sobota, 19 września 2015

Rozdział 35

Jestem, jestem! Miałam być wcześniej, ale oczywiście nie miałam weny, a później brak czasu zrobił swoje i tak wyszło :c Cały dzień poświęciłam dziś na pisanie, olewając resztę, więc mam nadzieję, że chociaż mi ten rozdział wyszedł xD
Wynik ankiety bardzo jasny i po przemyśleniach doszłam do wniosku, że druga część powstanie, choć z pewnością będzie krótsza. Informacje mam taką, że po tym rozdziale będzie kolejna przerwa (tym razem planowana) i będzie to równy miesiąc (mam nadzieję, że z przyczyn ode mnie niezależnych się nie przedłuży). W tym czasie pojawi się bonusik związany z jedną z postaci, która moim zdaniem zasługuje na własną historię. Jak myślicie, o kogo może chodzić?
Tak jeszcze w gwoli wyjaśnienia... Uwielbiam snarry i zawsze mam problem z wyborempomiędzy drarry i snarry, ale mogę was zapewnić, że to opowiadanie to DRARRY i snarry z pewnością się tu nie pojawi xD
To chyba tyle z informacji. Chciałam wam bardzo podziękować za komentarze i kliknięcia oraz za to, że wyczekujecie kolejnych rozdziałów ^^
Pozdrawiam ;)

_____________________________________________________________________________

Mdławy, intensywny zapach czekolady wdzierał się do nozdrzy i oszałamiał. Draco wciągnął go z przyjemnością, czując jak jego członek drga od samego zapachu. Miękkie, czarne kosmyki zawsze pachniały czekoladą. Wsunął w nie nos, ciesząc się ich miękkością i intensywną wonią. Później zsunął się w dół, skuszony oliwkową skórą i cudownie napiętą szyją, która aż prosiła się o pocałunki. Zaciągnął się jej zapachem i aż w nim coś zadrgało, gdy poczuł tę ulotną, niespotykaną woń. Tak pachniał tylko Harry.
- Cudowny... - Uniósł głowę, chcąc spojrzeć w te piękne, zielone oczy, ale... coś było nie tak. Strach ścisnął mu gardło, gdy nagle otoczenie zmieniło się, a oni nie byli już w ich wspólnej sypialni w lochach, a znajdowali się w jego rodzinnym domu. Harry leżał tuż przy nim w kałuży krwi, z pustymi, szeroko otwartymi oczyma.
- Nie... - Pokręcił gwałtownie głową, łapiąc go za ramiona i potrząsając nim. Był zimny. - Nie! To niemożliwe! Ty żyjesz! Musisz żyć!
Przebudził się gwałtownie, aż podrywając się do siadu. Przetarł spoconą twarz i wplótł dłoń w tłuste, brudne kosmyki. Oddychał spazmatycznie, usiłując uspokoić się po kolejnym koszmarze. Zawsze było tak samo. Zawsze na końcu Harry umierał, a on budził się, świadom swojej marnej egzystencji. Te sny tylko bardziej potrafiły uświadczyć go w przekonaniu, że zasługiwał na śmierć.
Nie wiedział ile już tu siedział. Dni, noce... wszystko zlewało się w jedno i stracił rachubę już dawno temu. Nie wiedział też, dlaczego procesy jeszcze się nie zaczęły. Nikt nic mu nie mówił, a strażnicy patrzyli na niego z pogardą, ale również wściekłością, bo jak zdążył już zauważyć, tylko nad nim się nie znęcali. Czasem słyszał krzyki innych więźniów i wiedział, że nie była to sprawka Dementorów, a strażników. Spostrzegł już, że Dementorów nie ma w Azkabanie. Najwyraźniej Ministerstwo nie chciało po raz kolejny ryzykować.
Rozejrzał się po swojej celi. Nic szczególnego. Kamienne ściany, niewielka, śmierdząca prycza i sedes w kącie, z którego z obrzydzeniem korzystał. Na początku był tym wszystkim przerażony, ale szybko się przyzwyczaił. Nie był wart więcej, niż wszystko, co go otaczało. Był nikim. Nazwisko "Malfoy" nie znaczyło już nic. Zresztą... czy kiedykolwiek było inaczej?
Poczucie winy paliło od środka. Zawsze po przebudzeniu było najgorzej. Wspomnienia atakowały jego zmącony umysł, a on nie potrafił znieść myśli, że naraził Harry'ego, że doprowadził do śmierci ich dziecka. Czuł nienawiść do samego siebie i wykańczało go to od środka.
Tęsknił. Każda sekunda w tym miejscu była koszmarem, ale głównie dlatego, że zbyt przyzwyczaił się do obecności Pottera w swoim życiu. Harry zawsze był obok. Przez ten rok stał się nieodłączną częścią jego życia i teraz, gdy został zmuszony do egzystowania bez niego... Merlinie, oddałby wszystko, byleby móc zobaczyć go raz jeszcze i upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Wiedział jednak, że to się już nie stanie. Gdy nadejdzie czas procesu, Harry na pewno się nie pojawi. Draco wątpił, by ten chciał go widzieć. Nie po tym wszystkim.
Zostały mu już tylko wspomnienia, choć nawet one nie przynosiły ukojenia. Bolały tak samo jak wszystko inne, a tęsknota rosła coraz bardziej.
Kraty szczęknęły, a on automatycznie zwrócił głowę w ich stronę i aż otworzył szerzej oczy, wyraźnie zaskoczony widokiem osoby, która właśnie weszła do środka. Utrzymywanie maski nie miało już sensu, a nawet jeśli, nie miał na to siły. Po raz pierwszy na jego twarzy widać było wszystkie emocje. Cały ból, rozpacz i rezygnację, którą czuł, od kiedy po raz pierwszy postawił nogę w tej celi.
- Dobrze cię widzieć. - Uniósł jeden kącik ust.
- Ciebie też, choć... nie wyglądasz najlepiej. - Pansy uśmiechnęła się delikatnie, starając się nie skrzywić. Jej przyjaciel nie wyglądał dobrze i... nie najlepiej też pachniał.
- Wybacz. Ciężko zadbać tu o odpowiednią prezencję. - Prychnął cicho. - Jak to zrobiłaś, że cię tu wpuścili? I nie powinnaś być teraz w Hogwarcie?
- Właśnie odwiedzam chorą matkę. - Założyła rękę na biodro. - Nie sądziłam, że mnie wpuszczą, ale chciałam chociaż spróbować. I okazało się, że to całkiem proste. Wiesz... - zawahała się - Myślę, że to dzięki niemu... Nie wyglądasz tak źle, jak się spodziewałam.
- To na pewno nie on. - Odwrócił wzrok. - Nie po tym, co mu zrobiłem. - Też go to zastanawiało, ale nie mógł uwierzyć, że to sprawka Harry'ego. Za bardzo go skrzywdził.
Spojrzał w końcu na dziewczynę, lustrując jej szczupłą sylwetkę swoimi szarymi, zbolałymi oczyma.
- Już wiesz, co będziesz robić po Hogwarcie? - zapytał.
- Blaise zaproponował mi układ. - Wzruszyła ramionami. - Zaraz po zakończeniu bierzemy ślub i wyjeżdżamy do Włoch. To lukratywny interes.
- Cieszę się. - Zgarbił się, całkowicie porzucając swoją prostą, dumną postawę. - Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. Zawsze byłaś dobrą przyjaciółką.
- Draco, ja...
- Nie. Nie mów tego. Czasami lepiej tego nie mówić, wiesz? - Skrzywił się. - Nie wiesz może, kiedy zaczną się procesy? Chyba już trochę tu siedzę...
- Dwa tygodnie minęły od śmierci Sam-Wiesz-Kogo... - szepnęła, niepewna, czy mówić mu o wszystkim, co się w tym czasie wydarzyło. To nie były dobre wieści, ale czy mogło być gorzej? Chyba nie. Widziała, co dzieje się z jej przyjacielem i była przerażona. Nie takiego Dracona Malfoya znała. Ten wyglądał na zrezygnowanego, złamanego człowieka i Pansy ciężko było znieść jego widok.
- Draco... Procesy... One już się odbyły. Zostałeś tylko ty.
- Co?! - Poderwał głowę, patrząc na nią z wyraźnym przerażeniem. - Kiedy...?
- Kilka pierwszych dni. Ministerstwo szybko się z tym rozprawiło. Codziennie przeglądałam gazetę, szukając twojego nazwiska, ale ciebie nie było, więc postanowiłam to sprawdzić i jak widać, dalej żyjesz.
- To... - Wplótł palce we włosy, ciągnąc je lekko. - Nie rozumiem. - Co oni planowali? Dlaczego nie miał procesu wraz z innymi Śmierciożercami? Przełknął ślinę. - A... ojciec? Matka...? Co z nimi?
- Lucjusz otrzymał pocałunek.
Drgnął, ale nic nie powiedział. Ojciec zasłużył na taki los. Tak samo jak on.
- A matka? Czy ona też...?
- Nie. - Pokręciła głową, patrząc na niego z mieszaniną bólu i smutku. - Nie wiem jak on to zrobił, ale... Potter zadbał o jej uniewinnienie.
- H-Harry...? - Brzmiał na tak złamanego, gdy wypowiadał to imię, że Pansy aż się skrzywiła.
- Pisali o tym w Proroku. Wiesz, Wybawiciel bla bla bla, wstawił się za żoną Śmierciożercy bla bla bla...
- Cały Harry... - Uśmiechnął się smutno. - Z pewnością nikt nie ma teraz takich wpływów, jak on. - Zamilkł na chwilę, myśląc o tym, jak wielka była dobroć Gryfona. Nawet po tym wszystkim, co mu zrobił, on i tak zadbał o jego matkę. - Czyli... z matką wszystko w porządku, tak?
- Draco... - szepnęła, patrząc na niego z troską. - Kilka dni po tym, jak Narcyza wyszła, a Lucjusz otrzymał pocałunek... Znaleźli ją w przydzielonym jej mieszkaniu. Otruła się.
Zacisnął usta i odwrócił wzrok. Oczy zaszkliły się niebezpiecznie, ale nie pozwolił sobie na płacz. Zbyt wiele godzin spędził na tym wcześniej w celi, gnębiony wspomnieniami i wyrzutami sumienia.
- Przykro mi, kochanie...
- Nie... - Pokręcił głową. - W porządku. Niedługo nadejdzie moja kolej.
- Nie mów tak. W końcu siedzisz tu dłużej od innych... Może... może Potter nie pozwoli na proces?
Malfoy wybuchnął krótkim, gorzkim śmiechem.
- Zasłużyłem na każdą karę, jaką dla mnie wymyślą i nie mam nawet prawa myśleć, że Harry wstawi się za mną. Zabiłem nasze dziecko, Pans. Wyrzekłem się go i nazwałem "kurwą" przy tych wszystkich szaleńcach. Zasłużyłem na śmierć.
- Wiedziałeś? O dziecku?
- Nie... Nie miałem pojęcia.
- Nie przyszłam tu tylko dlatego, żeby upewnić się, że wciąż żyjesz. Tak naprawdę byłam niemal pewna, że tak jest. Po prostu pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć... - Wsunęła dłoń do kieszeni płaszcza i wyciągnęła zwitek papieru. Podeszła bliżej i podała go Draconowi, który spojrzał na złożoną stronę Proroka z dystansem i niechęcią.
- Co to jest?
- Myślę, że sam powinieneś to zobaczyć.
Westchnął i rozwinął kawałek gazety, a gdy ujrzał nagłówek pierwszej strony...
- Nie...

PRÓBA SAMOBÓJCZA HARRY'EGO POTTERA
Minęły dwa dni od kiedy Czarodziejski Świat został uwolniony spod rządów Sami-Wiecie-Kogo. Podczas gdy w naszym świecie panuje radość i na każdej ulicy można dostrzec bawiących się czarodziejów i czarownice, Harry James Potter - Wybawiciel, Ten Który Pokonał Sami-Wiecie-Kogo próbował odebrać sobie  życie. 
- Miałam nocny obchód - wspomina pielęgniarka, która znalazła pana Pottera i prawdopodobnie uratowała mu życie. - Krwi było tak dużo... Okropne. Naprawdę nie wiem jak udało mu się to zrobić, ale stłukł fiolkę z lekarstwem, która w żadnym innym wypadku by się nie potłukła. 

Draco nie był świadom, że płacze, dopóki jedna z łez nie spadła na kawałek gazety. Wtedy dopiero uniósł dłoń i dotknął  mokrego policzka. Czuł wzrok Pansy na sobie i było mu wstyd. Nie była to komfortowa sytuacja, ale czy można było na takową liczyć w miejscu takim jak to?
Spojrzał na fotografię, która była umieszczona w prawym, górnym rogu i wykrzywił wargi w cieniu uśmiechu. Zdjęcie było jeszcze z ich czwartego roku, kiedy to Potter brał udział w Turnieju Trójmagicznym. Pamiętał jak mu wtedy zazdrościł. A przynajmniej do czasu, gdy zobaczył na czym polega pierwsze zadanie. Właśnie wtedy, trochę nieświadomie, zaczął go podziwiać.
Draco nie był odważny. Wiedział co robić, by przetrwać. Posuwał się do okropnych czynów, by przeżyć. Był trochę jak ten szczur Pettigrew, który desperacko pragnął żyć. Uświadomienie sobie tego przyszło z czasem, gdy poświęcił jedyną osobę, której naprawdę na nim zależało, by przetrwać. Mógł tłumaczyć się rodziną, ale prawda była taka, że zrobił to również dla siebie.
A teraz żałował. I pragnął umrzeć.
Zacisnął dłonie na papierze i kontynuował czytanie.

Wiemy już, że stan pana Pottera jest stabilny i jego życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Pytanie brzmi: czy pan Potter nie zagraża samemu sobie? 
- Miał coś przy sobie - mówi pielęgniarka. - Gdy zawołałam magomedyków i rozpoczęła się reanimacja, zobaczyłam coś w jego zaciśniętej dłoni. To były fotografie. - Głos wyraźnie jej się łamie, gdy o tym wspomina. - Na jednym z nich... To było zdjęcie płodu. 

Draco czuł, jak żółć podchodzi mu do gardła. Przez chwilę miał wrażenie, że zwymiotuje, ale po kilku sekundach wrażenie ustało, a on mógł dokończyć czytanie.

- A drugie... - Wyraźnie się waha, gdy o tym mówi. - To było zdjęcie pana Pottera z tym Śmierciożercą - Draconem Malfoyem. 

Wypuścił trzymany kawałek gazety z dłoni, tym razem pozwalając sobie na głośny, bolesny szloch. Schował twarz w dłoniach. Harry chciał odebrać sobie życie. Przez niego. Przez to, że doprowadził do śmierci ich dziecka.
I trzymał w dłoni ich zdjęcie. Ich wspólne zdjęcie...


Stukał nerwowo palcami w blat biurka, zastanawiając się, gdzie też on znowu się podział. Jego korepetycje z eliksirów (wciąż było to dla niego niezrozumiałe) już się skończyły, a Pottera nie było. To wcale nie tak, że się martwił. Nie, to za duże słowo. Po prostu był... zaniepokojony. 
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a do środka jak burza wpadł rozczochrany Potter, z wielkim uśmiechem na twarzy. 
- Potter... - zaczął ostrzegawczo, ale nie było mu dane skończyć, bo przyjemny ciężar wylądował na jego kolanach. Harry patrzył na niego tak niewinnie i szczerze... Czasami nie mógł znieść tego wzroku. 
- Mam coś naprawdę fajnego - zakomunikował brunet, obejmując go jedną ręką za szyję. Druga luźno zwisała mu wzdłuż boku. 
- Fajnego...? - powtórzył, patrząc na niego sceptycznie. 
- Mhm... - Harry westchnął, cmoknął go szybko w usta i zszedł z jego kolan, żeby wyjąć zawartość torby, którą położył na łóżku. - Pożyczyłem od Colina. 
- Potter...
Zielonooki wyciągnął aparat młodszego Gryfona, wciąż szczerząc się radośnie. 
- Świetny jest, nie? - Aż mu oczy błyszczały z podekscytowania. 
- Co cię napadło? - burknął, wciąż nie podchodząc do tego pomysłu z mniejszym lub większym entuzjazmem. To nie tak, że nie lubił robić sobie zdjęć - był w końcu najseksowniejszym chłopakiem w Hogwarcie. Ale zdjęcia z Harrym...
- Nie wiem. - Gryfon wzruszył ramionami. - No chodź. Zróbmy sobie zdjęcie. - Uniósł aparat i nagle nacisnął odpowiedni guzik, oślepiając go fleszem. 
- Potter...! - warknął, ale Harry zupełnie nie przejął się jego wściekłym spojrzeniem. Podszedł do niego, obejmując go luźno jednym ramieniem za kark. 
- Jesteś taki przystojny... - zamruczał wprost w jego wargi, a Draco poczuł jak mięknie, a serce przyspiesza swój rytm. Przyciągnął bruneta bliżej i wycisnął na jego wargach długi, soczysty pocałunek. 
- Oczywiście, że jestem - prychnął. - Tylko nie wiem jak przy mnie wyjdziesz... - Wykrzywił wargi w uśmieszku. - To siano na głowie, wystające kości... - Westchnął teatralnie. - Trudno. Najwyżej będziesz robił za tło... 
- Ej! - Gryfon uderzył go w ramię pięścią, śmiejąc się. - Z tego co mi wiadomo, lubisz moje wystające kości. - Uśmiechnął się tak... sugestywnie. 
Ślizgon poczuł, jak robi mu się gorąco, za co od razu zganił się w myślach. Czasami aż za bardzo reagował na Pottera. To było niezdrowe. 
Prychnął pod nosem i oblizał górną wargę. Naprawdę lubił to chude, drobne ciałko. Podniecało go. 
- Dobra, bierz ten aparat i miejmy to za sobą - burknął, unosząc jeden kącik ust w krzywym uśmiechu. 
Zrobili masę zdjęć. Harry wczuł się w rolę fotografa i co rusz kazał mu przyjmować coraz to nowsze pozy. Malfoy pokazywał swoje niezadowolenie, choć wykonywał wszystkie polecenia kochanka. Tak naprawdę sprawiło mu to dużą przyjemność, choć starał się tego nie pokazywać. Utrzymywanie maski zawsze wydawało mu się bardzo ważne. 
Powstało dużo zdjęć, na których byli razem: tulący się, całujący i... szczęśliwi. 
- Teraz ja. - Draco odebrał aparat Harry'emu, oglądając go z każdej strony. W domu miał nowszy model. 
- No nie wiem... - Gryfon nagle spuścił wzrok, zawstydzony. 
Ślizgon zupełnie tego nie rozumiał. Przecież jeszcze przed chwilą wygłupiał się wraz z nim. 
- Naprawdę, Potter...? Teraz będziesz udawał zawstydzoną dziewicę? - Prychnął, przykładając aparat do twarzy. - Dalej, kociaku. Uśmiechnij się do mnie. 
Na efekt nie musiał długo czekać. Harry uniósł powieki, patrząc na niego wstydliwym wzrokiem. Policzki miał lekko rumiane, a na usta wypłynął szeroki, zniewalający uśmiech i Draco usłyszał jak serce łomocze mu w piersi na ten widok. Zamarł z aparatem przy twarzy, patrząc na promieniejącą twarz kochanka z czystym, acz widocznym jedynie w szarych oczach, zachwytem. 
- Coś nie tak? - Harry zmarszczył brwi, spoglądając na niego z niezrozumieniem. 
- Nie... - Zamrugał, zupełnie jakby wybudził się ze snu. - Ustaw się jakoś...
"Uszczęśliwiasz mnie" - pomyślał, patrząc na jego błyszczące oczy i burzę rozczochranych włosów. - "I to mnie przeraża."
Błysnął flesz i zdjęcie zostało zrobione. 


Draco pamiętał doskonale ten dzień. Byli tacy szczęśliwi... Zupełnie tak, jakby nie mieli żadnych problemów. A teraz Harry chciał odebrać sobie życie. Przez niego.
- Dlaczego dopiero teraz? - szepnął, chcąc dowiedzieć się, dlaczego Pansy przyszła do niego dopiero po dwóch tygodniach od tych wydarzeń. Uniósł głowę, chcąc na nią spojrzeć, choć oczy miał zaczerwienione, a na policzkach widać było ślady łez, ale nie zobaczył nikogo. Nawet nie zauważył, gdy wyszła...
Westchnął i podniósł kawałek gazety. Położył się na pryczy, patrząc na zdjęcie oburzonego Pottera. Przesunął palcem po jego nazwisku i przymknął oczy.
- Harry...

***

Ten dzień musiał kiedyś nadejść. Draco był tego świadom, więc nie zdziwił się, gdy strażnik przyszedł do jego celi, oznajmiając mu, że zabiera go na proces.  Jego złośliwy, pełen satysfakcji uśmieszek był aż nad wyraz sugestywny. A teraz siedział tutaj przed całym Wizengmotem i Ministrem Magii, którym został jeden z członków Zakonu Feniksa, brudny, zmizerniały i zakuty w łańcuchy.
- Imiona i nazwisko. - Niski, pulchny czarodziej, którego nazwiska nie zapamiętał, bo w tym momencie nie to było najważniejsze, spojrzał na niego jak na gówno.
- Dracon Lucjusz Malfoy.
- Syn Lucjusza Malfoya i Narcyzy Malfoy z rodu Black?
- Tak.
- Dobrze. - Mężczyzna uśmiechnął się nieprzyjemnie, ale Draco nie zwrócił na to uwagi. Chciał tylko, by wszystko już się skończyło, a on otrzymał zasłużoną karę. I chciał ostatni raz zobaczyć Harry'ego. Idąc tutaj, głęboko w sobie miał nadzieję, że Potter jednak się pojawi. Niestety, tak się nie stało. Zlustrował całą salę i nie odnalazł chudej postaci z czarnymi, rozczochranymi włosami. Żal rozlał się w jego wnętrzu, dekoncentrując go.
- Czy był pan Śmierciożercą, panie Malfoy?
- Tak. - Westchnął.
- Czy był pan pod działaniem zaklęcia Imperio w chwili przyjęcia znaku?
- Nie.
- Czy zabijał i torturował pan mugoli?
- Tak. - Nie widział ich. Wzrok mu się rozmazywał, a myśli błądziły gdzieś, nie mogąc skupić się na przesłuchaniu. Tak bardzo chciał to skończyć... - Po prostu mnie skażcie.
- Musi mi pan uwierzyć, panie Malfoy, że zrobiłbym to z wielką przyjemnością, ale niestety takie są procedury. Ministerstwo tak po prostu nie wysyła ludzi na śmierć, choć rozumiem, że ty chłopcze zostałeś inaczej wychowany.
Z ledwością powstrzymał pogardliwe prychnięcie. Przymknął ze znużeniem oczy, krzywiąc się, gdy łańcuch wbił mu się w żebra.
- Czy łączyły cię intymne relacje z Harrym Jamesem Potterem?
Drgnął, w jednej chwili otwierając szeroko oczy i koncentrując myśli na przesłuchaniu.
- Jaki ma to związek ze sprawą? - mruknął, dobrze znając odpowiedź.
- Proszę odpowiedzieć na pytanie.
Przełknął ślinę i starając się utrzymać maskę, burknął:
- Tak.
- Czy Sam-Wiesz-Kto rozkazał panu uwieść pana Pottera?
- Tak. - Zacisnął dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie we wnętrze dłoni.
- Czy wysłał pan swojego kochanka na śmierć?
- Ja... - Jak mógł sądzić, że wszystko pójdzie szybko i sprawnie? Jak mógł myśleć, że nie zadadzą mu takich pytań? Coś znów boleśnie ścisnęło go w środku, a on spuścił głowę, aby nie widzieli jego szklistego wzroku. - Tak...
- Czy zabił pan własne dziecko, panie Malfoy?
Zacisnął powieki, czując jak gorące łzy spływają powoli po jego zapadłych policzkach. Chcieli go złamać i udało im się. Nie był silny. Te trzy tygodnie w Azkabanie całkowicie go wyczerpały.
- T-ty sukinsynu... - wykrztusił.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, a w progu stanęły dwie postaci.
Harry Potter, wsparty na ramieniu swojego dawnego profesora Severusa Snape'a wkroczył do sali rozpraw, przyciągając spojrzenia wszystkich łącznie z Draco. Ten ostatni spojrzał na niego szeroko rozwartymi, szklistymi oczyma, zachłannie chłonąc każdą część jego ciała.
Harry nie wyglądał najlepiej. Szata wisiała na nim, jakby schudł w ostatnim czasie jeszcze bardziej, skóra była lekko szarawa i wyglądała na cienką jak papier, a oczy były przekrwione i tak puste, że Draco musiał na chwilę odwrócić wzrok. Szybko jednak znów spojrzał na niego, czując jak po raz pierwszy od tych trzech tygodni, znajome ciepło rozlewa się w jego wnętrzu. Mimo tego, że nie wyglądał najlepiej, Harry wciąż był dla niego najpiękniejszy i przede wszystkim ŻYWY. I nie potrafił znieść tego, że jego drobna, koścista dłoń jest zaciśnięta na ramieniu tego starego skurwiela.
- P-pan P-potter...
Pulchny mężczyzna wyglądał tak jakby w każdej chwili mógł paść przed Harrym i całować go po stopach. Jeszcze do niedawna Draco wyśmiałby go, ale przecież w tej chwili nie był od niego lepszy. Nie wtedy, gdy chodziło o Harry'ego.
Chłopak nie zwrócił uwagi na niskiego jegomościa, całą swą uwagę skupiając na Ministrze Magii, który wstał ze swojego krzesła, uśmiechając się delikatnie.
- Harry.
- Ministrze. - Brunet skinął głową, a następnie zwrócił się do Snape'a, mówiąc coś do niego cicho. Ten skinął głową i zostawił go, samemu siadając na jednej z ław, a Draco poczuł jak coś w nim szarpie się, żeby rzucić się na niego i go zniszczyć.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej, dziękuje. - Głos miał słaby i wyraźnie było widać, że nie czuł się zbyt dobrze.
- Chciałbyś zmienić swoje zeznania?
- Właściwie... Przyszedłem w sprawie propozycji Ministerstwa.
Shacklebolt zmrużył swoje ciemne oczy.
- Procesy już się zakończyły.
- Jeszcze nie. Właśnie jesteśmy na ostatnim, czyż nie?
- Nie sądzę, by to był najlepszy pomysł.
- Ministerstwo złożyło mi propozycje. To jest ostatni proces. Chcę wydać wyrok.
Na sali rozległy się szepty, ale Draco tego nie słyszał. To jedno zdanie brzęczało mu w uszach, a on czuł, jak zimny pot spływa mu po plecach. Zostać skazanym na pocałunek przez Wizengmot to nic w porównaniu do bycia skazanym przez Harry'ego.
"Jak bardzo mnie ukarzesz, kociaku?" - pomyślał, patrząc na niego z żalem i tęsknotą. Już nie martwił się swoją maską i tym, że wszyscy mogą wyczytać emocje z jego twarzy. Teraz już nic się nie liczyło poza patrzeniem na niego i słuchaniem jego głosu. Ostatni raz.
Potter i Minister przez chwilę mierzyli się spojrzeniami: jedno było zmartwione, a drugie przerażająco puste.
- Dobrze. Ministerstwo utrzymuje swoją propozycję. Masz wolną rękę. - Szepty wzmogły się, ale mężczyzna ukrócił je jednym gestem.
- Dziękuję Ministrze. - Harry skinął głową, a tuż obok niego zmaterializował się pergamin i magiczne pióro.
Draco odwrócił wzrok. Bał się tego, co może nadejść, ale był gotów na karę. Zasłużył. I pocieszał się tym, że mógł go jeszcze zobaczyć, zanim ten wyda wyrok.
- Ja, Harry James Potter, dziedzic starożytnego rodu Blacków uniewinniam Dracona Lucjusza Malfoya i wnoszę o natychmiastowe uwolnienie. - Głos miał spokojny i pewny, a gdy składał podpis, ręka nawet mu nie drgnęła.
Łańcuchy zadzwoniły i opadły, a w sali wybuchł gwar. Niektórzy czarodzieje wstali oburzeni ze swoich miejsc, inni siedzieli i w szoku patrzyli na Wybawiciela Czarodziejskiego Świata.
Natomiast Draco... On zamarł z lekko rozchylonymi ustami, a dźwięk opadających łańcuchów wywołał w nim coś czego z pewnością nikt by się nie spodziewał - strach.
Wyrok wciąż nie bardzo do niego docierał. Harry go uniewinnił? Miał żyć? Ale co to za życie, gdy nie będzie mógł go dzielić z Gryfonem? To miała być jego kara?
- Nie... - szepnął cicho, ale nikt go nie usłyszał w panującym hałasie. - Wszystko, tylko nie to...
- Cisza! - Minister uniósł się ze swojego miejsca, od razu uciszając Wizengmot. - Przypominam wszystkim, że zgodziliście się na początku, aby pan Potter decydował o wyrokach na Śmierciożercach. - Głos miał ostry i nieznający sprzeciwu. Różnił się od Knota w niemal wszystkich aspektach. - Czy tego właśnie chcesz, Harry? To twoja decyzja?
- Wiem, co robię Ministrze.
- Dobrze. - Skinął głową. - W takim razie niech tak się stanie. Zamykam posiedzenie.
- Harry! - Zupełnie jakby wybudził się z amoku, zerwał się z więziennego krzesła i ruszył w stronę wychodzącego bruneta, przy którym znów zmaterializował się Snape. - Harry!
- A ty gdzie? - Jeden ze strażników złapał go za ramię. - Może i jesteś wolny, ale na pewno za nim nie pobiegniesz.
- Puszczaj! - syknął, starając się wyrwać. - Harry!
Ostatnie co zapamiętał, to zaklęcie oszałamiające skierowane w jego stronę.

***

Rzeczy miał niewiele. Pieniędzy też tylko tyle, co na bilet. Pierwszy raz miał lecieć mugolskim samolotem i denerwował się, choć zdawał sobie sprawę z tego, że w jego przypadku był to bezpieczniejszy środek transportu, niż międzynarodowy świstoklik. Kto wie, co by otrzymał, zamiast prawdziwego świstoklika. Wielu czarodziejów nie było zadowolonych z wyroku jaki zapadł i czyhało na jego śmierć.
To nie tak, że pragnął życia. Na początku nawet chciał samemu zakończyć swoją marna egzystencję, ale stchórzył. Po raz kolejny okazał się zwykłym tchórzem i tak już zostało. Bał się śmierci. I nienawidził siebie i swojego życia. Musiał jednak wyjechać i to nie ze względu na ludzi, którzy go nienawidzili, ale ze względu na Harry'ego. Nie mógłby żyć w tym samym mieście, kraju ze świadomością, że on gdzieś tam jest i już nie należy do niego.
Musiał wyjechać.
Stara skrytka bankowa matki, która była zarejestrowana na nazwisko Black i nie mogła zostać zagarnięta przez Ministerstwo, należała się jemu. Wypłacił całą sumę, choć nie była zbyt duża i wybrał Francję jako miejsce swojego nowego życia. Wiedział jednak, że życie to nie będzie szczęśliwe. Będzie gorzkie i pełne wspomnień, ponieważ był pewien, że nigdy nie zapomni Harry'ego. Kochał go. Jego serce biło tylko dla niego i życie, na które skazał go Potter będzie najgorszą możliwą karą.
Ostatni raz spojrzał na Hogwart, w którym, jak dowiedział się z gazet, tymczasowo mieszkał Potter. Tęsknym wzrokiem obrzucił wieżę Gryffindoru, boisko i błonia, na których często wylegiwali się w cieplejsze dni. Zacisnął na chwilę powieki, czując kolejne ukłucie bólu, a następnie odwrócił się i zniknął w głębiach Zakazanego Lasu.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

14 komentarzy:

  1. na początku chciałam napisać, że cieszę się iż nie zamierasz zrobić z tego Snarry - jakoś nie trawie tego paringu ( gusta są różne czyż nie xd). A teraz przejdę do rzeczy
    To było genialne, z resztą jak zawsze. Harry i te jego wielkie wejścia xd zawsze wie kiedy zjawić się na czas xd Myślę, że Harry mu wybaczy, ale Draco będzie musiał się sporo napracować.
    Ciekawa jestem co się wydarzy dalej, wiec z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Życzę weny, czasu oraz jeszcze raz weny
    Pozdrawiam Nerra M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cooooo? Ja chcę więcej, jak mogłaś skończyć w takim momencie? 😈

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój telefon jest głupi i mnie nie lubi -_- dwa razy próbowałam dodać komentarz i dwa razy dodały mi się tylko jakieś urywki zdań -_- tak więc przeniosłam się do komputera, ażeby przelać tutaj swoje emocje. Dobrze, że mam manię kopiowania komentarzy przed opublikowaniem.
    Co się okazało, komputer też chrzani...
    Kaszlu, kaszlu...
    Chlip ;-; to było okrutne, skończyć w takim momencie ;-;
    Ale się cieszę, chociaż w moim mniemaniu Draco wciąż jest sku*wysynem, który nie zasługuje na kogoś takiego jak Harry. No dobra, robił to dla rodziny. Co nie zmienia faktu, że mógł mieć prawdziwą rodzinę, a zabił swojego synka/córcię. No i wreszcie doczekałam się dalszego ciągu.
    Jak on strasznie wygląda, moje serduszko płacze (oczy wyobraźni, meh...), taki kompletnie zniszczony. I tak się zastanawiam, co z Ronem i Hermioną. Czy jeszcze będą tu wspomniani. I dawno Alice nie widziałam ^^
    Dobrze, że Severus nadal mu pomaga i żałuję, że jednak nie było ani troszkę Snarry, ale przeboleję ^^
    Czy to w ogóle jedyne opowiadanie, jakie zamierzasz pisać? Chętnie przeczytałabym inne w Twoim wykonaniu (yaoi, mpreg, tego nigdy za wiele <3 ) ^^
    Weny życzę na kolejną część :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz <3
      Nie, nie jedyne. Znaczy, pomysłów mam wiele, chęci też, ale weny mało. Kiedyś pisałam Księżycowe i nie wiem, czy do niego nie wrócić, a poza tym myślałam nad jakimś snarry i autorskimi ;)

      Usuń
  7. Ta scena z robieniem sobie zdięć mnie wzruszyła nie wiem czy wyjazd Draco to dobry pomysł powinien zostać i walczyć cieszę się z uwolnienia Draco mam ochotę zabić Pensy za to,że pokazała Draco ta gazetę ja też się cieszę,że Severus pomaga Harremu pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej .. nie! Dzidzi nie żyje ;-; teraz to ja nie przeżyje...

    OdpowiedzUsuń
  9. Smutne zakończenie, ale takie są najlepsze. Szkoda, że Draco nie opamiętał się wcześniej i nie zasłonił Harrego przed zaklęciem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    Harry próbował się zabić, ostatni proces, proces Dracona i to w nim chciał uczestniczyć Harry i wydać wyrok, ktory jest... uniewiniający, Draco bardzo cierpiał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Byłam pewna, że Harry nie pozwoli zabić Dracona, przecież go kocha, a nie jest łatwo się odkochać.
    W sumie to jest najgorsza kara jaką mógł dostać Draco, śmierć byłaby dla niego wybawieniem, a strata Harrego największą mąką. Jak to jest, że doceniamy coś, gdy to stracimy?
    Nie przypuszczałam, że Harry będzie chciał odebrać sobie życie, tak bardzo mi go szkoda.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Płacze i płacze to jest piekne i smutne.. Piękne opowiadanie, tyle emocji ahh dalej nie mogę powstrzymać łez.. ����❤️❤️❤️❤️����

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    wspaniale, co? Harry próbował się zabić, ostatni proces, proces Dracona i to w nim chciał uczestniczyć Harry i wydać wyrok, ktory jest... (werble proszę) uniewiniający, och Draco bardzo cierpiał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń