środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 16

Kochani, ostatni rozdział został wyświetlony 125 razy (nie licząc tych, co czytali na stronie głównej),     a kliknięć mamy tylko sześć... Ja rozumiem, że niektórzy nie mają czasu na komentowanie lub najzwyczajniej w świecie wam się nie chce, ale naprawdę chciałabym żebyście klikali, bo pragnę znać wasze zdanie ;)
Oczywiście za wszystkie komentarze i kliknięcia gorąco wam dziękuje ;D
Po przeczytaniu ostatniego rozdziału moja beta stwierdziła, że Voldzio shippuje drarry i po kryjomu czyta fanfiki o nich xDD A ponieważ obie mamy tak samo zryte mózgi, zastanawiałyśmy się, czy powstał jakiś fanfik o tym... Rzuciło wam się kiedyś w oczy coś takiego? XD
W ogóle w dzisiejszym rozdziale mój fantastyczny pomysł zaczęłam wcielać w życie. Kto zgadnie o co chodzi?
A z informacji to zasmucę was, ponieważ wakacje się kończą (CZEMU?!) i następny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie.
Pozdrawiam ;)

______________________________________________________________________________

Następne trzy dni były zaskakujące. Harry bał się, że nie będzie mógł przestać myśleć o Draco, ale tak naprawdę Ślizgon nawiedzał jego myśli tylko w nocy oraz w tych chwilach, gdy usilnie starał się z nim porozmawiać. Potter był jednak nieugięty. Nie rozmawiał z nim, odkąd ten śledził go na spotkaniu z Philem i na razie nie zamierzał łamać swojego postanowienia. Musiał się od niego uwolnić. Poza tym, jego głowę zajmował nawał prac domowych, które namnożyły się w zastraszającym tempie. A gdy nie odrabiał zadań i nie myślał o Malfoyu, był zajętymi rozmowami z Ginny, Deanem i Nevillem. Miał wrażenie, że któreś z nich zauważyło zmianę w relacji jego i Dracona i dlatego postanowili mu pomóc, spędzając z nim czas i odganiając nieprzyjemne myśli. To było dobre. Harry nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był samotny w Hogwarcie w tym roku, dopóki nie zaczął spędzać regularnie czasu z tą trójką. Był im za to niezmiernie wdzięczny. 
Dzień czwarty okazał się równie przyjemny. Potter zszedł na śniadanie w świetnym humorze, całkowicie wypierając ze swojej głowy sen, w którym Draco Malfoy trzymał go w swoich ramionach, szepcząc jakieś bzdety i z uśmiechem na ustach usiadł na swoim stałym miejscu. Zjadł szybko, konwersując z najmłodszą Weasley o zbliżającym się meczu pomiędzy Ślizgonami i Krukonami. Następnie udał się na lekcje, które minęły szybko i całkiem nudno, zważając na to, iż tego dnia nie było ani Zielarstwa ani Eliksirów, na których musiałby się wysilać. Po szybko zjedzonym obiedzie, podczas którego Harry wdał się w rozmowę z Nevillem o Obronie przed czarną magią, z którą ten znów sobie nie radził, opuścił Wielką Salę, starając się nie zwracać uwagi na szare oczy spoglądające na niego i ruszył w stronę "swojej" sali. Wszedł do środka, ze znużeniem wyczyścił klasę, a następnie zasiadł i przywoławszy swoją gitarę akustyczną, zaczął grać. Po raz kolejny pogrążył się w muzyce, tym razem popełniając zasadniczy błąd, a mianowicie zapominając o zaklęciu wyciszającym, które zazwyczaj rzucał, nim zaczynał grać. Nic więc dziwnego, że jakieś piętnaście minut później drzwi od klasy otworzyły się, a do środka wszedł zaskoczony Dean Thomas. W pierwszej chwili Harry w ogóle go nie zauważył, zbyt skupiony na poprawnym uderzaniu w struny. Dopiero głos chłopaka sprowadził go na ziemię i Potter uniósł głowę, patrząc na drugiego Gryfona z całkowitym zdumieniem wymalowanym na twarzy.
- Wow! Jesteś fantastyczny! 
Harry zamrugał, ale szybko się zreflektował i wyciszył salę. 
- E... dzięki - mruknął. Rzucał to zaklęcie, ponieważ nie chciał, by ktoś dowiedział się o tym, że grał. A teraz stał przed nim jeden z jego współlokatorów i wpatrywał się w niego, jak w ufo. Westchnął. Jak mógł o tym zapomnieć?
- Nie wiedziałem, że grasz. - Zrobił kilka kroków w przód, jakby chciał usiąść na jednej z ławek, ale zatrzymał się, widząc krzywe spojrzenie zielonookiego. - Jeśli chcesz, mogę wyjść. 
- Nie, nie! - powiedział szybko Potter. Poczuł się jak kompletny idiota, gdy zobaczył zawiedziony wzrok chłopaka. Przecież tak naprawdę nic się nie stało. - Usiądź.
Dean usiadł na jednej z ławek w taki sposób, że znalazł się naprzeciwko bruneta i posłał mu szeroki uśmiech. 
- Długo grasz? - zapytał. 
- Od wakacji. 
- Serio?! - Thomas spojrzał na niego z niedowierzaniem. - To niesamowite! Jesteś zajebisty! 
Potter poczerwieniał, nieprzystosowany do wysłuchiwania komplementów i z prawdziwą ciekawością, zapytał:
- A ty? Grasz? 
Chłopak odwrócił wzrok, trochę zażenowany. 
- Tak, już kilka lat. Pierwszą swoją gitarę dostałem, gdy miałem dziesięć lat. Niestety, nauka grania zawsze szła mi opornie, choć bardzo to lubię... 
Zielonooki posłał mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów, co wywołało nagły błysk w oczach drugiego Gryfona i podając mu swoją gitarę, powiedział: 
- Zagraj. 
Thomas wziął gitarę i, nim zaczął grać, z szacunkiem przejechał dłonią po jej gryfie. 
- Um... tylko... nie spodziewaj się czegoś na tak wysokim poziomie, jak sam grasz - mruknął jeszcze i począł uderzać w struny. Jego palce lekko drżały, gdy wygrywał początek jednej z najbardziej lubianych przez Harry'ego piosenek. 
- Zaczekaj chwilę. - Potter zatrzymał jego dłoń i patrząc mu w oczy, powiedział: - Zacznij od początku. Chcę to zaśpiewać. 
Ten skinął głową, dziwnie poruszony zachowaniem najlepszego przyjaciela Ginny i ponownie zaczął uderzać w struny. Już po chwili całą salę wypełnił zaskakująco czysty głos Pottera:

Pistol shots ring out in the barroom night
Enter Patty Valentine from the upper hall.
She sees the bartender in a pool of blood,
Cries out, "My God, they killed them all!"
Here comes the story of the Hurricane,
The man the authorities came to blame
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world. *

Harry już miał zaczynać drugą zwrotkę, gdy ze zdumieniem zauważył, że jego kolega przestał grać. Spojrzał z zaskoczeniem na chłopaka, którego wzrok był skierowany gdzieś w bok i zapytał: 
- Czemu skończyłeś? To było świetne. 
Jednak nie otrzymał odpowiedzi, bo usłyszał głos, którego z pewnością nie chciał słyszeć w tej chwili. 
- Jeden ci nie wystarcza, Potter?
***
Dean Thomas z zaskoczeniem przyglądał się, jak jego współlokator przekręca lekko głowę i spogląda prosto w oczy Dracona Malfoya. Dean nigdy nie uważał się za tchórza. Posiadał wiele gryfońskich cech, a jedną z nich była odwaga. Jednakże, gdy dzisiaj spojrzał w te zimne, szare oczy, które mówiły jedno: "Jesteś martwy", był przerażony. Malfoy swoją obojętnością i chłodem nigdy nie robił na nim szczególnego wrażenia i dlatego nigdy nie rozumiał Pottera i Weasleya, na których zdawało się to działać niczym płachta na byka. Dzisiaj jednak zrobił na nim piorunujące wrażenie. Biło od niego coś mrocznego, przerażającego i Dean nie mógł powstrzymać lekkiego drżenia, jakie wywołało na nim to spojrzenie. 
- Nie wiem o czym mówisz, Malfoy. 
Chłopak wyrwał się ze swoich myśli i począł przyglądać się scenie rozgrywającej się na jego oczach. 
Harry patrzył obojętnym wzrokiem na Ślizgona, który zaciskał dłonie w akcie bezsilnej złości. 
- Dobrze wiesz o co chodzi - wysyczał Malfoy swoim najbardziej jadowitym głosem. - Najpierw twój mugolski przyjaciel, a teraz chłopak twojej przyjaciółeczki. Rozkręcasz się. 
Thomasa zaskoczyły te słowa. Jak Malfoy mógł pomyśleć, że on i Potter coś ze sobą...? Nie, to było absurdalne. Nie miał nic do homoseksualistów, ale on sam był stuprocentowo heteroseksualny, a poza tym był z Ginny, którą naprawdę kochał... 
- Przestań pieprzyć, Malfoy. 
Dean widział ruch szczęki Pottera, gdy ten zaciskał zęby. Mocno. Bardzo mocno. 
- Jeszcze nie zacząłem. - Brew uniesiona do góry i chłopak mógł tylko wydać z siebie głębokie westchnienie, gdy Potter wściekle uniósł się z krzesła i zacisnął pięści. 
- Daj mi wreszcie spokój! - warknął. 
To chyba jednak nie podziałało, ponieważ Ślizgon w dwóch krokach znalazł się przy brunecie, owinął jedno ramię wokół jego talii i przyciągnął do siebie. 
- Puszczaj! Słyszysz?! Puszczaj do cholery! 
Thomas był tak zajęty "zbieraniem szczęki z podłogi", że nawet na to nie zareagował. Oczywiście słyszał pogłoski, że Harry i Malfoy kręcą ze sobą, ale aż do teraz nie wierzył w ich prawdziwość. A to niespodzianka... 
- Nie, kochanie. - Skrzywienie na twarzy Pottera. - Należysz do mnie, zapomniałeś? 
- Nigdy! 
- Za późno. - Malfoy uśmiechnął się kpiąco i puścił Gryfona, który zatoczył się do tyłu, a później odwrócił się w stronę zastygłego w bezruchu Deana. - Dotknij go, a będziesz modlił się o Avadę. 
I wyszedł. Tak po prostu. A dwójka Gryfonów stała w bezruchu jeszcze przez pięć kolejnych minut, zanim otrząsnęli się, by powrócić do wcześniejszej czynności. Żaden z nich nie wspomniał o Malfoyu. 
***
Następny tydzień nie przyniósł nic nowego. Malfoy nie próbował już z nim rozmawiać, zbyt zajęty romansowaniem z Pansy Parkinson, która nie kryła zachwytu spowodowanego tym faktem. Zaskakujące było jednak to, iż Draco robił się taki chętny na ich przytulanki tylko wtedy, gdy Harry był w pobliżu... 
Potter był zazdrosny. Oczywiście. Ale nie na tyle, by nie móc wyśmiewać idiotycznego pomysłu Ślizgona. Także ten tydzień nie był jakiś nadzwyczajny. Gryfon miał jedno spotkanie ze Snape'em, które okazało się bardzo owocne, ponieważ mężczyzna bardzo szybko opanowywał magię umysłu, co tylko udowadniało Harry'emu, że był on naprawdę bardzo potężnym czarodziejem. 
Poza tym Gryfon codziennie spotykał się z Deanem, który okazał się naprawdę świetnym chłopakiem. Znaleźli wiele wspólnych tematów i okazało się, że w przyszłości mogliby być przyjaciółmi. Sami się dziwili, że przez tyle lat nie zauważyli tego. Każdego dnia siadali w opuszczonej klasie, grali, rozmawiali i śmiali się. Harry musiał przyznać, że Ginny miała naprawdę szczęście, mając takiego chłopaka. Dean był szczery, radosny, zabawny i inteligentny. Zielonooki naprawdę polubił jego towarzystwo. 
Teraz kierował się w stronę starej sali od transmutacji, gdy zauważył drugiego Gryfona opartego o ścianę i najwyraźniej czekającego na niego. 
- Hej. Coś się stało? - zapytał szybko. W odpowiedzi otrzymał szeroki uśmiech. 
- Nie, ale pomyślałem, że moglibyśmy zmienić swoje plany i trochę polatać. Co ty na to? Dziś taka piękna pogoda... 
- Jasne! - Harry naprawdę się ucieszył. Odkąd odszedł od drużyny Gryfonów, nie dosiadł swojej Błyskawicy ani razu i teraz chętnie skorzystał z propozycji. Wyszli razem z zamku, kierując się w stronę boiska. Przywołali swoje miotły - Harry Błyskawicę, a Dean "Nimbusa 2000", którego otrzymał w prezencie rok wcześniej. Ze schowka przy szatniach zabrali piłki i ustawili się naprzeciw siebie. Najpierw zrobili kilka okrążeń wokół bramek, a później zaczęli rzucać kaflem. Wpierw Harry zajął pozycję bramkarza i starał się nieudolnie bronić wszystkich trzech pętli, co było dla niego nie lada wyczynem, ponieważ Thomas był naprawdę świetnym ścigającym. Mieli przy tym sporo zabawy, a Potter czuł się cudownie. Znów czuł to ekscytujące uczucie, które towarzyszyło mu tylko wtedy, gdy latał.Silne podmuchy wiatru uderzały mu w twarz i był niemal pewny, że we włosach ma przynajmniej kilka jesiennych liści. Pogoda była fantastyczna w porównaniu z tym, co było przez ostatnie kilka dni, ale i tak było zimno, więc chłopcy, gdy po dwóch godzinach zakończyli swoją zabawę, byli przemarznięci. Wylądowali na murawie i schowali piłki do skrzyni, a następnie odstawili ją na miejsce. Odesłali swoje miotły i chuchając na przemarznięte dłonie, ruszyli szybkim krokiem w stronę zamku. 
- Gorąca czekolada? - zapytał Dean. 
- Jasne. - Harry uśmiechnął się szeroko. - I kiedyś cię pokonam, zobaczysz. 
- Możesz pomarzyć, Potter. 
Obaj roześmiali się serdecznie. Nie doszli jednak nawet do połowy drogi, gdy na ich drodze pojawił się blond włosy Ślizgon. Harry z ledwością powstrzymał jęk. 
- Potter, musimy porozmawiać. - Kompletnie zignorował drugiego Gryfona, nie poświęcając mu nawet jednego spojrzenia. - To ważne. - Dodał, widząc powątpiewające spojrzenie bruneta. 
Potter patrzył jeszcze chwilę na Malfoya, nim wzruszył ramionami i ruszył przed siebie, wiedząc, że ten podąży za nim. Odwrócił się jeszcze i rzucił krótkie "zaczekaj" do zamyślonego Thomasa. 
- Więc... o co chodzi? - zapytał, gdy znaleźli się już wystarczająco daleko, by Dean nie mógł ich usłyszeć. 
- Dzisiaj o dwudziestej odbędzie się atak na jedną z mugolskich ulic, Abbey Road w zachodniej części Londynu.
Stał tam, mrugając oczami i przez chwilę nie rozumiejąc, co się przed chwilą stało. Czyżby Malfoy postanowił go zawiadomić o ataku Śmierciożerców? Nie, to było niemożliwe... 
- S-słucham? - wydukał w końcu. 
- Atak, Potter - syknął cicho. 
- Czemu mi to mówisz? 
W odpowiedzi blondyn wzruszył ramionami. 
- E... dzięki... Draco - powiedział wreszcie i poczekał, aż ten odwróci się i odejdzie w stronę zamku. Stał tam jeszcze chwilę, patrząc na znikającego w wejściu Ślizgona, a następnie odwrócił się w stronę Deana. Ruszył szybkim krokiem i już po chwili stał przy chłopaku, który spoglądał na niego z zainteresowaniem. 
- Coś się stało? 
- Wybacz Dean, ale będziemy musieli przełożyć naszą czekoladę. Muszę szybko coś załatwić. 
- E... spoko. 
Harry posłał mu jeszcze jeden, trochę nerwowy uśmiech, a następnie szybkim krokiem podążył w stronę wejścia do zamku. Musiał koniecznie kogoś o tym zawiadomić. Najpierw pomyślał o dyrektorze, ale później uświadomił sobie, że Dumbledore oczekiwałby od niego wyjaśnień, a on nie chciał wydać Malfoya. Zatrzymał się wpół kroku i odwrócił na pięcie, a następnie ruszył w stronę przeciwną, do lochów. Wiedział, że tylko jednej osobie może o tym powiedzieć. Poza tym tak naprawdę ta wiadomość mogła nie być dla Snape'a czymś nowym, ponieważ to on był szpiegiem Zakonu i z pewnością już poinformował o tym ataku dyrektora. Jednakże postanowił się upewnić. Szedł ciemnymi, opustoszałymi korytarzami, ponieważ większość osób postanowiła spędzić ten słoneczny dzień na błoniach, dopóki nie dotarł do drzwi gabinetu Mistrza Eliksirów. Zapukał dwa razy i czekał, mając nadzieję, że mężczyzna znajdował się w środku. Dopiero po dłuższej chwili, gdy Gryfon miał już odwrócić się i podążyć do wieży Gryffindoru, drzwi otworzyły się i w progu stanął wysoki, czarnowłosy mężczyzna.
- Czego?! - warknął, gdy zobaczył kto stoi pod jego drzwiami. 
- Musimy porozmawiać. To pilne. 
Snape bez słowa odsunął się, tym samym wpuszczając go do środka. Jak zwykle podszedł do swojego biurka i zasiadł za nim, wbijając w Pottera swoje przenikliwe spojrzenie.
- Co cię do mnie sprowadza, Potter?
- Powiedział już pan dyrektorowi o dzisiejszym ataku Śmierciożerców, profesorze? 
Jedna z brwi mężczyzny powędrowała ku górze.
- O jakim ataku, Potter? 
Harry nie krył zaskoczenia, gdy podszedł do biurka profesora i opadł na drugie krzesło. 
- Nie wiedział pan? Myślałem, że jest pan szpiegiem Zakonu...
- Dowiem się wreszcie o co chodzi?! - syknął, najwyraźniej zirytowany swoją niewiedzą. 
- Malfoy przyszedł dzisiaj do mnie i poinformował mnie o ataku na mugolską ulicę Londynu, Abbey Road. 
Słysząc to, Mistrz Eliksirów zerwał się z krzesła i ruszył w stronę drzwi prowadzących do swoich prywatnych komnat. Zatrzymał się jednak i odwróciwszy głowę, powiedział: 
- Zaczekaj tu, Potter. 
I zniknął. 
***
Harry faktycznie czekał w gabinecie Snape'a. Ale gdy minęło pół godziny, a mężczyzna wciąż się nie pojawiał, zaczął się nudzić. Wstał z krzesła i obszedł pomieszczenie dookoła, ale poza paroma szczególnie obrzydliwymi składnikami do eliksirów, nie znalazł tam nic ciekawego. Z lekkim wahaniem podszedł do drzwi, za którymi znajdowały się prywatne komnaty profesora i pchnął ciężkie drewno. Znalazł się w przestronnym salonie w typowo ślizgońskich kolorach. Na środku stała duża, zielona kanapa, a przy kominku znajdowały się dwa pasujące fotele, zupełnie jak w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Trochę dalej, od lewej strony kanapy znajdował się barek wypełniony najróżniejszym alkoholem. Natomiast przy jednej ze ścian znajdował się ogromny regał wypełniony książkami, który pokrywał całą jej powierzchnię. Harry musiał przyznać, że mimo typowo ślizgońskiego wystroju, podobało mu się tu. Opadł na sofę, która okazała się bardzo miękka i położywszy głowę na oparciu, przymknął oczy. Nim się spostrzegł, już spał. 
- Potter, ty durniu, wstawaj do cholery! - Ktoś niezbyt lekko szarpał go za ramię i Harry z niezadowoleniem uchylił powieki. Ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy spojrzał w ciemne tęczówki, które patrzyły na niego morderczo i dopiero po kilku długich chwilach dotarło do niego, gdzie się znajdował. Zamarł z przerażenia. 
- Pro-profesorze... j-ja... - Zaczął się jąkać. 
- Zamknij się, Potter! - Mężczyzna podszedł do swojego barku i wyciągnął Ognistą. Nalał sobie do szklaneczki, a następnie zajął jeden z foteli i spojrzał na niego z wściekłością. - Zastanawiam się, kto pozwolił ci wchodzić do moich osobistych komnat... 
- Przepraszam profesorze. - Spuścił głowę, gapiąc się na swoje kolana. - Zacząłem się nudzić i byłem ciekawy... 
- Ach, tak! Ta gryfońska ciekawość! Jak ja na to nie wpadłem? - Jego głos był ironiczny i Harry poczerwieniał z zażenowania. 
- Ja naprawdę przepraszam... - wydukał. 
- Dobra, Potter. Mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż twoje idiotyczne zachowanie. Poinformowałem dyrektora. Zakon wszystkim się zajmie. 
- To dobrze. 
- Racja. Ale zastanawia mnie, dlaczego ja nie wiedziałem o tym ataku, a jestem jednym z najbardziej zaufanych ludzi Czarnego Pana... 
- Um... ja nie wiem... 
Mężczyzna wywrócił oczyma. 
- Przecież wiem, że tego nie wiesz, Potter - prychnął. - Zastanawiam się również, czemu Malfoy powiedział to właśnie tobie. 
Gryfon uniósł głowę. 
- To akurat nie jest zaskakujące, profesorze. Chciał mi udowodnić, że tak naprawdę nie dołączył do Śmierciożerców z własnej woli. 
- A czemu mu tak na tym zależy? 
- Bo chce żebym do niego wrócił... - mruknął cicho. 
- Nie słyszałem, panie Potter. - Snape uśmiechnął się drwiąco. 
- Bo chce żebym do niego wrócił! - warknął. 
Severus zacmokał. 
- I zamierza pan to zrobić, panie Potter?
- Czemu w ogóle o tym rozmawiamy?! - Zdenerwował się. 
- Spokojnie, Potter. Muszę się dowiedzieć, czy zamierzasz... - Skrzywił się z niesmakiem - ...wybaczyć Malfoyowi, ponieważ może on się okazać przydatny, tak jak dziś, ale równie niebezpieczny. Nie możesz mu zaufać. Nie w stu procentach. 
Harry skinął głową. Wiedział o tym. Z jego ust wydobyło się głośne ziewnięcie. 
- Myślę, że już pójdę, panie profesorze. 
- Idź. I zastanów się nad tym. 
- Tak zrobię. Do widzenia. 
Potter opuścił pomieszczenie, przeszedł przez gabinet i znalazł się na zimnych, przerażająco ciemnych lochach. Zadrżał i wyciągnął różdżkę, szepcząc ciche: 
- Lumos. 
Szybkim krokiem przemierzał korytarze, a gdy wreszcie wszedł po schodach i znalazł się piętro wyżej, odetchnął głęboko. Schował różdżkę w kieszeni spodni i ruszył w stronę wieży Gryffindoru. Był świadomy, że było już późno i miał tylko nadzieję, że nigdzie nie natknie się na woźnego i jego dziwną kotkę. 
Miał szczęście i gdy znalazł się przed portretem Grubej Damy, wypowiedział hasło i wszedł do środka. Pokój Wspólny był niemal pusty, ale Harry nie zamierzał w nim zostawać i od razu skierował swe kroki ku dormitorium chłopców. Wszedł do środka i pierwsze, co ujrzał to Deana, który siedział na swoim łóżku i spoglądał z zamyśleniem w okno. 
- Hej - powiedział cicho Harry i zrzucił z siebie grubą bluzę, pod którą miał zwykły czarny podkoszulek. 
- Hej. - Dean posłał mu delikatny uśmiech, a następnie wziął coś ze swojej szafki nocnej i podszedł do niego. Brunet poczuł zapach czekolady. 
- Och. 
- E... pomyślałem, że będziesz miał ochotę... - Wydawał się lekko zażenowany. - Jest zaczarowana. 
Potter wziął kubek i wziął łyk słodkiego napoju. Był pyszny. 
- Dziękuję - mruknął. 
- To ja... pójdę już spać. Dobranoc Harry. 
- Dobranoc Dean. 
Gryfon usiadł na swoim łóżku, a na jego twarzy pojawił się bezwiedny uśmiech. Czekolada to było coś, czego teraz potrzebował. 
***
Noc była zimna, a wokół panowała cisza. Trzy postacie ubrane w czarne szaty stały w cieniu, tuż koło jakiegoś rozwalającego się budynku i rozmawiały ze sobą cicho. Dwóch z nich wydawało się nieco poddenerwowanych. 
- I pamiętajcie. To ma być wypadek. - Jeden z nich odezwał się. Jego głos był cichy i opanowany, choć dało się w nim wyczuć groźne nuty. - Jeśli coś pójdzie nie tak, zginiecie. 
- Sam nie możesz tego zrobić? 
- Nie, bo jeślibym wpadł, to byłbym spalony w Hogwarcie, a to pokrzyżowałoby plany Czarnego Pana. 
Mężczyźni skinęli głowami. Już mieli odejść, kiedy jeden z nich zapytał o coś, co zastanawiało go od samego początku.
- Dlaczego właśnie on? Co takiego zrobił?
- Był za blisko. Tyle musi ci wystarczyć. A teraz się wynoście. 
Zniknęli. 
Samotna postać ruszyła w stronę ogromnego zamku. Musiała tam dojść, nim nadejdzie świt.

