czwartek, 29 maja 2014

Informacja

Kochani, wiem, że czekacie na rozdział i powinien się on pojawić w sobotę, ale niestety nie mam czasu na pisanie. Na razie napisałam trzy zdania i nie zapowiada się, aby ta liczba się powiększyła. Będziecie musieli poczekać jeszcze tydzień, ponieważ zbliża się koniec roku, a ja mam tyle popraw... ;c
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;p
Do zobaczenia za tydzień ;)

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 8

Wybaczcie to lekkie opóźnienie, ale nie miałam ani nastroju ani czasu, żeby pisać ten rozdział. Z tych samych powodów jest on nadzwyczaj krótki w porównaniu z innymi.
Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. To naprawdę bardzo ważne dla mnie ;**
Mam nadzieję, że zauważyliście, iż blog ostatnio bardzo się zmienił, co zawdzięczam Trill  <3 Jesteś świetna, kochana!

______________________________________________________________________________

Minęły dwa dni i Harry powoli zaczął wariować. Chciał porozmawiać ze Ślizgonem o tym, co wydarzyło się między nimi, ale Draco najwyraźniej go unikał. Brunet nie widywał go na żadnym posiłku ani na przerwach, a podczas wspólnych lekcji, blondyn uciekał wzrokiem. To było irytujące. Zaczął zastanawiać się, czy Malfoy przypadkiem nie żałuje swojego zachowania wobec niego. To było bardzo prawdopodobne. A może czuł się zawstydzony?
Zaśmiał się na tę myśl i pokręcił głową. Jego przypuszczenia stawały się coraz bardziej absurdalne.
Harry zapukał w mocne drewno, które uchyliło się pod jego dotykiem. Wszedł do środka, od razu zauważając wysokiego mężczyznę, siedzącego za biurkiem.
- Siadaj Potter. Musimy porozmawiać.
Posłusznie zajął swoje miejsce i spojrzał z wyczekiwaniem na czarodzieja. Nie miał pojęcia o co chodzi.
- Możesz mi powiedzieć, czemu nocowałeś w dormitorium jednego ze Ślizgonów? - dopiero teraz zauważył zaciśnięte zęby i zmrużone oczy. Odwrócił wzrok. Był zaskoczony bezpośrednim pytaniem, choć w przypadku tego mężczyzny, nie powinien tak się czuć.
- Um...Draco i ja...ee... - nie wiedział co ma powiedzieć. Nie chciał mówić o swoim wyjściu, bo był niemal pewien, że to nie skończyłoby się dla niego dobrze. - ...wypiłem trochę za dużo i on mi pomógł...
Snape zacisnął mocno oczy i odetchnął głęboko, a następnie spojrzał na niego morderczym wzrokiem.
- Czy zdajesz sobie sprawę, ty bezmyślny bachorze, że Malfoy już niedługo będzie śmierciożercą?! Że on nie jest odpowiednim kandydatem na kolegę, przyjaciela... - jego twarz wykrzywił brzydki grymas - ...lub kochanka?! Potter, naprawdę jesteś takim kretynem, czy tylko udajesz?
Brunet skrzywił się lekko, ale nie spojrzał na starszego czarodzieja.
- Ale on się zmienił, naprawdę. - Severus zrobił minę, jakby nie mógł się zdecydować, czy już ma wypróbować na nim jakąś klątwę, czy może jeszcze się wstrzymać. - Poza tym nie musi się pan o mnie martwić, profesorze. Malfoy nie jest dla mnie zagrożeniem.
- Potter... - syknął, ale powstrzymał się, a jego spojrzenie stało się bardziej przenikliwe. - Nie wiem skąd pomysł, ty głupi dzieciaku, że mógłbym się o ciebie martwić w jakikolwiek sposób... - uśmiechnął się ironicznie - Po prostu uważaj o czym rozmawiasz z Malfoyem. Mam nadzieję, że rozumiesz tym samym, iż Draco nie powinien się dowiedzieć o naszych lekcjach, ani twoich...zdolnościach magicznych?
Gryfon skinął głową, ale nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu, który wypłynął na jego usta.
Czyli jednak się martwił...
- Profesorze?
- Hmm...?
- Malfoy jest hetero?
Snape spojrzał na niego, jakby ten spytał go, czy to prawda, że Mcgonagall nosi stringi.
- Na Merlina, Potter, jesteś obrzydliwy - warknął, a zielonooki wyszczerzył się. Przez chwilę trwała cisza, aż w końcu profesor odezwał się:
- I z tego co mi wiadomo, jak dotąd Draco Malfoy przejawiał skłonności do kobiet.
Więc dlaczego zainteresował się właśnie mną? - pomyślał, ale nie powiedział tego na głos. Musiał to jeszcze przemyśleć.

***

Tego dnia Harry również nie spotkał Malfoya, więc gdy wracał wieczorem do swojej wieży, nie był w najlepszym humorze. Podczas zajęć ze Snape'm nie potrafił się skupić, wciąż rozmyślając nad tym, co powiedział mu mężczyzna, przez co omal nie wysadził kociołka. Mistrz Eliksirów był tak wściekły, że kazał mu się wynosić i wrócić, gdy wreszcie doprowadzi się do porządku. W duchu, Potter przyznał mu rację. Był rozkojarzony i to nie mogło się dobrze skończyć.
Przeszedł przez dziurę za portretem, a następnie ruszył przez pokój, jak zwykle nie zważając na to co dzieje się w środku. Wszedł po schodach, prowadzących do dormitorium chłopców z szóstego roku i otworzywszy drzwi, rozejrzał się, ale w środku nie było nikogo. Z westchnieniem rzucił się na swoje łóżku. Ostatnimi czasy rzadko widywał swoich współlokatorów i czasami miał wrażenie, że tak naprawdę mieszka tu zupełnie sam. Wraz z kociakiem, którego nazwał Silver, oczywiście. Poszukał wzrokiem małego sierściucha, ale tego jak na złość nigdzie nie było i z irracjonalnych powodów, Harry poczuł się naprawdę samotny. Jakby bardzo długo wypierał tę myśl, aż wreszcie wypłynęła na powierzchnię jego umysłu i nie chciała zniknąć. Brakowało mu przyjaciół, kogoś z kim może porozmawiać na każdy temat. Oczywiście, miał Phila i Alice, ale takie rozmowy przez telefon nie były nawet namiastką tego co miał, podczas czasu spędzonego z nimi.
Z kolejnym westchnieniem położył się na boku i wbił wzrok w kamienną ścianę. Nie chciał myśleć o tym, jak bardzo brakuje mu kogoś bliskiego w Hogwarcie. Z trudnością wyparł te myśli ze swojego umysłu, ale ich miejsce zajął jasnowłosy Ślizgon. Harry zamknął oczy i odwrócił się na plecy. O nim też nie chciał myśleć. Miał już dość zastanawiania się nad zachowaniem chłopaka, który najwidoczniej tak naprawdę wcale się nim nie interesował, skoro cały czas go unikał. Gryfon aż się zaśmiał przez swoje absurdalne myśli. Jak mógł w ogóle sądzić, że ktoś taki jak Draco Malfoy, mógłby uznać go za atrakcyjnego? W szczególności, że tak jak powiedział Snape, był on heteroseksualny. Wciąż nie rozumiał zachowania chłopaka, ale nie miał już siły, żeby ciągle o tym rozmyślać. Nagle poczuł się bardzo wyczerpany tym dniem i całym swoim życiem. Zacisnął mocniej powieki i odetchnął głęboko. Powoli zaczął zapadać w spokojny sen.

***

Następnego dnia, Harry obudził się w dużo lepszym humorze. Wziął szybki prysznic, założył proste, czarne rurki oraz szarą koszulkę. Następnie nakarmił kociaka i wraz z Deanem zszedł na śniadanie, by dołączyć do gwaru panującego w Wielkiej Sali. Świetnie rozmawiało mu się z chłopakiem, który opowiadał o planach swojej matki dotyczących wyjazdu z Wielkiej Brytanii. Był podekscytowany możliwością odwiedzenia innych państw i z uśmiechem mówił o swoim mugolskim kuzynie, który mieszkał w Hiszpanii. Razem zasiedli do stołu Gryfonów i zabrali się za jedzenie, wciąż rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zielonooki już dawno nie czuł się tak normalnie, jak właśnie w tym momencie. Było tak, jak za dawnych lat, gdy wraz ze swoimi gryfońskimi przyjaciółmi siedział przy stole i rozmawiał o nic nieznaczących sprawach, a wszystkie troski znikały i wracały dopiero nocą w postaci koszmarów z Voldemortem, w roli głównej.
I wszystko było dobrze. Nie było już Malfoya zaprzątającego mu głowę, nie było Weasley'a, który jak zwykle starał się obrazić go na każdy możliwy sposób, ani nie było karcącego wzroku Hermiony. Czuł się wyjątkowo dobrze i sądził, że dzisiejszego dnia, wyjątkowo, nic nie może go zepsuć. Jak bardzo się mylił. Wszystko rozpadło się, gdy do Wielkiej Sali wleciały sowy, roznoszące poranną pocztę. Harry nie zwrócił na to uwagi, ponieważ wiedział, że to raczej niemożliwe, by ktokolwiek do niego napisał. Skupił się więc na jedzeniu swoich tostów z konfiturą malinową, ale nie dane mu było skończyć, bo nagle obok niego pojawił się drżący i jąkający się, Neville Longbotom. Potter spojrzał na niego pytającego, ale to jedno spojrzenie wystarczyło, by napłynęło zrozumienie.
- Kto? - zapytał drżącym głosem.
- S-sam z-zobacz - wydukał i położył przed nim poranne wydanie Proroka. Brunet spojrzał na pierwszą stronę i zagłębił się w tekście, a z każdym kolejnym słowem, jego twarz stawała się coraz bledsza.


ATAK W MUGOLSKIEJ CZĘŚCI LONDYNU! 
Jak podają nasi informatorzy, wieczorem, po godzinie dwudziestej, w swoim mieszkaniu w mugolskiej części Londynu, został zaatakowany jeden z zarejestrowanych wilkołaków, Remus Lupin. Przypominamy, że trzy lata temu był on nauczycielem w szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Według naszych informacji, pan Lupin otrzymał to mieszkanie w spadku po śmierciożercy - Syriuszu Blacku, który w tym roku został zamordowany w Departamencie Tajemnic. Czy atak ten mógł być związany ze śmiercią Blacka? Może była to zemsta jego kuzynki, Bellatrix Lestrange? 
Remus Lupin został przewieziony do Klinki Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga. Jego stan jest nam nieznany. 
Aurorzy... 

Harry nie czytał już dalej. Z przerażeniem spoglądał na zdjęcie przedstawiające jedną z kamieniczek, w której widniała ogromna dziura.
- M-merlinie... - szepnął i z roztargnieniem spojrzał na stół nauczycielski, gdzie siedział Mistrz Eliksirów, który dał mu ledwo zauważalny znak, a następnie opuścił pomieszczenie. Gryfon rozejrzał się po sali i zauważył, że wiele twarz jest zwróconych ku niemu, w tym ta, której nie widział przez ostatnie drzwi. Nie miał jednak siły, by się nad tym zastanawiać. Teraz najważniejszy był Remus. Harry miał nadzieję, że jego stan nie jest tak zły, jak stan jego mieszkania. Trzęsącymi dłońmi odsunął od siebie talerz ze śniadaniem i wstał od stołu, kierując się w stronę wyjścia. Nie zwracał uwagi na krzyki Deana i Nevilla oraz wbite w siebie spojrzenie szarych oczu. Musiał jak najszybciej porozmawiać ze swoim profesorem. Miał złe przeczucia.

***

Znalazł swojego nauczyciela w gabinecie, pochylonego, z rękoma opartymi o blat biurka. Mężczyzna wydawał się pogrążony w swoich myślach, ale gdy tylko wszedł do środka, ten uniósł głowę i spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.
- Co z nim? - jego głos wydał się bardzo cichy i niewyraźny, jakby coś powstrzymywało go od wypowiedzenia tych kilku słów.
- Jest w magicznej śpiączce. Dostał jakąś nieznaną klątwą i magomedycy nie mają pojęcia, co mu jest. - Harry wypuścił wstrzymywane powietrze, a następnie zapytał:
- A...a ty nie wiesz, co to za klątwa?
Severus pokręcił głową, nawet nie zwracając uwagi na to, że chłopak nie odniósł się do niego z oczekiwanym szacunkiem.
- Niestety, to musiało być jedno z najnowszych zaklęć, do których nie miałem jeszcze dostępu. Gdy tylko dowiem się, co to za urok, od razu powiadomię magomedyków lub przygotuję antidotum.
- Dziękuję - szepnął przez ściśnięte gardło i opadł na wolne krzesło. Czuł się wyczerpany psychicznie, a dzień się jeszcze dobrze nie zaczął.
- Nie ma za co, panie Potter. Nic jeszcze nie zrobiłem. - mruknął i zasiadł za biurkiem - Czarny Pan przejął Proroka.
- Co? - brunet spojrzał na niego z zaskoczeniem, na co mężczyzna prychnął.
- Mógłbyś czasami nie być takim ignorantem, Potter. Pomyśl...czy gazetę zainteresowałby atak na nic nieznaczącego wilkołaka? Wręcz przeciwnie. Byliby zachwyceni, że mają jednego odmieńca z głowy.
- Remus nie jest odmieńcem! - syknął.
- Jest, ty idioto! - warknął. Jego irytacja była wręcz namacalna. - W świetle prawa twój wilczek jest odmieńcem i nie zmienisz tego! Zamiast wykrzykiwać tu swoje bezsensowne przekonania, skupiłbyś się na czymś ważniejszym. Cały tekst wskazuje na to, że był to cios wymierzony w ciebie, a ty oczywiście jak zwykle jesteś zbyt ślepy, by to zauważyć...
Brunet zacisnął zęby z ledwo powstrzymywanej złości i wcale nie pomagał mu ironiczny uśmieszek, który wypłynął na usta Snape'a.
- Musisz przygotować się na to, że w najbliższym czasie może pojawić się wiele artykułów, które będą miały na celu zranienie cię. Wiem, że ciężko jest ci panować nad swoimi żałosnymi emocjami, które można czytać z ciebie, jak z otwartej księgi, ale musisz się hamować. Nie możesz pokazać, jak to na ciebie wpływa. Rozumiemy się?
Skinął sztywno głową, a następnie opuścił pomieszczenie. Był jednocześnie wściekły i zrozpaczony. Denerwował go Mistrz Eliksirów, który ciągle go krytykował, a załamany był z powodu ciężkiego stanu Remusa. Miał ochotę śmiać się z samego siebie, gdy przypominał sobie, jak myślał, że ten dzień może być wyjątkowo spokojny. Ruszył w stronę "swojej" sali, gdzie wreszcie mógł pozwolić sobie na kilka łez, które szybko starł. Przywołał gitarę akustyczną i zaczął grać jakąś smętną melodię, która sprawiała, że czuł się jeszcze gorzej. Jego oczy były zaszklone, gdy spojrzał w stronę drzwi, które wydawały głośny, skrzypiący dźwięk. W progu stał Draco Malfoy ze swoim nienagannym wyglądem i dwoma butelkami piwa kremowego lewitującymi obok niego. Zielonooki odwrócił szybko wzrok, chcąc ukryć swoją słabość, ale najwidoczniej mu się to nie udało, bo już po chwili poczuł silne ramiona, które oplotły jego klatkę piersiową. Szarpnął się, ale nie udało mu się wyrwać.
- Czego chcesz? - syknął, czując się oszukany. Ślizgon unikał go przez ostatnie dni, a teraz przyszedł i zachowywał się tak, jakby nigdy nic się nie stało. Poza tym ten dotyk...czuł się zdezorientowany.
- Cii... - szepnął i przycisnął go do siebie jeszcze mocniej - Przepraszam - przeczesał jego kruczoczarne włosy - Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Harry zaśmiał się histerycznie, czując absurdalność tej sytuacji, ale już nie próbował uciekać. Po pewnym czasie, Malfoy puścił go i otworzywszy dwie butelki piwa, podał mu jedną. Pili w ciszy, czasami zerkając na siebie, by zaraz uciec wzrokiem. Gryfon czuł, że powinien przerwać tę ciszę, zacząć jakiś temat, a najlepiej zainicjować rozmowę dotyczącą wydarzenia sprzed trzech dni, ale jakoś nie potrafił się za to zabrać.
- Więc...kim jest dla ciebie Lupin? - w oczach Draco pojawiło się jakieś dziwne uczucie, ale zanim brunet zdążył je zinterpretować, znikło.
- Remi jest moją jedyną rodziną. Tylko on mi pozostał. - szepnął i szybko wziął łyk piwa, żeby zamaskować swoje uczucia. Snape miał rację. Powinien bardziej się hamować.
- Och... - odmruknął - Nic mu nie będzie. Nie zadręczaj się tak. - Dezorientacja Harry'ego osiągnęła apogeum. W ogóle nie potrafił zrozumieć zachowania Ślizgona.
- Zachowujesz się...inaczej. - mruknął. Jedna z jasnych brwi powędrowała ku górze.
- No...e...jesteś jakiś milszy... - wydukał.
- Potter... - na twarzy Dracona pojawił się uśmieszek - ...ja wcale nie jestem miły. - powiedziawszy to, przysunął się do niego i objął go w pasie, przyciskając do siebie. Gryfon zarumienił się lekko i z wahaniem położył głowę na ramieniu blondyna.
Czuł się dobrze. I z przerażeniem zdał sobie sprawę, że nigdy nie powinno do tego dojść. Ale było już za późno.

____________________
Następny rozdział: 30.05

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 7

Witajcie po przerwie. Mam nadzieję, że nie zawiodę was tym rozdziałem, bo muszę przyznać, że naprawdę pisało mi się go bardzo ciężko ;p

Trill - zawstydzasz mnie, kochana. Naprawdę, Twoje komentarze sprawiają, że się rumienię. I są też niezwykle budujące. Dziękuję ;**

_________________________________________________________________________________

Harry po raz kolejny został obudzony przez puszystego futrzaka, któremu najwidoczniej się nudziło, ponieważ postanowił pobawić się w podgryzanie palców chłopaka. Ten powoli otworzył oczy i spojrzał z dezaprobatą na zwierzaka, choć jeden z kącików jego ust drgał w rozbawieniu.
- Puść - mruknął i zabrał palce, jednocześnie biorąc kociaka na ręce i sadzając na swojej klatce piersiowej. Leniwie przeczesywał miękkie futerko, słuchając rozkosznego mruczenia. Spojrzał na zegarek i otworzył szeroko oczy. Było dziesięć minut po godzinie ósmej. Ściągnął z siebie kociątko, które zamiauczało z niezadowolenia, ale brunet postanowił to zignorować i pobiegł szybko do łazienki, chcąc wziąć ekspresowy prysznic. Pięć minut później stał już przed niewielką szafą i zastanawiał się, co na siebie włożyć. Chciał dobrze wyglądać przed Philem. W końcu wyciągnął ciemnoszare rurki, które idealnie eksponowały jego zgrabne pośladki i czarną, luźną koszulkę z logiem Nirvany. Narzucił jeszcze ciemną, skórzaną kurtkę i przeczesał kruczoczarne włosy. Wyglądał całkiem nieźle, choć nie zdążył nawet podkreślić oczu czarną kredką, co ostatnio zdarzało mu się bardzo często.
Rzucił jeszcze okiem na futrzaka, który wciąż siedział na jego łóżku i napełniwszy miskę zwierzaka świeżym mlekiem, powiedział:
- Zostań tu.
Kot miauknął i odwrócił się do niego tyłem, najwidoczniej obrażony tym jawnym ignorowaniem jego jestestwa. Harry zachichotał, dopiero teraz zauważając ogromne podobieństwo między nim, a Malfoyem. Zbiegł po schodach i nie zważając na zaskoczone spojrzenia niektórych dziewczyn, przeszedł przez Pokój Wspólny. Szybkim krokiem przemierzał szkolne korytarze, kierując się w stronę przejścia prowadzącego do piwnicy Miodowego Królestwa. Postanowił, że aportuje się stamtąd do mugolskiego baru. Sprawdził godzinę. Miał jeszcze piętnaście minut. Dotarłszy do odpowiedniego miejsca, rozejrzał się wkoło, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie zabrał ze sobą peleryny niewidki. Miał tylko nadzieję, że nikt poza osobami znajdującymi się w Wieży Gryffindoru, nie widział go. Sprawdził raz jeszcze, czy jest sam i wszedł do długiego tunelu, którym w trzeciej klasie wymykał się do Hogsmeade.
Szedł szybko, co chwila zerkając na zegarek. Nie chciał się spóźnić. Gdy wreszcie dotarł do końca, odetchnął głęboko, a w piwnicy można było usłyszeć odgłos trzaskania. Aportował się.

***

Bar był nieduży. Dosyć przeciętny, jak na standardy Londynu, w sam raz dla zgorzkniałych, czterdziestoletnich kawalerów oraz młodych buntowników, którzy nie wiedzą co zrobić ze swoim życiem. Malvin przyciągał do siebie wyrzutków, odmieńców i różnych typów spod ciemnej gwiazdy. Przyciągnął również Phila, który stał się stałym klientem i zaprzyjaźnił się z właścicielem, starszym mężczyzną, który swą złośliwością mógł dorównywać nawet Snape'owi. Harry po raz pierwszy przyszedł tu z chłopakiem, gdy udało mu się pokonać lęk przed kontaktem z nim. Właśnie wtedy uległ dziwnemu, trochę przerażającemu urokowi tego miejsca i zalał się w trupa, tracąc kontakt z rzeczywistością. Teraz, dokładnie dwa miesiące po tym wydarzeniu, stał przed wejściem, a na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech. Odetchnął i przekroczył próg, czując tę specyficzną woń tytoniu i alkoholu.
Rozejrzał się, szukając wzrokiem znajomej sylwetki. Widząc szczupłego chłopaka w glanach, ruszył w stronę baru, starając się pozostać dla niego niewidocznym. Mrugnął okiem do znajomego barmana i stanął za plecami przyjaciela, jednocześnie zakrywając mu oczy swoimi dłońmi. Ten drgnął, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu.
- Witaj kocie. - zamruczał i odwrócił się do Harry'ego, który uśmiechał się szeroko.
- Cześć - zarumienił się, gdy poczuł wargi przyjaciela na swoich. Phil miał taki zwyczaj witania się z przyjaciółmi, co niesamowicie peszyło, a kiedyś nawet przerażało Gryfona.
Zielonooki spojrzał na przyjaciela. Tak bardzo za nim tęsknił...
Przed nim stał wysoki, szczupły chłopak o czarnych, gęstych włosach, zgolonych po bokach. Miał duże, brązowe oczy i ostre rysy twarzy. Jego ciało w dużej mierze było pokryte tatuażami. W jego uszach widniały tunele, a w języku można było zauważyć srebrny kolczyk. Ubrany był w ciemne jeansy, czarną, luźną koszulkę na ramiączkach i glany. Na jego nadgarstkach widniały pieszczochy. Harry uśmiechnął się. Dla niego Phil był idealnym chłopakiem, ale wiedział, że będzie lepiej, gdy pozostaną jedynie przyjaciółmi. Chłopak był mugolem, a zielonooki nie chciał się ujawniać i sprowadzać na niego zagrożenia. Już zbyt wiele osób stracił, by teraz ryzykować.
- Czego się napijesz? - zapytał brązowooki, gdy Gryfon zajął już swoje miejsce.
- Piwo - mruknął. Starszy chłopak kiwnął na barmana i złożył zamówienie, a następnie odwrócił się bardziej w stronę bruneta i uśmiechnął szeroko. - Co tam u ciebie?
Harry zastanowił się. Nie za bardzo wiedział od czego ma zacząć.
- W szkole wydało się, że jestem gejem. - mruknął i napił się piwa, które właśnie w tym momencie pojawiło się tuż przed nim.
- I jak tam? Wielki coming out, czy raczej bez fajerwerków? - brązowooki przeczesał swoje krótkie włosy, które wyglądem przypominały teraz koguci grzbiet.
- Wręcz odwrotnie - jego głos stał się cichszy - Ludzie mnie nienawidzą. Nawet moi przyjaciele. Wszyscy uważają mnie za zboczeńca.
- O czym ty mówisz? - na twarzy Phila pojawiło się zaskoczenie. - Chcesz mi powiedzieć, że w twojej szkole nie ma ani jednej tolerancyjnej osoby? Albo homoseksualisty?
- Pewnie są, ale się nie ujawniają. Nie chcą przechodzić tego, co ja - mruknął posępnie i dokończył picie złocistego płynu, który nie wiadomo kiedy zniknął - Jeszcze jedno. - kiwnął w stronę Stevena, chłopaka robiącego za barem.
- Przejebane. - skomentował. - Ale nie zadręczaj się tak, kocie. Zawsze masz mnie i Alice, hm?
- Jasne - Gryfon posłał mu szeroki uśmiech. Cieszył się, że poznał tę dwójkę, choć niekoniecznie chciał, by odbyło się to w takich okolicznościach. Wrócił wspomnieniami do wydarzeń z początku wakacji.

Harry obudził się z przeświadczeniem, że coś jest nie tak. Przecierając zaspane oczy, rozejrzał się wkoło i z zaskoczeniem stwierdził, że znajduje się w jakimś garażu. W środku znajdowały się różne instrumenty muzyczne, kanapa, na której leżał oraz stolik i cztery krzesła. Wyglądało to raczej żałośnie i przez chwilę Gryfon zastanawiał się, co się stało. Poczuł przeszywający ból w dole pleców i znieruchomiał. W jednej chwili do jego zamroczonego umysłu zaczęły napływać wspomnienia. Otworzył szerzej oczy i jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Ostatnie co pamiętał to ucieczkę z domu tego...tego faceta. A co jeśli on go znalazł? Co jeśli zamknął go w jakimś opuszczonym miejscu, gdzie nikt go nie znajdzie? Harry poczuł, jak zimny pot spływa po jego plecach. Zatrząsł się gwałtownie i bardziej okrył puchatym kocem, który ktoś mu zostawił. Bał się. Bał się tego, co mogą przynieść najbliższe minuty, godziny. Opadł na zaskakująco miękką kanapę, a z jego oczu popłynęły łzy. Jedna, druga, trzecia... 
Drgnął. Do jego uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Zacisnął mocno powieki, zbyt przerażony, by spojrzeć na osobę, która weszła do środka. 
- Widzę, że już się obudziłeś. - Cichy, męski głos sprawił, że z jego szmaragdowych oczu pociekło jeszcze więcej kryształowych kropel. - Przyniosłem tabletki przeciwbólowe i wodę. 
- Zostaw mnie. - wyszeptał, a jego gardło ścisnęło się ze zdenerwowania. 
- Hej, spokojnie - delikatny dotyk na ramieniu spowodował nagłe podskoczenie bruneta, który wbił przerażony wzrok w pochylającego się nad nim, chłopaka. Podkulił nogi i objął się ramionami przez co wyglądał jak zabiedzony kotek. 
- Cze-ego chcesz? - wyjąkał, jednocześnie starając się zignorować przeszywający ból, który paraliżował całe jego ciało. 
- Hej, hej. Spokojnie kociaku. - nieznajomy odsunął się i wyciągnął dłonie w obronnym geście - Nic ci nie grozi. Chcę ci dać tylko tabletki. Wiem, że cię boli... - zagryzł wargę. 
Gryfon uniósł niepewnie wzrok, wciąż nie wiedząc, czy może zaufać chłopakowi. Jego głos wydawał się być szczery, ale Harry znał już wielu naprawdę dobrych kłamców i sam już nie wiedział, co miał zrobić. 
- T-tylko nie p-podchodź. - powoli wyciągnął dłoń i wziął dwie pastylki, które szybko łyknął i popił wodą. Miał nadzieję, że nie popełnił kolejnego błędu, który może okazać się dla niego katastrofalny w skutkach. Powoli ułożył się na miękkiej sofie, nie spuszczając wzroku z nieznajomego. 
- Jak się tu znalazłem? - zapytał cicho. 
Brązowooki uśmiechnął się przyjaźnie i przystawił sobie jedno z krzeseł, a następnie rozsiadł się na nim wygodnie i wbił wzrok w bruneta. 
- Znaleźliśmy cię z Alice w parku. Byłeś nieprzytomny i rozpalony. Majaczyłeś. Postanowiłem, że przyniosę cię tutaj i spróbuję pomóc.
- Dlaczego? 
- Dlaczego, co? 
- Dlaczego mi pomogłeś?
Chłopak w odpowiedzi uniósł jedną brew, co Harry'emu od razu skojarzyło się z nieznośnym Mistrzem Eliksirów. 
- To raczej oczywiste. Potrzebowałeś pomocy, więc ci jej udzieliłem. Poza tym nie tylko ja, ponieważ to Alice była pierwszą, która cię znalazła i zaproponowała to miejsce. 
Harry speszył się lekko, a na jego policzkach wykwitły delikatne rumieńce. 
- Dziękuję - szepnął. 
- Nie ma za co. A teraz idź spać. Potrzebujesz wypoczynku. - Wstał, odstawił krzesło na odpowiednie miejsce i ruszył do wyjścia. Nim jednak przekroczył próg, usłyszał za sobą cichy głos: 
- Jak ci na imię? 
Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. 
- Phil. Jestem Phil/ - powiedziawszy to, wyszedł. 
- A ja Harry... - szepnął w przestrzeń i powoli zamknął oczy, zapadając w objęcia Morfeusza. 


Harry potrząsnął głową, budząc się z letargu. Spojrzał ze zdezorientowaniem na przyjaciela, który wpatrywał się w niego dziwnym wzrokiem.
- Coś nie tak? - zapytał.
- Nie nic... - wzruszył ramionami. - ...tylko odpłynąłeś na jakieś dziesięć minut.
Harry zarumienił się lekko i burknął coś, co zapewne miało brzmieć jak ,,sorry''.
- Spoko - upił łyk swojego drinka - Więc o czym tak intensywnie myślałeś?
Gryfon upił łyk drugiego piwa i wbił wzrok w kufel.
- Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Taa...to wydaje się być tak odległe, a minęły jedynie trzy miesiące. - Phil zaśmiał się beztrosko.
- Yhym - mruknął w odpowiedzi i w tej samej chwili poczuł szturchnięcie w bok. Spojrzał ze zdziwieniem na brązowookiego, którego oczy błyszczały zadziornie.
- Masz może...kogoś na oku? - szepnął. Gryfon nie wiedział dlaczego nagle atmosfera zrobiła się tak napięta, ale wiedział, że musiał to przerwać zanim cokolwiek się w ogóle zacznie. Nie mógł ryzykować.
- Właściwie to...chyba tak. W mojej szkole jest taki chłopak...on chyba jest mną zainteresowany. - postanowił zignorować nagły przebłysk emocji, który pojawił się na twarzy przyjaciela i przypominał mu coś na kształt zawodu.
- Chyba? - wykrztusił, starając się nie okazywać zbyt dużego rozczarowania odpowiedzią bruneta. Kiedyś wydawało mu się, że podoba się Harry'emu, ale najwidoczniej było już za późno i w jego życiu pojawił się ktoś inny... Nie, nie miał mu tego za złe. Wiedział, że pomiędzy nimi jest zbyt wielka przepaść, chociażby ta związana ze szkołą chłopaka. Musiał przełknąć gorycz w swoim gardle i być dla niego przyjacielem. Tylko przyjacielem.
- Znaczy...no bo sam już nie wiem... - wydukał.
- Czyli...? - drążył dalej. Chciał się dowiedzieć jak najwięcej i mieć pewność, że żaden idiota nie skrzywdzi kociaka.
- Wiesz...przez ostatnie parę lat byliśmy wrogami i sądziłem, że teraz będzie tak samo, ale...coś się zmieniło. Sam nie wiem co. On...jest wszędzie. Ciągle widzę go w pobliżu. Raz nawet spędziliśmy razem wieczór i było...przyjemnie. A ostatnio dostałem od niego kotka...
- Kota? - jedna z brwi brązowookiego powędrowała ku górze.
- Noo... - Harry zaczerwienił się lekko. - ...jest uroczy. I tak samo obrażalski jak Draco. - zachichotał, przypominając sobie obrażonego kociaka i to jego wyniosłe spojrzenie srebrzystych oczu.
- Draco...dziwne imię - mruknął. Nic nie mógł poradzić na to, że odczuwał drobne ukłucia zazdrości. Starał się jednak je zignorować, ale nie zawsze mu się to udawało.
- Faktycznie, jest nietypowe. Tak jak cały on. - Gryfon nie wiedział, dlaczego tak mówi. Chciał jedynie ostudzić zapał przyjaciela, a nie opowiadać o Malfoyu...i to z takim ciepłem w głosie. To było niepokojące, ale zarazem...prawdziwe. Blondyn ostatnimi czasy bardzo się zmienił i mimo że na jego twarzy wciąż widniał ten irytujący uśmieszek pełen wyższości to...było inaczej. Na dodatek ten kot. I wspólne słuchanie muzyki. Harry aż do teraz, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo wpłynęła na niego ta zmiana w zachowaniu Ślizgona. Patrzył teraz na niego w inny sposób...jak na chłopaka, a nie wroga. I chyba właśnie ta myśl przeraziła go najbardziej. Bo Draco był kimś, na kogo nie powinien tak patrzeć. Był kimś, kto potrafił mamić zmysły, a następnie ranić. Sam widział ile dziewczyn wylewało przez niego łzy... Więc czemu pomyślał o nim, jak o kandydacie na partnera? Potrząsnął głową. Chyba alkohol zaczął mieszać mu w głowie.
Spojrzał na Phila. Ten wpatrywał się w niego z poważną miną, co jeszcze bardziej wytrąciło Pottera z równowagi. Odwrócił wzrok.
- Chciałbym kiedyś poznać tego twojego Draco. - powiedział cicho.
- On nie jest mój! - syknął, ale jedyną odpowiedzią był tajemniczy uśmieszek, wypływający na twarz starszego chłopaka.

***

Harry czuł się świetnie. W jego głowie przyjemnie szumiało, a myśli mieszały się ze sobą, tworząc kolorowy wir pełen różnorakich barw. Potykając się o własne nogi, przemierzał ciasny tunel prowadzący do Hogwartu, a z jego ust co chwila wydobywał się wesoły chichot, gdy omal nie upadał na twarde podłoże. Już dawno nie czuł takiego rozluźnienia, jak w tamtej chwili. Niestety, wszystko musi mieć kiedyś swój koniec i tak było tym razem, gdy wyszedł z tajemniczego przejścia, spotykając wściekłe spojrzenie szarych tęczówek. Zrobił głupią minę i rozchylił wargi, zbyt zaskoczony widokiem zdenerwowanego blondyna.
- Ty bezmyślny idioto... - zaczął i powoli podszedł do bruneta - ...jesteś...całkowicie zalany! - syknął.
Gryfon zachichotał i przyłożył palec do malinowych ust.
- Cii... - szepnął. - K-ktooś c-cię usłyszyyyyy...
- Zamknij się! - warknął i wczepił swoje długie palce w ramię bruneta, szarpiąc nim - Idziemy!
Harry'emu zakręciło się w głowie od nagłego pociągnięcia. Przyłożył dłoń do czoła i starając się nie zwymiotować na środku korytarza, dał się pociągnąć Malfoyowi, nie zważając na kierunek, w którym się poruszają. Był tak zamroczony, że nawet nie zauważył, gdy przeszli przez jakieś drzwi i znaleźli się w pustym Pokoju Wspólnym Slytherinu. Jego otępiały umysł rejestrował tylko odgłos szybkich kroków blondyna, który starał się nie wywrócić, ciągnąc zataczającego się chłopaka.
Kolejne drzwi i ręka zielonookiego została uwolniona. Zachwiał się i w ostatniej chwili podparł o ścianę, aby się nie przewrócić. Dopiero teraz zaczęło do niego docierać, że został gdzieś zaciągnięty, ale nie potrafił zrozumieć gdzie.
- Gdzieeee jestee-eśmy? - wydukał.
- W mojej prywatnej komnacie, ty idioto - syknął. Usta bruneta uformowały się w małe: 'o' .
Szarooki wywrócił oczami i pociągnął Gryfona w stronę łóżka. Pchnął go, a ten upadł, przez co żołądek wywrócił mu się na drugą stronę. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
- O nie...Potter nie waż się zwymiotować na moje łóżko! Wynocha do łazienki! Potter...Potter, do jasnej cholery, Potter!
A potem była już tylko ciemność.

***

Harry obudził się, czując przeszywający ból głowy i suchość w ustach. Jednocześnie, czuł jakiś dziwny ciężar i gorąco, które było zadziwiające przyjemne i najchętniej leżałby tak jeszcze długo, gdyby nie okoliczności. Otworzył powoli oczy...i zbladł. Leżał w nieznanym pomieszczeniu, wtulony w alabastrową szyje, a jego tors obejmowało czyjeś ramię. Męskie ramię. Przełknął ślinę i zacisnął na chwilę oczy. Ostatnie co pamiętał to spotkanie Malfoya, który...który co? Nie mógł sobie przypomnieć. Odetchnął głęboko i spróbował raz jeszcze.
Próżnia. Tylko tak mógł określić swój umysł, który jak na złość nie chciał współpracować. Powoli otworzył oczy i uniósł głowę. Alabastrowa skóra, blade usta i blond kosmyki okalające szczupłą, pociągłą twarz. To był Malfoy! Jego serce zabiło gwałtowniej. Spał wtulony w Malfoya!
Przyjrzał się blondynowi. We śnie jego rysy twarzy były łagodniejsze, a on wydawał się spokojniejszy i delikatniejszy.
I Harry'ego po raz pierwszy uderzyła myśl, że Draco jest piękny. Jego niespotykany kolor włosów oraz jasna skóra sprawiały, że wydawał się być taki...nierzeczywisty.
Idealny - pomyślał i od razu zbeształ się za tę myśl, która w ogóle nie powinna się pojawić.
Szturchnął śpiącego chłopaka i syknął:
- Malfoy, wstawaj!
Blade powieki poruszyły się, a chwilę później brunet mógł obserwować szare, zamglone oczy, które patrzyły na niego z konsternacją.
- Czego chcesz, Potter? Idź spać. - mruknął i zamknął oczy.
- E... - nie wiedział co powiedzieć. Ślizgon w ogóle nie wydawał się być zdziwiony, że przytula do siebie swojego największego wroga. Czyżby pomiędzy nimi coś zaszło?
Zbladł, a jego głowę przeszył bolesny impuls.
- Malfoy! - warknął. Szarooki westchnął i spojrzał na niego, widocznie zirytowany.
- Mógłbyś się zamknąć? Chciałbym jeszcze pospać, wstaje dopiero o siódmej. - syknął, ale Harry zignorował jego wypowiedź i zaczął:
- Czy my...czy między nami coś zaszło? - wydukał, a na jego oliwkowych policzkach wykwitł krwisty rumieniec.
Chłopak spojrzał na niego, jak na idiotę.
- Nawet gdybym chciał to nie byłeś w stanie. Najpierw zarzygałeś mi podłogę, a następnie padłeś i już się nie obudziłeś. - mruknął, a na jego twarzy pojawiło się nieskrywane obrzydzenie - Musiałem sprzątać twoje wymiociny, Potter. To ohydne.
- Um...przepraszam - teraz rumieniec obejmował już szyje i opaloną klatę piersiową.
- Taa...nieważne. Porozmawiamy później. A teraz idź spać. - ziewnął.
Potter leżał przez chwilę w ciszy, a w jego głowie, jak echo, powracały słowa: ,,Nawet gdybym chciał...'' Co to miało znaczyć? Czyżby Draco naprawdę był nim zainteresowany?
- Malfoy. - szepnął i szturchnął go lekko.
- Kurwa! - warknął szarooki i spojrzał na niego z mordem w oczach. - Czego ty jeszcze chcesz?!
- Przepraszam...ja...może już pójdę...
- Nie! - krzyknął, co wywołało zaskoczenie na twarzy bruneta. Szybko się jednak zreflektował i spokojnym już głosem, powiedział:
- Zostań. I powiedz mi wreszcie, czego chciałeś.
- Um...masz może eliksir na kaca?
Blondyn bez słowa podniósł się z łóżka i zniknął za drzwiami, które zapewne prowadziły do łazienki. W tym czasie Potter przesunął się bardziej w lewo, nie chcąc leżeć na tej samej połowie, co Ślizgon.
- Masz - usłyszał i dopiero teraz zorientował się, że ten już wrócił i teraz stał nad nim, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem.
Chwycił flakonik i szybko wypił całość, czując niesamowitą ulgę rozchodzącą się po całym ciele.
- Dzięki - mruknął i ułożył się wygodnie, czując ugięcie materaca z drugiej strony. To było takie dziwne... Leżał w jednym łóżku ze swoim wrogiem i czuł się...dobrze. Nawet nie chciało mu się wstawać. Łóżko było takie miękkie i wygodne, a delikatny zapach unoszący się w powietrzu mamił jego pobudzone zmysły.
Czuł już to znajome otępienie i rozluźnienie, zapadając w objęcia Morfeusza, gdy poczuł jak silne ramiona przyciągają go i oplatają się wokół niego.
Jak przyjemnie... - pomyślał i z tą myślą, zasnął.

____________________
Następny rozdział: 16.05