niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 10

Kochani! Nareszcie jestem. Wybaczcie, że tak długo to trwało, ale naprawdę nie mam czasu. Już dziś poszalałam, cały dzień pisząc rozdział. Mam nadzieję, że jego długość wynagrodzi Wam moją nieobecność. Dziękuję wszystkim za komentarze i kliknięcia! <3
Na blogu pojawiła się ankieta. To tylko moja ciekawość, ale byłabym wdzięczna za głosy ;)
Pozdrawiam!

___________________________________________________________________________

Dwa dni później, Potter otworzył mu drzwi, ubrany w fartuch z nadrukiem znicza świecącego kolorami tęczy. Pokręcił głową, uśmiechając się z rozczuleniem. To było takie typowe.
- Pasuje ci to wdzianko - mruknął, uśmiechając się ironicznie.
- Prezent od Freda i George'a. - Gryfon wzruszył ramionami. - Wejdź.
- Czyli jednak postanowiłeś coś ugotować... - Skrzywił się. - Jesteś pewien, że nie potrzebujesz pomocy Zgredka?
- Och, przymknij się - burknął. - Idź do salonu i zajmij się sobą, a jak skończę, to cię zawołam.
- Kompletny brak manier, Potter. - Pokręcił głową, a widząc, że został zignorowany, krzyknął: - Nie zostawia się gości samych sobie!
- Jak chcesz dziś coś zjeść, to lepiej się zamknij! - Usłyszał, wchodząc do salonu. Parsknął cicho, z zainteresowaniem rozglądając się po wnętrzu. Gdy był tu ostatnim razem, nie mógł przyjrzeć się z bliska wszystkim elementom wystroju, ale skoro był tu sam...
Podszedł do półki z książkami, z lekkim niedowierzaniem przyglądając się sporej kolekcji magicznych lektur. Jakoś nie mógł uwierzyć, że Harry wszystkie przeczytał. W szczególności, że dostrzegł kilka pozycji traktujących o magicznych właściwościach niektórych składników eliksirów. Zauważył też kilka mugolskich tomów, których oczywiście nie znał. Wziął jeden z nich, z zaciekawieniem przyglądając się jasnej, nieruchomej okładce.
- "Co wie noc" - przeczytał, marszcząc brwi. Z zaciekawieniem zabrał się za czytanie opisu powieści, ale z każdym kolejnym zdaniem krzywił się coraz bardziej i w końcu odłożył ją na półkę. Nie rozumiał, jaki sens miało czytanie tego typu powieści. Jemu aż za bardzo przypomniało się życie w szeregach Śmierciożerców, a wystarczył jedynie opis. Nie chciał nawet sobie wyobrażać, coby się z nim stało, gdyby przebrnął przez całą książkę.
Odwrócił się, nie chcąc sprawdzać kolejnych elementów zbioru Pottera. Przeszedł na drugą stronę salonu, podchodząc do ciemnego regału. Nad telewizorem znajdowała się półka z fotografiami. Draco dostrzegł zdjęcie małej, rudowłosej dziewczynki, śmiejącej się radośnie przed obiektywem aparatu. Jej jasnozielona sukienka powiewała na wietrze, a długie włosy co rusz zasłaniały rumianą twarz. Rose Weasley była ślicznym, uśmiechniętym dzieckiem, którego zdjęcie zajmowało honorowe miejsce na półce Gryfona. Zaraz obok, oprawiona w jasną ramkę widniała fotografia małego, gaworzącego dziecka. Nie mogło mieć więcej, niż kilka miesięcy i Ślizgon zmarszczył brwi, nie rozpoznając go. Dalej znajdowały się zdjęcia Harry'ego z Alice, stare zdjęcie z Philem, które ominął wzrokiem, a na samym końcu, z tyłu, stała fotografia zrobiona przez samego Dracona. Magicznie powiększona i oprawiona w ramkę, ale rozpoznał ją z łatwością. Gryfon był ubrany w swoją uczniowską szatę, na jego twarzy co rusz pojawiał się uśmiech, a oczy błyszczały autentycznym szczęściem. Ślizgon pamiętał ten dzień, jakby to było wczoraj. Pamiętał jak bardzo był szczęśliwy; jak wielką radość sprawiało mu patrzenie na śmiejącego się Pottera.
Gdy wziął ramkę w dłonie, młodsza wersja mężczyzny przygotowującego w tym momencie obiad, schowała się za obramowaniem. Po chwili jednak Harry wychylił się, uśmiechając się nieśmiało i Draco nie potrafił nie odpowiedzieć tym samym.
- Znalazłeś coś ciekawego?
Drgnął, gwałtownie odkładając fotografię na jej miejsce, za co otrzymał zirytowane spojrzenie młodszego Gryfona. Mrugnął do niego, ostatni raz przyglądając się chudemu, niezbyt rozgarniętemu chłopcu, w którym się zakochał.
- Wspomnienia - mruknął, odwracając się do Harry'ego, który opierał się o framugę drzwi. - Dużo wspomnień.
- Tych dobrych... - chrząknął - czy tych złych?
Ślizgon obrzucił go uważnym spojrzeniem.
- Najlepszych - odpowiedział, od razu dostrzegając szeroko rozwarte oczy bruneta. Ten szybko spuścił wzrok i z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
- Ta... - mruknął, chyba tylko po to, by jakkolwiek odpowiedzieć.
Malfoy po raz kolejny skrzywił się w duchu. Potter wciąż uciekał przed ich wspólną przeszłością. Powoli zaczynał mieć tego dość.
- Obiad gotowy? - zapytał, a jego ton zabrzmiał ostrzej, niż zamierzał, bo Gryfon drgnął i automatycznie wzruszył ramionami.
- Tak - potwierdził, wchodząc do kuchni. Draco podążył za nim.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie otruć... - burknął, chcąc w jakiś sposób rozładować nagle napiętą atmosferę, choć nie miał ochoty na żarty. Tchórzostwo Pottera niezmiernie go irytowało.
Harry oczywiście nadąsał się, zakładając ramiona na piersi. Nie skomentował jednak jego słów, a jedynie zasiadł przy stole i zabrał się za jedzenie, kompletnie go ignorując.
Gdyby był w normalnym nastroju, z pewnością skomentowałby jego plebejskie maniery i dziecinne zachowanie, ale teraz był w stanie zdobyć się jedynie na głośne prychnięcie.
"Pachnie ładnie" - stwierdził, zajmując miejsce naprzeciwko. - "Nie wygląda też najgorzej..."
Niepewnie wziął sztućce w dłonie i odkroił kawałek piersi kurczaka zapiekanej w mozzarelli i suszonych pomidorach.
"Kurwa" - pomyślał, niespiesznie przeżuwając kawałek. Udał, że nie dostrzega wyczekującego spojrzenia mężczyzny i upił trochę wina. Dopiero, gdy odstawił kieliszek i spojrzał w końcu na wiercącego się Gryfona, mruknął:
- Całkiem... niezłe.
To było duże niedopowiedzenie. Odkrycie nagłego talentu kulinarnego u Pottera było dla Dracona niemałym zaskoczeniem. Ale przecież nie mógł mu o tym powiedzieć, prawda?
Harry zmarszczył brwi, a jego spojrzenie było bardziej niż niepewne.
- Niezłe? - wymamrotał zrezygnowanym głosem. - Obiecuję, że następnym razem zamówimy jedzenie u Zgredka.
Skrzywił się. Nie chciał podkopywać pewności siebie u Gryfona, a tym bardziej nie chciał tracić możliwości jadania tak niesamowitych potraw.
- Przestań pieprzyć głupoty, Potter - burknął w końcu, wbijając widelec w kawałek mięsa. - To jest kurewsko fantastyczne i nigdy więcej tego nie powtórzę.

***

Hogwart bez Pottera wydawał się pusty. Wszystko było nijakie i dziwnie martwe. Zupełnie tak, jakby ktoś wyssał z tego miejsca całą magię. I choć Hagrid przedzierał się przez zamek, ciągnąc za sobą kolejne drzewo iglaste, Flitwick zawieszał świecidełka, zabawnie podskakując i koordynując pracą innych profesorów, Draco nie potrafił odrzucić od siebie myśli, że coś było nie tak. I czuł to jeszcze wyraźniej podczas posiłków, gdy miejsce obok niego pozostawało puste, a ciszy przy stole nie przerywał głośny, głupkowaty śmiech. To wszystko wprawiało go w niezbyt przyjemny nastrój. W ciągu tych dwóch tygodni widział się z Gryfonem zaledwie trzy razy i czuł, że zaczyna powoli wariować z ogarniającej go tęsknoty.
Przyzwyczaił się do jego obecności. Może te ostatnie lata nie były najłatwiejsze, ale Draco nauczył się żyć w samotności. Wystarczyło jednak kilka miesięcy spędzonych w pobliżu Pottera, by całe jego życie znów obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Machnął różdżką, zawieszając świecidełka na jednym z drzewek w Wielkiej Sali. Robił to jednak automatycznie, bez żadnej radości, doskonale wiedząc, że bawiłby się znacznie lepiej, gdyby obok niego znajdował się zielonooki Gryfon.
Odruchowo spojrzał na Lupina, który w drugim końcu sali tłumaczył coś młodej Gryfonce. Od razu też skrzywił się, doskonale wiedząc, kto ponosił winę za nieobecność Pottera w zamku. Gdyby nie ta sytuacja z Perkinsem (wciąż zaciskał zęby na myśl o nim) i głupie zachowanie dyrekcji szkoły, nie spędzałby świąt (w tym przypadku przerwy świątecznej) sam.
Od tamtego dnia jego kontakty z McGonagall i Lupinem znacznie się ochłodziły. Nie prowadził z nimi konwersacji, a na powitania odpowiadał jedynie zdawkowym skinieniem głowy. Nie zamierzał udawać, że ich lubi. Nie było takiej potrzeby.
- Doskonale, Draco. - Filius pojawił się nagle tuż obok, wysoko zadzierając głowę. - Doskonale.
Draco nawet nie starał się udawać zadowolenia z otrzymanego komplementu. Bez słowa przeszedł do następnego drzewka.

***

Gdyby ktoś zapytał go, jak minęły mu święta, z pewnością miałby problemy z odpowiedzią. Jak przez mgłę pamiętał o swojej obecności na uroczystej kolacji w Wielkiej Sali, gdzie niewielka grupa uczniów (pięciu) zasiadła do stołu wraz z połową grona pedagogicznego, które tak jak on, nie miało dokąd pójść. Czuł gorycz w ustach za każdym razem, gdy spoglądał na McGonagall, czy tą stukniętą Trelawney, z którą nikt nie potrafił wytrzymać. Flitwick wyjechał do swojego dalekiego kuzyna, Snape spędzał święta wraz z Alice i Potterem... Nawet ten półgłówek Hagrid pojechał do Francji! A on...
Był najmłodszy z nich wszystkich i nie mógł tego znieść. Powinien mieć miejsce, do którego mógłby wrócić. Dom, w którym mógłby spędzić prawdziwe, rodzinne święta. Nigdy nie był sentymentalny, ale w ciągu tych dwóch dni samotność uderzyła w niego z podwójną mocą.
I właśnie dlatego nie do końca pamiętał, co się z nim działo.
Wiedział tylko, że po powrocie do własnych komnat nie był w najlepszym nastroju, a butelka Ognistej wydała mu się nad wyraz interesująca. Tutaj wspomnienia powoli zaczęły się zacierać.
Drugi dzień świąt spędził w swoich pokojach, choć nie mógł mieć co do tego stuprocentowej pewności, ponieważ w jego głowie zachowały się jedynie przebłyski wspomnień. Jedyny bardziej wyraźny obraz, to bliższe spotkanie z muszą klozetową, o którym akurat nie chciał pamiętać. Później był tylko świadom nieprzyjemnych zawrotów głowy i niezbyt świeżej pościeli.
Trzeciego dnia, czyli dokładnie dzień po Bożym Narodzeniu, obudził się w nieprzyjemnej pozycji, która sprawiła, że jego kark rwał bólem, a mięśnie pleców domagały się rozluźniającego masażu. Ułożony na podłodze, z ciałem powykręcanym w różne strony i głową na brzegu łóżka, z pewnością nie wyglądał najlepiej. Nie czuł się też zbyt dobrze, odczuwając nieznośny ból głowy i obrzydliwy posmak w ustach. Przeklinając pod nosem, uniósł się na kolana, a następnie, podpierając się o łóżko, stanął na nogach. Zrobił kilka niepewnych kroków, a gdy w końcu zrozumiał, że jest w stanie iść bez pomocy mebli, o które mógłby się podeprzeć, nieco pewniej doczłapał do łazienki.
Gdy stanął przed lustrem, nie mógł powstrzymać wyrazu pogardy, który pojawił się na jego twarzy. Z przetłuszczonymi włosami i dwudniowym zarostem, cuchnąc alkoholem i potem, wyglądał jak przerażająca karykatura samego siebie. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, poczuł deja vu i wzdrygnął się, gdy przypomniał sobie swoje pierwsze dni we Francji. Wtedy też nie wyglądał najlepiej.
Odkręcił kran i opłukał twarz lodowatą wodą. Teraz był w zupełnie innej sytuacji. Przyjaźnił się z Potterem. Umówił się z nim na kolację. Powinien wziąć się w garść.
Westchnął, rzucając swojemu odbiciu krzywe spojrzenie, a następnie ruszył pod prysznic. Musiał doprowadzić się do porządku.

***

- Co się stało z Silverem? - Byli właśnie w trakcie jedzenia kolacji przygotowanej przez Pottera, gdy Draco przypomniał sobie o małym, irytującym kocie, którego podarował kiedyś Gryfonowi. Podczas rozmów rzadko wracali do przeszłości, która dotyczyła okresu szkolnego. Zazwyczaj skupiali się na opowieściach związanych z okresem, gdy się nie widywali. Jednak dziś... Coś kazało mu przekroczyć tę granicę.
Harry wzruszył ramionami, nie przerywając jedzenia.
- A co ma być? - zapytał, gdy przełknął. Miał na sobie szeroki, zwisający podkoszulek z nadrukiem jednego ze swoich ulubionych zespołów i obcisłe jeansy, które sprawiały, że Ślizgon czuł suchość w ustach.
- Nie wiem. Nie widziałem go w Hogwarcie - mruknął. - Zdechł?
- Co?! Nie! - Brunet posłał mu zszokowane spojrzenie. - Oczywiście, że nie!
Malfoy wywrócił oczami.
- Czyli jednak żyje... - Nie starał się nawet ukryć zawodu w swoim głosie.
Gryfon spojrzał na niego z urazą.
- Silver ma się świetnie, dzięki - burknął. - Jest z Severusem.
- Ach, pewnie też go nienawidzi... - Uśmiechnął się na myśl o Mistrzu Eliksirów walczącym z małym kotkiem. - To musi być zabawne.
- Tak szczerze, Severus bardzo go lubi. - Uśmiechnął się pod nosem. - Z wzajemnością, tak sądzę.
Na ustach Ślizgona pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Kłamiesz.
- Wcale nie. - Potter wzruszył ramionami, bez wahania patrząc mu prosto w oczy. - Naprawdę się lubią.
Jakimś cudem poczuł się urażony. Ten kot od początku go nie lubił, już w chwili, w której go kupował, a Snape...
- Głupi kot - stwierdził, odkładając sztućce. - Dziękuję.
- Smakowało ci?
Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy dostrzegł nadzieję w błyszczących, zielonych tęczówkach.
- Było smaczne - odparł, zarzucając nogę na nogę.
- Mhm... Cieszę się. - Otrzymał szeroki uśmiech. - Co powiesz na deser?
Uniósł jedną brew, uśmiechając się w typowy dla siebie sposób.
- To propozycja?
Z niemal chorą przyjemnością oglądał opuszczone z zażenowania powieki. Cisza przedłużała się, a on napawał się jego spuszczonym wzrokiem i wykręcanymi ze zdenerwowania palcami. Wystarczyła drobna aluzja do jakiejkolwiek bliższej relacji między nimi i Potter stawał się zawstydzoną dziewczynką. To naprawdę było zabawne.
- Opowiadałeś mi już o Lavender, Alice, nawet o Weasleyu... - zaczął powoli, przyglądając się rozluźniającemu się Potterowi. Z ledwością powstrzymał prychnięcie. - A co tam u Thomasa? Masz z nim jeszcze jakiś kontakt? - Starał się brzmieć swobodnie, choć wciąż pamiętał tego cholernego Gryfona i jego zadurzenie w Harrym.
- Och. - Mężczyzna posłał mu zaskoczone spojrzenie. Podciągnął jedno kolano pod brodę, stopę opierając o brzeg krzesła. - Napisał do mnie jakiś rok temu. - Wzruszenie ramion. - Wyjaśniliśmy sobie wszystko i od tego czasu regularnie ze sobą korespondujemy.
- Ta? - mruknął, a mięśnie jego twarzy ani drgnęły. - Co tam u niego?
Harry zmarszczył brwi, patrząc na niego czujnie.
- Nie wiem, czy jest sens rozmawiać o Deanie...
Ślizgon wzruszył ramionami.
- Jestem po prostu ciekaw.
- Nie wydaje mi się. - Harry posłał mu sceptyczne spojrzenie. - Nie wiem, po co w ogóle o niego pytałeś. Przecież obaj wiemy, że nigdy go nie lubiłeś...
- Bo chciał mi cię odebrać - powiedział prosto. Jego głos brzmiał przy tym zaskakująco spokojnie. - A byłeś mój.
To było jak mrugnięcie powieki. Czas się zatrzymał, a jedno wypowiedziane przez niego zdanie sprawiło, że Gryfon zamarł, patrząc na niego szeroko rozwartymi oczyma. I Draco poczuł, że to jest właśnie ten moment; że to jest czas na szczerą rozmowę o przeszłości.
Gęsta atmosfera, która zapadła pomiędzy nimi, nie sprzyjała rozpoczęciu rozmowy, ale Draco już dawno temu przestał być tchórzem.
- Harry... - zaczął, ale Gryfon nie pozwolił mu dokończyć, gwałtownie podrywając się z krzesła.
- Przestań - sapnął. Jego dłonie drżały i wyglądał tak, jakby potrzebował chwili samotności, żeby się uspokoić. Pozbierał naczynia, stukając nimi głośno, a następnie, unikając jego wzroku, wymamrotał: - Wyniosę to, a potem... przyniosę ciasto. - I wyszedł.
Draco zacisnął zęby, a jego oczy zmrużyły się ze złości. Oczywiście akurat dziś musieli przenieść stół do salonu, bo jak stwierdził Potter, będzie tu bardziej świątecznie. Miały o tym świadczyć skarpety zawieszone na regale z książkami i niewielka choinka w kącie. I teraz Gryfon miał drogę ucieczki.
Tylko, że... nie tym razem.
Wstał z krzesła równie gwałtownie i bez zbędnego czekania, szybkim krokiem przeszedł do kuchni. Pierwsze co zobaczył, to bruneta stojącego przy blacie i opierającego się o niego rękoma. Jego głowa była opuszczona na pierś, ramiona opadnięte i wyglądał na kompletnie zdruzgotanego, ale Ślizgon nie zamierzał tym razem odpuścić. Miał dość ciągłych ucieczek.
- Potter! - syknął, zbliżając się do niego. Ten odwrócił się, chyba zaskoczony jego obecnością.
- Draco...
- Przestań uciekać! - warknął. - Od kiedy jesteś takim tchórzem?!
- Przestań... - Draco mógł dostrzec, jak mięśnie jego twarzy drgają, a dłonie zaciskają się z nadmiaru emocji. Stał tak blisko, że gdyby chciał, mógłby go bez problemu objąć.
Parsknął, wykrzywiając wargi w ironicznym uśmiechu.
- Czyżby wielki Harry Potter, ten, który pokonał Czarnego Pana, bał się zwykłej rozmowy? - Zaśmiał się, a jego oczy błyszczały jadowicie. - Gdzie się podziała ta słynna, gryfońska odwaga, co, Potter? Od kiedy stałeś się taki żałosny?
I właśnie wtedy został pchnięty. Zatoczył się do tyłu, ale zdołał utrzymać równowagę, z lekkim zaskoczeniem patrząc na Gryfona. Ten spoglądał wprost na niego, a jego zielone tęczówki błyszczały od powstrzymywanej przez bardzo długi czas, złości.
- Nie masz prawa mówić o odwadze! - syknął. Malfoy czuł, że powietrze gęstnieje i z opóźnieniem zrozumiał, że była to kotłująca się, wypełniająca całe pomieszczenie, magia bruneta.
- Wiem! - warknął. - Byłem pieprzonym tchórzem i wszystko spieprzyłem! Ale chciałem to naprawić! Chciałem przeprosić!
Harry pokręcił głową, patrząc na niego ze złością.
- Myślisz, że zwykłe przeprosiny wystarczą? - sarknął. - Zresztą... już ci wybaczyłem. Nie chcę o tym rozmawiać, nie rozumiesz tego?
- Nie dałeś mi nawet wyjaśnić! - warknął. Czuł, że wszystko wymyka mu się spod kontroli i to denerwowało go jeszcze bardziej.
- Kurwa, Draco... - Harry zaśmiał się gorzko, nerwowym gestem przeczesując swoje rozwichrzone włosy. - Tu nie ma czego wyjaśniać, rozumiesz? To było nasze dzecko... - Jego głos się załamał. - Nasz syn...
Odwrócił wzrok. To było jak cios prosto w twarz i nie potrafił na to odpowiedzieć. Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza, dopóki Potter nie poruszył się, wyraźnie chcąc się od niego odsunąć. Ślizgon zareagował automatycznie, łapiąc jego nadgarstek i przysuwając się jeszcze bliżej.
- Chcę to naprawić - szepnął.
- Co? - Głos bruneta brzmiał słabo, jakby w jednej chwili uleciała z niego cała złość.
- Nas.
Harry poderwał głowę, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie ma żadnych nas, Draco - powiedział twardo.
Zacisnął na chwilę usta, mrużąc swoje chłodne oczy.
- Wiesz, że to nieprawda - mruknął, przysuwając się jeszcze bliżej. Wciąż trzymał jego nadgarstek w delikatnym uścisku, ale Potter najwyraźniej nie zamierzał się wyrywać.
Brunet pokręcił głową, a jego zielone oczy były pełne obaw.
Draco rozumiał to. Tym razem nie zamierzał jednak tego spieprzyć.
- Harry... - szepnął. Powolnym, zrównoważonym ruchem uniósł wolną dłoń i położył ją na policzku drugiego mężczyzny. Ten niemal natychmiast przylgnął do niej, jednocześnie wyglądając na tak bardzo przerażonego, że Malfoy czuł ucisk w sercu.
- Przepraszam, kociaku... - wymamrotał. A potem pochylił się i go pocałował.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz emocje uderzyły w niego z tak wielką siłą. Całowanie Harry'ego było niemal jak powrót do domu po latach - po prostu wspaniałe.
Na początku ich wargi jedynie się stykały. Malfoy chciał to zrobić powoli i delikatnie, żeby nie wystraszyć drugiego mężczyzny, ale Potter nie byłby sobą, gdyby mu tego nie utrudnił. Niemal natychmiast do niego przylgnął, mocniej na niego napierając i chyba całkowicie mu się poddając, bo Draco poczuł dłonie wkradające się na jego kark. Sapnął i złapał go za głowę, przyciągając go jeszcze bliżej. Skoro Gryfon nie chciał delikatności, on z przyjemnością zamierzał spełnić jego życzenie.
Ich wargi zderzyły się w mocnym, pozbawionym finezji, pocałunku. Draco naparł na niego, wbijając go w blat kuchenny. Jedną dłonią złapał jego biodro, ściskając je z wyczuciem, a drugą zanurzył w jego czarnych, poplątanych włosach.
Harry był taki, jakim go zapamiętał. Uległy, poddający się jego dłoniom... Śmiało rozchylił wargi, wpuszczając go do środka i Draco zmrużył powieki, badając wnętrze jego ust. Nie silił się przy tym na delikatność, ciągnąc go za włosy, zasysając język i skubiąc dolną wargę.
- Draco... - Usłyszał, gdy tylko odsunął się na chwilę, pozwalając sobie i jemu na chwilę oddechu.
- Cii... - mruknął, przykładając kciuk do jego dolnej wargi, którą od razu pogładził. Spojrzał prosto w jego na wpół przymknięte oczy i pozwolił sobie na delikatny, szczery uśmiech. Trwało to jednak tylko kilka sekund, bo już po chwili odchylał jego głowę, dobierając się do jego kuszącej szyi.
- Później porozmawiamy - wymamrotał w jego skórę, a gdy w odpowiedzi otrzymał niski, niemal koci pomruk, jego penis drgnął z zainteresowaniem. Nie słyszał tego od... od kiedy ostatni raz się kochali. I było to zdecydowanie coś, za czym tęsknił; coś czego brakowało mu w jednorazowych numerkach z nieznajomymi. Po prostu żadna z tych osób nie potrafiła dorównać Harry'emu.
- Mój kociak... - wymruczał, łapiąc między wargi skórę na jego szyi i ssąc.
- Draco... Nie... - Draco zaśmiał się w duchu, słysząc ten słaby protest. Potter zawsze oponował, gdy chodziło o malinki, utrzymując, że ich nie lubi, ale Ślizgon wiedział lepiej.
- Mhm... - wymruczał, uśmiechając się z zadowoleniem na widok pojawiającego się powoli siniaka. Puścił jego głowę i zjechał dłonią po jego ciele, układając ją na biodrze. Nim Potter zdążył zorientować się w sytuacji, już siedział na blacie, mrugając z zaskoczeniem. Malfoy uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób i rozsunął jego uda, moszcząc się między nimi. Jednocześnie, złapał jego dolną wargę i pociągnął ją zaczepnie. Jego penis napierał mocno na spodnie i z każdą chwilą odczuwał coraz większy dyskomfort. Nie chciał jednak zbyt przyspieszać, napawając się wszystkim, co mógł otrzymać od drugiego mężczyzny. Zbyt długo na to czekał, by skończyć wszystko po dziesięciu minutach.
Wsunął dłonie pod jego koszulkę, patrząc na niego pytająco, a gdy otrzymał krótkie skinienie głową, podciągnął ją, obnażając połacie nagiej, oliwkowej skóry. Odrzucił koszulkę gdzieś w bok, zapatrując się na mocno zbudowaną klatkę piersiową, porośniętą delikatnymi, rzadkimi włoskami. Przeniósł wzrok na jego kuszące sutki i już po chwili zasysał się na lewym, ciągnąc go delikatnie.
Harry głośno wciągnął powietrze, oplatając go nogami w pasie i Malfoy od razu to wykorzystał, kładąc dłoń wysoko na jego udzie. Czuł dłonie Gryfona na swoich plecach, gdy ten zwyczajnie go obmacywał, wyraźnie nie mogąc się zdecydować, gdzie zatrzymać się na dłużej. Nie spodziewał się jednak, że jego głowa zostanie odciągnięta od tej niezwykle absorbującej części ciała, a jego usta zostaną zatkane wargami Pottera. Uśmiechnął się w pocałunek, przyciągając go jak najbliżej i pozwalając mu poczuć owoc swojego podniecenia. Zresztą, z tego co widział, Harry też nie był obojętny na te drobne pieszczoty. Draco nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak wielki ból musiał odczuwać, mając na sobie tak ciasne jeansy.
Odsunął się od jego ust, od razu wędrując wargami po jego szyi i obojczykach, chcąc posmakować jak najwięcej skóry.
- Sypialnia... - Głos Gryfona był zachrypnięty. Odchrząknął, żeby oczyścić gardło. - Chodźmy do sypialni.
Malfoy nie mógł nie przystać na ten pomysł. Przez chwilę miał ochotę złapać go jak za dawnych czasów i unieść, ale po chwili zastanowienia dotarło do niego, że Gryfon nie był już tym wychudzonym chłopcem i mógłby mieć z tym problem. Nie chcąc się zbłaźnić, odsunął się, nie szczędząc sobie przejechania dłonią po jego udzie, a następnie uśmiechnął się złośliwie i zaczął rozpinać swoją śnieżnobiałą koszulę. Potter zamarł, szeroko rozwartymi oczyma wpatrując się w ruchy jego palców i jeśli Ślizgon nie miałby wcześniej dowodów na to, że mężczyzna go pragnie, to wystarczyło to spojrzenie, które powiedziało mu wszystko.
- Widzisz coś interesującego, Potter?
Ten drgnął, odrywając wzrok od jego, nagiej już, klatki piersiowej i posłał mu tak nieśmiałe spojrzenie, że Draco nie mógł się powstrzymać przed zbliżeniem i pocałowaniem tych mocno już nabrzmiałych, warg.
- Chodź - szepnął. Złapał jego dłoń i ściągnął go z blatu. Pozwolił mu się wyprowadzić z kuchni i zaprowadzić w głąb mieszkania. Tej części jeszcze nie widział, ale nie zamierzał skupiać się na wystroju, gdy przed sobą miał poruszający się tyłek Pottera. Był dumny z tego, że potrafił zachowywać się tak spokojnie, bo w jego wnętrzu wszystko wręcz szalało na myśl o tym, że będzie kochał się z Harrym.
Gdy tylko znaleźli się w środku, a Harry odwrócił się do niego, od razu został przyciągnięty do krótkiego, mocnego pocałunku. Jakoś nie potrafił sobie odpuścić całowania. Było zbyt... uzależniające.
Z piersi Gryfona wydarł się zaskoczony okrzyk, gdy Draco gwałtownie pchnął go, pozwalając mu opaść na, jak zdążył zauważyć, nieprzyzwoicie miękkie łóżko. Z zadziornym uśmiechem pozbył się rozpiętej koszuli i wdrapał się na niego, opierając cały swój ciężar na rękach i kolanach.
- Mhm... I co teraz? - zapytał, uśmiechając się złośliwie. Uniósł dłoń i przejechał nią po jego szyi, przez obojczyki, klatkę piersiową, aż zatrzymał się przy zapięciu spodni. Niemal zaśmiał się, gdy zobaczył, jak Gryfon lgnie do jego dotyku.
- Draco... - Harry uniósł biodra, ocierając się o niego i ten jeden ruch wystarczył, by cała jego samokontrola, opadła. Złapał jego pasek, rozpinając go pospiesznie i jednym ruchem ściągnął z niego zdecydowanie zbyt ciasne spodnie. Jego oczom ukazały się zwykłe, czarne bokserki, mocno już wypchane w strategicznym miejscu. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony bruneta, zsunął je z niego, a jego oczom ukazał się wyprężony, z mocno zaczerwienioną główką, członek.
Potter w tym miejscu też się zmienił. Był zdecydowanie większy, a kępka czarnych, kręconych włosków była znacznie gęstsza, niż pamiętał.
Uśmiechnął się, łapiąc jego ciężkie jądra w dłoń i delikatnie je pocierając.
- Och... - Harry wyprężył się jak prawdziwy kociak, szerzej rozsuwając nogi.
Draco powstrzymał się od złośliwego komentarza, zamiast tego skupiając się na jego wysportowanym ciele. Pamiętał jeszcze wystające żebra i kości biodrowe oraz niesamowicie szczupłe uda. Z jego wspomnień pozostały jedynie biodra, które wciąż wystawały bardziej, niż powinny. Mięśnie brzucha były dobrze zarysowane, a uda mocniej zbudowane i wysportowane.
Gryfon poruszył się pod nim i Malfoy dopiero po chwili zorientował się, że zwyczajnie się... zapatrzył. Ukrywając zażenowanie, pochylił się i dmuchnął gorącym powietrzem w jego pępek. W odpowiedzi ujrzał spinające się mięśnie, co zostało przez niego nagrodzone krótkim pocałunkiem na podbrzuszu. Przesunął usta na lewe biodro, doskonale pamiętając, że było to kiedyś jedno z jego ulubionych miejsc, na którym z przyjemnością zostawiał malinki. Tym razem jednak nie zatrzymał się tam na dłużej, zjeżdżając wargami na jego udo. Objął je dłonią i odchylił jeszcze bardziej, zyskując większy dostęp do wewnętrznej strony. Przy okazji miał widok na jego rowek, do którego zamierzał się dziś dobrać. Był pewien, że gdyby spojrzał teraz na twarz Pottera, ujrzałby buchające gorącem policzki. Darował sobie jednak tę przyjemność, dobrze wiedząc, że ujrzy ten widok jeszcze nie raz dzisiejszego wieczora, a w tym momencie skupił się na złapaniu pomiędzy wargi skóry na jego udzie i zassaniu jej. Drugą dłonią znów ścisnął jego jądra, bawiąc się nimi i drażniąc go.
- Draco...
Puścił go i odsunął się. Uniósł się na kolana i spojrzał na niego ironicznie.
- Coś się stało, Potter? - Ten wyglądał na kompletnie rozbitego i bezsilnego. Jego penis ociekał preejakulatem i blondyn wiedział, że nie potrwa to długo.
Gryfon stęknął, ale nie odpowiedział, patrząc na niego spod wpół przymkniętych powiek.
"Piękny" - pomyślał, ale oczywiście nie powiedział tego, znów obniżając się do poziomu jego stojącego członka. Pocałował jądra - najpierw lewe, potem prawe, a następnie skubnął skórę u podstawy. Chciał się z nim trochę podrażnić.
- Proszę. - Usłyszał, gdy po raz kolejny ograniczył się jedynie do delikatnego muśnięcia. - Proszę...
Pozwolił sobie na krótki, zwycięski uśmieszek... A później pochylił się i wziął go w usta.
Nie spodziewał się gwałtownego szarpnięcia biodrami, które nastąpiło zaraz po tym, więc jego gardło zaprotestowało boleśnie, gdy główka obiła się o jedną ze ścianek. Draco zacharczał i uniósł głowę, patrząc wściekłym, załzawionym wzrokiem na zamroczonego Gryfona. Ten wyglądał na całkowicie rozbitego, ale Ślizgon dostrzegł winę na jego twarzy i darował sobie komentarz. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie lepiej będzie go ukarać i odpuścić sobie obciąganie, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Złapał jego biodra w silnym uścisku, a następnie pochylił się i objął jego główkę ustami. Zassał się na niej, a następnie przejechał językiem po maleńkiej dziurce, zbierając cały preejakulat. Objął dłonią trzon, pocierając go równomiernie, przy czym jego usta zacisnęły się mocniej, zsuwając się bardziej w dół. Nie starał się nawet brać go w całości, skupiając się na obciąganiu przynajmniej połowy. Czuł, jak członek pulsuje mu w ustach, jak coraz bardziej ocieka i Harry naprawdę nie potrzebował dużo czasu, by strzelić prosto w jego usta.
Malfoy przełknął, przejechał jeszcze kilka razy językiem po wrażliwej główce, a następnie delikatnie go wysunął. Penis opadł ciężko na brzuch bruneta, a Draco wytarł dłonią usta, pozwalając sobie na prawdziwy uśmiech. Nie pamiętał, kiedy obciąganie komuś sprawiło mu aż tyle przyjemności.
Podsunął się wyżej, opierając dłonie po bokach jego głosy i schylił się, całując go zaskakująco delikatnie.
- Mhm... I jak? - wymruczał, patrząc prosto w jego szmaragdowe oczy. Serce aż przyspieszyło swój rytm, gdy widział jego rozanieloną, rozemocjonowaną twarz. Cholera, naprawdę go kochał.
- P-przepraszam za to... - Harry w jakiś sposób brzmiał na winnego, co sprawiło, że brwi Ślizgona od razu się zmarszczyły.
- Nieważne. To tylko świadczy o tym, jak dobry w tym jestem. - Uśmiechnął się z wyższością.
Potter parsknął, obejmując go.
- Merlinie, nawet nie zdjąłeś spodni - zaśmiał się.
I... to była prawda. Draco niemal się nie roześmiał, gdy dotarło do niego, że nawet tego nie zauważył. Był tak skupiony na Potterze i jego przyjemności, że całkowicie zapomniał o swoim nieprzyjemnie ściśniętym penisie, który zapewne był już siny.
- To twoja wina - burknął, całując jego szyję.
Z ledwością powstrzymał zaskoczony jęk, gdy Potter nagle złapał go w pasie i przekręcił, sadowiąc się na jego biodrach. Posłał mu przy tym psotny uśmieszek, a następnie zsunął się w dół i dobrał do jego jeansów.
Zamrugał, trochę zaskoczony, ale zaraz uśmiechnął się z zadowoleniem i podłożył sobie rękę pod głowę, żeby mieć lepszy widok. Harry rozpiął jego spodnie, zagryzając przy tym dolną wargę, co sprawiło, że Draco był już myślami przy jego tyłku wypełnionym jego członkiem, a ta wizja sprawiła tylko, że jego penis drgnął niemrawo.
Gdy został uwolniony ze spodni, poczuł... ulgę. Aż westchnął, patrząc na swoje białe, poplamione bokserki. Zapewne zaczerwieniłby się, gdyby nie był Malfoyem. Widział uśmiech Pottera, gdy ten pochylał się i ściągał je z niego. Draco nie zamierzał mu tego ułatwiać, niemal się nie poruszając. Czekał na rozwój wydarzeń. I kiedy Gryfon pochylił się i zaczął obcałowywać jego podbrzusze, Draco wiedział już, że nie wytrzyma. Był cholernie blisko i wątpił, by zebrał siły na kolejny orgazm. Ciężko było sobie odmówić tych kuszących ust, ale...
Uniósł się i złapał go za ramię, skupiając jego uwagę na swojej twarzy, a nie na... innych częściach ciała.
- Chodź - mruknął.
- Ale...
- Chodź. - Przyciągnął go do siebie, całując mocno. - Następnym razem, kociaku. - Położył dłoń na jego pośladku, ściskając go z wyczuciem. - Teraz chcę czegoś innego.
- Och. - Harry zdawał się być niemal zaskoczony z tymi szeroko rozwartymi oczami i rozchylonymi ustami. Draco nie mógłby kochać go bardziej. - Już.
W jednej chwili w jego dłoni zmaterializowała się buteleczka z lubrykantem. Ślizgon odebrał ją od niego z uśmieszkiem, choć w jego głowie wciąż obijała się myśl o ewentualnym zapłodnieniu.
- A gumki? - zapytał, unosząc jedną brew.
- Ach... - Coś przemknęło przez twarz Gryfona, ale nie potrafił tego zidentyfikować. - Oczywiście.
Nie minęła chwila, a Potter już leżał na plecach, z szeroko rozłożonymi nogami, a Draco dobierał się do jego dziurki. Zaczął od jednego palca, czując jak bardzo Harry jest ciasny. Rozciągał go powoli, nie szczędząc przy tym delikatnych pocałunków składanych na jego obojczykach i sutkach. Gdy we wnętrzu Pottera poruszały się już trzy palce, a on pojękiwał cicho, wyginając się na łóżku, Draco stwierdził, że był już gotowy. Wyciągnął z niego palce, od razu dostrzegając pulsującą i otwartą dziurkę, która wręcz dopraszała się o kutasa. Ślizgon nie zamierzał jej zawieść.
Pospiesznie nałożył gumkę, obficie nasmarował członka lubrykantem, a następnie uniósł jego biodra i powoli zaczął się wsuwać.
Uczucie było... obezwładniające. Draco sapnął, czując, jak ścianki odbytu zaciskają się na nim, niemal zakleszczając go we wnętrzu Gryfona. Ten zaciskał dłonie na pościeli, oddychając głośno przez usta, a pot skraplał się na jego czole.
Gdy był już cały w środku, objął się nogami mężczyzny w pasie i pochylił się do przodu, opierając cały swój ciężar na przedramionach.
- W porządku? - zapytał, starając się powstrzymać przed gwałtowniejszymi ruchami, choć jego biodra poruszały się delikatnie w przód i w tył, nie chcąc współpracować. W odpowiedzi usłyszał tylko głośny, przeciągły jęk, który sprawił, że wtulił twarz w jego szyję i zaczął się poruszać.
Harry oplótł go jak małpka, zaciskając na nim nogi i ramiona, co znów przywołało gamę wspomnień, które Draco starał się odrzucić. Chciał się skupić na teraźniejszości i maksymalnym odczuwaniu przyjemności, bo wiedział, że nie potrwa to długo. Był zbyt podniecony, by wytrzymać dłużej, niż kilkanaście pchnięć.
Gryfon jęczał i pomrukiwał, nie powstrzymując się wcale, co jeszcze bardziej nakręcało Malfoya, który wbijał się mocno pomiędzy te kuszące pośladki, sprawiając, że po pomieszczeniu rozchodził się obsceniczny dźwięk skóry uderzającej o skórę.
- Niedługo... - wymamrotał, oddychając gorącym powietrzem na jego skórę. Jego biodra podrygiwały, coraz bardziej tracąc rytm. Czuł paznokcie Pottera wbijające się w jego plecy i to chyba sprawiło, że doszedł gwałtownie, odrzucając głowę w tył. Z jego ust wydarł się niekontrolowany jęk przyjemności i Draco opadł w dół, przygniatając go swoim ciężarem. Dopiero po kilku sekundach i wielu głębokich oddechach był w stanie unieść się na tyle, by przykryć dłoń Gryfona swoją i pomóc mu w obciąganiu. Widział jak jego biodra podrygują, a na twarzy pojawia się czysta rozkosz, gdy osiągał orgazm.
- Mój piękny... - wymruczał, całując go delikatnie. Wysunął się powoli z niego i opadł na łóżko, pozwalając sobie na chwilę oddechu. Nawet nie zauważył, kiedy został oczyszczony ze spermy i lubrykantu.
- Merlinie, to było niesamowite. - Harry przybliżył się, posyłając mu tak piękny i szeroki uśmiech, że Draco nie potrafił nie odpowiedzieć tym samym.
- Było - potwierdził, przyciągając go bliżej i pozwalając mu ułożyć się na swojej piersi. Pocałował go w czubek głowy, zaciągając się przy tym intensywnym zapachem czekolady.
- Jestem wykończony... - Potter ziewnął i złożył pocałunek na jego klatce piersiowej. - Chodźmy spać.
Malfoy potwierdził to niskim pomrukiem, czując jak jego powieki stają się coraz cięższe. Wtulił twarz w jego włosy, dopiero teraz odczuwając ból mięśni. Był wykończony, ale... niezaprzeczalnie szczęśliwy. Teraz mogło być już tylko lepiej.