________________________________________________________

* Bob Dylan - "Hurricane". Ciekawostką jest to, iż właśnie przy słuchaniu tej przygnębiającej piosenki, wpadłam na pomysł napisania tego opowiadania ;D 

Następny rozdział: 06.09

9 komentarzy:

  1. Hej, hej :D
    Rozdział był super. W końcu Harry zaczął odżywać. Czy mi się wydaje, czy chcesz zrobić zespół? Może Phil dołączy? Będą grać na koncertach?? Będą sławni??? Ehh, na razie wybiegam w przyszłość.
    Cieszę się, że Dean pojawił się w akcji. I przyniósł mu czekoladę!!! :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny ^.^
    Panna Riddle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha, to jest dobre! xDD "Błyskawica Band" (pomysł autorski bety) - to by było świetne, nie? xD
      Niestety, od mojego fantastycznego pomysłu byłaś daleko, choć Twój jest równie genialny :D
      Ktoś ma jakieś inne pomysły?
      Harry + Dean + czekolada - czyż to nie cudowne połączenie? ^^

      Usuń
  2. Hej cieszę się,że rozdzał za 2 tygodnie akurad wrucę z turnusu ja równiesz się cieszę z powodu Dena cieszę się,że chłopcy się zasprzyjaznili ciekawi mnie o jakich planach voldemorta wspominał Draco podobają mi się relację Herrego i Severusa cieszę się,że Herry ma przyjaciu mimo,że Ron i Hermiona go opuśili pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze genialny. Moje niekomentowanie jest spowodowane czytaniem na telefonie na którym komentować się nie da. Szkoda że następny rozdział dopiero za dwa tygodnie, ale no cóż przeżyłam maraton horrorów z bratem to przeżyje i to.

    Baba-Jaga

    OdpowiedzUsuń
  4. UUU teraz przez chwile zastanawiałam się czy Draco powiedział o tym zamachu dla Harrego żeby go przekonać do siebie czy po to by pokazać mu, że mu zależy na Harrym. Jednak czytając koniec myśle jednak, że chodzi o uczucia i Draco poczuł się zazdrosny. Jednak czy Harry wybaczy mu atak na przyjaciela ? zastanawiające
    Eterna

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    Draco jest bardzo zazdrosny o Harrego, tak tu zazdrosny jak z kimś rozmawia, a sam jakieś umizgi stosuje do Pansy, czyżby to Malfloy coś planował mam złe przeczucia co do tego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyżby Draco zamierzał skrzywdzić Phila? Co się dzieje?
    Czyżby Malfoy sam zaplanował atak?
    Bardzo dobrze, że Harry olewa Draco, tak trzymaj.
    Super, że Harry zaprzyjaźnił się z Deanem :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    pięknie, Draco jest bardzo ale to bardzo zazdrosny o Harrego, zazdrosny o Harrego jak ten z kimś rozmawia, a sam jakieś umizgi stosuje do Pansy, czyżby to Malfloy coś planował mam bardzo złe przeczucia co do tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, pięknie, pięknie, Draco jest bardzo zazdrosny o Harrego... Harry nie może z kimś rozmawiać bo ten jest zazdrosny, a sam jakieś umizgi stosuje do Pansy... nie ma monopolu na Harrego... czyżby to Malfloy coś planował? mam bardzo złe przeczucia co do tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń