sobota, 25 kwietnia 2015

Informacja i autoreklama

Kochani, naprawdę bardzo was przepraszam.  Brak mi weny i dopiero wczoraj zaczęłam pisać... I niestety powstało bardzo niewiele. Także wybaczcie mi to opóźnienie. Nie chcę pisać, kiedy pojawi się następny rozdział, bo szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, więc... będzie niespodzianka :D

Jeśli chodzi o autoreklamę... Nie ma rozdziału, ale jest link do mojego drugiego, nowo powstałego bloga o tutaj:

Opowiadania homoerotyczne

Mam nadzieję, że chociaż to niektórym z was zrekompensuje moją nieobecność tutaj.
Pozdrawiam ;)

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 29

Tydzień spóźnienia. Wiem. Przepraszam. Ale jestem z nowym rozdziałem i mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie.
Chciałabym wszystkim podziękować za komentarze. Bardzo mnie wspieracie i motywujecie do działania, bo siedząc nad tym rozdziałam, miałam wrażenie, jakby nie chciał się  skończyć... To nawet całkiem świetna myśl, ale wiecie, było ciężko walczyć z wyobraźnią i brakiem skupienia nad tym co robię. Ale wygrałam i oto jestem!
Chciałabym wam też życzyć zdrowych, wesołych świąt, smacznego jajka, mokrego dyngusa (choć zimno jest) i w ogóle udanych świąt!
Pozdrawiam ;)

____________________________________________________________________________

Seamus był zdenerwowany. Siedział na krześle, stojącym naprzeciw tego, na którym po raz kolejny zasiadł Krukon. Dzielił ich jedynie niewielki stolik, ale Gryfon cieszył się nawet z tego małego kawałka drewna.
Starał się siedzieć swobodnie, ale sam wiedział, że niezbyt mu to wychodzi i w jego postawie widać niespotykaną sztywność.
Tymczasem Daniel wydawał się aż nad wyraz spokojny i rozluźniony. Siedział rozparty na krześle, z jedną nogą zarzuconą na drugą i patrzył na niego zmrużonymi, niebieskimi oczyma, a na jego ustach można było dostrzec, pełen pogardy, uśmieszek. Seamus powoli zaczynał się nienawidzić za swoją słabość do tego chłopaka.
- Czemu mnie śledzisz?
Gryfon drgnął i przełknął wyraźnie ślinę, ze zdenerwowania zaczynając bawić się swoimi palcami.
- Wcale cię nie śledzę - mruknął, ciesząc się w duchu ze swojego głosu, który nawet nie zadrgał przy tym oczywistym kłamstwie. - Po prostu przechodziłem, zauważyłem cię, no i... tak - skończył płasko.
Krukon zaśmiał się dźwięcznie i pochylił do przodu, opierając łokcie na blacie stolika, przez co znalazł się jeszcze bliżej. Szatyn powstrzymał w sobie chęć odsunięcia krzesła w tył.
- Nie kłam. - Brunet uśmiechnął się drwiąco. - Jeszcze przed świętami widywałem cię tu niemal codziennie. - Wrócił do swojej wcześniejszej pozycji. - Czego ty chcesz, Finnigan? Rżnięcia?
Poczerwieniał gwałtownie i energicznie potrząsnął głową.
- Nie - burknął. Przecież nie zależała mu tylko na seksie... Dobra, może wcześniej faktycznie tak było i tak naprawdę wciąż był strasznie napalony na tego kolesia, ale w chwili obecnej jedynym jego pragnieniem była... randka. Tak naprawdę, rzadko kiedy chodził na randki. Zazwyczaj jego spotkania z chłopakami zaczynały i kończyły się tylko na jednym, ale w przypadku tego Krukona czuł coś innego... Chyba podświadomie chciał mu udowodnić, że nie jest dziwką, za którą ten go uważa.
- Nie? - Uniósł brew w ironicznym geście. - A myślałem, że zależy ci tylko na jednym... - Wydawał się napawać zawstydzeniem Gryfona, który schylił głowę, coraz bardziej zażenowany. Przy tym konkretnym chłopaku tracił całą swoją pewność siebie.
- Nic o mnie nie wiesz. Nie znasz mnie - wymamrotał w swoje kolana.
- Nie? Wspominałem już o tym, że byliśmy kiedyś z Blaise'em bliskimi... znajomymi? - Seamus drgnął i uniósł głowę. - On zawsze był bardzo gadatliwy...
- Co masz na myśli? - Przełknął ślinę.
- Hmm... podobno jesteś w tym naprawdę niezły... - Zerknął wymownie na swoje krocze. - Jeśli byś chciał...?
- Nie! - Wstał gwałtownie, patrząc na niego wściekłymi, brązowymi oczyma. - Jak śmiesz...?!
Wrzało w nim. Jak ten koleś mógł w ogóle zaproponować mu coś takiego... w taki sposób?!
Już miał się odwrócić i po prostu stamtąd odejść, olewając tego dupka, ale nim się zorientował, jego nadgarstek znów był trzymany w silnym uścisku. Tym razem jednak, Seamus, wściekły i rozżalony, wyrwał się, patrząc z grymasem na Daniela, który pozostał spokojny i opanowany.
- Poczekaj - mruknął Krukon, nie dotykając go jednak po raz kolejny. - W takim razie... czego ode mnie chciałeś?
Finnigan zagryzł wargę, zastanawiając się, czy jest sens teraz o tym mówić; czy się nie zbłaźni. Patrząc na zachowanie bruneta ten zapewne go wyśmieje, ale... czy miał coś do stracenia?
- Chciałem randki... - mruknął, spuszczając wzrok. Krępowało go to.
- Randki? - Starszy chłopak nie krył zdziwienia.
- Ta, randki - burknął. - Bawi cię to?
Nie otrzymał jednak od razu odpowiedzi, a poczuł jedynie jak chłopak przysuwa się do niego. Blisko, bardzo blisko, naruszając jego przestrzeń osobistą.
- Jeśli wyjście do Hogsmeade nie zostanie odwołane, będziesz miał tę randkę - szepnął i pochylił się, niemal muskając jego ucho. - Znajdę cię.
I odszedł, a Seamus opadł na krzesło, cały czerwony i rozemocjonowany. Czy on właśnie umówił się na randkę z przystojnym brunetem?
Na jego usta wypłynął uśmiech. Prawdziwy, szczery uśmiech jaki nie gościł na jego twarzy już od dłuższego czasu. Po raz pierwszy chyba poczuł takie przyjemne ciepło w środku. I nie mógł przestać się z tego cieszyć. Chyba nawet nie chciał.

***

Wycieczka do Hogsmeade nie została odwołana, ponieważ profesor McGonagall stwierdziła, że szkoła powinna funkcjonować normalnie, mimo wszystko. Harry jednak nie poszedł wraz z Draco do wioski, co zdecydowanie nie było po myśli drugiego chłopaka, który się zwyczajnie wściekł i obrażony poszedł wraz z Pansy i Blaise'em. Gryfon nie mógł powiedzieć, że nie zrobiło mu się przykro. Sądził, że Draco to zrozumie, tak jak zrozumiał, gdy Phil umarł. Najwidoczniej się przeliczył. W ogóle odniósł wrażenie, że przez te kilka dni bardzo oddalili się od siebie i Harry wiedział, że było to głównie z jego winy, choć zmienne nastroje Malfoya wcale nie pomagały. Ten wydawał się być bardziej rozdrażniony niż zwykle, od kiedy w szkole pojawił się Lupin. Potter nie potrafił tego zrozumieć. Zależało mu, żeby Draco polubił Remusa, ale... chyba stało się całkiem odwrotnie.
Harry nie był smutny, ale z pewnością nie czuł się najlepiej. Liczył na to, że spędzi ten dzień ze swoim chłopakiem i... pierwszy raz od kilku dni miał ochotę, żeby się do niego zwyczajnie przytulić. W ostatnim czasie unikał jakiegokolwiek kontaktu fizycznego i widział, że Ślizgona to frustruje, ale... nie potrafił inaczej. Czuł się fatalnie. Psychicznie i fizycznie. Wciąż nie poukładał sobie wszystkiego w głowie w związku ze śmiercią dyrektora i zdradą Snape'a. Przestał też liczyć dni, w których jego żołądek nie protestował z samego rana i nie wywracał się na drugą stronę. Takich dni po prostu nie było. Zaczął się zastanawiać, czy w końcu nie iść z tym do pani Pomfrey, bo miał już tego serdecznie dość. Nie miał pojęcia co się dzieje z jego organizmem. A Draco... nie pomagał, wciąż klejąc się do niego w ten nieznośny, napastliwy sposób, który Harry'ego doprowadzał do szału. On po prostu nie chciał i tyle. Nie miał ochoty. Tak ciężko to zrozumieć?
Nie wiedzieć nawet czemu, ich związek przechodził kryzys i Gryfon nie wiedział co z tym począć, wciąż zastanawiając się nad jakimiś rozwiązaniami. A Draco? Draco poszedł bawić się do Hogsmeade, mając go kompletnie w dupie. I kiedy właściwie to się stało?

***

Zapukał w uchylone drzwi i wszedł do środka, nawet nie czekając na zaproszenie. Znalazł Remusa siedzącego za biurkiem i pochylonego nad jakimiś papierzyskami.
- Cześć - mruknął.
Wilkołak podniósł głowę i spojrzał na niego z zafrasowaniem, które szybko zniknęło z jego twarzy, zastąpione uśmiechem.
- Witaj, Harry. Dobrze cię widzieć. - Wstał. - Herbaty?
- Um, jasne. - Ruszył za mężczyzną do jego komnat. - Nie przeszkadzam ci?
- Nie. Przerwa dobrze mi zrobi. - Uśmiechnął się. - Nie wiedziałem, że będąc waszym opiekunem, będę miał tyle obowiązków.
- Właśnie... a ty nie powinieneś być teraz z uczniami w wiosce?
- Nie dam rady... - mruknął. - Pełnia za dwa dni.
- No tak... Faktycznie słabo wyglądasz... - Usiadł na bordowej kanapie.
- Dzięki.
- E... - Zmieszał się. - No wiesz o co mi chodziło...
- Jasne. - Wzruszył ramionami. - Często to słyszę. - Postawił tuż przed nim, na jasnym, drewnianym stoliczku, filiżankę z herbatą. - Co tam u ciebie, Harry? Jak się trzymasz?
Potter zmarszczył brwi, zastanawiając się przez chwilę, a następnie, patrząc na swoje dłonie, wymamrotał:
- Nie najlepiej. Poza tym ostatnio przestałem dogadywać się z Draco, więc... nie jest dobrze.
- Pokłóciliście się?
- Nie... znaczy... nie wiem. Ostatnio... - Poczerwieniał. - Ostatnio jego dotyk mnie drażni, a on cały czas chce mnie przytulać i... no tak. A dziś obraził się, bo nie chciałem iść z nim do Hogsmeade. Ale... ja nie potrafiłem iść się bawić, jakby nic się nie stało. Przecież dyrektor umarł nieco ponad tydzień temu. To... za wcześnie. - Siorbnął swojej herbaty, parząc sobie przy tym język. Skrzywił się.
- Rozumiem. - Remus posłał mu zatroskane spojrzenie. - Może powinieneś iść z nim na kompromis i spędzić z nim trochę czasu. Pewnie ostatnio przed nim uciekasz, co?
- Um... może trochę. - Spuścił głowę.
- I pewnie dlatego się zdenerwował. Liczył na to, że spędzi z tobą czas, a ty po raz kolejny go... hmm... olałeś?
- Nie olewam go - burknął.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nie miałem lepszego słowa.
Siedzieli tak chwilę w ciszy, pijąc herbatę i rozmyślając nad wieloma sprawami. Harry doszedł do wniosku, że Remus miał rację i postanowił, że się poprawi. Nie chciał stracić Draco.
- Dzięki. - Posłał wilkołakowi uśmiech.
- Nic nie zrobiłem. - Również się uśmiechnął. - Harry?
- Hmm...?
- Nie chcesz mi o czymś powiedzieć?
- E... nie...?
Remus zlustrował go uważnym spojrzeniem.
- Skoro nie... - Spojrzał gdzieś w bok. - Masz może ochotę na ciastka?

***

Chuchnął na swoje zmarznięte dłonie, rozglądając się na boki. Stał w pobliżu "Trzech Mioteł" i z każdą kolejną upływającą minutą, tracił nadzieję. Może on jednak nie przyjdzie? Może sobie z niego zakpił? Seamus tak naprawdę nawet nie wiedział, gdzie ma na niego czekać, bo przecież nie umawiali się dokładnie. Nie ustalili ani miejsca ani godziny. Cholera.
A wiało coraz mocniej.
Chciał wejść do środka i ogrzać się, ale... ale wciąż miał nadzieję, że... że może jednak...
- Mówiłem, że cię znajdę.
Drgnął, słysząc znajomy głos tuż za sobą. Odwrócił się i ujrzał wysokiego chłopaka w czarnym, grubym płaszczu, z rozwianymi, kruczoczarnymi włosami.
"Powinien mieć czapkę" - pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.
Spojrzał za to oczarowanym wzrokiem na jego zaczerwienione od mrozu policzki i spierzchnięte usta. Taki przystojny...
- No hej - mruknął. - Wchodzimy? - Wskazał na wejście do knajpy.
- No coś ty. Randka wśród tych wszystkich ludzi? - Zaśmiał się i pokręcił głową. - Chodź. Wszystko już przygotowane.
Finnigan zmarszczył brwi, ale posłusznie ruszył za Krukonem, chowając dłonie w kieszeniach swojego płaszcza. Szli równym rytmem, w nieznanym chłopakowi kierunku, a cisza między nimi przedłużała się coraz bardziej, krępując szatyna.
Cholera, o czym oni mieli ze sobą rozmawiać? Seamus usilnie starał się znaleźć jakiś temat, który nie byłby związany z tą okropną pogodą, ale nic nie chciało przyjść mu do głowy. Był tak pogrążony w swoich myślach, że nie zwracał uwagi na to, gdzie idą, więc został więcej niż zaskoczony, gdy wpadł na drugiego chłopaka i odbił się od niego, niemal się wywracając.
- Hej, uważaj. - Brunet złapał go w pasie, w ostatniej chwili ratując przed wylądowaniem w śniegu. - Już jesteśmy.
Młodszy chłopak sapnął, odetchnął, a następnie zmieszał, gdy zdał sobie sprawę jak blisko jest drugiego chłopaka. I gdzie ten trzyma swoje dłonie. Nie bez żalu, wyplątał się z jego objęć i rozejrzał, a to co ujrzał niemal zmroziło krew w jego żyłach.
- Chyba żartujesz... - mruknął, czując przypływ strachu.
- Daj spokój. Myślałem, że Gryfoni to ci odważni... - Posłał mu kpiący uśmiech.
- Ale tam straszy!
- Pieprzenie... - Machnął dłonią. - Idziesz, czy nie?
Nie podobało mu się to, ale... nie mógł teraz zrezygnować.
- Idę - burknął.

***

- Nie podoba mi się to.
Schody trzeszczały nieprzyjemnie, gdy powoli wchodzili na piętro. Seamus co rusz rozglądał się wokół, tak naprawdę tylko czekając aż coś na nich skoczy, ale jak na razie nic takiego nie miało miejsca. Weszli w końcu na piętro i Gryfon został poprowadzony przez brudny, zniszczony korytarz do drzwi znajdujących się na samym końcu.
- Otwórz. - Krukon wskazał na metalową klamkę, posyłając mu delikatny uśmiech.
Zawahał się. A później nacisnął klamkę i pchnął, a jego oczom ukazała się... taka sama rudera, jak cały ten dom. Z jednym wyjątkiem.
- Wow - szepnął, patrząc na starą, drewnianą podłogę, na której ułożono duży koc, a na nim miskę z truskawkami, szampana i ciasto czekoladowe. Do tego jeszcze dwie poduszki, wyglądające na bardzo miękkie.
- Podoba ci się?
- Ja... tak. - Kiwnął nieprzytomnie głową. Był oczarowany. Może nie było to nic niezwykłego, ale nie spodziewał się. Sądził, że pójdą po prostu do "Trzech Mioteł" i napiją się piwa kremowego, a tu... taka niespodzianka.
Trochę jak w transie, podszedł do koca, wziął poduszkę i zasiadł na niej, czując przyjemną miękkość pierzy. Uśmiechnął się do starszego chłopaka, który nagle zaczął wyglądać na skrępowanego. Dziwne.
- Dołączysz do mnie?
- Tak, jasne. - Brunet wziął swoją poduszkę i zasiadł tuż obok.
Zapadła cisza. Seamus był zawstydzony i skrępowany i nie miał pojęcia o czym rozmawiać z Krukonem. W końcu, przełykając głośno ślinę, wymamrotał:
- Jak to się stało, że tak szybko zmieniłeś zdanie?
- Hmm...? - Brunet patrzył na niego jakoś tak... nieprzytomnie. - Ale co?
- No wiesz... - Spuścił głowę, trochę żałując, że zaczął ten temat. - Najpierw potraktowałeś mnie jak kurwę, a później... później się ze mną umówiłeś...
Przez chwilę panowała cisza. Finnigan słyszał bicie swojego serce, gwałtowne i nieznośnie głośne. Mógł o tym nie wspominać. Może wszystko popsuł i Daniel się zdenerwował? Merlinie, nie chciał tego.
Drgnął, czując dotyk palców na swoim podbródku. Brunet uniósł jego głowę i spojrzał na niego twardym, nieznoszącym sprzeciwu, wzrokiem.
- Nie jesteś kurwą. - Otworzył usta, chcąc mu przypomnieć, że jeszcze tydzień temu tak go potraktował, ale... - Nie, poczekaj. Nie jesteś. Nieważne co zrobiłem i mówiłem. Nie jesteś. - Przejechał kciukiem po jego dolnej wardze. - Kiedyś ci wszystko wytłumaczę. Obiecuję. - Odsunął się. - Chcesz ciasta?
- Ja... - Pokręcił głową, całkowicie zmieszany. Co tu się właśnie wydarzyło? - Tak, poproszę.
Postanowił nie drążyć tematu. Daniel obiecał mu, że to wyjaśni i... uwierzył mu. Chyba.
- Um, często tu przychodzisz? - zapytał, biorąc talerzyk z kawałkiem pysznie wyglądającego ciasta.
- Zdarza się. To ciekawe miejsce. Zdradzić ci tajemnicę?
- Yhym. - Skinął głową, biorąc kawałek do ust. - Mhm, dobre.
Krukon przysunął się bliżej niego i iście dramatycznym głosem, mruknął:
- Kiedyś przebywał tu wilkołak.
- Serio? - Otworzył szerzej oczy. - Wiesz kim był?
- Nie. - Pokręcił głową. - Zniknął jakoś po czwartej klasie i już nie wrócił.
- Yhym... - Spoglądał na niego spod przymrużonych powiek, nieświadomie zagryzając dolną wargę. - I nie bałeś się?
- Nie. - Wzruszył ramionami. - Pojawiał się tu tylko podczas pełni, a ja nie byłem takim idiotą, żeby wtedy tu przychodzić... - Uśmiechnął się dość ironicznie.
- No tak. - Spłonił się. - Może otworzymy szampana?
- Jasne. - Wziął butelkę i podał mu kieliszki. - Jest bezalkoholowy, bo nie wiedziałem czy pijesz. Wiem, że to nie jest odpowiednia pora na szampana, ale on pasuje do truskawek i... no tak - skończył płasko.
- Hej, spokojnie. - Uśmiechnął się. - Jest świetnie.
Daniel nalał złocisty płyn do kieliszków, a następnie odstawił butelkę, wziął jeden z kieliszków i po zastanowieniu... jego też odstawił.
- Hmm...? - Finnigan spojrzał na niego z zaskoczeniem. - Coś się stało?
- Mogę cię pocałować? - wypalił.
Szatyn omal nie zakrztusił się szampanem.
- Ja... - Spojrzał na niego dość... nieśmiało, jak na siebie. - Tak.
Odstawił kieliszek i pozwolił objąć się i przysunąć do drugiego, gorącego ciała.
Daniel położył dłoń na jego policzku, obejmując go wręcz... czule, a następnie przysunął twarz jeszcze bliżej i musnął jego usta. Tak cholernie delikatnie...
To było przyjemne. Takie pocałunki. Delikatne i czułe, może nawet trochę nieśmiałe. Seamus nigdy się tak nie całował i... podobało mu się to. Nie był przyzwyczajony do tak powolnego tempa, ale nie miał nic przeciwko. Czuł się... wyjątkowo. Wsunął dłonie w jego czarne, długie włosy, ciesząc się ich miękkością. Och, były cudowne...
Przerwali pocałunek, patrząc na siebie roziskrzonym wzrokiem.
- Truskawkę?
- Tak. - Gryfon uśmiechnął się figlarnie. - Proszę.

***

Harry siedział na łóżku, czekając na Draco, który widocznie nie spieszył się z powrotem. W międzyczasie objadał się ciasteczkami (tymi samymi, którymi poczęstował go Remus) i okruszkami karmił swojego kociaka, któremu chyba też zasmakowały. Może nie powinien karmić zwierzaka słodkościami, ale raz na ileś nie zaszkodzi. Chyba.
Miał zjeść właśnie kolejne ciastko, gdy drzwi od sypialni otworzyły się i do środka wszedł przystojny blondyn, ubrany w elegancką, czarną szatę. Według Harry'ego, nie wyglądał jakby dopiero co wrócił z wioski, ale co on tam wiedział.
- Cześć - mruknął.
- Hej kociaku.
Potter drgnął, lekko zaskoczony tonem Ślizgona. Wydawało mu się, że ten jest obrażony...
- Chodź ze mną.
- Co? - Zmarszczył brwi. - Gdzie?
- Zobaczysz. - Malfoy puścił mu oczko, patrząc na niego jakoś tak... miękko. Dziwnie.
- E... no ok... - Zsunął się z łóżka, założył buty i zagarnął pelerynę niewidkę. - Możemy iść.
Nie był przekonany, ale obiecał sobie, że się postara i trochę zmieni, bo nie chciał zniszczyć tego związku. Zbyt wiele dla niego znaczył. Posłał więc uśmiech blondynowi, delikatny i szczery, i opuścił z nim sypialnię. Był ciekaw, gdzie też on go poprowadzi.

__________________
Następny rozdział: 18.04