niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 4

Kochani, mam nadzieję, że święta minęły wam w ciepłej i rodzinnej atmosferze. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i kliknięcia. 
Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział ;) 

_____________________________________________________________________________

Od pamiętnych wydarzeń, które rozegrały się w jego klasie, minęły dwa tygodnie. W tym czasie Perkins wrócił na jego zajęcia (Minus trzydzieści pięć punktów, panie Perkins), a rytm szkolny toczył się dalej swoim niezachwianym ciągiem. Potter już go nie odwiedził w jego komnatach, a on nie odważył się iść do niego z wizytą, ponieważ wciąż nie wiedział na czym tak naprawdę stanęła ich relacja. Gdy widywali się na posiłkach, bądź na korytarzach, Potter uśmiechał się do niego szeroko, czasem zamieniając z nim kilka zdań, albo opowiadając kiepskie kawały. Draco często obserwował go, siedząc tuż obok w Wielkiej Sali lub dostrzegając jego rozczochraną czuprynę w gąszczu innych, mniej interesujących głów i wzdychał do niego z daleka niczym nieśmiała, rumieniąca się nastolatka. Nigdy nie narzekał na brak pewności siebie (miał jej aż za dużo czasami), ale w tym przypadku było zupełnie inaczej. Wciąż miał w głowie wydarzenia sprzed pięciu lat i to, jak bardzo skrzywdził Gryfona. Koszmary, które wciąż go nawiedzały, wcale nie pomagały w wyzbyciu się poczucia winy. Dusiły go, rozprzestrzeniały się w jego umyśle niczym oślizgłe wici obcej magii i Draco wiedział, że zanim pozwoli sobie na jakikolwiek krok w stronę Harry'ego, będzie musiał wpierw pokonać swoje własne demony. Stało przed nim najcięższe zadanie. Jeśli chciał przebaczenia Pottera, musiał najpierw przebaczyć samemu sobie.  
 
***
 
- Tak, dokładnie o to chodziło. Wcale nie jest aż tak skomplikowane, prawda? Musisz tylko przeczytać rozdział drugi i jestem pewien, że wszystko stanie się dla ciebie jasne. 
- Dziękuję, profesorze. 
Draco spojrzał na swoją uczennicę. Była pierwszoroczniakiem, miała zaledwie jedenaście lat i mieli jak na razie tylko kilka zajęć, ale darzył ją swego rodzaju sympatią. Nie bała się podejść i zapytać, gdy czegoś nie rozumiała i szanował to. 
- Nie ma za co, panno Bright. Zmykaj na obiad. 
- Jednak nie taki straszny, co? 
Uniósł powoli głowę znad swoich materiałów i zerknął na otwarte drzwi. W przejściu, oparty o ścianę, z założonymi na klatce piersiowej ramionami, stał szczerzący się Potter. Draco wykrzywił wargi w typowym dla siebie uśmiechu i zapytał: 
- Szukasz czegoś, Potter? 
- Dzień dobry, profesorze Potter. - Dziewczynka posłała nieśmiały uśmiech swojemu nauczycielowi obrony przed czarną magią. - Do widzenia, profesorze Malfoy. 
- Cześć, Hope. - Gryfon wyszczerzył się, puszczając oczko uczennicy, która opuściła pomieszczenie cała zarumieniona. 
- Mówisz po imieniu do swoich uczniów. - To nie było pytanie. 
- Jasne. - Brunet wzruszył ramionami. - Do niektórych. 
Draco wywrócił oczami. 
- Mogłem się tego spodziewać. Kompletny brak profesjonalizmu. - Spojrzał na swoje notatki i zaczął powoli składać wszystko i pakować do teczki. To była jego ostatnia lekcja. - Co tutaj robisz? 
- Nie wiem. - Potter podrapał się po głowie, wyglądając na dziwnie zakłopotanego. 
- Nie wiesz? - Uniósł jedną brew w typowym dla siebie geście. 
- To był impuls. - Czy on się właśnie zarumienił? Draco zmrużył swoje szare, zimne oczy. - Pomyślałem, że możemy coś zjeść. 
- W porządku. - Nie chciał naciskać, ani śmiać się z jego zakłopotania, jak zrobiłby to kiedyś. Potter sam do niego przychodził, a on nie zamierzał narzekać, ani tym bardziej go od siebie odpychać. - Daj mi chwilę na uporządkowanie wszystkiego i możemy iść do Wielkiej Sali. 
- W zasadzie... - Czerwień na policzkach pogłębiła się - ...nie bardzo mam ochotę na jedzenie w Wielkiej Sali. 
Na twarzy Ślizgona nie pojawiło się żadne drgnięcie. 
- W takim razie u ciebie, czy u mnie? 
- U mnie? Zamówimy coś u Zgredka? Nie mam nastroju na siedzenie w Wielkiej Sali, cały ten zgiełk, sam rozumiesz. 
Krzywy uśmiech zadrgał w kącikach jego ust. 
- Daj spokój, Potter. Po prostu przyznaj, że chciałeś mnie zaciągnąć do swoich komnat i wykorzystać. 
- Malfoy! 
- Doprawdy, Potter. - Pokręcił głową z udawaną naganą. - Wciąż rumienisz się jak nastoletnia dziewica. 
 
***
 
Tak jak powiedział Harry, zamówili obiad u Zgredka, który był bardziej niż szczęśliwy, mogąc ich obsłużyć (nie obyło się bez nerwowego zerkania w stronę Draco), a następnie zasiedli do posiłku w dziwnej, dłużącej się ciszy. 
- Masz dzisiaj jeszcze jakieś zajęcia? - Draco wyczuwał coś dziwnego pomiędzy nimi. Trochę gęstą, pełną nerwowego zakłopotania atmosferę i nie wiedział, czym to było spowodowane. Ostatnim razem, gdy siedzieli w jego komnatach czuli się razem nad wyraz swobodnie. 
- Mhm, jedne. - Przełknął kawałek jagnięciny i oblizał usta. - Z siódmą klasą. 
- Perkins - burknął, wykrzywiając wargi w grymasie. Nie znosił tego bachora. 
Harry roześmiał się, upijając trochę soku z dyni. 
- Naprawdę go nie znosisz. - Pokręcił głową. - Myślę, że powinieneś być dla niego bardziej wyrozumiały. To dobry chłopak. 
- Czyżby? - Przymrużył oczy. - Z nim też jesteś na "ty", Potter? 
- Tak. - Gryfon wzruszył ramionami. - Jest bardzo miły, interesuje się obroną i często ucinamy sobie krótką pogawędkę po zajęciach... 
Malfoy czuł, jak krew zaczyna szybciej pulsować w jego żyłach. 
- Jeśli chcesz, żeby ten obiad przebiegł w przyjemnej atmosferze, lepiej zamilcz - syknął, zaciskając mocniej dłonie na sztućcach. 
Harry uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostateczności przymknął je i nie odezwał się do końca posiłku. Draco czuł, że była to jego wina, ale nie potrafił się nie denerwować, gdy chodziło o tego irytującego bachora. Zlekceważył go na oczach wszystkich, obraził, a później jeszcze spowodował, że wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Nie mógł rozmawiać o nim spokojnie. I nie mógł też biernie przysłuchiwać się, jak Potter mówi o nim w samych superlatywach. To poruszało w nim coś i Ślizgon ze zdziwieniem odkrył, że robił się zazdrosny. O głupiego dzieciaka, który nic nie znaczył. Naprawdę zaczynał wariować. 
- To było dobre - skomentował, czując nieprzyjemne ściskanie w żołądku na myśl o tym, że zepsuł atmosferę. A może była to po prostu jeszcze niestrawiona jagnięcina? 
- Mhm. - Potter mial spuszczony wzrok, na twarzy jednodniowy zarost, a na głowie typowy dla siebie nieład. Wyglądał na zamyślonego i Draco czuł, że się ślini. 
- Nie zamierzasz już ze mną rozmawiać? - zapytał, delikatnie uderzając palcem wskazującym w nóżkę kieliszka. 
- Przepraszam, zamyśliłem się. - Znów wyglądał na zakłopotanego, drapiąc się po swoim zarośniętym policzku. - Poza tym odniosłem wrażenie, że jesteś zirytowany moim gadaniem. Nie chciałem bardziej cię denerwować. 
- Daj spokój, Potter - prychnął. - Od kiedy się tak o mnie troszczysz, co? 
- Ta... Masz rację. - Wysilił się na wymuszony uśmiech, a do Malfoya dopiero teraz dotarło, co powiedział. 
- Nie chciałem, żeby... 
- Nieważne. - Brunet wzruszył ramionami, zagryzając swoją dolną wargę. 
- Przepraszam. 
Głowa Gryfona wystrzeliła do góry, a zielone oczy otworzyły się szeroko. 
- Czy... czy ty mnie właśnie przeprosiłeś?!
- Tak. - Krzywy uśmieszek pojawił się w kącikach jego ust. 
- Ale... Malfoyowie nie przepraszają. - Brzmiał na naprawdę zdumionego i Draco nie do końca wiedział jak się z tym czuć. 
- Przecież to nie był pierwszy raz, Potter. 
- To i tak... - Pokręcił głową. - Zadziwiasz mnie. 
- To chyba dobrze, prawda? - Posłał mu niemal figlarny uśmieszek. - Muszę mieć w sobie to coś, skoro chciałeś mnie wykorzystać. 
- Malfoy! - burknął, choć jego zielone oczy błyszczały radośnie. Draco mógł dostrzec w nich te znajome, psotne iskierki. 
- Dobrze, cofam to. - Wyprostował się dumnie na krześle. - To oczywiste, że chciałeś mnie wykorzystać. Jestem doskonały. 
- Jasne - prychnął, kręcąc głową. - A świnia lata za oknem. 
Draco posłał mu puste spojrzenie. 
- No co? 
- Nie rozumiem. 
- Czego?
- Żyjesz w Czarodziejskim Świecie już tyle lat i nadal nie widziałeś latającej świni? 
- Eee... - Jego zielone oczy wyglądały teraz jak dwa galeony. - Nie...? 
- Nawet w książkach? 
- Wkręcasz mnie, Malfoy!
Jego powieka nawet nie drgnęła. 
- Oczywiście, że nie widziałeś ich w żadnych książkach - kontynuował. - Zapomniałem, że ty przecież nie czytasz książek. 
- Czytam! 
- Ta, tylko te o quidditchu. Jesteś taki żałosny, Potter. 
- Nie przeginaj, Malfoy! 
- Dobra. - Wzruszył ramionami. - Ale to nie ja nie widziałem latającej świni. 
- Um... - Harry wyglądał na zawstydzonego, ale też podekscytowanego. Jego brzoskwiniowe policzki zdobiły delikatne wypieki i Draco jedyne czego chciał, to pochylić się ponad stołem i przycisnąć do nich wargi. - I one naprawdę istnieją? 
- Tak. 
- To dlaczego Hagrid żadnej jeszcze nie ma? - Zmrużył podejrzliwie swoje kocie oczy.
- Bo z tego co mi wiadomo, Hagrid interesuje się bardziej... niebezpiecznymi stworzeniami? - Wywrócił oczami. - Myśl, Potter. 
- Ach, no tak. - Podrapał się po policzku. 
Ślizgon obrzucił go spokojnym spojrzeniem, lustrując jego błyszczące oczy i rumiane policzki, a następnie, nie potrafiąc się już powstrzymać, wybuchł donośnym śmiechem. Odrzucił głowę do tyłu i śmiał się głośno i nieprzerwanie, czując prawdziwą radość wypełniającą jego serce i umysł. Chociaż na chwilę. 
- J-jesteś... taki... naiwny, Potter... - wykrztusił, powoli się uspokajając. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz śmiał się tak mocno. 
- Ta... - Harry odkaszlnął, dziwnie zawstydzony. - Możliwe, że jestem. 
 
***
 
Następnego dnia Draco wybrał się do biblioteki w poszukiwaniu książki na zajęcia z piątą klasą. Pamiętał, że kiedyś ją czytał, i że idealnie wyjaśniała zagadnienie, które mieli teraz omawiać, a którego on nie pamiętał zbyt dobrze. Przeszukiwał właśnie regały, gdy usłyszał znajome imię wypowiedziane znienawidzonym głosem. 
- Harry powiedział, że... 
Powoli, uważając by nie wydać żadnego dźwięku, przesunął się na koniec alejki. Odsunął książki i spojrzał przez szparę na jeden ze stolików, przy którym siedział Perkins i jakiś Gryfon, którego twarzy nie widział. Raczej nie uczęszczał na jego zajęcia, więc i tak istniało małe prawdopodobieństwo, że go rozpozna. 
- Harry? - zapytał nieznajomy dzieciak. - Jesteście na "ty"? 
- Ta. - Uśmiechnął się z wyższością. - Ostatnim razem, gdy rozmawialiśmy, powiedział, że mogę zwracać się do niego per "Harry", gdy jesteśmy sami. 
- Wow. Nieźle. - Gryfon brzmiał na zaskoczonego, tak samo jak Draco, którego oczy napełniły się lodowatym chłodem. - Lubi cię. 
- Taa... - Ślizgon westchnął. - Ja jego też. Jest taki gorący... 
Lodowaty chłód zamienił się w palącą nienawiść. 
- Ale wiesz, na twoim miejscu bym się tak nie rozpędzał. - Nieznajomy dzieciak brzmiał na niemal rozbawionego zauroczeniem kolegi. 
- Co masz na myśli? - Perkins wyprostował się, patrząc na swojego przyjaciela podejrzliwym wzrokiem. 
- Masz konkurencję. 
- Mówisz o tym żałosnym mugolu? - prychnął. - Widziałeś w ogóle jego zdjęcia? Jest taki... przeciętny. Harry zasługuje na kogoś znacznie lepszego. 
- Nie mówię o jego domniemanym facecie, Jack. Mówię o Malfoyu. 
Twarz Ślizgona od razu stężała, a dłonie zacisnęły się w pięści. 
- Co z nim?! - warknął. 
- Widziałem ich ostatnio, jak wchodzili razem do komnat Pottera. 
- To o niczym nie świadczy! - syknął, a żyłka na jego prawej skroni zapulsowała. Samo wspomnienie o nauczycielu numerologii doprowadzało go do szału. Nikt go tak jeszcze nie upokorzył jak Malfoy. 
- Niby tak, ale pamiętając o ich wspólnej przeszłości... 
- Zamknij się, Arnie. - Przymknął na chwilę powieki, uspokajając się. - Pieprzony Śmierciojad. Harry może mówić, że Malfoy tak naprawdę nie był po stronie Sam-Wiesz-Kogo, ale ja nigdy w to nie uwierzę. - Wykrzywił wargi w grymasie. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego Harry jeszcze z nim rozmawia... 
Chłopak nazwany Arniem wzruszył ramionami. 
- Może wciąż jest coś pomiędzy nimi. 
- Mówiłem, żebyś się zamknął! - Perkins spojrzał na przyjaciela ze złością. - Zobaczysz, on będzie jeszcze mój. 
Draco odsunął się od regału, zaciskając dłonie w pięści i wbijając sobie paznokcie w skórę. Szumiało mu w uszach, gdy pospiesznie oddalał się od zajętego stolika i opuszczał bibliotekę, zapomniawszy o szukanej książce. Nie mógł uwierzyć, że ten gówniarz pragnął Harry'ego. Jego Harry'ego, na Merlina! I jeszcze zwracał się do niego per "Harry", jakby nie był wcale jego uczniem, a kolegą. Ale to była wina też Pottera! Nie potrafił być profesjonalny i zachować jakiś dystans pomiędzy sobą, a uczniami. Nie, on musiał się z nimi spoufalać, doprowadzając później do takiej sytuacji, jak pieprzony nastolatek zauroczony nim! 
Draco miał wrażenie, że jeszcze chwila i wybuchnie. Chciał coś rozwalić, zniszczyć, a najlepiej zabić pieprzonego Perkinsa, który zapragnął JEGO własności. 
Przystanął na chwilę i odetchnął. Musiał wyjść na zewnątrz i trochę się przewietrzyć, o ile chciał powstrzymać swoje mordercze zapędy (nie chciał, ale czuł, że Harry wcale nie będzie chciał go z powrotem, jeśli pozbędzie się jednego z uczniów) i go nie zabić. Przymknął na chwilę oczy, rozluźnił dłonie, na których pojawiły się czerwone znaki w kształcie półksiężyców i ruszył na dół. Czuł, że spacer po błoniach może mu dobrze zrobić. 
 
***
 
Jak na październik, pogoda była naprawdę przyjemna. Wiał delikatny, przyjemny wietrzyk, słońce świeciło w pełni, a on czuł jak złość powoli z niego uchodzi, niczym powietrze z magicznego balonika. Czuł się teraz śmiesznie, gdy myślał o tym gówniarzu. Wciąż był zły, bo bachor zapragnął Pottera, który należał do niego i tylko do niego, ale poza tym raczej wątpił, by Gryfon zainteresował się siedemnastolatkiem. Harry może był głupiutki, ale nigdy nie wdałby się w romans ze swoim uczniem. 
Przechodził właśnie koło szklarni, gdy usłyszał znajomy śmiech. Jego serce od razu zabiło mocniej, a on automatycznie ruszył do drugiej szklarni, z której roznosił się przyjemny, przynajmniej dla niego, dźwięk. 
Wchodząc tam, nie spodziewał się jednak, że ujrzy na wpół nagiego Pottera, dźwigającego skrzynię z jakimś błotem. Gorąco od razu rozlało się w jego wnętrzu, kumulując się w okolicach podbrzusza. Odetchnął, czując uderzenie dusznego, gorącego powietrza, gdy znalazł się w środku. Było tam jakieś trzydzieści stopni, nic więc dziwnego, że Potter i Longbottom nie mieli na sobie koszulek. 
- Merlinie, ale gorąco - mruknął, bardziej żeby zwrócić ich uwagę, niż faktycznie skomentować temperaturę panującą w środku. Tylko na chwilę zatrzymał swój wzrok na drugim Gryfonie, który nieźle się wyrobił, patrząc na jego żałosny wygląd za czasów szkolnych, a później na powrót skupił się na ciele Pottera. 
- O, Malfoy. - Neville spojrzał na niego z zaskoczeniem - Cześć. 
Draco odpowiedział mu skinieniem głowy. 
- Przyszedłeś pomóc? - Harry wyszczerzył się do niego, oddychając szybciej niż zwykle. Pot wpływał po jego szyi i blondyn poczuł suchość w ustach. 
- Nie, dzięki - wykrztusił. - Raczej popatrzę jak się męczycie. 
Potter prychnął. 
- Nie to, żebym spodziewał się czegoś innego - skomentował. Draco w ogóle nie zwrócił uwagi na jego słowa, śledząc wzrokiem krzywiznę jego kręgosłupa, gdy pochylał się po kolejną skrzynię. To nie był już ten drobny chłopiec, jakim zapamiętał go Ślizgon. Nie, teraz to był mężczyzna z szerokimi ramionami, umięśnionym brzuchem, na którym dostrzegł paseczek ciemnych włosków ciągnący się od pępka i znikający za paskiem spodni oraz szeroką klatką piersiową. Nie był przesadnie umięśniony, ale z pewnością wyrobił się przez te ostatnie kilka lat i przestał być tym wychudzonym chłopcem, którego żebra mógł policzyć w każdej chwili. 
- Malfoy? 
- Tak? - Potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić z głowy nieprzyzwoite myśli. Jego penis drgał wesoło w spodniach, gotowy do zabawy. 
- Ugotujesz się w tych szatach. Rozbierz się. 
Potrzebował chwili, zanim zrozumiał sens wypowiedzi Pottera, bo jego mózg zatrzymał się na słowach "rozbierz się" i nie chciał ruszyć dalej. Czuł, że jego policzki są gorące od nadmiaru ciepła i podniecenia, ale mógł to zwalić na temperaturę panującą w środku. 
- Nie... Właściwie... - Miał wrażenie, jakby połknął swój język. - Będę już szedł. Mam... Mam jeszcze coś do zrobienia. 
Harry posłał mu psotne spojrzenie i Draco odniósł nieprzyjemne wrażenie, że brunet zdaje sobie sprawę z jego "małego" problemu. 
- Nie wątpię... - mruknął i uśmiechając się pod nosem, wrócił do przenoszenia skrzyń. 
Malfoy zamrugał, zdezorientowany i w głębi zakłopotany, a następnie odwrócił się i bez pożegnania opuścił szklarnię. 
 
***
 
Zamknął gwałtownie drzwi i niemal desperacko sięgnął do swoich szat, których pozbył się jednym ruchem. Odpiął  jeansy, zanurzył w nich dłoń i wyciągnął na wierzch swojego członka, wypuszczając powietrze ze świstem na ten mały kontakt skóry ze skórą. Od razu poruszył po nim dłonią, nie bawiąc się w żadne subtelności. Przymknął oczy, przypominając sobie kości biodrowe Pottera, jego sutki, które tak bardzo lubił przygryzać, gardło, na którym uwielbiał zostawiać malinki... 
Wspomnienia ich pieprzących się w łóżku, przy ścianie, pod prysznicem mieszały się w jego głowie z obrazem Harry'ego ze szklarni i orgazm dopadł go w żenująco szybkim tempie, zostawiając go sapiącego, mokrego i zaczerwienionego. 
- Merlinie... - szepnął, patrząc na swoją brudną dłoń. To było tak żałośnie szybkie i mocne, że miał ochotę zapłakać. Czuł się tak, jakby z każdym kolejnym dniem był bliżej dna i tylko Harry mógł go złapać i nie pozwolić mu utonąć.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 3

Dziś szybko, bo nie mam czasu. Dziękuję za komentarze i pozdrawiam ;)

____________________________________________________________________________

- Kiedy zrozumiałeś, że coś zaczyna się dziać? 
- Chyba wtedy, gdy poczułem w sobie to specyficzne, drażniące uczucie.
 Nigdy wcześniej tego nie czułem.
- Jakie uczucie? 
- Posiadania. Zapragnąłem mieć go tylko dla siebie. 

Był w trakcie przerzucania gazet z ostatnich pięciu lat, gdy zobaczył TO zdjęcie. Zajmowało prawie całą pierwszą stronę Proroka Codziennego, a ogromny nagłówek nad nim informował: "Mugol partnerem Harry'ego Pottera". Draco w jednej chwili poczuł się tak, jakby został ugodzony zaklęciem paraliżującym. Przyglądał się uśmiechniętemu Potterowi, który obejmował w pasie wyraźnie zawstydzonego tą nagłą uwagą, chłopaka. Był wzrostu Gryfona i blondyn skrzywił się, gdy dostrzegł, jak bardzo był on przeciętny. Nie dorównywał mu w niczym. I był mugolem. A mimo to, Harry z nim był.
Spojrzał na datę wydania. Gazeta ukazała się dwa lata temu, a od tego czasu dużo mogło się zmienić. Pamiętał jednak, że Prorok pisał już coś o kochanku Pottera, a wątpił, aby ten z chęcią przedstawiał światu swoich nowych partnerów.
- Kurwa! - warknął, odrzucając gazetę na bok. Kiedy pojawił się w bibliotece w sobotni poranek, wiedząc, że żaden z uczniów nie zjawi się tu tak wcześnie, nie spodziewał się, że odkryje coś takiego. Chciał przeszukać wydania Proroka Codziennego z ostatnich pięciu lat, aby znaleźć oświadczenie Pottera o którym wspominał mu Lupin. I które prawdopodobnie istniało, patrząc na to, że jeszcze żaden z rodziców nie zakwestionował jego pracy w Hogwarcie.
Zerknął raz jeszcze na zdjęcie. Zwyczajność mugola aż biła po oczach i Ślizgon nie mógł uwierzyć, że Potter związał się z kimś takim. Ale przecież on taki był. Nie liczył się dla niego wygląd, czy odpowiednia prezencja, ale "wnętrze".
Prychnął cicho. Może był dupkiem i zrobił coś naprawdę okropnego, ale wiedział, że miał więcej do zaoferowania Potterowi, niż ten... ktoś.
Trochę przygnębiony swoim odkryciem, machnął różdżką i odesłał wszystkie egzemplarze na odpowiednie miejsce. Nie tego oczekiwał, przychodząc tutaj i z dławiącym poczuciem straty, opuścił pomieszczenie pachnące kurzem i starymi księgami.

***

Całą sobotę, jak i niedzielny poranek spędził w łóżku, pogrążając się w nieprzyjemnych myślach. Użalanie się nad sobą nie było czymś, co zazwyczaj robił, ale Draco uznał, że w pełni ma do tego prawo, znajdując się w tym samym miejscu co Potter, jednocześnie nie mogąc go mieć. Na początku chciał sięgnąć po whisky i zapomnieć o wszystkim, najlepiej w końcu pozbyć się tego sukinsyna ze swojej głowy, ale szybko porzucił ten pomysł, w pamięci mając czas, gdy nie było dnia, aby był trzeźwy.
Możliwe, że był żałosny, wciąż żyjąc swoim szczeniackim zauroczeniem, podczas gdy Harry poszedł dalej i znalazł sobie swojego fantastycznie przeciętnego, mugolskiego chłoptasia. Jednakże, bez względu na to, co by nie robił, nie potrafił zapomnieć. Czasem myślał, że odpowiednie zaklęcie rozwiązałoby sprawę, ale szybko docierało do niego, że pomimo braku wspomnień, nie pozbyłby się tej pustki w sercu, którą czuł przez ostatnie pięć lat.
Nie wiedział, która była godzina. Prawdopodobnie jakoś po południu, ale pewności nie miał. Zjadł właśnie późne śniadanie, które przyniósł mu jeden z hogwarckich skrzatów i rozmyślał nad tym, czy jest sens wstać z łóżka, gdy usłyszał pukanie. Zmarszczył brwi, postanawiając zignorować tego kogoś stojącego za drzwiami, ale dźwięk ponowił się. Westchnął, myśląc, że może to coś ważnego i wstał z łóżka, zakładając pierwsze z brzegu spodnie, które wisiały mu nisko na biodrach, czym w ogóle się nie przejął. Z dwudniowym zarostem, zmierzwionymi włosami i nagą klatką piersiową, nie wyglądał w tym momencie jak perfekcyjny Dracon Malfoy, do którego przyzwyczaił innych. Z nieprzyjemnym grymasem przemaszerował salon i otworzył drzwi, mając zamiar warknąć na osobę po drugiej stronie, ale gdy dostrzegł znajome, zielone oczy, poczuł jak całe powietrze ucieka z jego płuc.
- Potter - burknął, przybierając swoją codzienną maskę.
- Um... - Ten speszył się wyraźnie, zapewne zaskoczony widokiem półnagiego Ślizgona i Draco nie potrafił powstrzymać ironicznego uśmieszku, gdy wzrok Pottera prześlizgnął się po jego nagiej klatce piersiowej. Nie skomentował tego, choć coś przyjemnie ścisnęło go w środku na to spojrzenie.
- Chciałeś czegoś? - Uniósł jedną brew, patrząc na niego wyczekująco.
- Tak, ja... Przyniosłem whisky, o której ostatnio wspominałeś. - Wyciągnął zza pleców butelkę Ognistej i blondyn poczuł, jak jego usta wykrzywiają się w delikatnym uśmiechu.
- Merlinie, Potter... - Pokiwał głową. - Naprawdę nic się nie zmieniłeś. Wciąż jesteś idiotą.
Ten zmarszczył brwi, posyłając mu pełne wyrzutu spojrzenie.
- Malfoy... - mruknął, zaciskając usta w grymasie, na co Ślizgon roześmiał się cicho, chyba zaskakując ich obu. Dźwięk był przyjemny, dźwięczy i Draco nie pamiętał, kiedy ostatni raz brzmiał tak szczerze. Merlinie, powinien wziąć się w garść.
- Cóż... - chrząknął, odsuwając się i robiąc miejsce swojemu nieoczekiwanemu gościowi. - Wejdź.
Potter nie zawahał się, pewnym krokiem wchodząc do środka, jakby tylko czekał na zaproszenie i coś znów przyjemnie ścisnęło drugiego chłopaka w środku, gdy zamykał drzwi.
- Napijesz się ze mną? - zapytał, przerywając krępującą ciszę, która nastała zaraz po zatrzaśnięciu drzwi.
- Ognistą? - Rozejrzał się, dostrzegając w końcu barek, na którym postawił butelkę. - Nie jest zbyt wcześnie?
- Może być też wino. - Wzruszył ramionami. - Przywiozłem kilka z Francji.
- Mhm - mruknął, siadając na kanapie. Zdawałoby się, że jest zrelaksowany, ale Draco znał go lepiej niż ktokolwiek i wiedział, że tak nie było. Mógł dostrzec spięcie jego ramion i kciuk prawej dłoni, który nerwowo pocierał lewy nadgarstek. - Chyba wolałbym gorącą czekoladę.
Malfoy skrzywił się teatralnie, wywracając oczyma.
- Znów to samo - jęknął dramatycznie. - Twój fatalny gust też się nie zmienił.
Harry wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie masz rację. - Uśmiechnął się delikatnie, mrużąc oczy.
- Cóż, na swoje szczęście nie posiadam tego tandetnego napoju, jakim jest gorąca czekolada, więc będziemy musieli poprosić jakiegoś skrzata o pomoc.
- W porządku. - Gryfon posłał mu kolejny uśmiech, który sprawił, że jego żołądek wariował. - Zgredku!
Głośne pyknięcie oznajmiło przybycie skrzata domowego, które zerknął najpierw na Pottera, piszcząc: "Harry Potter, sir!", a później odwrócił się do niego i jego duże, błyszczące oczy rozwarły się szerzej.
Draco odwrócił wzrok. Ominął kanapę, nie patrząc na Gryfona, który zamawiał swój ulubiony napój i zbliżył się do barku, otwierając szklane drzwiczki. Wyciągnął z wnętrza czerwone wino i jeden, duży kieliszek, który szybko napełnił. Butelkę zostawił na barku, a następnie odwrócił się, spoglądając na Pottera, który trzymał już kubek z pachnącą czekoladą. Cóż, Zgredek zawsze był szybki.
Uniósł swój kieliszek, kiwając głową w stronę Gryfona, który obserwował go, zagryzając swoją pełną, dolną wargę.
- Nie zamierzasz się ubrać? - mruknął, a Draco mógł dostrzec jego delikatne zmieszanie. Schował uśmieszek w kieliszku wina.
- Jeśli ci to przeszkadza... - Wywrócił oczami, odstawiając kieliszek na barek i kierując się w stronę sypialni. - Zaraz wracam.
Gdy znalazł się w drugim pomieszczeniu, odetchnął drżąco, czując kołatanie swojego serca. Potter wydawał się taki chętny do kontaktu z nim i to nie było normalne. Nie po tym wszystkim. Już sam nie wiedział, na czym stoją. Czy Harry chce się z nim zaprzyjaźnić? A może odpłacić mu tym samym?
"Nie" - pokręcił głową, myśląc - "Harry nie zrobiłby czegoś takiego."
Wziął pierwszą koszulę z brzegu i zarzucił ją na siebie, nie kwapiąc się zapięciem jej. Z ironicznym uśmieszkiem opuścił sypialnię i przemaszerował salon, podchodząc do barku po kieliszek i czując na sobie wypalające spojrzenie zielonych oczu.
- Coś nie tak? - zapytał, zajmując jeden z dwóch foteli znajdujących się koło kanapy. Zarzucił nogę na nogę, opierając nóżkę kieliszka na swoim kolanie. Połacie alabastrowej skóry wyłoniły się spod rozpiętej koszuli i Draco nie mógł nie przyznać, że bawi się doskonale, widząc zmieszanie Pottera.
- Um... - Brunet zagryzł wargę, spuszczając wzrok na kubek, który trzymał w dłoniach. - Nie, w porządku.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Blondyn obserwował jak jabłko Adama porusza się, gdy Harry przełyka, jak jego czarne włosy tworzą czysty nieład na głowie, jak jego język raz po raz śmiga po czerwonych wargach, zlizując resztki czekolady.
Poprawił się na fotelu, czując lekki dyskomfort i odchrząknął.
- Więc Potter... Mugol, ta? - Uniósł jedną brew, uśmiechając się drwiąco.
I zrobił to dokładnie w tej samej chwili, w której Harry uniósł kubek, biorąc kolejny łyk gorącego napoju.
Potter zakrztusił się spektakularnie, bezradnie charcząc i wymachując prawą dłonią. Łzy pociekły mu po brzoskwiniowych policzkach i już miał wstać, żeby mu pomóc, ale właśnie wtedy brunet uspokoił się. Wziął kilka głębokich oddechów i otarł swoje mokre policzki, patrząc na niego załzawionym wzrokiem.
- S-skąd wiesz? - wycharczał, krzywiąc się przy tym.
- Oddychaj, Potter. - Pokręcił głową z politowaniem. - A co do twojego Mugola... Gdzieś słyszałem. - Wzruszył ramionami.
- Och.
Wykrzywił wargi i upił trochę wina.
- Ta.
- To... nie jest do końca tak. - Gryfon podrapał się po głowie, patrząc na niego ze swego rodzaju zakłopotaniem, powoli pojawiającym się na jego twarzy.
Serce Ślizgona zatłukło boleśnie w piersi.
- Co masz na myśli?
- Ja i Mark... Nie spotykamy się. Nie tak na serio.
- Och. - Schował uśmieszek w kieliszku wina.
- Um... - Potter wyglądał boleśnie znajomo. Zakłopotany, z rumianymi policzkami i nogami, które nie wiedząc kiedy, podciągnął pod siebie, kuląc się na kanapie jak kociak. - Mark to kumpel mój i Alice. Od pewnego czasu wszyscy na mnie naciskali, pytając, czy mam kogoś, a do tego jeszcze te listy z propozycjami... - Spuścił wzrok, a Draco poczuł jak jego szczęki zaciskają się. - I Alice wpadła na pomysł, żeby Mark udawał mojego kochanka. - Wzruszył na koniec ramionami, zagryzając dolną wargę. Pomimo tego, że miał dwadzieścia jeden lat, wciąż zachowywał się jak ten zawstydzony nastolatek, którego pamiętał Draco.
- Chcesz mi powiedzieć Potter, że zdradziłeś sekret Czarodziejskiego Świata tylko dlatego, żeby jakiś mugol udawał twojego kochanka?
- E... Może?
Draco nie potrafił powstrzymać parsknięcia.
- Merlinie, jesteś większym idiotą niż myślałem.
- Malfoy! - Gryfon prychnął, ale uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zabłysły.
Czy ten dzień mógł być piękniejszy?

***

W poniedziałkowy poranek Draco Malfoy przemierzał korytarze Hogwartu, kierując się na swoją pierwszą lekcję z siódmą klasą. Po wczorajszym dniu, kiedy to przesiedział z Potterem dobre kilka godzin, rozmawiając na przeróżne tematy i opowiadając mu anegdoty ze swojego życia we Francji (było ich niewiele, ale jakieś tam się zdarzyły), nie potrafił powstrzymać szczęścia, które wypełniało go od środka. Wczoraj czuł się tak, jakby pomiędzy nimi nic się nie zmieniło i w jego sercu znów zaczęła kiełkować nadzieja, że może jednak... może wciąż ma jakieś szanse, by wszystko naprawić. Dowiedział się już, że Potter nie spotyka się z nikim, a już na pewno nie ze Snapem (wciąż pamiętał jego dźwięczny śmiech, gdy mu o tym powiedział). To napawało go swego rodzaju determinacją, która sprawiała, że rozmyślał nad tym, jakby to było uwieść Harry'ego, a później już nigdy go nie puścić.
- Dzień dobry. - Przywitał się ze wszystkimi, lustrując całą klasę swoim chłodnym spojrzeniem. Otworzył salę i wszedł pierwszy do środka.
To był moment. W jednej chwili poczuł jak lodowata fala uderza w niego, mocząc jego idealnie ułożone włosy, czarno-zieloną szatę i teczkę, którą trzymał w lewej dłoni.
Tego się nie spodziewał.
Nie sądził, by byli do tego zdolni.
I wiedział już, że wszyscy tego pożałują.
Zerknął w górę, dostrzegając czerwone wiadro, które lewitowało pod sufitem, a później powoli odwrócił się w stronę uczniów, którzy zamarli, patrząc na niego szeroko rozwartymi oczyma.
Draco dokładnie wiedział, kto to zrobił. Dostrzegł jego ciemną czuprynę pomiędzy innymi Ślizgonami, którzy wyraźnie nie wiedzieli jak się zachować.
- Do klasy! Już! - Warknął, wyciągając różdżkę i rozpoczynając monotonny proces suszenia swoich szat. Z jego świetnego nastroju nie pozostało już nic.
Zatrzasnął drzwi, przemaszerował salę, podchodząc do swojego biurka i odwrócił się, nie przerywając zaklęcia.
- Jeśli myślicie, że nie wiem, kto to zrobił... - syknął, a jego szare oczy cięły niczym lodowe ostrza. - Panno Hastings, proszę mi powiedzieć ile punktów dotychczas udało się zdobyć Slytherinowi? - Wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu. Oczywiście znał odpowiedź, ale chciał to usłyszeć od nich.
- Trzydzieści pięć, panie profesorze.
Szare oczy zabłysły.
- Panie Perkins... - Spojrzał na czarnowłosego Ślizgona, który patrzył na niego ze swego rodzaju wyzwaniem. - Przez pana szczeniackie zachowanie, pana dom traci trzydzieści pięć punktów i będzie je tracił na każdej lekcji przez cały semestr. - Z przyjemnością obserwował, jak brązowe oczy chłopaka wypełniają się wściekłością.
- Tak nie wolno! - warknął.
- Oczywiście, że wolno, panie Perkins. Niech pan się cieszy, że jeszcze nie wyrzuciłem pana z zajęć. - Uśmiechnął się ironicznie i odwrócił w stronę tablicy. Był już suchy, ale jego włosy pozostały w nieładzie, co niezmiernie go irytowało. - W takim razie przejdźmy do lekcji. Na ostatnich...
- Śmierciożerca!
Draco zastygł, przez chwilę tracąc oddech, a następnie odwrócił się powoli, a jego puste spojrzenie zatrzymało się na siedemnastoletnim Ślizgonie.
- Co powiedziałeś? - syknął.
- Powiedziałem, że jesteś Śmierciożercą!
Przez chwilę panowała cisza. Nikt z klasy nie śmiał się odezwać. Wszyscy z przerażeniem obserwowali rozwój wydarzeń.
Twarz blondyna ściągnęła się w gniewie, którego nie czuł już od bardzo dawna. Przymknął na chwilę oczy, a pod powiekami od razu pojawiły się znajome obrazy. Twarz ściągnięta w bólu, krew na posadzce, zdrada widoczna w zielonych oczach...
Uniósł powieki, a nienawiść widoczna w szarych oczach sprawiła, że cień strachu przemknął przez twarz nastolatka. Draco zbliżył się do jego ławki i oparł dłonie na blacie, pochylając się w jego stronę.
- Na twoim miejscu bym uważał, Perkins - powiedział cicho. - Nierozsądnie jest obrażać Śmierciożercę.
- G-grozi mi pan?
- Ja tylko ostrzegam. - Odsunął się, wygładzając swoją szatę. - A teraz wyjdź.
- C-co?
- Wyjdź. Twoje miejsce zajmie osoba, która naprawdę doceni te zajęcia.
- Ale...
- Nie słyszałeś? - Uniósł jedną brew, przybierając swoją neutralną maskę, choć gniew buzował pod jego skórą, domagając się rozszarpania tego gówniarza. Z pozornym spokojem przyglądał się, jak chłopak pakuje swoje rzeczy i opuszcza klasę.
Nikt nie śmiał się odezwać.
- Na ostatnich zajęciach...

***

Gdy zasiadał na swoim miejscu w Wielkiej Sali, przy stole panowała cisza. Nikt nic nie mówił, a Draco raz po raz wyczuwał na sobie palące spojrzenia innych profesorów. Postanowił to jednak zignorować, starając się skupić na swoim posiłku.
- Draco...
- Zamknij się, Potter! - warknął, posyłając mu miażdżące spojrzenie. Nie dostrzegł jednak zmieszania, czy wyrzutu na jego twarzy, a jedynie troskę, która biła z tych przeklętych zielonych oczu i Draco musiał odwrócić wzrok, żeby nie zrobić czegoś głupiego.
"On się o mnie martwi" - pomyślał, znów czując to nieznośne ciepło zalewające jego pierś.
Boczne drzwi skrzypnęły, a do środka weszła dyrektor Hogwartu, przyciągając uwagę całej kadry pedagogicznej.
- Draco, mogę prosić cię na chwilę?
Ślizgon skrzywił się, ale skinął głową i opuścił Wielką Salę, odprowadzony spojrzeniami swoich kolegów z pracy. Przypuszczał, że nie będzie to miła rozmowa i oczywiście nie pomylił się.
- Grozić uczniom?! Czyś ty oszalał?!
To były pierwsze słowa jakie usłyszał, gdy zajął krzesło przed biurkiem McGonagall w jej gabinecie.
- Jednego ucznia - sprecyzował, zakładając nogę na nogę.
Kobieta zgromiła go wzrokiem.
- Draco, nie możesz mówić uczniom takich rzeczy! Masz prawo do dawania szlabanów i odbierania punktów, a nie grożenia klątwami, na Merlina!
- Ten gówniarz nazwał mnie Śmierciożercą - mruknął. - Poza tym nie przypominam sobie, bym groził mu jakąkolwiek klątwą.
- Powinieneś zachować większy dystans. - Westchnęła, a jej twarz rozluźniła się. - Nie chcę więcej takich incydentów. Pan Perkins otrzymał już szlaban za swoje zachowanie. Z Filchem.
- Oczywiście, pani dyrektor. - Blondyn uśmiechnął się ironicznie. - Czy to wszystko?
- Tak. - Zacisnęła usta.
Naciskał już klamkę, gdy usłyszał głos dyrektorki:
- Draco?
- Tak? - Odwrócił się.
- Pan Perkins wróci na twoje zajęcia.
- Oczywiście - syknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.

***

Powietrze było lodowate, przepełnione mroczną aurą tortur i śmierci. Jego buty odbijały się od kamiennej posadzki, wywołując echo w przenikliwej ciszy, gdy biegł, dostrzegając przed sobą cel, ale nie mogąc do niego dotrzeć. Widział zielony płomień pędzący w jego stronę. Chciał krzyczeć, chciał uciekać, ale nie był w stanie niczego zrobić. Nagle pojawiła się przed nim znajoma postać, a płomień ugodził prosto w jej pierś. Draco mógł dostrzec jej rozszerzone, zielone oczy, zanim upadła na kamienną posadzkę, którą zalała gęsta krew.
- Harry! - krzyknął, a jego głos rozniósł się echem po sali. - Nie! Proszę, Harry!
W końcu dotarł do martwego ciała i padł przy nim na kolana. Harry leżał na brzuchu, z rozrzuconymi członkami i posklejanymi krwią, włosami.
- Nie! - Zapłakał, łapiąc jego ramiona i odwracając go na plecy, ale wtedy twarz trupa zmieniła się, a on spojrzał prosto w znajome, szare tęczówki, które były teraz puste.

Z krzykiem poderwał się z łóżka, czując jak pot spływa mu po plecach. Oddychał spazmatycznie, wciąż mając przed oczami obrazy ze snu.
- Kurwa! - zaklął, opadając na poduszki. - Kurwa.

sobota, 5 grudnia 2015

Liebster Blog Award V

Kochani, to już kolejny raz, gdy zostałam nominowana. To było przyjemne zaskoczenie po tym cholernie ciężkim tygodniu. Zanim zrobię wszystko zgodnie z zasadami, mam krótką informację. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się nowy rozdział. Jestem tak zabiegana, że nie mam czasu kompletnie na nic, a rozdziału trzeciego nawet nie zaczęłam pisać. Niestety, będziecie musieli jeszcze poczekać :/

Nominowała mnie: Kira

Pytania, które dostałam: 
1. Co najbardziej lubisz robić w wolnym czasie? 
To zależy od pogody, tak naprawdę. Gdy jest ciepło i mam czas, to uwielbiam grać w siatkówkę, jeździć na rowerze, chodzić na spacery. A gdy jest zimno, uwielbiam pisać i czytać książki. 
2. Jaka jest Twoja ulubiona książka i dlaczego? 
Mam bzika na punkcie HP, więc jest to 'Zakon Feniksa'. Wszystko w tej części jest idealne - zaczynając od sprawy z Umbridge, przez wspomnienia Severusa, na Syriuszu kończąc ;)
3. Czy jakieś wydarzenie w przeszłości miało szczególny wpływ na Twoje teraźniejsze życie? 
Nie, raczej nie. 
4. Podasz cytat z ulubionej piosenki? 
"I'm so lonely and 
That's ok, I shaved my head"
5. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot? 
W-f ;)
6. Jaki kraj podoba Ci się na tyle, że masz ochotę tam zamieszkać? 
Hiszpania. Jest piękna i zawsze marzyłam, żeby tam zamieszkać. 
7. Sądzisz, że wszyscy powinni pisać blogi? 
Raczej nie, bo to też zależy od tego, co znalazłoby się na tych blogach. Ludzie są różni i z czasem mogliby zacząć wykorzystywać to do złych celów. 
8. Dlaczego blogujesz?
Bo sprawia mi to przyjemność i w jakiś sposób chcę podzielić się z ludźmi swoimi bazgrołami, pomimo tego, że bardzo się wstydzę. 
9. Kto jest Twoim ulubionym piosenkarzem/zespołem? 
Nirvana <3
10. Jakie filmy podobają Ci się najbardziej? 
Dramaty. 
11. Opisz siebie jednym słowem. 
Zła. 

Cóż, to jest ten moment, w którym powinnam nominować innych, ale nie czytam zbyt wiele blogów, soł.. Moje nominacje: 

Moje pytania: 
1. Jak długo piszesz? 
2. Jaką książkę ostatnio czytałaś? 
3. Uprawiasz jakiś sport? 
4. Jaki jest Twój ulubiony zespół? 
5. Czym zajmujesz się w wolnej chwili?
6. Jakie jest Twoje największe marzenie? 
7. Co jest Twoją największą wadą? 
8. O czym ostatnio śniłaś? 
9. Masz jakiś ulubiony cytat?
10. O czym było Twoje pierwsze opowiadanie? 
11. Opisz siebie trzema słowami. 

sobota, 28 listopada 2015

To już dwa lata!

Kochani, ze wstydem muszę przyznać, że miałam tak dużo na głowie, iż zapomniałam o kolejnej rocznicy swojego bloga ;c  Pomimo tego, postanowiłam dodać tę notkę, nawet jeśli robię to znacznie po czasie.
20.11., dokładnie dwa lata temu założyłam tego bloga. Od tego czasu pojawiło się na nim: 35 rozdziałów (cz. I) i 2 rozdziały (cz.II) + dwa bonusy. Wyświetliliście go 107 151 razy, a napisaliście na nim 361 komentarzy.
Chciałabym Wam bardzo podziękować za te dwa lata. Tego bloga nie byłoby, gdyby nie Wy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że chcecie czytać moje wypociny, a każdy wasz komentarz sprawia mi ogromną radość :D Dziękuję wszystkim czytelnikom - tym co komentują i tym, którzy nie pozostawiają po sobie śladu. Uwielbiam Was!
Z pozdrowieniami,
rehab-e

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 2

Nie wiem, jak to zrobiłam, ale jakoś udało mi się napisać ten rozdział, choć na początku szło bardzo opornie xD
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i kliknięcia! Jesteście niesamowici! I tutaj też pojawią się specjalne podziękowania... Muszę przyznać, że osobą, która zmotywowała mnie do wzięcia się za pisanie tego rozdziału była jedna z adminek Drarry Poland. Malfoy, bardzo Ci dziękuję <3 
Jest jeszcze jedna ważna sprawa. To już ponad 100 000 wejść! 
Z pozdrowieniami, rehab-e ;) 

P.s. Rozdział niebetowany, więc możliwe, że coś mi umknęło. 

______________________________________________________________________________

- Cisza! 
Spojrzał na swoją pierwszą grupę. Był to siódmy rocznik, na który składało się kilku uczniów ze Slytherinu, kilku z Ravenclaw i dwóch Gryfonów. Nie było żadnego Puchona, co akurat go nie zaskoczyło. 
Obrzucił wszystkich zimnym spojrzeniem. Nie był w najlepszym nastroju. Prawie nie spał tej nocy, świadom obecności Harry'ego w zamku. W jego głowie wciąż odtwarzały się wydarzenia z uczty, które wypalały dziurę w jego umyśle i sercu. Myślał, że te ostatnie pięć lat życia z dala od bruneta były męką, ale życie przy nim, ale nie z nim mogło się okazać o wiele gorsze. W szczególności, że po wczorajszych wydarzeniach Draco przypuszczał, że Potter i Snape są kochankami. 
- Na moich lekcjach oczekuję dyscypliny. Numerologia to niezwykła nauka i wszyscy, którzy wybrali ten przedmiot przypadkowo, od razu mogą opuścić tę salę. - Zmrużył oczy, uśmiechając się nieprzyjemnie. - Bez względu na to, co słyszeliście na mój temat, nie będę nikomu pobłażał. - Jego wzrok zatrzymał się na czarnowłosym chłopaku ze Slytherinu, na którego twarzy dostrzegł wcześniej cwaniacki uśmieszek. Jakoś nie spodobał mu się ten dzieciak. Czuł, że mogą być z nim problemy. - Rozumiemy się? 
Cichy pomruk rozniósł się po sali. 
Draco uniósł jedną brew. 
- Zadałem pytanie! - warknął. 
- Tak, panie profesorze. 
- Świetnie. - Na jego twarzy pojawił się uśmiech pełen satysfakcji. - To teraz przejdźmy do sprawdzenia waszej wiedzy z ubiegłych lat. Ze względu na to, że to wasz ostatni rok, przygotowałem dla was krótki teścik. - Machnął różdzką, a na każdej ławce pojawił się jeden egzemplarz. - Macie czas do końca zajęć. Powodzenia. 

***

Gdy w porze obiadowej pojawił się w Wielkiej Sali, większość nauczycieli już była na swoich miejscach. W tym gronie był również Harry i, jak z przykrością zauważył Draco, Snape. Siedzieli obok siebie, rozmawiając o czymś przyciszonym głosem. Ślizgon poczuł gulę w gardle i dotarło do niego, że chyba nic już nie przełknie. Pomimo tego zajął wolne miejsce, które znów znajdowało się koło Pottera i miało chyba pozostać jego stałym miejscem, co blondyn przyjął jako kolejny czynnik prowadzący do jego załamania. 
- Dzień dobry. - Przywitał się ze wszystkimi, ponieważ nie był na śniadaniu i większość profesorów mignęła mu tylko gdzieś na korytarzu. 
- I oto jest nasz nowy Postrach Hogwartu! - Potter zaklaskał demonstracyjnie, szczerząc swoje białe zęby w głupkowatym uśmiechu. Reszta grona zawtórowała mu, śmiejąc się cicho. Oczywiście poza Snapem, który taktownie nie skomentował zachowania swoich kolegów i koleżanek. To byłoby poniżej jego godności. 
Blondyn uniósł jedną brew, ze spokojem spoglądając na takie zachowanie starszych od niego profesorów. 
- Wiesz coś, czego ja nie wiem? - Zwrócił się bezpośrednio do bruneta, w myślach podziwiając jego świeżo ogoloną twarz. 
"Jesteś taki żałosny, Malfoy" - pomyślał, utrzymując neutralny wyraz twarzy. 
- Jak zawsze, Malfoy! - Zaśmiał się, odwracając się bardziej w jego stronę. 
- Sugerujesz, że jesteś ode mnie mądrzejszy? - Jego wargi wygięły się w ironicznym uśmieszku. - Doprawdy, Potter... - Pokręcił głową. - Oszukiwanie samego siebie jest takie niezdrowe... 
- Och, daj spokój Malfoy! - Wychylił się, nagle znajdując się bliżej, niż Draco by się tego spodziewał. - Po prostu to przyznaj. Nie jesteś nawet w połowie tak przystojny i inteligentny jak ja! - Machnął teatralnie ręką i zamrugał przesadnie oczyma. 
Ślizgon miał ochotę parsknąć śmiechem, ale powstrzymał się i prychnął jedynie, odsuwając się na bezpieczniejszą odległość. 
- Żyj dalej w swoich marzeniach, Potter... - Uniósł jeden kącik ust. - Inteligentny... Ta, w szczególności z tym głupkowatym uśmiechem... - Posłał mu kpiące, pełne wyższości spojrzenie. Nie zamierzał wspominać, jak bardzo lubił jego uśmiech. - Lepiej skup się na jedzeniu, kociaku. 
Zamarł dokładnie w tej samej chwili, w której wypowiedział te słowa. Zresztą, nie tylko on. Potter też wyglądał na zaskoczonego, a uśmiech od razu spłynął z jego twarzy. 
Draco zaklął w myślach, czując jak coś ciężkiego po raz kolejny przygniata jego żołądek. 
- Przepraszam - wykrztusił. Czuł na sobie spojrzenia całego grona pedagogicznego i dopiero teraz uświadomił sobie, że wszyscy przysłuchiwali się ich krótkiej wymianie zdań. Gdyby nie był Malfoyem, zapewne spłonąłby rumieńcem, ale na szczęście nim był, więc do końca obiadu już się nie odzywał, zachowując swoją kamienną maskę. 

***

Wściekle krążył po swoich komnatach, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Dym papierosowy unosił się w powietrzu, gdy wypalał kolejnego papierosa. Już nawet przestał je liczyć. Nałóg ten dopadł go jeszcze we Francji i teraz, gdy był zdenerwowany, nie potrafił się powstrzymać. 
Lekcja popołudniowa, którą miał z czwartym rocznikiem była znacznie gorsza od poprzednich. Nie potrafił ukryć swojej wściekłości i wyżył się na uczniach, którzy po dzwonku uciekli w popłochu, przerażeni nowym nauczycielem. Z pewnością nie tego się spodziewali. 
Draco wiedział, że nie powinien się na nich wyżywać. Powinien być ostry, wprowadzić zasady, których będą musieli przestrzegać, ale nie powinien wyładowywać na nich swojej złości. Złości na samego siebie, bo było tak dobrze, a on znów wszystko spieprzył. 
Harry zdawał się mu wybaczyć. Rozmawiał z nim, uśmiechał się do niego i zachowywał zupełnie tak, jakby nigdy nic się pomiędzy nimi nie wydarzyło. Malfoy nie mógł być szczęśliwszy, bo spodziewał się, że ich wspólna praca może być co najmniej niezręczna. 
A dzisiejszy obiad... Przez chwilę miał wrażenie, jakby nic się nie zmieniło; jakby tych pięciu lat rozłąki nigdy nie było. Wiedział, że ich krótka wymiana zdań, te spojrzenia i uśmiechy (przynajmniej z jego strony, za co był na siebie wściekły) mogły dla osób postronnych wyglądać jak flirt. On sam czuł to specyficzne ukłucie w środku i dosłownie przez ten krótki moment, znów czuł się wolny. A później zwrócił się do Harry'ego jak za dawnych lat i twarz bruneta stała się niedostępna. Rozczarowanie rozlało się po nim falami, wypełniając każdą cząsteczkę jego ciała. 
- Kurwa! - zaklął, gasząc papierosa w kryształowej popielniczce. Oparł się dłońmi o blat biurka i pochylił głowę, wzdychając ciężko. Wiedział, że już nigdy nie będzie mu dane zbliżyć się do Harry'ego w ten intymny sposób. Nigdy już nie poczuje dotyku jego warg, nie będzie wdychał zapachu jego skóry... Ale jeśli mógł dostać chociaż ułamek tego wszystkiego, jeśli mógł znajdować się blisko niego i codziennie otrzymywać od niego te promienne uśmiechy... Nie mógł tego zniszczyć. Jeśli Harry Potter mógł dać mu tylko przyjaźń, Draco chciał ją dostać. 

***

Długo zastanawiał się, czy pojawienie się na śniadaniu jest dobrym pomysłem. W nocy rozmyślał o wszystkim i doszedł do wniosku, że powinien zachować wskazany dystans. Musiał pozwolić wszystkiemu toczyć się własnym rytmem i zaczekać na rozwój wydarzeń. Nie mógł na siłę chcieć zbliżyć się do Gryfona, a już na pewno nie powinna mieć miejsca taka sytuacja jak wczoraj. Musiał się opanować, do cholery! I przestać nazywać Harry'ego w myślach swoim kociakiem... 
W końcu postanowił nie opuszczać kolejnego śniadania i wszedł bocznymi drzwiami do Wielkiej Sali, od razu odnotowując brak Pottera przy stole. Mógł tylko się domyślać, że jego nieobecność nie była przypadkowa i zdusił w sobie niepokój, zajmując swoje miejsce obok Hermiony. Przywitał się ze wszystkimi i nalał sobie gorącej herbaty, czując jak żołądek przypomina o sobie nieprzyjemnym burczeniem. Od wczorajszego śniadania, które zjadł w swoich komnatach, nie miał nic w ustach. Po zastanowieniu nałożył sobie trochę jajek i wziął dwa ciepłe tosty.
- Czytałeś? - Granger wskazała na gazetę, która leżała pomiędzy nimi. 
- Nie czytam Proroka. - Skrzywił się, w pamięci mając artykuły sprzed pięciu lat. Wiedział, że gazeta była wtedy w posiadaniu Czarnego Pana, ale i tak nie mógł zapomnieć tych wszystkich obraźliwych tekstów, które uderzały w Pottera. 
- Masz rację. - Westchnęła. - Mam wrażenie, że Prorok na siłę szuka tematów. 
- Znowu napisali o Harrym? - Zapytał, tak naprawdę średnio zainteresowany odpowiedzią. Nie było nic zaskakującego w tym, że pisali o Potterze. Minęło pięć lat od zakończenia wojny, ale najwidoczniej jego sława wciąż była żywa. 
- I o tobie. 
- Mogłem się tego spodziewać. - Prychnął. - Co takiego napisali o słynnym Śmierciożercy? - Wykrzywił wargi w kpiącym uśmiechu. 
- Malfoy! - syknęła, posyłając mu ostre spojrzenie, które w dziwny sposób przypominało mu słynne spojrzenie McGonagall. Omal nie parsknął śmiechem na to skojarzenie. 
- Więc? - Uniósł brew, patrząc na nią wyczekująco. 
- Nie musisz się martwić. Skupili się na innym aspekcie twojego powrotu. 
- Czyli? 
- Cóż, zastanawiają się, czy to przypadek, że w tym samym roku obaj objęliście stanowiska nauczycieli w Hogwarcie. - Uśmiechnęła się. 
"To nie jest przypadek" - pomyślał, zerkając na Lupina. 
- Idioci. - Prychnął. 
Hermiona chciała coś powiedzieć, ale w tym samym momencie do sali wszedł wzburzony Longbottom. 
- Harry nie przyjdzie. - Zakomunikował, ciężko siadając na swoim krześle. - Jest właśnie w trakcie demolowania swoich komnat. 
Draco uniósł brwi. 
- Coś się stało? - zapytał spokojnie. 
- To wszystko przez ten artykuł. Harry nienawidzi, gdy mieszają się do jego życia prywatnego. - Ślizgon spojrzał na niego z niezrozumieniem. - Nie czytałeś? Sugerują, że Harry nie poinformował swojego partnera, że będzie z tobą pracował, żeby móc w spokoju z tobą romansować. 
Myśli Ślizgona zatrzymały sie przy słowach "partner" i "Harry", ale zaraz pognały do przodu, gdy usłyszał dalszą część wypowiedzi Gryfona. 
- Właśnie miałam ci powiedzieć. - Granger posłała mu współczujące spojrzenie. 
- I Potter naprawdę aż tak się tym przejmuje? - Uśmiechnął się kpiąco, w głowie raz jeszcze przetwarzając wszystkie informacje. Gryfon był z kimś w związku. To nie zaskoczyło Ślizgona, bo od początku przypuszczał, że jego i Snape'a coś łączy. Bardziej zaskoczył go fakt, iż według Proroka, Harry miał nie powiedzieć swojemu kochankowi, że będzie z nim pracował. W takim przypadku to wszystko nie miało sensu, bo Snape pracował z nimi. Czyżby jednak jego i Gryfona nic nie łączyło? W takim razie kto był tym sekretnym partnerem Pottera? 
- Pójdę do niego. - Lupin skinął im głową, chcąc wstać, ale zatrzymał go zimny głos Mistrza Eliksirów, który właśnie przeglądał gazetę. 
- Siadaj. On potrzebuje chwili samotności, a nie użerania się z zapchlonym wilkołakiem. 
- Ja też jestem jego przyjacielem, Severusie. - Mimo swoich słów, pozostał na swoim miejscu. 
- Doprawdy? - Jedna brew mężczyzny powędrowała w górę. - Przypominasz mi o tym za każdym razem, Lupin. 
- Wybaczcie. - Draco wstał nagle od stołu, wykrzywiając wargi w wymuszonym grymasie. - Pójdę się przygotować. 
Opuścił pospiesznie pomieszczenie, kierując się w przeciwną stronę, niż jego komnaty. Musiał coś zrobić. 

***

Nie sądził, że jego poranny plan odnośnie trzymania dystansu, tak szybko ulegnie zmianie. Stał właśnie przed drzwiami od komnat Pottera i zastanawiał się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. W końcu zdecydował się i zapukał. Nie usłyszał odpowiedzi, więc ponowił czynność, ale gdy ta też nie spotkała się z żadną reakcją, zamiast wycofać się i iść do siebie, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Tylko refleks szukającego uchronił go przed rozbiciem głowy o karafkę, która uderzyła o drzwi i rozprysła się na drobne kawałki. 
- Chcesz mnie zabić, Potter?! - syknął, czując jak serce przyspieszyło mu dwukrotnie. 
- Malfoy? - Brunet wyglądał na zaskoczonego. - Co ty tutaj robisz?
- Też się nad tym zastanawiam - burknął, rozglądając się po zniszczonym wnętrzu. - Dobrze się bawisz? 
- Coś ci nie pasuje? - Potter najeżył się jak kot i Draco po raz kolejny nie mógł powstrzymać emocji, które nim zawładnęły. - Chyba trzeba tu posprzątać... - mruknął jedynie i wyciągnął różdżkę. Agresywna postawa bruneta nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. 
- Przyszedłeś, żeby pomóc mi w sprzątaniu? - Harry parsknął, również wyciągając różdżkę i zabierając się za układanie i naprawianie zniszczonych rzeczy. Zdawał się trochę spokojniejszy, niż jeszcze przed chwilą i Draco chciał wierzyć, że to jego obecność tak na niego zadziałała. 
- Już nie chcesz niczego niszczyć? - Uśmiechnął się kpiąco, naprawiając karafkę, która minęła jego głowę o kilka centymetrów. 
- Nie - burknął. - Czego chcesz? 
- Co się z tobą dzieje, Potter? 
- W sensie? - Odwrócił wzrok. 
- To wszystko... - Machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. - Aż tak zdenerwował cię ten artykuł? 
Brunet wzruszył ramionami i usiadł ciężko na kanapie. Ślizgona zaskoczyło to, jak bardzo zdawał się być zrelaksowany i spokojny przy nim. Jakby nic się nie wydarzyło... 
- Nie wiem - szepnął. - Po prostu czasami mam już dość, wiesz? Zawsze wszyscy muszą wiedzieć o wszystkim co robię. Co ich obchodzi z kim chodzę do łóżka, do cholery?!
Draco skrzywił się, ale Potter nie mógł tego dostrzec, bo wpatrywał się w swoje dłonie ułożone na kolanach. Myśl o zielonookim w łóżku z kimś innym doprowadzała go do szału. 
- Potter... - Pokręcił głową. - Zawsze wiedziałem, że jesteś idiotą. Powinieneś im pokazać, że masz gdzieś, co o tobie piszą, a nie demolować komnaty i izolować się od przyjaciół. 
Gryfon westchnął i uniósł głowę, patrząc na niego przenikliwie. 
- Dlaczego tu przyszedłeś? 
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Pomyślałem, że pomogę ci posprzątać. - Uśmiechnął się krzywo. 
Harry roześmiał i potarł swój jednodniowy zarost. 
- Pomogłeś - mruknął. 
- Świetnie - burknął. - W takim razie racz ruszyć swój gryfoński tyłek na obiad, bo Lupin i Snape pozagryzają się tam bez ciebie. - Schował różdżkę. - I pragnę cię poinformować Potter, że za narażanie mojego cennego życia i sprawienie, że spóźniłem się na lekcje, stawiasz mi Ognistą. 
- Ależ oczywiście, Wasza Książęca Mość. - Potter skinął teatralnie głową, na co Draco posłał mu swoje wyniosłe spojrzenie. 
- Jednak jesteś w stanie czegoś się nauczyć - mruknął, wygładzając swoje szaty. Nie miał czasu na przebranie. - Widzimy się na obiedzie, Potter. - Otworzył drzwi. 
- Tak... Na razie. 
Malfoy zamknął za sobą drzwi i wypuścił ze świstem powietrze. Serce waliło mu jak oszalałe i miał wrażenie, że zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej. Właśnie przed chwilą rozmawiał z Potterem w jego komnatach. I byli sami. 
"Uspokój się, idioto" - burknął do siebie w myślach i ruszył szybko korytarzem, podążając w stronę swojej klasy. Był już mocno spóźniony, ale... jakoś nie potrafił poczuć irytacji z tego powodu. Był zadowolony.

poniedziałek, 26 października 2015

Rozdział 1

Hej kochani! Już ponad miesiąc minął, od kiedy pojawił się ostatni rozdział pierwszej części. Nawał pracy w szkole, który wręcz zwalił mnie z nóg nie pozwolił mi na rozpoczęcie pracy nad drugą częścią. Na szczęście udało mi się w końcu skończyć pierwszy rozdział i po stoczonej dziś bitwie z moim staroświeckim komputerem, oto jestem! :D
W jednym z komentarzy było pytanie odnośnie streszczenia, tudzież opisu tego, co wydarzy się w tej części i od razu mówię, że spojlerów nie przewiduję. Musicie cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń ;)
Bardzo chciałam podziękować wszystkim za komentarze i kliknięcia i mam nadzieję, że nie zawiodę Was tą częścią :P
Pozdrawiam!

_____________________________________________________________________________

- Każdy myśli, że wszystko zaczęło się na naszym szóstym roku. To nieprawda. To zaczęło się już wcześniej, przy naszym pierwszym spotkaniu. Już wtedy wiedziałem, że nasza znajomość nie będzie zwyczajna. I nie myliłem się. 

- Wciąż mam wątpliwości, Remusie.
- Daj spokój, Minerwo. Wierzę, że pomożemy Harry'emu. Sama widzisz, co się z nim dzieje. Od początku poświęcił się pracy aurora, a gdy wreszcie namówiliśmy go do odejścia, jest jeszcze gorzej. On potrzebuje tej pracy.
- Wiem, ale nie o tym mówię. Dobrze będzie znów zobaczyć go w Hogwarcie. Nawet Severus zdaje się przychylny naszemu pomysłowi. Mam jednak wątpliwości, co do drugiej części naszego planu. Nie powinniśmy ukrywać tego przed Severusem.
Lupin prychnął, a następnie posłał kobiecie uspokajający uśmiech.
- Severus nigdy by na to nie pozwolił. Czasem mam wrażenie, że zapomina, iż ja też jestem przyjacielem Harry'ego i chcę dla niego jak najlepiej. Może to trochę szalone posunięcie, ale wiem, że on tego potrzebuje. Oni obaj tego potrzebują.
- Po tym co się stało...
- Po tym co się stało, każdy z nich potrzebuje przebaczenia. Gdy widzę smutne oczy Harry'ego, który śmieje się i wydaje się być zrelaksowany, ale tak naprawdę wciąż cierpi... Czasem szczęściu trzeba pomóc, Minerwo. - Położył jedną z dłoni na ramieniu dyrektorki, pragnąc ją uspokoić i przekonać do swojego pomysłu. Może nie powinien ingerować w życie Harry'ego, ale uważał, że jego przybrany chrześniak zasługuje na szczęście. A w ciągu tych ostatnich pięciu lat przekonał się, że na tym świecie żyje tylko jedna osoba, która jest w stanie mu to szczęście dać.
Lupin spojrzał na swój podpis złożony pod krótkim listem, a następnie przywołał swoją sowę. Czuł, że podjął właściwą decyzję.

***

Draco zerknął na list, który wciąż leżał na jego łóżku. Na podłodze stała walizka z całym jego dobytkiem, który potraktował zaklęciem zmniejszającym. Wciąż nie był pewien, czy dobrze robił. Gdy dostał list z Hogwartu z propozycją objęcia funkcji nauczyciela numerologii, nie zastanawiał się ani chwili. Nigdy nie podejmował decyzji pod wpływem impulsu, ale w tamtym momencie właśnie tak zrobił. Sięgnął po pergamin i pióro, a następnie nakreślił pospieszną informację, że się zgadza i pojawi się w Hogwarcie tuż przed końcem wakacji. Dopiero potem, gdy jego niewielka sówka zniknęła mu z pola widzenia, zrozumiał, co zrobił. Zadeklarował, że rzuci wszystko, co udało mu się osiągnąć w Paryżu i wróci do Londynu.
Długo zastanawiał się nad swoją decyzją. Przez te dwa tygodnie myślał o tym dzień w dzień, nie raz biorąc pergamin z chęcią wysłania swojej rezygnacji. Nie był jednak w stanie tego zrobić. Myśl, że może wrócić do Londynu...
Nigdy nie sądził, że to będzie możliwe. Myślał, ze już na zawsze będzie niemile widziany w swoim rodzinnym mieście i nie próbował tam wracać, nawet do mugolskiej części, a tu nagle taka propozycja... Starał się nie myśleć o reakcji rodziców uczniów. Nie chciał sobie wyobrażać tej sterty listów od oburzonych rodziców, którzy nie będą chcieli by ich dzieci uczył Śmierciożerca. Może i został uniewinniony, ale w oczach społeczeństwa zawsze będzie sługą Czarnego Pana. Poza tym, kwestia jego uniewinnienia była raczej dyskusyjna. Sam nie potrafił zrozumieć tego, co kierowało Harrym, gdy podjął tę decyzję.
Harry...
Minęło pięć lat, od kiedy widział go po raz ostatni. Na początku było ciężko. Koszmary nie pozwalały mu normalnie funkcjonować, ciemne cienie pod oczami nie opuszczały jego twarzy, a on sam nie rozstawał się z butelką Ognistej. Dopiero po upływie prawie dwóch miesięcy, gdy zaczęło mu brakować oszczędności, postanowił się ogarnąć. Zdał owutemy, zrobił specjalizację i zaczął pracować jako magomedyk we francuskim szpitalu dla czarodziei. Można by powiedzieć, że jego życie powoli wracało do normy. Tutaj, w stolicy Francji, jego przeszłość nie miała znaczenia. Mógł zacząć wszystko od nowa. Prawie wszystko.
Był samotny. Tęsknił za Harrym każdego dnia, każdej nocy przez te pięć lat. Czasem budziły go koszmary, w których trzymał martwe ciało bruneta w swoich ramionach i patrzył w jego puste, zielone oczy. Czasem były to fantazje, po których budził się z brudnymi bokserkami. Nie był w stanie zapomnieć o Potterze.
Próbował, oczywiście. Pierwszy raz uprawiał seks z kimś innym niż Harry około rok po śmierci Czarnego Pana. Była to jakaś kobieta, którą poznał w jednym z klubów. Pamiętał, że była ładna, ale ciężko mu było się przy niej podniecić. Stwierdził wtedy, że była to kwestia płci i następnym razem sprowadził do swojego mieszkania mężczyznę. Seks był jedynie troszkę bardziej satysfakcjonujący i Draco był bliski załamania. Jedyne o kim był w stanie myśleć to Harry. Nigdy nie przestał go kochać i pragnąć. W końcu zaczął szukać mężczyzn podobnych do bruneta i w trakcie stosunku wyobrażał sobie, że osoba, która znajduje się pod nim to Gryfon. Metoda ta nie działała jednak zbyt długo, bo każde rozczarowanie po orgazmie było zbyt wielkie, by mógł to ciągnąć dłużej. W końcu przestał szukać potencjalnych partnerów i od dwóch lat do rozładowania napięcia używał swojej dłoni.
Fantazje nigdy się nie skończyły. Koszmary też nie. Nie sądził, by był w stanie raz jeszcze kogoś pokochać. Harry uwolnił go, ale w zamian ukradł jego serce, które chyba już nigdy nie miało zabić mocniej dla kogoś innego.
Dlatego się zgodził. Zrobił to, bo jego podświadomość, nie zważając na konsekwencje, miała nadzieję, że w Londynie znów spotka Harry'ego i... Sam nie wiedział, na co liczył. Był głupi, pozwalając sobie na tę idiotyczną nadzieję. W końcu będąc w Hogwarcie, nie będzie miał zbyt wiele czasu na życie poza murami zamku. A nawet jeśli udałoby mu się wyrwać i gdzieś przez przypadek spotkałby Pottera... Co miałby zrobić? Co mu powiedzieć? Nie miał żadnego wytłumaczenia, żadnych słów, które znaczyłyby cokolwiek w obliczu tego, co zrobił. Nie chciał widzieć nienawiści i pogardy w jego oczach. To chyba do reszty rozerwałoby mu serce.
Nawet jeśli miał wątpliwości, a jego pragnienia były sprzeczne, nie wysłał rezygnacji. Zwolnił się z pracy, pożegnał ze znajomymi i zerwał umowę wynajmu z właścicielką mieszkania.
Raz jeszcze obrzucił spojrzeniem swoją dotychczasową sypialnię, która była tak samo niewielka jak całe mieszkanie. Za kilka godzin miał się znaleźć w Londynie. Miał nadzieję, że nie pożałuje tej decyzji.

***

Dziwnie było znów znaleźć się na błoniach Hogwartu. Wspomnienia uderzały go z każdej strony i czuł, że już zaczyna żałować swojego powrotu, choć przecież jeszcze nawet nikogo nie spotkał, z nikim nie rozmawiał. Nie mógł jednak powstrzymać tych wszystkich uczuć, które pojawiły się wraz ze wspomnieniami. To było wstrząsające. Cała złość, żal i uczucie, którego nie powinien nigdy poczuć... To wszystko zostawił właśnie w Hogwarcie, a teraz jak zupełny szaleniec, z własnej woli do tego wracał.
Przybrał chłodną maskę, starając się ukryć burzę, która rozpętała się w jego wnętrzu i dostojnym krokiem przeszedł przez drzwi wejściowe. Zadowolony, że nie widzi nigdzie Filcha, ruszył w stronę gabinetu dyrektor McGonagall. Walizka dryfowała za nim, unosząc się metr ponad kamienną posadzką.
Dojście pod chimerę nie zajęło mu wiele czasu. Nie miał też problemu z hasłem, bo ledwie stanął przed rzeźbą, ta odskoczyła w bok, a jemu ukazały się ruchome schody. Wszedł na nie, czując jak coś ściska go w środku ze zdenerwowania. To miało być jego pierwsze spotkanie z kimś z jego dawnego życia. Oczywiście nie okazał tego po sobie, pewnie pukając w drzwi od gabinetu dyrektora.
- Proszę.
Pewnym krokiem wszedł do środka, nie pozwalając sobie na okazanie jakiejkolwiek emocji. Mimo wszystko, wciąż był Draconem Malfoyem.
- Dzień dobry.
- Witam, panie Malfoy. - Kobieta siedząca za biurkiem skinęła mu głową i wskazała krzesło naprzeciwko. Tuż koło niej stał Lupin, który uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Dobrze pana widzieć, panie Malfoy.
Draco miał ochotę prychnąć, ale powstrzymał się. Usiadł na wskazanym krześle, zakładając nogę na nogę i patrząc na dyrekcję Hogwartu z powagą.
- Cieszymy się, że zgodził się pan przyjąć naszą ofertę. - Wilkołak postanowił przejąć inicjatywę i pokierować rozmową. - Przeprowadziłem drobne śledztwo i widziałem pańskie wyniki owutemów. Doprawdy, imponujące. - Szeroki uśmiech nie opuszczał jego twarzy, ale oczy zdawały się skupione i jakby... oceniające. - Wiem też, że pracował pan jako magomedyk i nie kryję, że to ja zasugerowałem Minerwie pana kandydaturę na stanowisko nauczyciela numerologii. Pamiętam, że miał pan świetne wyniki z tego przedmiotu.
- Tak, to zawsze w jakiś sposób mnie fascynowało... Wydaje mi się, że jestem w stanie czegoś nauczyć uczniów tej szkoły. Mam też dużo książek, które wypełnią luki w mojej pamięci... - Uśmiechnął się krzywo. - Niemniej jednak mam pewne obawy, co do reakcji niektórych uczniów, rodziców, a może nawet profesorów, gdy dowiedzą się, kto został nowym nauczycielem numerologii.
- Jestem pewien, że nie musi się pan o to martwić.
- Doprawdy? - Draco nie potrafił powstrzymać ironicznego uśmieszku. - Od kiedy przyjmujecie Śmierciożerów na stanowiska nauczycieli?
- Panie Malfoy! - Dyrektor McGonagall wyglądała na oburzoną.
Blondyn westchnął. Chyba naprawdę nie powinien podejmować decyzji w taki sposób. To nigdy nie kończyło się dobrze.
- Chyba jednak nie powinienem tu wracać... - mruknął, powoli podnosząc się z krzesła.
- Nic nie wiesz, prawda? - Remus w jednej chwili przeszedł na "ty".
Ślizgon uniósł jedną brew.
- Po tym jak Harry doprowadził do twojego uniewinnienia... - Draco poczuł, jak całe jego ciało sztywnieje. - On nie tylko cię uwolnił, ale również zadbał o twoją reputację. Udzielił wywiadu, który przedstawił całą sprawę w całkowicie innym świetle. Całe nasze społeczeństwo już nie uważa cię za zwykłego Śmierciożercę. Nikt cię nie potępia, Draco.
Malfoy słyszał głośne dudnienie swojego serca, które równomiernie biło w jego klatce piersiowej z taką siłą, jakby chciało z niej wyskoczyć. Ciężko mu się oddychało, a gardło zaciskało się od nadmiaru emocji i czuł, że musi opuścić ten gabinet. Już. Teraz.
- To... - Zacisnął na chwilę usta. - Gdzie moje komnaty?

***

Nie mógł spać. W głowie wciąż miał słowa wilkołaka. Harry oczyścił jego imię, zadbał o to, by ten mógł wrócić do Anglii i spokojnie tu żyć. Pomimo tego, co zrobił, jak bardzo go zranił, Potter wciąż dbał o niego.
"Zawsze tak okropnie szlachetny" - pomyślał, prychając cicho i nie powstrzymując lekkiego uśmiechu wypływającego na jego usta. Jego serce zabiło mocniej i Draco wiedział, że ta informacja, którą przekazał mu Lupin, wcale nie pomogła. Czuł jeszcze większe wyrzuty sumienia, a uczucia względem Harry'ego... Czy mógł go bardziej kochać?
Cały dzień spędził w swoich komnatach. Nie były jakieś przesadnie wielkie, ale również nie należały do tych najmniejszych. Średniej wielkości salon w kolorach jego domu, sypialnia i łazienka. Tak naprawdę całkiem mu się podobało i czuł, że mógłby tu spędzić cały rok.
Nie spotkał nikogo z kadry i zastanawiał się, czy McGonagall i Lupin poinformowali innych nauczycieli, kto w tym roku do nich dołączy. Miał nadzieję, że to zrobili, bo chciał pominąć niezręczność, która może się pojawić, gdy usiądzie jutro z nimi przy stole na uczcie powitalnej. Tak, już jutro miał się rozpocząć rok szkolny. Nie czuł zdenerwowania na myśl, że już od następnego dnia zaczyna się jego nowa praca. Nigdy nie nauczał, ale był pewien, że da sobie radę. Na pewno będzie potrafił utemperować smarkaczy i szybko zrozumieją, że nie jest on tak miły i pobłażliwy jak Lupin. Nie zamierzał też w jakiś szczególny sposób traktować Ślizgonów. Od tego w końcu był Snape...
No tak. Snape. Mężczyzna zapewne wciąż tu nauczał i Draco wcześniej nie zastanawiał się nad tym, jak wyglądała jego reakcja na wieść, że od tego roku to właśnie on będzie tu jednym z profesorów...
Cóż, wiedział, że z jego strony nie może liczyć na jakieś sympatyczne gesty. Zresztą... ciekawe, czy wciąż miał kontakt z Harrym. Dobrze pamiętał ostatnie słowa Snape'a skierowane do niego. Nie chciał myśleć o tym, że Potter i ten stary Nietoperz mogliby coś... razem...
Coś ścisnęło go w środku. Wciąż czuł zazdrość, choć Gryfon już od dawna nie należał do niego. Sam przecież go odrzucił...
- Kurwa! - zaklął i przekręcił się na drugi bok. Czuł, że tej nocy szybko nie zaśnie.

***

Cisza, jaka zapadła przy stole, gdy wszedł do Wielkiej Sali, była nieznośna. Za pół godziny mieli przyjechać uczniowie, a on po śniadaniu i obiedzie, które zjadł w swoich komnatach, stwierdził, że czas najwyższy przestać się ukrywać. Nie mógł powiedzieć, że nie bał się reakcji innych, choć oczywiście na jego twarzy nie można było dostrzec żadnych emocji. Jego chłodna maska działała perfekcyjnie.
McGonagall wstała, obrzucając wzrokiem zdumione twarze swoich kolegów i koleżanek.
- Od tego roku numerologii będzie nauczał Draco. - Wskazała na blondyna. - Mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło i szybko wprowadzicie w tajniki nauczania.
- Dziękuję, pani dyrektor. - Skinął jej głową.
- Minerwo. Od teraz jesteś jednym z nas.
- Tak... - Uśmiechnął się w ten typowy dla siebie, krzywy sposób, a następnie obrzucił spojrzeniem całą kadrę nauczycielską, która wyraźnie patrzyła na niego z zaciekawieniem. No może prócz jednej osoby, która ciskała gromy w jego stronę. Nie przejął się tym jednak i przywitał się ze wszystkimi. Zasiadł przy stole, zajmując miejsce obok Granger, która, jak szybko się dowiedział, od dwóch lat nauczała transmutacji, zastępując na tym stanowisku McGonagall. Przy drugim krańcu stołu siedział Longbottom, tuż koło wilkołaka. Draco szybko domyślił się, że ten zastąpił starą profesor Sprout i został nauczycielem zielarstwa. Nigdy nie darzył go szacunkiem, ale pamiętał, że Gryfon naprawdę znał się na tych wszystkich dziwnych roślinach. On nigdy nie przepadał za tym przedmiotem. Grzebanie w ziemi na pewno nie było zajęciem dla niego.
- Lupin, Minerwo, możemy porozmawiać? - Głośny syk przetoczył się po sali i Draco wyczuł wściekłość w głosie starszego mężczyzny. Siedział prawie obok niego, bo oddzielało ich jedyne wolne miejsce, które jak się domyślił, pozostało dla nauczyciela obrony, który jeszcze nie przybył. - Na osobności?
Cała trójka opuściła Wielką Salę, a on poczuł jak wszystkie spojrzenia kierują się wprost na niego. Nie czuł się komfortowo, ale postanowił to ignorować. Nie potrzebował przyjaciół.
- Co robiłeś we Francji, Draco?
Blondyn spojrzał na Granger. Nigdy jej nie lubił, zawsze uważał ją za przemądrzałą szlamę, a to jak potraktowała Harry'ego wcale nie działało na jej korzyść, ale... Czy naprawdę był w stanie znieść ten rok, nie zawierając z nikim znajomości i ignorując resztę nauczycieli?
- Pracowałem jako magomedyk...

***

Uczta powitalna przebiegała spokojnie. Draco zdążył zamienić słówko z prawie całą kadrą, ze znużeniem oglądał Ceremonię Przydziału i krzywym uśmieszkiem skomentował oficjalnie przedstawienie go jako nowego nauczyciela numerologii. Czuł na sobie zaciekawione spojrzenia uczniów. Dostrzegał rozmarzone spojrzenia niektórych dziewcząt, a nawet chłopców i kpił z nich w duchu. Z wyższością spoglądał też na puste krzesło nauczyciela obrony. Jak widać w tej kwestii nic się nie zmieniło i znów został zatrudniony jakiś niekompetentny czarodziej. Doprawdy, klątwa wisząca nad tym stanowiskiem znikła wraz ze śmiercią Czarnego Pana, a mimo to nauczyciele nie wytrzymywali tu dłużej niż rok. Oczywiście tego też zdążył się już dowiedzieć. Nigdy nie podejrzewał Filtwicka o takie gadulstwo i skłonności do plotek. Zresztą, Hagrid nie był wcale lepszy, ale to jakoś go nie dziwiło.
- Merlinie...
- Harry Potter...
- To naprawdę on...
Draco miał właśnie napić się wina, gdy do jego uszu dotarły szepty, które rozniosły się po całej sali. Zmarszczył brwi, czując jak jego mięśnie tężeją i uniósł wzrok.
Zamarł. Z ręką w górze trzymającą puchar z trunkiem. I... jakoś nie potrafił odwrócić wzroku, a jego szeroko otwarte oczy wręcz łakomie przesuwały się po całej sylwetce mężczyzny, który właśnie wszedł do Wielkiej Sali.
Harry Potter żwawo kroczył środkiem sali, uśmiechając się szeroko i czasem puszczając oczko roześmianym uczniom. Na sobie miał czarną koszulę, która idealnie opinała jego mięśnie i klatkę piersiową oraz ciemne jeansy i ciężkie buty ze smoczej skóry. Na szczęce, która teraz była bardziej uwydatniona, widniał dwudniowy zarost.
O. Kurwa.
Draco czuł, że się ślini. Nie potrafił odwrócić wzroku od Harry'ego, który nie był już tym chudym chłopcem, jak go zapamiętał, a dobrze zbudowanym mężczyzną. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej. To naprawdę był on. Jego kociak.
I właśnie wtedy Harry spojrzał na stół nauczycielski, a ich oczy się spotkały. Widział zaskoczenie, które pojawiło się na twarzy bruneta, ale ten szybko je ukrył i zwyczajnie skinął mu głową, podchodząc do McGonagall. Malfoy odpowiedział mu skinieniem.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem wrócić do domu po plany zajęć. - Podrapał się po głowie, co wydało się blondynowi, jak z przerażeniem stwierdził, całkiem urocze. - I to nie tylko moje. - Potter zbliżył się do niego zapewne chcąc zająć wolne miejsce i... właśnie wtedy zrobił coś, czego Ślizgon na pewno się nie spodziewał. Harry podszedł do Snape'a i na oczach wszystkich pocałował go w policzek.
- Sev! Zapomniałeś swoich planów. - Wyszczerzył się.
- Przestań tak na mnie mówić! - Starszy mężczyzna spojrzał na niego wściekle, a wszyscy jak na zawołanie wybuchli śmiechem. Wszyscy prócz Draco, który czuł się tak, jak pięć lat temu, gdy jego serce było rozdzierane na kawałki. Nie mógł uwierzyć, że Harry naprawdę był z tym dupkiem. I... i on miał na to patrzeć przez cały rok?
I wtedy to do niego dotarło. To wszystko było ukartowane. Od początku do końca.
Spojrzał na Lupina, który patrzył wprost na niego, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Draco nie pokazał nic po sobie, ale poczuł, że robi mu się niedobrze. Nie wiedział, co ściągnięcie go tutaj miało mieć na celu. Chcieli go ukarać? Pokazać, że Harry może być szczęśliwy z kimś innym?
- Draco, możesz podać mi ziemniaki?
Spojrzał na bruneta, który patrzył na niego wyczekująco. W kącikach jego ust błąkał się uśmiech i Draco nie potrafił nie odpowiedzieć tym samym. Tylko coś w oczach Gryfona niezbyt mu się podobało. Nie błyszczały jak kiedyś.
- Tak. Jasne.

sobota, 26 września 2015

Bonus - Drugi raz

Hejka! Cały tydzień siedzenia w domu, więc szybciutko przybywam z bonusikiem.
Dziękuję wszystkim za komentarze i pozdrawiam ;)

______________________________________________________________________________

Trochę niepewnie wszedł do pubu, oddychając z ulgą, gdy dostrzegł, że wnętrze niczym nie różni się od zwykłego baru, a goście zachowują się całkiem normalnie. Gdy przechodził tą konkretną ulicą, dostrzegł kilku osobników, którzy wprawili go w lekkie zdumienie, choć nie poczuł żadnych negatywnych emocji względem nich. Po prostu na co dzień nie obcował z takimi ludźmi.
- Piwo - mruknął, zajmując jedno z wolnych miejsc przy barze.
- Już się robi. - Całkiem przystojny, czarnowłosy barman zmierzył go wzrokiem, uśmiechając się delikatnie. - Nigdy cię tu nie widziałem.
- Bo nigdy mnie tu nie było - burknął mimowolnie. Dostrzegał spojrzenie chłopaka i nie podobało mu się to. Barman był przystojny, ale był też brunetem, co od razu go dyskwalifikowało. Zresztą... wciąż nie był pewien, czy chciał to dziś zrobić.
Przyszedł tu od razu po kłótni z żoną. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, gdy wściekły wyszedł z domu, a w przypływie chwili zdecydował się przyjechać na Liberty Avenue i wreszcie zrozumieć swoją naturę. Gdy mijał lokale znajdujące się na tej ulicy, stchórzył i postanowił wejść do najzwyczajniej wyglądającego baru. Miał nadzieję, ze po wypiciu niewielkiej ilości alkoholu, nabierze odwagi, by przejść się do jednego z klubów.
Wziął łyk piwa, mimo wszystko nie czując się najlepiej. Nie był już zdenerwowany, a zwyczajnie zrezygnowany. Stracił trzy lata, rzucił całe swoje życie i poświęcił się, a to wszystko dla kłamstwa. Doskonale pamiętał ten dzień, kiedy Ginny złapała go po lekcjach i poprosiła o rozmowę. Wiadomość, że dziewczyna jest w ciąży i to właśnie z nim, uderzyła w niego z taką mocą, że na chwilę stracił kontakt z rzeczywistością. Jeden błąd spowodowany nadmierną ilością alkoholu oraz brakiem świadomości i jego dotychczasowe życie dobiegło końca.
Wrócili do siebie, choć ich związek nie wyglądał już tak jak wcześniej. Nie mógł jej dotykać, całować, będąc świadomym swych uczuć do Harry'ego. Obserwował jego i Malfoya, za każdym razem czując ból. To nie były najlepsze chwile w jego życiu.
W dniu upadku Voldemorta (już nie bał się tak o nim mówić), gdy dowiedział się, że Malfoy zdradził i wystawił Harry'ego na śmierć, oszalał. Pokłócił się wtedy z Ginny, wykrzykując jej w twarz, że nigdy nie poczuje do niej tego co do Pottera. Pamiętał tę kłótnię doskonale, ponieważ dziewczyna poczuła się gorzej i zasłabła. Wtedy też wszyscy dowiedzieli się o jej ciąży, a jego dręczyły wyrzuty sumienia. Państwo Weasley byli wściekli i oczywiście zgodnie stwierdzili, że wszystko było jego winą; że uwiódł ich niewinną córeczkę. Dean myślał w tamtym momencie, że jego życie nie może być gorsze. Mylił się.
Harry'ego odwiedził w szpitalu kilka dni po tym jak brunet próbował odebrać sobie życie. Był przerażony jego stanem i obojętnością. Chciał zostać z nim, pomóc mu i wesprzeć w trudnych chwilach. Nie mógł jednak tego zrobić, bo miał na głowie Ginny i dziecko, którymi musiał się zająć.
- Kocham cię - szepnął, całując go w czoło. Kilka dni później on i Ginny rzucili szkołę, postanawiając kontynuować naukę indywidualnie.
Nie był gotów na ślub i dziecko. Nigdy nawet nie zastanawiał się nad tym, czy chce zakładać rodzinę, a Harry... Harry zmienił wszystko.
Mimo przerażenia i niechęci, ożenił się z Ginny Weasley i z pomocą jego mamy, przeprowadzili się do Australii, gdzie mieszkała jego ciocia.
Na początku rudowłosa była zachwycona, z ulgą żegnając Anglię, ale jej zadowolenie szybko wyparowało, gdy dowiedziała się, gdzie będzie pracował Dean. Jego ciotka prowadziła mugolską firmę i załatwiła mu całkiem niezłą posadę, co nie podobało się najmłodszej Weasley. Dziewczyna chciała, żeby zdał owutemy i rozpoczął pracę w Ministerstwie Magii. Przy tym w ogóle nie myślała o pieniądzach, których nie mieli i których potrzebowali. Dean przez trzy lata, dzień w dzień trenował cierpliwość, której naprawdę potrzebował.
Był dobrym mężem, a przynajmniej tak mu się wydawało. Był młody, ale pracował już, zarabiał na rodzinę i spełniał wszystkie zachcianki żony, cierpliwie znosząc jej zmienne nastroje. Nigdy na nią nie krzyknął. Pamiętając ten jeden raz, gdy dziewczyna zemdlała z jego powodu, za każdym razem, gdy chciał podnieść głos, zaciskał zęby i hamował się.
Nie uprawiali seksu. Ginny czasami próbowała coś zainicjować, ale Dean zawsze odsuwał się z przepraszającym uśmiechem i przenosił się na kanapę. Mógł dać jej wszystko, ale nie to. Nie potrafił.
Rudowłosa była już w zaawansowanej ciąży, gdy wypadła mu delegacja i został zmuszony do wyjazdu na drugi koniec kraju. Telefon zadzwonił w nocy. Ginny urodziła, ale dziecko... dziecko było martwe. Chłopak nie mógł powiedzieć, że go to nie ruszyło. Mimo wszystko, przez te kilka miesięcy przyzwyczaił się do myśli, że będzie ojcem. Nie mógł jednak pozwolić sobie na załamanie, ponieważ musiał być wsparciem dla Ginny, która bardzo to przeżyła. W końcu był jej mężem.
Rok po tym wydarzeniu, gdy ich życie powoli się uspokajało, a Dean wreszcie postanowił zrobić coś dla siebie, Ginny zapragnęła dziecka. Chłopak nie był przekonany, ponieważ nie chciał znów przechodzić przez to wszystko, a przede wszystkim nie chciał uprawiać seksu z dziewczyną. Zgodził się jednak, ponieważ w głowie wciąż miał wspomnienie zapłakanej, zrozpaczonej dziewczyny. I właśnie tak rozpoczął się okres pełen nieudanych prób i niesatysfakcjonującego seksu. Z każdą kolejną próbą Ginny denerwowała się coraz bardziej, a on zaczął uciekać przed jej gniewem do galerii sztuki, którą kupił i która była jego marzeniem. Miejsce było niewielkie i pierwsza wystawa, która była równoznaczna z otwarciem, była wystawą jego prac. Pamiętał, że czuł się wtedy okropnie zdenerwowany, bo nie wiedział, czy jego prace nadają się do czegokolwiek, ale oczywiście rudowłosa nie zwróciła na to uwagi. Zawsze liczyła się tylko ona i jej potrzeby. Dean się przyzwyczaił.
Prawie rok starali się o dziecko. Po pewnym czasie frustracja udzieliła się również Thomasowi, który miał już dość tych prób i seksu pozbawionego jakiejkolwiek bliskości, czy namiętności. Poza tym zupełnie nie mógł tego zrozumieć. Za pierwszym razem wystarczył jeden nieszczęśliwy raz, a teraz... Nawet nie miał siły, by docenić ironię. W końcu zdecydował się na badanie. Nie mówiąc nic Ginny, poszedł do mugolskiego lekarza i przebadał się. A dziś otrzymał wyniki.
- Musimy porozmawiać - mruknął, gdy wszedł tego popołudnia do salonu.
- Tak, koniecznie. - Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie, podchodząc do niego i składając na jego ustach delikatny pocałunek.
Dean z ledwością powstrzymał grymas.
- Kochanie muszę ci o czymś powiedzieć...
- Ja też - burknął. Kartę z wynikami wciąż trzymał w dłoni. Starał się być spokojny, ale naprawdę nie było to łatwe. Jak miał się nie denerwować po tym, czego się dowiedział?
- Najpierw ja. - Złapała go za dłoń i pociągnęła go na kanapę. Westchnął, ale nie zaprotestował, zajmując miejsce na sofie i mając już dość tej szopki. - A teraz słuchaj uważnie. - Wyglądała na szczęśliwą, co było całkiem niezwykłe, patrząc  na jej zachowanie w ostatnich tygodniach. - Udało się!
- Co się udało? - mruknął, marszcząc brwi.
- Jestem w ciąży, Dean. Będziemy mieli dziecko!
Chłopak zamarł, ściskając w dłoni wyniki badań.
- To chyba jakiś żart... - syknął.
- Nie cieszysz się?! - Uśmiech od razu spłynął jej z twarzy, a oczy zwęziły się niebezpiecznie.
- A z czego mam się cieszyć?! - warknął, podnosząc się gwałtownie i rzucając w nią wynikami. - Z tego, że cały czas kłamałaś?!
- Co to jest? - Zerknęła na kartę.
- Sama zobacz. - Uśmiechnął się drwiąco, zupełnie nie w swoim stylu. - Zostawiłem dla ciebie wszystko, dbałem o ciebie i opiekowałem się tobą, a ty zrobiłaś mi coś takiego?!
- Ja... - Wyraźnie zbladła, wczytując się w treść karty. - To...
- Ta, wydało się - prychnął. - Jestem bezpłodny. Nie byłem nawet ojcem dziecka, dla którego się z tobą ożeniłem. - Pokręcił głową i odwrócił się, przechodząc do przedpokoju. - To koniec. Znikniesz z mojego życia raz na zawsze.
I wyszedł, jakimś cudem lądując w tym miejscu. Gdy w jego szklance nie było już alkoholu, dał znak barmanowi, zamawiając jeszcze raz to samo.
- Hej.
Drgnął, gdy poczuł ruch obok siebie i usłyszał wyraźnie męski głos. Zerknął w bok i ujrzał mniej więcej chłopaka w swoim wieku, który przysiadł na stołku obok.
- Cześć - mruknął, lustrując go wzrokiem. Chłopak miał brązowe, trochę przydługie włosy, zaskakująco duże, jasnobrązowe oczy i wąskie wargi. Nie był przystojny, a wręcz przerażająco zwyczajny, co w dziwny sposób podobało się Deanowi.
"Tak inny od Harry'ego" - pomyślał, upijając trochę piwa. - "Idealny"
- Poproszę piwo. - Chłopak wyglądał na trochę poddenerwowanego, gdy składał zamówienie.
- O. Ethan. - Barman uśmiechnął się krzywo, zerkając na Deana. - Chyba coś ci się pomyliło. To nie twoja liga.
Chłopak - Ethan zacisnął wargi i odwrócił wzrok, nie odpowiadając. Tymczasem Thomas był naprawdę zaskoczony słowami barmana, który raz po raz spoglądał na niego z zainteresowaniem. Postanowił jednak nie komentować jego wypowiedzi, a zwrócić się bezpośrednio do szatyna. Starał się ukryć swoje zdenerwowanie pod maską pewnego uśmiechu. Nigdy nie zagadywał innego chłopaka. Nie w ten sposób i nie z takimi zamiarami, które powoli kiełkowały się w jego głowie.
- Jestem Dean. - Wyciągnął dłoń w jego stronę, którą Ethan szybko uścisnął, patrząc na niego spod długich rzęs.
- Ethan.
- Twoje piwo. - Szklanka z alkoholem stuknęła o blat głośniej niżby wypadało.
- Dzięki. Gdzie Jake?
- Nie mówił ci, że ma dziś wolne, gdy cię ostatnio pieprzył? - Uśmiechnął się bezczelnie.
- Ja... - Ethan spuścił wzrok, wyraźnie zażenowany. Wziął swoje piwo, posłał Deanowi przepraszające spojrzenie i mruknął:
- Przepraszam za to. - Głos miał wyraźnie zrezygnowany. - Pójdę już. - Odszedł, zajmując wolny stolik w najdalszym kącie sali.
- Jaki masz problem? - Spojrzał ostro na barmana i wziąwszy swoje piwo, ruszył za chłopakiem. Było w nim coś... intrygującego.
- Hej, mogę się przysiąść...? - zapytał, już stawiając szklankę na niewielkim stoliku.
- A chcesz...? - Jego niesamowicie duże oczy rozwarły się jeszcze szerzej przez co wyglądał trochę komicznie.
- Inaczej bym nie pytał. - Zajął miejsce naprzeciwko szatyna. - Ten barman... - Skrzywił się. - Nie lubię takich ludzi. Dlaczego nic mu nie powiedziałeś?
- A co miałem powiedzieć?
- No nie wiem... Jakoś zareagować. Obraził cię.
- Po co? - Wzruszył ramionami. - Przecież miał rację.
Dean uniósł brew, patrząc na niego z niezrozumieniem, co chyba speszyło Ethana, który szybko spuścił wzrok.
- Znaczy... Eee... No ty jesteś taki... no... przystojny, a ja... - Skrzywił się.
Czarodziej zmieszał się, choć zrobiło mu się przyjemnie, gdy szatyn skomplementował go. To było miłe.
- Masz niską samoocenę? - zapytał z ciekawością.
- Nie wiem. - Po raz kolejny wzruszył ramionami. - Możemy o tym nie rozmawiać?
- Jasne. - Wziął łyk alkoholu. - Podobają mi się twoje oczy. Są naprawdę... duże.
- Są dziwne - mruknął, jakby zapadając się w sobie.
Deanowi to nie umknęło, ale nie skomentował. Widział, że chłopak miał dużo kompleksów i nie było sensu przekonywać go teraz, że jest inaczej, niż on myśli.
- Ja uważam inaczej - mruknął, patrząc na niego uważnie. Nagle nabrał ochoty, aby czegoś... spróbować. - Mogę coś zrobić?
Ethan wyraźnie drgnął na te słowa i wyprostował się, posyłając mu zaciekawione spojrzenie.
- T-tak...
Thomas uśmiechnął się z napięciem, przesunął swoją szklankę bardziej w bok i wychyliwszy się ponad stolikiem, dotknął swoimi wargami jego ust. To był niewinny, bardzo delikatny pocałunek, który nie trwał dłużej niż kilka sekund, ale podobał się Deanowi, który uśmiechnął się szeroko, odsuwając się. W jego policzkach pojawiły się niewielkie dołeczki, które sprawiły, że wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż zwykle.
- To było... przyjemne. - Ethan poczerwieniał, patrząc na drugiego chłopaka z czymś na kształt zachwytu. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Taki facet zwrócił na niego uwagę... To nie zdarzało się zbyt często.
- Mam nadzieję - zaśmiał się nieco nerwowo i opróżnił szklankę duszkiem, czując jak przez ten pocałunek zrobiło mu się sucho w ustach. To był jego drugi pocałunek z chłopakiem i odkrył, że chciał więcej. Znacznie więcej.
- Ile masz lat, Ethan?
- Eee... siedemnaście. Dlaczego...?
- Zupełnie nie wiem, jak się za to zabrać, więc zapytam wprost: chcesz stąd wyjść?
- Wyjść...? - Oblizał pospiesznie dolną wargę, czując już jak przyjemne mrowienie rozchodzi się po jego ciele. Skinął szybko głową. Miał mieć seks z Deanem!
- Świetnie. Chodź. - Wstał, wyciągnął portfel i rzucił kilka banknotów na stół, płacąc też za chłopaka. Pieniądze nie były teraz najważniejsze.
Lawirując między stolikami, opuścili bar, odprowadzeni przez pełne niedowierzania spojrzenie ciemnowłosego barmana.
Dean może wyglądał na pewnego siebie i wiedzącego czego chce, ale w środku był niepewny i podekscytowany.
Gdy znaleźli się na zewnątrz, odetchnął głęboko świeżym powietrzem i spojrzał na szatyna.
- Wolałbym iść do ciebie, albo jakiegoś hotelu.
- Może być u mnie.
- Ok. Zaraz złapiemy jakąś taksówkę...
- Nie, nie ma potrzeby. Mieszkam niedaleko, więc jeśli nie przeszkadza ci krótki spacer...
- W takim razie prowadź. - Uśmiechnął się pewnie.
Thomas nie miał nic przeciwko spacerowi, a nawet był z niego zadowolony. Musiał odetchnąć i się uspokoić, bo w środku był jednym wielkim kłębkiem nerwów.

***

Droga minęła im w niekomfortowej ciszy, ale nie próbowali jej przerywać. Ethan zaprowadził go do niezbyt przyjemnej dzielnicy, gdzie królowały rozpadające się kamienice, rozwalone kosze na śmieci i zniszczone przystanki autobusowe. Skierowali się do jednej z kamienic i Dean zauważył zażenowanie na twarzy chłopaka, gdy weszli do środka i znaleźli się na obskurnej klatce schodowej. Nie powiedział jednak nic, wspinając się po schodach. Gdy znaleźli się na trzecim piętrze, Ethan podszedł do jasnych, drewnianych drzwi i otworzył je.
- Um... wchodź. - Zazwyczaj nie zapraszał mężczyzn do siebie, bo wstydził się miejsca, w którym mieszkał, ale tak bardzo chciał zrobić to z Deanem, że nie miał innego wyboru. Na hotel nie było go stać.
Dean pewnie wszedł do środka, jakoś dziwnie uspokojony przez to otoczenie. Wiedział, że szatyn wstydził się swojego mieszkania, które w żaden sposób nie przeszkadzało Thomasowi.
- Mieszkasz sam? - zapytał, zdejmując buty.
- Mhm... Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. - Zbliżył się do niego, kładąc jedną z dłoni na jego boku. - A twoi rodzice?
- Nie mieszkamy razem.
Deana zdziwiło trochę to oświadczenie, ponieważ chłopak miał dopiero siedemnaście lat... Nie drążył jednak, bo Ethan przybliżył się bardziej do niego, obejmując go za kark. Thomas westchnął, tak naprawdę nie wiedząc, co powinien robić i pochyliwszy się, bo chłopak okazał się od niego niższy o co najmniej pół głowy, pocałował go. Muskał jego usta subtelnie, na początku rozkoszując się ich fakturą i smakiem, a dopiero później naparł na nie mocniej, wymuszając wpuszczenie go do środka. Liznął dolną wargę zanim wsunął język do wnętrza jego ust, badając je dokładnie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymał oddech, dopóki nie poczuł, że dłużej tak nie wytrzyma i odsunął się. Obaj dyszeli, policzki Ethana nabrały kolorów, a w oczach pojawiło się pragnienie.
- Rozbierz się... - Nawet nie wiedział, kiedy wsunął dłoń pod jego koszulkę, dotykając miękkiej skóry.
- Mhm, dobrze... - Szatyn skinął głową i odsunął się, najpierw ściągając koszulkę, a później sięgając do paska, który z wprawą rozpiął.
Przełknął ślinę, obserwując nagą klatkę piersiową chłopaka. W swoim życiu widział wiele męskich torsów, ale nigdy w takiej sytuacji. Kusiło go, żeby zerknął w dół, gdy Ethan pozbył się bokserek, ale nie zrobił tego, przysuwając się do niego i kładąc jedną z dłoni na jego płaskiej klatce. Rozsunął palce, muskając niewielkie sutki, które stwardniały pod jego dotykiem.
To było dobre. Patrzenie na zupełnie płaską, męską klatkę piersiową. Podobało mu się.
Pochylił się, odchylając jego głowę w bok i wytyczając mokrą ścieżkę pocałunków na jego szyi. Przy tym badał dłońmi jego chude ciało, dotykając brzucha, wystających kości biodrowych, łopatek, aż w końcu zjechał na pośladki, łapiąc je mocno i dociskając go do siebie.
Ethan jęknął, trzymając się mocno jego karku i ocierając się o niego biodrami.
- Też chcę cię zobaczyć... - szepnął, składając drżący pocałunek na jego brodzie.
Dean całkowicie poddał się instynktowi. Całował i dotykał to chętne ciałko, jednocześnie wciąż nie patrząc na jego penisa. Bał się tego. O ile z dotykaniem jego pośladków nie miał problemu, o tyle bał się swojej reakcji na widok stojącego penisa innego chłopaka. Był już na wpół twardy i nie chciał tego zmieniać.
- Chodź do sypialni... - mruknął, raz po raz całując wąskie wargi.
- Mhm... - Chłopak złapał go za dłoń i nie odsuwając się od niego, ruszył na oślep do tyłu.
Thomas roześmiał się, trzymając go mocno w pasie i rozgorączkowanym wzrokiem wpatrywał się w jego duże, błyszczące oczy. Naprawdę mu się podobały.
Gdy dotarli do sypialni, Dean pchnął zaskoczonego chłopaka na łóżko, które skrzypnęło ostrzegawczo. Teraz mógł przyjrzeć się dokładnie jego ciału, łącznie z członkiem. Przełknął ślinę. Penis chłopaka był średniej wielkości, otoczony niewielką, rzadką kępką ciemnych włosków. Stał dumnie na baczność, wyraźnie gotów na dalszą zabawę, a Dean z ulgą poczuł, że nie zrobiło mu się jakoś nieprzyjemnie na ten widok.
Ethan musiał poczuć dyskomfort, będąc tak lustrowanym przez niego, bo poruszył się niespokojnie i spojrzał na niego co najmniej niepewnie.
- N-nie podobam ci się? - szepnął, a Dean usłyszał w jego głosie tyle goryczy, że aż go wcięło na moment. Później sięgnął dłonią do guzików swojej koszuli, nie odpowiadając. Naprawdę, Ethan był okropnie zakompleksionym dzieciakiem.
Gdy był już nagi, wsunął się na łóżko, zawisając nad szatynem. Pochylił się do jego ucha, gryząc płatek i szepcząc:
- Jesteś takim głuptasem, Ethan...
Chłopak drgnął pod nim nerwowo, ale sięgnął do jego członka, obejmując go i od razu poruszając po nim dłonią.
Starszy chłopak sapnął na ten dotyk i uśmiechnął się, mrużąc swoje brązowe oczy. Z lekkim wahaniem sięgnął do jego członka - mniejszego i szczuplejszego, i zacisnął na nim dłoń. Czucie innego penisa w swojej dłoni było elektryzującym doznaniem.
Masturbowali się nawzajem, całując się i ocierając o siebie, i Deanowi było naprawdę wspaniale, chciał już zrobić kolejny krok, ale zupełnie nie wiedział jak.
- Ethan...? - mruknął, by po chwili zassać jego dolną wargę.
- Hmm...? - Chłopak pod nim podrygiwał biodrami i jęczał cicho prosto w jego usta.
- M-muszę ci coś powiedzieć...
- Nn... później...
Dean westchnął i z trudem oderwał się od młodszego chłopaka, który burknął coś cicho, patrząc na niego zamglonym wzrokiem.
- Chciałbym zrobić coś więcej... - mruknął, mechanicznie głaszcząc go po udzie. - Ale... - Po raz pierwszy pokazał po sobie zdenerwowanie i skrępowanie. - Nie wiem jak...
- Jak to? - Chłopak zmarszczył brwi, oddychając szybciej niż zwykle. Był zgrzany, cholernie podniecony i miał ochotę na jeszcze więcej przyjemności, jaką dawał mu Dean.
- Ja... - Czuł, że się rumieni, ale na szczęście jego kolor skóry nie pozwalał na to, by czerwone plamy były widoczne. - Nigdy nie robiłem tego z chłopakiem.
- Żartujesz? - Ethan parsknął, trąc swoim udem o biodro chłopaka, ale znieruchomiał, gdy ujrzał jego poważne spojrzenie. - Nie żartujesz. - Przesunął wzrokiem po jego wyeksponowanym, harmonijnym ciele i zatrzymał się przy jego kutasie. Oblizał usta. Chciał go. - Nigdy bym się nie domyślił, gdybyś mi nie powiedział...
Thomas uśmiechnął się, traktując jego słowa jako komplement. Zmarszczył jednak brwi, gdy szatyn odsunął się od niego.
Ethan sięgnął do niewielkiej szafki i wyciągnął z niej tubkę lubrykantu i prezerwatywę.
- Wszystko ci pokażę - mruknął, układając się na łóżku z szeroko rozstawionymi stopami i zgiętymi kolanami, przez co jego tyłek i dziurka były idealnie wyeksponowane.
Starszy chłopak przełknął ślinę i złapał swojego penisa, gdy ujrzał jak mokry palec Ethana pieści z zewnątrz maleńką dziurkę, a następnie zaczyna się w niej zagłębiać.
Widok był niesamowity. Dziurka chłopaka pulsowała, wręcz wciągając w siebie najpierw jeden, a później drugi palec szatyna. Dean czuł jak robi mu się gorąco od tego widoku. Pochylił się bardziej, żeby lepiej widzieć i wtedy Ethan rozsunął w sobie palce, a on mógł ujrzeć jego różowiutkie wnętrze.
- Jest rozkoszna - zaburczał, gdy fiut drgnął mu na ten widok. Westchnął cicho i nagle, niespodziewanie nawet dla siebie, pochylił się bardziej i liznął jego wejście wraz z palcami.
- Och! - Chłopak krzyknął i poderwał biodra, dysząc. - D-dean...
- Chcę już tam być... - wymruczał, patrząc na niego z rozgorączkowaniem. Jeszcze nigdy nie był tak podniecony jak w tym momencie.
- Nn... już możesz... - Ethan sięgnął na oślep i podał mu paczuszkę z prezerwatywą.
Thomas założył ją szybko i podsunął się bliżej, łapiąc go pod kolanami. Był strasznie podniecony, ale wciąż niepewny. Bał się, że zrobi mu krzywdę, albo coś...
- Tylko powoli, dobrze?
- Mhm... - Dean zaczął powoli się w niego wsuwać i nagle poczuł tak cudowną i gorącą ciasnotę, że musiał się na chwilę zatrzymać, żeby nie dojść na miejscu.
- Uch... - stęknął i pochylił się nad nim bardziej, wsuwając się w niego do samego końca. Schował twarz w zgięciu jego szyi, wdychając zapach potu i mydła. - J-jak się czujesz?
- W porządku. - Ethan poruszył na próbę biodrami i po zastanowieniu oplótł go nogami w pasie. - Rusz się.
Kochali się szybko i mocno, nie szczędząc sobie pocałunków i rozpalonych spojrzeń. Szatyn nie należał do osób cichych w łóżku, co jeszcze bardziej nakręcało Deana, który wręcz szalał od nadmiaru emocji i doznań.
Brunet doszedł pierwszy, strzelając mocno w gumkę i opadając na młodszego chłopaka, przygniatając go do łóżka.
Ethan jęknął, ciesząc się, że sprawił rozkosz drugiemu chłopakowi i wsunął dłoń między ich ciała, masturbując się szybko. Też chciał dojść.
Gdy tylko orzytomniał i zorientował się, że szatyn nie miał orgazmu, uniósł się nieco i odtrąciwszy jego dłoń, samemu zaczął mu trzepać.
- Dalej, Ethan... - szepnął i pocałował go mocno. - Dojdź dla mnie...
Biodra młodszego powędrowały do góry, głowa została maksymalnie odchylona w tył, a on krzyknął, dochodząc.
Przez chwilę leżeli tak, uspokajając swoje drżące oddechy i zmęczone mięśnie, dopóki Dean nie spojrzał na swoją pobrudzoną dłoń. Czując skrępowanie i nie bardzo wiedząc, czym może się wytrzeć, zapytał neutralnie:
- Gdzie masz łazienkę?
- Po prawo. - Pierwsze ukłucie rozczarowania pojawiło się, gdy Dean zniknął za drzwiami łazienki, zamiast zostać i przytulić go do siebie. Ethan lubił się przytulać, ale rzadko miał okazję, ponieważ facetom zazwyczaj zależało tylko na jego dupie. Już nawet nie pamiętał, kiedy obudził się z jakimś mężczyzną w łóżku. Zawsze wszyscy uciekali zaraz po, nim zdążył jakoś ich przekonać do zostania na noc.
Poprawił się na łóżku, pochmurniejąc. Naprawdę nie chciał, żeby Dean wychodził. Było zaskakująco dobrze jak na fakt, iż to był jego pierwszy raz z chłopakiem. W jakiś sposób był z siebie dumny, że to on - taki nijaki i niepozorny chłopak był jego pierwszym.
Nieświadom myśli kochanka, Dean wrócił do pokoju z czyściutkimi dłońmi i delikatnym uśmiechem. Było mu cudownie i miał nadzieję, że Ethan będzie chciał to jeszcze powtórzyć.
- Zostaniesz? - Młodszy chłopak spojrzał na niego z jakimś dziwnym zrezygnowaniem.
Zmarszczył brwi.
- Jasne. A... nie chcesz? - Poczuł się głupio. Co jeśli Ethan chciał, żeby sobie poszedł?
- Chcę! - Szatyn od razu ożywił się, przesuwając się i robiąc miejsce obok siebie. - Wskakuj.
Brunet uśmiechnął się i wsunął na łóżko, od razu przyciągając do siebie chłopaka.
- Jak było? - mruknął, całując go w czubek głowy.
- Mhm... dobrze - szepnął, wtulając się w niego z radością. Tak było... idealnie.

***

Ktoś szturchał go w ramię, wybudzając z bardzo przyjemnego snu, w którym nie miał żony i był wolnym człowiekiem.
- Ginny... - burknął, zakopując się bardziej pod kołdrą. - Jeszcze pięć minut...
Ethan zamarł z tacą w dłoniach, nie wiedząc, co zrobić. To było niemal jak policzek, a jego dobry humor od razu wyparował.
- To nie Ginny... - powiedział głośno, nie kryjąc żalu w swoim głosie. - Tylko ja.
Dean otworzył oczy, przekręcając się na plecy i patrząc na stojącego przy łóżku, szatyna. Zmieszał się nieco, nie wiedząc jak to odkręcić.
- Ethan... - Uśmiechnął się, siadając. - Zrobiłeś śniadanie?
- Jeśli nie przeszkadzają ci zwykłe jajka i tosty... - Wzruszył ramionami. Nie odniósł się do wcześniejszej sytuacji, nie oczekując wyjaśnień. Przecież wiedział, że Dean chciał go tylko na raz i nic więcej.
- Super. - Wyszczerzył się. - A kawa może jest?
- Proszę. - Chłopak usiadł obok i podał mu kubek z aromatycznym napojem.
- Dzięki. Kochany jesteś.
Ethan poczerwieniał, ale nie odezwał się. Śniadanie zjedli w ciszy, a gdy szatyn odniósł tacę do niewielkiej kuchni i wrócił do pokoju, nastała krępująca cisza.
- Wiesz... - Dean podrapał się po jednodniowym zaroście. - Chciałbyś może jeszcze się spotkać...?
- Chcesz się jeszcze spotkać...? - wymamrotał, otwierając szerzej oczy.
- Mhm, jeśli ty chcesz...
- Tak, pewnie. - Uśmiechnął się, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego Dean to robił. Przecież nie był jakiś wyjątkowy, a brunet mógł mieć każdego. Uśmiech jednak spłynął z jego twarzy, gdy zerknął na dłoń chłopaka. Ten chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że przez cały czas miał na palcu obrączkę. - Chcesz... um... chcesz, żebym był twoim kochankiem?
- Eee... Nie wiem, czy to odpowiednie określenie... - Thomas odwrócił wzrok. - Zobaczymy, co nam z tego wyjdzie.
Ethan zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
- A twoja żona?
- Co?! Skąd...?!
Młodszy chłopak wskazał na jego dłoń.
- Miałeś ją na sobie przez cały czas.
- Kurwa - zaklął i przetarł twarz dłońmi. - To nie tak, ok? - Spojrzał na niego niemal błagalnie. - To małżeństwo to zwykła farsa, która właśnie dobiegła końca. - Ściągnął obrączkę z palca, patrząc na nią z zamyśleniem. To był symbol jego porażki i trzech straconych lat. Wstał nagle, podszedł do okna i otworzywszy je, wyrzucił złoty krążek na ulicę. - I po kłopocie.
Szatyn rozchylił usta, patrząc na to w szoku.
- O-oszalałeś... - wyjąkał.
- Nie... - pokręcił głową, podchodząc do niego i obejmując go w pasie. - Po prostu zaczynam nowe życie.