcesz czekolady?
- Wystarczy woda z cytryną, dziękuje.
Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Widział podekscytowanie swojego chłopaka, szczęśliwą twarz Pottera i znudzoną minę blondyna. Trzech cholernie pociągających facetów, których w niczym nie przypominał. Znów odniósł to okropne wrażenie, że nie powinno go tu być; że tu nie pasuje.
Zaczął bawić się swoimi palcami.
Tymczasem brunet machnął dłonią, a na niewielkim stoliku, oddzielającym kanapę od foteli, pojawiły się zamówione przez wszystkich trunki. Draco otrzymał swoje ulubione wino, na co uniósł jedynie brew, Ethan dostał swoją skromną wodę, a on z Deanem - gorącą czekoladę.
- Chwila... - Thomas zapatrzył się na butelkę pełną czekolady, którą stała pomiędzy ich niewielkimi kubeczkami. - Czy ja dobrze widzę...?
Gryfon wyszczerzył się, a jego uśmiech rozjaśnił całe pomieszczenie. Wyglądał w tym momencie jak dziecko, a nie dojrzały mężczyzna.
Wood nie potrafił przestać się gapić.
- Mhm, otworzyłem sklepik z czekoladą.
Thomas roześmiał się, wspominając ich wspólną tradycję picia gorącej czekolady przed snem.
- Czyli to jest twoje nowe zajęcie, którego nie chciałeś zdradzić... - Pokręcił głową.
Upił łyk i mruknął z aprobatą.
- Jest niesamowita.
- Draco mówi, że nie ma w niej nic specjalnego. - Pochylił się i ściszył głos. - Wiem, że kłamie.
- Wszyscy cię słyszą, Potter - burknął Ślizgon, wywracając oczami. - I nie kłamię.
- Mhm... - Harry pokiwał gorliwie głową. - Kochasz ją.
Ethan uśmiechnął się nawet delikatnie, słysząc tę wymianę zdań, a jego uśmiech tylko poszerzył się, gdy Malfoy nagle przybliżył się do bruneta i szepnął mu coś na ucho, co od razu wywołało zmieszanie na jego twarzy. W tym momencie upewnił się, że Potter mu nie zagrażał. Najwyraźniej on i Draco nie widzieli świata poza sobą.
Jego zadowolenie szybko znikło, gdy spojrzał na swojego chłopaka i ujrzał jego spojrzenie - pełne irytacji i złości. A to wszystko przez to, że Draco i Harry byli blisko.
Upił łyk wody. Gula w jego gardle wciąż rosła.
Harry odchrząknął.
- A ty czym się zajmujesz, Ethan? Nie wydaje mi się, by Dean wspominał.
- Um... Pracuje jako mechanik. Naprawiam samochody.
Potter pokiwał w zrozumieniu głową, natomiast Draco... On wydawał się dziwnie zaintrygowany.
- To te dziwne urządzenia, w których przemieszczają się mugole?
- Eee... - Zamrugał. - Tak. Nigdy nie widziałeś samochodu?
- Widziałem. - Malfoy wykrzywił wargi, pochylając się do przodu. - Zawsze jednak zastanawiałem się jak to działa.
- Ej! Mnie nigdy o to nie spytałeś! - Harry uderzył go w ramię, choć wydawał się bardziej rozbawiony, niż zły.
- Bo ty się nie znasz - stwierdził prosto blondyn i zwrócił się do Ethana: - Jak to działa bez magii?
Chłopak zamrugał, szczerze zdziwiony, że może istnieć ktoś, kto nie ma żadnego pojęcia o rzeczy, która jemu wydawała się naturalna. A to, że mógł podzielić się swoją wiedzą z takim facetem... Poczuł delikatne ukłucie zadowolenia.
Nawet nie zauważył, gdy pogrążył się z Malfoyem w dyskusji o samochodach, ich modelach i wszystkich narzędziach, które były potrzebne, by pojazd był sprawny. Szybko okazało się, że blondyn jest niezwykle inteligentny, a jego uwagi i pytania są naprawdę trafne. Nie wiedział nawet, ile czasu minęło, dopóki nie przerwał mu głos Deana, o którym całkowicie zapomniał.
- Ethan? - Poczuł dłoń na swoim ramieniu. - Wyjdę na chwilę z Harrym, dobrze? Pokaże mi swój sklep.
Spojrzał na swojego chłopaka, który wyglądał na szczęśliwego. Wymusił uśmiech i ścisnął jego dłoń. Znów dopadła go szara rzeczywistość.
- Dobrze.
- A ty dokąd, Potter?
- Z Deanem.
Draco w odpowiedzi uniósł jedynie brew i Ethan z zazdrością patrzył, jak Harry podchodzi do niego i całuje go w usta.
- Niedługo wrócimy - powiedział jeszcze, nim obaj usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi.
Szatyn westchnął i wypił resztki swojej wody.
- Co jest z wami?
Pytanie było zaskakujące i omal nie upuścił szklanki, którą jednak udało mu się odstawić bezpiecznie na stolik.
- Nie rozumiem - mruknął.
- Ty i Dean. Jesteś jakiś spięty.
- Nieprawda.
W odpowiedzi znów ujrzał uniesioną brew blondyna. To było irytujące.
- Słyszałem o ich wspólnej historii... - zaczął, bawiąc się nerwowo palcami. - Po prostu boję się... Nie chcę, żeby znowu...
- Harry zawrócił mu w głowie?
Pokiwał głową.
- To się nie stanie. Harry jest mój. - Pewność w jego głosie była niemal przerażająca.
- Wiem. - Westchnął. - Ale Dean...
- Thomas zawsze był irytujący - powiedział nagle Draco. - Zawsze kręcił się obok Harry'ego i doprowadzał mnie do szału. Ale potrafiłem go rozgryźć. I teraz jestem niemal pewien, że nie patrzy już na niego w ten sposób.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Może masz rację...
- Ja zawsze mam rację, Wood. - Uniósł kieliszek z winem w geście toastu. - Zawsze.

***

Dean opadł na kanapę, uśmiechając się radośnie.
- Widziałem jego sklep. Jest fantastyczny. Gdybym nie miał galerii, chciałbym mieć coś podobnego.
Ethan skinął głową i przysunął się bliżej swojego chłopaka. Wciąż miał w głowie słowa Dracona.
Zostali sami w salonie, bo Harry poszedł do kuchni po ciasto, a Malfoy stwierdził, że mu pomoże, co zapewne znaczyło jedynie tyle, że zafunduje mu serię obściskiwania. Albo czegoś podobnego.
Dean objął go, przyciągając jeszcze bliżej.
- Widziałem, że rozgadałeś się z Malfoyem. - Jego głos stał się nagle niepewny. - Chyba ci się nie spodobał, co?
Szatyn aż uniósł się, spoglądając z zaskoczeniem na chłopaka.
- Co? Zwariowałeś?
- Nie wiem. - Thomas wzruszył ramionami. - Wydawałeś się całkowicie pochłonięty rozmową z nim...
- Tak jak ty z Harrym - prychnął, wydymając dolną wargę.
- Może trochę. - Uśmiechnął się. - Chyba nie jesteś zazdrosny, co?
- Um...
- Ethan... - Dean pokręcił głową, nagle łapiąc jego twarz i całując go mocno w usta. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - wymamrotał, kładąc dłonie na jego ramionach. - Bardzo.
- To dobrze. - Thomas wyszczerzył się. - Co o nich myślisz?
- Są... specyficzni. I bardzo ze sobą zżyci. Ładna z nich para.
- Taa... - Westchnął. - Nigdy nie lubiłem Malfoya, ale pasują do siebie. - Spojrzał na niego. - Tak jak my.
Szatyn pokiwał głową, wzdychając w duchu. Czuł się spokojniejszy po tych zapewnieniach.
- Mamy ciasto! - Potter wszedł nagle do salonu, niosąc paterę z ładnie wyglądającą szarlotką. A to, że miał ogromną malinkę na szyi, której chwile wcześniej tam nie było, nie zwróciło niczyjej uwagi. A przynajmniej udawali, że tak było.
Od tej chwili przyszłość jawiła się Ethanowi w jasnych barwach.

środa, 22 czerwca 2016

Rozdział 12

Wiem, że znowu musieliście czekać, ale nic nie mogę poradzić na swój brak weny, niestety ;(
Dziękuję wszystkim za komentarze i za to, że wciąż czekacie <3
Przed Wami ostatni rozdział "Chłopca...", a po nim już tylko epilog.
Pozdrawiam!
____________________________________________________________________

- Nie mam czasu dla gości, Potter.
Draco stał z założonymi na piersi rękoma, nie zamierzając się odsuwać i wpuszczać go do środka. Od razu wiedział, kto czeka nie niego po drugiej stronie, ale zdecydowanie miał za mało czasu, by się na to przygotować. Widok Gryfona przy wejściu do jego komnat,gdy kilka godzin wcześniej widział go w takiej sytuacji... To było zbyt wiele.
Jak zwykle jednak dobrze wychodziło mu udawanie. Jego obojętna maska była na swoim miejscu, a szare oczy przybrały odcień burzy.
- Nie wpuścisz mnie? - Brunet wyglądał na rozstrojonego, a jego ramiona były opadnięte, zupełnie jakby był załamany lub zrezygnowany.
Malfoy nie zamierzał tego analizować.
- Mam się powtarzać? - Uniósł wyzywająco jedną brew. - Nie mam czasu.
Potter przestąpił z nogi na nogę.
- Wydawało mi się... - zawahał się -  że byliśmy umówieni na później. Nie przyszedłeś, więc...
- Byłem wcześniej. - Pozwolił sobie na drwiący uśmieszek. - Wtedy to chyba ty byłeś zajęty.
- Draco...
- Daj spokój, Potter - przerwał mu, nie chcąc już tego słuchać. Czuł, że znów zaczyna się denerwować, a to nigdy nie kończyło się dobrze. - Nie mamy o czym rozmawiać.
Widział, jak Gryfon się waha. Na jego twarzy pojawiło się tysiące emocji, ale zanim zdążył je wszystkie rozszyfrować, niewidzialna siła pchnęła go do wnętrza pokoju.
Nie zdążył nawet krzyknąć. Znalazł się w środku, nie mogąc się ruszyć, a Harry spokojnie wkroczył do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
- Wysłuchasz mnie, Draco - powiedział, a Ślizgon mógł dostrzec w nim tą gryfońską zaciętość, która tak często ujawniała się w zachowaniu Pottera. Wiedział już, że tak szybko nie zostanie uwolniony.
Brunet rozejrzał się po zniszczonym wnętrzu salonu, a na jego ustach zaigrał nikły uśmiech. Już po chwili wszystko znajdowało się na swoim miejscu, a on usiadł na kanapie i posłał mu przepraszające spojrzenie.
Malfoy naprawdę chciał go skrzywdzić.
- To, co wydarzyło się wczoraj, było błędem.
Gdyby nie zaklęcie, które trzymało go w bezruchu, zamarłby po tym, co przed chwilą usłyszał. Poczuł ucisk w piersi. Wiedział, że tak to się skończy.
Harry jednak dopiero zaczął.
- Powinniśmy zacząć od rozmowy - mruknął. - Może wtedy wszystko stałoby się łatwiejsze.
Westchnął.
- Gdyby nie Seamus, prawdopodobnie straciłbym szansę na odzyskanie wszystkiego. - Zaśmiał się głucho. - O ile teraz jej nie tracę, oczywiście. Albo już jej nie straciłem.
Gdyby Ślizgon mógł zmarszczyć brwi, prawdopodobnie by to zrobił. Nic nie rozumiał.
- Chcę jednak zacząć od początku... - ciągnął - a żeby tak się stało, musimy cofnąć się kilka lat wstecz.

***

Dwa lata wcześniej 
Severus na szczęście znajdował się w swojej sypialni i najwyraźniej nie zamierzał z niej wychodzić, co bardzo sprzyjało Harry'emu, który ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się Seamusowi zalegającemu na jego kanapie. Nie było z nim żadnego kontaktu, a Gryfon nie zamierzał czekać do rana, więc zszedł do piwnicy, gdzie znajdowało się prywatna pracownia Snape'a i w jego zapasach odnalazł Eliksir Wytrzeźwiający.
Szybko wrócił na górę i siłą wlał zawartość fiolki do gardła chłopaka. Na reakcję nie musiał długo czekać.
Finnigan zakasłał i uniósł powieki, patrząc na niego załzawionymi oczyma.
- P-potter? - wychrypiał, marszcząc brwi.
Harry bez słowa podał mu wyczarowaną szklankę wody, którą też opróżnił za jednym razem.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał, siadając prosto.
- W moim domu - odpowiedział krótko.
- A co ja tu robię...?
- Chciałbym to wiedzieć... - mruknął brunet i usiadł obok szatyna, choć starał się przy tym zachować jak największą przestrzeń pomiędzy nimi. Z daleka wyczuwał smród alkoholu i potu. - Znalazłem cię pijanego pod klubem. Prawie zamarzłeś na śmierć.
Seamus wzruszył ramionami.
- Dzięki - burknął, wstając z kanapy.
Harry poczuł, jak jego nozdrza drgają. Był głodny i śpiący, ale zamiast zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, zajął się tym bucem, który nawet nie zamierzał mu niczego wyjaśnić. Czasem przeklinał swoją gryfońską zdolność do niesienia pomocy.
- I tyle? Zamierzasz wyjść? - Uniósł brwi.
- Oczekujesz jakichś innych podziękowań? - parsknął.
Brunet z ledwością powstrzymał się od złośliwego komentarza. Przebywanie w pobliżu Severusa miało na niego naprawdę duży wpływ.
- Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego tam leżałeś, zalany w trupa. - Wzruszył ramionami. - Poza tym masz w ogóle gdzie iść?
- Wynajmuję kawalerkę - wymamrotał, a Harry usłyszał niepewność w jego dalszych słowach. - I nie będę zwierzał ci się ze swojego życia.
- Nie musisz. - Harry wywrócił oczami. To też nie był jego nawyk, dopóki nie poznał pewnej osoby. Nie chciał jednak teraz o tym myśleć. - Ale możesz tu zostać, jeśli chcesz. Nie ma sensu, byś w tym stanie się teleportował. Eliksir nie eliminuje wszystkich skutków upojenia.
- Od kiedy to jesteś takim wielkim znawcą eliksirów, co Potter? - Seamus spojrzał na niego kpiąco, ale z powrotem zajął miejsce na kanapie.
- Od kiedy mieszkam z Mistrzem Eliksirów - odpowiedział prosto, udając, że nie dostrzega zaskoczenia na twarzy drugiego chłopaka.
- Więc to prawda... - mruknął szatyn, a jego brązowe oczy wpatrywały się w niego z niedowierzaniem. Harry nie mógł jednak nie odnieść wrażenia, że wydawały mu się one niezwykle smutne.
Potter wzruszył ramionami.
- Powiesz mi, co się z tobą stało? - Powrócił do wcześniejszego tematu.
- To znaczy? - Finnigan zdawał się udawać głupiego i brunet naprawdę nie dostrzegał w tym niczego sensownego.
- Dlaczego leżałeś pod tym klubem?
Cisza, która zapadła po tym pytaniu była bardziej niż wymowna.
- To nie jest twoja sprawa - wydusił w końcu szatyn.
- Nie jest - przyznał. - Jeśli nie chcesz, nie mów. - Wstał z kanapy, a na jego miejscu pojawił się koc. - Miłej nocy.
Był już w połowie drogi do wyjścia, gdy usłyszał głos Seamusa.
- Rozstaliśmy się z Danielem.
Prawie się uśmiechnął. Ta metoda zawsze działała.
Odwrócił się, posyłając chłopakowi zaskoczone spojrzenie.
- Co się stało?
Finnigan spuścił wzrok, zawstydzony.
- To moja wina - przyznał cicho. - Wszystko zepsułem.
- Dlaczego? - Usiadł obok.
- Zdradziłem go.
Harry na chwilę zaniemówił. Tego się nie spodziewał.
- Nie rozumiem - wykrztusił w końcu. - Przecież go kochałeś.
Oczywiście nie mógł nie słyszeć o Seamusie i Danielu, gdy kończył Hogwart. Wciąż pamiętał reakcję matki Finnigana, gdy się dowiedziała o homoseksualizmie swojego syna. Chyba wszyscy o tym pamiętali. Nie było to najprzyjemniejsze wydarzenie.
Seamus zerwał kontakt z własną rodziną, by być z Krukonem. Potter nie potrafił zrozumieć jego zachowania, choć on też nie był przecież wzorem, jeśli chodziło o związki. W całym swoim życiu był w tylko jednym i nie skończyło się to najlepiej.
- Kochałem - mruknął. - I wciąż kocham. Po prostu jestem skończonym idiotą, który zaprzepaścił wszystko. - Spojrzał mu prosto w oczy, a ból, który brunet w nich dostrzegł, przypomniał mu o jego najgorszych chwilach. Był w stanie go zrozumieć.
- Ja już nie daję rady... - wyznał. - Wiem, że Daniel mi nie wybaczy; że jestem dla niego zwykłą dziwką. Zupełnie jak kiedyś.
Harry przełknął ślinę. Nie spodziewał się, że rozmowa zejdzie na tak trudne tematy. Nie wiedział, czy chciałby ją zaczynać, gdyby miał wcześniej tego świadomość.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć? - zapytał, starając się brzmieć przyjaźnie i cierpliwie. Nie lubił Seamusa, miał z nim złe wspomnienia, ale pamiętał, gdy sam był w rozsypce i mógł przynajmniej go wysłuchać.
Finnigan skinął głową. A potem zaczął mówić.

***

- Tak się poznaliśmy. - Wzruszył ramionami. - Seamus przechodził ciężkie chwile, a ja starałem się mu pomóc. Z czasem się zaprzyjaźniliśmy i tak nasza znajomość przetrwała do dziś.
Gryfon najwidoczniej skończył część swojej historii, bo zrobił przerwę i wpatrywał się w niego, jakby oczekując jakiejś reakcji. Draconowi ciężko było jakkolwiek zareagować, bo zaklęcie wciąż nie pozwalało mu na żaden ruch. Gdyby mógł, parsknąłby śmiechem.
Spojrzał na niego z wyczekiwaniem i dopiero po chwili zobaczył zrozumienie na twarzy Pottera, które szybko zamieniło się w zmieszanie.
- Zapomniałem - wymamrotał.
Chwilę później Ślizgon poczuł, jak niewidzialna siła przestaje go przytrzymywać. Westchnął z ulgą i przeciągnął się, słysząc jak strzykają mu wszystkie kości. Skrzywił się.
Spojrzał ciężkim wzrokiem na swojego gościa, zastanawiając się, co z nim zrobić. Jego opowieść była doprawdy fascynująca, ale niczego nie zmieniła. Draco wciąż pamiętał o sytuacji, w jakiej zastał Harry'ego z Finniganem.
- Potter! - warknął. - Jeszcze jedna taka sztuczka...
- Przepraszam. - Uśmiechnął się, wcale nie wyglądając, jakby było mu przykro. - Inaczej byś mnie nie wysłuchał.
- Świetnie - parsknął. - Wysłuchałem, a teraz możesz już wyjść.
- Ale...
- Nie mam dla ciebie czasu, Potter. I tak dostatecznie dużo zmarnowałem na wysłuchanie ckliwej opowiastki o tym, jak to spotkałeś Finnigana, pomogłeś mu, a na końcu wylądowaliście w łóżku.
Zacisnął zęby. Nie chciał nawet sobie tego wyobrażać.
Gryfon zerwał się z kanapy, a szok wymalowany na jego twarzy był jasną odpowiedzią na to, że nie wie, o czym blondyn mówi. Malfoy zmarszczył brwi.
- Co? Oszalałeś?! Nigdy nie spałem z Seamusem!
- Wiem, co widziałem - syknął. Z pewnością nie da zrobić z siebie idioty.
- Widziałeś tylko to, co miałeś zobaczyć. - Głos Harry'ego stał się nagle cichy i niepewny, a gorzkie nuty, które z niego wyłapał wcale nie sprawiły, że poczuł się lepiej. - I najwyraźniej podziałało...
Westchnął i na powrót zajął miejsce na kanapie. Poklepał siedzenie obok siebie.
- Usiądziesz? I porozmawiamy na spokojnie?
Draco prychnął, ale coś w spojrzeniu drugiego mężczyzny nie pozwoliło mu na odmowę.
- Od kiedy preferujesz spokój? Co się stało z gwałtownym Potterem i jego nieprzemyślanymi planami?
- Chyba Seamus wybił mi je z głowy.
Malfoy skrzywił się na dźwięk tego imienia, ale pozwolił mu kontynuować.
- Nawet nie wiesz, jak dziwnie czułem się, gdy obudziłem się obok ciebie. - Pokręcił głową. - Wszystko działo się tak szybko... Nie miałem nawet czasu, by pomyśleć, a już byliśmy w łóżku. To trochę mnie przerosło.
- Gdy spojrzałem na ciebie, takiego zadowolonego, przestraszyłem się. Przypomniałem sobie, że kiedyś byłeś przecież taki sam, a później okazało się to kłamstwem... Zastanawiałem się nawet, czy od początku nie chodziło ci o to, żeby zaliczyć.
- Potter...
- Wiem. - Zaśmiał się gorzko, ukrywając twarz w dłoniach. - Jestem głupi. Po prostu nie potrafiłem zapomnieć o tym, co stało się kiedyś; jak mnie oszukałeś.
Draco spuścił wzrok. Nie miał usprawiedliwienia.
- I dlatego zrobiłem coś bardzo głupiego. Zmusiłem Seamusa, by udawał mojego kochanka, bo myślałem, że wtedy znikniesz, a ja zapomnę. - Gdy uniósł głowę, jego oczy były wilgotne. - A potem Seamus uświadomił mi, że powinienem w końcu ruszyć do przodu i przestać się bać. I wtedy zrozumiałem, że wszystko spieprzyłem.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Ślizgon czuł, że po raz kolejny się ośmieszył, oskarżając Gryfona i pokazując tym samym swój brak zaufania do niego. Poza tym znów czuł wyrzuty sumienia, które były jak cierń i ciągle dawały o sobie znać. Szczególnie w takich momentach.
- Nadal chcesz, żebym znikł z twojego życia? - zapytał cicho. Po raz kolejny odczuwał niepewność i czuł się z tym wyjątkowo nieswojo.
- Nie.
Przymknął na chwilę oczy, dziękując w duchu Merlinowi. Następnie przekręcił się bardziej w stronę Harry'ego i spojrzał na jego przystojną, ale w tym momencie bardzo niepewną, twarz.
- Jesteś pewien?
Gdy w odpowiedzi Gryfon pokiwał głową, Draco wyciągnął dłoń i już po chwili trzymał go w swoich ramionach.
Pogładził jego plecy, wdychając zapach czekolady. Uśmiechnął się przy tym błogo.
- Czy... - zaczął, odsuwając się. - Czy będziesz kiedyś w stanie mi wybaczyć?
Harry odwrócił wzrok.
- Już ci wybaczyłem. Nie mogę tylko przestać się bać. - Uśmiechnął się blado. - Gdzie podziała się moja gryfońska odwaga?
- Pewnie wciąż jest na swoim miejscu. - Pogładził jego policzek. - Sprawię, że kiedyś przestaniesz. Obiecuję.
- Nie... Żadnych obietnic, Draco.
- Żadnych obietnic.
- To wcale nie zabrzmiało jak obietnica... - Harry uśmiechnął się, a Ślizgon chyba po raz pierwszy tego dnia dostrzegł cień wesołości w jego zielonych oczach. Szybko jednak znikł, zastąpiony przez powagę i smutek.
- Seamus powiedział, że muszę zrobić coś jeszcze, żeby zapomnieć. I dlatego musisz coś zobaczyć.

***

Pogoda w Dolinie Godryka nie sprzyjała wycieczkom, a już w szczególności, gdy znajdowało się na niewielkim wzgórzu, na którym wiatr zacinał z nieprawdopodobną siłą. Nie miało to jednak znaczenia, gdy wpatrywali się w niewielki, zaśnieżony nagrobek.
Draco poczuł, jak dłonie zaczynają mu drżeć.
- Kiedy to zrobiłeś?
- Jakiś czas po tym, jak wyszedłem ze szpitala. To w pewien sposób pomogło mi dojść do siebie. - Harry machnął dłonią, a śnieg znikł z płyty nagrobnej, a na jego miejscu pojawił się bukiet śnieżnobiałych kwiatów.
- Nigdy sobie tego nie wybaczę.
- To nie ty go zabiłeś.
- Ale ja cię tam ściągnąłem. - Kilka łez spłynęło po jego policzkach. - Żałuję tego każdego dnia.
Poczuł, jak dłonie Gryfona obejmują jego twarz. Uniósł wzrok, patrząc prosto w jego szmaragdowe oczy.
- Ja tobie wybaczyłem. Teraz ty musisz wybaczyć sobie, Draco.
Malfoy przymknął oczy i wtulił się w bruneta, szukając akceptacji i ciepła. Chyba nie był jeszcze gotowy na wybaczenie samemu sobie.
Długo stali tak, przyciśnięci do siebie i szukający pocieszenia u siebie nawzajem. Draco nie wiedział ile czasu minęło, zanim postanowił się odsunąć.
- Czy mogę? - zapytał i wskazał na nagrobek.
Gdy Harry kiwnął dłonią, uniósł różdżkę i wyczarował niewielki wieniec.
- Nie mogę mieć dzieci. - Usłyszał nagle. Z zaskoczenia różdżka wyleciała mu z dłoni i wylądowała w zaspie. Przywołał ją machnięciem dłoni.
- Co...? - wykrztusił.
- Nie mogę mieć dzieci. I nie wiem, dlaczego ci to mówię, ale nie mogę. - Wbił dłonie w kieszenie płaszcza, patrząc przed siebie.
Draco po raz kolejny poczuł, jak zalewa go fala wyrzutów sumienia. Poza tym był również żal, bo czasem, w chwilach swego rodzaju nietrzeźwości, wyobrażał sobie ich dziecko o kruczoczarnych włosach i stalowoszarych oczach. Chciał mieć z nim dziecko.
- Jesteś pewien?
- Tak. - Pokiwał głową. - To wina mojej magii. W trakcie walki, gdy... gdy go straciłem, byłem osłabiony. Moja magia najwidoczniej stwierdziła, że winą była ciąża. Chciała mnie chronić, więc zablokowała moją zdolność do posiadania dzieci. Nawet eliksiry nie są w stanie mi pomóc.
- Wiesz, że pracowałem we Francji jako magomedyk. Mam znajomości. Może mógłbym...
- Draco. - Harry spojrzał na niego, a smutek w jego oczach był aż nadto widoczny. - Myślisz, że nie wzywali specjalistów z całego świata? W końcu jestem tym słynnym Harrym Potterem. - Wywrócił oczami. - Nic nie da się zrobić.
- Przepraszam.
- Malfoy, jeszcze raz mnie przeprosisz i obiecuję, że nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
- Miało być bez obietnic, Potter.
Uśmiechnęli się do siebie.
- Znowu wygrałem.
- Nigdy nie wygrywasz, Malfoy.
Jeszcze chwilę wpatrywali się w nagrobek i Draco nagle drgnął, gdy dostrzegł nowy napis, który pojawił się na płycie.
- Dlaczego...? - wykrztusił.
- Bo na to zasługujesz. On na to zasługuje.
Ślizgon po raz kolejny poczuł, jak jego oczy stają się wilgotne. Wyciągnął dłoń i splótł palce z palcami Gyfona.
- Dziękuję.
Tu leży 
James Potter - Malfoy 
"Nawet gdy odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić"

niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 11

Jakoś go skończyłam. Nie jestem jednak zadowolona, więc ocenę pozostawiam Wam. 
Pozdrawiam ;)

__________________________________________________________________________

Dwa lata wcześniej 
Harry nie pamiętał, kiedy ostatni raz wracał do domu wcześniej, niż przed północą. Już niemal dwa lata ciągnęła się sprawa poszukiwań niedobitków - Śmierciożerców rozproszonych po całym świecie, i za każdym razem, gdy myśleli, że to już ostatni, pojawiał się ktoś nowy, o kim nie wiedzieli wcześniej. Zaczynał mieć tego dość. 
Jego ciężki oddech brzmiał zaskakująco złowieszczo, gdy przemierzał ciemne uliczki Londynu. O tej porze mieszkańcy miasta zazwyczaj bawili się w pobliskich klubach, ale noc była zimna i mroźna, więc większość zapewne postanowiła zostać w ciepłych, bezpiecznych domach. 
Mógł skorzystać z teleportacji, ale czuł, że przy jego stanie kompletnego wyczerpania, gdy oczy przymykały mu się ze zmęczenia, nie było to najlepszym pomysłem. Wobec tego postanowił wybrać spacer, który miał go rozbudzić. 
Skulił ramiona, wbijając dłonie w kieszenie płaszcza i zaklął siarczyście, gdy poczuł uderzenie mroźnego podmuchu wiatru. W tym momencie czuł się całkowicie rozbudzony. 
Jakiś ruch przykuł jego uwagę. Jego oczy od razu zmrużyły się, czujnie obserwując otoczenie, a ramiona spięły automatycznie. Kojarzył to miejsce, dobrze wiedząc, że w pobliżu znajdował się klub gejowski, do którego nigdy nie miał odwagi wstąpić. Powoli ruszył przed siebie, a z każdym kolejnym krokiem dostrzegał coraz wyraźniej ciemną postać leżącą pod ścianą jednego z budynków. Nie wyczuwał żadnego zagrożenia, więc zbliżył się do nieznajomego, dopiero po chwili dostrzegając, że ten jest nieprzytomny. 
- Przepraszam - powiedział głośno, łapiąc ramię, jak zdążył już zauważyć, mężczyzny, i potrząsnął nim. W ciemnościach niezbyt wyraźnie dostrzegał jego twarz, więc wyciągnął różdżkę i wymamrotał ciche "Lumos". Był bardziej niż zaskoczony, gdy dostrzegł znajomą postać. Nie widzieli się od... zakończenia roku szkolnego i Harry jakoś tego nie żałował, ale gdy widział jego żałośnie skuloną sylwetkę, czuł wewnętrzny przymus, by mu pomóc. 
- Seamus... - burknął, klepiąc go po policzku. Gdy nie dostrzegł żadnej reakcji, westchnął cicho i uderzył znacznie mocniej. Dźwięk, który powstał na skutek uderzenia wydał mu się znaczniej głośniejszy, niż się tego spodziewał. Skrzywił się. 
Finnigan jęknął i poruszył się. Jego powieki powoli się uniosły, a gdy źrenice spotkały się ze światłem bijącym z różdżki Gryfona, jęknął raz jeszcze. 
- P-potter... - wymamrotał. - Co ty t-tu...? 
Gdy Harry poczuł alkoholowy oddech drugiego mężczyzny, jego twarz ściągnęła się z niesmaku. Nie mógł jednak tak go zostawić, więc westchnął jedynie i złapał go za ramiona, starając się go podnieść. Nie było to najłatwiejszym zadaniem, ponieważ Finnigan zdawał się stracić całkowitą kontrolę nad swoim ciałem. 
Harry stęknął cicho, obejmując go w pasie. 
- No dalej... - burknął, zarzucając sobie jego ramię na swoje barki. - Zabierzemy cię do mnie. To niedaleko. 
Miał wrażenie, że czeka go naprawdę ciężka noc.  

***
 
Gdy Draco obudził się następnego dnia, Harry jeszcze spał. W nocy przekręcił się na drugi bok, wtulając się plecami w jego klatkę piersiową i mocno ściskając jego rękę, która pozostała przerzucona przez jego bok. Ślizgon nie zamierzał go budzić, wykorzystując ten czas na obserwacje. Podparł głowę na wolnej dłoni i starając się nie poruszać zbyt gwałtownie, odsunął biodra od drugiego, gorącego ciała. W głowie wciąż obijała mu się myśl o rozmowie, która z pewnością powinna odbyć się wczoraj, ale jak zwykle wyszło inaczej. Odkąd pamiętał, ich kłótnie zazwyczaj kończyły się w łóżku, a nie rozmową o problemach. Wczoraj było tak samo i Draco naprawdę chciałby czuć się z tego powodu gorzej, ale nie potrafił. Trzymanie w objęciach Pottera było zdecydowanie lepsze od wyrzutów i gorzkich słów, które z pewnością by padły i zapewne jeszcze dziś padną. Nie chciał uciekać przed rozmową, ale... tak było łatwiej. I przyjemniej. Dziś jednak chciał raz na zawsze zamknąć (a przynajmniej spróbować) rozdział związany z ich przeszłością. 
Pozwolił sobie na delikatny, niemal czuły uśmiech, gdy przyglądał się lekko rozwartym wargom Gryfona, jego rozwichrzonym, delikatnie mokrym od potu włosom i rozgrzanemu policzkowi. Pomimo tego, że stykał się z nim jedynie ręką, wciąż trzymaną w żelaznym uścisku, i nogami, odczuwał niezwykły gorąc emanujący z drugiego ciała. Harry zawsze grzał lepiej od wszystkich zaklęć ocieplających razem wziętych. 
Z racji tego, iż jego szare oczy ani na chwilę nie opuściły twarzy bruneta, z łatwością mógł dostrzec moment, w którym ten zaczął się budzić. Jego rzęsy zatrzepotały, z gardła wyrwało się ciche westchnienie, a palce zakleszczone na jego ręce rozluźniły się. 
- Dzień dobry, kociaku - mruknął, zanurzając nos w wilgotnych, ciemnych kosmykach. Czuł, że obaj potrzebują prysznica, ale jednocześnie nie chciało mu się ruszyć. Był zrelaksowany i zadowolony. 
Będąc tak blisko, nie miał problemu z wyczuciem nagłego spięcia u bruneta. Zmarszczył brwi i odsunął się nieco, spoglądając na jego twarz z zastanowieniem, ale wtedy Gryfon odsunął się i usiadł, nie starając się nawet przykryć cienką kołdrą. 
- Cześć... - wymamrotał, ziewając. - Jeszcze tu jesteś? 
Draco starał się nie wyglądać na zaskoczonego. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, ale postanowił go zignorować, zdobywając się na krzywy, całkowicie sztuczny uśmieszek. 
- Liczyłem na śniadanie do łóżka - odpowiedział, również podciągając się do siadu i opierając o ramę łóżka. Starał się nie myśleć o słowach Gryfona i tym, że brzmiały całkiem... jednoznacznie. I ostatecznie. Chyba inaczej wyobrażał sobie ten poranek. 
Harry posłał mu trudne do zinterpretowania spojrzenie i wstał, a lekkie zmieszanie widoczne ma jego twarzy było jednoznaczne z tym, że krępuje się brakiem ubrań. Pospiesznie założył na siebie bokserki i oglądając się przez ramię, burknął: 
- Zajmuję pierwszy łazienkę. Możesz w tym czasie się... ogarnąć. 
- Nie dostanę nawet buziaka na dzień dobry? - Uśmiechnął się kpiąco. 
Potter zamarł, a następnie odwrócił się i dziwnie niezręcznym krokiem zbliżył się i cmoknął go w usta, robiąc to w tak beznamiętny sposób, że Draco z ledwością powstrzymał skrzywienie. Gdy Gryfon opuścił pomieszczenie, Malfoy przymknął oczy, czując jak jego serce nieprzyjemnie wali w piersi. Nie wiedział już, jak interpretować zachowanie drugiego mężczyzny. Wczoraj wydawało się, że ten jest chętny do przeniesienia ich relacji na inny, wyższy poziom, a dziś potraktował go jak jednonocną przygodę. Draco nie potrafił tego zrozumieć, a frustracja, którą zaczął odczuwać z tego powodu sprawiała, że miał ochotę coś zniszczyć. Wyczuwał tę niezręczność, typową dla jednorazowych sytuacji i był przez to wściekły na Pottera, bo ten zachowywał się, jakby wczorajszy wieczór nic nie znaczył. A przecież obaj wiedzieli, że to nieprawda. 

*** 

Gdy wyszedł z łazienki, Potter był w trakcie przygotowywania kawy. Nie wiedząc, co zrobić, zajął jedno z miejsc przy stole i zagapił się na jego szerokie plecy. 
- Chcesz jakieś śniadanie? - Harry zerknął na niego przez ramię, ale coś w jego tonie sprawiło, że Draco zaprzeczył. Czuł, że atmosfera pomiędzy nimi jest napięta i naprawdę nie potrafił zrozumieć, co zmieniło się w ciągu tej jednej nocy. 
- Mieliśmy porozmawiać - burknął, przyjmując kubek gorącego, pachnącego płynu. 
Potter zasiadł po drugiej stronie stołu, trzymając kubek swojej czarnej herbaty. 
- Mieliśmy. - Westchnął. - Przepraszam, czy możemy przełożyć to na wieczór? Kompletnie zapomniałem, że miałem plany na dziś. 
Ślizgon uśmiechnął się sztucznie, czując jak coś wewnątrz niego zaciska się coraz boleśniej. 
- Oczywiście - parsknął. 
Gryfon wyglądał na winnego i Draco dopiero po chwili zrozumiał, dlaczego powinien już wyjść. Może Potter po prostu potrzebował czasu, żeby wszystko sobie poukładać i przemyśleć? Wczoraj trochę ich poniosło, nie mieli nawet chwili na zebranie myśli. Tak, to miało sens. 
- Pójdę już. - Wstał nagle, odstawiając niedopitą kawę na stół kuchenny. - Zobaczymy się później? 
Może się mylił, ale wydawało mu się, że dostrzegł ulgę w zielonych oczach. 
- Tak, do zobaczenia. 
To był ten niezręczny moment, gdy obaj stali po przeciwnych stronach stołu i nie wiedzieli, co dalej. W końcu Malfoy przewrócił oczami i w dwóch krokach podszedł do Gryfona, obejmując go delikatnie. Złożył na jego policzku krótki pocałunek, posłał mu jeszcze jedno badawcze spojrzenie, a następnie odwrócił się i opuścił kuchnię. Chwilę później dało się usłyszeć dźwięk zamykanych drzwi frontowych. 

*** 

Miał wystarczającą ilość wolnego czasu, by sprawdzić testy trzecioklasistów, ale już przy drugim jego myśli uciekły do dzisiejszego poranka. Potter był taki... oschły. Zwykle to on nie okazywał emocji, ale to było inne. Zupełnie jakby ta noc nie była dla niego niczym więcej niż przelotnym seksem z przypadkową osobą. 
Skrzywił się. Ta myśl wyjątkowo mu się nie podobała. 
Odrzucił pióro, nie przejmując się, że atrament rozbryzgał się na pracach uczniów i odchylił się na krześle. 
Tłumaczył sobie jego zachowanie zwykłym zagubieniem, bo przecież sam nie wiedział na czym stoją, ale... Co jeśli się mylił? Jeszcze kilka godzin temu mógł przyrzec, że widział w jego oczach cień dawnego uczucia, ale teraz... Co jeśli tylko mu się wydawało? 
Westchnął i wyciągnął różdżkę, sprawdzając godzinę. Nie potrafił bezczynnie siedzieć, a zarazem wiedział, że nie jest w stanie robić nic poza zadręczaniem się nieprzyjemnymi myślami. W końcu postanowił wyjść na spacer. Pogoda nie zachęcała do opuszczenia murów zamku, ale wiedział, że jeszcze trochę i zwariuje. 
Wszystkie cudowne wspomnienia zostały wyparte przez niepewność i choć nie był typem osoby, która użala się nad sobą, nie potrafił przestać. 
- Kurwa - zaklął, zarzucając na siebie płaszcz. - Pieprzony Potter. 
Chwilę później opuścił swoje komnaty, trzaskając drzwiami znacznie głośniej, niż by wypadało, a świadczyły o tym okrzyki oburzonych obrazów. Zignorowanie ich bynajmniej nie przyszła mu z trudem. 

*** 

Nie wiedział jak to się stało, że znów trafił do Hogsmeade. Po prostu krążył po błoniach i jakimś trafem znalazł się koło bramy, a następnie obok Miodowego Królestwa. Chyba po prostu czuł, że nie może tak zostawić tej sytuacji i musi porozmawiać z Potterem. Może danie mu trochę więcej czasu na przemyślenie wszystkiego byłoby lepszym pomysłem, ale Draco przestawał już wierzyć w racjonalną część swojego umysłu. Z Potterem zawsze wszystko musiało być inne. Nawet jeśli chodziło o jego własną głowę. 
Przed zapukaniem w drzwi Gryfona, postanowił kupić najlepszą płynną czekoladę jaką sprzedawali w Miodowym Królestwie. Chciał trochę osłodzić im (głównie Harry'emu) tę trudną rozmowę, która ich czekała. 
Gdy już stał pod drzwiami jego domu, poprawił kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli i zapukał. Wiedział, że Gryfon zapewne był już świadom jego obecności, ale mogli przynajmniej stwarzać pozory. 
Uśmiechał się nawet delikatnie, czekając na pojawienie się bruneta, ale ten uśmiech szybko zniknął, gdy drzwi otworzył mu ktoś zupełnie inny. I na dodatek wyglądający na równie zaskoczonego, co on. 
- Malfoy? - Jego zmarszczone brwi wiele mu powiedziały. 
Wykrzywił wargi w nieprzyjemnym uśmiechu i z całej siły ścisnął fantazyjną butelkę z czekoladą. 
- Finnigan - wycedził. - Jak miło. 
Wszystko byłoby w porządku, gdyby Finnigan miał na sobie koszulkę. Co prawda mógł się oszukiwać, że to może jakiś przypadek i nie ma nic wspólnego z tym, o czym pomyślał, ale wszystkie jego wątpliwości zostały rozwiane, gdy drzwi rozwarły się szerzej, a w progu stanął Potter. Również nie miał na sobie koszulki, jego włosy były bardziej rozczochrane niż zwykle, a spodnie niedbale zapięte. 
Draco starał się udawać, że wcale nie dotknął go ten widok. Ucisk w piersi mówił jednak zupełnie co innego. 
- Draco? - Harry miał czelność wyglądać na zaskoczonego. - Myślałem, że jesteśmy umówieni na później. 
Zacisnął zęby, powstrzymując odruch wyciągnięcia różdżki i pokazania im obu, gdzie ich miejsce. Wszystko w nim wręcz krzyczało, a gardło piekło od palącego poczucia straty. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że po raz kolejny okazał się takim idiotą. Jak mógł wierzyć, że Potter chciał czegoś więcej? 
- Mój błąd - parsknął, a jego szare oczy pochłonął lód. - Miłej zabawy. 
Czuł, że to koniec. 
Odwrócił się i aportował. 

*** 

Seamus zamknął drzwi i spojrzał na przyjaciela. Harry wpatrywał się w drewno niewidzącym wzrokiem, a z jego twarzy można było czytać jak z otwartej księgi. Wyglądał na zranionego i patrzenie na niego w tym stanie niemal bolało. 
- Dlaczego to zrobiłeś? - mruknął, już po chwili czując na sobie materiał koszulki, która niespodziewanie zniknęła, gdy otwierał drzwi. Na szczęście był dobrym aktorem. I teraz przynajmniej rozumiał, co się stało. 
- Tak będzie lepiej. - Harry nie brzmiał na przekonanego, ale odwrócił się i odszedł, dając mu sygnał, że rozmowa jest już skończona. 
Finnigan nie zamierzał się tak łatwo poddać. Ruszył za nim akurat w chwili, gdy koszulka Pottera zmaterializowała się na jego ciele. Bardzo ładnym ciele, trzeba zaznaczyć, ale przez lata ich znajomości przyzwyczaił się już do jego zniewalającego wyglądu. Poza tym miał Daniela. 
- Mamy do pogadania, Potter - oznajmił, zakładając ramiona na piersi. - I tym razem nie wykpisz się tak łatwo. 

*** 

- Kurwa! - krzyknął, czując jak złość wypełnia całe jego ciało. - Kurwa! 
Nie pamiętał, jak znalazł się w zamku. Wiedział tylko, że aportował się pod bramę Hogwartu, a resztę drogi pamiętał jak przez mgłę. Wściekłość i poczucie zdrady wypełniało go od stóp do głów i wiedział, że w tym momencie był w stanie nawet zabić. 
Dopiero po chwili zauważył butelkę, którą wciąż ściskał w dłoni. Jego twarz wykrzywiła się w furii, a on zamachnął się i rzucił nią o drzwi, czując pewną satysfakcję, gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, a następnie ujrzał ciemną, niezbyt przyjemnie wyglądającą plamę. Satysfakcja ta nie trwała jednak długo i już po chwili nie był w stanie kontrolować samego siebie. Wszystko w jego komnatach, poczynając od foteli, a kończąc na butelkach z Ognistą zostało zniszczone. 
Draco rzucał zaklęcie za zaklęciem, wyobrażając sobie, że każda z tych rzeczy zamienia się w pieprzonego Pottera, który zabawił się nim, a później śmiał umówić się z Finniganem...! 
Nawet nie zauważył, kiedy z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Dopiero po kilku minutach zorientował się, że czuje wilgoć na twarzy i z zaskoczenia aż opuścił różdżkę gotową do rzucenia kolejnego zaklęcia. 
Dużo czasu minęło od kiedy ostatni raz płakał i ta nagła zmiana, te kilka łez sprawiło, że całkowicie opadł z sił. Usiadł na podłodze, opierając się o niezniszczoną część fotela i schował twarz w dłoniach. Ból, który odczuwał w tym momencie był porównywalny z tym, który czuł pięć lat temu, gdy widział jak Czarny Pan celuje różdżką w Harry'ego. Później podobnie czuł się w Azkabanie, gdy dowiedział się, że Gryfon próbował popełnić samobójstwo. 
Zastanawiał się, czy był to jakiś rodzaj zemsty za wszystko, co Potter przez niego wycierpiał. To nawet miałoby sens. Dobrze wiedział, że gdyby jemu ktoś sprawił tyle bólu, pragnąłby się zemścić. Potter miał jednak okazję podczas jego rozprawy i jej nie wykorzystał. Czy teraz uznał, że się pomylił i czas wymierzyć sprawiedliwość? Malfoyowi ciężko było w to uwierzyć. 
Pamiętał każdą chwilę, którą razem spędzili, odkąd wrócił do Anglii. Byli przyjaciółmi, czuł to. W takim razie o co chodziło? Ta noc, to był tylko błąd? Potter tego żałował? 
Miał już mętlik w głowie. 
Otarł mokre policzki, kpiąc ze swojej głupoty, a następnie rozejrzał się po zniszczonym salonie. Uspokoił się już na tyle, by zrozumieć, że jego zachowanie było zdecydowanie zbyt emocjonalne jak na niego i powinien posprzątać ślady swojego wybuchu, ale w tym momencie miał to gdzieś. Przeszedł nad spalonym podręcznikiem do numerologii i wszedł do sypialni. Wyglądała tak jak ją zostawił dzień wcześniej i ta myśl przywołała jeszcze więcej wspomnień. Potrząsnął głową, starając się je odgonić. 
Nie zamierzał się krygować i ułożył się na łóżku w ubraniach. Długo rozmyślał nad całą sytuacją, aż w końcu popadł w swego rodzaju letarg, z którego wybudził się kilka godzin później, słysząc dzwonek do drzwi. Mozolnie uniósł się do siadu, a na jego usta wypłynął ironiczny uśmieszek. Już wiedział, kogo spotka po drugiej stronie.

piątek, 27 maja 2016

Totalny brak weny...

Wiem, że czekacie już bardzo długo i naprawdę jest mi przykro, że nie mogę wstawić kolejnego rozdziału, ale od jakichś trzech tygodni mam połowę i nie napisałam nic więcej. Już nawet nie chodzi o mój wieczny brak czasu. Mam tak ogromną blokadę, że nie jestem w stanie nic napisać :C
Postanowiłam w końcu powiadomić Was, że wciąż żyję. Nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział. Może stać się to równie dobrze jutro, za dwa dni, czy za kolejny miesiąc. Wciąż ze sobą walczę i mam nadzieję, że uda mi się wygrać jak najszybciej.
Przy okazji chciałabym podziękować wszystkim za komentarze. Jesteście kochani <3
Pozdrawiam.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 10

Kochani! Nareszcie jestem. Wybaczcie, że tak długo to trwało, ale naprawdę nie mam czasu. Już dziś poszalałam, cały dzień pisząc rozdział. Mam nadzieję, że jego długość wynagrodzi Wam moją nieobecność. Dziękuję wszystkim za komentarze i kliknięcia! <3
Na blogu pojawiła się ankieta. To tylko moja ciekawość, ale byłabym wdzięczna za głosy ;)
Pozdrawiam!

___________________________________________________________________________

Dwa dni później, Potter otworzył mu drzwi, ubrany w fartuch z nadrukiem znicza świecącego kolorami tęczy. Pokręcił głową, uśmiechając się z rozczuleniem. To było takie typowe.
- Pasuje ci to wdzianko - mruknął, uśmiechając się ironicznie.
- Prezent od Freda i George'a. - Gryfon wzruszył ramionami. - Wejdź.
- Czyli jednak postanowiłeś coś ugotować... - Skrzywił się. - Jesteś pewien, że nie potrzebujesz pomocy Zgredka?
- Och, przymknij się - burknął. - Idź do salonu i zajmij się sobą, a jak skończę, to cię zawołam.
- Kompletny brak manier, Potter. - Pokręcił głową, a widząc, że został zignorowany, krzyknął: - Nie zostawia się gości samych sobie!
- Jak chcesz dziś coś zjeść, to lepiej się zamknij! - Usłyszał, wchodząc do salonu. Parsknął cicho, z zainteresowaniem rozglądając się po wnętrzu. Gdy był tu ostatnim razem, nie mógł przyjrzeć się z bliska wszystkim elementom wystroju, ale skoro był tu sam...
Podszedł do półki z książkami, z lekkim niedowierzaniem przyglądając się sporej kolekcji magicznych lektur. Jakoś nie mógł uwierzyć, że Harry wszystkie przeczytał. W szczególności, że dostrzegł kilka pozycji traktujących o magicznych właściwościach niektórych składników eliksirów. Zauważył też kilka mugolskich tomów, których oczywiście nie znał. Wziął jeden z nich, z zaciekawieniem przyglądając się jasnej, nieruchomej okładce.
- "Co wie noc" - przeczytał, marszcząc brwi. Z zaciekawieniem zabrał się za czytanie opisu powieści, ale z każdym kolejnym zdaniem krzywił się coraz bardziej i w końcu odłożył ją na półkę. Nie rozumiał, jaki sens miało czytanie tego typu powieści. Jemu aż za bardzo przypomniało się życie w szeregach Śmierciożerców, a wystarczył jedynie opis. Nie chciał nawet sobie wyobrażać, coby się z nim stało, gdyby przebrnął przez całą książkę.
Odwrócił się, nie chcąc sprawdzać kolejnych elementów zbioru Pottera. Przeszedł na drugą stronę salonu, podchodząc do ciemnego regału. Nad telewizorem znajdowała się półka z fotografiami. Draco dostrzegł zdjęcie małej, rudowłosej dziewczynki, śmiejącej się radośnie przed obiektywem aparatu. Jej jasnozielona sukienka powiewała na wietrze, a długie włosy co rusz zasłaniały rumianą twarz. Rose Weasley była ślicznym, uśmiechniętym dzieckiem, którego zdjęcie zajmowało honorowe miejsce na półce Gryfona. Zaraz obok, oprawiona w jasną ramkę widniała fotografia małego, gaworzącego dziecka. Nie mogło mieć więcej, niż kilka miesięcy i Ślizgon zmarszczył brwi, nie rozpoznając go. Dalej znajdowały się zdjęcia Harry'ego z Alice, stare zdjęcie z Philem, które ominął wzrokiem, a na samym końcu, z tyłu, stała fotografia zrobiona przez samego Dracona. Magicznie powiększona i oprawiona w ramkę, ale rozpoznał ją z łatwością. Gryfon był ubrany w swoją uczniowską szatę, na jego twarzy co rusz pojawiał się uśmiech, a oczy błyszczały autentycznym szczęściem. Ślizgon pamiętał ten dzień, jakby to było wczoraj. Pamiętał jak bardzo był szczęśliwy; jak wielką radość sprawiało mu patrzenie na śmiejącego się Pottera.
Gdy wziął ramkę w dłonie, młodsza wersja mężczyzny przygotowującego w tym momencie obiad, schowała się za obramowaniem. Po chwili jednak Harry wychylił się, uśmiechając się nieśmiało i Draco nie potrafił nie odpowiedzieć tym samym.
- Znalazłeś coś ciekawego?
Drgnął, gwałtownie odkładając fotografię na jej miejsce, za co otrzymał zirytowane spojrzenie młodszego Gryfona. Mrugnął do niego, ostatni raz przyglądając się chudemu, niezbyt rozgarniętemu chłopcu, w którym się zakochał.
- Wspomnienia - mruknął, odwracając się do Harry'ego, który opierał się o framugę drzwi. - Dużo wspomnień.
- Tych dobrych... - chrząknął - czy tych złych?
Ślizgon obrzucił go uważnym spojrzeniem.
- Najlepszych - odpowiedział, od razu dostrzegając szeroko rozwarte oczy bruneta. Ten szybko spuścił wzrok i z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
- Ta... - mruknął, chyba tylko po to, by jakkolwiek odpowiedzieć.
Malfoy po raz kolejny skrzywił się w duchu. Potter wciąż uciekał przed ich wspólną przeszłością. Powoli zaczynał mieć tego dość.
- Obiad gotowy? - zapytał, a jego ton zabrzmiał ostrzej, niż zamierzał, bo Gryfon drgnął i automatycznie wzruszył ramionami.
- Tak - potwierdził, wchodząc do kuchni. Draco podążył za nim.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie otruć... - burknął, chcąc w jakiś sposób rozładować nagle napiętą atmosferę, choć nie miał ochoty na żarty. Tchórzostwo Pottera niezmiernie go irytowało.
Harry oczywiście nadąsał się, zakładając ramiona na piersi. Nie skomentował jednak jego słów, a jedynie zasiadł przy stole i zabrał się za jedzenie, kompletnie go ignorując.
Gdyby był w normalnym nastroju, z pewnością skomentowałby jego plebejskie maniery i dziecinne zachowanie, ale teraz był w stanie zdobyć się jedynie na głośne prychnięcie.
"Pachnie ładnie" - stwierdził, zajmując miejsce naprzeciwko. - "Nie wygląda też najgorzej..."
Niepewnie wziął sztućce w dłonie i odkroił kawałek piersi kurczaka zapiekanej w mozzarelli i suszonych pomidorach.
"Kurwa" - pomyślał, niespiesznie przeżuwając kawałek. Udał, że nie dostrzega wyczekującego spojrzenia mężczyzny i upił trochę wina. Dopiero, gdy odstawił kieliszek i spojrzał w końcu na wiercącego się Gryfona, mruknął:
- Całkiem... niezłe.
To było duże niedopowiedzenie. Odkrycie nagłego talentu kulinarnego u Pottera było dla Dracona niemałym zaskoczeniem. Ale przecież nie mógł mu o tym powiedzieć, prawda?
Harry zmarszczył brwi, a jego spojrzenie było bardziej niż niepewne.
- Niezłe? - wymamrotał zrezygnowanym głosem. - Obiecuję, że następnym razem zamówimy jedzenie u Zgredka.
Skrzywił się. Nie chciał podkopywać pewności siebie u Gryfona, a tym bardziej nie chciał tracić możliwości jadania tak niesamowitych potraw.
- Przestań pieprzyć głupoty, Potter - burknął w końcu, wbijając widelec w kawałek mięsa. - To jest kurewsko fantastyczne i nigdy więcej tego nie powtórzę.

***

Hogwart bez Pottera wydawał się pusty. Wszystko było nijakie i dziwnie martwe. Zupełnie tak, jakby ktoś wyssał z tego miejsca całą magię. I choć Hagrid przedzierał się przez zamek, ciągnąc za sobą kolejne drzewo iglaste, Flitwick zawieszał świecidełka, zabawnie podskakując i koordynując pracą innych profesorów, Draco nie potrafił odrzucić od siebie myśli, że coś było nie tak. I czuł to jeszcze wyraźniej podczas posiłków, gdy miejsce obok niego pozostawało puste, a ciszy przy stole nie przerywał głośny, głupkowaty śmiech. To wszystko wprawiało go w niezbyt przyjemny nastrój. W ciągu tych dwóch tygodni widział się z Gryfonem zaledwie trzy razy i czuł, że zaczyna powoli wariować z ogarniającej go tęsknoty.
Przyzwyczaił się do jego obecności. Może te ostatnie lata nie były najłatwiejsze, ale Draco nauczył się żyć w samotności. Wystarczyło jednak kilka miesięcy spędzonych w pobliżu Pottera, by całe jego życie znów obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Machnął różdżką, zawieszając świecidełka na jednym z drzewek w Wielkiej Sali. Robił to jednak automatycznie, bez żadnej radości, doskonale wiedząc, że bawiłby się znacznie lepiej, gdyby obok niego znajdował się zielonooki Gryfon.
Odruchowo spojrzał na Lupina, który w drugim końcu sali tłumaczył coś młodej Gryfonce. Od razu też skrzywił się, doskonale wiedząc, kto ponosił winę za nieobecność Pottera w zamku. Gdyby nie ta sytuacja z Perkinsem (wciąż zaciskał zęby na myśl o nim) i głupie zachowanie dyrekcji szkoły, nie spędzałby świąt (w tym przypadku przerwy świątecznej) sam.
Od tamtego dnia jego kontakty z McGonagall i Lupinem znacznie się ochłodziły. Nie prowadził z nimi konwersacji, a na powitania odpowiadał jedynie zdawkowym skinieniem głowy. Nie zamierzał udawać, że ich lubi. Nie było takiej potrzeby.
- Doskonale, Draco. - Filius pojawił się nagle tuż obok, wysoko zadzierając głowę. - Doskonale.
Draco nawet nie starał się udawać zadowolenia z otrzymanego komplementu. Bez słowa przeszedł do następnego drzewka.

***

Gdyby ktoś zapytał go, jak minęły mu święta, z pewnością miałby problemy z odpowiedzią. Jak przez mgłę pamiętał o swojej obecności na uroczystej kolacji w Wielkiej Sali, gdzie niewielka grupa uczniów (pięciu) zasiadła do stołu wraz z połową grona pedagogicznego, które tak jak on, nie miało dokąd pójść. Czuł gorycz w ustach za każdym razem, gdy spoglądał na McGonagall, czy tą stukniętą Trelawney, z którą nikt nie potrafił wytrzymać. Flitwick wyjechał do swojego dalekiego kuzyna, Snape spędzał święta wraz z Alice i Potterem... Nawet ten półgłówek Hagrid pojechał do Francji! A on...
Był najmłodszy z nich wszystkich i nie mógł tego znieść. Powinien mieć miejsce, do którego mógłby wrócić. Dom, w którym mógłby spędzić prawdziwe, rodzinne święta. Nigdy nie był sentymentalny, ale w ciągu tych dwóch dni samotność uderzyła w niego z podwójną mocą.
I właśnie dlatego nie do końca pamiętał, co się z nim działo.
Wiedział tylko, że po powrocie do własnych komnat nie był w najlepszym nastroju, a butelka Ognistej wydała mu się nad wyraz interesująca. Tutaj wspomnienia powoli zaczęły się zacierać.
Drugi dzień świąt spędził w swoich pokojach, choć nie mógł mieć co do tego stuprocentowej pewności, ponieważ w jego głowie zachowały się jedynie przebłyski wspomnień. Jedyny bardziej wyraźny obraz, to bliższe spotkanie z muszą klozetową, o którym akurat nie chciał pamiętać. Później był tylko świadom nieprzyjemnych zawrotów głowy i niezbyt świeżej pościeli.
Trzeciego dnia, czyli dokładnie dzień po Bożym Narodzeniu, obudził się w nieprzyjemnej pozycji, która sprawiła, że jego kark rwał bólem, a mięśnie pleców domagały się rozluźniającego masażu. Ułożony na podłodze, z ciałem powykręcanym w różne strony i głową na brzegu łóżka, z pewnością nie wyglądał najlepiej. Nie czuł się też zbyt dobrze, odczuwając nieznośny ból głowy i obrzydliwy posmak w ustach. Przeklinając pod nosem, uniósł się na kolana, a następnie, podpierając się o łóżko, stanął na nogach. Zrobił kilka niepewnych kroków, a gdy w końcu zrozumiał, że jest w stanie iść bez pomocy mebli, o które mógłby się podeprzeć, nieco pewniej doczłapał do łazienki.
Gdy stanął przed lustrem, nie mógł powstrzymać wyrazu pogardy, który pojawił się na jego twarzy. Z przetłuszczonymi włosami i dwudniowym zarostem, cuchnąc alkoholem i potem, wyglądał jak przerażająca karykatura samego siebie. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, poczuł deja vu i wzdrygnął się, gdy przypomniał sobie swoje pierwsze dni we Francji. Wtedy też nie wyglądał najlepiej.
Odkręcił kran i opłukał twarz lodowatą wodą. Teraz był w zupełnie innej sytuacji. Przyjaźnił się z Potterem. Umówił się z nim na kolację. Powinien wziąć się w garść.
Westchnął, rzucając swojemu odbiciu krzywe spojrzenie, a następnie ruszył pod prysznic. Musiał doprowadzić się do porządku.

***

- Co się stało z Silverem? - Byli właśnie w trakcie jedzenia kolacji przygotowanej przez Pottera, gdy Draco przypomniał sobie o małym, irytującym kocie, którego podarował kiedyś Gryfonowi. Podczas rozmów rzadko wracali do przeszłości, która dotyczyła okresu szkolnego. Zazwyczaj skupiali się na opowieściach związanych z okresem, gdy się nie widywali. Jednak dziś... Coś kazało mu przekroczyć tę granicę.
Harry wzruszył ramionami, nie przerywając jedzenia.
- A co ma być? - zapytał, gdy przełknął. Miał na sobie szeroki, zwisający podkoszulek z nadrukiem jednego ze swoich ulubionych zespołów i obcisłe jeansy, które sprawiały, że Ślizgon czuł suchość w ustach.
- Nie wiem. Nie widziałem go w Hogwarcie - mruknął. - Zdechł?
- Co?! Nie! - Brunet posłał mu zszokowane spojrzenie. - Oczywiście, że nie!
Malfoy wywrócił oczami.
- Czyli jednak żyje... - Nie starał się nawet ukryć zawodu w swoim głosie.
Gryfon spojrzał na niego z urazą.
- Silver ma się świetnie, dzięki - burknął. - Jest z Severusem.
- Ach, pewnie też go nienawidzi... - Uśmiechnął się na myśl o Mistrzu Eliksirów walczącym z małym kotkiem. - To musi być zabawne.
- Tak szczerze, Severus bardzo go lubi. - Uśmiechnął się pod nosem. - Z wzajemnością, tak sądzę.
Na ustach Ślizgona pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Kłamiesz.
- Wcale nie. - Potter wzruszył ramionami, bez wahania patrząc mu prosto w oczy. - Naprawdę się lubią.
Jakimś cudem poczuł się urażony. Ten kot od początku go nie lubił, już w chwili, w której go kupował, a Snape...
- Głupi kot - stwierdził, odkładając sztućce. - Dziękuję.
- Smakowało ci?
Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy dostrzegł nadzieję w błyszczących, zielonych tęczówkach.
- Było smaczne - odparł, zarzucając nogę na nogę.
- Mhm... Cieszę się. - Otrzymał szeroki uśmiech. - Co powiesz na deser?
Uniósł jedną brew, uśmiechając się w typowy dla siebie sposób.
- To propozycja?
Z niemal chorą przyjemnością oglądał opuszczone z zażenowania powieki. Cisza przedłużała się, a on napawał się jego spuszczonym wzrokiem i wykręcanymi ze zdenerwowania palcami. Wystarczyła drobna aluzja do jakiejkolwiek bliższej relacji między nimi i Potter stawał się zawstydzoną dziewczynką. To naprawdę było zabawne.
- Opowiadałeś mi już o Lavender, Alice, nawet o Weasleyu... - zaczął powoli, przyglądając się rozluźniającemu się Potterowi. Z ledwością powstrzymał prychnięcie. - A co tam u Thomasa? Masz z nim jeszcze jakiś kontakt? - Starał się brzmieć swobodnie, choć wciąż pamiętał tego cholernego Gryfona i jego zadurzenie w Harrym.
- Och. - Mężczyzna posłał mu zaskoczone spojrzenie. Podciągnął jedno kolano pod brodę, stopę opierając o brzeg krzesła. - Napisał do mnie jakiś rok temu. - Wzruszenie ramion. - Wyjaśniliśmy sobie wszystko i od tego czasu regularnie ze sobą korespondujemy.
- Ta? - mruknął, a mięśnie jego twarzy ani drgnęły. - Co tam u niego?
Harry zmarszczył brwi, patrząc na niego czujnie.
- Nie wiem, czy jest sens rozmawiać o Deanie...
Ślizgon wzruszył ramionami.
- Jestem po prostu ciekaw.
- Nie wydaje mi się. - Harry posłał mu sceptyczne spojrzenie. - Nie wiem, po co w ogóle o niego pytałeś. Przecież obaj wiemy, że nigdy go nie lubiłeś...
- Bo chciał mi cię odebrać - powiedział prosto. Jego głos brzmiał przy tym zaskakująco spokojnie. - A byłeś mój.
To było jak mrugnięcie powieki. Czas się zatrzymał, a jedno wypowiedziane przez niego zdanie sprawiło, że Gryfon zamarł, patrząc na niego szeroko rozwartymi oczyma. I Draco poczuł, że to jest właśnie ten moment; że to jest czas na szczerą rozmowę o przeszłości.
Gęsta atmosfera, która zapadła pomiędzy nimi, nie sprzyjała rozpoczęciu rozmowy, ale Draco już dawno temu przestał być tchórzem.
- Harry... - zaczął, ale Gryfon nie pozwolił mu dokończyć, gwałtownie podrywając się z krzesła.
- Przestań - sapnął. Jego dłonie drżały i wyglądał tak, jakby potrzebował chwili samotności, żeby się uspokoić. Pozbierał naczynia, stukając nimi głośno, a następnie, unikając jego wzroku, wymamrotał: - Wyniosę to, a potem... przyniosę ciasto. - I wyszedł.
Draco zacisnął zęby, a jego oczy zmrużyły się ze złości. Oczywiście akurat dziś musieli przenieść stół do salonu, bo jak stwierdził Potter, będzie tu bardziej świątecznie. Miały o tym świadczyć skarpety zawieszone na regale z książkami i niewielka choinka w kącie. I teraz Gryfon miał drogę ucieczki.
Tylko, że... nie tym razem.
Wstał z krzesła równie gwałtownie i bez zbędnego czekania, szybkim krokiem przeszedł do kuchni. Pierwsze co zobaczył, to bruneta stojącego przy blacie i opierającego się o niego rękoma. Jego głowa była opuszczona na pierś, ramiona opadnięte i wyglądał na kompletnie zdruzgotanego, ale Ślizgon nie zamierzał tym razem odpuścić. Miał dość ciągłych ucieczek.
- Potter! - syknął, zbliżając się do niego. Ten odwrócił się, chyba zaskoczony jego obecnością.
- Draco...
- Przestań uciekać! - warknął. - Od kiedy jesteś takim tchórzem?!
- Przestań... - Draco mógł dostrzec, jak mięśnie jego twarzy drgają, a dłonie zaciskają się z nadmiaru emocji. Stał tak blisko, że gdyby chciał, mógłby go bez problemu objąć.
Parsknął, wykrzywiając wargi w ironicznym uśmiechu.
- Czyżby wielki Harry Potter, ten, który pokonał Czarnego Pana, bał się zwykłej rozmowy? - Zaśmiał się, a jego oczy błyszczały jadowicie. - Gdzie się podziała ta słynna, gryfońska odwaga, co, Potter? Od kiedy stałeś się taki żałosny?
I właśnie wtedy został pchnięty. Zatoczył się do tyłu, ale zdołał utrzymać równowagę, z lekkim zaskoczeniem patrząc na Gryfona. Ten spoglądał wprost na niego, a jego zielone tęczówki błyszczały od powstrzymywanej przez bardzo długi czas, złości.
- Nie masz prawa mówić o odwadze! - syknął. Malfoy czuł, że powietrze gęstnieje i z opóźnieniem zrozumiał, że była to kotłująca się, wypełniająca całe pomieszczenie, magia bruneta.
- Wiem! - warknął. - Byłem pieprzonym tchórzem i wszystko spieprzyłem! Ale chciałem to naprawić! Chciałem przeprosić!
Harry pokręcił głową, patrząc na niego ze złością.
- Myślisz, że zwykłe przeprosiny wystarczą? - sarknął. - Zresztą... już ci wybaczyłem. Nie chcę o tym rozmawiać, nie rozumiesz tego?
- Nie dałeś mi nawet wyjaśnić! - warknął. Czuł, że wszystko wymyka mu się spod kontroli i to denerwowało go jeszcze bardziej.
- Kurwa, Draco... - Harry zaśmiał się gorzko, nerwowym gestem przeczesując swoje rozwichrzone włosy. - Tu nie ma czego wyjaśniać, rozumiesz? To było nasze dzecko... - Jego głos się załamał. - Nasz syn...
Odwrócił wzrok. To było jak cios prosto w twarz i nie potrafił na to odpowiedzieć. Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza, dopóki Potter nie poruszył się, wyraźnie chcąc się od niego odsunąć. Ślizgon zareagował automatycznie, łapiąc jego nadgarstek i przysuwając się jeszcze bliżej.
- Chcę to naprawić - szepnął.
- Co? - Głos bruneta brzmiał słabo, jakby w jednej chwili uleciała z niego cała złość.
- Nas.
Harry poderwał głowę, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie ma żadnych nas, Draco - powiedział twardo.
Zacisnął na chwilę usta, mrużąc swoje chłodne oczy.
- Wiesz, że to nieprawda - mruknął, przysuwając się jeszcze bliżej. Wciąż trzymał jego nadgarstek w delikatnym uścisku, ale Potter najwyraźniej nie zamierzał się wyrywać.
Brunet pokręcił głową, a jego zielone oczy były pełne obaw.
Draco rozumiał to. Tym razem nie zamierzał jednak tego spieprzyć.
- Harry... - szepnął. Powolnym, zrównoważonym ruchem uniósł wolną dłoń i położył ją na policzku drugiego mężczyzny. Ten niemal natychmiast przylgnął do niej, jednocześnie wyglądając na tak bardzo przerażonego, że Malfoy czuł ucisk w sercu.
- Przepraszam, kociaku... - wymamrotał. A potem pochylił się i go pocałował.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz emocje uderzyły w niego z tak wielką siłą. Całowanie Harry'ego było niemal jak powrót do domu po latach - po prostu wspaniałe.
Na początku ich wargi jedynie się stykały. Malfoy chciał to zrobić powoli i delikatnie, żeby nie wystraszyć drugiego mężczyzny, ale Potter nie byłby sobą, gdyby mu tego nie utrudnił. Niemal natychmiast do niego przylgnął, mocniej na niego napierając i chyba całkowicie mu się poddając, bo Draco poczuł dłonie wkradające się na jego kark. Sapnął i złapał go za głowę, przyciągając go jeszcze bliżej. Skoro Gryfon nie chciał delikatności, on z przyjemnością zamierzał spełnić jego życzenie.
Ich wargi zderzyły się w mocnym, pozbawionym finezji, pocałunku. Draco naparł na niego, wbijając go w blat kuchenny. Jedną dłonią złapał jego biodro, ściskając je z wyczuciem, a drugą zanurzył w jego czarnych, poplątanych włosach.
Harry był taki, jakim go zapamiętał. Uległy, poddający się jego dłoniom... Śmiało rozchylił wargi, wpuszczając go do środka i Draco zmrużył powieki, badając wnętrze jego ust. Nie silił się przy tym na delikatność, ciągnąc go za włosy, zasysając język i skubiąc dolną wargę.
- Draco... - Usłyszał, gdy tylko odsunął się na chwilę, pozwalając sobie i jemu na chwilę oddechu.
- Cii... - mruknął, przykładając kciuk do jego dolnej wargi, którą od razu pogładził. Spojrzał prosto w jego na wpół przymknięte oczy i pozwolił sobie na delikatny, szczery uśmiech. Trwało to jednak tylko kilka sekund, bo już po chwili odchylał jego głowę, dobierając się do jego kuszącej szyi.
- Później porozmawiamy - wymamrotał w jego skórę, a gdy w odpowiedzi otrzymał niski, niemal koci pomruk, jego penis drgnął z zainteresowaniem. Nie słyszał tego od... od kiedy ostatni raz się kochali. I było to zdecydowanie coś, za czym tęsknił; coś czego brakowało mu w jednorazowych numerkach z nieznajomymi. Po prostu żadna z tych osób nie potrafiła dorównać Harry'emu.
- Mój kociak... - wymruczał, łapiąc między wargi skórę na jego szyi i ssąc.
- Draco... Nie... - Draco zaśmiał się w duchu, słysząc ten słaby protest. Potter zawsze oponował, gdy chodziło o malinki, utrzymując, że ich nie lubi, ale Ślizgon wiedział lepiej.
- Mhm... - wymruczał, uśmiechając się z zadowoleniem na widok pojawiającego się powoli siniaka. Puścił jego głowę i zjechał dłonią po jego ciele, układając ją na biodrze. Nim Potter zdążył zorientować się w sytuacji, już siedział na blacie, mrugając z zaskoczeniem. Malfoy uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób i rozsunął jego uda, moszcząc się między nimi. Jednocześnie, złapał jego dolną wargę i pociągnął ją zaczepnie. Jego penis napierał mocno na spodnie i z każdą chwilą odczuwał coraz większy dyskomfort. Nie chciał jednak zbyt przyspieszać, napawając się wszystkim, co mógł otrzymać od drugiego mężczyzny. Zbyt długo na to czekał, by skończyć wszystko po dziesięciu minutach.
Wsunął dłonie pod jego koszulkę, patrząc na niego pytająco, a gdy otrzymał krótkie skinienie głową, podciągnął ją, obnażając połacie nagiej, oliwkowej skóry. Odrzucił koszulkę gdzieś w bok, zapatrując się na mocno zbudowaną klatkę piersiową, porośniętą delikatnymi, rzadkimi włoskami. Przeniósł wzrok na jego kuszące sutki i już po chwili zasysał się na lewym, ciągnąc go delikatnie.
Harry głośno wciągnął powietrze, oplatając go nogami w pasie i Malfoy od razu to wykorzystał, kładąc dłoń wysoko na jego udzie. Czuł dłonie Gryfona na swoich plecach, gdy ten zwyczajnie go obmacywał, wyraźnie nie mogąc się zdecydować, gdzie zatrzymać się na dłużej. Nie spodziewał się jednak, że jego głowa zostanie odciągnięta od tej niezwykle absorbującej części ciała, a jego usta zostaną zatkane wargami Pottera. Uśmiechnął się w pocałunek, przyciągając go jak najbliżej i pozwalając mu poczuć owoc swojego podniecenia. Zresztą, z tego co widział, Harry też nie był obojętny na te drobne pieszczoty. Draco nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak wielki ból musiał odczuwać, mając na sobie tak ciasne jeansy.
Odsunął się od jego ust, od razu wędrując wargami po jego szyi i obojczykach, chcąc posmakować jak najwięcej skóry.
- Sypialnia... - Głos Gryfona był zachrypnięty. Odchrząknął, żeby oczyścić gardło. - Chodźmy do sypialni.
Malfoy nie mógł nie przystać na ten pomysł. Przez chwilę miał ochotę złapać go jak za dawnych czasów i unieść, ale po chwili zastanowienia dotarło do niego, że Gryfon nie był już tym wychudzonym chłopcem i mógłby mieć z tym problem. Nie chcąc się zbłaźnić, odsunął się, nie szczędząc sobie przejechania dłonią po jego udzie, a następnie uśmiechnął się złośliwie i zaczął rozpinać swoją śnieżnobiałą koszulę. Potter zamarł, szeroko rozwartymi oczyma wpatrując się w ruchy jego palców i jeśli Ślizgon nie miałby wcześniej dowodów na to, że mężczyzna go pragnie, to wystarczyło to spojrzenie, które powiedziało mu wszystko.
- Widzisz coś interesującego, Potter?
Ten drgnął, odrywając wzrok od jego, nagiej już, klatki piersiowej i posłał mu tak nieśmiałe spojrzenie, że Draco nie mógł się powstrzymać przed zbliżeniem i pocałowaniem tych mocno już nabrzmiałych, warg.
- Chodź - szepnął. Złapał jego dłoń i ściągnął go z blatu. Pozwolił mu się wyprowadzić z kuchni i zaprowadzić w głąb mieszkania. Tej części jeszcze nie widział, ale nie zamierzał skupiać się na wystroju, gdy przed sobą miał poruszający się tyłek Pottera. Był dumny z tego, że potrafił zachowywać się tak spokojnie, bo w jego wnętrzu wszystko wręcz szalało na myśl o tym, że będzie kochał się z Harrym.
Gdy tylko znaleźli się w środku, a Harry odwrócił się do niego, od razu został przyciągnięty do krótkiego, mocnego pocałunku. Jakoś nie potrafił sobie odpuścić całowania. Było zbyt... uzależniające.
Z piersi Gryfona wydarł się zaskoczony okrzyk, gdy Draco gwałtownie pchnął go, pozwalając mu opaść na, jak zdążył zauważyć, nieprzyzwoicie miękkie łóżko. Z zadziornym uśmiechem pozbył się rozpiętej koszuli i wdrapał się na niego, opierając cały swój ciężar na rękach i kolanach.
- Mhm... I co teraz? - zapytał, uśmiechając się złośliwie. Uniósł dłoń i przejechał nią po jego szyi, przez obojczyki, klatkę piersiową, aż zatrzymał się przy zapięciu spodni. Niemal zaśmiał się, gdy zobaczył, jak Gryfon lgnie do jego dotyku.
- Draco... - Harry uniósł biodra, ocierając się o niego i ten jeden ruch wystarczył, by cała jego samokontrola, opadła. Złapał jego pasek, rozpinając go pospiesznie i jednym ruchem ściągnął z niego zdecydowanie zbyt ciasne spodnie. Jego oczom ukazały się zwykłe, czarne bokserki, mocno już wypchane w strategicznym miejscu. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony bruneta, zsunął je z niego, a jego oczom ukazał się wyprężony, z mocno zaczerwienioną główką, członek.
Potter w tym miejscu też się zmienił. Był zdecydowanie większy, a kępka czarnych, kręconych włosków była znacznie gęstsza, niż pamiętał.
Uśmiechnął się, łapiąc jego ciężkie jądra w dłoń i delikatnie je pocierając.
- Och... - Harry wyprężył się jak prawdziwy kociak, szerzej rozsuwając nogi.
Draco powstrzymał się od złośliwego komentarza, zamiast tego skupiając się na jego wysportowanym ciele. Pamiętał jeszcze wystające żebra i kości biodrowe oraz niesamowicie szczupłe uda. Z jego wspomnień pozostały jedynie biodra, które wciąż wystawały bardziej, niż powinny. Mięśnie brzucha były dobrze zarysowane, a uda mocniej zbudowane i wysportowane.
Gryfon poruszył się pod nim i Malfoy dopiero po chwili zorientował się, że zwyczajnie się... zapatrzył. Ukrywając zażenowanie, pochylił się i dmuchnął gorącym powietrzem w jego pępek. W odpowiedzi ujrzał spinające się mięśnie, co zostało przez niego nagrodzone krótkim pocałunkiem na podbrzuszu. Przesunął usta na lewe biodro, doskonale pamiętając, że było to kiedyś jedno z jego ulubionych miejsc, na którym z przyjemnością zostawiał malinki. Tym razem jednak nie zatrzymał się tam na dłużej, zjeżdżając wargami na jego udo. Objął je dłonią i odchylił jeszcze bardziej, zyskując większy dostęp do wewnętrznej strony. Przy okazji miał widok na jego rowek, do którego zamierzał się dziś dobrać. Był pewien, że gdyby spojrzał teraz na twarz Pottera, ujrzałby buchające gorącem policzki. Darował sobie jednak tę przyjemność, dobrze wiedząc, że ujrzy ten widok jeszcze nie raz dzisiejszego wieczora, a w tym momencie skupił się na złapaniu pomiędzy wargi skóry na jego udzie i zassaniu jej. Drugą dłonią znów ścisnął jego jądra, bawiąc się nimi i drażniąc go.
- Draco...
Puścił go i odsunął się. Uniósł się na kolana i spojrzał na niego ironicznie.
- Coś się stało, Potter? - Ten wyglądał na kompletnie rozbitego i bezsilnego. Jego penis ociekał preejakulatem i blondyn wiedział, że nie potrwa to długo.
Gryfon stęknął, ale nie odpowiedział, patrząc na niego spod wpół przymkniętych powiek.
"Piękny" - pomyślał, ale oczywiście nie powiedział tego, znów obniżając się do poziomu jego stojącego członka. Pocałował jądra - najpierw lewe, potem prawe, a następnie skubnął skórę u podstawy. Chciał się z nim trochę podrażnić.
- Proszę. - Usłyszał, gdy po raz kolejny ograniczył się jedynie do delikatnego muśnięcia. - Proszę...
Pozwolił sobie na krótki, zwycięski uśmieszek... A później pochylił się i wziął go w usta.
Nie spodziewał się gwałtownego szarpnięcia biodrami, które nastąpiło zaraz po tym, więc jego gardło zaprotestowało boleśnie, gdy główka obiła się o jedną ze ścianek. Draco zacharczał i uniósł głowę, patrząc wściekłym, załzawionym wzrokiem na zamroczonego Gryfona. Ten wyglądał na całkowicie rozbitego, ale Ślizgon dostrzegł winę na jego twarzy i darował sobie komentarz. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie lepiej będzie go ukarać i odpuścić sobie obciąganie, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Złapał jego biodra w silnym uścisku, a następnie pochylił się i objął jego główkę ustami. Zassał się na niej, a następnie przejechał językiem po maleńkiej dziurce, zbierając cały preejakulat. Objął dłonią trzon, pocierając go równomiernie, przy czym jego usta zacisnęły się mocniej, zsuwając się bardziej w dół. Nie starał się nawet brać go w całości, skupiając się na obciąganiu przynajmniej połowy. Czuł, jak członek pulsuje mu w ustach, jak coraz bardziej ocieka i Harry naprawdę nie potrzebował dużo czasu, by strzelić prosto w jego usta.
Malfoy przełknął, przejechał jeszcze kilka razy językiem po wrażliwej główce, a następnie delikatnie go wysunął. Penis opadł ciężko na brzuch bruneta, a Draco wytarł dłonią usta, pozwalając sobie na prawdziwy uśmiech. Nie pamiętał, kiedy obciąganie komuś sprawiło mu aż tyle przyjemności.
Podsunął się wyżej, opierając dłonie po bokach jego głosy i schylił się, całując go zaskakująco delikatnie.
- Mhm... I jak? - wymruczał, patrząc prosto w jego szmaragdowe oczy. Serce aż przyspieszyło swój rytm, gdy widział jego rozanieloną, rozemocjonowaną twarz. Cholera, naprawdę go kochał.
- P-przepraszam za to... - Harry w jakiś sposób brzmiał na winnego, co sprawiło, że brwi Ślizgona od razu się zmarszczyły.
- Nieważne. To tylko świadczy o tym, jak dobry w tym jestem. - Uśmiechnął się z wyższością.
Potter parsknął, obejmując go.
- Merlinie, nawet nie zdjąłeś spodni - zaśmiał się.
I... to była prawda. Draco niemal się nie roześmiał, gdy dotarło do niego, że nawet tego nie zauważył. Był tak skupiony na Potterze i jego przyjemności, że całkowicie zapomniał o swoim nieprzyjemnie ściśniętym penisie, który zapewne był już siny.
- To twoja wina - burknął, całując jego szyję.
Z ledwością powstrzymał zaskoczony jęk, gdy Potter nagle złapał go w pasie i przekręcił, sadowiąc się na jego biodrach. Posłał mu przy tym psotny uśmieszek, a następnie zsunął się w dół i dobrał do jego jeansów.
Zamrugał, trochę zaskoczony, ale zaraz uśmiechnął się z zadowoleniem i podłożył sobie rękę pod głowę, żeby mieć lepszy widok. Harry rozpiął jego spodnie, zagryzając przy tym dolną wargę, co sprawiło, że Draco był już myślami przy jego tyłku wypełnionym jego członkiem, a ta wizja sprawiła tylko, że jego penis drgnął niemrawo.
Gdy został uwolniony ze spodni, poczuł... ulgę. Aż westchnął, patrząc na swoje białe, poplamione bokserki. Zapewne zaczerwieniłby się, gdyby nie był Malfoyem. Widział uśmiech Pottera, gdy ten pochylał się i ściągał je z niego. Draco nie zamierzał mu tego ułatwiać, niemal się nie poruszając. Czekał na rozwój wydarzeń. I kiedy Gryfon pochylił się i zaczął obcałowywać jego podbrzusze, Draco wiedział już, że nie wytrzyma. Był cholernie blisko i wątpił, by zebrał siły na kolejny orgazm. Ciężko było sobie odmówić tych kuszących ust, ale...
Uniósł się i złapał go za ramię, skupiając jego uwagę na swojej twarzy, a nie na... innych częściach ciała.
- Chodź - mruknął.
- Ale...
- Chodź. - Przyciągnął go do siebie, całując mocno. - Następnym razem, kociaku. - Położył dłoń na jego pośladku, ściskając go z wyczuciem. - Teraz chcę czegoś innego.
- Och. - Harry zdawał się być niemal zaskoczony z tymi szeroko rozwartymi oczami i rozchylonymi ustami. Draco nie mógłby kochać go bardziej. - Już.
W jednej chwili w jego dłoni zmaterializowała się buteleczka z lubrykantem. Ślizgon odebrał ją od niego z uśmieszkiem, choć w jego głowie wciąż obijała się myśl o ewentualnym zapłodnieniu.
- A gumki? - zapytał, unosząc jedną brew.
- Ach... - Coś przemknęło przez twarz Gryfona, ale nie potrafił tego zidentyfikować. - Oczywiście.
Nie minęła chwila, a Potter już leżał na plecach, z szeroko rozłożonymi nogami, a Draco dobierał się do jego dziurki. Zaczął od jednego palca, czując jak bardzo Harry jest ciasny. Rozciągał go powoli, nie szczędząc przy tym delikatnych pocałunków składanych na jego obojczykach i sutkach. Gdy we wnętrzu Pottera poruszały się już trzy palce, a on pojękiwał cicho, wyginając się na łóżku, Draco stwierdził, że był już gotowy. Wyciągnął z niego palce, od razu dostrzegając pulsującą i otwartą dziurkę, która wręcz dopraszała się o kutasa. Ślizgon nie zamierzał jej zawieść.
Pospiesznie nałożył gumkę, obficie nasmarował członka lubrykantem, a następnie uniósł jego biodra i powoli zaczął się wsuwać.
Uczucie było... obezwładniające. Draco sapnął, czując, jak ścianki odbytu zaciskają się na nim, niemal zakleszczając go we wnętrzu Gryfona. Ten zaciskał dłonie na pościeli, oddychając głośno przez usta, a pot skraplał się na jego czole.
Gdy był już cały w środku, objął się nogami mężczyzny w pasie i pochylił się do przodu, opierając cały swój ciężar na przedramionach.
- W porządku? - zapytał, starając się powstrzymać przed gwałtowniejszymi ruchami, choć jego biodra poruszały się delikatnie w przód i w tył, nie chcąc współpracować. W odpowiedzi usłyszał tylko głośny, przeciągły jęk, który sprawił, że wtulił twarz w jego szyję i zaczął się poruszać.
Harry oplótł go jak małpka, zaciskając na nim nogi i ramiona, co znów przywołało gamę wspomnień, które Draco starał się odrzucić. Chciał się skupić na teraźniejszości i maksymalnym odczuwaniu przyjemności, bo wiedział, że nie potrwa to długo. Był zbyt podniecony, by wytrzymać dłużej, niż kilkanaście pchnięć.
Gryfon jęczał i pomrukiwał, nie powstrzymując się wcale, co jeszcze bardziej nakręcało Malfoya, który wbijał się mocno pomiędzy te kuszące pośladki, sprawiając, że po pomieszczeniu rozchodził się obsceniczny dźwięk skóry uderzającej o skórę.
- Niedługo... - wymamrotał, oddychając gorącym powietrzem na jego skórę. Jego biodra podrygiwały, coraz bardziej tracąc rytm. Czuł paznokcie Pottera wbijające się w jego plecy i to chyba sprawiło, że doszedł gwałtownie, odrzucając głowę w tył. Z jego ust wydarł się niekontrolowany jęk przyjemności i Draco opadł w dół, przygniatając go swoim ciężarem. Dopiero po kilku sekundach i wielu głębokich oddechach był w stanie unieść się na tyle, by przykryć dłoń Gryfona swoją i pomóc mu w obciąganiu. Widział jak jego biodra podrygują, a na twarzy pojawia się czysta rozkosz, gdy osiągał orgazm.
- Mój piękny... - wymruczał, całując go delikatnie. Wysunął się powoli z niego i opadł na łóżko, pozwalając sobie na chwilę oddechu. Nawet nie zauważył, kiedy został oczyszczony ze spermy i lubrykantu.
- Merlinie, to było niesamowite. - Harry przybliżył się, posyłając mu tak piękny i szeroki uśmiech, że Draco nie potrafił nie odpowiedzieć tym samym.
- Było - potwierdził, przyciągając go bliżej i pozwalając mu ułożyć się na swojej piersi. Pocałował go w czubek głowy, zaciągając się przy tym intensywnym zapachem czekolady.
- Jestem wykończony... - Potter ziewnął i złożył pocałunek na jego klatce piersiowej. - Chodźmy spać.
Malfoy potwierdził to niskim pomrukiem, czując jak jego powieki stają się coraz cięższe. Wtulił twarz w jego włosy, dopiero teraz odczuwając ból mięśni. Był wykończony, ale... niezaprzeczalnie szczęśliwy. Teraz mogło być już tylko lepiej.

wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 9

Hejka! Przepraszam za to lekkie opóźnienie, ale choroba mnie złapała i siedziałam nad tym rozdziałem kilka dni, bo nie mogłam się skupić. Bardzo dziękuje Wam za te cudowne komentarze. Jesteście wspaniali!
Mam też informacje. Do końca opowiadania zostały jakieś 2-3 rozdziały + epilog.
Pozdrawiam! ;)

______________________________________________________________________

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - To było pierwsze, co usłyszeli, gdy znaleźli się w komnatach Snape'a. Draco był tu po raz pierwszy, ale nie skupił się zbytnio na wystroju, całą swoją uwagę koncentrując na mężczyźnie siedzącym na fotelu.
- O czym? - Harry nie krępował się, z westchnieniem siadając na wysłużonej kanapie. Posłał mu melancholijne spojrzenie, poklepując miejsce obok. Widać było, że czuje się jak u siebie.
Ślizgon nie zawahał się, siadając obok Pottera, choć jego oczy zmrużyły się, gdy dostrzegł kpiące spojrzenie Mistrza Eliksirów.
- O tym, że mój podopieczny próbował się do ciebie dobrać? - Kpiący ton sprawił, że Gryfon zesztywniał, zapewne wciąż rozpamiętując wydarzenia sprzed godziny. Malfoy miał ochotę przysunąć się, zetknąć swoje ramię z jego, a może nawet go objąć, ale oczywiście tego nie zrobił. Nie wiedział, jak daleko może posunąć się jako przyjaciel. Po zastanowieniu, przyjaźń wydała mu się mniej atrakcyjna, niż wcześniej.
- Przepraszam. - W głosie Harry'ego było słychać skruchę. - Naprawdę nie wiem, dlaczego ci nie powiedziałem. To... nie myślałem o tym w tamtym momencie.
Severus skinął głową. Ręce miał ułożone na podłokietnikach, prawą nogę luźno zarzuconą na lewą i wyglądał w tym momencie zaskakująco majestatycznie, a siła, która od niego biła, była wyraźnie wyczuwalna. Draco czuł się trochę przytłoczony magią, która emanowała od tej dwójki. Jego duma mocno ucierpiała, gdy zrozumiał, że nawet w połowie nie jest tak silny magicznie. Najwidoczniej czystość krwi nie miała nań żadnego wpływu, jak kiedyś usilnie wmawiał mu ojciec. Myśl o Lucjuszu była bolesna, więc szybko wyparł ją z umysłu, oddzielając się grubym murem od przeszłości. Teraz miał szansę rozpocząć wszystko od początku i tylko o tym powinien myśleć.
- To nie tłumaczy, dlaczego nie poszedłeś z tym do McGonagall, albo Lupina. Gdybyś to zrobił, nic z dzisiejszego dnia nie miałoby miejsca.
Gryfon skurczył się w sobie, słuchając suchego, profesorskiego tonu przyjaciela, jakby znów miał piętnaście lat i bał się złości Mistrza Eliksirów.
- To ja mu tak doradziłem - mruknął, świadom swojego błędu. - Powiedziałem mu, żeby nie szedł do McGonagall.
Jakiś cień przemknął przez twarz mężczyzny, ale zniknął tak szybko, że mógł być jedynie złudzeniem.
- Wydawałoby się, że Ślizgoni przewyższają inteligencją Gryfonów, ale jak się okazuje, istnieją też niechlubne wyjątki. - Mężczyzna zacisnął na chwilę wargi, z jakiegoś powodu powstrzymując jad, którym powinien go teraz obrzucić. - To twoja wina, Malfoy - syknął w końcu, choć nie miało to w sobie tyle mocy i złości, ile powinno mieć. To było zastanawiające.
- Nie, to nie...
- Wiem. - Draco przerwał Harry'emu, nie zamierzając się usprawiedliwiać, a tym bardziej słuchać, jak Gryfon go usprawiedliwia.
Snape wykrzywił wargi w pogardliwym uśmieszku.
- Przynajmniej tyle - burknął. Machnął lekceważąco dłonią, a pomiędzy kanapą i fotelem, na którym siedział, pojawił się niewielki stolik. Chwilę później zmaterializowały się na nim szklanki wypełnione bursztynowym płynem.
- Pij - zwrócił się do bruneta, wskazując na jedną ze szklanek. - Przyda ci się.
Harry zawahał się, ale posłusznie wypił alkohol, nie krzywiąc się przy tym, choć Draco wiedział, że Gryfon nie był fanem Ognistej.
- Co teraz zamierzasz?
Wzruszenie ramion.
- Myślałem o tym urlopie. To tylko dwa tygodnie. Dzieciaki beze mnie przeżyją... - Uśmiechnął się kwaśno. - A potem... nie wiem. Nie myślałem jeszcze o tym.
Mistrz Eliksirów skinął głową.
- Oczywiście. Powiem Stworkowi, żeby przygotował Grimmauld Place...
- Nie jadę tam. - Potter pokiwał głową. - Myślisz, że zapomniałem o naszej umowie?
Lewa dłoń starszego mężczyzny zadrgała nerwowo. Rzucił Draconowi szybkie spojrzenie i Ślizgon nagle poczuł, że nie powinien tu być. Ta dwójka miała jakieś tajemnice, wspólne sprawy, które nie były przeznaczone dla niego i teraz to wyczuł.
Poruszył się nerwowo.
- Tak, ale miałeś zostać na święta w Hogwarcie.
- Okoliczności się zmieniły... - mruknął, a cień smutku był wyraźnie słyszalny w jego głosie. - Zostanę w domku w Hogsmeade.
- Masz domek w Hogsmeade? - wtrącił, ignorując zirytowane prychnięcie Snape'a.
- Mhm. - Harry pokiwał żywo głową. - W sumie... chciałbyś się tam ze mną wybrać?
Malfoy obrzucił wzrokiem jego delikatny uśmiech i szczere, błyszczące oczy. Jak mógł mu odmówić? Poza tym to dawało im kolejne chwile w samotności. Pozwolił sobie na delikatny uśmiech.
- Oczywiście.
Głośne chrząknięcie oderwało ich spojrzenia od siebie nawzajem i przerwało tę nagłą chwilę, która emanowała dziwną, ciepłą magią. Draco nie mógł powstrzymać ostrego spojrzenia, które posłał Severusowi. Odpowiedział mu kpiący uśmieszek.
- Zobaczymy się w święta?
- Jasne. - Harry uśmiechnął się. - Poza tym zawsze możesz mnie odwiedzić w wiosce.
Mężczyzna skrzywił się.
- Wiesz, że nie lubię tego miejsca.
Potter wywrócił oczami.
- Mam nadzieję, że zmienisz zdanie, gdy spędzisz trochę czasu z Alice.
- Potter...
- No co? Cała przerwa świąteczna z tym wulkanem energii pod jednym dachem. Ja bym nie wytrzymał.
- Potter...
- Chociaż wiem, że jesteś bardzo wytrzy...
- Potter!
Harry roześmiał się, patrząc wesoło na zirytowanego mężczyznę. Tymczasem Draco nie wiedział, czy bardziej jest rozbawiony rozmową tej dwójki, czy zniesmaczony. Obrzucił spojrzeniem roześmianą twarz Gryfona. Musiał to przemyśleć.

***

- To jest twój dom? - Stali przed niewielkim domkiem w kolorze morskim, z fantazyjnymi, małymi oknami w stylu włoskim i wąskimi drzwiami. Z pewnością wyróżniał się na tle innych, szarych mieszkań znajdujących się przy tej uliczce.
- Mhm. - Gryfon pokiwał z zapałem głową. Widać było, że jest podekscytowany tym miejscem. - Rzadko tu bywam. Na co dzień mieszkam przy Grimmauld Place wraz z Severusem.
Draco skinął głową i przeszedł przez barierę ochronną. Natężenie magii w tym miejscu było wręcz nieprawdopodobne. Skłamałby, gdyby powiedział, że go to nie ekscytowało. Moc zawsze go podniecała, a Harry poza niezwykłymi pokładami magii, posiadał inne cechy (był po prostu zwyczajnym sobą), które sprawiały, że serce Ślizgona biło mocniej. Nic więc dziwnego, że to właśnie on je zajął.
- Zapraszam. - Potter otworzył drzwi, gestem zapraszając go do środka. Pierwsze co poczuł, gdy znalazł się wewnątrz, to duszące, delikatnie cuchnące stęchlizną, powietrze.
- Wybacz - mruknął, przeczesując nerwowo swoje włosy. Pstryknął palcami, a powietrze nagle stało się czyste i świeże. - Naprawdę długo mnie tu nie było.
Malfoy nie odpowiedział, rozglądając się z uwagą po salonie, w którym niespodziewanie się znalazł. Korytarz zdawał się mieć dwa metry na dwa i automatycznie przechodził w większe pomieszczenie. Na środku stała kremowa kanapa, a przy niej niewielki, drewniany stolik do kawy w kolorze ciemnego brązu. Naprzeciwko znajdował się regał, a w jego centralnym punkcie stał płaski telewizor (we Francji nauczył się naprawdę wiele). Za kanapą natomiast, wbudowane w kamienną ścianę, znajdowały się półki wypełnione książkami. Cały pokój był w kolorze jasnym, z ciemnymi meblami. Zaskakująco gustowny, klasyczny i przyjemny.
- Całkiem nieźle - skomentował, nie chcąc za bardzo pokazywać, jak ten widok na niego wpłynął. Dzieciak, którego znał przed pięcioma laty, nie wydawał się gustować w tego typu wystrojach. - Choć i tak najbardziej zaskoczyły mnie te książki. - Wskazał na półki. - Ty naprawdę je przeczytałeś?
Gryfon zmarszczył brwi, wydymając dolną wargę jak naburmuszony dzieciak.
- Dupek - burknął i dla lepszego efektu, uderzył go w ramię.
Ślizgon skrzywił się teatralnie.
- Nie bije się gości, Potter - mruknął, rozcierając ramię, jakby faktycznie go bolało. - To podstawa dobrego wychowania.
- Nigdy nie twierdziłem, że jestem wychowany. - Potter wzruszył ramionami, zupełnie nie przejmując się jego słowami. Bez słowa ruszył też przed siebie, a Draco, chcąc nie chcąc, za nim. Domek był naprawdę niewielki i z salonu przechodziło się do średniej wielkości kuchni w ciepłych odcieniach żółci, czerwieni i brązu. W środku znajdowało się typowe, mugolskie wyposażenie i czteroosobowy, dębowy stół.
- Chętnie bym coś ugotował, ale niestety moja spiżarnia zieje pustką. - Odsunął jedno krzesło i usiadł na nim okrakiem. Ślizgon zasiadł obok, usilnie starając się nie patrzeć na jego nogi opięte materiałem wąskich jeansów.
- Gotujesz? - zapytał, szczerze zdziwiony.
Harry po raz kolejny wzruszył ramionami.
- Całkiem nieźle. - Uśmiechnął się delikatnie. - Wolę sam to robić, niż wyręczać się skrzatami. Niestety, dziś będziemy musieli poprosić o pomoc Zgredka.
- W porządku. - Uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób. - To wydaje się lepszą opcją od twoich... potraw.
Potter nachmurzył się, zakładając ramiona na piersi.
- Nawet nie próbowałeś - burknął.
- I nie chcę. Wystarczy, że cię znam. Szybciej byś spalił tę kuchnię, niż coś ugotował. - Posłał mu kpiący uśmieszek.
Gryfon odpowiedział mu prychnięciem.
- Jeszcze zobaczymy.

***

- Merlinie, przejadłem się. - Harry odchylił się do tyłu, przenosząc cały swój ciężar na oparcie krzesła. - Moje spodnie przestaną się dopinać.
Draco obrzucił szybkim spojrzeniem jego brzuch i nogi. Sam czuł się pełny i najchętniej przeniósłby się z twardego krzesła na miękką kanapę.
- Nic dziwnego, skoro kupujesz spodnie o rozmiar mniejsze, niż powinieneś.
- Nieprawda. - Gryfon obruszył się, patrząc na niego spod na wpół przymkniętych powiek. - Są idealne.
Wywrócił oczami.
- Oczywiście. Kiedyś pękną ci na tyłku i wszyscy uczniowie będą mieli wątpliwą przyjemność oglądania go.
- Ej! Mój tyłek jest świetny!
Ślizgon uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób, a coś w jego oczach zamigotało.
- Tak, to prawda - powiedział dziwnie miękkim głosem. - Jest świetny.
Zapadła cisza. Harry odwrócił wzrok, wbijając go w blat stołu, na którym wciąż znajdowały się brudne naczynia po ich wspólnym posiłku. Draco natomiast nie wiedział, jak odebrać reakcję Gryfona. Czy po raz kolejny przekroczył granicę, czy może wręcz przeciwnie, powinien robić to częściej?
- Zrobię herbaty. - Potter poderwał się z krzesła, omal go nie przewracając i gwałtownie obrócił się, stając przodem do kuchenki.
Malfoy westchnął w myślach.
- Tylko pamiętaj o...
- Wiem. Pamiętam. - Nie umknęły mu dłonie bruneta mocno zaciśnięte na kuchennym blacie. - Poczekaj w salonie. Zaraz do ciebie dołączę.
- Jasne. - Skinął głową, jakby ten mógł to zobaczyć, a następnie opuścił kuchnię, pełen sprzecznych myśli. Cały czas czuł się tak, jakby stąpał po grząskim gruncie i każdy zły ruch mógł skończyć się dla niego niechybną śmiercią. Jednocześnie, nie potrafił przestać ryzykować, licząc na szybsze zdobycie upragnionej nagrody, którą miał być ten czarnowłosy mężczyzna, siejący zamęt w jego sercu.

***

- I rudzielec się na to zgodził? - Zaśmiał się. - A jego matka? Musiała być wściekła!
Siedzieli razem na kanapie, która jak Draco wcześniej przypuszczał, była wręcz absurdalnie miękka. Byli zwróceni w swoją stronę, a ich kolana niemal się stykały. Ślizgon czerpał radość z rozmowy, możliwości patrzenia na jego rozpogodzoną twarz, jakby wydarzenia dnia dzisiejszego nie miały miejsca i tej niewielkiej przestrzeni pomiędzy nimi. Spokojnie pili herbatę zaparzoną przez Gryfona i nawzajem opowiadali sobie historię z ostatnich pięciu lat.
Harry skrzywił się, a na jego twarzy można było dostrzec głębokie zniesmaczenie.
- Odkąd wojna się skończyła, ich podejście do mnie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Malfoy wykrzywił wargi w nieprzyjemnym uśmiechu.
- Oczywiście. Zakończyłeś wojnę, więc musieli udawać, że cię szanują. Żałosne.
Potter wzruszył ramionami.
- Dlatego nie mieli nic przeciwko, bym został ojcem chrzestnym Rose. To takie urocze dziecko... - Pokręcił głową. - Szkoda, że ma tak beznadziejnego ojca.
- Kiedy ostatnio widziałem Brown, nie wydawała się chętna do małżeństwa z Weasleyem.
- Wiem. - Uśmiechnął się smutno. - Chciała jednak, by dziecko miało ojca. To była jej decyzja.
- A za rudzielca decyzję podjęła mamuśka.
Gryfon skinął głową.
- Wiesz... - Zaśmiał się. - Gdybym nie był gejem, ożeniłbym się z nią. Zasłużyła na coś więcej, niż ten dupek.
- Słynny Harry Potter - zbawiciel wszystkich - zakpił.
- Pracowałem z Weasleyem w Biurze Aurorów. Nic się nie zmienił.
- Dlatego odszedłeś?
- Bo się z nim nie dogadywałem? - Roześmiał się, a jego oczy zmrużyły się, ukazując niewielkie zmarszczki w kącikach. - Może miało to jakiś wpływ, ale głównie przez swoją psychikę. Nie byłem na to gotowy. Długo zajęło mi zrozumienie tego.
- Jakoś mnie to nie dziwi - skomentował, uśmiechając się kpiąco. Możliwe, że sobie to wyobrażał, ale wydawało mu się, że czuje ciepło bijące od bruneta. To było rozpraszające.
Gryfon wywrócił oczami.
- Twój kpiący ton nie robi na mnie wrażenia - burknął, odstawiając pusty kubek na stolik kawowy. - A ty masz jakieś wieści od Ślizgonów?
- Koresponduje czasem z Pansy. - Uśmiechnął się na wspomnienie dawnej przyjaciółki. - Wyszła za Zabiniego. Mieszkają w Hiszpanii z dwójką dzieci.
- Parkinson i Zabini? - Zielone oczy rozwarły się szerzej. - Nigdy nie wydawali się... - Machnął dłonią. Wyraźnie brakowało mu słowa. - No wiesz. - Zakończył płasko.
- Potter, Potter, Potter... - Zacmokał, kręcąc głową z politowaniem. - Możliwe, że zapomniałeś, ale małżeństwa pomiędzy czystokrwistymi rodami działają trochę inaczej, niż normalne.
- Och. - Spuścił wzrok, zaczynając bawić się palcami. - Układ.
- Dokładnie tak. - Odstawił kubek na stolik i splótł dłonie na swoim kolanie. - Blaise czasem wyskoczy na męskie dziwki, a Pansy zadowoli się hiszpańskimi kochankami. Chyba im to pasuje.
- To obrzydliwe.
- To życie, Potter. - Wzruszył ramionami. Jemu wydawało się to całkiem normalne. Małżeństwa w tym świecie często były zwykłym biznesem.
- A ty?
- Ja? - Uniósł jedną brew. - Co?
- Jesteś z czystokrwistego rodu. Też zamierzasz...?
Draco nie potrafił się powstrzymać. Roześmiał się, z rozbawieniem spoglądając na dziwnie spiętego mężczyznę.
- Merlinie, Potter... - Pokręcił głową, a rozbawiony uśmieszek wciąż błąkał się na jego ustach. - Pytasz, czy też zamierzam ożenić się z bogatą panienką? - Parsknął. - Nie, nie zamierzam.
Gryfon skinął głową, wciąż wpatrzony w swoje palce. Nagle drgnął, podnosząc gwałtownie głowę.
- Mam gościa - powiedział, a jego głos po raz pierwszy odkąd tu byli, wykazał odrobinę zdenerwowania.
- Skąd wiesz?
- Czuję obcą magię. - Wstał i ruszył w stronę frontowych drzwi. - To Lupin. - Rzucił przez ramię.
"Czuję obcą magię"
Draco aż poruszył się z podekscytowania. Potter wyczuwał magiczną aurę. Cholera. To było... gorące.
- Remus. - Głos Harry'ego brzmiał zaskakująco sztywno. - Coś się stało?
- Mogę wejść?
- Proszę.
Już po chwili w salonie pojawił się brunet, a zaraz za nim wilkołak, wyglądający na zamyślonego. Jego oczy rozwarły się szerzej, gdy dostrzegł Ślizgona.
- Witaj, Draco. - Uśmiechnął się oszczędnie. - Nie wiedziałem, że masz gościa. - Zwrócił się do bruneta. Ten wzruszył ramionami i machnął dłonią, a naprzeciwko kanapy pojawił się fotel w tym samym kolorze. Wskazał to miejsce starszemu mężczyźnie, samemu siadając obok Malfoya.
- Coś się stało? Przyszedłeś w tamtej... sprawie?
Lupin pokręcił głową. Jego sylwetka zdawała się być bardziej przygarbiona, niż zwykle.
- Przyszedłem przeprosić. - Rzucił szybkie spojrzenie na Ślizgona i Draco poczuł, że powinien zostawić ich samych. Harry natomiast udał, że tego nie dostrzegł.
- Nie masz za co.
- Pójdę już. - Wstał nagle, wbijając dłonie w kieszenie spodni.
- Och. - Gryfon wyglądał przez chwilę na zaskoczonego. - Jasne. Odprowadzę cię.
Przeszli razem do niewielkiego korytarzyka i nagle zrobiło się niezręcznie. Harry wbił wzrok w swoje stopy, wyglądając niezwykle krucho w tym momencie, a on zastanawiał się, czy może go "po przyjacielsku" objąć. W końcu zdecydował się na półśrodek i położył dłoń na jego ramieniu, ściskając je delikatnie.
Gryfon uniósł głowę. Jego zielone oczy migotały, a na ustach błąkał się radosny uśmiech.
- Trzymaj się, Potter. Zobaczymy się później? - To miało być stwierdzenie, ale wyszło jak pytanie i Draco zganił się w myślach za swoją głupotę.
- Jasne. - Uśmiechnął się szeroko. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - Odsunął się od niego, a następnie pociągnął za klamkę i opuścił domek Pottera. Gdy znalazł się na zewnątrz, owinął się szczelniej płaszczem i odetchnął głęboko. Czuł, że jest na dobrej drodze.

***

Harry stał przez chwilę, wpatrzony we frontowe drzwi swojego domu. Odetchnął kilka razy, mając mętlik w głowie. Nie chciał jednak teraz się nad tym zastanawiać, więc odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego salonu.
- Nie chciałem wam przeszkadzać. - Remus uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Nic się nie stało - mruknął. Wciąż nie wiedział, jak powinien traktować starszego mężczyznę po tym, co wydarzyło się w gabinecie dyrektorki.
- Przepraszam, Harry. Naprawdę nie chciałem, by tak wyszło.
- Pomyślałeś, że mógłbym chcieć zgwałcić tego dzieciaka... - Gorycz w jego głosie była bardziej niż wyczuwalna. Odwrócił wzrok, patrząc na wejście do kuchni.
- Nieprawda! - Lupin zaprzeczył pospiesznie, a jego wzrok ożywił się. - Pomyślałem, że Perkins mógł coś źle zrozumieć. Po prostu... przyszło mi do głowy, że możesz być samotny.
- Samotny... - prychnął.
- Pamiętasz, co się z tobą działo, gdy pracowałeś jako auror?
- Cholera, Remusie, nie jestem popieprzony! - warknął, chowając twarz w dłoniach. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko i nierównomiernie. - Przepraszam.
- Powinienem iść. - Mężczyzna spojrzał na niego smutno. - Jeszcze raz przepraszam. Nigdy nie chciałem byś tak to odebrał.
- Zwątpiłeś we mnie... - szepnął.
- Nie chciałem - mruknął. - Mam nadzieję, że... pomimo tego, odwiedzisz nas w święta.
- Przyjdę do Teda - powiedział cicho.
- To... Bardzo się cieszę. - Machnął nerwowo ręką, wskazując w stronę korytarza. - Nie musisz mnie odprowadzać. Do zobaczenia.
Nie odpowiedział. Spoglądał pustym wzrokiem przed siebie, a gdy usłyszał dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, skulił się na kanapie jak małe, zranione dziecko. I dopiero wtedy, dokładnie w tym momencie poczuł, jak bardzo doskwiera mu samotność.