wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 9

Hejka! Przepraszam za to lekkie opóźnienie, ale choroba mnie złapała i siedziałam nad tym rozdziałem kilka dni, bo nie mogłam się skupić. Bardzo dziękuje Wam za te cudowne komentarze. Jesteście wspaniali!
Mam też informacje. Do końca opowiadania zostały jakieś 2-3 rozdziały + epilog.
Pozdrawiam! ;)

______________________________________________________________________

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - To było pierwsze, co usłyszeli, gdy znaleźli się w komnatach Snape'a. Draco był tu po raz pierwszy, ale nie skupił się zbytnio na wystroju, całą swoją uwagę koncentrując na mężczyźnie siedzącym na fotelu.
- O czym? - Harry nie krępował się, z westchnieniem siadając na wysłużonej kanapie. Posłał mu melancholijne spojrzenie, poklepując miejsce obok. Widać było, że czuje się jak u siebie.
Ślizgon nie zawahał się, siadając obok Pottera, choć jego oczy zmrużyły się, gdy dostrzegł kpiące spojrzenie Mistrza Eliksirów.
- O tym, że mój podopieczny próbował się do ciebie dobrać? - Kpiący ton sprawił, że Gryfon zesztywniał, zapewne wciąż rozpamiętując wydarzenia sprzed godziny. Malfoy miał ochotę przysunąć się, zetknąć swoje ramię z jego, a może nawet go objąć, ale oczywiście tego nie zrobił. Nie wiedział, jak daleko może posunąć się jako przyjaciel. Po zastanowieniu, przyjaźń wydała mu się mniej atrakcyjna, niż wcześniej.
- Przepraszam. - W głosie Harry'ego było słychać skruchę. - Naprawdę nie wiem, dlaczego ci nie powiedziałem. To... nie myślałem o tym w tamtym momencie.
Severus skinął głową. Ręce miał ułożone na podłokietnikach, prawą nogę luźno zarzuconą na lewą i wyglądał w tym momencie zaskakująco majestatycznie, a siła, która od niego biła, była wyraźnie wyczuwalna. Draco czuł się trochę przytłoczony magią, która emanowała od tej dwójki. Jego duma mocno ucierpiała, gdy zrozumiał, że nawet w połowie nie jest tak silny magicznie. Najwidoczniej czystość krwi nie miała nań żadnego wpływu, jak kiedyś usilnie wmawiał mu ojciec. Myśl o Lucjuszu była bolesna, więc szybko wyparł ją z umysłu, oddzielając się grubym murem od przeszłości. Teraz miał szansę rozpocząć wszystko od początku i tylko o tym powinien myśleć.
- To nie tłumaczy, dlaczego nie poszedłeś z tym do McGonagall, albo Lupina. Gdybyś to zrobił, nic z dzisiejszego dnia nie miałoby miejsca.
Gryfon skurczył się w sobie, słuchając suchego, profesorskiego tonu przyjaciela, jakby znów miał piętnaście lat i bał się złości Mistrza Eliksirów.
- To ja mu tak doradziłem - mruknął, świadom swojego błędu. - Powiedziałem mu, żeby nie szedł do McGonagall.
Jakiś cień przemknął przez twarz mężczyzny, ale zniknął tak szybko, że mógł być jedynie złudzeniem.
- Wydawałoby się, że Ślizgoni przewyższają inteligencją Gryfonów, ale jak się okazuje, istnieją też niechlubne wyjątki. - Mężczyzna zacisnął na chwilę wargi, z jakiegoś powodu powstrzymując jad, którym powinien go teraz obrzucić. - To twoja wina, Malfoy - syknął w końcu, choć nie miało to w sobie tyle mocy i złości, ile powinno mieć. To było zastanawiające.
- Nie, to nie...
- Wiem. - Draco przerwał Harry'emu, nie zamierzając się usprawiedliwiać, a tym bardziej słuchać, jak Gryfon go usprawiedliwia.
Snape wykrzywił wargi w pogardliwym uśmieszku.
- Przynajmniej tyle - burknął. Machnął lekceważąco dłonią, a pomiędzy kanapą i fotelem, na którym siedział, pojawił się niewielki stolik. Chwilę później zmaterializowały się na nim szklanki wypełnione bursztynowym płynem.
- Pij - zwrócił się do bruneta, wskazując na jedną ze szklanek. - Przyda ci się.
Harry zawahał się, ale posłusznie wypił alkohol, nie krzywiąc się przy tym, choć Draco wiedział, że Gryfon nie był fanem Ognistej.
- Co teraz zamierzasz?
Wzruszenie ramion.
- Myślałem o tym urlopie. To tylko dwa tygodnie. Dzieciaki beze mnie przeżyją... - Uśmiechnął się kwaśno. - A potem... nie wiem. Nie myślałem jeszcze o tym.
Mistrz Eliksirów skinął głową.
- Oczywiście. Powiem Stworkowi, żeby przygotował Grimmauld Place...
- Nie jadę tam. - Potter pokiwał głową. - Myślisz, że zapomniałem o naszej umowie?
Lewa dłoń starszego mężczyzny zadrgała nerwowo. Rzucił Draconowi szybkie spojrzenie i Ślizgon nagle poczuł, że nie powinien tu być. Ta dwójka miała jakieś tajemnice, wspólne sprawy, które nie były przeznaczone dla niego i teraz to wyczuł.
Poruszył się nerwowo.
- Tak, ale miałeś zostać na święta w Hogwarcie.
- Okoliczności się zmieniły... - mruknął, a cień smutku był wyraźnie słyszalny w jego głosie. - Zostanę w domku w Hogsmeade.
- Masz domek w Hogsmeade? - wtrącił, ignorując zirytowane prychnięcie Snape'a.
- Mhm. - Harry pokiwał żywo głową. - W sumie... chciałbyś się tam ze mną wybrać?
Malfoy obrzucił wzrokiem jego delikatny uśmiech i szczere, błyszczące oczy. Jak mógł mu odmówić? Poza tym to dawało im kolejne chwile w samotności. Pozwolił sobie na delikatny uśmiech.
- Oczywiście.
Głośne chrząknięcie oderwało ich spojrzenia od siebie nawzajem i przerwało tę nagłą chwilę, która emanowała dziwną, ciepłą magią. Draco nie mógł powstrzymać ostrego spojrzenia, które posłał Severusowi. Odpowiedział mu kpiący uśmieszek.
- Zobaczymy się w święta?
- Jasne. - Harry uśmiechnął się. - Poza tym zawsze możesz mnie odwiedzić w wiosce.
Mężczyzna skrzywił się.
- Wiesz, że nie lubię tego miejsca.
Potter wywrócił oczami.
- Mam nadzieję, że zmienisz zdanie, gdy spędzisz trochę czasu z Alice.
- Potter...
- No co? Cała przerwa świąteczna z tym wulkanem energii pod jednym dachem. Ja bym nie wytrzymał.
- Potter...
- Chociaż wiem, że jesteś bardzo wytrzy...
- Potter!
Harry roześmiał się, patrząc wesoło na zirytowanego mężczyznę. Tymczasem Draco nie wiedział, czy bardziej jest rozbawiony rozmową tej dwójki, czy zniesmaczony. Obrzucił spojrzeniem roześmianą twarz Gryfona. Musiał to przemyśleć.

***

- To jest twój dom? - Stali przed niewielkim domkiem w kolorze morskim, z fantazyjnymi, małymi oknami w stylu włoskim i wąskimi drzwiami. Z pewnością wyróżniał się na tle innych, szarych mieszkań znajdujących się przy tej uliczce.
- Mhm. - Gryfon pokiwał z zapałem głową. Widać było, że jest podekscytowany tym miejscem. - Rzadko tu bywam. Na co dzień mieszkam przy Grimmauld Place wraz z Severusem.
Draco skinął głową i przeszedł przez barierę ochronną. Natężenie magii w tym miejscu było wręcz nieprawdopodobne. Skłamałby, gdyby powiedział, że go to nie ekscytowało. Moc zawsze go podniecała, a Harry poza niezwykłymi pokładami magii, posiadał inne cechy (był po prostu zwyczajnym sobą), które sprawiały, że serce Ślizgona biło mocniej. Nic więc dziwnego, że to właśnie on je zajął.
- Zapraszam. - Potter otworzył drzwi, gestem zapraszając go do środka. Pierwsze co poczuł, gdy znalazł się wewnątrz, to duszące, delikatnie cuchnące stęchlizną, powietrze.
- Wybacz - mruknął, przeczesując nerwowo swoje włosy. Pstryknął palcami, a powietrze nagle stało się czyste i świeże. - Naprawdę długo mnie tu nie było.
Malfoy nie odpowiedział, rozglądając się z uwagą po salonie, w którym niespodziewanie się znalazł. Korytarz zdawał się mieć dwa metry na dwa i automatycznie przechodził w większe pomieszczenie. Na środku stała kremowa kanapa, a przy niej niewielki, drewniany stolik do kawy w kolorze ciemnego brązu. Naprzeciwko znajdował się regał, a w jego centralnym punkcie stał płaski telewizor (we Francji nauczył się naprawdę wiele). Za kanapą natomiast, wbudowane w kamienną ścianę, znajdowały się półki wypełnione książkami. Cały pokój był w kolorze jasnym, z ciemnymi meblami. Zaskakująco gustowny, klasyczny i przyjemny.
- Całkiem nieźle - skomentował, nie chcąc za bardzo pokazywać, jak ten widok na niego wpłynął. Dzieciak, którego znał przed pięcioma laty, nie wydawał się gustować w tego typu wystrojach. - Choć i tak najbardziej zaskoczyły mnie te książki. - Wskazał na półki. - Ty naprawdę je przeczytałeś?
Gryfon zmarszczył brwi, wydymając dolną wargę jak naburmuszony dzieciak.
- Dupek - burknął i dla lepszego efektu, uderzył go w ramię.
Ślizgon skrzywił się teatralnie.
- Nie bije się gości, Potter - mruknął, rozcierając ramię, jakby faktycznie go bolało. - To podstawa dobrego wychowania.
- Nigdy nie twierdziłem, że jestem wychowany. - Potter wzruszył ramionami, zupełnie nie przejmując się jego słowami. Bez słowa ruszył też przed siebie, a Draco, chcąc nie chcąc, za nim. Domek był naprawdę niewielki i z salonu przechodziło się do średniej wielkości kuchni w ciepłych odcieniach żółci, czerwieni i brązu. W środku znajdowało się typowe, mugolskie wyposażenie i czteroosobowy, dębowy stół.
- Chętnie bym coś ugotował, ale niestety moja spiżarnia zieje pustką. - Odsunął jedno krzesło i usiadł na nim okrakiem. Ślizgon zasiadł obok, usilnie starając się nie patrzeć na jego nogi opięte materiałem wąskich jeansów.
- Gotujesz? - zapytał, szczerze zdziwiony.
Harry po raz kolejny wzruszył ramionami.
- Całkiem nieźle. - Uśmiechnął się delikatnie. - Wolę sam to robić, niż wyręczać się skrzatami. Niestety, dziś będziemy musieli poprosić o pomoc Zgredka.
- W porządku. - Uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób. - To wydaje się lepszą opcją od twoich... potraw.
Potter nachmurzył się, zakładając ramiona na piersi.
- Nawet nie próbowałeś - burknął.
- I nie chcę. Wystarczy, że cię znam. Szybciej byś spalił tę kuchnię, niż coś ugotował. - Posłał mu kpiący uśmieszek.
Gryfon odpowiedział mu prychnięciem.
- Jeszcze zobaczymy.

***

- Merlinie, przejadłem się. - Harry odchylił się do tyłu, przenosząc cały swój ciężar na oparcie krzesła. - Moje spodnie przestaną się dopinać.
Draco obrzucił szybkim spojrzeniem jego brzuch i nogi. Sam czuł się pełny i najchętniej przeniósłby się z twardego krzesła na miękką kanapę.
- Nic dziwnego, skoro kupujesz spodnie o rozmiar mniejsze, niż powinieneś.
- Nieprawda. - Gryfon obruszył się, patrząc na niego spod na wpół przymkniętych powiek. - Są idealne.
Wywrócił oczami.
- Oczywiście. Kiedyś pękną ci na tyłku i wszyscy uczniowie będą mieli wątpliwą przyjemność oglądania go.
- Ej! Mój tyłek jest świetny!
Ślizgon uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób, a coś w jego oczach zamigotało.
- Tak, to prawda - powiedział dziwnie miękkim głosem. - Jest świetny.
Zapadła cisza. Harry odwrócił wzrok, wbijając go w blat stołu, na którym wciąż znajdowały się brudne naczynia po ich wspólnym posiłku. Draco natomiast nie wiedział, jak odebrać reakcję Gryfona. Czy po raz kolejny przekroczył granicę, czy może wręcz przeciwnie, powinien robić to częściej?
- Zrobię herbaty. - Potter poderwał się z krzesła, omal go nie przewracając i gwałtownie obrócił się, stając przodem do kuchenki.
Malfoy westchnął w myślach.
- Tylko pamiętaj o...
- Wiem. Pamiętam. - Nie umknęły mu dłonie bruneta mocno zaciśnięte na kuchennym blacie. - Poczekaj w salonie. Zaraz do ciebie dołączę.
- Jasne. - Skinął głową, jakby ten mógł to zobaczyć, a następnie opuścił kuchnię, pełen sprzecznych myśli. Cały czas czuł się tak, jakby stąpał po grząskim gruncie i każdy zły ruch mógł skończyć się dla niego niechybną śmiercią. Jednocześnie, nie potrafił przestać ryzykować, licząc na szybsze zdobycie upragnionej nagrody, którą miał być ten czarnowłosy mężczyzna, siejący zamęt w jego sercu.

***

- I rudzielec się na to zgodził? - Zaśmiał się. - A jego matka? Musiała być wściekła!
Siedzieli razem na kanapie, która jak Draco wcześniej przypuszczał, była wręcz absurdalnie miękka. Byli zwróceni w swoją stronę, a ich kolana niemal się stykały. Ślizgon czerpał radość z rozmowy, możliwości patrzenia na jego rozpogodzoną twarz, jakby wydarzenia dnia dzisiejszego nie miały miejsca i tej niewielkiej przestrzeni pomiędzy nimi. Spokojnie pili herbatę zaparzoną przez Gryfona i nawzajem opowiadali sobie historię z ostatnich pięciu lat.
Harry skrzywił się, a na jego twarzy można było dostrzec głębokie zniesmaczenie.
- Odkąd wojna się skończyła, ich podejście do mnie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Malfoy wykrzywił wargi w nieprzyjemnym uśmiechu.
- Oczywiście. Zakończyłeś wojnę, więc musieli udawać, że cię szanują. Żałosne.
Potter wzruszył ramionami.
- Dlatego nie mieli nic przeciwko, bym został ojcem chrzestnym Rose. To takie urocze dziecko... - Pokręcił głową. - Szkoda, że ma tak beznadziejnego ojca.
- Kiedy ostatnio widziałem Brown, nie wydawała się chętna do małżeństwa z Weasleyem.
- Wiem. - Uśmiechnął się smutno. - Chciała jednak, by dziecko miało ojca. To była jej decyzja.
- A za rudzielca decyzję podjęła mamuśka.
Gryfon skinął głową.
- Wiesz... - Zaśmiał się. - Gdybym nie był gejem, ożeniłbym się z nią. Zasłużyła na coś więcej, niż ten dupek.
- Słynny Harry Potter - zbawiciel wszystkich - zakpił.
- Pracowałem z Weasleyem w Biurze Aurorów. Nic się nie zmienił.
- Dlatego odszedłeś?
- Bo się z nim nie dogadywałem? - Roześmiał się, a jego oczy zmrużyły się, ukazując niewielkie zmarszczki w kącikach. - Może miało to jakiś wpływ, ale głównie przez swoją psychikę. Nie byłem na to gotowy. Długo zajęło mi zrozumienie tego.
- Jakoś mnie to nie dziwi - skomentował, uśmiechając się kpiąco. Możliwe, że sobie to wyobrażał, ale wydawało mu się, że czuje ciepło bijące od bruneta. To było rozpraszające.
Gryfon wywrócił oczami.
- Twój kpiący ton nie robi na mnie wrażenia - burknął, odstawiając pusty kubek na stolik kawowy. - A ty masz jakieś wieści od Ślizgonów?
- Koresponduje czasem z Pansy. - Uśmiechnął się na wspomnienie dawnej przyjaciółki. - Wyszła za Zabiniego. Mieszkają w Hiszpanii z dwójką dzieci.
- Parkinson i Zabini? - Zielone oczy rozwarły się szerzej. - Nigdy nie wydawali się... - Machnął dłonią. Wyraźnie brakowało mu słowa. - No wiesz. - Zakończył płasko.
- Potter, Potter, Potter... - Zacmokał, kręcąc głową z politowaniem. - Możliwe, że zapomniałeś, ale małżeństwa pomiędzy czystokrwistymi rodami działają trochę inaczej, niż normalne.
- Och. - Spuścił wzrok, zaczynając bawić się palcami. - Układ.
- Dokładnie tak. - Odstawił kubek na stolik i splótł dłonie na swoim kolanie. - Blaise czasem wyskoczy na męskie dziwki, a Pansy zadowoli się hiszpańskimi kochankami. Chyba im to pasuje.
- To obrzydliwe.
- To życie, Potter. - Wzruszył ramionami. Jemu wydawało się to całkiem normalne. Małżeństwa w tym świecie często były zwykłym biznesem.
- A ty?
- Ja? - Uniósł jedną brew. - Co?
- Jesteś z czystokrwistego rodu. Też zamierzasz...?
Draco nie potrafił się powstrzymać. Roześmiał się, z rozbawieniem spoglądając na dziwnie spiętego mężczyznę.
- Merlinie, Potter... - Pokręcił głową, a rozbawiony uśmieszek wciąż błąkał się na jego ustach. - Pytasz, czy też zamierzam ożenić się z bogatą panienką? - Parsknął. - Nie, nie zamierzam.
Gryfon skinął głową, wciąż wpatrzony w swoje palce. Nagle drgnął, podnosząc gwałtownie głowę.
- Mam gościa - powiedział, a jego głos po raz pierwszy odkąd tu byli, wykazał odrobinę zdenerwowania.
- Skąd wiesz?
- Czuję obcą magię. - Wstał i ruszył w stronę frontowych drzwi. - To Lupin. - Rzucił przez ramię.
"Czuję obcą magię"
Draco aż poruszył się z podekscytowania. Potter wyczuwał magiczną aurę. Cholera. To było... gorące.
- Remus. - Głos Harry'ego brzmiał zaskakująco sztywno. - Coś się stało?
- Mogę wejść?
- Proszę.
Już po chwili w salonie pojawił się brunet, a zaraz za nim wilkołak, wyglądający na zamyślonego. Jego oczy rozwarły się szerzej, gdy dostrzegł Ślizgona.
- Witaj, Draco. - Uśmiechnął się oszczędnie. - Nie wiedziałem, że masz gościa. - Zwrócił się do bruneta. Ten wzruszył ramionami i machnął dłonią, a naprzeciwko kanapy pojawił się fotel w tym samym kolorze. Wskazał to miejsce starszemu mężczyźnie, samemu siadając obok Malfoya.
- Coś się stało? Przyszedłeś w tamtej... sprawie?
Lupin pokręcił głową. Jego sylwetka zdawała się być bardziej przygarbiona, niż zwykle.
- Przyszedłem przeprosić. - Rzucił szybkie spojrzenie na Ślizgona i Draco poczuł, że powinien zostawić ich samych. Harry natomiast udał, że tego nie dostrzegł.
- Nie masz za co.
- Pójdę już. - Wstał nagle, wbijając dłonie w kieszenie spodni.
- Och. - Gryfon wyglądał przez chwilę na zaskoczonego. - Jasne. Odprowadzę cię.
Przeszli razem do niewielkiego korytarzyka i nagle zrobiło się niezręcznie. Harry wbił wzrok w swoje stopy, wyglądając niezwykle krucho w tym momencie, a on zastanawiał się, czy może go "po przyjacielsku" objąć. W końcu zdecydował się na półśrodek i położył dłoń na jego ramieniu, ściskając je delikatnie.
Gryfon uniósł głowę. Jego zielone oczy migotały, a na ustach błąkał się radosny uśmiech.
- Trzymaj się, Potter. Zobaczymy się później? - To miało być stwierdzenie, ale wyszło jak pytanie i Draco zganił się w myślach za swoją głupotę.
- Jasne. - Uśmiechnął się szeroko. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - Odsunął się od niego, a następnie pociągnął za klamkę i opuścił domek Pottera. Gdy znalazł się na zewnątrz, owinął się szczelniej płaszczem i odetchnął głęboko. Czuł, że jest na dobrej drodze.

***

Harry stał przez chwilę, wpatrzony we frontowe drzwi swojego domu. Odetchnął kilka razy, mając mętlik w głowie. Nie chciał jednak teraz się nad tym zastanawiać, więc odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego salonu.
- Nie chciałem wam przeszkadzać. - Remus uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Nic się nie stało - mruknął. Wciąż nie wiedział, jak powinien traktować starszego mężczyznę po tym, co wydarzyło się w gabinecie dyrektorki.
- Przepraszam, Harry. Naprawdę nie chciałem, by tak wyszło.
- Pomyślałeś, że mógłbym chcieć zgwałcić tego dzieciaka... - Gorycz w jego głosie była bardziej niż wyczuwalna. Odwrócił wzrok, patrząc na wejście do kuchni.
- Nieprawda! - Lupin zaprzeczył pospiesznie, a jego wzrok ożywił się. - Pomyślałem, że Perkins mógł coś źle zrozumieć. Po prostu... przyszło mi do głowy, że możesz być samotny.
- Samotny... - prychnął.
- Pamiętasz, co się z tobą działo, gdy pracowałeś jako auror?
- Cholera, Remusie, nie jestem popieprzony! - warknął, chowając twarz w dłoniach. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko i nierównomiernie. - Przepraszam.
- Powinienem iść. - Mężczyzna spojrzał na niego smutno. - Jeszcze raz przepraszam. Nigdy nie chciałem byś tak to odebrał.
- Zwątpiłeś we mnie... - szepnął.
- Nie chciałem - mruknął. - Mam nadzieję, że... pomimo tego, odwiedzisz nas w święta.
- Przyjdę do Teda - powiedział cicho.
- To... Bardzo się cieszę. - Machnął nerwowo ręką, wskazując w stronę korytarza. - Nie musisz mnie odprowadzać. Do zobaczenia.
Nie odpowiedział. Spoglądał pustym wzrokiem przed siebie, a gdy usłyszał dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, skulił się na kanapie jak małe, zranione dziecko. I dopiero wtedy, dokładnie w tym momencie poczuł, jak bardzo doskwiera mu samotność.

sobota, 5 marca 2016

Rozdział 8

Hej, kochani! Przepraszam, że musieliście dłużej czekać, ale szkoła daje mi mocno w kość. Dziękuję wszystkim za komentarze i kliknięcia!
Pozdrawiam ;)

Rozdział niebetowany!
____________________________________________________________________________

- Chciałeś mnie widzieć?
- Napijesz się?
- Nie, dziękuje. - Draco z gracją zasiadł na twardym, drewnianym krześle w gabinecie Snape'a. Bacznym spojrzeniem obserwował mężczyznę, który zajął swoje miejsce za biurkiem zaraz po nim, tylko przez chwilę patrząc na niego z góry. - Wolałbym się dowiedzieć wpierw, jaki był cel twojego "zaproszenia".
Severus uniósł lewą brew i zetknął ze sobą palce obu dłoni, tworząc swego rodzaju piramidkę.
- Mam uwierzyć, że nie jesteś go świadom? Nie obrażaj mojej inteligencji, Malfoy.
- Gdzieżbym śmiał. - Wykrzywił wargi w nieprzyjemnym grymasie. - Jeśli sądzisz, że...
- Ostatnio zauważyłem, że bardzo zbliżyłeś się z Potterem. - Mężczyzna nawet nie zamierzał dać mu dokończyć, od razu przechodząc do meritum. - Z racji tego, że obaj dobrze pamiętamy, jak skończyło się to ostatnim razem, prawdopodobnie byłoby lepiej, gdybyś dał mu spokój. - Jego ton był suchy, a spojrzenie beznamiętne, choć było w jego postawie coś, co sprawiało, że blondyn wyczuwał, iż Snape'owi naprawdę zależy na Gryfonie. Przynajmniej w tym się zgadzali.
- Jeśli myślisz, że twoje słowa sprawią, iż nagle odsunę się od niego i przestanę się starać, to faktycznie jesteś starym głupcem.
- To jest tylko grzeczna prośba, Malfoy. Nie zmuszaj mnie do bardziej radykalnych działań.
- Grozisz mi? - Zmrużył oczy, pochylając się do przodu i opierając łokcie na blacie biurka. Patrzył prosto w oczy starszemu mężczyźnie, a jego powieki ani drgnęły. Nie czuł strachu. Obaj byli w stanie sięgnąć po niebezpieczne i nielegalne metody.
- Ostrzegam, panie Malfoy. Wiemy dobrze, jak to się skończy, a Potter zasługuje na coś więcej niż... - Wskazał na niego dłonią, a jego twarz wykrzywił pogardliwy grymas -...coś takiego.
- Nie masz prawa do takich wyrzutów i prawda jest taka, że nie możesz wpłynąć na to, z kim będzie chciał związać się Harry. A ja nie zamierzam się poddać. - Wrócił do swojej wcześniejszej pozycji, opierając się o oparcie krzesła. - Mylisz się, Snape. - Odwrócił wzrok. - Może nie jestem najlepszym, co mogło go spotkać, ale... naprawdę mi zależy.
Zapanowała cisza. Czuł na sobie jego oceniające spojrzenie, które sprawiało mu dyskomfort, ale nie zamierzał tego pokazywać. Siedział luźno, ze wzrokiem wbitym w blat biurka, dopóki nie poczuł delikatnego łaskotania w postaci cudzej magii. Drgnął, a jego głowa poderwała się do góry, od razu napotykając obsydianowe tęczówki.
To była jego decyzja. Mógł wypchnąć go ze swojego umysłu i pogrążyć się w cichej wojnie ze Snapem, który za każdym razem będzie sabotował jego relacje z Harrym, albo pozwolić mu na delikatną ingerencję i zdobyć jego akceptacje. Oczywiście nie potrzebował jej, a zdanie Snape'a niezbyt go obchodziło, ale Potter... On wyraźnie zbliżył się z Mistrzem Eliksirów w ciągu ostatnich pięciu lat i Draco chciał to zrobić dla niego.
Przymknął oczy i pozwolił, by jego umysł otworzył się w niemal zapraszający sposób.
Obrazy, które wypłynęły, były żenujące. Czuł palący wstyd, gdy Snape zagłębiał się dalej i dalej, oglądając jego wzrastającą desperację i tęsknotę, która nie pozwalała mu zapomnieć o Potterze. Wszystkie uczucia, które obezwładniały go za każdym razem, gdy znajdował się w jego pobliżu.
Koszmary, łzy, nieprzespane noce...
Pragnienie, imię Gryfona szeptane niczym mantra...
- Dość! - syknął, brutalnie wypychając Snape'a ze swego umysłu. - Zadowolony?!
Severus nie wyglądał na wstrząśniętego, zaskoczonego, czy chociażby w najmniejszym stopniu poruszonego. Tylko jego oczy zdawały się znacznie ciemniejsze niż zwykle.
- Nie musiałeś.
- Teraz przynajmniej już wiesz - burknął, usilnie starając się zachować niewzruszoną pozę, choć w środku płonął ze wstydu i upokorzenia.
Snape skinął głową, a pomiędzy nimi pojawiła się karafka z Ognistą i szklanka z grubego szkła. Bez słowa nalał mu alkohol i przesunął bliżej niego, wykrzywiając wargi w krzywym uśmieszku. Draco skrzywił się, ale tym razem nie odmówił, a opróżnił szklankę za jednym razem.
Głośne pyknięcie przerwało dziwną atmosferę, która zapanowała w pomieszczeniu.
- Profesorze Snape, sir! - Piskliwy głos Zgredka zabrzmiał niemal surrealistycznie w ciszy, która zapanowała pomiędzy nimi.
- Zgredku?
Skrzat obrzucił Malfoya lękliwym spojrzeniem, ale najwidoczniej nie mógł czekać, bo jego charakterystyczny pisk po raz kolejny odbił się od ścian.
- Harry Potter, sir! Poważne kłopoty, sir!
Draco nie zdążył nawet zarejstrować ruchu, a Snape już znajdował się w połowie drogi do drzwi. Poderwał się z krzesła, gotów biec wraz z nim. Coś ścisnęło go nieprzyjemnie w środku i z zaskoczeniem odkrył, że to strach.
- Gdzie? - Głos starszego mężczyzny był chłodny i wyważony.
- Gabinet dyrektora, sir!
Severus skinął głową i pchnął drzwi, omal nie pozbawiając ich zawiasów.
Draco zacisnął na chwilę oczy, odetchnął głęboko, a gdy jego rozszalałe serce w końcu uspokoiło swój rytm, ruszył tuż za nim. Szybko znalazł się u jego boku, od razu dostrzegając spięcie ramion odzianych w długą, czarną szatę.
- Wracaj do siebie, Malfoy!
- Idę z tobą! - warknął w odpowiedzi, a jego dłonie zacisnęły się w pięści na myśl o tym, co mogą zastać w gabinecie McGonagall.

***

Zatrzymali się przed drzwiami gabinetu dyrektora. Draco wyciągnął różdżkę i przez chwilę wsłuchiwał się we własny, przyspieszony oddech. Czuł nagły przypływ adrenaliny, który rozsadzał jego żyły i burzył krew. Zauważył skinienie Snape'a i mocniej zacisnął dłoń na różdżce, starając się nie wyobrażać sobie widoku, który mogą zastać w środku.
Gdy weszli do gabinetu, nie wydarzyło się nic spektakularnego. Żadne zaklęcie nie poleciało w ich kierunku, nic nie wybuchło, ani nikt nie leżał martwy na wypolerowanej posadzce. McGonagall siedziała na swoim stałym miejscu, usta miała zaciśnięte w wąską kreskę, a wzrok bardziej niż zmartwiony. Z drugiej strony biurka siedział Perkins, wyglądając na załamanego, wzburzonego i kompletnie nieszczerego gnojka. Lupin nerwowym krokiem przemierzał gabinet, a jego wytarta, wyblakła szata powiewała za nim niczym chorągiew. Ale najważniejsza osoba, na którą Draco od razu zwrócił uwagę, siedziała z boku. Na miękkim, niemal zapadającym się fotelu, z dłońmi wczepionymi we włosy i nisko pochyloną głową.
Malfoy nic nie rozumiał. Jakie kłopoty miał mieć Potter? Czy było to związane z Perkinsem? Co ten dzieciak mógł wymyśleć?
- Severusie, dobrze, że jesteś. - McGonagall skinęła głową Mistrzowi Eliksirów, który studiował całe pomieszczenie uważnym spojrzeniem. - I pan też... panie Malfoy. - Widocznie wahała się, czy nie należałoby go wyprosić, choć Draco nie potrafiłby już wyjść i zostawić Gryfona samego. Nie, gdy nie wiedział, co się stało. - Myślę, że może pan się jeszcze przydać. - Spojrzała znacząco na Harry'ego, który od czasu ich przybycia, ani drgnął.
- Raczysz wytłumaczyć, skąd to nagłe zebranie? - Severus obrzucił zdegustowanym spojrzeniem Lupina, który wydawał się pogrążony we własnych myślach.
- Wezwałam cię, Severusie, ponieważ pan Perkins pochodzi z twojego domu... - Zacisnęła na chwilę usta. - ...i jakiś czas temu przyszedł do mnie, żeby wyznać, iż pan Potter jakoby... składał mu dwuznaczne propozycje.
- On się do mnie dobierał... - Szepnął cicho uczeń, a jego głos zadrżał teatralnie i załamał się w połowie.
McGonagall skrzywiła się, ale nie skomentowała jego słów.
- Nie sądzisz, że wezwałaś mnie trochę za późno?! - Snape niemal zasyczał, a jego ostre spojrzenie wwiercało się w kark podopiecznego.
- Zrobiłam, co uważałam za słuszne. - Dyrektorka posłała mu miażdżące spojrzenie, które oczywiście nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. - Za chwilę powinien być tu jego ojciec...
- Ojciec? - Wypluł.
- Tak, ponieważ pan Perkins nie chce nam opowiedzieć o pewnych... zdarzeniach, dopóki nie będzie miał oparcia w kimś bliskim. Twierdzi, że nie czuje się bezpiecznie...
- Co za brednie! - Draco wrzał. Dłonie zacisnął w pięści, czując jak paznokcie wbijają mu się w gładką skórę, szare oczy przybrały barwę lodu i zmrużyły się, przypominając teraz niewielkie szparki. Był tak blisko wyciągnięcia różdżki i pozbycia się tego pieprzonego gówniarza, który śmiał rzucać oszczerstwami pod adresem Harry'ego...
- Panie Malfoy, proszę się uspokoić, albo zaraz opuści pan mój gabinet!
Blondyn burknął coś w odpowiedzi, z nienawiścią patrząc na kulącego się pod jego spojrzeniem, szczeniaka.
- Harry nie tknąłby cię nawet palcem! - syknął. - Obaj dobrze o tym wiemy.
Na drżących nogach zbliżył się do fotela, na którym siedział Harry i kucnął przy nim, opierając się dłonią o jego kolano.
- Harry - szepnął, patrząc na niego z niepewnością. Nigdy nie widział, by ten zachowywał się w taki sposób. - Kociaku...
Potter drgnął i uniósł głowę, zupełnie tak, jakby wyrwał się z jakiegoś transu. Jego oczy były zaczerwienione i tak pełne bólu, że serce Ślizgona ścisnęło się z żalu.
- Ja nigdy...
Malfoy uciszył go, uspokajająco gładząc jego nogę.
- Wiem, Harry. Wszystko się wyjaśni. - Miał ochotę objąć go i mocno przytulić, ale nie wiedział, czy nie byłoby to zbyt dalekie posunięcie, więc zezygnował.
Głos knykci uderzających o drewno, wypełnił pomieszczenie. Nie czekając na zaproszenie, drzwi otworzyły się, a do środka wmaszerował podstarzały, pulchny jegomość o nieprzyjemnym usposobieniu.
- Ojcze! - Jack poderwał się i Draco dopiero teraz mógł dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Oczy miał zaczerwienione, jakby płakał, policzki zdobił rumieniec wstydu, a przerażone spojrzenie co rusz uciekało w stronę Gryfona. Wyglądał jak pieprzona ofiara gwałtu i mając w pamięci straszną historię Harry'ego, miał ochotę uderzyć go w twarz.
- Synu. - Mężczyzna podszedł do swojego ukochanego chłopca i ścisnął jego ramię. - Wszystkim się zajmę. Obiecuje.
- Panie Perkins. - McGonagall uścisnęła dłoń przybyłemu mężczyźnie i wyczarowała dla niego krzesło. - Mam nadzieję, że szybko wyjaśnimy tę sprawę.
- Wyjaśnimy?! Tu nie ma co wyjaśniać! Mój syn... moje dziecko... Przez tego zboczeńca...! - Wskazał oskarżycielsko na Gryfona, który zdawał się jeszcze bardziej zapaść w miękkim fotelu.
Mina kobiety pozostała niewzruszona.
- Proszę usiąść. - Powtórzyła z naciskiem. - Panie Perkins... - Zwróciła się do ucznia. - Czy może pan nam opowiedzieć o wydarzeniach tamtego dnia?
- Ja... - Spuścił głowę. - Tak.
- Chcesz, żeby wszyscy opuścili gabinet poza mną, tobą i twoim ojcem?
- N-nie, pani profesor. - Zaczął wpatrywać się w swoje kolana. - To było kilka dni temu. Profesor P-potter i ja mieliśmy dodatkowe zajęcia, bo... zawsze chciałem nauczyć się Zaklęcia Patronusa. - Zaśmiał się niemal histerycznie. - Ale tego dnia zachowywał się jakoś inaczej. Patrzył na mnie jakoś tak... dziwnie i... nawet nie zauważyłem, gdy znalazł się przy mnie... - Tuż przed nim pojawiła się szklanka wody, wyczarowana przez Lupina. - Dziękuję.
McGonagall wyglądała na nieporuszoną, ale jej oczy... Draco z zaskoczeniem odkrył w nich cień zawahania. Miał ochotę parsknąć śmiechem, bo brzmiało to wszystko, jak jakiś okropny, groteskowy żart.
- Czy jest pan w stanie kontynuować? - zapytała, a jej głos był bardziej miękki i delikatniejszy, niż zwykle.
- T-tak. - Chłopak pokiwał głową. - On... rzucił się na mnie. Zaczął mnie całować i... Merlinie, mówił co by ze mną zrobił... - W tym momencie jego głos całkowicie się załamał, a on ukrył twarz w dłoniach, niezdolny mówić dalej.
Lupin i McGonagall wyglądali na wstrząśniętych, starszy Perkins był blady i kompletnie przerażony, natomiast Draco i Severus... Oni wyglądali na wściekłych.
Blondyn czuł, jak z każdym kolejnym słowem Perkinsa, mięśnie Gryfona spinają się coraz bardziej. Widział jak jego dłonie drżą, gdy stał za nim, trzymając jedną z dłoni na jego ramieniu i co rusz ściskał je uspokajająco. Nie wiedział tylko, czy próbuje uspokoić jego, czy siebie.
- Wzruszająca historia. - Severus wykrzywił wargi w nieprzyjemnym grymasie, powolnym krokiem podchodząc do biurka. - Nie rozumiem tylko, dlaczego sądzisz, że zasługujesz na jakiekolwiek współczucie. - Wbił spojrzenie w podopiecznego, który szybko spuścił głowę.
- Severusie... - Minerva posłała mu ostre spojrzenie, ale nawet na nią nie spojrzał.
- Nie wiem, czy wiesz, w jakiej sytuacji się znalazłeś. - Kontynuował. - Istnieją różne metody, by dowieść prawdy, a wtedy wszyscy dowiedzą się o twoich brudnych fantazjach...
- Jak śmiesz! - Ojciec Jacka gwałtownie zerwał się z krzesła, jakby dopiero co przebudził się z letargu. Widać było, że historia syna mocno nim wstrząsnęła i będzie gotowy na wszystko, by zemścić się za krzywdę swojego jedynego dziecka. Odwrócił się gwałtownie w stronę dyrektorki, wymierzając w nią oskarżycielskim, grubym palcem. - Jak mogliście dopuścić do tego, że ten zboczeniec zbliżył się do dzieci?! Od początku wiedziałem, gdy tylko zaczął "walczyć" o prawa tych... tych pedałów... I to ma być bohater?! - Gwałtownie obrócił się w stronę zastygłego w bezruchu Pottera, omal się przy tym nie wywracając. - Zniszczę cię, słyszysz?! Zapłacisz za to, co zrobiłeś...
To był moment. W jednej chwili starszy Perkins wyciągał różdżkę, a w drugiej już był trzymany za kark przez Snape'a, który wbijał mu różdżkę w plecy. Różdżka Dracona wylądowała pod jego gardłem.
- Chcesz coś jeszcze powiedzieć? - Warknął Malfoy, patrząc ponad ramieniem niższego mężczyzny, na Mistrza Eliksirów. Nagła nić porozumienia zawiązała się między nimi, gdy obaj stanęli w obronie Harry'ego.
- Ś-śmierciożerca! - Wypluł, co od razu wywołało skrzywienie na twarzy blondyna, gdy ślina mężczyzny wylądowała na jego szacie.
Severus pochylił się bardziej i z mrocznym uśmieszkiem, szepnął mu wprost do ucha:
- Śmierciożercy, panie Perkins.
- Dość! - McGonagall celowała różdżką w Dracona. Wyglądała na wściekłą. - Powinniśmy się uspokoić.
Draco uśmiechnął się krzywo, spodziewając się takiego obrotu zdarzeń.
- Myślę, że powinieneś się odsunąć, Severusie. - Różdżka Lupina została wycelowana w Mistrza Eliksirów.
Snape prychnął.
- Myślę, że powinieneś się zamknąć, Lupin. - Spojrzał na niego ostro. - I ruszyć głową, bo najwidoczniej masz z tym dziś większy problem, niż zazwyczaj. - Odsunął się jednak, chowając różdżkę do swojej szaty. - Proszę uważać, panie Perkins. Następne takie zachowanie może się źle dla pana skończyć. - Syknął.
Blondyn jednak nie chciał odpuścić. Pięć lat temu, ta żałosna rodzina już dawno byłaby martwa. Wbił koniec różdżki mocniej w skórę mężczyzny, maksymalnie odchylając mu głowę.
- Draco... - Dotyk ciepłej dłoni na nadgarstku zatrzymał wszystko. Jego ręka opadła, a on rozluźnił się, gdy tylko poczuł obecność Harry'ego za swoimi plecami. Odwrócił się do niego, spoglądając w jego przerażająco puste, zielone oczy. Schował różdżkę do kieszeni i złapawszy jego dłoń, przyciągnął go bliżej siebie. Potter nie protestował.
Starszy Perkins opadł z westchnieniem na krzesło, a jego spocona i czerwona twarz wystawała ponad kołnierzykiem eleganckiej szaty w kolorze butelkowej zieleni. Jego syn siedział obok, wbity w krzesło i sparaliżowany strachem. Draco miał nadzieję, że w końcu zacznie do niego docierać powaga sytuacji, do której doprowadził.
Malfoy wiedział, że przez swoje zachowanie będzie miał problemy, może nawet straci pracę. Nie mógł jednak zachować się inaczej, gdy ktoś starał się zaatakować jego kociaka. Nie żałował tego co zrobił, a wściekły wzrok dyrektorki nie robił na nim wrażenia. Widział, że kobieta wahała się, nie wiedząc do końca komu uwierzyć i to w jego oczach całkowicie ją dyskwalifikowało.
- Powinniście wyjść - powiedziała twardo, nerwowo zajmując swoje miejsce. Lupin stanął tuż za nią.
- Nie. - Harry odezwał się po raz pierwszy, od kiedy się tu pojawili. Nie bronił się. Przyjmował wszystkie ciosy, aż jego oczy stały się martwe, co nadało mu przerażający wygląd bezuczuciowej kukły. Wyglądał koszmarnie. - To ja powinienem wyjść. - Przymknął oczy, a w jego dłoni zmaterializował się mały flakonik. W tym samym czasie szafka z prawej strony otworzyła się, a Myślodsiewnia przelewitowała na blat biurka. Machnął dłonią, a z jego skroni wydobyła się srebrzysta mgiełka, która zaraz znalazła miejsce w niewielkim flakoniku. - Nigdy nie powinienem był dopuścić do tej sytuacji. To faktycznie moja wina. - Mruknął, otwierając oczy. Spojrzał na swojego ucznia, który w ostatnim czasie przysporzył mu tylu kłopotów. Pozwolił sobie na smutny uśmiech. - Bardzo mnie zawiodłeś, Jack. - Odwrócił się do McGonagall i spojrzał jej prosto w oczy, przełykając ślinę. - Nigdy nie zrobiłbym komuś tego, co mi zrobiono. - Powiedziawszy to, obrócił się na pięcie i opuścił pomieszczenie.
Zapanowała bolesna cisza.
- Chyba nie pozwolicie mu tak wyjść?! - Starszy mężczyzna wyraźnie odzyskał już rezon, bo na powrót wydawał się wzburzony i pełen żądzy zemsty.
- Ojcze...
- Zdaje się, że mamy już wszystko, panie Perkins. - Lupin nagle przemówił, biorąc w dłonie niewielki flakonik i podrzucając go w dłoni. - Wydaje mi się, że pozostaje nam tylko obejrzeć wspomnienie.

***

Draco znalazł Harry'ego, siedzącego przy jeziorze. Miał dosłownie kilka sekund, by zdecydować, czy ruszyć za nim, czy może pozostać i obejrzeć wspomnienie wraz z innymi. Decyzja była prosta. Gryfon go potrzebował, a gdyby pozostał i ujrzał na własne oczy, jak ten pieprzony gówniarz próbuje dobrać się do Pottera, Perkins mógłby być zagrożony. Wolał nie kusić losu i wesprzeć Gryfona, który wyraźnie tego potrzebował.
Rzucił krytyczne spojrzenie zaśnieżonemu brzegowi, ale zajął miejsce obok bruneta. Ten patrzył przed siebie i zdawałoby się, że nawet nie zauważył jego obecności, gdyby nagle nie przemówił.
- Oni naprawdę myśleli, że to zrobiłem.
- Kto? - Dobrze wiedział o kogo chodzi. Nawet on spodziewał się po nich większego... zaufania.
- Remus i Minerva.
- Nie byli pewni...
- Wystarczy, że przeszło im to przez myśl, Draco. - Odwrócił się w jego stronę. - Ty we mnie nie zwątpiłeś. Severus też nie.
- Ja wiedziałem o wszystkim, o tym co się wtedy stało. - Podciągnął kolana pod siebie. - Przepraszam.
- Za co?
- Powiedziałem ci, żebyś nie szedł z tym do McGonagall. Powinieneś to zrobić.
- Teraz to bez znaczenia. - Wzruszył ramionami. - To przecież nie twoja wina. Nie spodziewałem się, że posunie się do czegoś takiego...
- Ja też nie. Ale gdybym mógł go złapać i...
- Hej, spokojnie. - Harry uśmiechnął się delikatnie i smutno i Draco miał ogromną ochotę przyciągnąć go jak najbliżej i całować, całować... - Nie nakręcaj się.
- Jestem spokojny.
- W gabinecie nie byłeś.
- Próbował cię zaatakować. Nie wspominając już o tym, jak cię obrażał.
Potter przez chwilę studiował jego twarz i Ślizgon czuł się tak, jakby właśnie zdawał jakiś egzamin.
- Dziękuję.
Malfoy wywrócił oczami.
- Przecież wiesz, że nie masz za co.
- Mam. Choć wciąż uważam, że jest pan zbyt agresywny, panie Malfoy.
Draco szturchnął go, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.
- Alkoholizm, wzmożona agresja... Co będzie dalej?
Potter wzruszył ramionami, opierając brodę na podciągniętych kolanach. Siedzieli w przyjemnej, może nieco przytłaczającej przez ostatnie wydarzenia, ciszy, ale nie przeszkadzała im ona. Było spokojnie, zaklęcie utrzymujące ciepło działało i było zaskakująco dobrze, tak sobie siedzieć, po prostu.
- Co teraz zrobisz?
Kolejne wzruszenie ramion.
- Nie wiem. Wezmę urlop, potem święta, a później... nie wiem, czy tu zostanę.
Draco starał się udawać, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
- Wyjedziesz?
- Nie mam pojęcia. Wiesz... myślałem, że wreszcie znalazłem dla siebie miejsce. Praca jako auror nie była najbardziej satysfakcjonująca, bo okazało się, że moja psychika jest zbyt słaba, bym dłużej wytrzymał w tym biznesie... - Pokręcił głową, jakby odpychał od siebie niechciane obrazy. - Jako nauczyciel czułem się naprawdę dobrze. Te ostatnie miesiące... Czułem, że mam jakiś kontakt z tymi dzieciakami, wiesz? I naprawdę lubiłem Jacka. Wydawało mi się, że to naprawdę dobry chłopak, który chce nauczyć się czegoś więcej... Merlinie, jestem naprawdę beznadziejnym przypadkiem, skoro od razu nie załapałem o co mu chodzi.
- To prawda, Potter. Beznadziejny z ciebie przypadek, ale w tym twój urok.
Potter spojrzał na niego z czymś na kształt niedowierzania wymalowanego na twarzy.
- Jesteś okropny, Malfoy.
- Przecież za to mnie lubisz. - Uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób.
- Ta... - Pokręcił głową. - Myślałem, że znalazłem grono przyjaciół i miejsce, w którym naprawdę będę się dobrze czuł. Tymczasem dwójka moich domniemanych przyjaciół uwierzyła, że jestem jakimś pierdolonym gwałcicielem i to naprawdę sprawia, że czuję się strasznie i...
- Hej, hej, Potter. Uspokój się. - Złapał jego ramiona i po zastanowieniu, przyciągnął go do siebie. - Uspokój się. Wszystko jakoś się ułoży.
Harry pozwolił sobie na głuchy, przygnębiający śmiech, ale nie skomentował już jego słów, a wtulił się w niego mocniej, szukając pocieszenia. Draco z radością mu je ofiarował.

***

- Musisz pomyśleć o najszczęśliwszym wspomnieniu, Jack. Tylko wtedy ci się uda.
- Czy może być...
- Nie, nie mów mi! - Harry zaśmiał się, uciszając go. - Zachowaj je dla siebie. Niech to będzie twój sekret.
- Dobrze. - Chłopak skinął poważnie głową, posyłając mu olśniewający uśmiech. - Pokaże mi pan raz jeszcze swojego Patronusa?
- Już go widziałeś.
- Proszę.
Harry wywrócił oczami, ale spełnił jego prośbę. Machnął różdżką, a z jej końca wyleciał ogromny, srebrzysty jeleń, który zaczął  galoppwać dookoła nich. Jasna mgiełka unosiła się za nim, tworząc naprawdę magiczny efekt.
- Jest piękny... - szepnął Ślizgon, a zachwyt widoczny na jego twarzy sprawił, że policzki Gryfona oblały się delikatną czerwienią.
- Dziękuję - mruknął.
- Czyżbym cię zawstydził... Harry?
Potter drgnął na dźwięk swojego imienia, bo Perkins rzadko zwracał się do niego imieniem, ale uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Po prostu wróćmy do pracy, dzieciaku.
Chłopak skrzywił się na to przezwisko.
- Nie jesteś już dzieckiem.
- Nie? - Harry teatralnie rozejrzał się po wnętrzu sali. - W takim razie co tu robimy?
- W świecie czarodziejów jestem już pełnoletni.
- Tak? Miałeś już urodziny? - Oparł się jednym biodrem o biurko.
- Mhm, w wakacje.
- Super. - Gryfon posłał mu szeroki uśmiech.
- Tak... Mogę pić już alkohol. - Puścił mu oczko. - I... jestem już legalny.
Zamarł.
- C-co?
- Jest pan moim ulubionym profesorem, profesorze Potter... - Jack zrobił krok w jego stronę, a Harry poczuł pierwsze ukłucie paniki.
- Tak? - Zaśmiał się nieco nerwowo. - Myślę, że... - Słowa zamarły mu na ustach, gdy Ślizgon w jednej chwili doskoczył do niego i go pocałował. Nie trwało to nawet trzech sekund, a Harry już odpychał go od siebie i zrobił to znacznie mocniej niż zamierzał. Perkins wylądował na podłodze, a jego szeroko rozwarte oczy patrzyły na niego w szoku.
- Wyjdź! - syknął, zaciskając dłonie w pięści. Nie mógł uwierzyć, że jego uczeń mógł posunąć się do czegoś takiego.
- Ale... - Chłopak wyglądał na zdruzgotanego. - Myślałem...
- Wyjdź, Jack! Teraz!

***

Nie spieszyli się z powrotem. Spacerowali po błoniach, każdy pogrążony we własych myślach, ale zadowolony z towarzystwa. Gdy znajdowali się już prawie przy głównym wejściu, spadł przed nimi przypalony pergamin. Harry podniósł go, od razu rozpoznając nadawcę.
- Severus chce się z nami zobaczyć.
- Z nami?
Potter wzruszył ramionami.
- Najwidoczniej jakoś go do siebie przekonałeś. Ale to dobrze. - Uśmiechnął się. - Nie chcę, by dwójka moich przyjaciół była ze sobą skonfliktowana.
- Przyjaciół... - Draco przez chwilę badał to słowo na języku. Było przyjemne, ale chciał znacznie więcej.
Harry posłał mu trochę niepewne spojrzenie.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Malfoy pozwolił sobie na krzywy uśmiech.
- Oczywiście.