środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 34

Nigdy nie dodawałam rozdziałów w środku tygodnia, ale nie chciałam, żebyście dłużej czekali, gdy rozdział już skończony i sobie leży. Dziękuję za wszystkie komentarze. Wasze reakcje były bardzo emocjonujące i chyba naprawdę udało mi się was zaskoczyć.
Rozdział przeczytało dużo osób, ale głosów w ankiecie jest niewiele. Mam nadzieję, że będziecie głosować, bo pozostało niewiele czasu do końca, a to naprawdę dla mnie ważne.
Pozdrawiam ;)

_____________________________________________________________________________

Przenieśli się do Pokoju Życzeń i przez chwilę było tak, jakby ostatni miesiąc się nie wydarzył, jakby Seamus nie wypowiedział tych wszystkich okropnych słów, a Daniel nie nazwał go "dziwką". Dosłownie przez tę krótką, ulotną chwilę wszystko było jak dawniej. Krukon opowiadał mu różne zabawne historie, Gryfon śmiał się i spoglądał na niego tym nieśmiałym, lekko zaskoczonym wzrokiem. Całowali się i przytulali i wszystko było idealnie niewinne. A później zaczęły docierać do nich dziwne szmery zza drzwi, więc w końcu trochę zaniepokojeni i zmartwieni (przynajmniej Daniel), opuścili Pokój Życzeń.
Na korytarzu panował chaos. Wyszli akurat w momencie, w którym korytarzem przechodziła grupka Krukonów prowadzona przez ich prefekta.
Obaj spojrzeli na siebie z zaskoczeniem.
- Co tu się dzieje? - mruknął Seam, delikatnie wyswobadzając swą dłoń z uścisku. Gdyby ktoś zauważył... Co by powiedziała jego matka?
Daniel rzucił mu pytające spojrzenie, ale nie skomentował jego zachowania, a jedynie pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia. - Wyglądał na mocno zmartwionego, a jego brwi zmarszczyły się. Szatyn już wiedział, że Krukon robił to, kiedy intensywnie nad czymś myślał i nie potrafił dojść do jednoznacznego wniosku. To było zaskakujące, jak szybko poznał wszystkie jego reakcje, zachowania i gesty.
- Chodź. Musimy się dowiedzieć, co się tu dzieje. - Daniel wskazał dłonią w głąb korytarza. Seam skinął głową i ruszyli w tamtym kierunku, a z każdym kolejnym krokiem Gryfon denerwował się coraz bardziej. Mijali różnych ludzi. Gdzieś przemknęła wyraźnie zdenerwowana profesor McGonagall, gdy schodzili po schodach, tu minęli jakichś przerażonych pierwszorocznych Puchonów... Nagle wszystkie korytarze, półpiętra i schody były pełne uczniów i Seamus poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Gdzieś w środku znał już odpowiedź, ale wolał nie dopuszczać jej do świadomości. Nie teraz, gdy wreszcie odzyskał Daniela i znów był szczęśliwy.
- Pani profesor! - Brunet przeskoczył kilka stopni i zastąpił drogę nauczycielce zielarstwa.
- Nie teraz, panie Stone. - Kobieta wyglądała na zdenerwowaną i wyraźnie się spieszyła. - Proszę udać się za swoim prefektem...
- Co się dzieje? Dlaczego mamy się ewakuować?
- Nie słuchał pan apelu? - Głos wyraźnie jej się trząsł, a krągła twarz przybrała trupo-blady odcień. - Sam-Wiesz-Kto nadchodzi. Musimy ewakuować wszystkich uczniów i...
- A ochotnicy? Co z ochotnikami? - zapytał szybko, w końcu schodząc jej z drogi.
- Ochotnicy... - szepnęła, na początku nie rozumiejąc, ale później jej oczy przybrały smutny wyraz. - Ochotnicy w Wielkiej Sali, panie Stone. Ale proszę się zastanowić. To poważna decyzja.
- Tak zrobię, pani profesor... - Odsunął się, pozwalając jej odejść, a samemu spojrzał w górę, gdzie u szczytu schodów wciąż stał Seamus. Przeskakując po kilka stopni, ruszył w jego stronę.
- To on, prawda? - zapytał szatyn, gdy tylko Daniel stanął przed nim. - To Sam-Wiesz-Kto?
- Tak. - Spojrzał na niego ciężko. - Seam, posłuchaj mnie teraz, ok? Znajdź prefekta swojego domu, albo... nie, inaczej. Spytaj kogoś o wyjście awaryjne i idź tam z innymi, dobrze? - Był zdenerwowany, gdy to mówił, a dłonie zaciskał w pięści, byleby powstrzymać się przed dotknięciem go.
Gryfon zmarszczył brwi, zdenerwowany. Nie podobał mu się ten plan. Głównie dlatego, że nie było w nim Daniela, a poza tym... chyba chciał zostać.
- A ty? - zapytał szybko.
- Ja zostanę. Idź już, Seam. Naprawdę nie mamy czasu. Spotkamy się, jak będzie już po wszystkim.
- Chyba żartujesz! - syknął. Nie zamierzał zostawiać go samego. - Idę z tobą!
- Nigdzie nie idziesz! - Kobaltowe oczy zmrużyły się niebezpiecznie. - Zrobisz tak, jak powiedziałem.
- Nie. - Pokręcił głową. - Nie zostawię cię, rozumiesz? - Przysunął się bliżej, ale nie odważył się złapać go za dłoń. - Tracimy tylko czas na bezsensowne kłótnie. Powinniśmy iść.
- Jeśli coś ci się stanie... - Zamknął oczy i westchnął. - Dobra, chodź.

W Wielkiej Sali było więcej osób niż się spodziewał. Widział kilku nauczycieli, aurorów i sporą ilość uczniów z szóstego i siódmego roku. Wszyscy wyglądali na nerwowych, ale zdeterminowanych, żeby stanąć przeciwko Śmierciożercom.
Sam Seamus nie czuł aż takiego zdenerwowania, jak jeszcze chwilę temu. Jakoś świadomość, że nie był tutaj sam, że miał przy sobie Daniela, była dziwnie kojąca. Stanęli w rogu sali, obaj pogrążeni we własnych myślach.
Gdzieś pomiędzy aurorami rzuciły mu się w oczy rude głowy bliźniaków. Koło grupki Gryfonów stał Dean, do którego uśmiechnął się delikatnie, z lekkim zawstydzeniem. Thomas odpowiedział mu skinieniem głowy, co Seamus wziął za dobry znak. Czuł się, jakby minęły lata, od kiedy jego przyjaźń z Deanem została skończona przez jego głupi strach. Bał się stanąć po stronie Pottera, żeby nikt przypadkiem nie odkrył jego tajemnicy. Teraz wiedział, że był idiotą. Przypomniał sobie, jak bardzo chciał pieprzyć Pottera i w jaki wpadł szał w tej pustej sali na początku roku szkolnego. Gdyby nie Malfoy, prawdopodobnie by go zgwałcił i... nigdy by sobie tego nie wybaczył. Odkąd pamiętał, miał problem z seksem. Zawsze pragnął go więcej i więcej, ale teraz... teraz chciał się zmienić.
Z zaskoczeniem stwierdził, że było nawet kilku Ślizgonów, w tym jeden z chłopaków, z którymi się pieprzył miesiąc temu. Gdy napotkał jego wzrok, szybko odwrócił głowę w drugą stronę. To była przeszłość. Teraz był z kimś w prawdziwym związku i zamierzał być wierny. Spojrzał w górę i napotkał wzrok Krukona. Uśmiechnął się.
"A więc to tak..." - pomyślał Seam, z przyjemnością patrząc na jego przystojne oblicze. - "Już niedługo wszytko może się skończyć. Naprawdę możemy tutaj zginąć. Czy wciąż jest sens udawać?" - I wtedy tak po prostu złapał jego kark, pociągnął w dół i pocałował.
- Co...? - Krukon wyglądał na oszołomionego.
- Wygramy tę wojnę. Razem.

***

Plan był prosty. Uwieść Pottera w zamian za ułaskawienie jego rodziny. I choć na początku zadanie mogło wydawać się trudne, Draco szybko zrozumiał, że będzie banalnie proste. Po spektakularnym coming-outcie Gryfona wszystkie drzwi stanęły przed nim otworem. Obserwował go i widział, jak bardzo pragnął czyjejś uwagi.
"Już nikt nie chce włazić ci w tyłek, Potter?" - myślał, chodząc za nim krok w krok. Nie miał pojęcia, jak zniesie jego obecność. Nienawidził go. Zawsze Potter był tym najlepszym, najwspanialszym Chłopcem-Który-Przeżył; zawsze był pupilkiem dyrektora.
Musiał jednak przełknąć swoją dumę i zbliżyć się do niego, powstrzymując wszystkie obelgi i kpiące uwagi cisnące mu się na usta. Musiał sprawić, by Potter mu zaufał, a to też okazało się prostsze niż myślał.
Okazja nadarzyła się sama. Ten kretyn, Finnigan, czy jakoś tak, chyba kompletnie zwariował, rzucając się na Pottera, który stał tam jak sierota, nie potrafiąc rzucić żadnego zaklęcia. I wtedy wkroczył on, ratując tego durnia z opresji i zyskując w jego oczach. Czy mogło być coś prostszego?
Zawsze uważał Pottera za idiotę. Gdyby nie Granger, on i Wiewiór zapewne by zginęli. Nie liczył więc na żadne inteligentne rozmowy z nim, ale miał chociaż nadzieję na kilka chwil cielesnych przyjemności. Nie sądził, żeby był z tym problem. Był młodym, przystojnym arystokratą, którego pragnęli wszyscy. A Potter... Jedno Draco musiał mu niestety przyznać. Potter był pociągający. Było coś w tych okropnie rozczochranych włosach i zaskakująco dużych, szmaragdowych oczach, które nareszcie nie kryły się za tymi obrzydliwymi okularami. Miał ładną buźkę i niemal wychudzone ciało, które w jakiś sposób przyciągało Ślizgona. Nie wspominając już o tym tyłku, który zdecydowanie był jednym z lepszych w Hogwarcie.
Seks z Potterem mógłby okazać się satysfakcjonujący i byłaby to miła odskocznia od... całej reszty.
Ale Potter oczywiście zawsze musiał być inny!
Draco był wściekły. Nie pokazał tego po sobie, ale kiedy Potter mu odmówił, wyraźnie nie chcąc seksu, wściekł się. Jemu nikt nie odmawiał! Nikt!
Musiał to przełknąć. Trudno. Mógł poczekać. Potter szybko się przywiązywał. Był naiwny i łatwo było nim manipulować. Doprawdy, i ktoś taki miał pokonać Czarnego Pana? Śmieszne.
Poznał jego przyjaciół. Dziewczyna była nawet miła, ale nieufna względem niego, natomiast chłopak... Draco nigdy nie czuł zazdrości. Przynajmniej nie takiej, bo od początku zazdrościł Potterowi sławy, przyjaciół i zdolności w Quidditchu. Zazdrościł Granger świetnych ocen i Weasleyowi kochającej rodziny. Ale nigdy, nigdy nie był zazdrosny o jakąś konkretną osobę. Aż do teraz. Miał ochotę wyciągnąć różdżkę i potraktować tego żałosnego Mugola wymyślnymi klątwami. Po raz pierwszy naprawdę zapragnął zadać komuś ból. Potter był jego! Tylko jego! I żaden wstrętny Mugol nie miał prawa go dotykać!
Gdy Potter opowiedział mu swoją historię, Draco naprawdę poczuł współczucie. Przytulił go i uspokajał nie dlatego, że musiał zyskać w jego oczach, ale dlatego, że po prostu chciał. Będąc Śmierciożercą, widział wiele gwałtów. W koszmarach nawiedzały go twarze tych ludzi: kobiet, mężczyzn, dzieci...
I wtedy też zrozumiał, dlaczego Potter mu odmówił. I postanowił poczekać, bo rozumiał jego ból bardziej, niż ten mógłby przypuszczać.
Pozbycie się tego mugolskiego śmiecia dało mu naprawdę dużo satysfakcji. Ot, mugolski wypadek. Żadnych podejrzanych. Robota idealna. Poza tym jeszcze bardziej zbliżyło go to do Harry'ego, który cierpiał, ale znalazł w nim oparcie. Draco zawsze był blisko. Pocieszał, tulił i dawał ukojenie. I nie minęło dużo czasu, a sam naprawdę poczuł do niego sympatię. W myślach zaczął go nazywać "Harrym", a nie "Potterem". Lubił przytulać go i całować, samemu czerpiąc z tego zaskakującą przyjemność... I szybko też przekonał się, że Harry nie jest takim idiotą, za jakiego go uważał. Mógł z nim porozmawiać na wiele tematów, głównie związanych z obroną przed czarną magią i zaklęciami, ale jednak! Poza tym Harry często pytał o jego zajęcia z numerologii, które naprawdę uwielbiał.  Po raz pierwszy ktoś się nim naprawdę interesował i to było przyjemne.
Thomas okazał się kolejną przeszkodą. Był z tą swoją młodszą Wiewiórą i utrzymywał, że jest hetero, ale Draco wiedział swoje. Był zagrożeniem. Kolejnym, który zapragnął Harry'ego, a Gryfon należał tylko do niego. Tak łatwo było podejść do stołu Gryfonów, wzbudzając oczywiście sensacje wszystkich, gdy witał się ze swoim chłopakiem, aby niezauważenie dodać trochę trucizny do soku tego dupka. Tak, Gryfoni potrafili być ślepi.
Nie udało mu się pozbyć Thomasa, ale Harry sam zerwał z nim kontakt i Draco był z tego zadowolony. A później Gryfon zaproponował mu, by wreszcie się kochali i wszystkie myśli uleciały mu z głowy. Pamiętał to doskonale. Harry leżący pod nim, jęczący z przyjemności i błagający o więcej, był doskonały. Nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej czuł wszystko tak wyraźnie, tak MOCNO. Merlinie, to była jedna z najlepszych nocy w jego życiu i Ślizgon szybko poczuł, że jest stracony. Uzależnił się od jego obecności, głupich uśmiechów i wspaniałych jęków. Śnił o tych zielonych oczach wpatrzonych tylko w niego i ustach wypowiadających tylko jego imię. Był jak narkoman na głodzie i jedyne, co mogło go zaspokoić, to Harry. Nie pamiętał ile razy brał go na ścianie, łóżku, pod prysznicem, w składziku na miotły. Ile razy by tego nie robili, zawsze było mu mało. Nie potrafił się nim nasycić. Łaknął jego ciała, obecności i z każdym dniem zatracał się coraz bardziej.
Udało mu się. Uwiódł go. Potter się w nim zakochał. Tylko, że... jakoś nie potrafił myśleć o dobrze wykonanym zadaniu. Jedyne, co ciągle odbijało mu się w głowie jak echo, to te dwa słowa wypowiadane przez te cudowne usta.
"Kocham cię"
Wcześniej o tym nie myślał. Miał uwieść Pottera. Rozkochać w sobie, zdobyć jego zaufanie i zmanipulować tak, by niczego nie podejrzewał. A później miał go zaprowadzić do Czarnego Pana. I w tym wszystkim nigdy nie zastanawiał się nad tą "miłością". Czym ona była? Nie miał pojęcia.
Kochał rodziców. Nawet kilka razy powiedział to matce. Robił to wszystko dla nich. Chciał ich uratować, a jeśli Potter miał być ceną... Trudno. Takie było życie. I choć wiedział, że nigdy nie był ich wymarzonym synem, że nigdy go nie kochali, nie chciał ich śmierci.
A później po raz pierwszy usłyszał te słowa i wiedział, że nie były puste. Każdego dnia widział miłość i oddanie w jego oczach i pławił się w tym uczuciu, bo był świadom, że już niedługo nadejdzie koniec.
Jak mógł sądzić, że nie odwzajemni tego uczucia? Jak mógł myśleć, że przez cały czas będzie czuł tę palącą nienawiść? Był idiotą. Sądził, że Potter nie będzie miał w sobie nic, co mógłby mu zaoferować. Nic poza ciałem, oczywiście.
Ale Harry okazał się inny. Było w nim coś tak dobrego i szczerego, że nie potrafił przestać się dziwić jego naturalnej, ciepłej aurze. Tyle przeszedł w swoim życiu, a jednak wciąż potrafił się śmiać, współczuć, KOCHAĆ.
Harry był wiernym Gryfonem, sprawiedliwym i uczciwym, a jednak... nie potępiał go. Wiedział, że Draco jest Śmierciożercą, że jest zmuszany do różnych, strasznych rzeczy, a jednak wciąż przy nim był. Tak naiwnie oddany i ślepo zakochany... Był wspaniały. Niemożliwym było, przejść obok tego obojętnie. Pokochał tego czarnowłosego kociaka i to był największy błąd, jaki mógł popełnić. Bo nie mógł niczego zmienić; bo Harry musiał umrzeć; bo on musiał stać i na to patrzeć, udając, że ma to gdzieś, choć jego serce będzie wydzierane mu z piersi; bo będzie musiał udawać, że Harry nigdy nic nie znaczył; bo będzie musiał żyć, gdy jego już nie będzie.

Maska obojętności nie przyszła mu tak łatwo, jak zwykle. Stojąc tutaj, w kręgu Śmierciożerców, obok chorej psychicznie ciotki, czuł odrazę do samego siebie. Krótkie zerknięcie na ojca i wiedział, że ten po raz pierwszy był z niego zadowolony. Czyż nie tego całe życie pragnął? Czy nie powinien czuć teraz radości? Nie, nie czuł nic. Może gdzieś wyczuwał ten ból, rozrywający go od wewnątrz, ale starał się go wyprzeć ze świadomości. Już niedługo wszystko się skończy. Jego rodzina zostanie ułaskawiona, a Harry... Harry będzie martwy.
Widział dokładnie ten moment, w którym zaklęcie uderzyło w jego pierś. Gryfon poleciał do tyłu, upadając kilka metrów dalej i wijąc się na posadzce.
Malfoy ani drgnął. Nie pozwolił sobie na zaciśnięcie zębów, czy wbicie paznokci w skórę dłoni. Pozostał obojętny, choć jedyne czego pragnął, to wbiec tam i przerwać zaklęcie.
I wtedy to się stało. Coś drgnęło w jego oczach, gdy ujrzał jak krew barwi spodnie Pottera. To nie był efekt Cruciatusa. Krwi było więcej i więcej, a zrozumienie napłynęło do niego lodowatą falą.
"Nie" - pomyślał. - "To niemożliwe"
Ale gorączkowo wyszeptane przez Harry'ego słowa i jego okrzyk pełen bólu potwierdził tylko to, czego sam się już domyślił. Harry był w ciąży. To o tym zapewne chciał mu powiedzieć. Nosił w sobie dziecko. ICH dziecko.
"Merlinie..." - pomyślał, czując tak wielką odrazę i nienawiść do samego siebie, jak jeszcze nigdy w życiu. - "Zabiłem je. Zabiłem własne dziecko"
Śmierciożercy zaczęli szeptać między sobą. Gdzieś usłyszał swoje imię. Ktoś się śmiał. Czuł palące, pełne gniewu spojrzenie ojca. Nie odwrócił się w jego stronę.
- Dziecko... - Nawet Czarny Pan wyglądał przez chwilę na zaskoczonego. Później wykrzywił swoje wąskie wargi w obrzydliwym grymasie i zacmokał. - Cóż za strata... - Gwałtownie odwrócił się, wbijając w Dracona spojrzenie swoich gadzich oczu. - Wiesz coś o tym, młody Malfoyu?
- Nie. - Jego głos był chłodny i pełen odrazy. - Ten bękart na pewno nie był mój, panie. Nie mam pojęcia, kto jeszcze pieprzył tę małą sukę. - Pożałował swoich słów już w chwili, w której je wypowiadał. Głowa Harry'ego poderwała się, zielone oczy odnalazły jego szare tęczówki i Ślizgon po raz pierwszy zobaczył w nich tak ogromny ból i niedowierzanie, choć na ogół były radosne. Widział szok na jego twarzy, rozczarowanie i jakąś dziwną rezygnację, jakby jeszcze przez chwilę Harry łudził się, że to wszystko to tylko zły sen. Merlinie, jedyne czego pragnął w tym momencie, to paść przed nim na kolana i błagać o wybaczenie. Ale czy Harry mógłby mu wybaczyć? Po tym wszystkim? Po tym jak doprowadził do śmierci ich dziecka? Nie, oczywiście, że nie.
- Dossskonale. - Czarny Pan roześmiał się, przesuwając palcami po swojej różdżce. - Spisałeś się, młody Malfoyu. Twoja rodzina zostaje ułaskawiona. - Protekcjonalnie skinął mu głową, powodując u niego mdłości. Zdobył to, co chciał, ale... nie czuł satysfakcji. Jedyne co odczuwał w tym momencie to ból i nienawiść do samego siebie. Nie potrafił mu pomóc. Nie mógł nic zrobić. To był koniec. Właśnie stracił wszystko. Stracił swoją własną... rodzinę. Kolejne ukłucie bólu. Świadomość, że wreszcie mógł mieć kochającą rodzinę, której zawsze pragnął... Wszystko zaprzepaścił, zniszczył.
To był ten moment, w którym to poczuł. I zdaje się, że nie tylko on, bo znów wzmogły się szepty Śmierciożerców, które szybko umilkły. Draco z zaskoczeniem odkrył, że nie może poruszyć żadną częścią swojego ciała. Mógł jedynie patrzeć przed siebie i czuć, jak magia gęstnieje wokół nich. To było niesamowite. Harry jaśniał. Dosłownie. Biło od niego światło, jakby natężenie magii było zbyt duże i ta w końcu musiała przybrać materialną postać.
- Zapłacisz za to!* - wysyczał Harry, choć nikt z obecnych poza Czarnym Panem nie zrozumiał jego słów.
"Wężomowa" - pomyślał Draco z wyraźną fascynacją. Cholera, to było złe, ale nie mógł przestać myśleć jak seksowne były te syknięcia wydobywające się spomiędzy jego ust. Merlinie, naprawdę był okropny.
Czarny Pan nie wyglądał już na tak zadowolonego. Gadzia twarz wykrzywiła się, usta zacisnęły w wąską kreskę, a dłoń z różdżką uniosła się, zapewne w próbie rzucenia kolejnego śmiercionośnego zaklęcia.
- To za moje dziecko, sukinsynu! - Draco nie zrozumiał, ale jego oczy rozwarły się w szoku, jak również w zachwycie, gdy Harry tak po prostu machnął dłonią i strumień tej jasnej, potężnej magii uderzył w czarnoksiężnika. To był huk. A później zapanowała chwila przeraźliwej ciszy, gdy kłęby kurzu unosiły się w powietrzu.
"Merlinie" - szepnął w duchu, gdy ujrzał to, co pozostało z czaszki Czarnego Pana. Ciało czarnoksiężnika wyglądało jak wbite w kamienną ścianę. Wielkie kawałki kamienia odpadły, walając się na posadzce. Czarny Pan wyglądał jakby został wmurowany w ścianę w pozycji jak na krzyżu. Ale to było jeszcze nic. Jego czaszka... Ostre kamienie wbiły się w głowę, przebijając kość i dostając się do mózgu. Krew spływała po ścianie wraz ze śluzem, który przypominał płyn mózgowy. W niektórych miejscach nie można już było nawet poznać, co było kamieniem, a co czaszką, a pewna część niebezpiecznie przypominała Draconowi ludzki mózg.
Poczuł jak żółć podchodzi mu do gardła.
- Pomóż mi...
Szybko przeniósł wzrok na Harry'ego, który opadł na kolana i zbladł, wyraźnie wykończony.
- Dłużej... nie dam... rady...
"Chcę ci pomóc, Harry" - pomyślał szybko Draco. - "Tylko mnie puść, kociaku, a zabiorę cię w bezpieczne miejsce."
Dopiero teraz dotarło do niego, że Harry żył. Czarnego Pana już nie było, a Harry... jego piękny Harry przeżył. Pokonał go. Udało mu się. Naprawdę mu się udało.
"No dalej, Harry. Puść mnie. Nie pomogę ci, jeśli mnie nie wypuścisz."
I nagle to usłyszał. Ruch obok siebie. Czarne szaty przysłoniły mu widok, gdy mężczyzna wyszedł przed szereg, w pośpiechu zbliżając się do Pottera. I wtedy Draco zrozumiał. Ta prośba, ten pełen udręki i wyczerpania głos nie był skierowany do niego. To był Snape. To on był szpiegiem.
- Już dobrze, Harry. - Mężczyzna zbliżył się do niego, a jego głos był niezwykle miękki, gdy wypowiadał jego imię. - Już dobrze. Możesz ich puścić. Zajmę się tym.
- Och... - Gryfon zakołysał się i poleciał do przodu. Byłby upadł na twarz, gdyby nie ramiona Mistrza Eliksirów, które złapały go i trzymały mocno.
- Potrzebujesz pomocy medyka. - Snape zmarszczył brwi i włożył dłoń pod jego poszarpaną kurtkę, dotykając podbrzusza.
Draco poczuł jak zalewa go wściekłość. Nie miał prawa...!
- Moje dziecko, Severusie... - Harry zatrząsł się nagle i załkał, wtulając twarz w czarne szaty. - Moje dziecko...
- Zgredku! - Mężczyzna nie zareagował, ani nie próbował go uspokajać. To i tak nie miało teraz sensu.
Głośne pyknięcie oznajmiło przybycie skrzata domowego.
- Harry Potter, sir! - pisnął skrzat. Był wyraźnie przerażony widokiem swojego przyjaciela w takim stanie. - Dziecko Harry Potter, sir!
- Posłuchaj Zgredku. - Głos Mistrza Eliksirów był spokojny i stanowczy. - Zabierzesz Pottera do Skrzydła Szpitalnego, a później weźmiesz to... - Pstryknął palcami, a w jego dłoni znalazł się wisiorek z feniksem - ...i dasz profesor McGonagall. To świstoklik. Niech równo za pięć minut złapie go jak najwięcej członków Zakonu, zrozumiałeś?
- Tak, sir! - Zgredek złapał bezwładną dłoń Gryfona i aportował się wraz z nim.
Snape wstał, pocierając grzbiet swojego długiego nosa i z odrazą spojrzał na pozostałości po Czarnym Panu. Kto by się spodziewał, że Potter ma w sobie aż tyle mocy...
Ale to nie był jeszcze koniec. Miał coś jeszcze do zrobienia. Tak jak uczył go ten nieznośny smarkacz, skupił całą swoją wolę na tym jednym pragnieniu i wypuścił wici swojej magii. A potem zbliżył się do kręgu Śmierciożerców i stanął tuż przed młodym Malfoyem.
W jednej chwili nie mógł się ruszyć, a w drugiej poczuł jak schodzi z niego obca magia i wreszcie wziął głębszy oddech, poruszając niepewnie głową.
- Powiedz mi Malfoy... - Uniósł głowę, spoglądając na twarz Snape'a wykrzywioną w ironicznym uśmieszku - ...jak długo zajmie mi przekonanie go, że jesteś nic niewartą kupą gówna?
Zacisnął dłonie w pięści, ale nie odpowiedział.
- Jak długo będzie o tobie pamiętał, nim pozwoli mi zbliżyć się do siebie?
- Nie masz prawa! - warknął, czując jak wszystko w nim krzyczy i sprzeciwia się temu. Harry był jego! Jego!
- Nie? - Jedna z brwi powędrowała do góry.
- On jest mój! Zabiję cię, słyszysz?! Tylko spróbuj go dotknąć, a cię zabije!
- Twój? - Kolejny ironiczny uśmieszek. - Już nie jest twój, Malfoy. Przecież sam go tu przyprowadziłeś, pamiętasz? Nie chciałeś go. Pozwoliłeś Czarnemu Panu zabić WASZE dziecko.
- Zamknij się!
- Ale wszystko da się jeszcze naprawić. Możesz być pewien Malfoy, że z przyjemnością się nim zaopiekuje.
- Ty sukinsynu! - warknął. - Nawet nie waż się go dotknąć, słyszysz?! Zabiję cię! Zabiję! - Chciał się na niego rzucić, zetrzeć ten uśmieszek z jego twarzy, wyciągnąć różdżkę i rzucić na niego najpaskudniejsze klątwy, bo śmiał zapragnąć JEGO Harry'ego, ale wtedy poczuł jak jego ciało drętwieje i zamiera w miejscu.
Snape odsunął się, zadowolony.
Jak na zawołanie, w pomieszczeniu pojawił się jakiś tuzin członków Zakonu Feniksa. Moody zastukał drewnianą nogą, patrząc na ciało Voldemorta.
- Kto?
- Potter.
- Zdolny dzieciak.
Severus niemal niedostrzegalnie uśmiechnął się kącikiem ust. Raz jeszcze spojrzał w szare, wściekłe tęczówki i z przyjemnością wysyczał:
- Bierzmy się za nich. Azkaban czeka.

* Wężomowa

_______________________________
Następny rozdział: Mam nadzieję, że uda mi się skończyć przed końcem następnego tygodnia.

23 komentarze:

  1. Rozdział jak zwykle świetny i pełen emocji, a ten spektakularny koniec Voldka - Mistrzostwo xd Mam tylko nadzieje, że nie masz zamiaru zrobić z tego paringu Severus x Harry...
    Draco może nawalił, ale z drugiej strony.. chciał tylko ocalić rodzinę.... chociaż to żadne usprawiedliwienie... Teraz na kolana i niech błaga o wybaczenie !
    No, ale żeby posuwać się do morderstwa..bo stanowił przeszkodę? Nie można już było imperio zastosować? równie skuteczne... co ''wypadek''
    Szczerze mówiąc.... wiedziałam, że Draco go kocha, ale tak jakoś jak się czyta, w grę wchodzą emocje, a logiczne myślenie idzie się bujać i wychodzi z tego, to co wyszło xd
    Czekam i jeszcze raz czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej moje serduszko pękło kolejny raz ;__;

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde jak skończyłam czytać to miałam wrażenie jakby ktoś mnie spetryfikował.
    To było.. no nie spodziewałam się, że Snape okaże się taki dwulicowy. Myślałam, że będzie podobnie jak w książce, że ze względu n a Lili pomoże Harry'emu od tak. A ten chce się do niego dobrać? Nie wiem, czy wybaczyłabym Draconowi po tym wszystkim. Powinien posiedzieć nieco z dementorami! Kurde! Kara mu się należy!!
    Szkoda mi Harry'ego. :c Załamany, sam, bez dziecka. To takie smutne :c
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    http://yaoiinmyworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze taką uwagę względem dziecka. Harry poronił, bo skąd wzięłaby sie ta krew? Dziecka nie ma.. szkoda, ale wątpie byś po tym je odratowała jakimś "magicznym" sposobem.
      No, ale cóż to jest fikcja i świat HP, tu wszystko może się zdarzyć. :D

      Usuń
  4. Malfoy to kawał s*****, że ma jeszcze czelność nazywać Harrego swoim. Mam tylko nadzieję, że zdarzy się cud i dziecko przeżyje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś mi się zdaje ,że jednak dziecko Harreego przeżyje. A u Draco występuje chyba pomieszanie nieuświadomionej miłości,zazdrości i czegoś jeszcze, czego nie potrafię zidentyfikować.Za to co zrobił Draco pewnie trafi do Azkabanu, a tam dementorzy powinni spowodować,że będzie rozpamiętywać w nieskończoność chwilę zdrady.Niech cierpi a co!!!
    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny !!!
    Lili







    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki twój??? JAKI TWÓJ, JA SIĘ PYTAM??? Nie twój, ty mały (cenzura) ><
    *wkurzu... wkurzuwkurzuwkurzuwkurzu*
    No trzymajcie mnie, bo coś mu zrobię zaraz >< jeszcze miał czelność mówić o Harrym "MÓJ", zaraz mnie coś trafi i to chyba będzie szlag.
    A moje dzidzi? *anielski spokój*
    Dzidzi przeżyje, ono musi przeżyć T-T wymyśliłam mu/jej milion imion :D
    Harry ;-; biedny Harry, taka strata i rozczarowanie. A ten mały skurczysyn zdradził osobę, która go kochała, tylko po to, żeby tatuś choć raz popatrzył na niego łaskawszym wzrokiem!
    Severus... 0-0 czyżbym prawidłowo wyczuwała krztynkę Snarry? Prawie śmiał się Draconowi w twarz, ahaha! *evil grin*
    Życzę, żeby Harry'emu jednak urodziło się dzidzi, jako że jestem napaloną na mpregi wariatką i uważam, że to jest totalnie słodkie <3
    Teraz to nas rozpieściłaś, dodając rozdział wcześniej :3 także nie zdziw się, jeśli Twoje blogowe "dzieci" zaczną marudzić :D
    :* dużo weny i uściski *hug*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podpisuje się pod tym też uważam że mpregi są sładkie

      Usuń
    2. również się podpisuje c:

      Usuń
  7. Sorry że klnę ale to kurwa było zajebiste, szkoda tylko tego dziecka ale mam nadzieję że szybko będzie miał następne
    Pozdrawiam
    Dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział mega smutny, ale jak zawsze świetny i pełen emocji. Mam nadzieję, że Harry się nie załamie. W końcu będzie miał Snape, który choć ma ciężki charakter .
    to jednak też jest warty miłości. Dla mnie Draco był skreślony od początku. Zrobił dużo zła w życiu Harrego, choć on sobie nie zdawał z tego sprawy. Biedny Harry, biedne dziecko. Dracona też mi szkoda, tego zaślepienia, chęci zadowolenia rodziców.Harry mógł mu dać prawdziwą miłość

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde... Tyle wyczekiwania i nareszcie! ;- ; rycze.... Niech pomogą Harry'emu... I ktoś jeszcze wspominał... Błagam nie rób z tego Snarry, nie zdzierże tego ;-; Draco zrobił wiele złego i krzywdy Harry'emu ale no ej... Jednak coś go kochał i ktoś to widział. Na pewno jest dla niego jeszcze jakaś szansa, prawda?
    I jeszcze to szkoda mi... Ba! Bardzo szkoda mi Phila :/ nie sądziłam, że Draco będzie w stanie posunąć się do morderstwa... No cóż... Smutno tu tak ;-; A Snape niech idzie ***ać się z tymi swoimi eliksirami, **rwa łapy i w ogóle wszystko zdale od Harry'ego ;-; życzę baaardzo dużo weny, jak zawsze z resztą c':

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurde, dziecko, dzidzi, ona/on ma przeżyć. Nie no... nie rób mi tego :c I kij z zasadami logiki i czegokolwiek innego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie dzecko musi żyć nie myślałam,że Draco jest zdolny do morderstwa i otrucia z miłości myślałam,że Severus pomaga Haremu ze względu na Lili ale ten dotyk brzucha Harego właśnie nie poświęca się miłości życia dla rodziców zwłaszcza takich pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Powiem krótko, chcę więcej! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Weny, weny i jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba tylko ja nie chce, aby dziecko przeżyło

    OdpowiedzUsuń
  14. Merlinie... Biedny Harry :( Malfoy to taka arystokratyczna świnia! Krewni zalewa jak czyt co on zrobił biednemu Harry'emu!
    Czekam niecierpliwie na next (jeśli wgl będzie) i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Następny rozdział się tworzy. Najpierw wena mnie opuściła, a gdy wreszcie wróciła, nie miałam czasu na pisanie. Mam nadzieję, że uda mi się skończyć pisanie w ten weekend i rozdział się pojawi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, z niecierpliwością czekam na nowy rozdział 😇

      Usuń
  16. Hej,
    nie żal mi Draco, ciekawe czy Severus tak mówił aby zdenerwować Draco, czy naprawdę chce w taki sposób Harrego, moc poteżna, załatwił Voldemorta w piękny sposób, co z dzieckiem? proszę, proszę... tylko nie to... dobrze też opisana perspektywa Malfloya...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  17. Jedno zaklęcie i Czarny Pan zginął, a Harry rządzi :)
    Draco nie uzyska wybaczenia. Harry długo będzie się zmagał ze swoją stratą i zdradę jakby nie było ukochanej osoby.
    Severus chciał tylko wkurzyć Draco, bo wątpię, że chciałby się związać z Harrym, no chyba, że.
    W sumie podobała mi się retrospekcja Draco, dzięki temu można było poznać jego motywy, od razu był dla mnie podejrzany, szkoda, że się nie myliłam.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hejeczka,
    cydbie, jakoś nie jest mi żal Draco, zastanawiam się czy Severus tak mówił aby zdenerwować Draco, moc bardzo poteżna, załatwił Voldemorta w cudowny sposób, ale co z dzieckiem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń