niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 7

Hej kochani ;D
Nie wiem jak, ale udało mi się dziś skończyć. Dziękuję za wszystkie komentarze (za te na asku też) i kliknięcia.
Pozdrawiam!

_____________________________________________________________________________

- Myślisz, że kiedyś ci wybaczy?
Mężczyzna roześmiał się, ale był to gorzki i smutny śmiech. 
- Na pewno. Ale nigdy nie przestanie się mnie bać. 


Draco nawet nie spostrzegł, kiedy minęły trzy miesiące jego pracy w Hogwarcie, a grudzień przywitał ich pierwszymi opadami śniegu w tym roku szkolnym. Czas zdawał się biec w zastraszającym tempie, a przyjaźń, o ile tak mógł to nazwać, z Potterem zacieśniała się coraz bardziej, ich prywatne spotkania i rozmowy były niemal codziennością. Nigdy więcej nie wspominali o wieczorze z elfim winem, które skończyło się dla nich nieporozumieniem i ucieczką Pottera, bo ten, dzień później zachowywał się całkiem zwyczajnie i ewidentnym było, że nie chce na ten temat rozmawiać. Draco oczywiście nie był zachwycony jego postawą, wyczuwając pomiędzy nimi ścianę pełną niedomówień, kłamstw i wszechogarniającego żalu, ale nie naciskał. Postanowił pozwolić wszystkiemu rozwijać się w swoim własnym, naturalnym tempie i z każdym kolejnym dniem spędzonym z Gryfonem, jego nadzieja na coś więcej niż nieokreśloną przyjaźń, wzrastała.
To pamiętne wydarzenie zapewne byłoby jednym, które aż tak zapadło mu w pamięci, gdyby nie ostatni dzień listopada, w którym to po raz kolejny został zmuszony do powstrzymania swoich morderczych zapędów.

Tego dnia Draco postanowił zostać w komnatach. Wyciągnął książkę o eliksirach (jedną z wielu ze swojego pokaźnego zbioru), rozsiadł się wygodnie na fotelu i pogrążył w lekturze. Obiecał sobie, że tym razem nie będzie myślał o Potterze, skupi swe myśli na innych przyjemnościach i z pewnością nie pójdzie na spacer po zamku, żeby znów przypadkiem nie znaleźć się pod klasą Gryfona, jak to ostatnio miał w zwyczaju. I wcale nie chodziło o to, że odbywały się tam jego dodatkowe lekcje z Perkinsem, które doprowadzały Malfoya do szału i sprawiały, że od pięciu minut wpatrywał się w jedną stronę, w ogóle nie przyswajając treści. Zacisnął jednak zęby i z zacięciem przerzucił kartkę, omal jej przy tym nie rwąc. Obiecał sobie i się nie złamie. Nie będzie myślał o Potterze. Żadnego Pottera i jego czarnych, roztrzepanych włosów i ogromnych, szmaragdowych oczu. 
Nagłe walenie w drzwi zaskoczyło go na tyle, że drgnął gwałtownie, a książką wysunęła mu się z dłoni, spadając na podłogę i zamykając się z głuchym odgłosem. Draco psyknął między zębami, podniósł tom i położywszy go na stoliku, podszedł do drzwi. Osoba po drugiej stronie musiała być bardzo rozemocjonowana, bo uderzenia były gwałtowne i nieregularne. Ślizgon zmarszczył brwi, nie wiedząc tak naprawdę, kogo się spodziewać. Jedyną osobą, która go odwiedzała, był Potter, ale on znajdował się teraz na dodatkowych zajęciach z tym nieznośnym gówniarzem i...
Jego rozmyślenia zostały przerwane, gdy otworzył drzwi, a szarym oczom ukazał się obiekt jego myśli - czerwony na twarzy, z emocjami, które wręcz od niego emanowały - strach, zażenowanie, szok, niezrozumienie. 
- Potter? - mruknął, udając, że nie widzi jego oczywistego stanu. - Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś douczać szatańskich Ślizgonów? 
- Potrzebuję whisky. Teraz. 
Krzywy uśmieszek pojawił się na wargach Ślizgona, choć był zaskoczony odpowiedzią Gryfona. 
- Bredzisz. Potrzebujesz usiąść, uspokoić się i powiedzieć mi, co ci się stało. I może jeszcze tych twoich pomyj zwanych przez ciebie gorącą czekoladą. - Myślał, że uda mu się sprowokować mężczyznę, ale ten nawet nie zwrócił uwagi na jego słowa. Na drżących nogach wszedł do jego komnat i niemal automatycznie opadł na kanapę, wbijając nieprzytomny wzrok w podłogę.
Ślizgon wywrócił oczami, ale nie skomentował jego zachowania. Zawołał Zgredka i w przeciągu dwóch minut Potter obejmował dłońmi kubek gorącej czekolady, choć na jego twarzy nie gościło zadowolenie.
- To nie jest whisky - burknął, a Draco po raz kolejny wywrócił oczami, tym razem robiąc to z całkowitą premedytacją. 
- To coś, co ci bardziej pomoże - mruknął, starając się ukryć troskę w swoim głosie. Miał nadzieję, że mu się udało. - Powiesz mi, co się stało? 
Harry siorbnął gorący napój, oblizał wargi i ze spuszczonym wzrokiem, wymamrotał: 
- Pocałował mnie. 
Wydawał się już znacznie spokojniejszy, czego nie można było powiedzieć o Malfoyu, który po tych dwóch słowach poczuł jak jego mięśnie tężeją, spojrzenie twardnieje, a dłonie zaciskają się w pięści. 
- Kto? - syknął i sam zaskoczył się czystą furią w swoim głosie, która oczywiście nie została niezauważona. Potter poderwał głowę i wbił w niego zaskoczony wzrok, dostrzegając wszystkie reakcje Dracona na jego słowa. Czerwień rozlała się na jego brzoskwiniowych policzkach i przez chwilę wyglądał tak, jakby nie wiedział, co powiedzieć. 
- Jack. 
Draco zajęło dłuższą chwilę zrozumienie, o kim on do cholery, mówi. Coś plątało się w jego umyśle, jakaś myśl, ale nie mógł jej dosięgnąć. Pierwszą myślą był ten gówniarz, ale jakoś nigdy nie zawracał sobie głowy jego imieniem. Zawsze zapominał. 
- Perkins? - dopytał, a jego ton wskazywał, że kimkolwiek by nie był ten "Jack", już jest trupem. 
"Jak Phil" - przemknęło mu przez myśl, ale szybko odrzucił akurat TO wspomnienie. Każdy miał granicę i gdyby Harry wiedział, nigdy by mu nie wybaczył. 
- Tak. - Potter kiwnął głową, spuszczając wzrok. - Byłem taki głupi i ślepy. 
W normalnej sytuacji Malfoy nie szczędziłby mu kpin i szyderstw, wyśmiewając jego głupotę, ale ta sytuacja była zbyt irytująca, by zawracał sobie głowę takimi drobiazgami. 
- Od początku mó...
- Myślałem, że naprawdę chce mieć ze mną dodatkowe lekcje, że TO naprawdę go interesuje. - Potter przerwał mu, a jego ton - łamliwy i skrępowany - zamknął mu usta i pozwolił kontynuować Gryfonowi. - Nigdy nie znałem granic, prawda? I teraz nawet nie zauważyłem, gdy przekroczyłem jakąś w kontaktach uczeń-nauczyciel i gdy tylko myślę, że dałem mu jakiś sygnał swoim zachowaniem... Merlinie! 
- Uspokój się, Potter. - Wahał się przez chwilę, nie wiedząc, czy kolejny krok, który właśnie zamierzał wykonać, był dobrym posunięciem, ale przemógł się i przesiadł na kanapę, siadając bliżej Gryfona, niż to było wskazane. - To nie twoja wina. Jesteś trochę zbyt otwarty i ślepy, ale nic z tego co się stało, jest twoją winą. - Położył dłoń na jego ramieniu, ściskając je raczej niezręcznie i dziwiąc się nagłemu spokojowi, który pojawił się w jego głosie. Z jego oczu wciąż bił chłód i złość, ale był bardziej opanowany, niż można się było tego spodziewać po jego gwałtownej reakcji. 
Potter uniósł wzrok i przekręcił się bardziej w jego stronę, patrząc na niego z lękiem, który krył się za pragnieniem by jego słowa były prawdą. 
- Ale... 
- Przestań - burknął, odlegle rejestrując, że kolano Gryfona wbija się teraz w jego udo. - Perkins od początku zachowywał się podejrzanie i przypuszczałem, że jest tobą zainteresowany...
- Co?! 
- ...że jest tobą zainteresowany, ale nie sądziłem, że posunie się do... pocałunku - kontynuował, a z każdym kolejnym słowem jego wargi zaciskały się coraz mocniej, sprawiając, że ostatnie słowo zabrzmiało jak syk węża. 
- I nie powiedziałeś mi?! - Harry poderwał się, a jego twarz aż płonęła z oburzenia. - Jak mogłeś mnie nie ostrzec?!
- Myślałem, że się domyślisz. - Wzruszył niedbale ramionami, choć jego głos był napięty. 
- Nie domyśliłem... - Potter wydał z siebie bolesny jęk, opadając na oparcie kanapy. - Co mam teraz zrobić? 
Draco po raz kolejny wzruszył ramionami. 
- Nie wiem. Poczekajmy na jego krok. Pewnie jest wściekły, że go odrzuciłeś. - Nie mógł powstrzymać złośliwego uśmiechu. 
- Myślisz... - Przełknął ślinę. - Myślisz, że powinienem powiedzieć McGonagall? 
- Powiedz mi Potter... - Pochylił się, przyszpilając go swoimi zimnymi oczyma. - Czyś ty już do reszty postradał rozum? 
Harry pozwolił sobie na delikatny, pełen ulgi uśmiech. 

Od tego czasu Draco jeszcze uważniej obserwował Perkinsa - nie tylko na lekcjach, ale również podczas posiłków i swoich dyżurów na korytarzach. Na początku dostrzegał jego rozkojarzenie, zamyślenie, ale również narastający gniew, który tkwił w jego oczach. Nie mógł jednak nic z tym zrobić i jedyne co im pozostało, to po prostu czekać na jego ruch, którego Ślizgon był w stu procentach pewny.
Z roztargnieniem przypomniał sobie dalszą część ich rozmowy.

Przez jakiś czas siedzieli w ciszy, choć nie była ona nieprzyjemna, czy krępująca. Ich uda niemal się stykały i Draco musiał powstrzymać swoją rękę, która chciała objąć Pottera i przyciągnąć go jeszcze bliżej. 
Śmiech Gryfona był całkowicie niespodziewany, ale w jakiś sposób pokrzepiający. Był oznaką, że Potter nie czuje się już tak źle, jak w chwili, gdy do niego przyszedł. 
- Teraz już rozumiem skąd ta nienawiść do Perkinsa. - Posłał mu rozbawiony uśmiech. 
Malfoy prychnął, choć w dużym stopniu była to prawda. 
- Miałem inne powody. Nie pochlebiaj sobie, Potter. 
- Oczywiście. - Harry wyraźnie mu nie uwierzył, wciąż będąc rozbawionym. Zagryzał przy tym swoją dolną wargę, a oczy błyszczały mu niemal jak w gorączce. 
- Perkins nie jest aniołkiem na moich lekcjach. Gdyby nie McGonagall, już dawno by wyleciał, więc to na pewno nie z twojego powodu - mruknął, posyłając mu przy tym przeszywające spojrzenie. - Ale jestem w stanie zrozumieć, dlaczego zainteresował się właśnie tobą. 
Reakcja była natychmiastowa. Gryfon spiął się, jego policzki pokryły się czerwienią, a wzrok opadł na własne kolana. 
- Przestań - szepnął, a jego głos był przy tym tak drżący, że Draco spełnił jego prośbę i nie kontynuował, ale w duchu był zadowolony. To musiało coś znaczyć. 

Ta część wspomnienia była wyjątkowo przyjemna. Lubił do niej wracać, przywołując w myślach wyraz jego twarzy, dźwięk pobrzmiewającego głosu... Wspomnienie to oczywiście zacierało się i traciło na szczegółach, ale wciąż sprawiało mu ogromną przyjemność i nadzieję na przyszłość.
Szedł właśnie do sowiarni, aby wysłać odpowiedź na list od swojego przyjaciela z Francji - Francesca. Poznali się w barze, gdy Draco po dwunastogodzinnym dyżurze zapijał zmęczenie pracą i życiem. Francesc miał czarne włosy i zielone oczy, więc nic dziwnego, że był jedyną osobą w barze, która zwróciła jego uwagę. Malfoy nie miał przyjaciół (poza Pansy, z którą czasem korespondował), ale w jakiś sposób Francuz zdobył jego zaufanie i nim się spostrzegł, zaczął spotykać się z nim w tym barze raz w tygodniu, pijąc i opowiadając mu historię swojego życia. Powiedzenie o tym głośno było niemal jak katharsis, więc czuł teraz lekki wstyd, gdy zdał sobie sprawę z tego, że odkąd wrócił do Anglii, nie pomyślał o nim ni razu.
Idąc do sowiarni, nie sądził jednak, że wpadnie na Snape'a i Pottera, którzy rozmawiali o czymś przyciszonym głosem. Nie była to jego sprawa i byłby zawrócił i wysłał list później, gdyby nie usłyszał swojego nazwiska. Ciekawość oczywiście zwyciężyła, choć nie nazwałby siebie wścibskim, bo ta cecha oczywiście należała do Pottera, który zawsze musiał wiedzieć wszystko i o wszystkim.
Przysunął się bliżej ściany, nawet nie śmiąc zerkać zza, żeby nie zostać przypadkiem zauważonym przez czujne oko Mistrza Eliksirów i wytężył słuch, oddychając jak najciszej.
- To nie jest twoja sprawa. - Głos Gryfona był stłumiony, ale Draco był w stanie wyczuć w nim oznaki zniecierpliwienia.
- To nie była też moja sprawa, gdy byłeś jak puzzle, które trzeba było poskładać, bo rozpadłeś się przez niego. - Snape brzmiał na rozdrażnionego, a bolesne szyderstwo mocno pobrzmiewało w jego charakterystycznym głosie. Draco skrzywił się ze złością. Jak on go nie znosił...
- Przestań.
- I kto ci wtedy pomagał? - Chwila ciszy. - Dlatego nie mów mi teraz, że to nie jest moja sprawa. Jeśli szukasz przyjaciela, polecam Longbottoma, albo Granger, która nie jest szkodliwa.
- Jak możesz mówić, że mogę zaprzyjaźnić się z Granger?! - Mógł sobie jedynie wyobrazić jego płonące spojrzenie i dłonie zaciśnięte w pięści. - Po tym co ona i Weasley mi zrobili!
Mistrz Eliksirów prychnął z pogardą.
- Oczywiście. Właśnie dlatego postanowiłeś szukać przyjaźni u Malfoya, który w porównaniu z tą dwójką, był święty, co?
- Nie...
- Chcesz, żebym ci przypomniał co zrobił? Może nie mieszałem się do tego na początku, ale nie jestem już w stanie patrzeć na tę waszą żałosną relację - wypluł.
- Przecież wiesz, że... - zaciął się - Ja...
Snape westchnął, ale jego następna wypowiedź brzmiała znacznie spokojniej.
- Może czas najwyższy znaleźć kogoś innego, Harry.

***

Następnego dnia odbywała się wycieczka do Hogsmeade. Ostatnim razem Draco nie zgłosił się do pilnowania uczniów w trakcie wyprawy, bo miał wtedy kiepski nastrój, a powracające koszmary doprowadzały go do obłędu. Tym razem już tydzień wcześniej został poinformowany przez Pottera, że wszystko zaplanował, że idą do Hogsmeade razem i Ślizgon nie może znaleźć wymówki. Z jednej strony Malfoy był zadowolony, bo Harry po raz kolejny jasno dawał mu do zrozumienia, że chce się z nim widywać i szuka kontaktu, ale z drugiej... Wciąż miał w pamięci reakcję Gryfona na ten niefortunny artykuł w Proroku i nie chciał, by ta sytuacja się powtórzyła, a z pewnością do tego dojdzie, gdy razem pojawią się w miejscu publicznym. Nie chciał jednak mu odmawiać, więc zgodził się, bo szczerze powiedziawszy, sam chętnie odwiedziłby wioskę. Ostatnim razem był tam pięć lat temu i nie było to najlepsze wspomnienie.
Mieli spotkać się na dziedzińcu, ale po kolejnych dziesięciu minutach, gdy grupa uczniów, z którą miał iść on i Harry, zaczęła niecierpliwić się coraz bardziej, Draco westchnął i dał im znać, by ruszyli. Nie mógł odrzucić od siebie myśli, że Gryfon nie pojawił się, bo wziął sobie do serca słowa Snape'a i postanowił się zdystansować. Ta myśl bolała i wywoływała gorycz w ustach, ale druga część jego umysłu (ta mniejsza i bardziej naiwna) wierzyła, że nagle coś mu wypadło i musiał zrezygnować z odwiedzenia wioski. Malfoy czuł się rozdarty, cała radość, która towarzyszyła mu na śniadaniu (nie było Pottera, przypomniał sobie), zniknęła.
Szli całkiem sprawnie i szybko, więc nic dziwnego, że w połowie drogi spotkali drugą grupę, która była znacznie wolniejsza (a może to oni szli za szybko, kto wie) i Draco aż zamrugał z zaskoczenia, gdy pomiędzy uczniami dostrzegł czuprynę czarnych, wiecznie nieułożonych włosów. Chłód natychmiast wypełnił jego serce, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Potter musiał zrobić to specjalnie - ruszył na początku pierwszej grupy, żeby Draco nie zauważył go wśród uczniów. Zdusił złość, która na sekundę przejęła nad nim kontrolę i przepchnął się między uczniami, nie martwiąc się o ich ochronę. Wątpił, by coś im zagrażało.
- Hej - mruknął, pojawiając się z lewej strony Gryfona.
- Hej - Harry zamrugał, chyba zaskoczony jego widokiem. Twarz miał dziwnie ponurą, plecy zgarbione i jego sylwetka aż krzyczała, że potrzebuje samotności.
- Byliśmy umówieni - wytknął cicho, wsadzając dłonie w kieszenie swojego płaszcza. - Czekałem na ciebie.
- Och, przepraszam. - Wydawał się szczerze skruszony, choć coś sprawiało, że Draco nie był w stanie w to uwierzyć. - Zapomniałem.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnął się krzywo. Od razu wyczuł ten dystans i uderzyło w niego, jak jego obawy były prawdziwe. Snape naprawdę namieszał Harry'emu w głowie i zasiał w nim wątpliwości. - Gdzie idziemy najpierw?
- Nie wiem. - Brunet wzruszył ramionami. - Może Trzy miotły? - Jego głos miał brzmieć zachęcająco, ale wyszło to zaskakująco gorzko. Draco nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak bardzo skrępowany i niechciany.
- Jasne - mruknął, a jego oczy zasnuły się mgłą. - Dawno tam nie byłem.
Szli w ciszy, tak innej, do której zdążył się przyzwyczaić. Teraz była krępująca i ciążyła im obu, co widoczne było w nerwowych ruchach Harry'ego. Gdy doszli do głównej ulicy wioski, dali uczniom wszystkie instrukcje odnośnie godziny powrotu, a następnie ruszyli w stronę pubu madame Rosmerty.
W środku jak zwykle panował gwar, uczniowie oraz mieszkańcy Hogsmeade tłoczyli się przy drewnianych stolikach, rozmawiając z ożywieniem przy kremowym piwie i ognistej whisky. Przecisnęli się pomiędzy wychodzącymi czarownicami, które na ich widok wybałuszyły oczy i zachichotały niekontrolowanie, a następnie znaleźli wolny stolik w samym kącie sali.
- Pójdę zamówić. - Głos Gryfona grzmiał głucho i jakby z oddali i nim Draco zdążył mu powiedzieć, na co ma ochotę, już go nie było.
Westchnął, rozglądając się po sali i od razu dostrzegając, że nawet w tym tłumie ich pojawienie się nie zostało niezauważone. Zmroził wzrokiem jakiegoś jegomościa, który bezczelnie się w niego wpatrywał, a gdy ten odwrócił wzrok, przymknął na chwilę oczy. Już był zmęczony tym wyjściem.
Gdy pojawiła się przed nim butelka piwa kremowego, wywrócił oczami, ale nie skomentował tego. Znacznie bardziej wolał ognistą, ale nie zamierzał się teraz sprzeczać.
- Coś się stało? - zapytał w końcu, gdy cisza stała się zbyt uciążliwa, by był w stania ją wytrzymać chociażby minutę dłużej.
- Nie. - Odpowiedź była szybka i zbyt oczywista, by ktokolwiek wziął ją za prawdę. - Dlaczego tak uważasz?
- Zachowujesz się... - Wzruszył ramionami - ...inaczej.
- Wcale nie.
- Tak. Jesteś jakiś przygaszony. Znów chodzi o Perkinsa? Nie widziałem go wśród uczniów wybierających się do Hogsmeade.
- Został w zamku. - Wbił wzrok w kufel z piwem. - Chyba znów zaczynam zadręczać się tą sprawą.
Draco powstrzymał krzywy uśmiech, samemu podsuwając mu to kłamstwo.
- Już o tym rozmawialiśmy. Nic nie zrobiłeś.
- Wiem, ale... - Jego głos nagle stał się bardziej lękliwy i Malfoy z zaskoczeniem stwierdził, że po raz pierwszy dzisiejszego dnia brzmiał szczerze. - Mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec, że coś się stanie... Nie wiem. Od tamtego czasu unika mnie, nie udziela się na moich lekcjach i niby wszystko jest w porządku, ale to jak na mnie patrzy... - Pokręcił głową. - Nie sądzę, by chciał się na mnie zemścić, ale... coś jest nie tak. - Wziął łyk piwa. - A może po prostu za dużo o tym myślę.
- Hej... - Chciał sięgnąć po jego dłoń i ścisnąć ją uspokajająco, ale zdusił to pragnienie. - Nie powinieneś ciągle o tym myśleć, bo to sprawia, że jesteś smutny, a ja wolę, kiedy się uśmiechasz. - Posłał mu psotny uśmiech i nagle wszystko jakby wróciło na swoje miejsce - Harry odwrócił wzrok, zażenowany, on uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób i ściana między nimi runęła.
- Gapią się - mruknął Gryfon, gdy w końcu przestał zachowywać się jak zawstydzona panienka, co niezwykle bawiło Ślizgona.
- Mówiłem ci. Możemy stąd wyjść, jeśli chcesz.
- Nie. - Pokręcił głową. - Naprawdę nie obchodzi mnie ich zdanie. - Obrzucił wzrokiem ich puste kufle. - Chcesz jeszcze jedno?
- Wolałbym ognistą.
Harry posłał mu sceptyczne spojrzenie.
- Pilnujesz uczniów, Malfoy. Bądź odpowiedzialnym profesorem i napij się kremowego.
Uśmiech cisnął mu się wargi.
- Mam gdzieś odpowiedzialność, panie Potter.
- Ja w sumie też. - Puścił mu oczko. - Ale nie będę dbał o twój wzrastający alkoholizm?
- Moje co? - Parsknął śmiechem, przyciągając spojrzenia, które zignorował. - To najbardziej niedorzeczna rzecz, o jakiej słyszałam.
- Cicho. - Harry spojrzał na niego poważnie, choć kąciki jego ust drgały niepohamowanie. - Siedź i czekaj, a kiedy wrócę, rozkoszuj się smakiem kremowego piwa.
- Cokolwiek rozkażesz, o panie. - Roześmiał się.
Potter błysnął równymi zębami, odwrócił się i dystyngowanym krokiem ruszył w stronę baru.
Humor Ślizgona od razu się poprawił. Teraz był pewien, że nikt nie mógł stanąć pomiędzy nimi. Nawet Snape.

***

Gdy wrócił do komnat, był w lepszym nastroju niż mógłby się tego spodziewać, po tym jak czekał na dziedzińcu na Pottera. Z westchnieniem zrzucił z siebie płaszcz i przeszedł do sypialni, która prowadziła do łazienki. Był zmęczony i mokry po tym jak Gryfon urządził im sesję tarzania się po śniegu.
Nie zauważył go od razu. Dopiero gdy odwrócił się w stronę szafy, by wyciągnąć czystą bieliznę, dostrzegł pergamin leżący na jego łóżku.
Tchnięty dziwnym przeczuciem, uniósł go i uśmiechnął się krzywo, gdy odczytał wiadomość. Spodziewał się jej i nie zawiódł się.
"O dwudziestej w moim gabinecie. To nie jest prośba. Severus Snape"
Odłożył zwitek na łóżko, zabrał czyste rzeczy i ruszył do łazienki. Musiał się przygotować.

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 6

Witajcie, kochani! W końcu udało mi się skończyć i tak jak obiecałam, rozdział jest dzisiaj (bardzo późno, ale nie dało rady wcześniej). Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze i za to, że tak czekacie na kolejny rozdział. To niesamowicie motywujące.
Pozdrawiam ;)

________________________________________________________________________

Odgłos knykci uderzających o drzwi, nie zaskoczył go. Potter nigdy nie poddawał się zbyt łatwo i z natury należał do tych "bardziej upierdliwych". Rzadko kiedy urzekało go to, częściej doprowadzając do szału. Teraz też, gdy wciąż był w nie najlepszym humorze po dwóch spotkaniach ze szkolną pielęgniarką, która patrzyła na niego co najmniej z pożałowaniem.
- Czego chcesz? - burknął, nie siląc się na grzeczności, gdy stanął w progu, patrząc na gościa z chłodną obojętnością.
- Mogę wejść?
- Nie wydaje mi się.
- Chciałem przeprosić. To było głupie.
Draco prychnął.
- Możesz już iść.
- Mam coś dla ciebie.
Brwi Ślizgona podjechały do góry.
- A to coś nowego... - mruknął, uśmiechając się w typowy dla siebie, krzywy sposób. Tymczasem Harry zagryzł dolną wargę i patrząc na niego spod wpół przymkniętych powiek, wyciągnął zza pleców butelkę wina. Blondyn mógł się założyć, że jeszcze przed chwilą jej tam nie było.
- Czy to...
- Skrzacie wino. - Uśmiech, który pojawił się na twarzy Gryfona był wyjątkowo cwany. - Teraz mnie wpuścisz?
Draco jeszcze przez chwilę udawał, że rozważa możliwość zamknięcia drzwi przed Potterem, choć jego oczy co chwila zatrzymywały się na magicznej butelce. To było jego ulubione wino, którego nie pił od czasów szkolnych. Zdobycie go było niezwykle trudne, nie wspominając o małej fortunie, którą trzeba było wydać za jedną butelkę. Mieszkając we Francji i pracując jako uzdrowiciel nie mógł pozwolić sobie na takie przyjemności. Potter dokładnie wiedział co zrobić, by osiągnąć swój cel. Był najbardziej ślizgońskim Gryfonem jakiego poznał.
Bez słowa odsunął się, wpuszczając go do środka.

***

Od dwóch minut Potter zanosił się nieznośnym, głośnym śmiechem, wyraźnie już podpity z rumianymi policzkami i błyszczącymi oczami. Draco czuł irytację, wiedząc, że to z jego osoby śmiał się Gryfon, aczkolwiek jednocześnie oglądanie tego zjawiska było boleśnie znajome i przyjemne. To zupełnie tak, jakby miał w sobie dwie osobowości - jedna uważała śmiech Pottera za najbardziej irytujący dźwięk na świecie, druga uważała tak samo, ale dodawała do tego takie przymiotniki jak "uroczy", czy "zadziwiający".
- Naprawdę bardzo zabawne... - burknął, wystukując palcami jakiś nieznany rytm na swoim kolanie. - Boki zrywać.
- Ty naprawdę myślałeś... że ja i on... hahaha... - Harry demonstracyjnie otarł lewy kącik oka, powoli się uspokajając.
- W tamtym momencie wydawało się to całkiem logiczne... - mruknął, pochmurniejąc jeszcze bardziej, co nie zrobiło żadnego wrażenia na drugim czarodzieju. - Zdecydowanie wydawało się to bardziej prawdopodobne niż jego rzekomy związek z Alice.
- Jak najbardziej prawdziwy - podkreślił Gryfon, rozkładając się na jego kanapie jak u siebie. Nogi luźno zwisały mu z jednego podłokietnika, gdy na wpół leżąc, na wpół siedząc obserwował go roześmianym wzrokiem.
Skrzywił się.
- To trochę odstręczające... - mruknął, przypominając sobie uroczą blondynkę, którą spotkał podczas pamiętnego koncertu rockowego. Jakoś nie wyobrażał jej sobie w związku z Postrachem Hogwartu. - Że oni się pieprzą. Wiesz, jest starszy od niej o jakieś... dwadzieścia lat?
- I powiem ci, że w tym temacie całkiem nieźle się trzyma. - Puścił mu uczko, na co wzrok Ślizgona natychmiastowo stwardniał. Myśl, że on i Snape...
- Czy ty...
- Merlinie, Malfoy... - Potter znów wybuchnął śmiechem, opadając widowiskowo na kanapę i chowając twarz w jej obiciu. - Ty naprawdę myślisz tylko o jednym.
- Wcale nie - burknął, mocniej ściskając kieliszek wypełniony ulubionym winem.
Gryfon wywrócił oczami, co zirytowało go jeszcze bardziej i dobrze o tym wiedział.
- Mieszkamy razem, jakbyś zapomniał. A ściany w moim domu są raczej cienkie. - Spuścił wzrok.
Draco skrzywił się. Ta wizja wciąż była zbyt obrzydliwa.
- Dlaczego nie mieszkają razem?
Potter wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nie wtrącam się w ich sprawy, a Severus mi nie przeszkadza, więc...
- Mhm...
Cisza była przyjemna. Nie było niezręcznie, czy drętwo. Było spokojnie i boleśnie znajomo, co sprawiało, że Ślizgon raz po raz odczuwał skurcze w piersi.
- Opowiedz mi o tym.
- Hmm...?
- O tym jak do tego doszło. Jak sprawiłeś, że się poznali.
- Och, to zupełnie nie moja zasługa.
Spojrzał na niego sceptycznie.
- No może trochę. Ale uwierz, nie planowałem tego. Dla mnie na początku to też było dziwne... - Pokręcił głową, a na jego usta wypłynął melancholijny uśmiech. - Ale szybko się przyzwyczaiłem do takiego stanu rzeczy. Ciesze się, że się spotkali. - Odstawił kieliszek na mały stoliczek i rzuciwszy mu jeszcze jedno, przeszywające spojrzenie, zaczął opowiadać.

- Potter! 
- Już... - mruknął, sznurując pospiesznie trampki. Przejrzał się jeszcze w lustrze, starając się przygładzić swoje rozczochrane włosy, choć wiedział, że od początku był skazany na porażkę. 
- Potter!
- Idę! - krzyknął i dosłownie wyskoczył z łazienki, niemal wywracając się po drodze. Usłyszał znajome prychnięcie, które towarzyszyło mu każdego dnia i z urazą zerknął na swojego starszego przyjaciela, którego oczywiście w ogóle to nie ruszyło.
- Nie sądziłem, że jesteś tak bardzo stereotypowy, Potter. 
Harry zmarszczył brwi, nie od razu rozumiejąc. 
- Hę? - mruknął mało elokwentnie, czym od razu naraził się na wywrócenie oczyma i kpiący uśmieszek. 
- Stereotypy, Potter. Jak na przykład ten, że gej potrafi siedzieć w łazience dłużej od kobiety, co w twoim przypadku jest prawdziwe. 
- Nieprawda - burknął, opuszczając mieszkanie. Znajdowało się na obrzeżach Londynu i ich mugolscy sąsiedzi zdążyli przyzwyczaić się do dwójki zdziwaczałych sąsiadów, których prawdopodobnie brali za parę. - Zamierzasz pojawić się w centrum Londynu w czymś takim? - Spojrzał powątpiewająco na jedną z jego słynnych szat. 
- Idę na spotkanie z czarodziejem, Potter. I naprawdę nie obchodzi mnie zdanie bandy kretynów na temat mojego stroju. 
- Ach tak, szemrane interesy... - Harry zacmokał, choć tak naprawdę nie podobało mu się, że Severus utrzymuje kontakty z podejrzanymi typami. 
- To część większego projektu... - Uniósł podbródek, stając na ganku w nienaturalnie prostej pozie. - Wiesz, że potrzebuję tego składnika. 
- Równie dobrze mogłeś nie zaczynać tego eliksiru... - burknął, dobrze wiedząc, że Snape nie miał żadnego zlecenia, a zwyczajnie bawił się, testując swoje możliwości. 
- To się nazywa rozwój, Potter. Coś, w czym ty zatrzymałeś się już dawno temu. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Z roku na rok twoje docinki są coraz gorsze. Starzejesz się. - Harry posłał mu szeroki uśmiech, podążając w dół ulicy, gdzie na końcu znajdował się opuszczony budynek, z którego zazwyczaj się teleportowali. 
- Ty za to jesteś w tym coraz lepszy. Uważaj, żebyś przypadkiem nie skończył jak ja. 
- Stary, zgryźliwy psychopata? Nie rozumiem, jak mógłbym tego nie chcieć. - Pokręcił głową, a na jego ustach tlił się delikatny uśmiech. Lubił ich słowne starcia, z którymi naprawdę radził sobie coraz lepiej. Odwrócił jednak wzrok, gdy poczuł na sobie palące spojrzenie obsydianowych oczu, które mówiło, że Severus nie żartował i naprawdę zastanawiał się nad jego przyszłością. Nie chcąc o tym rozmawiać, złapał rękaw jego szaty i rozejrzawszy się wkoło, wciągnął go do pustego budynku. Zanim jednak mężczyzna zdążył cokolwiek zrobić, Harry już machnął swoją dłonią, zamieniając jego okropną szatę w gustowny, czarny garnitur, który idealnie leżał na jego wychudzonym ciele. 
Snape syknął, patrząc wściekle najpierw na niego, a później na swój nowy strój, ale zanim zdołał coś powiedzieć, albo wyszarpnąć się z jego uścisku, Harry zdążył już ich teleportować, po drodze uśmiechając się zwycięsko. Tym razem to on wygrał ich małe starcie. 

***

To był całkowity przypadek, że kawiarnia, w której umówił się z Alice, znajdowała się niemal w tym samym miejscu, w którym Severus umówił się ze swoim "znajomym". Dlatego, gdy czekając we wnętrzu lokalu na przyjaciółkę, dostrzegł wyraźnie wściekłego Snape'a, przechodzącego tuż obok kawiarni, automatycznie zapukał w szybę, magicznie roznosząc dźwięk po okolicy. Severus natychmiastowo obrócił się, z czujnością spoglądając za siebie i wyraźnie rozluźniając się, gdy dostrzegł go za szybą, choć irytacja nie zniknęła z jego twarzy. Harry dał mu znak, by wszedł do środka i dokładnie widział, jak mężczyzna toczy ze sobą wewnętrzną walkę, a następnie z oporem przekracza próg kawiarni. 
Uśmiechnął się pod nosem. Ich niespodziewana przyjaźń naprawdę dobrze działa na nich obu. 
- Coś się stało? - zapytał szybko, od razu wskazując mu krzesło naprzeciwko. Alice miała pojawić się za jakieś dziesięć minut (tak, po raz pierwszy naprawdę przyszedł przed umówioną godziną) i w tym czasie mógł spokojnie porozmawiać z Severusem. 
- Nie przyszedł - syknął, gwałtownie odsuwając krzesło, czemu towarzyszył ostry dźwięk, który natychmiastowo sprawił, że wszyscy goście lokalu spojrzeli w ich stronę. Gryfon chciał zbyć to krępującym uśmiechem, ale mężczyzna posłał wszystkim gapiom tak ostre spojrzenie, że Potter nie zdziwiłby się, gdyby kelnerka bała się ich obsłużyć. 
Mimowolnie zaśmiał się, otrzymując w zamian wściekłe spojrzenie. Nie mógł uwierzyć, że kiedyś naprawdę bał się złości tego człowieka. Teraz jedynie go bawiła, a irytowanie go dostarczało mu dziecinnej rozrywki. 
- Ale to nie zepsuje twojego eliksiru, nie?
Snape pokręcił głową, a jego szczęki wciąż pozostały mocno zaciśnięte. 
- W takim razie w czym problem? Znajdziesz innego współpracownika...
- Mnie się nie wystawia, Potter! - syknął, a jego oczy zapłonęły dziko. - Kim on myśli, że jest?! Zwykły przemytnik, którego mógłbym się pozbyć jednym machnięciem różdżki! 
Harry wywrócił oczami. 
- Jak zwykle dramatyzujesz... - mruknął, ale nie było dane mu skończyć, bo obok ich stolika zmaterializowała się drobna blondynka o niebieskich oczach i znajomym uśmiechu. 
- Cześć, Harry.
- Alice! - Zerwał się z miejsca, omal nie przewracając krzesła i porwał dziewczynę w objęcia, wydobywając z jej gardła wesoły śmiech.
- Tak, też tęskniłam, głupku. - Zaśmiała się. - A teraz mnie puść. - Odsunęła się od niego i aż zagwizdała cicho, co sprawiło, że spuścił wzrok, zażenowany. - Wyrobiłeś się, stary! Ale masz klatę! 
- Alice... Przestań - burknął, dopiero teraz przypominając sobie, że nie był sam. - Poznaj mojego przyjaciela, Severusa. - Wskazał na mężczyznę, który uniósł się ze swojego miejsca, choć jego mina wyglądała niezbyt zachęcająco. - Severusie, to jest Alice, o której ci opowiadałem. 
- Opowiadałeś o mnie? - Dziewczyna dała mu kuksańca w bok, a następnie zwróciła całą swą uwagę na starszego mężczyznę, a jej niebieskie oczy nagle zabłysły w sposób, którego Gryfon jeszcze u niej nie widział. 
- Alice Green, miło mi. - Uśmiechnęła się, wyciągając dłoń, którą mężczyzna niechętnie potrząsnął. 
- Severus Snape - burknął, a następnie ostentacyjnie odwrócił się w jego stronę. - Pójdę już. Zobaczymy się później. 
- Nie musisz iść. - Alice złapała jego przedramię i z zaskakującą (nie dla Harry'ego) siłą posadziła go na krześle. 
Mistrz Eliksirów posłał dziewczynie miażdżące spojrzenie, wyrywając rękę z jej uścisku, co oczywiście nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. 
- Potter...
- Alice, myślę, że... 
- Ładny garnitur. - Harry zamrugał, zaskoczony zachowaniem przyjaciółki, która przysunęła sobie krzesło z najbliższego stolika i usiadła na nim, zarzucając nogę na nogę. Jej niebieskie oczy prześwietliły sylwetkę Mistrza Eliksirów, a Gryfon omal nie udławił się własną śliną, gdy dostrzegł w tym spojrzeniu aprobatę. Czuł się... dziwnie. 
- Ja wybierałem - wymamrotał, widząc, że mężczyzna nie garnie się do odpowiedzi. Jego skrzywiona mina była raczej jednoznaczna, ale dziewczynie najwyraźniej to nie przeszkadzało. 
- Co podać? - Dziwną atmosferę przerwało pojawienie się kelnerki - młodej, całkiem ładnej dziewczyny o prostych, czarnych włosach. Uśmiechnęła się do niego zupełnie tak, jak Alice uśmiechała się do Severusa i to zaniepokoiło go jeszcze bardziej. 
- Macie gorącą czekoladę? - zapytał, udając, że nie usłyszał pogardliwego prychnięcia ze strony Snape'a. 
- Oczywiście. - Dziewczyna posłała mu szeroki uśmiech. - Coś... jeszcze? - Zagryzła wargę, a Harry omal nie jęknął z zażenowania. 
- Nie. - Pokręcił głową. - Dziękuję. 
- Dla mnie kawa i szarlotka. - Blondyna od niechcenia przeglądała menu, raz po raz zerkając na starszego mężczyznę. 
- A dla pana? 
- Arszenik - burknął, całkowicie zaskakując kelnerkę, która zamrugała, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć. 
- Severusie... - Harry wywrócił oczami, kopiąc go dyskretnie pod stolikiem. Mężczyzna nawet nie drgnął.
- Poproszę czarną kawę. - Na jego usta wypłynął kpiący uśmieszek. - Zaraz po tym jak zapnie pani bluzkę i przestanie wpychać swój biust pod twarz mojego towarzysza. 
Cała trójka zamarła. Harry czuł, jakby coś ciężkiego opadło mu na dno żołądka, oczy Alice rozwarły się szerzej, a policzki dziewczyny oblał krwistoczerwony rumieniec. Przez chwilę stała w miejscu, zupełnie jakby ją sparaliżowało, a gdy w końcu odzyskała funkcje motoryczne, niemal biegiem oddaliła się od ich stolika. 
- To... - zaczęła Alice, ale nie była w stanie skończyć, bo krępującą ciszę przerwał jej delikatny chichot, który przerodził się w głośny, szczery śmiech. Harry nie potrzebował dużo czasu, by dołączyć do niej, skupiając na sobie uwagę wszystkich w lokalu. Nawet Severus pozwolił sobie na niewielki, zadowolony uśmieszek, który starał się zamaskować kaszlnięciem. 
I pomimo tego, że Alice zachowywała się dziwnie, Severus miał ochotę uciec, a ich zamówienie przyniosła inna kelnerka... to był dobry dzień i dobre wspomnienie.


- I to tyle? - spytał z niedowierzaniem. - Tak się poznali?
- Mhm. - Harry pokiwał energicznie głową, co chyba nie było dobrym pomysłem, bo chwilę później złapał się za nią, wydając cichy jęk.
- Czyżby komuś tutaj kręciło się w głowie? - mruknął, uśmiechając się krzywo.
- Może troszeczkę. - Gryfon uśmiechnął się, niezgrabnie podnosząc się do siadu i ciężko opierając się na oparciu kanapy.
Draco zacisnął na chwilę usta, mierząc uważnym spojrzeniem ociężałe ruchy swojego gościa. Może teraz, kiedy Potter był troszkę podpity (zawsze miał słabą głowę), mógłby wyciągnąć od niego jakieś informacje?
- Więc... nie masz nikogo? - zapytał prosto, chowając twarz za kieliszkiem wina.
- Nie. - Potter znów pokiwał głową, a czerwień na jego policzkach, z nieznanych powodów, pogłębiła się.
- Mhm... - Z ledwością powstrzymał zadowolony uśmieszek cisnący mu się na usta.
- A... - Potter spuścił wzrok, pocierając kciukiem lewą dłoń, co było u niego oznaką zdenerwowania. - A ty?
- Z nikim się nie spotykam. - W odpowiedzi otrzymał niemal automatyczne kiwnięcie głową, po którym nastąpiła krępująca cisza. Dokładnie obserwował nagłe zdenerwowanie Pottera, czerwone plamy na polikach i zażenowany wzrok. Czy istniała możliwość, że to wszystko z jego powodu? Może Potter czuł to samo co on? Może wreszcie to był odpowiedni moment, by w końcu przeprowadzić rozmowę, która czekała ich od pierwszego spotkania?
- To co się wtedy stało... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć, bo Gryfon zerwał się z kanapy, nagle zaskakująco trzeźwy i wyraźnie przerażony.
- Muszę już iść! - Niemal pisnął, w dwóch krokach dopadając drzwi.
- Potter! - Draco poderwał się z fotela, chcąc złapać mężczyznę, ale zanim zdążył się ruszyć, Pottera już nie było w jego komnatach. Opadł z westchnieniem na fotel, pocierając prawą skroń, w której zaczęło pulsować. - Nie możesz ciągle uciekać... - mruknął, skupiając wzrok na kieliszku pozostawionym przez Gryfona. - Nie możesz.